Mam już dość deszczu. Wczoraj burza za burzą, a dziś leje jak z cebra. :/
Dziękuję za komentarze. :D
Drzwi
otworzyły się z hukiem i do wielkiej sali ministerialnej w Elmeriad
wpadł rozsierdzony Riven Saeros. Nie dość, że po tej nocy miał
zły humor, to jeszcze musiał spotkać się z tym człowiekiem,
który kazał uwięzić jego przyjaciela i to w jednej z najgorszych
cel. Poza tym, pomimo wpłacenia grzywny, strażnicy nie zamierzali
uwalniać Terrika, tłumacząc się tym, że minister zmienił zdanie
i więzień musi odsiedzieć jeszcze jedną noc. To przelało szalę
jego zszarganych nerwów. I wszystko przez to, że minister czuł się
obrażony!
–
Kto
panu pozwolił tu wejść? – krzyknął minister, siedząc za swym
potężnym biurkiem. Trzymał na kolanach młodszą o jakieś
dwadzieścia lat kobietę.
– Prawo króla,
którego ty nie respektujesz! Książę Riven Saeros we własnej
sobie! Twój przyszły król!
– Książę? –
Mężczyzna zepchnął z kolan kobietę i wystraszony podniósł się.
Dziewczyna uciekła bocznym wyjściem. – Co tu robi syn naszego
króla?
–
Chcę
się dowiedzieć, dlaczego mój przyjaciel, hrabia Melisi, nadal ma
przebywać w tych cuchnących lochach? Zapłacił grzywnę i może
wyjść. – Jak Galdor powiedział mu, gdzie trzymają Terrika,
wściekł się. Jak bardzo próżny i zakochany w swej nader
brzydkiej osobie był główny minister, skoro osobę, która go
obraziła, wtrącił do lochu dla morderców?
– Obraził głowę
urzędu.
–
Pańską?
A co w niej jest takiego, czego obrazić nie można? – Na te słowa
minister poczerwieniał ze złości. – Za obrażanie urzędników
publicznych jest tylko kara pieniężna. Nie to, co zafundowałeś
hrabiemu Melisi. Ile osób musiało tam spędzić czas, bo
wypowiedziało się nieprzychylnie o tobie?
–
Prawo
ma każdy respektować. Nie mogę sobie pozwolić na obrażanie mnie
i moich kolegów. Poza tym, miejsca w celach aresztu na parterze
posterunku nie było...
– Bo za dużo ludzi
przez ciebie jest tam zamkniętych! I to dlatego, że mają własne
zdanie.
– Za zniewagę muszą
ponieść karę! – krzyknął minister.
–
Śmiesz
podnosić głos na swego księcia? – Teraz to nie był Riven, syn,
mąż, przyjaciel. Teraz przed ministrem stał książę Saeros, a
zimne oczy wwiercały się w potężną posturę mężczyzny. – Jak
długo sprawujesz rządy w mieście? Chodzą słuchy, że nie jesteś
sprawiedliwy. Biednym zabierasz ostatniego leita. Ludzie nie mają co
jeść. Natomiast bogaci opływają w luksusy. – Przechadzał się
po sali. Jej przepych jasno mówił, na co szły wszystkie leity. –
Król będzie wielce zainteresowany szczegółami twoich rządów.
Już pyta, dlaczego umowa, o którą zabiegałeś, z twojej winy nie
doszła do skutku. – Przed oczami zobaczył uradowanego króla z
powodu wieści o skonsumowaniu małżeństwa.
– Ale książę...
–
Ktoś
dał ci lepsze warunki zakupu przez ciebie zboża – przerwał mu.
Nie interesowały go wyjaśnienia. – Mniej zapłacisz za ziarno,
które jakością jest o wiele gorsze od tego, co rośnie w okolicach
stolicy. Gorsze ziarno, a ceny większe dla ludności. Zarobisz spory
majątek na tej akcji. Nie patrz takim wzrokiem. Nie jestem
jasnowidzem, ale słyszę szepty po korytarzach. Człowiek wiele się
może dowiedzieć, anonimowo przebywając wśród ludzi. – Tak
naprawdę popytał urzędników wiernych królowi o to, co się
dzieje. Ludzie z Elmeriad także byli chętni do przekazania
informacji Galdorowi. – Nic by nie wyszło na jaw, gdybyś przyjął
hrabiego Melisi i powiedział o tym, że umowy nie podpiszesz, a
wszelkie traktaty ze stolic ulegają zmianie.
– Hrabia przybył nie
w porę. Mógł umówić się ze mną na dziś.
