5 marca 2017

Pod błękitnym niebem (Buntownik 2) - Rozdział 7

Przypominam, że w sprzedaży jest "Szczęście od losu" i można je kupić tutaj: Beezar jak i tutaj: Book-Self Na tej stronie też można nabyć pakiety trzech pierwszych tomów "Obrazów miłości" oraz pakiet obu części "Buntownika". Razem wychodzą taniej. Jeżeli ktoś by chciał, a wcześniej nie mógł kupić to zapraszam. Każdy zakup, nawet tekstów publikowanych na blogu, to dla mnie duża pomoc i stokrotne dzięki za kupno. :***

Kolejne dni upływały szybko. Ostatni grudnia powitał mieszkańców Jabłonkowa ciepłem, mocnym wiatrem oraz topniejącym śniegiem. Pod nogami zrobiło się mokro, bo ziemia była jeszcze zamarznięta i woda nie wsiąkała w nią, tylko powstawały kałuże. Te z kolei, wraz z resztkami śniegu, tworzyły nieprzyjemną, brudną breję.
Kamil ominął jedną z większych kałuż na łące, wracając ze spaceru z Milagros. Suczka biegała wokół, co rusz wywąchując nowe zapachy i wtykając nos w kępy traw. Machała przy tym ogonem na wszystkie strony. Jej biszkoptowa sierść zrobiła się od spodu brudna. Chwilę mu zejdzie, zanim w domu doprowadzi ją do porządku. Nie przeszkadzało mu to i nie zakazywał jej biegania i wdeptywania w największe kałuże.
Wyręczył dzisiaj dziadka od spaceru, bo miał ochotę przejść się z samego rana gdzieś dalej. Powinien jeszcze spać, by wyspać się na zapas, jak to mówiła Anka. Niestety, jak na złość obudził się po szóstej rześki, wypoczęty. Nie musiał zastanawiać się dlaczego tak było. Wszystko z powodu podekscytowania. Dzisiaj Sylwester, a to znaczyło, że wieczorem wybędzie z Szymonem z domu. Bał się tylko, że coś przeszkodzi im w planach. Takie miał od wczoraj szczęście. Co sobie zaplanował, to ktoś inny to zmieniał. Najpierw umówił się przez telefon z Iwoną na spotkanie do południa, bo wtedy jej rodzice są w pracy. Nie mógł się jednak na nim pojawić, bo jeden z pracowników Bieńkowskich nie przyszedł do pracy i Szymon zapytał się go, czy mógłby mu pomóc w stajni. Chętnie się zgodził i w sumie na taką zmianę planów nie narzekał. Później umówił się z Szymonem na przejażdżkę konno po okolicy. Pierwszy raz po chorobie Zefira mieli wyprowadzić go nieco dalej, niż na padok, ale niestety Kamil musiał pomóc babci w domowych obowiązkach i tym samym Szymon sam zajął się koniem. Ale to nie był koniec takich zmian. Dlatego, nauczony doświadczeniem z poprzedniego dnia, obawiał się co będzie dzisiaj. Szymon chciał go podnieść na duchu, mówiąc, że tych planów nic nie zmieni, bo na to nie pozwoli. Nie na wszystko jednak ma się wpływ i to Kamila martwiło.
