28 lipca 2016

W sidłach miłości tom 3 - Rozdział 3



 Zacznę może małym/dużym przemówieniem. Po pierwsze informacja, która jest ważna dla tych, którzy czekają na kolejny mój tekst, a który będą mogli kupić już od jutra. Tutaj pojawiła się mała zapowiedź: Klik
Tekst jest romantyczną obyczajówką. Zaczęłam go pisać rok temu, ale po napisaniu dwóch rozdziałów chęci uciekły i dopiero wróciłam do niego w lutym tego roku. Zakończyłam jego pisanie 22 maja. I nareszcie po przeszło dwóch miesiącach mogę go pokazać światu.  Jest dla mnie ważny, jestem z niego bardzo zadowolona i jego akcja dzieje się w Polsce. Tak w Polsce. I tutaj parę słów dla tych, którzy narzekają, że akcja Buntownika dzieje się w Polsce. 
Powiem ostro, jest to dla mnie dziecinne. Można nie lubić tekstu, można postaci, ale jakie znaczenie ma w jakim kraju dzieje się akcja. Sama tak postępowałam. Odrzucałam teksty, bo jest akcja w Polsce, bo jest o tym, owym, bo to fanficki, a potem się okazało, że coś co odrzuciłam czytało się wyśmienicie. Od tej pory wiem, że najważniejsza jest treść, a nie miejsce akcji. Dlatego odrzucanie tekstu, bo to Polska... 
Napiszę jeszcze niejedno opowiadanie, którego akcja będzie się dziać w naszym kraju. Pomysły jakieś są i może nie szybko, ale będę zrealizowane. 

A teraz zapraszam na rozdział i dziękuję za komentarze. :)


