Zaczynamy przygodę z Buntownikiem. Jego opis i strona, na której będzie spis treści pojawią się niebawem. Miałam problem z rozdziałem i będę mieć tak z każdym z nich. Niestety nie zostawiłam sobie poprawionego Worda z tekstem. Zrobiłam PDF i plik Worda wyrzuciłam. Mam tylko ten z tekstem niepoprawionym. I mam taki problem, że po przeróbce pdf-a na doc. niestety szlag trafia całe formatowanie. Owszem w pliku ładnie wszystko wygląda, ale jak tekst kopiuję i go wklejam to się wszystko chrzani. Znikają akapity, pojawiają się dziwne znaki. Dlatego wybaczcie, ale z formatowaniem rozdziałów może być marnie. Porobiłam ręcznie akapity, ale i tak mogłam się pomylić. Może być tam gdzie go nie powinno być lub nie być tam gdzie miał się pojawić.
Jestem wkurzona, zła itd. Nie dam Wam przecież niepoprawionego tekstu. :/
Popiół
z papierosa spadł na beton i od razu został zmieciony przez lekki powiew
wiatru.
Na tym samym miejscu, chwilę
później, pojawiła się pusta puszka z piwa, do której ktoś
wcisnął papierek po gumie do
żucia. Wokół rozległ się śmiech kilku osób, po tym jak jedna
z nich skończyła opowiadać
świński dowcip. Na dworze było dosyć ciepło i zbliżała się noc,
a grupę młodych ludzi nie
bardzo ciągnęło do zakończenia spotkania. Siedzieli na tyłach
starej kamienicy na jednym z
osiedli, ukryci przed gapiami oraz policją, a szczególnie przed
strażą miejską, bo ci już
kilkukrotnie ich spisywali i zawsze mieli do nich jakieś „ale”.
–
Bosz, stary mnie zabije. Miałem po południu wykosić trawę – powiedział wysoki,
dość
tęgi chłopak, po czym dopił
swoje piwo.
–
Gdyby nie można się było z tobą skontaktować, znaczyło będzie, że mam sobie
kupić
garnitur na twój pogrzeb?
Mam jakąś mowę przygotować?
–
Stul dziób, Zarzycki. Przetrwam wszystko. Garniak to ty sobie kup na maturę.
– Po
co? Szkoda kasy, bo i tak nie zamierzam jej zdawać. Mam to w dupie. Po co się
męczyć, jak i tak nie zdam.
Matka ciągle mi łeb o to truje. Mam po dziurki w nosie jej
paplania – burczał Kamil
Zarzycki, żując gumę. – Ojciec… Szkoda gadać. – Machnął ręką
lekceważąco. Spojrzał na
drugiego, milczącego, kolegę. – Ej, Świrus, co ty taki dzisiaj
małomówny jesteś? Masz
jeszcze szlugi?
Chłopak
o brązowych włosach przeszukał kieszenie i pokręcił przecząco głową. Jego
pokryta bliznami po
pryszczach twarz jak zawsze wyrażała zobojętnienie.
–
Nie mam nic do gadania, to nie gadam, co nie?
–
Rozsądne – wtrąciła Dorota, wstając. – Dobra, ludziska, zbieramy się. W chacie
czeka
mnie awantura. Miałam się
uczyć do matury, a nie włóczyć z wami. – Blondynka
przeciągnęła się, po czym
poprawiła cienką kurtkę.
– No
przecież oblewaliśmy zakończenie budy. – Kamil podrapał się po nodze. Siedział
okrakiem na niskim murku,
opierając się o ścianę za sobą.
– No
właśnie, oblewaliśmy. Czas przeszły – głos zabrała Anka Kalita, najlepsza
przyjaciółka Kamila i
sąsiadka w jednym. – Piwko się skończyło, winko też.