Bardzo chciał spędzić noc z partnerem. Nie chodziło tylko o seks. Wciąż mu było mało Szymona i chwilami łapał się na tym, że chętnie by się z nim dokądś wyprowadził. Niby mieszkali tuż obok siebie, mogli się w każdej chwili zobaczyć, ale to nie było to. Który dwudziestoletni chłopak pragnie w tym wieku związać się na zawsze ze swoją drugą połówką? Przecież dużo osób chce się jeszcze zabawić, pożyć na wolności. On do nich nigdy nie należał i to się nie zmieni. Może byłoby inaczej, gdyby na miejscu Szymona znalazł się ktoś inny. Niewykluczone, o ile znalazłaby się odpowiednia osoba. Dla niego Szymon to ten ktoś jedyny, taki na całe życie.
Gdy przebywał w ostatnim czasie w Zamościu, w jego życiu pojawił się pewien chłopak. Nie do końca pojawił, bo Kamil do niczego się nie zobowiązywał, nawet się nie spotkali, ale dostrzegał, że podoba się temu nastolatkowi. Chłopak miał osiemnaście lat. Rafał, bo tak miał na imię, pracował razem z nim i pewnego dnia próbował się z nim umówić, jednak Kamil mu odmówił. Raz czy dwa spotkali się na piwie jako znajomi z pracy. Rafał był ładny, grzeczny – może dla niego nawet za bardzo – ale nie był Szymonem. Nie potrafił umówić się z nastolatkiem, kiedy wciąż kochał innego. Rafał sobie kogoś znajdzie, natomiast on już parę miesięcy temu trafił na odpowiednią osobę do związku i nie zamierzał się z tego wycofać.
Co więcej, będzie stawiać kolejne kroki ku ich wspólnej przyszłości.
– Mili, idziemy do domu. Musimy jeszcze dzisiaj otworzyć sklepik i spotkać się z Iwoną. – Razem z dziadkiem postanowili, że ich internetowy sklep wznowi działalność. Wczoraj sfotografował figurki, a dzisiaj umieści na stronie zdjęcia opatrzone opisami oraz wystawi ceny. Klienci nadal zaglądali na ich witrynę, więc ze sprzedażą nie powinno być problemów.
Suczka szczeknęła na niego dwa razy i pobiegła w stronę domu. Przyśpieszył. Zanim dotarł do furtki, Mili już tam czekała, niecierpliwiąc się.
– Dobra, już otwieram. Nie trzeba było tak się śpieszyć. – Uchylił furtkę i pozwolił kochanej psinie wejść pierwszej. – Poczekaj, muszę cię wytrzeć, zanim wejdziesz do domu. Babcia by się wkurzyła, gdybyś wpadła taka brudna. – Wszedł z psem tylko do przedpokoju i chwycił ręcznik należący do Milagros, wiszący na kaloryferze.
Ukucną przed suczką i zaczął wycierać jej brzuch, łapy.
– Daj drugą. – Mili podniosła przednią łapę do góry, przy okazji próbując polizać swego pana po twarzy. – Z pocałunkami zaczekaj. Ale jesteś brudna. To jeszcze tylne łapy. Kąpiel by ci się przydała, a nie wycieranie. Ręcznik jest czarny.
– Wypierze się – powiedziała babcia, zaglądając do przedpokoju. – Ale kafelki umyjesz ty. – Wskazała na odbite ślady łap na podłodze.
– Umyje się. Co, Mili? Umyjemy, nie? – Zaśmiał się, kiedy suczka zaczęła radośnie szczekać, okazując swoje szczęście. Przytulił ją, czując się tak samo szczęśliwy, ale z innych powodów.

*

Szymon zdjął rękawice. Skończył poranne oporządzanie koni. Wszystkie dostały jeść, pić. Sprawdził co u Zefira. Okazało się, że wszystko dobrze, więc nareszcie mógł spokojnie odetchnąć. W ostatnich dniach żył w ciągłym napięciu i strachu o tego ogiera. Nocami nie za bardzo się wysypiał, bo co dwie godziny przychodził tutaj, sprawdzał, czy wszystko jest w porządku. Dlatego postanowił zamontować monitoring. Już dawno powinien był to zrobić. Do tej pory nie było to potrzebne, nic się złego nie działo. Inną kwestią było to, że odbudowanie stodoły wyciągnęło z konta sporo funduszy, a wcześniej dużo pieniędzy szło na spłatę kredytów i ciągle odsuwał decyzję o profesjonalnym monitoringu. Zapytał pracowników, czy nie mieliby nic przeciw temu, bo tu nie chodziło o ich sprawdzanie. Nikt się nie sprzeciwił. Poza tym w dzień, kiedy kręcili się ludzie, zamierzał wyłączać kamery. Głównie chodziło o noc. Lepiej by mu było przejrzeć na komputerze to, co się dzieje w stajni, niż ubierać się i chodzić do niej. Nie zaznałby spokoju, gdyby po tym, co się stało, nie mógł wszystkiego doglądać. Jeżeli nie wróciłby od Mikołaja wcześniej… Nie chciał o tym myśleć.
Zdecydowanie wolał skierować myśli w inną stronę. Dzisiejsza noc należeć będzie do niego i Kamila. Rodzinie już powiedział, że ich nie będzie. Nie mieli nic przeciw temu. Konrad szedł na Sylwestra do znajomych, a reszta zostawała w domu i zapowiedzieli, żeby się niczym nie przejmował, bo wszystkim się zajmą, a on ma się dobrze bawić. W sumie to były słowa Karoliny i wyczytał w nich podtekst, który jego zdaniem siostra w ogóle nie powinna kierować do brata. Ale to Karolina. Nie przejmowała się takimi rzeczami. Jak dobrze, że jej nie stracili.
– Nad czym tak rozmyślasz? – zapytał Jacek Topolski, podchodząc do Szymona. – Z Zefirem będzie wszystko dobrze.
– Myślę, co zdarzyło się w ostatnich miesiącach. Ciężko było.
– Daliście radę.
– Dużo w tym zasługi twojej, ludzi z Jabłonkowa, a nawet rodziców dzieciaków, które chodzą do mnie na hipoterapię. Nie chodzi tylko o odbudowę stodoły. – Wyciągnął rękę i pogłaskał Degressę.
– W Jabłonkowie mieszkają dobrzy ludzie. Niektórzy są zawistni i… – Machnął ręką, woląc nie kończyć – jednak gdy przychodzi co do czego, to część zawsze pomoże.
– Nawet już nie patrzą na mnie z obrzydzeniem.
– Nauczyli się jeśli nie akceptować, to tolerować twoją orientację. Kamila również. Znają was. A ludzie się boją tego, czego nie znają.
– Ta. Ludzie to ludzie. Wszędzie są dobrzy i źli.
– Ej, co taka mina? – Jacek klepnął Szymona w plecy. – Chłopie, nie masz się czym martwić. Dzisiaj Sylwester. Zabaw się. Masz Kamila, więc jest się z czego cieszyć.
Bieńkowski uśmiechnął się.
– Prawda, mam się z czego cieszyć. Lecę na śniadanie. Może pójdziesz ze mną?
– Jadłem w domu. Sobie nawet nie wyobrażasz co jadłem. Amerykańskie naleśniki. Wiesz, te grube placki. Tylko z dżemem. Moja żona wypróbowuje co raz to nowe przepisy. Dzisiaj zawędrowała do Ameryki Północnej.
– Coś o tym wiem. Moja mama takie zrobiła wczoraj.
– To już wiem od kogo Amelia wzięła przepis. – Zaśmiał się głośno Jacek. – Wracam do pracy. A tobie życzę smacznego.
– Dzięki. – Zapiął zamek od bluzy, zanim wyszedł na dwór. Było pochmurno i smętnie. Postanowił zadzwonić do Kamila. Chłopak długo lubił spać, więc zamierzał obudzić go z premedytacją. Ależ było jego zdziwienie, kiedy Kamil powiedział mu, że właśnie skończył śniadanie i zażądał spotkania. Umówili się, że za chwilę zobaczą się przy ogrodzeniu.
Kamil już na niego czekał, zanim Szymon dotarł przed dom. Na sam widok tego chłopaka serce ciągle biło mu szybciej, a uśmiech nie schodził z twarzy.
– Co się tak szczerzysz? – zapytał Zarzycki.
– A ty? – Podszedł do niego. Wychylił się i skradł mu całusa. – Co ci tak było pilno do spotkania?
– Stęskniłem się. Parę godzin to dla mnie za dużo. Poza tym zamarzyło mi się powiedzieć ci dzień dobry, patrząc tobie w oczy. – Złapał za przód bluzy Szymona i przyciągnął go do siebie. – Dzień dobry.
Szymon uniósł prawą brew.
– Dzień dobry – odpowiedział. Chciał go pocałować, ale chłopak cofnął się.
– Poczekasz do wieczora. Zmykam. Umówiłem się z Iwoną.
– Pamiętaj, żebyś był gotów o osiemnastej – przypomniał Szymon.
– Pojedziemy motorem? Chciałbym dosiąść tej bestii.
– Jedziemy autem. Dosiądziesz innej bestii… – zawiesił sugestywnie głos.
– Będziesz mi musiał ją pokazać, bo ja taki niewinny, nieświadomy. Nie wiem nawet o co ci chodzi. – Po plecach Kamila przechodziły przyjemne ciarki. Już chciał wieczora, nocy. Dzień będzie mu się dłużyć w nieskończoność.
– Nie tylko pokażę. Pozdrów Iwonę. – Odwrócił się, by pójść do domu.
– Nieładnie tak przerywać interesującą rozmowę – rzucił za nim Kamil.
Szymon tylko podniósł rękę z wyprostowanym palcem środkowym.
– Ha. Nie mogę się doczekać – wykrzyknął za nim Kamil.

*

Iwona Gil poczęstowała Kamila ciastem oraz kawą. Podekscytowana spotkaniem z nim i korzystając z tego, że są sami w domu bez jej rodziców, nie przestawała opowiadać o studiach weterynaryjnych, o Anecie, o związku z nią, który się rozwijał, mieszkaniu razem.
– Moi rodzice nadal nie mają pojęcia, że to moja dziewczyna. Odwiedzili nas chyba na początku grudnia. Musiałyśmy odgrywać współlokatorki. Anetka nawet opowiedziała im o swoim chłopaku.
– Zamierzasz zawsze odgrywać taki teatrzyk? – Usiadł do niej przodem, podwijając jedną nogę pod siebie.
– A co mam zrobić? Wiem jacy są moi starzy.
– Co będzie za rok, dwa, pięć, kiedy twoi rodzice będą się zastanawiać, dlaczego nie masz chłopaka?
– Chłopaka? Oni już mówią o mężu i dzieciach, które powinnam urodzić. Uwielbiam dzieci, ale Aneta mi ich raczej nie zrobi. – Z głębokim westchnieniem oparła się o oparcie skórzanej, czarnej kanapy, obok której znajdowały się dwa fotele, ława, a naprzeciwko najprawdziwszy kominek, który Kamilowi się bardzo podobał. Zawsze marzył o kominku.
– Mnie Szymon też nie, czy ja jemu. Całe szczęście.
– Jak ty kochasz dzieci. Nadal ich nie cierpisz? – Spojrzała na niego koso.
– To nie tak. Lubię te dzieciaki od Mikołaja, ale inne niech się ode mnie trzymają z daleka.
– To mi się w tobie podoba. – Poklepała go po kolanie. – Mówisz wprost, a nie kręcisz. Fajnie, że mogliśmy pogadać. Muszę ci jeszcze skopać tyłek za to, że nie powiedziałeś mi o powrocie.
– Nie wiedziałem czy zostaję. W sumie dzisiaj miałem wracać. Anka i Bogdan przyjeżdżają w końcu od jego babci i planowaliśmy, że razem spędzimy Sylwka. Ale wyszło lepiej, niż się spodziewałem. – Wyciągnął rękę po talerzyk z pysznym ciastem bananowym.
– O? Jakieś ciekawe plany? – Zainteresowała się.
– Może. Coś taka ciekawska? – Próbował dać jej prztyczka w nos, ale była szybsza i odsunęła się.
– Aha! – Wycelowała w niego palec. – Wybieracie się gdzieś z Szymkiem. Weźmiecie mnie ze sobą?
– Trójkąt nie wchodzi w grę. Nawet jakbyś płeć zmieniła – prychnął.
Roześmiała się.
– Przecież doskonale wiem, że nawet jakbym chciała, to i tak mnie nie zabierzecie. Karolina mi doniosła co i jak. Przygotuj się… No wiesz… Ekhem.
Popatrzył na nią chwilę z niedowierzaniem.
– Ty się o to nie martw. Co do Karoliny, to jesteście siebie warte.
– A ty myślisz, że skąd wszystko wiem? Jesteśmy jak siostry syjamskie. Co ona zacznie mówić, ja dokończę. Chcesz jeszcze ciacha? – zaproponowała, widząc, że Kamil dokończył swój kawałek ciasta. Ona miała jeszcze połowę.
– Nie. Bo nie zjem obiadu i babcia da mi popalić. Poza tym będę się zbierał. Zasiedziałem się. Kiedy wyjeżdżasz?
– W sobotę wieczorem. W niedzielę idziemy z Anetą do jej rodziców. Fajnych ma.
– Fajnych, bo ją akceptują? – Wziął Iwonę za rękę.
– No. Kamil, boję się, że jak coś wyjdzie na jaw… – Ścisnęła jego dłoń. – Kurde. Wiem, że ty i Szymek daliście sobie radę. Cała wieś wie o was i jakoś się ułożyło.
– Niektórzy nadal patrzą krzywo. Mój ojciec szczególnie.
– Ale macie spokój. Ja się nie boję ludzi ze wsi. Mówiłam ci, że chodzi o rodziców. Wyrzekliby się mnie. Nie mogę im powiedzieć o sobie. Aneta w końcu to rozumie i póki co akceptuje, ale jak długo ma mną rządzić strach? – Przytuliła się do niego.
– Ale może twoi rodzice wcale nie są tacy jak myślisz, że są. – Przesunął ręką po jej plecach. Niebieski sweter, który miała na sobie, był miękki i gruby. Oparł brodę na jej głowie. – Może oni… Przecież nie zakazali mi tu przychodzić.
– No nie. Wiedzą, że się z tobą przyjaźnię, ale ty nie jesteś ich synem. Wiem, co gadają o homo.
– Wybadaj grunt. Ale nie musisz się ujawniać. To twoja sprawa. Jak coś, to ci pomogę.
– Dzięki. – Wyprostowała się. – Powiedz lepiej jak Anka i Boguś przyjęli wiadomość, że nie wracasz.
– Jak? Anka niemalże śpiewając złożyła mi najlepsze życzenia „na wspólną, nową drogę z tym twoim rolnikiem” – zacytował przyjaciółkę.
– Uwielbia ten program. Ja też. A wiesz, że w drugiej edycji była taka spoko babeczka? Może będzie więcej kobiet.
– Ja tam bym wolał fajnego faceta, który szuka fajnego faceta. – Podniósł się i przeciągnął.
– Niestety to nie u nas. Już idziesz?
– Muszę jeszcze wstąpić do sklepu. Mama kazała mi przyjść, abym jej w czymś pomógł. Chce, żebym z nią pracował. Ale nie nadaję się do tego. – Ruszył do przedpokoju, żeby się ubrać. Dziewczyna poszła za nim, drepcząc w różowych kapciach wyglądających jak króliki. – Mogę jej pomóc z towarem, czy czymś innym, ale stanie za ladą?
– Odciążyłbyś ją trochę, a jednocześnie zarobiłbyś. Ona naprawdę ma problemy z pracownicami.
– I co, mam stać i słuchać plotek ze wsi? Jak ludzie zobaczą, że gej stoi za ladą, to nie przyjdą po zakupy. – Założył kurtkę.
– Przyjdą. Przecież wiesz, że wszystko się zmieniło. Co ci szkodzi spróbować? Zrobisz badania, wyrobisz sobie książeczkę sanepidowską i będzie git.
– No nie wiem. Mogę spróbować. Chciałbym zająć się końmi Bieńkowskich, ale wolałbym nie być pracownikiem Szymona, bo teraz to by była głupia sytuacja. Dawałby pensję partnerowi. Pomagać mu mogę za darmo, a kasy potrzebuję.
– Jak każdy. A gdzie będzie ci lepiej niż u mamy?
– W sumie racja. To lecę. – Pochyliwszy się, pocałował ją w policzek. – Zdzwonimy się.
– Liczę, że jeszcze się spotkamy, zanim wyjadę.
 – Na pewno.
– Pa. – Otworzyła drzwi i wypuściła przyjaciela. – I szczęśliwego Nowego Roku. Baw się dobrze.
– Wzajemnie. Na pewno będę. Nara.
– Nara. – Pomachała mu jeszcze, zanim zamknęła drzwi.

*

Szymon wyszedł z łazienki w szlafroku, wykąpany, ogolony, wypachniony, co od razu wyczuła Karolina, przechodząc koło niego. Chciała coś powiedzieć, ale brat położył jej palec na ustach, nakazując milczenie. Skrzywiła się, wzruszyła ramionami i po chwili zniknęła w swoim pokoju. Sprawdził, która jest godzina. Musiał się pośpieszyć. Nie chciał, żeby Kamil na niego czekał. Za pół godziny mieli się spotkać.
W sypialni założył na siebie wcześniej przygotowane rzeczy. Odsunął jedną z szuflad komody i wziął to, co tej nocy będzie najbardziej potrzebne. Taka prawda, że jechał z Kamilem do niewielkiego, ale przytulnego motelu po to, żeby się z nim kochać. Przez swoją głupotę, pragnienie spędzenia całej nocy z Kamilem, zaśnięcia przy nim, zmusił siebie i jego do czekania. Ale nie chciał szybkiego numerku. Nie po tak długim rozstaniu. W żadnym z domów nie mogli liczyć na całkowitą intymność, dlatego postarał się wynająć pokój u znajomej. Kilka lat temu kobieta i jej mąż otworzyli motel w miejscu oddalonym piętnaście kilometrów od Jabłonkowa.
Szymon spakował wszystkie niezbędne rzeczy do małej, podręcznej torby, nie zapominając o czystej bieliźnie oraz kosmetykach i maszynce do golenia.
Rozejrzał się, sprawdzając czy o niczym nie zapomniał. W końcu wyszedł z pokoju. Zbiegł na dół po schodach. Na ich poręczy wisiały balony i serpentyny ze wstążek. To samo było w salonie, do którego zajrzał. W pełni trwały przygotowania do nocy Sylwestrowej, którą rodzinka miała spędzić na wspólnym biesiadowaniu przed telewizorem. Niedługo miał przyjechać Mikołaj z Agatą i dziećmi.
– Zmykam – poinformował. – Pamiętajcie, że Ares boi się fajerwerków. Zajrzyjcie też do koni. Jakby co, to dzwońcie.
– Idź już – powiedziała mama, sprawdzając czy obrus wisi równo. – Kamil pewnie już czeka, a ty się guzdrzesz.
– Poradzimy sobie – dodał ojciec z nałożonymi na nos okularami. W dłoni trzymał płytę z muzyką.
– Właśnie, brat, znikaj.
– Konrad, co ty tu robisz? Nie miałeś być u kolegi?
– Miałem. Imprezka odwołana, bo się pochorował, tak samo jak jego brat i chyba ich mama. Jakaś grypa czy coś. Zostaję w domu.
– Będziemy się bawić. – Karolina ominęła Szymona w drzwiach, niosąc kartony z sokami. – Konrad, pomóż. Nie leń się. Szymon, wybywaj. Kamil czeka na ciebie przed bramą.
Szymon szybko spojrzał na zegarek. Był już spóźniony.
– Cholera jasna. – Zanim zabierze chłopaka do motelu, chciał go wziąć na spacer i na kolację. Planował udany wieczór i gorącą noc. W mgnieniu oka założył buty, narzucił na siebie płaszcz. Prawie zapomniał kluczyków od samochodu. Wypadł z domu, gotowy przeprosić Kamila za spóźnienie, ale chłopaka nigdzie nie było. Warknął. Postanowił nie wracać, by powiedzieć siostrze parę słów do słuchu.
– Otworzę ci bramę – powiedział Konrad, który wyszedł z domu.
– Idealnie.
Kilka minut później zaparkował przed domem Kamila. Akurat w tym samym czasie przed budynkiem zaświeciło się światło, a po chwili wyszedł jego partner. Szymon wysiadł. Oparł się rękoma o samochód i zapytał:

– Może pana podwieźć?

10 komentarzy:

  1. Te rozdziały są zdecydowanie za krótkie... ZA KRÓTKIE... Gdyby "Zbrodnie i kare" czytało się tak fajnie jak Twoje opowiadanie ;-; Cóż, a ponieważ skończyłaś w takim momencie, to liczę, że następny rozdział będzie w większości poświęcony na "dosiadaniu bestii". Mam racje, czy się mylę? 😂
    A tak poza tym, to ja już jestem tak przeczulona na zwroty akcji, że jak Szymon zobaczył, że Kamila nie ma pod bramą, to do głowy mi nie przyszło, że Karolina go wkręca. Już było tysiąc scenariuszy - coś się stało, ktoś go potrącił, zachorował, ojciec go pobił i pewnie leży gdzieś w rowie... Luano, co ty robisz z moim mózgiem XD
    A teraz wracam do Dostojewskiego ;-;
    Pozdrawiam i duuuużo weny życzę! :*
    Inverno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za przeczytanie "Zbrodni i kary". Dasz radę. :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Szczerze powiedziawszy to chyba jedno (mysle, ze tylko te) z Twoich opowiadan, ktore mi sie bardzo nie podoba.
    Fabula nijaka, ot zwykle zycie dwoch chlopakow - jestem pewny, ze niektorzy chca czytac cos takiego, odpoczynek od poprzednich, zwariowanych opowiadan, ale dla mnie jest zbyt spokojnie, zbyt zwyczajnie. Na poczatku jeszcze czytalo mi sie w miare dobrze, teraz czesciej przewijam niz czytam calosc. Dialogi sa jakby pisane na sile, nierealne.
    Mimo wszystko nadal czytam, bo nie mam w zwyczaju nieczytania do konca. Licze, ze nastepne opowiadanie bedzie ciekawsze, mpreg bardzo mnie zaintrygowal i czuje, ze bedzie sie troszke dzialo (chyba bedzie na blogu?) Tutaj zabraklo mi akcji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdemu musi się wszystko podobać. :) Są ludzie którzy uważają, że to właśnie części Buntownika są moimi najlepszymi tekstami. Ja akurat lubię spokojną fabułę. Życie codzienne postaci. Tę zwyczajność. Szczególnie kiedy akcja dzieje się na wsi. Co do samej akcji to nie każdy tekst będzie ją zawierał. Mpreg będzie dodawany po zakończeniu obecnego tekstu. Dzięki za opinię. To w Tobie lubię. Napiszesz co czujesz, ale zrobisz to tak, że nie wyjdzie to chamsko, hejtersko i nie ugodzi w postać autora. :)

      Usuń
  3. Witam,
    Nie mogę się doczekać niedzieli.Tydzień to będzie męka.A tekst
    'Może pana podwieźć?'
    Jeszcze to spotęgował.
    Bestia...aż przypomniałam sobie jak się kochali w nocy na polu po tym jak wybrali się na przejażdżkę motocyklem Szymka.
    To była jedna z najlepszych(jeżeli nie najlepsza scena erotyczna)
    jaka napisałaś.
    Oczywiście wszystkich nie pamiętam, ale skoro ta zapadła mi w pamięć :)
    Ciekawe czy po takiej przerwie jaką mieli będzie jeszcze lepiej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okaże się czy po takiej przerwie będzie jeszcze lepiej. A może ta przerwa coś zepsuła i nic nie wyjdzie. :D
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Jestem z opowiadania Piotrka i Artura, myślałem że już nie piszesz a tu ,, Niespodzianka"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opowiadanie było całe lata temu pisane. Od tej pory bez przerwy piszę. :)

      Usuń
  5. Następny rozdział będzie gorący. Nie mogę się w sumie doczekać, bo jakoś tak ostatnio mało jest sytuacji między nimi. Przyjemnie czyta się opowiadanie i wciągnęło mnie, że nie mogę się doczekać co dalej, a na pewno jeszcze będzie ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    rozdział jest wspaniały, mają spędzić cudownie sylwestra...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)