Alex schodził właśnie na parter, żeby coś przekąsić, zadowolony, że jest w domu sam. Ostatnio lubił być sam. Rodzice wybrali się do kina i na kolację z okazji rocznicy ślubu, a Jonathan jak zwykle był z Richiem. W każdym razie miał taką nadzieję, bo stracił ją, kiedy na przedpokoju omal nie zderzył się z bratem.
– Co tu robisz? Myślałem, że jesteś z Richiem.
– Jak widzisz, nie jestem – odparł wrogo nastawionym głosem Jonathan, pokonując kolejne stopnie.
– Co się stało? – Zaintrygowało go to, bo o ostatnich miesiącach takie zachowanie nie było podobne do Jonathana.
– Idź i zapytaj swojego przyjaciela.
– Chyba pójdę. – Tym razem uzyskał pewność, że działo się coś niedobrego. Przecież przez ostatnie tygodnie ta para obrastała w tęczę i lukier – albo takie sprawiała wrażenie. Po tym, co mówił wczoraj Richie, nie było tak wesoło, jak wyglądało.
Zarzucił na ramiona bluzę, założył buty i wziął klucze od domu. Po wyjściu zamknął drzwi, bo nie wierzył, że ten jełop, jego brat, to zrobi. Na dworze już było bardzo ciemno. Drogę do domu przyjaciela oświetlały uliczne lampy, przy czym jedna dość mocno migała. Tylko czekać, aż żarówka się spali. Tata już dawno dzwonił do elektrowni w tej sprawie, ale dotąd nikt nie przyjechał.
Przeszedł przez typową na przedmieściu ulicę. Kilka kroków później już wchodził do domu Richiego, notując sobie w głowie, żeby opieprzyć go za niezamknięcie na klucz drzwi. To była spokojna dzielnica, ale nigdy nie można było być pewnym, że jacyś złodzieje się w pobliżu nie kręcą. 
– Richie? – W przedpokoju paliło się światło, w dużym pokoju i kuchni też, co ujrzał po wejściu do salonu połączonego z kuchnią. – Widzę, że masz dużo kasy na rachunki. – Wyłączył światło, a potem udał się tam, gdzie mógł zastać przyjaciela.
Richie leżał na łóżku w swoim pokoju, przykryty kołdrą aż po czubek głowy. Wystawały spod niej tylko blond kosmyki.
– Richie, to ja. – Postać schowała się jeszcze bardziej. – Ej, co się ukrywasz? Kosmici wylądowali czy co i boisz się, że cię porwą? – Odłożył bluzę na krzesło i usiadłszy na łóżku, chwycił róg kołdry. – Złotko? – Odsłonił leżącą w pozycji embrionalnej i płaczącą postać. Natychmiast spoważniał. – Co jest?
– Zostawił mnie – wydusił Richie, znajdując się niemal w hiperwentylacji.
– Nie wierzę…
– A jak ktoś mówi, że nie chce cię już widzieć, to co sądzisz, że ma na myśli?! To moja wina. To wszystko moja wina. To, że taki jestem.
Alex rozejrzał się po pokoju, szukając jakichś chusteczek. Spostrzegł, że jedna paczka leży na biurku, więc udał się po nią.
– A jaki jesteś?
– Taki do dupy. – Znów chlipnął. Nie potrafił się uspokoić.
– Co ty nie powiesz. – Wyjął jedną papierową chusteczkę i podał mu ją. – Wytrzyj nos  i powiedz mi, co się stało.
– Co się miało stać? – Usiadł, wykonując polecenie przyjaciela. – Po… Po prostu zapytałem się go, czy może by chciał, żebym to ja jego… wiesz co.
– Aha. – Trochę żartował  z tym, że przyjaciel mógł to zaproponować jego bratu. Widać Richie wziął to na poważnie. – No i?
– No i… on powiedział, że się na to nigdy nie zgodzi, że nie nadaję się do tego, aby go pieprzyć, i do tego się go brzydzę, bo nie mogę go dotknąć. Że nie myślę o nim, tylko ciągle o swojej przyjemności. Tak wywnioskowałem z tego, co powiedział. I miał rację. Jestem totalną ciotą. Takim nikim. – Podciągnąwszy do piersi kolana, oparł na nich głowę. Nie umiał przestać płakać. Jak Johnny może chcieć kogoś takiego jak on? Chłopak zranił go, ale on Jonathana cały czas ranił. Zachciało mu się seksu. Teraz wiedział, że nie był na niego gotowy, na nic nie był gotowy. Wiedział też, że popełnił błąd, nie mówiąc mu o incydencie z tamtym facetem. – Jestem głupi. Tak bardzo, bardzo głupi. – Aż nim trzęsło, kiedy ryczał jak małe dziecko. Chciało mu się wyć. Zniknąć stąd na zawsze.
– Nie jesteś głupi. Jesteś po prostu sobą. – Alex wdrapał się na łóżko i przyciągnął przyjaciela do siebie. Oparł brodę na czubku jego głowy, która znalazła sobie dogodne miejsce na jego piersi. – Popełniłeś błąd, ale kto ich nie popełnia.
– Moje błędy sprawiły, że ktoś, kogo kocham, odszedł. Zasłużyłem sobie na to. Tamten facet powinien mnie zgwałcić, może bym zmądrzał.
– Nie mów tak. On i tak cię zgwałcił. Nie musiał cię wziąć siłą, żeby to zrobić. Zmusił cię do seksu oralnego, a to już gwałt. Powinieneś wtedy donieść na niego policji, a nie bać się, nie wstydzić. Powiedzieć prawdę Johnny’emu też się wstydziłeś, prawda?
– I tak myśli, że jestem napalonym, myślącym tylko o sobie skurwielem. A ja tylko chciałem tego co inni. Kochać się ze swoim partnerem, którego kocham nad życie i tak długo na niego czekałem. Myśli, że tylko chciałem brać. Ja po prostu nie potrafiłem… Nigdy nie będę potrafił. Powinienem przestać istnieć.
– Nie mów tak. Nigdy tak nie mów. – Alex zacisnął powieki. Doskonale zdawał sobie sprawę, jakie uczucia targają Richiem. Po tym, jak Josh go zostawił, pragnął zasnąć na wieki. Do tej pory czuł ból, ale nigdy nie winił siebie za rozstanie. Z Richiem jest inaczej. Tym bardziej się o niego martwił. Poza tym przyjaciel to nadwrażliwy chłopak. Inny niż wszyscy wokół i za dużo do siebie bierze. Nie zawsze, ale w takich chwilach na pewno.
– Będę mówił, bo mogę. Nic mi już nie zostało. Bez niego nie ma nic.
– Nie wierzę, że to, co ci powiedział, oznaczało koniec waszego związku. Nie przez głupi seks i sprawy z nim związane. Powinniście szczerze pogadać. Obaj.
– To już nie ma sensu. Nic nie ma sensu. Nic.
Richie powiedział to takim pustym, oddalonym głosem, że Alexa przeszyło lodowate zimno. Zawsze wesoły chłlopak, którego wszędzie było pełno, brzmiał, jakby pogrążył się w totalnej pustce bez nadziei na lepsze jutro.


