Dziękuję za komentarze. :D
W
ciemnym pokoju kwilenie odbijało się od ścian. Chłopiec leżał
na małym sienniku i płakał. Bał się. Tęsknił za braćmi,
chciał do nich wrócić. Zatrząsł się ze strachu w momencie, gdy
drzwi odgradzające go od porywacza uchyliły się, wpuszczając snop
światła. Wysoka postać weszła do wnętrza pokoju ze świecą w
dłoni. Jej światło oświetliło twarz pooraną bliznami, co dla
chłopca było dość przerażające.
–
Zamknij
się, bo nie mogę już słuchać tego wycia! – warknął Fuldros.
Głos miał chropowaty i zimny, jakby nie z tego świata. – Jutro
już cię tu nie będzie. Będziesz pracował u nowego pana na polu,
a jak się spodobasz, to może weźmie cię do łoża.
Kal okrył głowę
rękoma przerażony jeszcze bardziej. Błagał w myślach, żeby
bracia go uratowali.
–
Nie
dostaniesz dziś jeść. Taki płaczek nie zasługuje na to –
powiedział i zaczął nasłuchiwać. – Chyba mamy gościa. Siedź
cicho, bo ci rękę obetnę, chłopczyku – zagroził porywacz i
zatrzasnął drzwi.
Przeszedł
przez wytworny salon pełen złotych ornamentów
i wyjrzał przez małe okienko przy drzwiach. Przed domem stała
postać w czarnym płaszczu i kapturze. Nie mógł stwierdzić, kim
była. Może ktoś przyjechał po tego dzieciaka? Już miał dosyć
tych bachorów. Musi zająć się inną profesją. Ponowione pukanie
kołatką zmusiło go do otworzenia ciężkich wrót domu.
*~~*~~*
Czekał
cierpliwie. Kątem oka widział poruszenie w oknie. Gospodarz
zapomniał, że ciemność nocy na zewnątrz i światło lamp w
środku doskonale ukażą jego postać. Zastukał jeszcze raz. Co on
tu w ogóle robi? W co on się wpakował? W tym mieście miał tylko
wykonać zadanie, nie spoufalać się z osobnikami, nawet takimi
urodziwymi jak bracia Ladrim.
Drzwi otworzyły się i
na progu stanął człowiek o ogolonej głowie, złych oczach i dwóch
rozległych szramach na lewym policzku, które sięgały szyi.
Czyżby
już
ktoś chciał się tobą zająć?,
pomyślał
Asmand.
– Czego?
– Przyjazny ton w
stosunku do gościa powinien być uczony w dzieciństwie – rzekł
As.
–
Nie
znam cię. Nie gadam z obcymi i nie zamierzam być przyjazny –
Fuldros wręcz syczał.
– Jak mnie
poinformowano, w tym domu mieszka Teler Fuldros.
– Kto cię
poinformował? – Obserwował z czujnością sylwetkę obcego.
–
Ktoś,
komu zależy na pewnym małym chłopcu. Przyjechałem zobaczyć
towar.
Fuldros
pogapił się jeszcze na Delretha. Zamlaskał kilkukrotnie i odsunął
się od drzwi.
– Zapraszam w skromne
progi.
Asmand
wszedł do środka. Od razu w jego oczy rzucił się bogato
wystrojony salon. Marmury i inne drogie kamienie pokrywały ściany
oraz podłogi. Wielka sofa z czarnym obiciem stała pośrodku
komnaty, a za nią były szafki pełne kryształów i najlepszej
ceramiki. Zdążył zauważyć, że obok schodów od lewej są drzwi,
a obok kolejne. Ciekaw był, w którym z pomieszczeń Fuldros zamknął
chłopca. Całe szczęście, że porwał tylko tego gówniarza i nie
będzie musiał użerać się z innymi, kiedy skończy z Telerem.
–
Chciałbym
zobaczyć chłopca. Mój pan poinformował mnie, żebym nie brał
uszkodzonego towaru. – Asmand uwielbiał udawać inne osoby, a
ciągle pozostając z nałożonym na głowę kapturem płaszcza,
wyglądał groźnie i tajemniczo. Zwłaszcza, że materiał ledwie
odsłaniał mu oczy. Do tego aura, że jest niebezpieczny, unosiła
się wokół niego i Fuldros jakby zmiękł.
– Dobrze, zaraz go
przyprowadzę.
–
Stój.
Pójdę do niego, a ty w tym czasie przygotuj pustą sakwę.