–
Jakie wino? Jabol i tyle. – Świrus, czyli Tomek Prus, skrzywił się, bo sam był
koneserem dobrego wina, a
nie sików. Ale brak kasy nie pozwalał na to, żeby ciągle mógł
kupować coś droższego.
Chociaż, jak się już parę razy przekonał, droższe nie oznaczało
lepsze. No, ale tak zwanego
„Jabola” nie lubił, więc dzisiaj poprzestał na piwie.
– Ma
ktoś kasę? Biedronka jest jeszcze czynna, to można by coś kupić – rozochocała
się
podchmielona Anka.
–
Spokój, Mała, bo znów się schlejesz i puścisz pawia. – Zarzycki skrzywił się na
wspomnienie ostatniego razu.
Tak jak Dorota, on również podniósł swoje cztery litery.
–
Ale jaki kolowory… kolorowy był – zadumała się Anka.
– To
obrzydliwe – odrzekła Dorota.
–
Kamil, nie mów, że już spadasz? – Anka popatrzyła na najlepszego kumpla na
świecie.
–
Spadam, a ty ze mną. – Pochylił się i podciągnął ją na nogi. Dziewczyna
zachwiała się,
więc ją przytrzymał. – Jak
zostawię cię samą, to jeszcze jesteś gotowa wstąpić do Biedronki
i nakupić towaru, a ja nie
mam dzisiaj dnia na chlanie, w przeciwieństwie do ciebie, Mała.
–
Nie jestem mała – oburzyła się. – To, że mam tylko metr pięćdziesiąt i przy
tobie
wyglądam jak krasnal… –
Czknęła.
– I
jak krasnal powinnaś pić.
–
Widzicie, Zarzycki żałuje mi dobrego alko – obruszyła się i odsunęła od
chłopaka, ale
od razu do niego przywarła,
kiedy świat postanowił pokręcić się wokół jej głowy.
Kamil,
przytrzymując dziewczynę, pożegnał się z już i tak rozchodzącą się grupą. Dorota
nie miała daleko do domu, a
Świrus mieszkał w tej kamienicy, pod którą siedzieli.
–
Czekajcie, też lecę. – Bogdan Małecki podniósł się ze schodka, na którym
odgniatał
sobie pośladki. Pozbierał
jeszcze puszki do reklamówki. Sprzeda je, jak uzbiera więcej. –
Stary, poszedł na nockę, to
mi nie wpierdoli. – Nie to, żeby jego ojciec go bił, ale potrafił się
na niego wydrzeć, kiedy
chłopak nie wypełnił swoich obowiązków.
Cała
trójka jeszcze raz pożegnała się z Tomkiem i Dorotą, którzy – jak wieść niosła
–
mieli się ku sobie, i udała
się na przystanek. Doskonale znali rozkład jazdy autobusów z tego
przystanku, bo często tutaj
przyjeżdżali, więc po upewnieniu się, że mają jeszcze dużo czasu,
szli spacerkiem.
–
Nie mogę uwierzyć, że już koniec budy. Chwała Panie Boże! – krzyknęła Anka.
Kamil
zatkał jej usta dłonią, żeby nie robiła przedstawienia i nie wydzierała się, bo
jeszcze ktoś wezwie gliny, a
nie potrzebowali kłopotów. Przyjaciółka, gdy za dużo wypiła,
była niemożliwa do
wytrzymania.
–
Nie wiedziałem, żeś ty się taka religijna zrobiła – powiedział Małecki.
Dziewczyna
odsunęła dłoń Zarzyckiego od swoich ust i rzekła:
– Co
niedzielę do kościoła chodzę? Chodzę – odpowiedziała sama sobie.
– Po
to, żeby mieć spokój od starych. – Zaśmiał się Kamil.
–
Oj, cicho bądź, bo jeszcze ktoś usłyszy. – Anka uderzyła Kamila łokciem w bok,
i to
solidnie.
–
Przestań. – Pomasował bolące miejsce. – Przecież powiedziałem prawdę.