* * *


Niedzielny poranek też nie należał do najlepszych. Richie nie miał ochoty wstać z łóżka, jeść. Wypił tylko kilka łyków kakao przygotowanego przez Alexa. Przyjaciel dał mu w nocy ziołową tabletkę na uspokojenie, którą znalazł w domowej apteczce, dzięki czemu przespał spokojnie kilka godzin. Najchętniej to nadal by spał.
– Muszę iść do domu, umyć się, przebrać – powiedział Alex, a tak naprawdę to chciał pogadać z bratem.
– Idź. Nie martw się, nie popełnię samobójstwa. Nie dam swojego ścierwa Luckowi.
– Słuchaj, Jonathan na pewno nie zerwał.
– Dla mnie „nie chcę cię widzieć” oznacza, że to koniec.
– W wściekłości tyle rzeczy się mówi. Robi się je po to, aby zranić. Śpij. Wrócę niedługo. – Najlepiej jakby to Jonathan tutaj przyszedł. Tym bardziej że jeszcze trochę i Richie nie będzie musiał popełniać samobójstwa, własnoręcznie go udusi. W nocy przyjaciel nieźle działał mu na nerwy. Dobra, czuł się zdradzony, porzucony, ale czy musiał ciągle w kółko to samo opowiadać, przy okazji wbijając sobie w serce coraz to więcej cierni? – I jeszcze coś. Cokolwiek będzie, masz powiedzieć mojemu bratu prawdę.
– To już nie ma sensu. Komu powiem? Powietrzu? – Richie odwrócił się przodem do ściany, wtulając twarz w poduszkę z zamiarem przespania kilku dni i nadzieją, że wtedy przestanie boleć.
Alex zostawiwszy przyjaciela samego, wrócił do domu. Niedzielny poranek był tą chwilą, kiedy wszyscy zbierali się przy wspólnym śniadaniu. Tym razem przy stole zastał tylko Jonathana pijącego swoją niby kawę. Rodzice musieli jeszcze spać, a to mu podpowiedziało, że wrócili bardzo późno ze swojej randki.
Nastawił wodę i odwrócił się do brata, zaplatając ręce na piersi.
– Idź do niego. Sądzi, że z nim zerwałeś. – Nie doczekał się żadnej reakcji, więc mówił dalej: – Domyślam się, o co chodzi. Richie czasami potrzebował pogadać na pewne tematy, więc to mi się zwierzał. Czujesz się przez niego odrzucony. On się tobą nie brzydzi. On… On ma problemy i nie umie sobie z nimi poradzić. Nie rozumie, że byś mu pomógł. Sądził, że idąc z tobą do łóżka, pokona to, co…
– Długo jeszcze będziesz prowadził swój monolog? – warknął Jonathan.
– Tyle, ile będzie trzeba. – Nasypał kawy do kubka, gdy zagotowała się woda.
– To wyjdę, a ty gadaj sam ze sobą.
– Richie został zgwałcony – wypalił Alex, zalewając pachnący nektar i jego ratunek wodą. Nie on powinien to mówić, ale czuł, że bez tego nic nie zdziała. Jonathan zawsze był uparty i ciężko byłoby go przekonać do pójścia do Richiego. 
– Co powiedziałeś? – Zmarszczył brwi, już bardziej koncentrując się na swoim młodszym bracie.
– On ci to powinien powiedzieć. To stało się kilka miesięcy temu. – Trzymając kubek w dłoni, oparł się tyłkiem o blat. – Nie został zgwałcony tak, jak sądzisz.  Nie doszło do tego, bo Richie uciekł, ale facet zmusił go do orala. Od tamtej pory Richie bał się dotyku. Pamiętasz, że tylko na twój nie uciekał. Z czasem to się uspokoiło, lecz coś w nim zostało. On potrzebuje pomocy, rozmowy, cierpliwości, a nie porzucenia go.
– Nie porzuciłem go. Musiałem od niego odpocząć. – Zły wylał lurę do zlewu i wypłukał kubek. Jak Richie mógł mu czegoś takiego nie powiedzieć? Miał ochotę pójść do niego i wykrzyczeć mu prosto w twarz, co sądzi o tak głupim i dziecinnym zachowaniu. Zresztą był też zły na siebie, że nie pomyślał, iż musi istnieć jakaś przyczyna takiego zachowania. W sumie dlaczego miałaby istnieć? Znał jednego chłopaka, kiedy jeszcze jeździł z zespołem, któremu zależało tylko na jednym i na swojej przyjemności. Nie obchodziło go, żeby się odwdzięczyć. Dlatego Richiego też przyłączył do tej kategorii. Od dłuższego czasu głosik w nim powtarzał tylko to jedno, nie pozwalając poszukać prawdy. Wczoraj nie wytrzymał, powiedział za dużo. Nie czuł się z tym dobrze, ale też nie pragnął od razu biec i przepraszać. Jego chłopak – bo przecież nadal nim był – nie umiał z nim rozmawiać, nie zaufał mu, a to nie było fajne uczucie. Pragnął w związku szczerości, zaufania, partnerstwa, gdy tymczasem okazało się, że tego nie było. Czego się bał? A może to jego wina, że Richie mu nie ufa? Może to on jest do niczego? Skoro jego chłopak nie potrafi mu powiedzieć tak ważnej rzeczy, to może to z nim jest coś nie tak.
– Nie można ciągle przebywać ze sobą, więc odpoczynek czasami jest dobry, lecz nie w takich okolicznościach.
– Mój braciszek dzieli się swoim doświadczeniem. – Poklepał Alexa po policzku. – Szkoda, żeś swoich rad nie wykorzystał, by utrzymać swój związek – zakpił.
Alex ze złością odtrącił rękę brata.
– Odpieprz się, Johnny. – Zamaszyście postawił kubek na szafce, rozlewając trochę kawy i wyszedł z kuchni, woląc uniknąć ostrzejszej wymiany zdań. Nie miał ochoty się kłócić.
Starszy z braci wziął ścierkę i wytarł blat, przeklinając siebie, że czepił się Alexa. Zresztą co mu tam, niech chłopak nie daje mu rad, które on sam dobrze zna.
– I co ja mam teraz zrobić? – zapytał sam siebie. Serce chciało jednego, rozum drugiego, przez co czuł się rozdarty. Do tego głupi charakter też dodawał swoje. – Richie, Richie, co ja mam z tobą zrobić? Jak sprawić, żebyś mi zaufał?