Dostaniesz zapłatę. Godziwą, o ile na nią zasłużyłeś. – O
tak, na pewno dostanie nagrodę. – Gdzie jest chłopak?
– Te pierwsze drzwi
od schodów. Proszę, weź świecę, bo tam jest ciemno. – Podał
mu wspomniany przedmiot.
Asmand
podążył we wskazaną stronę. Zdjął skobel i wszedł do środka.
Świeca ledwie oświetlała mu widok na to zamknięte pomieszczenie.
W rogu pokoju zobaczył ruszający się kłębek. Podszedł do
chłopca i dotknął go. Dzieciak pisnął i jak zranione zwierzę
odsunął się od niego, przytulając się do ściany.
–
Kal
– szepnął, chcąc zwrócić na siebie uwagę małego. –
Pamiętasz mnie? – Zdjął kaptur. – Byłem u was jakiś czas
temu.
Chłopczyk,
słysząc inny głos niż ten, którego się tak bał, odwrócił
głowę. Światło świecy ukazało jego zapłakaną, czerwoną
twarz. Zamrugał powiekami, gdyż płomień raził go w oczy.
– Pamiętam.
–
Twoi
bracia wynajęli mnie, abym ci pomógł. Nie ruszaj się stąd,
dopóki ja, Leto lub Erki po ciebie nie przyjdziemy. Cokolwiek by się
nie działo, nie wychodź stąd. Rozumiesz? – Chłopiec przytaknął,
a on wstał, zasłonił głowę stałym materiałem i wrócił do
Fuldrosa.
–
Dzieciak
jest w miarę
dobrym stanie. Tylko czemu trzymasz go w ciemności? Chciałeś, aby
oślepł?!
– Nie będę dawał
światła takim śmieciom! I co cię to obchodzi?! Płać i zabieraj
pętaka!
–
Nie
unoś się, Fuldros. Dostaniesz wszystko to, co ci się należy. –
Sięgnął za połę płaszcza. – Podaj tylko coś, do czego
mógłbym wrzucić leity. Sakwa będzie jednak za mała. Chłopak
spodoba się mojemu panu.
– Na stole leży
pojemnik. – Wskazał uradowany, że dostanie więcej niż zawsze
otrzymywał.
Asmand
tylko na to czekał. Gdy mężczyzna odwrócił wzrok, wyciągnął
spod płaszcza sztylet o srebrnej rękojeści i dopadł do mężczyzny
od tyłu. Przystawił ostrze do jego szyi, drugą ręką trzymając
tego człowieka.
– Nie ruszaj się, bo
ci poderżnę gardło!
–
Co
jest? – Zdezorientowany mężczyzna zaczął się rzucać.
Krzyknął, gdy ostrze przecięło mu skórę.
– Chętnie ci
poderżnę gardło, więc się nie ruszaj. Kim jest twój klient?
– Co? To nie jesteś
od niego?
–
Widzisz,
jaki głupi jesteś? – Trzymał go mocno. Fuldros, choć potężny,
był słabszy od niego. A może to strach o własne życie go tak
osłabił? Powinno być przeciwnie. – Uwierzyłeś, że facet z
ulicy przyszedł kupić dzieciaka. Tak, wizja leitów osłabia
czujność. Kim jest twój klient?
– Nic ci nie powiem –
zacharczał. Po szyi ciekła mu krew.
–
Powiesz.
Wyśpiewasz mi wszystko – wyszeptał mu do ucha. – Słyszałeś o
skrytobójcy, który kocha torturować złych ludzi? – Cóż, on
zabijał od razu, ale trochę kłamstwa nie zaszkodzi.
– Nie.
–
To
właśnie usłyszałeś. Jak sądzisz, od której ręki mam zacząć
zdzieranie skóry, co? Od prawej, a może lewej? Chociaż obie to
lepszy wybór.
–
Dobra,
powiem ci, ale mnie puść.
–
Chciałbyś.
Pewnie masz tutaj pochowaną broń. Nic z tego. Gadaj!
– Mieszka w Lare. To
pan Obelin. Jest jednym z czwórki właścicieli miasta – mówił
szybko, znów charcząc, kiedy sztylet kierowany ręką Asmanda
nacinał skórę szyi.
–
Obelin.
Co jeszcze wiesz? Mów szybko. Może zaoszczędzę ci tortur. –
Kątem oka zobaczył otwierające się drzwi. Przez nie wśliznął
się Leteno. Delreth zawarczał. Kazał im zostać na zewnątrz,
dopóki nie da im znaku. – Mów, Fuldros! – Wskazał chłopakowi
głową drzwi, za którymi znajdzie brata.
