10 lutego 2019

Powrót do Limare - Rozdział 3


Pamiętajcie, że już 14 lutego na Bucketbook.pl wyjdzie Antologia pod tytułem: "Miłość", a w niej jest moja nowelka "Dwa serca".  :)

Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział historii o Fabiano i Ivo. :)


Ivo stojąc pod Koloseum wpatrywał się w telefon. Nie spodziewał się, że Fabiano użyje jego numeru. Zanim rozstali się rano, każdy chcąc zrealizować swoje plany, wziął bez pytania iphona mężczyzny i wpisał do niego swój numer. Teraz Salieri przez telefon zapytał się go jedynie gdzie jest i kazał mu na niego poczekać. Tak też zamierzał zrobić. Schował komórkę i przeniósł spojrzenie na dużą, eliptyczną budowlę będącą w starożytności Amfiteatrem Flawiuszów. Próbował sobie wyobrazić jak mogło to miejsce wyglądać za czasów, kiedy odbywały się na nich walki gladiatorów, polowania na dzikie zwierzęta, a także miejsce, w którym mordowano chrześcijan.
Ileż tu krwi wylano, pomyślał. Ludzie zawsze byli głodni posoki i to się nie zmieniło. Może teraz w cywilizowanym świecie nie odbywały się takie rzeczy, ale wystarczyło obejrzeć film, w którym litrami lała się krew i niewielu to ruszało. Jego zdaniem gatunek ludzki od zawsze był największym i najgroźniejszym drapieżnikiem na tym świecie. Z samej zazdrości potrafili niszczyć, zabijać, kraść.
Poddając się takim rozmyślaniom, wpędził się w ponury nastrój, ale ten od razu minął, kiedy wśród kręcących się ludzi ujrzał zbliżającego się Fabiano. Mężczyzna patrzył tylko na niego i barista żałował, że to nie oznaczało czegoś więcej. Jak mógłby go zdobyć? Prawnik uważał się za heteroseksualnego mężczyznę, ale nawet jakby tak było naprawdę, to by Morettiemu nie przeszkadzało. Potrafił uwieść każdego, ale seks to jedno. Gorzej było kiedy chodziło o zdobycie czyjegoś serca. Fabiano Salieri przecież powiedział, że miłość dla niego nie istnieje. Jak na zawołanie wróciły do niego słowa mężczyzny: „Miłość to tylko słowo bez znaczenia. Coś wymyślonego dla romansideł. Takie coś nie istnieje.” Czy prawnik myślał tak od zawsze? Ivo tego nie wiedział, ale chętnie poznałby tę tajemnicę.
– Wizyta u rodziców nie była długa – zagadnął mężczyznę. Oczy, których nie zasłaniały okulary przesunęły się po nim,  potem zbadały okolicę, by ponownie spocząć na jego twarzy.
– Bardzo ci zależy na zwiedzeniu Koloseum?
– Nie. Trochę. Nie wiem. O co chodzi?
– Jeżeli wyjedziemy do Limare za góra dwie godziny, jutro dotrzemy tam przed południem.
Zaskoczony Ivo przez chwilę zaniemówił. Przecież był pewny, że rano Fabiano mu odmówił. Chciał ułożyć jakiś plan, by przekonać mężczyznę do powrotu do Limare, ale jak się okazuje nie musi już tego robić. Co było najbardziej zaskakujące to to, że mężczyzna wręcz go naciskał na pozytywną odpowiedź. Robił to jedynie wzrokiem, który jasno mówił, że Koloseum poczeka na jego odwiedziny w innym czasie.
– W sumie jeszcze kiedyś mogę tu wpaść jako turysta – stwierdził chłopak.
– Doskonały wybór – powiedział Fabiano, odwracając się i idąc w drogę powrotną, tam gdzie zaparkował samochód.
Jak nigdy wcześniej, chciał wyjechać. Nie uciekał z Rzymu, czy z przyjęcia, do którego go zmuszano. Po prostu wracał tam gdzie rok temu, przez kilka dni, czuł się naprawdę dobrze. Wtedy miał dużo pracy, ale był wolny. Zapragnął poczuć to ponownie. Przynajmniej przez chwilę.