–
Zgadzam się z nim – wtrącił Bogdan. On z ich trójki miał najdalej do domu, bo
mieszkał na obrzeżach
miasta, w jednorodzinnym domu, dzieląc go z rodzicami i dwiema
młodszymi siostrami, które
jednocześnie kochał nad życie i nienawidził, szczególnie kiedy
zawracały mu głowę.
–
Powinnam się wypisać z kościoła za to, jak traktuje homo, transów i tak dalej.
–
Potknęła się o wystającą
płytę z chodnika i zawinęła rękę wokół talii Kamila, żeby przy
następnym potknięciu nie
wylądować na betonie jak długa.
– Ty
się przejmujesz – prychnął Kamil. – Mnie to wisi, a ty tak to przeżywasz, jakby
chodziło o ciebie. – Dotarli
do przystanku, na którym znajdowała się ławeczka i kosz na
śmieci oraz słup z wiszącym
na nim rozkładem jazdy.
– Bo
mam tę… No tę…
–
Empatię? – podpowiedział Bogdan Małecki.
–
Właśnie. Mój wewnętrzny gej to przeżywa. – Czknęła i oparła się całym ciałem na
chłopaku, który zaczął
marudzić, że nie ma zamiaru jej nieść. – We łbie mi się kręci.
–
Ale nie będziesz rzygać? – zapytał Bogdan.
–
Nie. Chyba. Może. Nie wiem – odpowiadała niezdecydowana dziewczyna. – Usiadła
na
ławce z pochyloną głową. –
Chyba za dużo wypiłam. – Beknęło jej się. – Łeb mi pęka. –
Położyła się na plecach na
wąskiej desce i omal z niej nie spadła.
–
Będzie ci pękał jutro – pocieszał ją Małecki i podszedł do rozkładu jazdy, żeby
się
upewnić, że nic się nie
zmieniło w odjazdach autobusów.
–
Kamil? – mruknęła sennie Anka.
–
Co?
–
No, Kamil.
–
No, co?
– W
wakacje znajdziemy ci chłopaka, co nie, Bogdan? Znajdziemy mu gorącego faceta,
może jakiegoś byczka, a może
wolałbyś kujonka, co Kamiś? Kujonki są fajne, czy fajni?
Fajni, nie? – paplała, a
żaden z nich jej nie odpowiadał. – Podobno w łóżku są ogniści. Kamil,
kogo chcesz? Ognistego
samca, czy spokojnego chłopaka? Do tej pory mi nie powiedziałeś
czy jesteś pasywem, czy
aktywem, a może uniwersalnym. – Ziewnęła rozdzierająco. –
Uniwersalnym fajnie być.
Jesteś facetem, masz szczęście, możesz i to i to. Tak czy owak,
znajdziemy ci w wakacje
faceta.
–
Najpierw poszukamy tobie. – Bogdan usiadł obok leżącej dziewczyny, kładąc sobie
jej
nogi na kolanach.
–
Dlaczego? – Uniosła się zaciekawiona, rękoma podtrzymując się ławki za plecami.
Alkohol
w niej zaczynał na nią ostro działać. Kamil bał się, że zanim dotrą do domu,
dziewczyna padnie.
– Bo
jak nie będziesz miała swojego, to jeszcze zabierzesz faceta Kamilowi. – Puścił
oczko Zarzyckiemu.
–
Nigdy bym nie odebrała kumplowi… – Natychmiastowo zerwała się z ławki i łapiąc
się
za usta, podbiegła do kosza
na śmieci. Nachyliła się nad nim.
Obaj
chłopcy odsunęli się od niej jak oparzeni, jednocześnie wdzięczni za to, że to
nie
oni będą rano sprzątać ten
kosz. Kamil przetarł twarz dłońmi.