* * *


JD zgodził się na randkę pod warunkiem, że pojadą do kina na jakiś dzienny seans, na którym jest mało widzów. Nie był gotów na wieczorne wypady, gdzie tłum ludzi będzie przeciskał się, popychał, śpieszył i gapił na niego jak na ufoludka. Powiedział to głośno, na co Casey zaśmiał się, kładąc elegancką, czarną koszulę na deskę do prasowania.
– Ty to masz wyobraźnię. Na pewno jesteś pierwszą osobą na wózku, którą zobaczyliby. – Włączył żelazko, stawiając je na metalowej stopce umocowanej do deski.
– Pff.
– Prychaj, prychaj. Ja i tak postawię na swoim, nie pozwolę zamknąć ci się w domu. Tego byś chciał. – Czerwone światełko w żelazku zgasło, więc wziął się za prasowanie. Zamierzał ubrać ich dzisiaj elegancko, bo po kinie chciał zabrać JD na obiad. Stać go było na zamówienie stolika w jakiejś niedrogiej restauracji i sprawienie przyjemności swojemu partnerowi.
– Gówno powinno cię obchodzić, czego ja bym chciał.
Casey ze złością odstawił żelazko i spojrzał złowrogo na JD.
– Gówno powinno mnie obchodzić? A może to ciebie gówno obchodzi, co ja czuję, kiedy tak mówisz.
JD zmieszał się wyraźnie i spuścił głowę. Wpatrzył się w swoje nic nieczujące kolana. Zaraz jego głowa została uniesiona, kiedy Casey chwycił go za brodę.
– Obchodzi mnie to, czego byś chciał. Wiem, czego chcesz. Wiem też, że to jest możliwe. Już jutro możemy zapisać cię na rehabilitację. Skierowanie od lekarza leży w barku w salonie.
– Po co? Powiedziałem ci, że nie chcę sobie robić nadziei.
– Nadzieję zawsze trzeba mieć. – Pochylił się nad nim i pocałował usta chłopaka długo i namiętnie, smakując je z rozkoszą. – Bo bez niej życie jest ciężkie – szepnął, ledwie odrywając ich wargi od siebie. – A teraz wyprasuję ci tę koszulę i powoli będziemy się zbierać do wyjścia. – Chciał się odsunąć, ale został przytrzymany przez JD. – Hm?
– Nic, tylko możesz mnie jeszcze pocałować, a nie już uciekasz.
– Kotek, powiedziałeś, że nie chcesz się śpieszyć do czegoś więcej, a ja jestem napalony jak diabli. Wierz mi, że ledwie trzymam ręce z dala od ciebie, bo cały czas bym cię macał i macał – mówił, wciąż pochylając się nad nim.
Patrzył w pełne głodu oczy Caseya. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego chłopak pragnął, ale on nie był pewny, czy będzie gotów mu to dać. Niby sprawdzał w Internecie, jak to jest z seksem u niepełnosprawnych, i mało kto nie może. Nawet jak nie ma czucia, oni są w stanie się kochać, przeżywając przyjemność mentalnie. On ma czucie w tym miejscu, nie mógł tak do końca narzekać. To mu też podpowiadało, że może faktycznie mógłby odzyskać pełną sprawność w nogach. Niestety bał się, że się nie uda, i to też wzbudzało w nim złość, którą wyładowywał na innych.
– Kiedy będziesz gotów, powiedz mi, a jak nie, dam radę i bez tego – szeptał McPherson, stykając ich czoła ze sobą. – Bo cię kocham i jestem z tobą nie po to, żeby się z tobą bzykać.
– Ale chętnie byś mnie bzyknął? – zapytał zaczepnie JD.
– Chętnie to ja bym się z tobą kochał – powiedział do ucha JD, chwytając płatek małżowiny między zęby.
Po plecach JD przepłynęło mrowienie, kumulując się w brzuchu. Chyba też tego chciał, lecz wstydził się pierwszy raz w życiu i nie zamierzał się do tego przyznawać. Dlatego wolał poczekać. Co też powiedział swojemu chłopakowi.
– Powiedziałem, Emośku, że będę czekał tyle, ile zechcesz. – Ucałował go jeszcze raz i wrócił do prasowania. – Samo to się nie zrobi. I jeszcze jedno.
– Co? – Przechylił głowę na bok.
– Uważaj, co mówisz, bo słowami można kogoś bardzo zranić i czasami nie da się już czegoś cofnąć.
JD nic nie odpowiedział, przypatrując się, jak jego chłopak prasuje. Sam wiedział, że słowami można zranić. Jego dawni znajomi, którzy odeszli z dnia na dzień, potrafili bardzo dokopać. Nigdy nie chciał nikogo zranić, ale teraz po prostu ciężko mu było nad sobą panować. Musi się starać to zrobić, bo nie chce dowalać Caseyowi, przecież go kocha.
– Nie znoszę prasować rękawów. Zawsze  w jednym miejscu wyprasuję materiał, w innym się wymnie. Nawet to coś na rękawy nie pomaga. – McPherson zmienił temat. – Masz krawat?
– Krawat? – Uniósł brwi. – Jak ja będę wyglądał w krawacie, z kolczykami?
– Atrakcyjnie, seksownie, zajebiście, oszałamiająco? Pominąłem coś? – Casey powiesił koszulę JD na wieszaku i zabrał się za prasowanie swojej. Niebieskiej, w której, jak mu raz JD powiedział, wygląda tak, że tylko go schrupać. – To masz ten krawat?
– Pewnie coś jest, ale ja nie chodzę w krawatach, i kto widział, żeby tak być ubranym do kina.
– Do kina można iść ubranym, jak się chce. Zresztą nie założymy garniturów. To będzie się świetnie komponować z czarnymi, wąskimi spodniami. Założysz te swoje rurki i długie buty.
– Długie buty? Takie na metr długie?
– Nie czepiaj się. Miałem na myśli te z długimi cholewkami i tymi fajnymi sprzączkami z boku.
– To są glany.
– A myślałem, że mokasyny. Człowiek uczy się całe życie. – Wyszczerzył się, zabierając się za kolejne prasowanie.
JD tylko pokręcił głową, rozbawiony podjeżdżając do biurka i włączając laptopa. Otworzył folder z muzyką, zatapiając się w utworach zespołu Quinn i podpierając brodę na dłoni, wciąż popatrywał na pracującego chłopaka.