– Nic nie wiem.
Przysyłał tu swoich ludzi po dzieciaki. Pracowały w polu, a te
urodziwe bez względu na płeć były brane do łoża.
Asmand skrzywił się.
Nienawidził takich skurwysynów. Nie przepadał za smarkaczami, ale
nie akceptował takich praktyk.
– A
teraz pożegnaj się z życiem – wycedził i wyczuł drżenie
mężczyzny. – Taki niby odważny. Grożący całej dzielnicy i
sprawiający, że ludzie drżeli przed nim, teraz sam się boi.
Jesteś tchórzem, Fuldros. Tchórzem dorabiającym sobie na
krzywdzie dzieci.
– A ty zabijasz, nie
jesteś bardziej moralny ode mnie. – Ponownie się szarpnął.
– Nie ruszaj się! –
Wbił mu bardziej ostrze w skórę. Fuldros syknął. – Nie
mówiłem, że mam jakąkolwiek moralność. Zabijam tylko winne
osoby. Osoby, które zasłużyły na śmierć za swoje występki.
– Morderca!
– Jestem nim. Zaraz
dokończymy rozmowę. – Gdzie ten chłopak z bratem? Powinni już
wyjść.
–
Nie
dokończymy. – Fuldros uderzył go łokciem w brzuch i przydepnął
stopę. Wyrwał się, kalecząc sobie bardziej szyję. Zaczął
uciekać w stronę półek. Tam miał schowany zestaw noży. Jeden
rzut i po obcym. Nie dane mu jednak było dojść do mebla.
Asmand zaatakował. Nie
zamierzał pozwolić mu na żaden ruch.
*~~*~~*
Leteno tulił
braciszka, który płakał i nie chciał go puścić. Już powinni
iść, a nie mógł wstać, tak go Kal trzymał. Z drugiego
pomieszczenia doszły go odgłosy walki. Może powinien pomóc
Delrethowi? Najpierw musi wyprowadzić stąd Kala.
– Musimy iść. Puść
mnie. Nie uniosę cię. Erki na nas czeka.
– Nie zostawisz mnie
już? Nigdy?
–
Przyrzekam.
Idziemy. – Podniósł się i wziął brata za rękę. Wyprowadził
go z pomieszczenia. Jego oczom ukazał się widok dwóch walczących
mężczyzn, z których jeden wyglądał, jakby się tylko bawił.
Zwinniejszy i szybszy Asmand unikał ciosów pięścią, wyginając
się lub odskakując. Leto domyślił się, że robi to tylko
dlatego, aby Kal nie widział makabrycznych obrazów. Bawi się
Fuldrosem, jak kot myszką.
– Leto...
– Musimy stąd wyjść.
Będąc
tuż przy drzwiach, obejrzał się. To, co zobaczył, upewniło go w
tym, że Delreth jest kimś więcej niż niebezpiecznym człowiekiem.
Asmand zrobił kolejny
unik i miał serdecznie dość Fuldrosa. Napadł na mężczyznę i
jednym ciosem wbił mu sztylet głęboko w serce. Teler nie zdołał
już nic zrobić, upadł na podłogę martwy. Delreth pochylił się
nad nim. Wyjął swoją broń z ciała mężczyzny i otarł ją o
jego koszulę.
– Dziękuję za
rozrywkę. – Uniósł wzrok na Leteno, który zasłaniał bratu
oczy dłonią. – Znikać mi stąd!
Leteno kiwnął głową
i wyszedł.
Znaleźli Erkiego
stojącego w krzakach za domem. Kal dopadł do niego i nie potrafił
się oderwać. Ponownie się rozpłakał. Oczy średniego brata nie
pozostały na to obojętne.
– Musimy stąd
uciekać – zarządził Leteno.
– Poczekamy na
Asmanda. Muszę mu podziękować.
– On...
–
Wiedziałem,
że tu będziecie. Mówiłem, abyście znikali. Noc nie wszystko
ukryje. – Asmand stanął obok nich. Musiał pozbyć się ciała,
najlepiej też domu, a oni tylko zawadzali.
– Dziękuję. –
Erki oddał Kala w ręce starszego brata i podszedł do mężczyzny.
W świetle księżyca Asmand wyglądał imponująco. Erkiran wtulił
się w niego. – Dziękuję. – W ramionach tego mężczyzny poczuł
się jak w domu.