– Ale był umówiony
na wczoraj. A ty zajmowałeś się dziewką, która mogłaby być
twoją córką! Nie obchodzi mnie to, ale sprawy prywatne trzeba
oddzielić od służbowych. Chociaż... – Riven zawiesił na chwilę
głos – zostawienie ciebie na tym stanowisku oznaczać będzie
zgodę na przesiąkanie tych murów przekupstwem. Wspiąłeś się na
szczyt z łatwością, ale chyba zapomniałeś jak łatwo z
piedestału się spada. – Riven sięgnął do wewnętrznej kieszeni
płaszcza. Wyjął zwój pergaminu i rzucił na biurko.
– Co to, książę? –
Minister drżącą ręką podniósł dokument.
–
Byłem
przewidujący. Za hrabiego bym tego nie zrobił, ale wiadomość,
jaka do mnie dotarła wraz z informacją o aresztowaniu mojego
przyjaciela, dała mi do myślenia. Znawca prawa Kraud, mądry
staruszek, przygotował pewien dokument, który podpisał król. Tak
na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że twoje czyny nie są
czyste.
Minister
rozwinął pergamin i w miarę czytania jego oczy powiększały się.
Ręce trzęsły, najprawdopodobniej z nerwów, o czym świadczyły
zaciśnięte zęby.
– To decyzja o
odwołaniu mnie.
–
Przecież
nie nagroda. To są ostatnie twoje minuty w tym budynku. – Podszedł
do drzwi i otworzył je. Do środka weszło kilku wysoko postawionych
ministrów. – Panowie będą świadkami. Ministrze Nibot,
oficjalnie zostajesz pozbawiony tytułu ministra i wszelkich
przepustek oraz uprawnień związanych ze stanowiskiem. Od teraz
jesteś zwykłym obywatelem Elmeriad.
–
Wy,
z pałacu, zawsze trzymacie się razem! Królewskie przydupasy i
potomkowie Saerosów! – Były minister był wściekły. Żałował,
że wsadził za kratki tego Melisi.
–
Potwierdzam,
że nie zostałeś pozbawiony stanowiska z powodu aresztowania
hrabiego Mielisi. To twoje decyzje same ci w tym pomogły.
Sprawiedliwość zawsze sięga po swoje. – Riven odwrócił się do
jednego z zebranych. – Ministrze Poulodern, od dziś ty pełnisz
funkcję głównego ministra do czasu, aż nie wybierzecie uczciwego
przedstawiciela ze swojej grupy, panowie. Ministrze Paulodern,
poproszę o zwolnienie hrabiego Melisi z aresztu.
– Zaraz spiszę
dokument. – Człowieczek o nikłej posturze podszedł do regału i
wziął odpowiedni dokument, który podpisał. Odłożył pióro i
podał go księciu.
–
Doskonale.
Niech pan, panie Nibot, tak nie patrzy. Każdy dostaje to, na co
zasługuje. Proszę się cieszyć, że nie miałem dowodów na pana
czyny. Inaczej zająłby pan miejsce mego przyjaciela. Chociaż
pozwalam panu zastępcy znaleźć coś, co świadczyć będzie o
oszukiwaniu mieszkańców i przekupstwach. Za miesiąc chcę znać
dokładny raport ze sprawowania nowego urzędu, który wybierzecie.
Żegnam. – Jego ciężkie buty odbiły się na posadzce z czystego
marmuru, gdy ruszył w stronę wyjścia.
Na korytarzu czekał na
niego dowódca Galdor wraz ze swoimi ludźmi i strażą przyboczną
księcia.
– I jak, panie?
–
To
jest dokument uprawniający do zwolnienia Terrika. Przekaż to
dowódcy straży. A sam minister już nie jest na swoim stanowisku.
Dostał to, na co zasługuje. Moim zdaniem powinien zostać skazany i
znaleźć sobie twardą pryczę w lochu, lecz nie mogę postępować
samowolnie. Coś mi się wydaje, że Nibot już niedługo pocieszy
się z wolności. Idź do Terrika. Jak tylko wyjdzie, wyruszamy do
pałacu. Nie mam ochoty dłużej przebywać w tym mieście.
Gdy
będą w pałacu, da przyjacielowi chwilę odpoczynku i będzie mógł
z nim porozmawiać. Już wyobrażał sobie tę burzę. Wychował się
razem z nim i pozwalał Terrikowi na wszystko. Nawet na obrażanie
go. W innym wypadku nie pozwoliłby sobie na takie rzeczy. Dlatego
już czuł, że będą gromy lecieć.
–
Już
do niego idę, panie. – Yavetil ukłonił się. Całe szczęście,
że do listu z informacją dołączył zasłyszaną w biurze
pocztowym informację o tym, jak minister Nibot niszczy dobrych
ludzi. To przyspieszyło procedurę uwolnienia jego ukochanego.