* * *


Jonathan poderwał się z łóżka, słysząc kroki brata na korytarzu. Otworzył drzwi swojego pokoju, w którym spędził bezczynnie dwie ostatnie godziny.
– Gdzie idziesz?
– Do Richiego, bo mój szanowny brat nie potrafi ruszyć swoich czterech liter i z nim porozmawiać. Pewnie mu własna duma na to nie pozwala. Wiesz co? – Alex wymierzył w brata wskazujący palec. – Obaj jesteście siebie warci.
– Dzwoniłeś może do niego?
– Tak. Co jakiś czas dzwonię. Wiem, że już się obudził na dobre. Kazałem mu zjeść to, co mu rano zrobiłem.
– Wątpię, czy to zrobi.
– To idź do niego i namów do jedzenia. – Włożył dłonie do kieszeni spodni, czekając na decyzję Jonathana, i się jej nie doczekał. – Idę do niego i nie wiem, kiedy wrócę. – Idąc korytarzem, którego podłoga wyłożona była zielonym dywanem, odwrócił się jeszcze do brata. – On jest w naprawdę kiepskim stanie. Rozpada mu się psychika, jeśli nie potrafisz mu pomóc, to naprawdę lepiej się z nim nie spotykaj. – Już miał się odwrócić, kiedy jego starszy brat wypadł z pokoju jak burza, wyminął go i zbiegł po schodach. – To się nazywa hiper szybkość. – Wrócił do swojego pokoju z zamiarem pouczenia się i z dobrymi myślami.
Tymczasem Jonathan pchany jakąś siłą biegł go domu Richiego, jakby go coś goniło. Po słowach brata trochę się przestraszył. Nie chciał, żeby Richie z jego powodu zrobił to samo co Patrick. Musiał z nim porozmawiać i zachować się jak dorosła osoba, a nie obrażony dzieciak. Chowanie się, milczenie nic nie da. Tym bardziej że blondas miał swoje miejsce w jego sercu i nie zamierzał go stamtąd wyganiać.
Wszedł do domu, zastając w nim tylko i wyłącznie ciszę. Od razu udał się do pokoju chłopaka, lecz pomieszczenie zastał puste. Zauważył, że zawsze leżący w fotelu pod oknem koc zniknął. Ileż razy siedzieli pod tym kocem i oglądali film lub słuchali muzyki. Uśmiechnął się na to miłe wspomnienie. Następną rzeczą, która rzuciła mu się w oczy, było ogromne lustro, wiszące tak, żeby nie było nic widać z łóżka, a Richie miał wolną przestrzeń do ćwiczeń. Prawdę mówiąc spodziewał się go zastać podczas jednej z takich sesji. Zawsze to pozwalało Richiemu wyciszyć się. Tym razem było inaczej, a to nie wróżyło dobrze.
Opuścił pokój, kierując się do salonu. Odetchnął z ulgą. Richie, przykryty kocem, leżał na kanapie, gapiąc się pustym wzrokiem w jakiś nieokreślony punkt przed sobą. Musiał go nie zauważyć, więc Johnny dał sobie trochę czasu na przemyślenie tego, co chciałby mu powiedzieć. Problem w tym, że nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy. Nadal był zawiedziony zachowaniem swojego chłopaka i miał do niego, poza uczuciem żalu, tak wiele pytań. Choćby to dlaczego tak bardzo śpieszyło mu się do seksu, jeżeli miał takie problemy. To z jego ust pragnął usłyszeć odpowiedź. W końcu zrozumiał, że nie może tak stać i przekroczył próg salonu. Dopiero wtedy Richie zauważył go i natychmiast odwrócił się przodem do oparcia kanapy, przykrywając kocem nawet głowę.
– Pokazałeś właśnie, jak dorosły jesteś. – Jonathan nie mógł powstrzymać się przed tymi gorzkimi słowami. Rozdrażniło go zachowanie Richiego i przyszła mu wielka ochota, żeby wyjść. Powstrzymał się przed tym niechybnym ruchem. Pewnie gdyby był na jego miejscu, postąpiłby tak samo. Richie ukrył się, bo wciąż zapewne pamiętał o tym, co usłyszał. „Nie chcę cię widzieć” musiało boleć.
Przysiadł na kraju kanapy i wyciągając rękę, dotknął ramienia chłopaka. Ten zareagował tak, jak się tego Johnny nie spodziewał. Skulił się jeszcze bardziej, próbując wbić się w oparcie mebla. To już nie  było zabawne, a złość natychmiast mu przeszła. Zaniepokoił się i nie wyjdzie stąd, dopóki obaj nie porozmawiają.
– Richie, nie bądź zły na Alexa, ale on troszczy się o ciebie i powiedział mi coś, co mnie bardzo zdenerwowało. Poniekąd dzięki temu mogę zrozumieć twoje zachowanie, ale nie to, czemu mi nie zaufałeś.
Richie, którego serce nie umiało zaznać ukojenia, odrzucił koc, przekręcając się na plecy. Widok tak oddalonego Jonathana sprawiał mu cierpienie i naprawdę nie wiedział, co chłopak tutaj robi. Dopiero po chwili dotarło do niego, co Johnny powiedział.
– Alex wygadał się o tamtej nocy?
– Powiedział tylko, że jakiś facet zmusił cię do seksu oralnego.
Richie pokręcił się niespokojnie na kanapie. Bardzo się tego wstydził.
– Powinieneś był mi powiedzieć, zaufać. Jak takie miałeś trudności, to dlaczego zdecydowałeś się na seks?
– Bo chciałem czuć się normalnie, jak każdy chłopak – wydusił z siebie Richie. – Chciałem być z tobą blisko. Wiedzieć, jak to jest. – Spuścił wzrok na swoje dłonie. – Chciałem… Móc się kochać. Powinienem przestać istnieć. Byś miał lepiej, gdybym nie istniał. – Po raz kolejny tego dnia łzy zaczęły mu płynąć po policzku. Głos się chwilami załamywał. – Związałbyś się z kimś fajnym. Kto nie byłby taki jak ja. Ktoś interesujący, mądry, silny. Nie takie coś jak ja. Nic. Totalne zero.
W Jonathanie zawrzało. Chwycił w obie dłonie twarz Richiego i powiedział stanowczym głosem:
– Jesteś fajnym chłopakiem, jesteś sobą. Nie starasz się być kimś innym, to mi się w tobie podoba. Jeśli innym nie pasuje to jaki jesteś, to oni mają problem, nie ty, nie ja. Kocham cię takiego, jakim jesteś, rozumiesz? Trzeba było mi powiedzieć. Nie odrzuciłbym cię. To, co się stało, nie było twoją winą.
– Kusiłem go.
– Potem powiedziałeś „nie”. Powinien to zrozumieć. Ty też zrozum, że bym ci pomógł. Razem powoli byśmy przez to przeszli. Nauczyłbym cię dotyku i wszystkiego. Razem poradzilibyśmy sobie. Razem – podkreślił po raz kolejny.
– Ja… się ciebie nie… brzydzę, chcę, po prostu… nie potrafię – powiedział płaczliwym głosem Richie. Nie umiał nad tym zapanować. Coś go dusiło i musiał dać temu upust.
– Teraz to wiem. – Przytulił go do siebie. – Dlatego musimy ze sobą rozmawiać. Jest tylko jeden problem…
– Jaki?
– Boli mnie to, że mi nie ufasz. Nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego. – Zaczął głaskać Richiego po głowie, pozwalając mu moczyć łzami koszulkę. Dopiero teraz spostrzegł, że przebiegł przez dwór w koszulce na krótki rękaw i nie poczuł zimna. – Może chcesz mieć czas na przemyślenie sobie wszystkiego? Czy na pewno chcesz być ze mną. Może powinniśmy od siebie odpocząć?