Delerth
nie wiedział, co robić. Zaskoczyło go to. Po raz pierwszy ktoś go
tak zwyczajnie przytulił. Aż powrócił myślami do swego
dzieciństwa. Do tego, jak pragnął przypomnieć sobie to uczucie,
będąc osieroconym, trzynastoletnim chłopcem. Jeszcze bardziej
osłupiał, gdy coś mniejszego złapało jego nogę i wtuliło się
w udo. Spojrzał w dół. Kal patrzył na niego tymi swoimi smutnymi
ślepiami. Coś w Asmandzie, jakaś bariera założona na serce lata
temu, zarysowała się i zaczęła pękać. Wyciągnął rękę i
poczochrał włosy dzieciaka, a Erkirana objął w pasie.
Leteno
stał z daleka i patrzył na nich. Sam nie był typem, który lubi
się przytulać. Przyszło mu na myśl, że we trójkę wyglądają
jak rodzina. Jakby kawałki porozrzucanych części złożyły się w
jedno. Co by było, gdyby Delreth mu ich zabrał? Nie chciał tego,
ale może dzięki temu wyrwałby ich z tamtej dzielnicy. Sam miał
zadanie do wykonania. Nie mógł odejść z domu. Tylko niepokoiło
go to, kim jest ten człowiek. Kimkolwiek by nie był, nie będzie
gorszy od typów, które kręcą się wokół Erkiego. Widział ich
łakomy wzrok. A on nie odda brata takim osobom. Śmierdzącym,
brudnym pijakom. Rozumiał, że nie zatrzyma Erkiego przy sobie, a
bardzo by chciał. Kiedyś brat znajdzie sobie partnera i odejdzie.
Liczył, że zajmie się też Kalem, gdyby go zabrakło. Czasami
przeczuwał, że ma wyliczone tygodnie. Dlatego odda kochanego brata
w dobre ręce. I chyba znalazł właściwe.
Zawstydzony Erkiran
odsunął się od ciepłego ciała Asmanda. Dlaczego serce mu tak
szybko bije? Zrzucił to na karb emocji minionego czasu.
–
Wracajcie
do domu. Gdy zobaczycie dym, będziecie wiedzieć, że Fuldrosa już
nie ma. I o tym, co się stało, nie wolno wam pisnąć choćby
słówka – powiedział Asmand. Zawrócił w stronę domu Fuldrosa.
Kal
złapał obu braci za ręce, nadal będąc wystraszony. Obejrzał się
jeszcze i spojrzał w miejsce, gdzie zniknął ten tajemniczy
człowiek.
–
Zapomniałem
mu podziękować. Wiecie, on tam przyszedł i powiedział, że mi
pomoże. Nie jest już na mnie zły, że go okradłem?
–
Nie
jest – zapewnił Erkiran, mając taką nadzieję. Teraz skupił się
na Kalu i bliskiej przyszłości. Chłopiec przeżył ciężkie
chwile i nie będzie mu łatwo wrócić do równowagi. W dodatku sam
musiał znaleźć pracę w pałacu i spłacić dług. – Wracajmy do
domu.
Trochę czasu później
czarny dym unosił się nad miastem, a czerwono–złote płomienie
wystrzeliwały w górę. Płonął jeden z bogatych domów. Wszyscy
rzucili się do gaszenia ognia. Wiele osób się bało, że ogień
przeniesie się na ich domostwa.
Postać
w czarnym płaszczu stała w oknie wynajętego pokoju z uśmiechem na
ustach i pełną sakwą leitów. No cóż, Fuldrosowi się już nie
przydadzą, a bracia Ladrim potrzebują ich bardziej. Odliczył sobie
ukradzioną sumę. Jutro im to zaniesie. Chciał znów ujrzeć
Erkirana. Może chłopak znów coś w nim zbudzi.
*~~*~~*
Rozbili
obóz na dużej polanie wśród świerków. Woleli nie poruszać się
nocą po tych terenach. Pełno tu było wilków, ale najgroźniejsza
była zwierzyna, która chodziła na dwóch nogach i miała przy
sobie broń. Niby mieli ze sobą straż, ale lepiej uważać. Mimo
tego musieli rozpalić ogień, aby przygotować coś do jedzenia. Na
ogniu odgrzewała się fasola, a konserwy pełne mięsa oraz chleb
leżały na kocu. Galdor sam się wziął za rozdzielnie potraw.
Pierwszą miskę wsunął w ręce Aranela.
– Smacznego, panie.