–
Poczekam
na was przy bramie wjazdowej do miasta – rzucił Riven, zanim
dowódca wraz z dwoma swymi żołnierzami zeszli po schodach na dół.
*~~*~~*
Terrik
był cały brudny. Z odrazą strzepnął z rękawa pajęczynę i
wzdrygnął się. Nienawidził pająków. Myśl, że z tej sieci
mogło korzystać coś wielkiego, czarnego i włochatego przyprawiała
go o dreszcze ze strachu. Do tego pajęczych sieci w celi było dużo.
Wczoraj tego nie zauważył.
–
Paniczyk
się tak nie boi. Tutejsze pająki krzywdy nie robią – odezwał
się jeden z rzezimieszków, siadając przy nim. Terrik ledwie
powstrzymał się przed skrzywieniem. Smród od tego człowieka był
okropny, a z ust jeszcze gorszy. Z tego, co się dowiedział, to
kąpiele były tu raz w miesiącu. Polewali ich zimną wodą, nie
użyczając nawet mydła. Ileż on by dał za kawałek najgorszego
mydła i miskę wody. Zwariuje, jak przyjdzie mu spędzić w tym
miejscu jeszcze jedną noc.
–
Pamiętam,
jak z kolegą mieliśmy robotę – mówił ten, którego zwali
Griwan. – Trzeba było załatwić pewnego kupca...
– Niech lepiej nic
pan nie mówi – wtrącił Terrik.
–
Spokojnie,
ja już po wyroku. Kolega też. – Wskazał na tego, co zazwyczaj
leżał na pryczy. – Nikt już za to drugi raz nas nie skaże.
Mieliśmy tą robotę... – kontynuował swoją opowieść
współwięzień.
Melisi
nie miał odwagi mu powiedzieć, że tu chodzi o smród z jamy
ustnej, a nie winę współtowarzysza. Odsunął się trochę, żeby
Griwan na niego nie chuchał. Martwił się, dlaczego jeszcze tu
jest. Musiało już być popołudnie, gdyż niedawno podano obiad.
Chociaż obiadem tego nazwać nie mógł. Wodnista zupa i kawałek
czerstwego chleba nie pozwalały mu nic przełknąć, więc z jego
porcji chętnie skorzystał staruszek, który teraz spał. Mężczyzna
siedział tu już od piętnastu lat za zabicie żony, która go
zdradzała. Tak bywa, jak poślubi się młódkę i nie zaspokoi jej
potrzeb. Nigdy nie wierzył w to, że młoda dziewczyna wychodzi za
majętnego starca z miłości. Koń by się uśmiał albo nawet całe
stado. Ta myśl o miłości przeniosła go do Yavetila. Widział go
rano i tęsknił. Gdy stąd wyjdzie, pierwsze, co zrobi, to go
przytuli... Nie, najpierw wymoczy się w gorącej wodzie i
pachnidłach przez tydzień, a potem przytuli Yavetila. Tylko niech
bogowie pozwolą mu opuścić to miejsce.
Jak
na zawołanie usłyszał otwierające się drzwi do lochów.
Oznajmiło to donośne piszczenie zawiasów. Któryś ze strażników
schodził po schodach. Po chwili kroki zbliżały się do ostatnich
cel. Najciemniejszych i najgorszych. Postać strażnika stanęła po
drugiej stronie krat. Mężczyzna rozejrzał się. W ręku
pobrzękiwały mu klucze do cel.
– Terrik Melisi.
– To ja. – Hrabia
wstał i podszedł do krat.
– Wychodzisz.
Ulga, która poczuł,
była najwspanialszym uczuciem na świecie.
– Powodzenia na
wolności, paniczyku – rzekł Griwan.
*~~*~~*
Po
powrocie do komnaty
Aranel nie przypuszczał, że nie zastanie w niej męża. W sumie nie
mógł się spodziewać, że książę Saeros będzie tu przebywał i
czekał na jego powrót. Dopiero później mu doniesiono, dokąd udał
się Riven i w jakim celu. Nie znał tego Terrika. Nie liczył
spotkania na ślubie. Z tego, co mu Agathe mówiła, był
przyjacielem jego męża. Uwielbiał wino, luksusy i przejażdżki
konne z Rivenem. On też miło wspominał ich wycieczkę. I jak miał
wcześniej zamiar poprosić go o towarzystwo na kolejnej przejażdżce,
tak teraz na to ochotę stracił. Tym bardziej, że dolna połowa
ciała nadal odczuwała ból, ale bardziej bolała go utracona duma.