–
Nie wiedziałem, że myśl o zabraniu mi faceta tak ją obrzydza – rzucił do
Bogdana, na
co kumpel zaśmiał się. Kamil
miał szczęście, że w liceum trafił na osoby, którym nie
przeszkadzała jego
orientacja. Ankę poznał najwcześniej, bo już pierwszego dnia szkoły
podeszła do niego i się
przedstawiła, a potem jak się go uczepiła przez te wszystkie lata, tak
już nie puściła. Pozostali
dochodzili do ich dwójki z czasem i w końcu zrobiła się z nich
niewielka paczka dobrych
znajomych – bo tylko Ankę i Bogdana mógł nazywać przyjaciółmi.
– A
może to, że sama miałaby kogoś – odparował Małecki.
–
Tak, to chyba to, bo ona czeka na księcia z bajki. – Zerknął na dziewczynę,
którą
targały kolejne torsje, już
żałując, że będzie musiał odeskortować ją do domu. – Jeśli jeszcze
raz dam się jej napić
czegoś, co ma jakikolwiek procent alkoholu, to mnie walnij w czerep,
co? – Wcisnął rękę do lewej
kieszeni bluzy i wyjął paczkę miętowych gum do żucia. Musiał
jakoś ochronić siebie przed
jej oddechem nie z tej ziemi.
–
Łączę się z tobą w bólu. – Bogdan poklepał go po ramieniu. – Naprawdę.
–
Niezmiernie jestem ci wdzięczny. Na szczęście my wysiadamy pierwsi i ty będziesz
nam do tego czasu
towarzyszył. – Wyszczerzył się Kamil.
– Za
co? No za co ta kara – jęknął teatralnie Bogdan. – O, chyba skończyła.
–
Jeszcze nie. Mała? – zwrócił się do klęczącej na chodniku dziewczyny.
–
Co, kurwa?
–
Dać ci piwa? – Dziewczyna, słysząc te słowa, ponownie postanowiła wyznać miłość
koszowi. – Dopiero teraz
skończy.
*
Następnego dnia Kamil wstał około południa. Stwierdził, że to najwyższa pora na
podniesienie się z wyrka. W
końcu się wyspał, mimo że wrócił od Anki późno, bo za nic
w świecie nie mógł wysłać
jej do łóżka. Na szczęście zachowywała się cicho i jej rodzice
niczego nie usłyszeli.
Gorzej z rodzeństwem, ale ono akurat będzie milczało pod groźbą
wyjścia na jaw ich
przewinień.
Umył
się i ubrał w pierwsze lepsze rzeczy. Swoje włosy koloru ciemnego blondu
zaczesał z przodu do góry,
tak jak lubił, i w końcu udał się do kuchni. Jego mama obrzuciła
go jednym spojrzeniem i
wróciła do obierania ziemniaków na obiad.
–
Ojciec stracił robotę – poinformowała syna.
–
Pięknie, kurwa – warknął. – Pewnie znów coś wypił w robocie.
–
Powiedział, że tylko jedno piwo. Pić mu się chciało.
– To
niechby się, kurwa, napił wody. – Otworzył lodówkę. – Ja jebię – przeklinał
zły. –
Czyli co? Ty straciłaś robotę,
tata też. – Wziął paczkę żółtego sera i masło, a z chlebaka wyjął
kromkę chleba. – Wakacyjny
wyjazd ze znajomymi odpada, bo kasy nie będzie? – Nie
musiała odpowiadać. Coraz
bardziej rozeźlony wziął nóż i zaczął smarować kromkę masłem.
–
Oczywiście. Jak zawsze! – Rzucił nóż na blat, wyładowując wściekłość. – Kurwa!
–
Nie przeklinaj!
–
Ta.
–
Coś sobie znajdzie, ja też szukam, pytam, czy nie da się gdzieś zaczepić w
jakimś
sklepie. – Wstała i odłożyła
nóż. Łupiny z ziemniaków wyrzuciła do kosza na odpadki. –
Zdasz maturę, pójdziesz do
roboty.
