3 lutego 2019

Powrót do Limare - Rozdział 2


Zanim zaproszę Was na rozdział, chcę Wam przekazać, że 14 lutego na Bucketbook.pl będzie do kupienia pierwsza Bucketbookowa Antologia pod tytułem: "Miłość". Składają się na nią opowiadania sześciu autorów współpracującymi z tą stroną. W tym znajduje się także moja nowelka pod tytułem; "Dwa serca". Jak wiecie każdy z autorów mam swój styl i na pewno każdy na temat miłości napisał inny tekst. Czytanie tego w czym brałam udział będzie dla mnie niesamowitą zabawą i wrażeniem. Jeden temat, sześć osób i nie ciekawi Was jak to wszystko wygląda? Mnie bardzo. :)
Czy będzie kolejna czas pokaże i to czy będziecie czymś takim zainteresowani. Oczywiście kolejne tomy miałyby inne tytuły, a autorzy - może przyłączyliby się inni - pisaliby na inny temat. 

Zapowiedź możecie znaleźć tutaj: https://bucketbook.pl/pl/p/Antologia-tom-1-MILOSC/245
A autorzy którzy brali udział w tworzeniu ebooka: 

B.D.B. - "Toast za naszą przyszłość"
Bartosz Brzeziński - "Słoneczne noce, księżycowe dni"

Luana - "Dwa serca"
Justyna "Hiorin" Węgrzynowska - "Za plecami"
Shikat Tales - "Bazyliszek"
Obsesja - "Cola"

A teraz zapraszam już na rozdział. Dziękuję za miłe przyjęcie drugiego tomu, za komentarze, a ja od jutra wracam do pisania. :)

Przekręcił się na drugi bok i otworzył oczy. W pokoju było dostatecznie widno, aby pomimo słabszego wzroku, mógł dojrzeć przykrytą kocem postać śpiącą w jego ulubionym fotelu. Zamglone wspomnienie wczorajszego wieczoru powróciło do Fabiano jakby wyłaniając się zza grubej kurtyny, osłaniającej jeszcze rozespany umysł.
Przesunął się nieznacznie na łóżku. Kołdra owinęła się wokół jego bioder. Wciąż miał na sobie szlafrok, który rozwiązał się po nocy. Nogami wyczuł plączący się przy nich ręcznik. Zgiął rękę i podłożył ją pod głowę. Starał się ze szczegółami przypomnieć sobie jak trafił do łóżka, ale film mu się urywał w momencie kiedy wchodził do kuchni. Wszystko z powodu wielkiego przemęczenia. Za dużo na siebie wziął i musiał przyznać rację Vittorio, że powinien odpocząć. Przesadził w ostatnich tygodniach, ale praca pomagała nie myśleć. Myślenie było złe i nie przynosiło niczego dobrego. Jak się okazało życie również było do niczego, bo sprowadziło do jego mieszkania Ivo Morettiego, śpiącego teraz w jego fotelu.
Mebel w ogóle nie pasował do nowoczesnego stylu sypialni. Stary, klasyczny, wysłużony fotel był tak bardzo wygodny, że zatrzymał go po tym jak wrócił ze studiów. Kupił go na pierwszym roku, by w pokoju akademickim mieć coś wygodnego do siedzenia podczas nauki. Wtedy też poznał Vittorio, kiedy dzielili pokój. Czasami chciał wrócić do tamtych lat, a siedzisko było miłym wspomnieniem czasu, kiedy wyrwał się z klatki rodzinnego domu.