Rozpłakał się przy nim. A miał być twardy. Na szczęście Riven
mu niczego nie wypominał. Nawet rano zachował się dobrze. Służba
mogła poczekać ze zbieraniem i oglądaniem prześcieradeł. Tak to
najadł się wstydu i musiał go ukryć pod płaszczykiem innych
uczuć. Coś w nim zebrało się takiego, że musiał, poniekąd,
sprzeciwić się słowom męża i stanąć w obronie służących.
Położył się na łożu
z głębokim westchnieniem. Bał się dzisiejszej nocy. Spania z
mężem w jednym łożu. Całe szczęście, że ten już nie będzie
się do niego zbliżał. Wykonali swoje zadanie.
Zamknął oczy i nawet
nie wiedział, kiedy odleciał do krainy snów na długi czas.
*~~*~~*
Wchodząc
do sypialni, zmęczony Riven nie spodziewał się zastać takiego
widoku. Prędzej mógłby przysiąc, iż małżonek będzie w
ogrodzie lub na balkonie. Tymczasem spał w najlepsze. Nic dziwnego.
W nocy nie mógł spać i to on był temu winien. Wszystko dobrze się
zaczynało. Pokonał wstręt do dotykania mężczyzny, a potem...
Potem to już była katastrofa. Wciąż nie potrafił pozbyć się
winy. Miał zapewnić Aranelowi udany stosunek. To kobietą by się
tak nie przejął, jak nim. W końcu całe życie mieli razem
spędzić.
Usiadł
na brzegu łoża i oparł się o kolumnę podtrzymującą baldachim.
Zaczął obserwować mimikę twarzy księcia. Śpiąc, marszczył
brwi, to je prostował. Ciekaw był, co mu się śni. I był niemal
pewien, że sen nie był zbyt miły. Piękna twarz krzywiła się
jeszcze chwilę, zanim nie zastygła. Sen minął. Jego mąż teraz
spał spokojnie, a on bezczelnie na niego patrzył. Patrzył z
wyrzutami sumienia w oczach. Gdyby mógł coś zmienić. Nagle
zaświtała mu do głowy myśl, że mógłby jeszcze raz spróbować
się z nim kochać. Kochać, nie wziąć. Nie myśleć o sobie, tylko
samemu dać Aranelowi przyjemność. Musiał o tym porozmawiać z
Terrikiem. Przyjaciel teraz moczył się w pachnącej olejkami,
gorącej wodzie i zmywał z siebie smród.
Zaśmiał
się pod nosem, kierując oczy w stronę okna. Za nim robiło się
już ciemno. Gdy spotkał się z Terrikiem przed bramą miasta, mina
przyjaciela świadczyła tylko o tym, że zabije każdego, kto się
do niego zbliży i poczuje zapach, jaki się nad nim unosił. Zdaniem
Rivena nie było tak źle i smród był w dużej mierze w głowie
Terrika. Niestety wypowiedział te słowa na głos. Melisi obrzucił
go arktycznym lodem swoich pięknych oczu. Z ust wyleciał potok
niecenzuralnych słów. Saeros miał ochotę zażartować, że
jeszcze kilka dni aresztu i Terrik kląłby jak rasowy rozbójnik. W
ostatniej chwili powstrzymał się. Śmiał się tylko z próżności
swego przyjaciela i układał w głowie bardzo intymną rozmowę.
Potrzebował jego porady.
Aranel
poruszył się niespokojnie, zwracając na siebie uwagę męża.
Riven zmarszczył brwi. Znów
śni? Odczuł
dziwną potrzebę uspokojenia go. Kilka dni temu zwyczajnie by go tak
zostawił, a teraz sam przesunął się bliżej jego głowy i położył
dłoń na miękkich włosach. Są
gęste, jedwabne. Przesunął
kosmyki pomiędzy palcami. Pieściły mu opuszki, lekko łaskocząc.
Zdążył zauważyć, że Aranel ponownie odzyskał spokój.
Posiedzi
tu chwilę. A później pójdzie do przyjaciela. Głaszcząc Aranela
po głowie, patrzył na śpiącą twarz. Jesteś
piękny. Z trudem przychodzi mi myśleć tak o mężczyźnie.
*~~*~~*
Erkiran
przygotował dla swych braci posiłek. Bochenek chleba i masło. Znów
będą marudzić, szczególnie Leteno. Ten to by się najchętniej na
salonach obracał i zajadał wytworne potrawy. Natomiast Erki jedynie
to by się chciał stąd wynieść. Zamieszkać na wsi lub na
obrzeżach miasta, ale tych lepszych, bezpiecznych. Mógłby pracować
w polu. Niedługo koszenie zbóż. Popyta, czy rolnicy nie potrzebują
kogoś do pomocy. Czasami udawało mu się dostać pracę na polach.