–
Jeżeli zdam. – Już nie chciał jej dogadywać, że nie przystąpi do niej. – A
ojciec musiał
coś odpierdolić, bo nie
byłby sobą. Niech to jasny szlag! – Uderzył pięścią w blat szafki.
–
Nie przeklinaj i się uspokój. Wiesz, jak teraz jest. Ciężko o pracę. Łatwo
można ją
stracić. – Wypłukała
ziemniaki i zaczęła je przekładać do garnka.
– Bo
się nie pije piwa tam, gdzie tego zabraniają. Zapomniał, że nawet w magazynie
są
kamery?! – Powrócił do
robienia kanapki. – Gdzie teraz jest?
–
Poszedł wypytać znajomego, czy nie przyjęliby go do wykładania kostki.
–
Dobre i to. – Położył dwa plasterki sera na kromce, a resztę schował do
lodówki.
–
Mamy jeszcze jeden problem. – Zalała ziemniaki wodą i oparła dłonie o
zlewozmywak.
–
Jaki? – zapytał, kiedy przełknął kawałek kanapki. Z poważnej miny matki
wywnioskował, że nie będzie
to nic miłego.
Kobieta
westchnęła ciężko i zostawiając w spokoju ziemniaki, usiadła na krześle przy
stole.
– Wczoraj
był u nas komornik. Stracimy mieszkanie.
–
Ojciec znajdzie pracę, ty, ja też coś… – Zmarszczył brwi, kiedy dotarło do
niego, co
powiedziała. Oparł ręce na
stole, nachylając się w jej stronę. – Komornik?
–
Mamy długi. Nie chcieliśmy ci o nich mówić, ale zalegamy z czynszem. Już
przyszły
upomnienia. Wiele upomnień.
Zacisnął
pięści. Oddychał szybko, żeby się uspokoić. Lubił to mieszkanie. Nie było duże,
bo miało tylko dwa małe
pokoje sypialne, jeden większy, kuchnię i mikro łazienkę, ale je
lubił.
– Ile?
– To
ten rok jest taki ciężki i… – Dostrzegając twarde spojrzenie szarych oczu,
odpowiedziała synowi: –
Dwadzieścia tysięcy. Ponad dwadzieścia.
–
Ile?! – wydarł się, nie zważając na to, że sąsiedzi mogą go usłyszeć. – Jak
mogliście się
tak zadłużyć? Nie
płaciliście regularnie?
–
Zaczęło się, od kiedy byłam chora. Leki były drogie, a potem dług rósł.
–
Przepięknie. Naprawdę. Pójdziemy mieszkać pod mostem! Udekoruję sobie, którąś
część i będę nazywał moją.
Może jakiś bezdomny przyłączy się do mnie – zakpił.
–
Nie mów tak. Mam…
–
Idę do Anki – wypalił, nie chcąc nic więcej usłyszeć. – Nie wiem, kiedy wrócę.
Najlepiej na święty nigdy!
O! – Wypadł z mieszkania, trzaskając przy okazji drzwiami.
Przeszedł
na drugi koniec korytarza i nacisnął dzwonek. Odczekał chwilę i kiedy nikt nie
otwierał, przyłożył palec do
alarmu i trzymał go dotąd, dopóki drzwi nie otworzyły się dzięki
zaspanej Ance. Dziewczyna
miała jeszcze na sobie piżamę, była rozczochrana i wkurwiona.
–
Chyba ocipiałeś!
–
Też mi cię miło widzieć, śliczna. – Dziewczyna prychnęła jak wściekła kotka
i wpuściła go do mieszkania.
– Nie mam ochoty na żarty. – Gotowało się w nim. Najchętniej
to by coś rozwalił.
–
Oho, czekaj chwilę, pogotowie ratunkowe pod nazwą: „Anka”, zaraz będzie gotowe.