Sięgnął na szafkę nocną, gdzie zawsze zostawiał okulary. Najpierw natrafił na plastikową butelkę, ale potem je odnalazł. Umieścił je na nosie. Ponownie skupił spojrzenie na śpiącym mężczyźnie. Ivo nie zmienił się wiele odkąd widział go ostatni raz. Może poza tym, że ubranie już nie wisiało na nim jak na wieszaku. Nie przestał się również malować, a jego pięknie wyrzeźbione kości policzkowe pokrył cień ciemnego zarostu. Z zachowania chłopak również się nie zmienił. Rozmawiając z nim wczoraj stwierdził, że barista nie pozbył się pewnych manier i gestów, które, gdyby patrzyło się stereotypowo, od razu zdradzały, że jest osobą homoseksualną. Nie miał nic przeciwko temu. Natomiast przeszkadzało mu to, że Ivo do niego przyjechał, a Domenico dał mu adres.
Co ty tu robisz? - zapytał w myślach, a Moretti jakby je usłyszawszy poruszył się, ziewnął i powoli uchylił powieki. Wyglądał tak jakby część niego jeszcze spała, ale rozbudził się szybko, kiedy ich oczy spotkały się. Nastąpiła długa chwila patrzenia na siebie i ciszy, a potem Fabiano wstrzymał oddech, kiedy Ivo odłożył koc na podłokietnik fotela i podszedł niego. W chwili kiedy chłopak pochylił się i położył rękę na jego czole, Salieri był tak zdumiony, że nie był w stanie w żaden sposób zareagować na ten opiekuńczy gest. Coś mu się w żołądku przekręciło, bo poza bratem nikt tego nie robił.
– Nie masz gorączki.
– Słucham?
– Wystraszyłeś mnie wczoraj. Prawie przewróciłeś się w kuchni. Zaprowadziłem cię do łóżka i zasnąłeś. – Wrócił do fotela i zaczął składać koc, by mieć czym zająć ręce. – Gorączkowałeś. W nocy kilka razy budziłeś się i wypiłeś pół butelki wody.
– Nic nie pamiętam. – Fabiano przetarł twarz dłonią przekrzywiając okulary.  Poprawił je i ponownie spojrzał na Ivo. – Po co właściwie przyjechałeś?
– Wezmę prysznic jeżeli pozwolisz, bo ostatnio kąpałem się przed wyjazdem. Ty jeszcze możesz poleżeć. Potem kąpiel też ci dobrze zrobi. Bardzo pociłeś się w nocy, majaczyłeś. Chyba miałeś jakiś koszmar. Ja w tym czasie przygotuję coś do jedzenia. Założę się, że nie pamiętasz kiedy ostatni raz jadłeś. Także nawet jak nie będziesz mieć ochoty, to zjesz wszystko co ci podam. Musisz nabrać sił.
– Przespałem się, więc jest w porządku. Tobie ktoś mówił, że jesteś apodyktyczny?
– W czasie śniadania porozmawiamy. – Zignorował pytanie mężczyzny, jakby go nie było. – Pożyczę twój żel pod prysznic, bo zapomniałem swojego – powiedział i wyszedł.
Fabiano jeszcze długo patrzył na zamknięte drzwi, zastanawiając się czy czasami nadal nie śni.