–
Dziękuję
ci, Yavetilu. – Czuł się bezpiecznie z tym mężczyzną. Pamiętał
ich pierwszą podróż. Gdyby nie on, to całkiem by się zagubił.
Teraz było podobnie, chociaż miał u boku męża. Ale czym bardziej
Riven się starał mu pomóc, tym bardziej Aranel był na niego zły.
Saeros traktował go jak dziecko. Pilnował na każdym kroku, a
Aranel chciał być samodzielny. Chciał udowodnić mu, że był
mężczyzną. Nie dawał mu nawet pójść na stronę, bo chciał
wlec się za nim, zawstydzając go. Dopiero interwencja Terrika
uchroniła ich przed kłótnią. Z drobnymi wskazówkami i kijem od
Naeli doskonale sobie radził. Wiedział, że Riven chciał mu pomóc
i zatrzeć ślady felernej nocy, ale przesadzał. Niech nie sądzi,
że nagle zapała do niego sympatią! Uprzejme zachowanie małżonka
nic nie zmieni. Nie sprawi, że mu zaufa. Poza tym go dotykał, aż
za bardzo, a to go jeszcze bardziej odpychało od Rivena.
Tymczasem
Riven siedział obok i odczuł nutę zazdrości, kiedy Aranel
uśmiechnął się do Galdora. Do niego się tak nie uśmiechał.
Robiłby to, gdyby on zachował się wobec niego przyzwoicie i
cierpliwie. Znów poczuł wyrzuty sumienia, przygniatały go w takich
momentach. Nie wiedział, co miał zrobić. Mieli żyć razem, ale
jak to zrobić, skoro Aranel go odpychał? Przecież nie zmuszał go
do cielesnych zbliżeń. Chciał mu tylko pomagać. Co znów robił
źle? Spuścił głowę w dół i zapatrzył się na kawałek chleba
trzymany w dłoni. Nigdy nie czuł się tak niepewnie. Zawsze
wiedział, co robić. Teraz czuł się zbity z tropu.
*~~*~~*
Nieopodal Terrik
skończył posiłek i uśmiechnął się do kochanka. Yavetil był
jakiś podekscytowany. Powiedział, że nie może doczekać się
dotarcia na miejsce.
–
Nie
powiesz mi, o co chodzi? – Pogłaskał go po kolanie. Nie obce mu
były takie gesty. Wszyscy wiedzieli, kim są dla siebie. Chociaż
Galdor, jako dowódca wojsk, starał się zachować w tym umiar.
Teraz był tu przede wszystkim strażnikiem, nie kochankiem.
–
Cierpliwość
to wielka cnota. Zamiast zajmować się myślami, co planuję, możesz
porozmawiać ze swoim przyjacielem. Pierwszy raz widzę go takim. –
Spojrzał w stronę księcia Saerosa siedzącego po przeciwnej
stronie ogniska.
–
Przed
ślubem miał wiele planów, jak zniszczyć niechcianego męża, a
teraz ma inne. I coś mu nie wychodzą. Popełnił głupi błąd,
więc tym trudniej będzie mu coś zmienić – szeptał. Rzucił
okiem na Rivena, a potem wrócił do patrzenia na kochanka. –
Ciężko jest sprawić, by ktoś, kto został skrzywdzony, zaufał
ponownie. Pamiętasz, jak było ze mną.
–
To z
nim porozmawiaj – zasugerował Yav. – Ja rozstawię straże,
zanim udamy się na spoczynek.
Terrik westchnął i
wstał. Minął innego wojskowego jedzącego mięso i podszedł do
przyjaciela. Położył mu rękę na ramieniu. Dopiero wtedy Riven
ocknął się z zamyślenia.
– Porozmawiajmy –
rzucił Melisi i odszedł na bok.
Riven stanął obok
niego i spojrzał w niebo. Było ciemne, całe obsypane gwiazdami i
bezchmurne. Jutro będą mieli piękną pogodę.
–
Co
mi chcesz wytknąć? – zapytał, przenosząc wzrok na Terrika. Bez
światła pochodzącego z ogniska słabo go widział. Już mu to
przeszkadzało. Pomyślał sobie, co czuł Aranel, nie widząc
niczego. Nigdy nie zobaczy ani jego, ani nic innego. To mu
uświadomiło, że Adantin nie wie, jak on wygląda.