Chciał i tym razem mieć szczęście. Pragnął żyć uczciwie, a
nie tak jak przyrodni brat. Kradzież nigdy nie popłacała.
Przekonali się o tym, spotykając tego Asmanda. Miał wielką
nadzieję, że Leteno odda mu sakwę. Do tego pełną i z właściwą
sumą, nie pomniejszoną nawet o jeden leit. Inaczej mogą mieć
problemy. Prychnął. Już je mają. Samo mieszkanie w rozwalającej
się chałupie i tej dzielnicy były problemem.
Usiadł przy stole i
podparł brodę na nadgarstku. Gdyby ich rodzice żyli, byłoby
inaczej. Planowali osiedlić się na wsi. Jego głupie marzenia o
domku z ogrodem pozostały tylko w sferze fantazji. Trzaśnięcie
drzwi wyrwało go z nich brutalnie. Leteno wpadł zdyszany do ich
małej izby. Po jego minie można było wnioskować, że nie ma
dobrych wiadomości.
– Co się stało?
– Nie mogę znaleźć
Kala. – Opadł ciężko na krzesło.
– Jak to nie możesz
go znaleźć? Był z tobą.
– Poszedł bawić się
z dziećmi. Ja...
–
Ty
co? – Czuł, że to, co usłyszy, nie spodoba mu się.
– Miałem małą
robótkę. Nie chciałeś, żebym go brał, więc został z
dzieciakami. Zawsze się z nimi bawił, a teraz go nie ma – wyznał
Leteno.
–
Jeżeli
Kalowi coś się stanie, odpowiesz za to! – Erkiran uderzył
pięścią w stół.
– Też jest moim
bratem i zależy mi na nim. Nie zachowuj się jak mamuśka, tylko
chodź pomóż mi go poszukać. – Wstał.
–
Pytałeś
te dzieci o niego? – Również się podniósł. Wziął jeszcze
swoją kurtę, którą miał po ojcu. Na dworze było jeszcze ciepło,
ale gdyby przyszło im szukać po nocy, mógłby zmarznąć.
Zwłaszcza, że Kal może potrzebować okrycia.
–
Nic
nie wiedzą. Pokłócili się. Poszedł mnie szukać... – Leteno
umilkł, widząc srogi wzrok brata.
Erkiran
nie odezwał się już, chociaż miał ochotę strofować brata przez
całą drogę do wyjścia na dwór i później. Chodzenie po ciemku w
tej części miasta było ryzykowne. O tej porze najczęściej
spotkać można było morderców i złodziei. Nikt nie patrzył na
to, skąd jesteś. Bezprawie szerzyło się tutaj coraz bardziej. I
chociaż Leteno pracował z tutejszą szajką złodziei, nie mógł
dać głowy, że ich nikt nie napadnie. Ale myśl o małym braciszku,
krążącym gdzieś wśród zbirów, prostytutek i ochlaptusów
dodała mu odwagi. Najgorsze było to, że Kal wróciłby do domu,
gdyby nic mu nie było. Zna każdą ścieżkę jak własną kieszeń.
Miejsca, gdzie mógł się skryć. Wróciłby. Zawsze wracał.
Niepokój ścisnął mu klatkę piersiową tak mocno, że nie
potrafił oddychać. Znajdzie swego małego braciszka, nawet jakby
miał szukać przez noc i dzień. Najgorsze, że odsuwał myśl,
gdzie mógłby być.
–
Jeżeli
to ten facet go porwał, możemy nigdy go już nie zobaczyć –
Erkiran wyszeptał swoje obawy.
– Ten Asmand Delreth?
– zapytał Leteno, wkładając za ucho pasmo włosów, które
rozwiewał mu wiatr.
–
Nie.
Wiesz, kto.
– Nie widziano tu
jego ludzi od dawna.
– Ale córka pani
Moris zniknęła tydzień temu.
–
Nie
czas na czarne myśli. Pewnie ukrył się w którejś z kryjówek i
zasnął. – Leteno próbował pocieszyć brata i siebie. Sam
obawiał się, że porywacz dzieci wrócił. Nawet nie chciał
myśleć, do czego może wykorzystać ich braciszka. Miał tylko
nadzieję, że Kal nie spodoba się nikomu lubiącemu zabawiać się
z dziećmi w łożu. Inaczej zabije ich wszystkich! Znajdzie i
zabije! Tak samo zrobi z mordercami rodziców!
– Znajdziemy go,
Erki. Znajdziemy – odezwał się po jakimś czasie.
Erkiran miał na to
bardzo dużą nadzieję i wznosił kolejne modły do każdego z
bogów. Jak tak dalej pójdzie, to w nich uwierzy.