*

Ivo dopiero po opuszczeniu sypialni prawnika pozwolił sobie na słabość. Oparł się o ścianę w niewielkim korytarzu, bo nogi ledwie mogły go utrzymać, kiedy drżał. Kontakt z tym mężczyzną sprawiał, że ledwie mógł oddychać. Położył dłoń na piersi jakby chcąc zminimalizować dziwny ucisk, który pojawił się w chwili, kiedy ponownie mógł spojrzeć w piwne oczy Fabiano. Przez minione miesiące uczucia do niego nie zelżały. Pozostawały jedynie w uśpieniu do wczoraj. Teraz uderzały w niego niczym grad o ziemię. Serce i ciało ciągnęły do tego mężczyzny. Wśród nich o pierwszeństwo walczyła świadomość, że jego miłość nie miała szans. Znów będzie cierpiał, a tego miał serdecznie dość.
– Że też zawsze muszę wpakować się w coś posranego – burknął, odgarniając z czoła grzywkę.
Kiedy zapanował nad sobą, podszedł do torby, którą zaraz po wejściu do mieszkania zostawił na podłodze przy drzwiach. Ukucnął przy niej i odsunął zamek, by wziąć jakieś świeże ubrania do przebrania. Na brudne wziął worek, bo nie zamierzał korzystać z pralki Fabiano. Wyciągając zielono-żółtą koszulkę, ujrzał jak bardzo dygoczą mu ręce. Zacisnął na chwilę palce i wyprostował, by uspokoić dłonie.
– Cholera, jestem podenerwowany. I mówię do siebie. – Zaśmiał się, ale w tym nie było ani grama radości. Z czystymi ubraniami oraz kosmetyczką udał się do łazienki, by skorzystać w końcu z toalety, a potem prysznica.
Dwadzieścia minut później był wykąpany i ogolony. Starannie nałożył na twarz krem nawilżający, a potem tusz na rzęsy. Bez niego nie mógł się obyć. Kiedy skończył użył dezodorantu, a potem sięgnął po koszulkę. Nie zdążył jej założyć, kiedy drzwi do łazienki uchyliły się szerzej, bo wcześniej ich nie zamykał do końca. Sam nie wiedział czemu. Wzrok tego, który się pojawił od razu zatrzymał się na Ivo. Przesunął oczami od twarzy chłopaka na szyję i gładką, opaloną klatkę piersiową. Moretti miał wrażenie, że to spojrzenie nie tylko go pieści, ale pozostawia po sobie ścieżkę stworzoną z ognia. Wyobraził sobie co by było gdyby prawnik go dotknął. Na samą myśl o tym w pachwinie pojawiło się napięcie. Dobrze mu było kiedy prawnik tak na niego patrzył i nie mógł wyzbyć się wrażenia, że mężczyźnie podoba się to co widzi. Może to były tylko jego marzenia, do których wyobraźnia pisała własny scenariusz. Na wszelki wypadek nie założył koszulki. Jeszcze nie. Pochylił się tylko, by zebrać z podłogi brudne rzeczy, a wtedy odezwał się Fabiano:
– Jeżeli już tu jesteś, możesz wrzucić je do pralki.
Ivo wyprostował się i uniósł kącik ust. Podszedł do mężczyzny, który był nieznacznie niższy od niego, pochylił się do jego ucha i upewniając się, że jego usta lekko je musną, wyszeptał:
– Swoje ubrania piorę w pralce faceta, z którym jestem. Ubiegasz się o to? – Nie czekał na odpowiedź, bo i tak wiedział, że ta nie nadejdzie. Wychodząc niby przypadkiem otarł się o niego. To spowodowało uderzenie torturujących go fal gorąca. Nie miał pojęcia, że to samo odczuł Fabiano.
Jeszcze przez jakiś czas, po tym jak został sam, prawnik nie był w stanie się ruszyć usiłując dojść do siebie. Fizyczny kontakt poruszył w nim dawną strunę i co najgorsze, jego zdaniem, nie był obrzydliwy. Nie znosił kiedy ktoś go dotykał, szczególnie jeżeli ta osoba była mu obca i była mężczyzną. Pozwalał się dotykać tylko bratu. Natomiast kobiety, z którymi sypiał od początku wiedziały, że albo godzą się na to, że seks i jakikolwiek dotyk będą mechaniczne, albo musiały się od razu z nim pożegnać. Nie dawał im pieszczot, nie brał tego od nich. Pozostawiał im wybór. Zostawały lub żegnał się z nimi zanim do czegokolwiek doszło. W trakcie stosunku niemożliwym było, aby się nie dotykać i nawet wtedy odczuwał to jako coś oślizgłego. Dlatego tak trudno było mu dojść do siebie po tym co zrobił Ivo. To otarcie się było przyjemne. Przez to zatęsknił za czymś, co odebrano mu gdy był nastolatkiem.
Poczuł złość na siebie, na rodziców, a przede wszystkim na chłopaka, którego jeszcze bardziej miał ochotę wyrzucić z mieszkania. Najlepiej jakby w ogóle o nim zapomniał. A zapomnieć Ivo Morettiego nie było łatwo. Coś o tym wiedział. W końcu miał na to długie miesiące.
Zdjął z siebie przepocony szlafrok i wrzucił do kosza na brudy mocniej, niż to było konieczne. Spojrzał w lustro i zobaczył tam człowieka zmęczonego nocną gorączką, wielotygodniową, nieustającą pracą. Człowieka który nie chciał okazać przed kimś słabości, a tymczasem będąc trawiony przez zbyt wysoką temperaturę, nie był w stanie nawet sam dotrzeć do łóżka. Spostrzegł, że na półce przy lustrze leży elektryczna szczoteczka do zębów, obok stał żel do golenia, woda kolońska w zielonej butelce, którą miał ochotę powąchać oraz dezodorant, które nie należały do niego. Na umywalce leżała mokra maszynka do golenia, której używał barista. Chętnie by przeciągnął palcem po jego policzku i sprawdził jak bardzo jest gładki lub mógłby obserwować jak chłopak się goli. Niemalże zazgrzytał myślami na te pragnienia i potrząsnął głową, jakby to mogło pomóc w pozbyciu się ich. Tym bardziej, że kiedy patrzył na rzeczy Ivo znajdujące się obok tych, które należały do niego, nie mógł uwolnić się od wrażenia, że pasowały tam. Tak, jakby od zawsze tu było im przeznaczone miejsce. Nie wiedział jak się z tym czuć i czy mu to pasuje.