–
Obserwowałem
cię przez cały czas. Naprzykrzasz się Aranelowi. Jakbyś się
czuł, jakby ktoś na każdym kroku dawał ci do zrozumienia, że bez
pomocy sobie nie poradzisz? Nie widzisz, że twój mąż stara się
być samodzielny? Może nawet stara się udowodnić ci, że jest w
stanie sobie dać radę. Pokaż mu właściwą drogę, poprowadź,
ale nie popychaj. Niech sam zdecyduje, jak iść. Ty bądź blisko
jako zabezpieczenie od upadku. I jeszcze jedno, widzę, że wciąż
go chwytasz za ręce. Dotykasz...
– Pozwolił mi się
trzymać za dłoń.
–
Za
dłoń. Nie za ramię, nie całym ciałem, kiedy chciałeś mu pomóc
zejść z konia. Nie widzisz, że on się boi? Czekaj, aż sam do
ciebie przyjdzie. Wiem, jak to jest.
–
Nie
robię tego umyślnie.
To przypadki – próbował wytłumaczyć się Saeros.
–
Sama
sytuacja, jak chciał mieć chwilę dla siebie i pójść za
krzaczek, była dla niego zawstydzająca, kiedy zaproponowałeś, że
mu pomożesz. Wściekł się. Rozumiem go.
– Wtedy mnie
odciągnąłeś na bok. Chcę mu pomóc. Nie proponowałem, że... no
wiesz, pomogę w... Ekhem – odchrząknął. Obejrzał się za
siebie. Aranel właśnie kierował się w stronę koni. – Gdzie on
znów idzie?
–
Daj
mu spokój. Jesteś mężem, nie opiekunką. Zobacz. Kieruje się do
Zariona. Zna jego głos. Obok jest Yav, w razie potrzeby pomoże mu.
Zobacz, jak on to robi. Widziałeś, jak podał mu miskę z
jedzeniem? Ty byś zaraz chciał nakarmić męża. Musisz zaufać mu
pierwszy. Wiedza, że da sobie radę, pomoże i tobie. Ja ułożę
się już do spania. Bywaj.
Riven
wcale nie poczuł się po tej rozmowie lepiej. Znów coś robił źle,
ale wziął sobie do serca, żeby pozwolić Aranelowi na bycie
samodzielnym. W pałacu sądził, że będzie łatwiej, na to
wyglądało. Ale tutaj się przeliczył.
*~~*~~*
Aranel podszedł do
swego konia. Ten zarżał przyjaźnie i pozwolił na pieszczoty.
Mężczyzna czuł się senny, ale chciał jeszcze pobyć z Zarionem.
Długo jechał na jego grzbiecie, co odczuł w tylnych partiach
ciała, to zaś przypominało mu tamto przykre wydarzenie.
– Panie, potrzebujesz
czegoś?
–
Galdor,
dziękuję, ale sobie poradzę. Chciałem tylko życzyć mu dobrej
nocy. – Pogłaskał konia. - Gdzie jest mój mąż?
–
Stoi
w oddali i chyba na nas patrzy. Nie mogę tego stwierdzić dokładnie,
ale jest zwrócony twarzą w tę stronę.
– Jest dość
nachalny od wyjazdu – wyrwało mu się.
– Ja bym to nazwał
opiekuńczością.
–
Może.
Pójdę
już spać.
– Panie?
– Słucham.
– Nie chcę się
wtrącać, ale to nie jest zły człowiek.
–
Wiem,
Galdorze. Ale... Nieważne.
– Przecież mu nie powie, że nie ufa mężowi. Nie powie o tym,
jak drży ze strachu na każdy dotyk. Nie boi się samego mężczyzny,
ale tego, że ten zechce być z nim i złamie ich umowę na bycie
razem bez spółkowania ze sobą. – Dobranoc.
– Dobrej nocy, panie.
– Odprowadził go wzrokiem i widząc, że książę bez problemu
wraca na swój koc przy ogniu, zajął się obowiązkami.
Aranel ułożył się
na kocu i podłożył pod głowę swój płaszcz. Noc była ciepła,
więc go nie potrzebował. Wyczuł, że obok ktoś przysiada. Po
zapachu rozpoznał męża.
– Aranelu, wybacz, że
jestem... – zaczął Riven. Szeptał tak, że tylko Adantin mógł
go usłyszeć. – Po prostu chciałem ci pomagać, abyś nie czuł
się źle w takim miejscu.
– Ja nie mam nic
przeciw pomocy, ale jak chcesz mnie gdzieś poprowadzić, to podaj mi
dłoń, nie macaj.
– Nie macam cię.
– Obejmujesz moje
plecy, w pasie, nakierowujesz mnie w odpowiednim kierunku. Obiecałeś
mnie nie dotykać.