*

Domenico Salieri przeciągnął się wysiadając z samochodu. Na jego twarz wspiął się szeroki uśmiech. Wyjazd był bardzo udany, ale powrót do domu jeszcze lepszy. Mógł pojechać wszędzie, nawet na koniec świata, ale tylko wtedy kiedy będzie mógł tutaj wrócić. Do domu na wzgórzu i do Paolo, bez którego nic nie miało znaczenia. Ostatni rok upłynął mu niczym najpiękniejszy sen. Każdej nocy zasypiał u boku wspaniałego mężczyzny i każdego ranka budził się przy nim. Owszem nie zawsze, bo nie raz kiedy on wstawał, Paolo już dawno był w pracy. Często jednak jeździli razem do Amare. Zawsze nierozłączni. Żaden z nich nie wyobrażał sobie, aby ten drugi zniknął choćby na kilka dni. Pomimo tego, że kochali się jak szaleni, bywało i tak, kiedy w ich życie wkradały się kłótnie. A potrafili się kłócić ostro, tak samo jak i godzić. Paolo potrafił być ciepły i kochany, ale kiedy coś mu nie wychodziło pokazywał swój temperament.
– Myślicielu, może byś mi pomógł z bagażami – zawołał do niego DiCarlo, podchodząc do bagażnika czerwonego Forda Focusa. Kupili ten samochód kilka tygodni temu, sprzedając ten należący do Domenico. Ten nowy lepiej nadawał się na tutejsze wąskie uliczki.
– Już ci pomagam, już, ty mój słabeuszu. To tylko dwie torby.
– Trzy. Nie zapominaj o tej wypchanej pamiątkami. Nakupiłeś ich chyba dla całego miasta.
– To tylko kilka rzeczy dla przyjaciół. Tobie też bym przywiózł, ale byłeś ze mną. Żałuj. – Podszedł do Paolo i objął go.
– Mam inną pamiątkę. – Cmoknął usta Domenico wspominając to jak rano w łazience odkrył, że partner go w nocy oznakował. Miał nawet typową malinkę na szyi i nie zamierzał jej zasłaniać.
– Niech każdy wie, że należysz do mnie. – powiedział Salieri przesuwając palcem po sińcu, który zrobił w nocy. Był z siebie naprawdę dumny.
– Należę, ale jak mi nie pomożesz z bagażami, to będę się musiał dobrze zastanowić czy… – urwał, bo Domenico klepnął go w pośladek śmiejąc się. – No, no, panie Salieri, robi się pan coraz bardziej zuchwały.
– Ktoś mi dał do tego prawo. – Posłał w stronę Paolo wesoły uśmiech, zanim schylił się do bagażnika. – Nie obczajaj mojego tyłka – zastrzegł.
– Zawsze wiesz kiedy się na niego patrzę.
– Bo twój wzrok niemalże mnie parzy. – Wyprostował się wyciągając jedną torbę i  drugą, w której mieli brudne rzeczy. Od razu zamierzał zrobić pranie, by nie leżało w koszu i nie śmierdziało.
– Nie tylko wzrok, w nocy mówiłeś, że cały parzę. – Paolo posłał kochankowi figlarne spojrzenie. – Taki byłem gorący.
– Raczej to w pokoju było za gorąco – odpowiedział Domenico, rumieniąc się kiedy przypomniał sobie ich ostatnią noc i to jak po raz pierwszy kochali się przy ścianie, kiedy partner go wziął. – Poza tym głupol z ciebie. Zanieśmy to lepiej i zadzwońmy do Gianny, że już jesteśmy.
Córką Paolo przez ostatni tydzień opiekowała się jego kuzynka. Giovanna na te kilka dni zamieszkała w ich domu, bo jej matka nadal nie akceptowała nastolatki. Wciąż powtarzając, że Gianna jest pomiotem szatana skoro wyszła z nieprawego łóżka, a na dodatek wychowuje ją dwóch mężczyzn. Nie trzeba ukrywać, że Paolo zaczął pałać jeszcze większą niechęcią do ciotki. Z tego co wiedział, jego córka całe dnie spędzała w Amare lub włóczyła się z koleżankami. Po powrocie do szkoły udało jej się zdobyć dobrych przyjaciół. Wybierała takich, którzy nie mieli nic przeciw temu, że ma dwóch ojców, którzy ze sobą żyją. Była bardzo