–
Co
będzie, jak go nie znajdziemy? – zadał pytanie, które pozostało
bez odpowiedzi.
*~~*~~*
Budził
się z ciepłym uczuciem w sercu. Miał wrażenie, że przez cały
czas, kiedy spał, ktoś był przy nim i głaskał go po głowie.
Spragniony czułości Aranel potrzebował, żeby to była prawda.
Lecz obudziwszy się, nie wyczuł nikogo w komnacie, poza zapachem.
Zapachem, jaki towarzyszył Rivenowi. Pewnie
to moja wyobraźni płata mi figle. Mój mąż nigdy by się tak nie
zachował. Nie w stosunku do mnie. Nie głaszcze się po głowie
niechcianego partnera. Doszedł
do wniosku, że Riven musiał już wrócić i tu przebywać, kiedy on
spał, a resztę sobie dopowiedziała jego głowa.
Sięgnął
ręką w stronę, gdzie stawiał swoją laskę. Dzięki niej nie był
tu uwięziony. Jego żołądek dał o sobie znać. Nie wiedział, jak
jest już późno i czy podawano kolację. Może wybierze się do
jadalni. Drogę do niej też poznał. Lubił jadać wspólne posiłki
w królem i królową. Naela była ciągle zajęta, ale czasami
dotrzymywała im towarzystwa.
Sięgnął
ręką do włosów, żeby je poprawić i znieruchomiał. Były
splątane. Jakby ktoś przesuwał kosmykami w różne strony. Musiało
się to stać podczas snu. Skierował się w stronę toaletki z
przyborami do czesania. I gdy szukał szczotki, drzwi do komnaty
otworzyły się. Osoba, która weszła, wywołała uśmiech na jego
twarzy. Nie musiał widzieć, by wiedzieć, kto to był.
– Agathe, wróciłaś.
–
Tak,
panie. Nie pojawiłeś się na kolacji. Byłam wcześniej, ale
spałeś, więc teraz przyniosłam ci sałatkę owocową. –
Kuśtykając, podeszła do małego stolika i postawiła tacę.
– Czy był ktoś
tutaj, jak weszłaś?
–
Tak.
Twój mąż, panie, właśnie wychodził. Daj, ja to zrobię. –
Podeszła do niego i wyjęła mu z ręki szczotkę. – Usiądź.
–
Jak
udała ci się wizyta u rodziny? – Spoczął w fotelu przy stoliku,
by zjeść posiłek.
–
Wspaniale.
Spędziłam z rodzeństwem cały dzień i pomogłam mamie pielić
chwasty w warzywnym ogródku. Ale martwiłam się, co u ciebie,
książę Aranelu. – Bardzo go lubiła i nie chciała, żeby czuł
się zagubiony w tym dużym pałacu. Słyszała też, że wraz z
Rivenem skonsumowali związek. Tylko ta krew ją niepokoiła.
– Brakowało mi
naszych rozmów.
– To teraz jestem i
możemy rozmawiać. – Zaczęła czesać jego włosy. – Sałatkę
masz po lewej ręce.
–
Opowiedz
o swojej rodzinie – poprosił, przysuwając do siebie posiłek.
Zaczęła
opowiadać z przejęciem o wszystkim, a on słuchał i zatęsknił za
Kareną. Musiał do niej napisać z pomocą Agathe. Liczył, że umie
pisać i on dowie się, co u ojca.
*~~*~~*
Delreth
znów obserwował życie w pałacu i okolicach. Wiedział, kiedy kto
idzie spać, budzi się, kiedy zmieniają się straże i które
wejścia są bardziej pilnowane od innych. W małym palcu miał
prawie wszystkie szczegóły. Prawie. Nadal nie wiedział nic o
rozmieszczeniu pomieszczeń w pałacach. Jak miał wykonać zadanie,
nie mając choćby drogi ucieczki? Plan z pozoru łatwy okazał się
trudniejszy. Ślepota księcia utrudniała zadanie. Nie wychodził,
jak inni. Wciąż siedział za tymi wysokimi, potężnymi murami.
Nawet nie wiedział, jak wygląda. Nie chciałby się pomylić i
zabić nie tego, kogo trzeba.
Tak,
był zabójcą. Jednym z najlepszych. Nigdy nie pytał, dlaczego ktoś
wydawał wyrok na jakąś osobę. Płacono mu, więc nie czuł
potrzeby zadawania takich pytań. Nawet teraz, kiedy sam, pierwszy
raz w życiu, zastanawiał się, dlaczego jego klientowi przeszkadza
młody książę. Z tego, co słyszał, ludzie byli zadowoleni z tego
związku i nie wypowiadali się źle o Adantinie. Nie powinno go to
jednak interesować, ale z jakiejś przyczyny coś nasuwało mu te
myśli. Odgonił je, jak natrętnego owada.