–
Skierowała się do kuchni, a
Kamil poszedł za nią. – Moi starzy są w pracy. Młode w szkole. –
Wyjęła z lodówki karton
pomarańczowego soku. – Gadaj.
–
Zamieszkam ze starymi pod mostem.
–
Aha. – Odstawiła karton na stół i sięgnęła do szafki po szklanki. – To znaczy?
Opowiedział
jej o wszystkim, czego się dowiedział, nie szczędząc przy tym przekleństw
i wygrażania światu.
Żałował, że nie urodził się w bogatej rodzinie, gdzie miałby kasy jak
lodu i starczyłoby mu na
wszystko. Gdyby w zeszłe wakacje nie zarobił w dorywczej pracy,
to nawet by nie miał nowego
laptopa i telefonu.
–
Nie rozumiem, jak mogli popaść w takie długi. – Dziewczyna napiła się soku.
Znajdowali
się w jej pokoju, upstrzonym plakatami z japońskimi zespołami. Anka siedziała na
rozbebeszonym łóżku, a Kamil zajął miejsce w jej ulubionym fotelu.
–
Też tego nie rozumiem i szlag mnie trafia.
–
Wszystko trzeba płacić na bieżąco, nawet jeśli przez to miałoby się głodować.
Rachunki, kredyty, są
najważniejsze – mówiła Anka, podjadając ciasteczko zbożowe.
–
Mama w grudniu była chora. Dużo kasy szło na leki. Mówiła, że od tego się
zaczęło, bo
zamiast płacić czynsz,
kupowali dla niej lekarstwa.
–
Zakichana Polska – mruknęła Anka, drapiąc się po głowie.
–
Mnie to mówisz? Najgorsze, że nic mi nie mówili. Przecież znalazłbym jakąś
pracę po
lekcjach. Choćby
wyprowadzanie psów. – Od zawsze lubił zwierzęta, a one jego, więc nie
miałby z tym problemów. –
Mówili, żebym nie szukał pracy, kiedy chodzę do szkoły, bo
wszystko jest dobrze, a ja
mam poświęcić czas na naukę – prychnął. Zebrał z biurka długopis
i zaczął się nim bawić. –
Ojciec jak ojciec, ale ona mogła coś wspomnieć. A nie: „Wszystko
dobrze, dajemy sobie radę”.
–
Może ktoś z rodziny może wam coś pożyczyć – zasugerowała, zaplatając kosmyk
swoich rudych włosów wokół
palca.
– I
znów mielibyśmy pchać się w długi? Nie wiem. Może. – Przesunął dłonią przez
włosy.
–
Wiesz co? Może zapytam rodziców, czy nie mógłbyś trochę u nas pomieszkać.
–
Nie, dzięki. Was tu jest pełno, wystarczy. – Anka miała jeszcze trójkę
rodzeństwa,
zawsze głośnego, a jej
piętnastoletnia siostra była wpatrzona w Kamila jak w obrazek. Cóż,
nie wiedziała, że jest
gejem, bo tego nie rozpowiadał. Nawet rodzice nie wiedzieli. – Jeszcze
nie wiem jak będzie i czy na
pewno stracimy mieszkanie, bo cholerni urzędnicy je zabiorą.
Jak coś, to może Boguś mnie
przygarnie. Ma duży dom. Ewentualnie Tomek, chociaż w tej
jego klitce też nie za
bardzo jest miejsce. Będę musiał, na wczoraj, znaleźć robotę. Może
później jakiś wynajmę pokój,
a starzy, jak wycięli taki numer, niech sobie radzą. – Odłożył
długopis i wziął szklankę z
sokiem.
Siedząca
po turecku dziewczyna wydęła usta. Przez chwilę panowała pomiędzy nimi
cisza, aż w końcu ona
pierwsza ją przerwała.
–
Pytałeś się ich, co dalej planują?