mądrą, chociaż i zwariowaną młodą panną. To co wydarzyło się rok wcześniej, nie pozostawiło w niej żadnego śladu. Uwielbiała mieszkać z tatą, o czym zawsze marzyła i dzięki temu była szczęśliwa. O mamie czasami wspominała, ale zazwyczaj mówiła o niej słowami pełnymi goryczy. Maristella całkowicie zrzekła się praw do córki. Nadal przebywała w więzieniu na oddziale psychiatrycznym i nic nie zapowiadało jej szybkiego wyjścia. Za to jej mąż został osądzony i skazany na dwadzieścia pięć lat więzienia bez prawa wcześniejszego zwolnienia. Miesiące jego procesu nie były łatwe, ale w końcu wszystko się ułożyło. Bez tych dwojga życie Paolo i Domenico kwitło. Tak jak Bistro Amare. Lokal zaczął przynosić zyski, a oni byli razem i dzięki temu mogli z nadzieją patrzeć w przyszłość.
– Jak dobrze być w domu – powiedział Domenico, przekraczając próg środkowego wejścia. W domu było ich trzy. Jedno główne, przy których znajdowały się schody na piętro oraz dwa boczne. Wychodziły na taras, na którym stało dużo roślin w kamiennych wazonach oraz stolik, przy którym wieczorami siadali i rozmawiali lub po prostu milczeli odpoczywając.
– Czyli sprawdza się przysłowie, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej? – zapytał kucharz stawiając torbę na korytarzu i ciesząc się chłodem panującym w budynku.
– W naszym przypadku tak. – Salieri wolał nie myśleć jak bardzo nie lubił wracać do domu rodzinnego, jeszcze kiedy tam mieszkał i ukrywał swoją orientację. Wtedy wszędzie było lepiej niż w domu. – Wrzucę od razu do pralki. – Wskazał na torbę. – Zanim pojedziemy do Amare. – Podejrzewał, że tam wszyscy na nich czekają.
– Ja pójdę pod prysznic. Lepię się od potu. Za gorąco jest. Dołączysz do mnie jak skończysz? – Nachylił się wciskając nos w szyję Domenico. Pachniał potem, ale i tym swoim orzeźwiająco morskim zapachem, który sprawiał, że kucharz nogi miał jak z waty.
– Nie, dziękuję. – Odsunął się od Paolo. – Jeżeli to zrobię, to wtedy nigdzie nie pojedziemy napaleńcu.
– Lubisz to. Przyznaj. – Tym razem to on klepnął pośladek Domenico.
– Co za neandertalczyk z ciebie.
– Oj tam, od razu neandertalczyk. Przyznaj, że to lubisz. – Chciał przyciągnąć do siebie Saleriego, ale ten ponownie cofnął się i zasłonił torbą.
– Nie, nie przyznam, powinieneś to wiedzieć.
– Lubisz jak jestem napalony. Wiem, że tak. – Paolo posłał kochankowi w powietrzu pocałunek zanim udał się na piętro, szczęśliwy jak nigdy w życiu.
– I jak tu go nie kochać – szepnął do siebie Salieri, idąc w stronę pralni znajdującej się na tyłach domu.
Tam otworzył torbę i zamierzał posegregować rzeczy do prania, kiedy rozdzwonił się jego telefon. Wyjął go z kieszeni. Na wyświetlaczu migało imię brata oraz wskaźnik baterii, która dopominała się o załadowanie.
– Tylko mi nie zgaśnij – powiedział do urządzenia jakby mogło go usłyszeć i odebrał. – Co tam, braciszku? Bateria siada, więc się streszczaj.
– Informuję, że właśnie wsiadam do samochodu i jadę do Limare. Będziemy jutro koło dziesiątej.
– Będziemy? – Oparł się o pralkę.
– Moretti ze mną jedzie.
Tylko tyle Domenico zdołał usłyszeć zanim bateria padła.
– Hm. Ivo z nim jedzie to znaczy, że udało się go namówić na powrót do Limare i pomóc Nino? – Jutro się tego dowie z nadzieją, że ci dwaj nie pozabijają się w czasie podróży. Tymczasem czekało go pranie, a w Amare przyjaciele i pewna trzynastolatka, którą traktował jak córkę.

*

Moretti siedział na fotelu pasażera przypięty pasem.  Dach od Maserati był opuszczony, więc wiatr bawił się jego włosami, a słońce pieściło skórę twarzy. Zerknął na wsiadającego za kierownicę Fabiano. Zmrużył oczy. Mężczyzna wyglądał na bardzo spiętego odkąd wrócił od rodziców. Nic dziwnego, przecież słyszał jacy oni są i żal mu było, że ten, w którym się zakochał, wychował się w tak zimnym domu. Co z tego, że  Fabiano i Domenico nie brakowało pieniędzy, kiedy nie mieli miłości rodziców. Mieli tylko siebie. Za to u niego w domu było odwrotnie. Mama i tata byli najwspanialszymi ludźmi na świecie. Po tym jak tata zginął w wypadku, rodzicielka kochała Nino i jego o wiele mocniej. Za to brat go znienawidził. Nic się w tej sprawie nie zmieniło i nie miało znaczenia to, że Nino ćpał czy tego nie robił. Wyjął telefon i ponownie spróbował się z nim skontaktować.
Fabiano uruchomił silnik i włączył się powoli do ruchu. Lubił prowadzić. Poza muzyką to było tym co go relaksowało. Teraz jednak, kiedy wyruszał w kilkunastogodzinną podróż, jakoś nie potrafił się odprężyć. Rodzice będą wściekli, kiedy nie pojawi się na przyjęciu z partnerką, którą mogliby się chwalić i pokazywać ich jak zwierzęta w zoo. Nie znosił się im sprzeciwiać, bo potem jeszcze mocniej próbowali go kontrolować. Najbardziej sprzeciwił się im, kiedy poszedł uczyć się na studia prawnicze. Wybierając tym samym drogę kariery, której nie zaplanowali. Jakoś to przełknęli, bo syn prawnik był dumą dla nich. Dzisiaj kolejny raz zawalczył o siebie. Po tym, o czym tata mu przypomniał, coś podjęło w nim próbę buntu. W tym co zostało powiedziane było ostrzeżenie i groźba. Stary Salieri mógłby znów zmusić go do terapii, gdyby odkrył coś, czego nie chciał widzieć u synów. Za kilka dni wróci do domu i mimo, że dwa tygodnie temu skończył trzydzieści jeden lat, będzie się kajał przed rodzicami spełniając ich zachcianki. Poza jedną. Nie założy nikomu obrączki.
– Nie odbiera. – Ivo westchnął. – Mój brat… – przerwał wypowiedź, kiedy spojrzał na prawnika. – Nie zaciskaj tak dłoni na kierownicy.
– Słucham?
– Tak zaciskasz dłonie, że ci kostki pobielały. Biedna kierownica. Chcesz ją połamać czy jak? – Ivo wyciągnął dłoń i stuknął placem o palec Fabiano. Ten zabrał rękę tak szybko, jakby właśnie został poparzony, co zirytowało baristę. – Aż tak cię brzydzę?
– Nie lubię jak się mnie dotyka.
– Co? To jak ty uprawiasz seks? – Dwudziestotrzylatek pokręcił z niedowierzaniem głową. – Wolę sobie tego nie wyobrażać. – Na pewno nie Fabiano z kobietą. Co innego gdyby to on był z nim. Już on by mu pokazał jak dotyk może być dobry i niezwykle przyjemny.
– To moja prywatna sprawa, więc się w to nie wtrącaj. I nie dotykaj mnie więcej.
– Wczoraj, kiedy prowadziłem cię do łóżka i sprawdzałem temperaturę jakoś nie miałeś  nic przeciw temu.
– Źle się czułem. – Salieri nadal ledwie znosił to, że ktoś go takim widział. Słabym i zniszczonym, czym w rzeczywistości był.
Ivo miał na końcu języka to, aby przypomnieć mu sytuację z rana w łazience, ale wolał to przemilczeć. W zamian powiedział:
– Powinieneś częściej odpoczywać. Może włączę jakąś muzykę, co? – Pochylił się do odtwarzacza. –  Niezły bajer. Używasz go? Co tam w ogóle masz za płytę? – Uruchomił CD i z głośników poleciała rockowa wersja muzyki klasycznej. – Nawet spoko. Nigdy tego nie słuchałem. Nie lubię klasyki. Ale to jest niezłe. – Palcami wystukiwał rytm melodii na swoim kolanie. – Słuchasz tylko tego? Masz coś innego?
– Nie mam. Siedź i słuchaj zanim pożałuję, że cię zabrałem – wypluł słowa prawnik, włączając kierunkowskaz. Po chwili zjechał na prawy pas skręcając na autostradę.
– Nie miałeś wyjścia. Uczepiłem się ciebie jak rzep. – Ivo usiadł bardziej przodem do prawnika, obserwując jego profil. – Mam dwa pytania. Dlaczego nie chcesz, aby cię dotykano? To ta jakaś trauma, fobia, czy jak tam takie rzeczy nazywają? A kolejne, to czy umiesz się uśmiechać?
– Moretti, przymknij się albo wysadzę cię na pierwszym napotkanym parkingu – powiedział ze złością Fabiano.
– O, emocje. Dobrze wiedzieć, że potrafisz coś takiego okazać. Nawet jeżeli to tylko złość. – Ivo roześmiał się zadowolony z tego, że zdołał odwrócić uwagę mężczyzny od myśli, które na pewno boleśnie napinały każdy jego mięsień. – Ale czy mógłbyś odpowiedzieć…
Salieri nacisnął przycisk głośności zwiększając ją i przysiągł sobie, że faktycznie zatrzyma się na jakimś parkingu i chętnie zostawi tam tego ciekawskiego gadułę. Zaczął żałować, że zabrał go ze sobą, ale nie miał wyjścia. Brat by go powiesił za jaja, gdyby tego nie zrobił. 
– Wiesz, że potrafię mówić głośniej? – zapytał barista, czerpiąc przyjemność ze wspólnej podróży. – A co z nocką? Będziemy spać w samochodzie?
– Zamknij się, Moretti.

6 komentarzy:

  1. Wnioskuje o więcej Ivo i Fabiano xD Rozdział super i czekam na rozwinięcie się ich relacji :3
    Pozdrawiam i życzę weny :P
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zawsze genialny, ale już czuję, że będzie mi brakować Morettiego jak opowiadanie się skończy, uwielbiam gościa :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję za kolejny rozdział :)
    Ivo już znajdzie sposób, aby Fabiano przestał myśleć o swoich beznadziejnych rodzicach ;)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aj czekałam na ten moment.
    Wybacz, że tak późno komentuje ale naprawdę czekałam i uważam iż warto było czekać.
    Ten rozdział jest niesamowity. Szczególnie jeśli chodzi o Ivo i Fabiano. Zwłaszcza iż od początku tak właśnie wyobrażałam sobie tę dwójkę. Wybacz że tak późno komentuje ale już jestem i będe na bieżąco.
    ściskam mocno i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    cudownie, ta podróż wspólna może być początkiem czegoś, ale niech Fabiano będzie silny i właśnie walczy o swoje...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    cudownie, ta ich wspólna podróż może być początkem czegoś wspaniałego, ale niech Fabiano będzie silny i właśnie walczy o swoje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)