*

Barista odłożył telefon, rezygnując z prób dodzwonienia się do Nino. Brat albo spał znów napity, albo wyszedł gdzieś zapominając komórki. Istniało też inne wytłumaczenie. Nino po prostu nie chciał z nim rozmawiać. Czego nie powinien robić, bo Ivo właśnie w jego sprawie przyjechał spotkać się z prawnikiem. Gdyby nie to, właśnie zaczynałby swoją zmianę w Amare. Właściciele mieli dzisiaj wrócić z podróży po Sycylii, na którą bardzo ciężko było ich namówić, ale należał im się wypoczynek. Do bistro wpadłaby Gianna namawiając go by dał jej lekcje rysunku. Ciągle odmawiał trzynastolatce, bo nie czuł się w tym względzie profesjonalistą. Nie nadawał się na nauczyciela. Zresztą ostatnio bardzo mało rysował. Szkicownik leżał zakopany pod innymi papierzyskami w szufladzie biurka i nie miał ochoty go stamtąd wyciągać.
Pozostawił rozważania, by skupić się na przygotowaniu śniadania. Odkąd mama zachorowała nauczył się gotować, aby jej pomóc. Potem gdy umarła nie miał komu przygotowywać posiłków. Brat nie mieszkał z nim, a on wolał jadać w Amare. Gotowanie tylko dla siebie było dla Ivo przykre. Dlatego z jakąś skrywaną w sobie radością, przystąpił do zajęcia się śniadaniem. A to typowe włoskie składało się zazwyczaj z dobrej kawy lub cappuccino, a do tego idealnym połączeniem były słodkie ciasteczka lub rogaliki. Tych dwóch ostatnich nie miał, a wolał nie wychodzić nie mając pojęcia gdzie w pobliżu znajdzie jakąś dobrą cukiernię. Na to by samemu coś przygotować było za późno, więc padło na tosty z mozzarellą i ziołami. Na szczęście nie miał problemów z odnalezieniem tego w dobrze zaopatrzonej kuchni Fabiano, a samo przygotowanie dania nie zajęło wiele czasu. Akurat wszystko pięknie piekło się w piekarniku, rozsiewając wokół smakowite zapachy, kiedy w kuchni pojawił się Salieri.
Mężczyzna miał na sobie czarne spodnie od garnituru i koszulę w swoim ulubionym kolorze. Nie obyło się również bez doskonale zawiązanego krawatu i idealnie ułożonych włosów. Na ten widok Ivo miał ochotę westchnąć. Fabiano wyglądał doskonale. Tak jak go zapamiętał z Limare. Nie wyglądał już na chorego i zmęczonego, a raczej na kogoś w pełni sił. Barista nie był pewny czy tak jest naprawdę, czy może to tylko maska, którą przywdziewał prawnik.
– Jesteś w samą porę, siadaj – powiedział do Fabiano, stawiając przed nim jego ulubione espresso zalane podwójnym mlekiem i posypane czekoladą. Tym razem obyło się bez rysunku. Prawnik i tak tego nie doceniał.
– Rozgościłeś się – stwierdził Salieri, czując się zdecydowanie lepiej po tym jak się w miarę dobrze wyspał i wziął gorący prysznic. Usiadł przy stoliku połączonym węższą częścią z szafkami.
– Owszem. Nie jestem nieśmiały jeżeli chodzi o rozgoszczenie się w czyimś domu. Szczególnie, że mnie nie wyrzuciłeś.
– Jeszcze tego nie zrobiłem, co nie znaczy…
– Nie zrobisz tego – przerwał wypowiedź prawnikowi. – Nie wtedy, kiedy cię nakarmię. – Otworzył piekarnik i wyjął blachę z upieczonymi tostami. Odstawił ją na drewnianą deskę, a potem na przygotowane wcześniej talerze położył po dwa tosty. Podał prawnikowi jego porcję i nałożył to samo dla siebie. Z tymże zamiast kawy, której nie lubił, miał czarną herbatę ponownie ubolewając nad tym, że nie ma zielonej.
Usiadł naprzeciwko mężczyzny, zabierając się za posiłek. Był głodny. Wczoraj jadł tylko obiad w jednej z restauracji, którą napotkał spacerując po Rzymie, a raczej jego małej części. Chętnie zwiedziłby stolicę. Planował nawet dzisiejszego dnia udać się do Koloseum. Na pewno nie obraziłby się na to, gdyby Fabiano stał się jego przewodnikiem.
– Wychodzisz gdzieś? – zapytał prawnika.
– Dlaczego pytasz? – Salieri odstawił filiżankę czując się ambiwalentnie w obecności dwudziestotrzylatka. Chciał go stąd wyrzucić na zbity pysk, a jednocześnie miał ochotę spędzić z nim trochę czasu. Tłumaczył to sobie tym, że ciekawiło go to, co za sprawę miał do niego Moretti.
– Bo ubrałeś się bardzo formalnie. Po domu ludzie chodzą w dresach i porozciąganych koszulkach. – Ivo miał na sobie wygodne, krótkie spodnie i bezrękawnik, które idealnie nadawały się na upał, a nie tak jak ubranie towarzyszącego mu mężczyzny.