– Ale to nie taki
dotyk. Myślałem, że ci to nie przeszkadza. – Zwrócił uwagę na
śmiejących się w oddali strażników.
– Mnie każdy twój
dotyk boli. Dobranoc. – Odwrócił się do niego plecami.
Znów
to uczucie bólu. Spotyka go kara za nieopanowanie się. I dobrze!
Aranel miał delikatną duszę, a on ją skrzywdził. Pozszywanie
rozdartych części będzie wymagało mnóstwa pracy, czasu i
delikatności.
Słysząc
równy, spokojny oddech męża, dźwięki nocnych ptaków i zwierząt
oraz wydawane przez Galdora polecenia, żeby go obudzić w połowie
nocy, aby stanął na warcie, ułożył się na plecach. Wpatrzony w
firmament, księżyc i gwiazdy długo myślał nad sobą i całą
sytuacją.
Jaj! jestem dziś pierwsza!!!
OdpowiedzUsuńFajnie się to czytało, lekko i delikatnie, w dodatku scenka walki :3 to lubię, chociaż mogłaby być troszkę brutalniejsza (ale nie słuchaj mnie , ja jestem sadystką i wszędzie wpychałabym mnóstwo krwi)
Weny!
Hmm... Mnie ciśnie sie na język tylko jeden komentarz "Tylko tyle?!"
OdpowiedzUsuńTak wiem, że to pewnie ileś tam stron A4 itp itd, ale naprawdę poczułam duzy niedosyt, gdy zobaczyłam ostatnie zdanie ;)
Pozdrowienie
Śliczne. Bardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuńJupiiii!!! Nie ma to jak kawałek interesującej lektury po męczącym dniu w pracy.
OdpowiedzUsuń1. Dobrze tak temu sk***wi Fuldrosowi.
2. Asmand, hmm... Taak, zdecydowanie coś w nim pęka :)
3. Mam nadzieję, że jednak Leteno się myli.
4. Zaczynam troszkę żałować Rivena. Ale w sumie ma to na własne życzenie. Jakby nie był takim burakiem, wszystko byłoby ok. Teraz niech się stara.
Ogółem jak zawsze super i oczywiście nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
Ok. Przyjemnie i sympatycznie, przeżyłam kolejny tydzień, podczas którego zgodnie z obietnicą przeczytałam inne twoje opowiadanie (chyba pierwsze) i chcę tylko w związku z tym powiedzieć, że twój styl zmienił się ogromnie na lepsze i... to tyle ;) Co do rozdziału, to był słabszy niż ostatni (akcja z Asmundem wydawała mi się mdła), ale i tak przeczytałam go radośnie i już absolutnie niecierpliwie czekam na następny. Jeszcze chciałam zauważyć, że bardzo cię podziwiam za regularność dodawania rozdziałów. To mnie zachęca do czytania w niemal równym stopniu jak jego treść :)
OdpowiedzUsuńPod poprzednimi komentarzami podpisywałam się Kiki, ale postanowiłam zmienić ten lekko infantylny nick, ponieważ mam nadzieję założyć bloga na blogspocie. Ale to cię pewnie nie interesuje, więc pozdrawiam serdecznie jak zawsze i zmykam :*
W końcu dobrałam sie do Twojego rozdziału.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Ravena.
Widać że bardzo cierpi z powodu odrzucenia przez męża i nie jest mu łatwo.
Mam jednak nadzieję że jakoś się obaj z tym uporają.
Bo w końcu Aranel nie może się cały czas od niego odsuwać i zachowywać nieprzystępnie.
Nie spodziewałam się że tak bardzo będzie przeżywał te całą sytuacje.
Muszę pryznać że pozytywnie mnie zaskoczyłaś i jestem ciekawa jak pokażesz to wszystko dalej.
I spodobał mi się Armand.
Co prawda nie mam do niego w ogóle zaufania, ale mimo wszystko pomógł tym chłopcom i zachował się fantastycznie.
Kochana Luanko piszesz wspaniale i doskonale o tym wiem.
Uważam że Twój talent troszkę się marnuje gdyż z powodzeniem mogłabyś wydać własną książke i stać się naprawdę sławna.
Wbrew pozorom w naszym kraju takie książki byłyby bardzo poczytne.
pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki
Fajniutki Rozdzialik :)
OdpowiedzUsuńNIech Yav W końcu wyzna Terrikowi co chce mu przekazać :D
już nie moge się doczekać 13 rozdziału :)
yhhhh... dziewczyno trzymasz wszystko w napięciu :)
Masz wielki talent do pisania i uważam że jesteś wspaniała :) Ale ci przysłodziłam hihihi :D
Papatki i nie moge się doczekać nexsta.