Zawrócił z dziedzińca
do gospody. Znajdzie sposób na wejście do pałacu.
Wiedziałam! Czułam, że Asmand ma za zadanie zabić Aranela i mam dziwne wrażenie, że to ojciec tego drugiego zlecił mu to zadanie...
OdpowiedzUsuńRiven chociaż troszkę okazał czułość mężowi.. To było słodkie.. Może jestem dziwna ale nie jestem na niego zła o ten stosunek.. Racja wina jest Rivena, ale on jest niedoświadczony i... Najważniejsze że żałuje. Szkoda tylko, że uciekł od męża...
Ciekawe co się stało z Kalem...
Ogólnie rozdział świetny ♥ Opowiadanie bardzo wciąga i nie mogę się doczekać następnego rozdziału ^^
Eh i znowu przepraszam, że pod wcześniejszą notką nie pozostawiłam komentarza po sobie... Ale na usprawiedliwienie mam to, iż zasnęłam a potem zapomniałam..
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Fantastyczny rozdział. Dobrze tak temu głupiemu ministrowi... Ciekawe co powie, jak go wsadzą :P Riven się zmienaia... Super. Ale że narozrabiał, niech się stara. Dobrze mu to zrobi. Biedny Kal... Oby nic mu się nie stało. A Asmand... No cóż, jak ruszy palcem Aranela, to mu Riven pewnie krzywdę zrobi :) Ech, szkoda że trzeba czekać kolejny tydzień... No ale warto, jak zwykle.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Aj kochana jak ja się cieszę, że zobaczyłam ten rozdział u Ciebie!
OdpowiedzUsuńI zaskoczona jestem że tak wcześnie, ale nie żebym narzekała.
Osobiście jestem zadowolona z tego faktu gdyz nie trzeba czekać na kolejny rozdział.
Podoba mi się zmiana Ravena odnośnie Aranela i mam nadzieję, że bedzie więcej scen między nimi.
W końcu muszą do siebie jakoś dotrzeć czyż nie?
No i jeszcze zaintrygowałaś mnie tym całym Asmandem... niech no spróbuje tknąć mi Aranela to mu utnę jaja przy samej.... no wiecie sami co zrobię!
Grożę mu jowialną kastracją a co!
W końcu Aranel jest taki słodki a Riven... aj brak słów za tych dwóch.
No może u Rivena miałabym jakieś szanse gdyby nie Aranel ale o czym ja tu marzę!
pozdrawiam serdecznie!
Domyślałam się, ze ta czarna postać chce zabić księcia, ale myślałam, że chodzi o Rivena. Dlaczego ktoś miałby zabijać Aranela? Nie, żebym wiedziała czemu Rivena, ale wydawało mi się to bardziej prawdopodobne. Jak widać przewidywanie nie jest moją mocną stroną.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Terrik wyszedł z lochu. Też bałabym się pająków. Nie mogę doczekać się jego rozmowy z księciem. Mam nadzieję, że powie mu to, co ja bym powiedziała na jego miejscu i jeszcze po łbie strzeli.
Rozdział zajebisty! Nie mogę doczekać się kolejego.
Pozdrawiam i dużo, dużo weny!
...Rozdział jest ukojeniem dla mojej osoby ^^ ... Co mogę więcej napisać? Boski... a Książęta mnie intrygują ^^ ... Riven chce powtórzyć stosunek? :) Mam nadzieję, że w końcu OBOJE będą odczuwać rozkosz.
OdpowiedzUsuńCo do trójki rodzeństwa i zabójcy... mam mieszane uczucia, co się stało z młodym?! Zabójca musi go odnaleźć! I zabić faceta, który porwał tego małego chłopca! <3
Jestem zachwycona:) uwielbiam to opowiadanie tyle się tu dzieje a twoje postacie to majstersztyk po prostu. Riven jest wspaniały bardzo go lubię:) I jeszcze ta czarna postać... Dużo weny:)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Akcja staje się coraz ciekawsza aż chce się wiedzieć co dalej teraz i natychmiast. Fajnie, że nastawienie Rivena się zmieniło... Na zdecydowanie lepsze i zapowiada się, że nam się książę zakocha~ Weny!
OdpowiedzUsuńN~
Cóż, czytam to i owo, a raczej komentuję... tu i tam, raczej rzadko, jeśli mam być szczera. Różnorodność Twoich opowiadań mnie zachwyca, inna tematyka, inne charaktery, inna przestrzeń i czas, naprawdę jest na co czekać... Teraz czekam od wtorku do wtorku, co jest niemal niewyobrażalne, jest dotąd oczekiwało się od losu samych piątków w tygodniu...;) Twoje opowiadania to coś, na co zawsze warto czekać, bo są jak najlepsza powieść, jak coś, co osłodzi dzień, co pomoże przetrwać następny tydzień w oczekiwaniu... Już teraz zastanawiam się, jak będę mogła czytać Twoje opowiadanie, będąc za granicami naszego kraju na wakacjach... Niewiele blogów porusza moje myśli i uczucia, Twój na pewno tak! Dlatego nie przestawaj, próbuj, odpieraj krytykę, masz dla kogo pisać i nie jestem to na pewno tylko ja! Akcja jest zbyt wolna? To nic! Za to na pewno w końcu dojdzie do punktu kulminacyjnego, na który warto czekać...Nieważne jak długo,ważne, że w końcu nadejdzie... Tak czy owak, pisz, dziewczyno, i sprawiaj mi cowtorkową przyjemność. Wiedz, że zawsze piszesz dla kogoś, kto czeka...
OdpowiedzUsuńDziękuję i mam nadzieję, że za granicą będzie mogła czytać Połączonych. ^^
Usuń*jeśli dotąd oczekiwało się...
OdpowiedzUsuńRiven jest dobrym człowiekiem i mam nadzieje, że w następnym odcinku będzie więcej ego udziału i Aranela :) Super odcinek ^^ chce już następny! Nie każ nam długo czekać :D
OdpowiedzUsuń.:Ta co buja w obłokach:.
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest bardzo, bardzo ciekawy... wydaje mi się, że ten minister Nibot powinien ponieść jakąś karę za obrażanie księcia i rodu królewskiego... Riven zaczął przejawiać jakieś miłe uczucia w stosunku do Aranel'a... mam nadzieję, że Kal'owi nic się nie stało, polubiłam tego dzieciaka.... Zastanawia mnie bardzo kro wydał zlecenie Delreth'owi zabicia Aranel'a, i mam podejrzenia, że to mógł być jego ojciec... Adantin powinien mieć przy sobie kogoś, aby nim mu się nie stało złego....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Jak sie cieszyłam, gdy przed wyjściem do szkoły ujrzałam u Ciebie nowy rozdział~!
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, dlaczego Asmand chce zabić Aranela?
Wydaje mi się, że zamieszany w to jest jego ojciec, ale to tylko takie moje drobne podjżenia.
To był taki słodki moment gdy Riven głaskał śpiącego Arabela po włosach.
Agathe jest bardzo miła. Przypadła mi do gustu.
Pozdrawiam i życzę weny~!
boskie opo ja po prostu sie ... zakochałam? Chyba? Dobra,to drugie opo jakie czytam na tym blogu.pierwszym było Gdy muzyka w duszy gra.było boskie i to też jest ale Rivena to zaraz zdziele w ten pusty łeb jak mógł tak postąpić z Aranelem?! A tak sie zażekał że sex z facetem go obrzydza a jednak sie mu spodobało.mam nadzieje że się poprawi i przeprosi Aranela.w końcu należą się mu przeprosiny.i de czytać resztę twoich opowiadań pozdrawiam o do następnej notki oti ;-)
OdpowiedzUsuńkimichi ja mam podobne podejżenia to nie jego ojciec tylko teściu lub obaj? Tak mi sie wydaje? Nobo ojciec Aranela chce go krpnąć bo ten ma "defekt"(ślepota) a teściu że jego syn zajmie sam tron.dlatego tak nalegał na skonsumowanie nocy poślubnej? Chyba że mamy jakieś sprawy z przeszłości o których nic nie wiadomo? Mam w wrażenie że moj teoria jest mylna?dobr koniec brano ide spać z oczekiwaniem na następny rozdział. P.S.:Naela?(chyba dobrze napisałam) zamorduje brata za to co zrobił swojemu mężowi oti pozdrawia
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać jak uczucie między nowożeńcami zacznie rozkwitać! Mam pewne przeczucia co do naszego tajemniczego pana najemnika. Że to właśnie dzięki niemu książe Saeros zrozumie że jego mężuś coś dla niego znaczy. A nawet bardzo dużo.
OdpowiedzUsuńA takie jeszcze spostrzeżenia mam. Czyżby pan najemnik miał się zakochać w pewnym mężczyźnie z dwójką braci? Tututut ciekawie.
Luanko kochana straciłam Twój numer gg przez aktualizacje.
OdpowiedzUsuńW razie czego napisz do mnie.
pozdrawiam i oczekuje niecierpliwie NN
cos tak podejrzewałam ze to Asmand będzie tym zabujcą. Riven zachował się słodko. Przezsedł samego siebie ;)
OdpowiedzUsuńMisiaczek