– Nie ja – odparł prawnik. – To znaczy nie zawsze tak robię. Poza tym jestem umówiony z rodzicami. Jak twoja mama? – zapytał zabierając się za smakowicie wyglądające tosty, których zapach nęcił mu nos. Chłopak jadł je trzymając każdy z nich jak kanapę i nie parzyły go w dłoń, a on wolał użyć sztućców. Dlatego wstał i obszedłszy Ivo sięgnął do szuflady.
– Moja mama zmarła.
Na te słowa Fabiano wyciągając widelec zamarł. Nie miał pojęcia co powiedzieć. Jako prawnik w sądzie był wygadany, za to prywatnie w wielu sytuacjach nie wiedział jak się zachować. Dlatego wracając do stolika powiedział:
– Przyjmij moje kondolencje. Nie wiedziałem. – Brat mu o tym nie powiedział, a nawet jakby próbował on nie chciał niczego wiedzieć o Morettich.
– Dziękuję. Pogodziłem się już z tym. Pod koniec bardzo cierpiała i śmierć była ukojeniem. – Przez pierwsze dni od pogrzebu nie umiał znaleźć sobie miejsca. Paolo i Domenico dużo mu wtedy pomogli. Byli przyjaciółmi, których potrzebował. Nino w niczym nie pomagał. Jedynym pocieszeniem było to, że zanim mama odeszła, brat wrócił do domu. Rodzicielka dzięki temu mogła przez kilka dni widzieć go takim jakim chłopak był dawniej. To marzenie się spełniło, poza jednym. Pragnęła by jej młodszy syn był kochany przez tego, którego wybrało jej serce. Wciąż pamiętał jej słowa, które wypowiedziała dwa dni przed śmiercią. Powiedziała mu, aby walczył o tę miłość i nigdy się nie poddawał. Dodała też, że kiedy już będzie miał tego, którego kocha ma zadbać o ten związek. „O wszystko trzeba dbać, synku. Nic nie przychodzi samo. Coś nawet silnego, a niepielęgnowanego może omdleć. Tak jak najwspanialszy kwiat.”
Odeszła we śnie, w swoim łóżku z uśmiechem na ustach. Była szczęśliwa, bo czekała wiele lat na spotkanie z mężem. Te wspomnienia wciąć bolały, ale znów był w stanie uśmiechać się i żyć dalej. Jedynie jego problemem stał się brat. Nino spędzał mu sen z powiek. Nie powinien się nim przejmować, ale nie potrafił tego zrobić. Nie byłby sobą, gdyby go zostawił. Dlatego podjął decyzje, które mogły mieć tragiczny skutek dla jego serca.
– Potrzebuję twojej pomocy, Fabiano – powiedział Moretti. – Mam tu na myśli prawnika, kogoś z kontaktami, kto uczynił w ciągu krótkiego czasu cud dla Paolo, oddając mu córkę i ratując od utraty wszystkiego co kochał. – Postukał palcami po blacie denerwując się na to co powie, bo pamiętał stosunek Salieriego do jego brata. – Ta pomoc potrzebna jest Nino. Mojemu bratu – wyjaśnił na wszelki wypadek, co spotkało się z spojrzeniem typu: „Serio? Doskonale to wiem.” – Wpakował się w coś wielkiego. Znaleziono u niego narkotyki. Mówi, że to nie jego, bo podobno od czasu odwyku nie brał. To była niewielka ilość i wypuścili go za kaucją. Nie mają podstaw, aby oskarżyć go o handel. Nie to jednak jest najgorsze. Zginął diler, od którego Nino kupował prochy. Podobno widziano go z moim bratem i przy zwłokach znaleziono bransoletkę Nino. Wiem, że mój brat jest łajdakiem, gardzi mną, nie mieszkamy już nawet razem, ale wierzę mu, kiedy mówi, że nie zabił.
Fabiano miał ochotę przypomnieć Ivo jak to wspomniany braciszek go dusił, ale w zamian zapytał:
– Narkotyki były jego?
– Nie jestem pewny. Mówi, że nie. No, ale nie dałbym sobie za to ręki uciąć.
Fabiano milczał, zbierając po zakończonym śniadaniu naczynia ze stołu i wkładając do zlewu. Oparł się pośladkami o jedną z szafek. Nogi skrzyżował w kostkach, a ręce na piersi i zapytał:
– Dlaczego chcesz mu pomóc? Chciał cię zabić? – Nie mógł tego tematu nie poruszyć. To było silniejsze od niego.
– Z tego samego powodu dla którego martwiłem się o niego, kiedy prokurator miał nad nim pieczę przy sprawie Salerno. To mój brat. Moja rodzina. Mama by tego chciała. On może być dupkiem, ale ja nim nie jestem.
– Po jednym uderzeniu nadstawiasz drugi policzek? – zapytał Fabiano.
Ivo podniósł się i wsunąwszy ręce do kieszeni odpowiedział pytaniem na pytanie:
– A ty niczego byś nie zrobił dla brata, gdyby groziła mu wieloletnia odsiadka za coś czego nie zrobił?
– Domenico…
– Tak, Domenico to porządny facet. Nino nie, ale pozwól, że cię o coś zapytam. Czy tylko tym porządnym się pomaga? Czy tylko oni mają prawo do drugiej szansy?