Pozdrawiam
Misiaczek
Witam,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, cieszę się bardzo, że Asmand m pomógł i uwolnił Kal'a... Leteno miał podejrzenia, że Asmand jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem, ale teraz otrzymał potwierdzenie tego... Scena jak chłopcy przytulili Delert'a była cudowna, odsłoniła trochę jego uczucia... Raven, Raven ech... nie narzucaj się z pomocą swojemu małżonkowi, niby chce dobrze, a wychodzi całkiem odwrotnie... ale dobrze mu Terrik powiedział...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Na wstępie chcę przeprosić, za późne dodanie komentarza, lecz miałam małe zamieszanie z końcem szóstych klas, a wreszcie po zakończeniu znalazłam czas ^U^
OdpowiedzUsuńW 5O% wiedziała, że Asmand zabije Fuldrosa. Co jak co, ale nieźle kombinował. Na szczęście udało im się odzyskać braciszka ^U^ Lateno wie już, komu powierzyć swoich braci w opiekę? Urocze, lecz niestety troszkę mnie to martwi, bo niech On też będzie szczęśliwy. Erki i Kal złamią barierę...że tak ujmę, 'chroniąca' Delreth'a. Erki jest uroczy i coś mi się wydaje, ze nie tylko Asmand będzie się w nim zakochiwał. Chodzi mi o to, że nie tylko On będzie doświadczał tego uczucia xD
Riven rzeczywiście przesadził troszkę z tym 'obmacywaniem' Aranela. Myślał, jak On mógł się czuć? Niemniej jednak, widać, ze tego żałuje. Mimo tego bardzo wyraźna jest chęć zaopiekowania się, poznania Aranela bliżej. Książę jednak musi się równać z tym, iż nie może go od razu obmacywać. Aranelowi też jest ciężko się oswoić z tym, co zrobił mu Riven, a tym bardziej choć odrobinkę 'zatrzeć ślady'. Minie jeszcze wiele czasu, zanim sobie zaufają, ale na pewno będzie dobrze ^U^.
Nie mogę się doczekać, kiedy Yavetil powie Terrik'owi to, co am mu powiedzieć. Po prostu wzbiera wtedy we mnie taka adrenalinę, że to aż niemożliwe. Po prostu ciekawi mnie to wyznanie, reakcja Terrika, jak i wszystko inne ^U^.
Rozdział był wspaniały.
Pozdrawiam i życzę wielkiej weny ~!
Kimi~
Cześć! :) Widzę, że prowadzisz bloga yaoi, więc dobrze się składa, bo z koleżanką postanowiłyśmy założyć spis blogów z opowiadaniami o tej właśnie tematyce. Wiele już takich akcji krążyło po polskim Internecie, niestety wiele one nie pożyły. Fajnie by było, gdybyś nam pomogła, zgłosiła się i dodała gdzieś na blogu nasz banner lub link.
OdpowiedzUsuńZapraszamy na: http://homoerotyczne.blogspot.com/ i mamy nadzieję, że do nas dołączysz! :)
Jestes niesamowita! Przeczytalam wszystkie twoje opowiadania ! Doslownie! Nawet te z twojego starego bloga. Wszystkie naprawdę bardzo mi się podobaly. Ale dziś nie o tym. Dlugo zabieralam się za to opo sadzac ze bd nudne. Nie mialam co czytac więc postanowilam zaczac ,,polaczonych''. Ciesze się ze się na to zdecydowalam. To opo jest zupelnie inne od reszty. Wyroznia się w pozytywnym tego slowa znaczeniu. Nie przejmuj się krytyka, hejterami wiedz ze jestes najlepsza! TY! Jeśli tym co tak ostro komentuja twoje rozdzialy się one nie podobaja to niech nie czytaja. Pisze ten komentarz po to abys wiedziala ze sa ludzie ktorzy kochaja to co robisz, piszesz. Pamientaj o tym. I bron boze nigdy nie porzucaj bloga :d
OdpowiedzUsuńKocham cie - mini - tajemnicza anonimka ^^
Na początku taki wtf że niby mają być małżeństwem, później Riven go zgwałcił wtedy beczałam tak mi się Aranela szkoda zrobiło ale przynajmniej, ma wyrzuty sumienia
OdpowiedzUsuń