* * *


Zaskoczyło go to, że kino, do którego pojechali, miało przygotowane podjazdy i do tego tak wykonaną salę kinową, że znalazło się kilka miejsc dla wózków inwalidzkich. Niestety dla JD, Casey wybrał taką salę, która akurat nie była przystosowana dla osób niepełnosprawnych. Chłopak powiedział mu, że to po to, aby na czas filmu zapomniał o wszystkim. Sam go wniósł do niedużego pomieszczenia i posadził w wygodnym fotelu. Wózek zostawił w szatni i cały zadowolony kupił im po coli i jeden kubełek popcornu. Dla JD to było całkiem nowe i relaksujące doświadczenie. Od dwóch miesięcy widział tylko ściany szpitalne, tracił nadzieję, że jego życie może być jeszcze dobre, a dzięki upartemu Caseyowi siedział właśnie na seansie Hobbita i to nie w domu przed telewizorem.
– To druga część – wyjaśnił McPherson. – Wiem, że nie widziałeś tego, a tutaj wyświetlają też i starsze produkcje, nie tylko premiery. To cię tu zabrałem.
– Wiem, że druga część. Zapamiętałeś, że lubię Tolkiena – dodał po chwili.
– Miałbym zapomnieć? Raz gadałeś o tym pół dnia.
– Ale ty tego nie lubisz.
– Lubię – odparł Casey. – Może nie uwielbiam, jak ty, ale lubię filmy. Poza tym to jest dla ciebie. Jakoś się przemęczę. I cicho, bo koniec reklam.
JD wsunął rękę do kubełka, żeby nabrać popcornu, i napotkał tam dłoń Caseya. Ich palce otarły się o siebie. Uśmiechnął się pod nosem. Teraz już rozumiał, po co tylko jedno opakowanie. Zawsze istniała szansa, że sięgną w tym samym momencie po prażoną kukurydzę. Tym razem miał ochotę zaśmiać się w duchu do tego. Romantyczność Caseya przejawiała się właśnie w takich małych i bardzo miłych sytuacjach.
Romantyczność również przemówiła, kiedy partner zabrał go do restauracji. Wiedział, że pójdą na obiad. Czyli dla niego oznaczało to jakąś pizzerię, przez co bardziej elegancko niż zwykle  ubrany jakoś nie mógł znaleźć wytłumaczenia dla swojego stroju. Okazało się, że jego przypuszczenia były całkiem mylne. Casey musiał już wcześniej zarezerwować stolik, ponieważ kelner od razu zaprowadził ich na miejsce. Z jednej strony stolika nie było krzesła, więc tam „zaparkował”. Jego chłopak zajął miejsce po drugiej stronie okrągłego stolika i wziął do ręki menu. Jedno z nich podał jemu.
– Zaskoczyłeś mnie. To nie są miejsca dla mnie. Nigdy nie były. Czuję, że wszyscy się na mnie gapią.
– JD, nikt się na ciebie nie gapi. Ciesz się miłym towarzystwem…
– Miłym? Nie widzę tutaj takiego. – Uśmiechnął się kpiąco.
– Bardzo śmieszne. Ciesz się fajnym jedzeniem. Wypytałem ludzi i mówili, że dobrze tutaj karmią.
– Skarbie, to restauracja, nie pyta się, czy dobrze karmią, tylko ile co kosztuje.
– Nie zdzierają z ludzi. To zwykły lokal, a nie taki, do których chodziłem ze starymi. Grrr. Wolę o tym nie myśleć. Mam nadzieję spędzić ze swoim chłopakiem fajny dzień i miłe chwile.
– Zazdroszczę temu twojemu chłopakowi.
Casey pochylił się w jego stronę.
– Wierz mi, jest fantastyczny. Kocham te jego postrzępione, pazurkowate włosy z grzywką wiecznie zasłaniającą mu oko. Ten wredny, ale słodki charakterek i to, że on mnie też kocha. I coś jeszcze.
– Co?
– Przestał palić.
– Bardzo śmieszne. – JD udał obrażonego. – Zmuszono mnie do tego. Nikt mi nie dał nawet jednego papieroska. Jak tylko kupię sobie paczkę, to wypalę całość od razu.
– I pochorujesz się.
– I pochoruję się.
Obaj zaśmiali się, po czym zajrzeli w kartę dań. Wspólne chwile mijały im spokojnie. Zbliżyły ich do siebie. Casey był szczęśliwy, że sprawił swojemu chłopakowi przyjemność, a JD po raz pierwszy od poznania prawdy o tym, że nie będzie mógł chodzić, poczuł, że żyje.
– Dziękuję – powiedział JD, ocierając usta serwetką po zjedzeniu naprawdę wyśmienitej ryby.
– Nie słyszałem. – Casey nadstawił w stronę swojego chłopaka ucho.
– Powiedziałem dziękuję, i idź sobie uszy umyj.
– Myłem i nie ma za co, JD.
Ich spojrzenia się spotkały, a każdy z nich odczytał w nich wszystko to, co czuli. Nie tylko dzięki temu, że spędzili ze sobą miło te kilka ostatnich godzin.