*

Dwie godziny później Fabiano zaparkował na podjeździe przed willą robiącą imponujące wrażenie. Dom został wybudowany na wzór jednej z renesansowych willi zwanej Villa Piovene, która znajduje się w Lonedo di Lugo koło Vicenzy i powstała po roku tysiąc pięćset trzydziestym dziewiątym. Imponujące kolumny oraz duże okna zdobiły fasadę budynku, przed którym rozciągał się trawnik oraz wyłożony płytkami plac, na którym zaparkował. Wyprowadził się z tego domu, kiedy wyjeżdżał na studia, potem już nigdy tu nie zamieszkał. To nie było miejsce pełne ciepła i miłości.
Wyciągnął rękę, by poprawić okulary i zorientował się, że nie ma ich na nosie. Na spotkanie z rodzicami założył szkła kontaktowe. Nie lubił ich, ale wolał uniknąć pełnego dezaprobaty wzroku rodziców na okulary, które nosił. Ich zdaniem świadczyły o tym, że coś jest w nim nie takie jakie być powinno, a oni woleli wiedzieć, że ich syn nie jest w niczym uszkodzony. W czym bardzo się mylili. Był bardzo uszkodzony, ale o tym wiedział tylko on.
Wysiadł z samochodu i poprawił krawat. Nie miał ze sobą marynarki, bo było na to zbyt gorąco. Idąc w stronę głównego wejścia domu, czuł się niczym skazaniec idący na szafot. Naprawdę nie znosił tego miejsca, którego właściciele byli jego rodzicami. To słowo nie potrafiło kojarzyć mu się z niczym dobrym. Do czasu, aż nie poznał mamy Iva oraz Paolo i dowiedział się jakim jest ojcem, trudno mu było uwierzyć, że na tym świecie istnieją prawdziwi rodzice. Tacy, którzy zawsze wysłuchają, pomogą i nie zrobią wielu rzeczy, które po dzień dzisiejszy powracały do niego w koszmarach.
Tej nocy też go nawiedziły, ale nie zdawał sobie z tego sprawy, co rzadko się zdarzało. Gdyby nie Ivo to by o nich nie wiedział. Ta myśl przypomniała mu, że musiał zastanowić się nad prośbą Morettiego. Miałby wrócić do Limare i zająć się sprawą Nino? Powrót do tego miasteczka nie byłby zły, ale niby co miałoby go przekonać do pomocy temu człowiekowi? Jak miałby w ogóle pomóc, kiedy nie wierzył w jego niewinność? Poza tym nie zajmował się sprawami kryminalnymi. Od tego w ich kancelarii był Vittorio. Najlepiej będzie powiedzieć „nie”, pomyślał zanim przekroczył próg jaskini lwa.
Lokaj zaprowadził go do ogrodu, gdzie w altance odpoczywali jego rodzice, racząc się mrożoną herbatą. Tata czytał branżową gazetę, a mama książkę. W ogóle ze sobą nie rozmawiali. Zachowywali się jakby tej drugiej osoby nie było obok. Bywały chwile, że zastanawiał się czy ta dwójka kiedykolwiek cokolwiek do siebie czuła. Jak on mógł wierzyć w miłość, kiedy od małego dostawał przykłady, że ona nie istnieje. Małżeństwo to transakcja, mówili mu. Dlatego on mając pewność, że miłość nie istnieje, a jego brata dopadła chemia pożądania, która połączyła go z Paolo, nie chciał małżeństwa w ogóle.
– Mamo, tato, witajcie. – Sztywny i wyprostowany pokonał kilka stopni do altanki stojącej na podwyższeniu. Obok niej znajdowało się jeziorko, w którym pływały ozdobne ryby, a wszędzie wokół rosły kwiaty pielęgnowane doskonałą ręką ogrodnika.
– Witaj, Fabiano. – Tata odłożył gazetę, a mama tylko na niego spoglądała. – Nie spóźniłeś się, co chwalimy. Przejdźmy jednak do rzeczy. Zaprosiliśmy cię tutaj, by przekazać, że wieczorem urządzamy przyjęcie w jednej z naszych restauracji. Masz na nie przyjść, a nie tak jak ostatnio, kiedy wymówiłeś się ważnym procesem.
– Był ważny.
– Nie tak ważny jak to, by nasz syn nie pokazał się na przyjęciach które urządzamy. W dodatku ma nie przychodzić sam – kontynuował mężczyzna z siwymi włosami, wąsem pod nosem i starannie przystrzyżoną brodą. – O tym też chcemy z tobą porozmawiać. Masz przyprowadzić partnerkę – podkreślił. – Usiądź. Nie stój tak, bo pomyślę, że jesteś jakiś nienormalny.
Fabiano nie znosił kiedy ojciec tak mówił, a jeszcze bardziej tego, że nie potrafił czuć się swobodnie przy swoich rodzicach. Zawsze wypominali mu niedoskonałości.
– Kiedy wczoraj rozmawiałem z mamą, nie wspominała o przyjęciu. – Zajął miejsce na krześle, którego siedzisko wyłożone zostało miękką poduszką.
– Nie musiałam tego robić. – Głos zabrała kobieta, w której kasztanowych, pół długich włosach spiętych z tyłu głowy, nie był widoczny ani jeden siwy kosmyk. Cud, który wykonywali fryzjerzy bardzo ją odmładzał, pomimo że skończyła już sześćdziesiąt lat. – Woleliśmy ci powiedzieć osobiście. Szczególnie to, że nie chcemy widzieć tego jak pojawisz się sam. Będzie to przyjecie urodzinowe dla twojego wuja. Wszyscy oczekujemy, że przyjdziesz z osobą towarzyszącą – mówiła kobieta. – Chcemy uniknąć kolejnych pytań dlaczego ciągle jesteś kawalerem. Przyprowadź kogoś godnego ze sobą, nie jakąś… Nawet wstyd mi wypowiadać to słowo.
Fabiano był pewny, że chodziło o słowo „lafirynda”. Raz, gdy jego mama się nie pilnowała, nazwała tak kobietę, z którą spotkała go na obiedzie w jednej z ich restauracji.
– Ma być piękna, wykształcona – kontynuowała – i taka, która nadaje się do naszej rodziny.
Czyli zimna suka, pomyślał. Rozumiał kto o tym zdecydował i dlaczego jego mama to robi. Chce się pochwalić przed bratem swojego męża tym, że syn ma cudowną kobietę. Miał nie przynieść im wstydu tak jak to zrobił Domenico, który otwarcie przedstawił im mężczyznę, z którym się wtedy umawiał. Związek skończył się źle, a młodszego syna uznali za zmarłego. To podniosło mu ciśnienie i odważył się wyrazić swoje myśli.
– Wiem o co wam chodzi. Ciągle ludzie widzą mnie samego. Tak było z Domenico zanim nie ujawnił się przed wami i innymi. Chcecie, abym pokazał wszystkim, że kocham kobiety. Najlepiej jakbym się jej na tym przyjęciu oświadczył. Tego żądacie. – Ostre spojrzenie jakim go potraktowali mogłoby ciąć żywcem. Rzadko im się sprzeciwiał, a jeszcze rzadziej mówił co myśli, jeżeli sprawa dotyczyła jego. Siebie nie bronił przed nimi tak jak to robił z Domenico. Gdyby tylko był wtedy, kiedy odrzucili jego brata prawdopodobnie i on zostałby wykreślony z drzewa genealogicznego. – Mam udowodnić, że nie jestem taki jak Domenico. Homoseksualny syn, który zburzył ten wasz wypracowany, wyidealizowany porządek. Zakłócił coś co pokazywaliście światu. Syn którego uśmierciliście.
– Będzie martwy dopóki nie odrzuci tego czym się stał – odparł chłodno ojciec, a matka milczała przyglądając się Fabiano.
– Nie można zmienić swojej natury. – Prawnik wstał nie mogąc dłużej tutaj wytrzymać.  Miał wrażenie, że jakieś obślizgłe macki dotykają go i chciał uciec.
– Leczy się to kim jest twój brat. To choroba. – Starszy Salieri popatrzył na syna sugestywnie. – Nie ważne ile taki ktoś ma lat. Naście czy jest dorosły – rzucił, a po chwili dodał coś co zmroziło jego syna: – Leczenie działa. Wiesz coś o tym, prawda?
Fabiano tym bardziej miał teraz ochotę na ucieczkę. Macki które go dotykały właśnie owijały się wokół jego piersi i zaczęły go dusić. Czuł się tak, jakby znów znalazł się pod wodą, która odbierała mu możliwość zaczerpnięcia oddechu. Nie słuchał tego co rodzice mają jeszcze do powiedzenia. Wizyta została zakończona. Jak tylko się z nimi pożegnał, intensywnie starając się panować nad swoimi nogami i przypominając sobie to jak się chodzi i oddycha, najszybciej jak zdołał opuścił posiadłość.
Dopiero w samochodzie mógł odetchnąć, a trzymające go macki wycofały się. Oparł ręce na kierownicy, a na nich czoło. Uspokajał się powoli, ale nie mógł wyrzucić z głowy słów: „Leczenie działa”.

5 komentarzy:

  1. Co? Jakie leczenie? Co Ci "rodzice", bo dla mnie są zimnymi skałami, zrobili Fabiano? Dlaczego tak skrzywdzili własne dzieci?
    Ivo jest silny, ale czy długo utrzyma tą maskę przed Fabiano?
    Kiedy Fabiano zauważy, że Ivo przestał mu rysować serca?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudnie się czyta :3 Czekam na więcej :) Ciekawi mnie to "leczenie", jakoś tak źle brzmi. No samo w sobie nie jest dobre, ale i tak ciekawi. Czekam na rozwinięcie się ich relacji :)
    Pozdrawiam i dużo weny życzę ;D
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ci ludzie mu zrobili? Jakie leczenie? Topili go, molestowali żeby nie lubiał dotyku innej osoby?
    Idę czytać dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    rozdział wspaniały, och kiedy Ivo nie narysował Fabiano na kawie to pomyślałam, że mógł zapytać czemu bez rysunku, i co to za leczenie? postawa Ivo mi się spodobała może to maska ale stara się być silny...
    wenci życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, a tak pomyślałam że kiedy Ivo nie narysował żadnego wzorku na kawie, to Fabiano mógłby zapytać czemu bez rysunku? co rodzice zrobili Fabiano jakie leczenie (ok mam pewne podejrzenia, ale mam nadzieję, że się mylę) postawa Ivo mi się spodobała, może to maska ale właśnie stara sie być silny...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)