–
Nie. Gówno mnie to obchodzi. Pierdolona Polska. Nic dziwnego, że ludzie
spierdalają
za granicę, kiedy u nas
szczytem możliwości nie jest stawka godziwa, lecz głodowa. Chyba
pójdę i się przejdę. Sam –
dodał, kiedy Anka chciała się odezwać. Wypił do końca sok. –
Dzięki za picie i rozmowę.
–
Spoko, idź, ale jak coś to wpadaj. – Wstała z łóżka i odprowadziła go do drzwi.
– I weź
buty.
–
Co? – Nie zrozumiał o co jej chodzi z tymi butami.
–
Masz kapcie na nogach, chyba że zamierzasz tak chodzić po mieście, to nie
wnikam.
Każdy ubiera się jak chce.
Dopiero
kiedy spojrzał w dół, ujrzał swoje ulubione, czarno-granatowe kapcie. Dotarło
do niego, że został zmuszony
wrócić do mieszkania i zmienić buty.
– I
weź jakąś bluzę, bo chyba jest zimno, a jutro już maj.
–
Tak zrobię, mamusiu.
Jakiś
czas później, z butami na nogach i bluzą na górnej części ciała, starał się
panować
nad nerwami na tyle, żeby
nie obrzucać zimnym wzrokiem przechodniów. Przeszedł po
pasach na drugą stronę drogi
i skręcił do Carrefoura. Tam poszedł do części sklepu
z produktami spożywczymi.
Przekraczając bramkę wziął koszyk i zaszedł na stanowisko ze
słodyczami. Miał ochotę na
białą czekoladę. Nie lubił innych. Ewentualnie mogły być jeszcze
jakieś nadziewane.
Stanął
przed półką z ogromnym wyborem łakoci. Nie potrafił się zdecydować, którą
z czekolad wziąć, bo lubił
każdą, byle by była biała. Na pewno o zakupie zdecyduje cena.
Sięgnął
do kieszeni po portfel i go nie znalazł. Przeszukał inną kieszeń i też nic.
Zarówno te w bluzie i w spodniach były puste.
–
Pięknie, kurwa. – Zapomniał wziąć z domu portfel, a miał tam chyba banknot
dziesięciozłotowy i jakieś
drobne w bilonie. A tak mu się chciało słodkiego.
Wziął
do ręki białą tabliczkę z bąbelkami i nie potrafił jej już odłożyć na półkę.
Rozejrzał
się, czy nikt go nie widzi i
szybko schował słodkość do wewnętrznej kieszeni bluzy. Upewnił
się jeszcze raz, czy nikt
niczego nie zauważył i ruszył na obchód drugiej półki, udając, że coś
go interesuje. W
międzyczasie wziął jeszcze Snickersa – jedyny baton z ciemną czekoladą,
poza Marsem, który zje.
Przeszedł się jeszcze dla niepoznaki po sklepie. Serce mu szaleńczo
biło, ale na zewnątrz chciał
pokazać, że jest spokojny. Starał się zachowywać jak przeciętny
klient, który rozgląda się i
nie jest zdecydowany co kupić, więc w końcu wychodzi bez
zakupów. Tak też postanowił
zrobić. Od razu skierował się do przejścia dla klientów, którzy
nic nie kupili. Zostawił koszyk
i całkiem pewny siebie już przekroczył bramkę, kiedy drogę
zastąpił mu ochroniarz.
– No
to pięknie, kurwa – szepnął Kamil.