9 komentarzy:

  1. Dobrze ,że Richie nareszcie otworzył się przed Jonathanem chociaż trochę .
    Cieszę się ,że JD choć trochę się nie poddaje
    Życzę weny na następne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww :) Rozdział jak zawsze wspaniały:D Dobrze, że JD w kńcu wyszedł z domu!
    A a propo akcji historii w Polsce - Ja czytam każde opowiadania, które dobrze mi się czyta, ale te w z akcją w Polsce są mi.....jakoś bliższe. Takie poczucie, że te wszystkie miejsca które są w historii mogą być obok mnie. Bliższe sprawy, ludzie....Po prostu takie realne są dla mnie.
    /A

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie rozumiem Jonna.
    Zaufanie to podstawa związku.
    Bez niego nie da sie stworzyć nic idealnego a tymczasem proszę.
    Richie powinien od początku powiedzieć prawdę. Ja rozumiem , że się wstydził i uważał za winnego.
    Jednak Alex ma racje podobnie jak Jonny.
    Richie nic złego nie zrobił.
    I ta końcówka. Mam nadzieję, że jednak ich związek przetrwa trudne chwile.
    Kibicuje im od samego początku gdyż uważam że chociaż Richie jest taki fajtłapowaty trochę to jest cudownym i uczuciowym chłopakiem a Jonny to docenia.
    Trzymam mocne kciuki za nich.

    p.s. Odnośnie Buntownika.
    Widzisz jakoś z początku przyzwyczaiłam się do innych klimatów i może dlatego właśnie nie mogę go ogarnąć. Spróbuje przeczytać Twoje drugie opowiadanie, które właśnie sprzedajesz;) Osobbiście nie mam nic do akcji w Polsce (poprzednim razem źle się wyraziłam) a głównie chodzi o sam klimat wszystko odczuwa się zupełnie inaczej.
    Jednak na pewno nie porzucę miłości do Twoich tekstów bo tworzysz najlepsze yaoi jakie mam okazje czytać.
    Tyle ciepła, miłości i pasji do pisania nie widziałam prawie u nikogo. Nawet u miłośników dramione.
    Ja osobiście jestem zaszczycona że mogę czytać Twoje teksty, które naprawdę do mnie przemawiają.
    pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy Sideł <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co powiedzieć;) rozdział bomba;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ile ma rozdziałów 3 tom?

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj czytam twój blog od nie dawna i się zakochałam w twoich opowiadaniach. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i myślę o kupienia 3 tomu bo nie mogę się doczekać zakończenia. A tak się zastanawiam co z ta kartka co Alex napisal do Joshua (nie wiem jak się odmienia jego imię) na początku opowiadania informując go że jego ciocia zmarła i musieli wyjechać wcześniej co wiatr wywial do kartkę bod szafkę?
    Pozdrawiam
    Niebieska
    PS.przepraszam za błędy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię. :) Tamten list nie jest ważny. To była tylko informacja, że Alex musi wyjechać. Minęło kilka miesięcy. List pewnie już nie istnieje. :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Hej,
    wspaniale, w końcu Richie otworzył się przed Jonathannem, i ta randka bardzo podobała się Jd, z Caseya to taki wspaniały romantyk...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)