Luana, kochana nasza Luanko
OdpowiedzUsuńProszę, dodawaj tekst w czarnym kolorze, bo gdy siedze na telefonie wygląda to kiepsko i nie da się czytać ;-;
Pozdrawiam
~A.Wolvin(wolvin119)
Bialy tekst jest lepszy niz czarny ;/
Usuńmoże na widoku komputerowym, ale nie dla mnie i nie na telefonie :/
UsuńNie mam takiej możliwości, żeby zmienić kolor tekstu. Bo jak dam na czarny to nie będzie nic widać na komputerze. A na dodatek, jak wspominałam, są z nim problemy i z kolorami także. Ale zmieniłam tło na komórki i tablety. Nie pasuje do nagłówka, ale to nie jest ważne. Tekst widać bardzo dobrze, także mam nadzieję, że tak może być. :)
UsuńJa czytam na telefonie i biały jest dobry ;-;
Usuńeh, rozumiem problemy natury czekoladowej. przekazuję mu 1% na czekoladę ;-;
OdpowiedzUsuńAch, Buntownik :D Wymiata tak jak druga część
OdpowiedzUsuńWeny, dużo weny :)
Aaa! Nareszcie mam okazję przeczytać! I już tak strasznie nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) Ten mnie urzekł, a zwłaszcza to, że akcja dzieje się w Polsce, bo mało jest takich opowiadań:D Także świetnie się czyta, bardzo genialny początek ;) Myślę, że Buntownik ma bardzo dużą szanse stać się moją ulubioną historią, choć to dopiero pierwszy rozdział! No nic, zobaczymy jak to dalej się potoczy c:
OdpowiedzUsuńI pytanie - Czy drugi tom również będzie publikowany na blogu? Jesli tak to odrazu po zakończeniu pierwszego czy z przerwą?
/A
Nie wiem jeszcze jak będzie. Trudno mi to powiedzieć. Zależy jak szybko napiszę tekst, który ma być na bloga. Jeśli nadal będę potrzebować czasu to drugi tom Buntownika będzie umieszczany po pierwszym z małą przerwą. Chociaż optuję za przerwą. Tak czy owak na pewno będzie dodawany na blogu. :)
UsuńNa białym się czyta idealnie a mi w "Połączeni" kolor zmienił się na czarny ;_; a co do tego opowiadania to czekam na ciąg dalszy;3
OdpowiedzUsuńCóż nie da się wszystko zamienić, podmienić,a nowszy tekst ważniejszy. Czasami lepiej z chomika pobrać cały plik ze starym tekstem niż czytać na blogu. :) Ja zawsze wolę takie rozwiązanie. :)
UsuńPodoba mi się. Bardzo mu się podoba jak narazie xD!
OdpowiedzUsuńCiesze się ze będę mogła to przeczytać. Zapowiada się ciekawie;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie, chociaż odtrąca mnie fakt, że akcja dzieje się w Polsce xd No nie cierpie takich opowiadań i omijam je jak ognia... Jednak po przeczytaniu wszystkich opowiadań na tym blogu, ufam Ci tak bardzo, że jestem pewna, iż spodoba mi się ta historia i na pewno się na niej nie zawiode ;) Mimo że Polska.... No cóż xD
OdpowiedzUsuńWeny kochana i jeszcze raz weny!
I odpoczynku na wakacjach!
Pozdrawiam!
:*
Aa... Ja chcę dalej. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.😊😊😊😆
OdpowiedzUsuńLuano
OdpowiedzUsuńJak nie komentuję to dzisiaj to zrobię. ;)
Świetny rozdział, już się nie mogę doczekać kolejnych.
Pozdrawiam ;)
Czekam z niecierpliwością na kolejną część:)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejną część:)
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia co do Buntownika.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego iż nie jestem przyzwyczajona do czytania rozdziałów gdzie akcja dzieje się w Polsce.
No cóż dam mu szansę i poczekam co będzie w następnym rozdziale.
pozostaje mi pozdrowic i czekać na ciąg dalszy.
Zalogowalem sie! Ja dodalem przed chwila komentarz o Alexie i Joshu, zeby nie bylo.
OdpowiedzUsuńI nie rozumiem niektorych osob. Co z tego, ze akcja dzieje sie w Polsce? Ta informacja jest tak istotna, ze o matko.
Hej,
OdpowiedzUsuńciekawie, polubiłam juz Kamila, ale się wpakował, a z Anki to fajna dziewczyna...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia