------------------------------------------
Kolejny dzień zaczął się całkiem zwyczajnie. Gdyby był w domu
zjadłby śniadanie i poszedł na uczelnię. Teraz przebywał u
obcych, gdyż musiał uciekać z miejsca, w którym się wychował, i
stał w oknie swojego tymczasowego pokoju obserwując to, co dzieje
się na zewnątrz. Wczorajszy dzień musiał być bardzo
spokojny, bo dziś kręciło się po... ranchu, posiadłości, nie
wiedział jak nazywać miejsce, sporo zmiennych i każdy zajmował
się obowiązkami. Z tego też powodu bał się wyjść. A co jak
ktoś z nich coś wiedział? Może Stone rozesłał jego wizerunki i
go widzieli? Jego żołądek zaburczał dając o sobie znak, że chce
jeść, więc Christian musiał odwiedzić kuchnię. Liczył, że
będzie tam ta miła pani Sheoni.
Wyszedł z pokoju i poszedł do kuchni. Wyminęła go jakaś para,
nie zwracając na niego uwagi. Kobieta była wpatrzona w swego
partnera, jak w obraz. Czy jego partnerzy też będą tak na niego
patrzeć? Nadal nie wierzył, że spotkało go coś takiego. Miał
partnerów. I nadal pamiętał, że musi im powiedzieć o sobie
bardzo ważną rzecz. Jego ciało zaczynało szaleć i nie tylko na
myśl o nich.
Już na korytarzu usłyszał rozmowy kilku osób i powoli uchylił
drzwi do kuchni. W środku przebywał alfa, jego partnerka i
brat alfy, który był milczący, ale poza nimi byli też inni.
Założył włosy za ucho.
– O, Christian, dobrze, że już wstałeś. Lidia poda ci
śniadanie. Dzwonił Daniel będzie koło południa. Podobno ma
załatwić bardzo ważną sprawę i chce z tobą porozmawiać.
Wyczułem, że to coś bardzo ważnego, był zdenerwowany –
poinformował go Jacob.
Christian przełknął ślinę. Czyżby się dowiedzieli? A co jak go
teraz nie zechcą? Dlaczego miałby się tym martwić? Tym
lepiej, nie będą w niebezpieczeństwie. Usiadł obok Justina i
zaraz przed nim pojawił się talerz jajecznicy z pomidorami.
– Smacznego. A tak poza tym jestem Lidia i jestem siostrą Sheoni.
– I doskonałą kucharką – dodał ktoś stojący z tyłu. Był
to postawny mężczyzna i Chris czuł, iż musiał być betą w
sforze.
– Podlizuj się dalej, kochanie.
Christian uśmiechnął się i sięgnął po bułkę w tym samym
czasie co Justin. I ich ręce się spotkały. Natychmiast je
zabrali.
– Przepraszam.
– To ja przepraszam. – Justin nareszcie na niego spojrzał. –
Jesteś gościem, wieź pierwszy.
– Dzięki. – Dopiero wtedy zauważył, że wszyscy przestali
mówić. Rozejrzał się. – Co?
– Nie nic, częstuj się. – Jacob, był zaskoczony, że jego brat
powiedział więcej niż dwa słowa i to do kogoś obcego. Zazwyczaj
odzywał się tylko do niego i Sheoni. Może Chris wywrze zbawienny
wpływ na Justina. Diamentowy smok przebywał tu dzień, a już
zaczynał zdobywać serca innych. Nie dziwił im się. Sam czuł do
niego ojcowskie instynkty. Daniel powiedział mu przez telefon kilka
ważnych rzeczy, połączył to z tym czego dowiedział się od
Christiana, i tym bardziej obudził się w nim opiekuńczy instynkt.
– Trzeba naprawić wschodnie ogrodzenie – zabrał głos Griff.
– Poślij tam Marco i Bena. Oni ostatnio zajmowali się tamtym
terytorium. Ja mam tonę papierów do uzupełnienia. Nawet nas
biurokracja nie omija.
– Tym bardziej my musimy mieć wszystko w porządku w papierach –
uzupełniła jego wypowiedź Sheoni.
Christian słuchał i przyglądał im się, ale najbardziej ciekawił
go Justin. Młody wilk był interesującą istotą, na tyle by
wzbudzić sympatię smoczego zmiennego. Zastanawiało go, dlaczego
Justin się nie odzywa, do tego jest ciągle zamyślony, jakby żył
w innym świecie.
Jacob widział w Christianie szansę na to, by jego brat powrócił
do normalności. Już dawno powinien zapomnieć o tym co się
stało, lecz przeszłość wyryła w młodym zmiennym swój ślad.
Pozostawiła w jego umyśle coś w rodzaju nie ścieralnego
tatuażu. Jacob liczył, że gdy brat spotka partnera to coś w
nim się obudzi i powróci dawny, wesoły chłopak. Ale jak na razie
na partnera się nie zanosiło, ale na przyjaciela może była
szansa.
– Justin, oprowadziłbyś Christiana po posiadłości. Pokaż mu
źrebaki.
Justin zmierzył brata spojrzeniem, które zawierało zaskoczenie jak
i pytanie: „Dlaczego ja”, ale zaraz spuścił wzrok na swój
talerz. Niestety Christian odczuł to jakby chłopak nie chciał iść
się z nim przejść, więc zakłopotany po raz setny dzisiaj
odgarnął włosy za ucho i powiedział:
– Ja może zostanę w pokoju, na wszelki wypadek gdyby Daniel
przyjechał. No i Martin.
– Nie ma mowy. Pogoda jest przepiękna i nie powinieneś zamykać
się w pokoju – rzekła Sheoni.
– Posłuchaj mojej pantery. – Jacob objął czule swoją
partnerkę.
– Jesteś zmienną panterą? – zapytał zaskoczony Christian
Russo.
– Tak, a co?
– Nic, tylko całe swoje życie przeżyłem z ludźmi, którzy nie
mają drugiej natury i nagle mam wrażenie, że przeniosłem się do
innego świata.
– I jak się z tym czujesz? – zapytała Lidia.
– Jakbym był w domu – odpowiedział Christin kończąc swoje
śniadanie.
* * *
Pchnął zmiennego na ścianę i zawarczał.
– Co jeszcze wiesz, Bitrejd? Nie mówisz wszystkiego. Kim jest ten
chłopak?
– Ależ, alfo Alston powiem wszystko tylko nie musisz mnie dusić –
wystękał Bitrejd.
– Ostatnim razem wiedziałeś kogo szukają, lecz przemilczałeś
tę wiadomość. Teraz gadaj, inaczej rozszarpię ci gardło. –
Kły Daniela nieznacznie się wydłużyły, a pazury ostrzejsze, niż,
kiedy był człowiekiem wbijały się w skórę donosiciela.
Martin razem z Dario stał obok i nie zamierzał próbować uspokoić
Daniela. Tylko tak mogli się jak najszybciej dowiedzieć wielu
rzeczy. Rzeczy, które teraz stały się najważniejsze. Z jakiegoś
powodu Stone chce dopaść ich partnera i musieli dowiedzieć
się jak najwięcej, tylko tak ochronią Christiana.
– To Christian Russo, syn jakiegoś bogacza. Tego od firmy
produkującej sprzęt sportowy.
– Tego, którego oskarżano o malwersacje? – zapytał Dario.
– Ta. Alfo udusisz mnie. Puść, proszę – wyjęczał Bitrejd,
kiedy dłoń Daniela mocniej zacisnęła się na jego gardle.
– Najpierw niech ci wszystko powie, a potem zrobisz z nim co
zechcesz. – Martin położył Danielowi dłoń na ramieniu. –
A jak nie powie, to sam się nim zajmę. Chyba, że będzie grzeczny.
Alston wycofał się, a przetrzymywany Col Bitrejd upadł na podłogę,
kiedy się okazało, że nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
– Co wam tak zależy na tym dzieciaku?
– Po prostu chcemy wiedzieć, dlaczego Stone naraża dla jednego
młodzika zmiennych – wycedził Daniel. Jego wilk się
uspokoił i kły na powrót stały się ludzkimi zębami.
– Stone jest szalony. Nie wiem, o co mu chodzi, ale uparł się na
niego i nie uspokoi się dopóki go nie dopadnie.
– Co wiesz o Russo? Synu nie ojcu. – Dario przysiadł na krześle
obok siedzącego na podłodze informatora.
– Chłopak chodzi na uczelnię niedaleko swojego domu. Przyjaźni
się z ludźmi.
– Jakimi ludźmi? – spytał Daniel.
– Nazywają się Bright. Ludzie Stonea cały czas ich śledzą.
Wierzą, że kiedyś tamten chłopak lub dziewczyna spotkają się z
nim, a wtedy zmiennego smoka schwytają. Pewnie Stone chce go
przelecieć. Podobno diamentowy smok zrodzony z kobiety rodzi
się z cechami rozrodczymi jak u kobiety. Niby ma męskie genitalia,
ale w środku ma macicę. Jest kimś podobnym do hermafrodyty. Wiecie
takie coś jak obojnak, ale to u nas zmiennych inaczej działa.
– Co?! – Martin oderwał się od biurka, na którym przysiadł. –
O czym ty mówisz?
– Młody Christian może zajść w ciążę. – Zaśmiał się
Bitrejd. – Może Stone chce go zapłodnić. Raz w roku jest na to
szansa, a chłopak już dojrzał.
Daniel nie rozumiał jak mężczyzna może zajść w ciążę. I to
jeszcze smok! Chociaż w postaci ludzkiej smoki zawsze rodziły jak
ssaki. Jego drugi partner robił się coraz ciekawszą postacią.
* * *
Christian z czułością pogłaskał białego źrebaka. Zmienny smok
dzisiaj już czuł się lepiej. Nie bał się tak bardzo i nie
ciągnęło go do ucieczki. Nareszcie oddychał pełną piersią, a
to, co działo się przez ostatnie dwa tygodnie stawało się tylko
złym koszmarem. Dobrze przespana w cieple noc mu pomogła. Tylko czy
mógł czuć się do końca bezpieczny? Czy bezpieczni byli jego
gospodarze i... i partnerzy? Na razie chciał wierzyć, że tak. Czuł
na sobie wzrok Justina, który oparł się rękoma o drewnianą
belkę.
– Śliczny jest. Tak jak reszta waszych koni – zagadał Russo.
Gdyby w domu Justin więcej się odzywał, a dopiero teraz milczał,
Christian byłby w stanie pomyśleć, że młody Langston go nie
lubi. Zwyczajnie był tu z nim, lecz jakby go nie było. –
Gdybym nie słyszał tych kilku słów od ciebie, sądziłbym, że
jesteś niemową – rzekł zmienny smok.
Justin po tych słowach odchrząknął i powiedział:
– Nie jestem gadułą. Raczej oszczędzam słowa.
– W sumie masz rację. Milczenie jest złotem. – Zaśmiał się
Christian. – Ja jestem gadułą. Nie zawsze i zależy przy kim
jestem. Są osoby, przy których wolę milczeć.
– To znaczy, że ja nie jestem tą osobą?
– Nie. – Oparł się plecami o belki padoku. – Przy tobie mam
ochotę mówić, ale nie odzywałem się z początku, gdyż myślałem,
iż nie chcesz mnie słuchać. I jesteś tu ze mną, bo cię zmuszono
do tego.
– Wolę spędzać czas sam czy to przy pracy, czy odpoczywając. To
nie znaczy, że mi przeszkadzasz – dodał Justin.
– To dobrze. – Uśmiechnął się do niego. Już otwierał usta,
aby coś powiedzieć, nawet słońce wprawiało go w dobry nastrój,
gdy usłyszał ryk silnika, a po chwili na plac przed domem wjechał
bordowy jeep cherokee i Christian wyczuł kto nim przyjechał.
* * *
Daniel z Martinem zdecydowali się przyjechać wcześniej. W świetle
tego czego się dowiedzieli nie chcieli dłużej zwlekać. Dario
wiedział co miał robić, a oni musieli teraz zająć się swoim
ukochanym. Nawet Martin, który nadal miał problem z
zaakceptowaniem Christiana. Tylko sama myśl, że ich smokowi mogłoby
się coś stać krajała mu serce i wzbudzała furię.
Kiedy tylko wysiedli od razu wyczuli zapach partnera. Akurat wiatr
wiał od jego strony i niósł go daleko. A to, że zbliżały się
jego płodne dni, tylko go wzmacniało. Oba samcy alfa wiedzieli już,
dlaczego o wiele bardziej mają ochotę zamknąć się z nim w
sypialni i nie wychodzić przez tydzień. Ich ciała z miejsca były
gotowe do kochania się z Christianem, ale za nic w świecie nie
chcieli go do tego zmuszać. Obaj ruszyli w stronę stojących
postaci. I Daniel zobaczył, że gamma Langston stoi za blisko jego
partnera. Wilk w nim zawarczał. Miał bardzo silny instynkt
terytorialny i nie lubił, kiedy ktoś dotykał Martina, więc
nie podobała mu się i ta sytuacja.
– Spokojnie, nie wyczuwam od gammy erotycznego zainteresowania. –
Uspokoił go Martin. – To brat Jacoba, nie narób nam problemów.
– Wiesz, że dopóki nie będzie nasz, wydzielając zapach
partnerstwa, mój wilk znajdował się będzie w takim stanie.
Kilka kroków później mógł skinąć głową Justinowi, a potem
spojrzeć roziskrzonym wzrokiem na Christiana.
– Widzę, że lepiej się dziś czujesz. – Jak ktoś mógł
chcieć krzywdy tej pięknej istoty? Obrysował jego ciało
wzrokiem zacząwszy od pięknych szarych oczu, przez pełne usta
stworzone by mógł je całować, aż do reszty ciała. Szczupły
tors osłonięty był białą koszulką, która zachodziła na biodra
lekko je zasłaniając, ale Daniel mógł stwierdzić, że były
wąskie, a nogi. Ach, te nogi. W wyobraźni widział jak oplatają
biodra jego lub Martina. Nogi Christiana były długie, a spodnie
kończące się tuż za kolanem odsłaniały zgrabne łydki.
Christian poczuł się jednocześnie niezręcznie, ale i coraz
bardziej podniecony tym przewiercającym go wzrokiem. Wzrokiem,
w którym w pewnością nie kryło się pożądanie. Ono wręcz
pałało od Daniela okrywając ciało Christiana feromonami.
Skierował wzrok na Martina. I ujrzał to samo, jednak od niego
czuł większy dystans, taki, jaki sam odczuwał, chociaż ciało i
jemu odpowiadało.
– Tak, lepiej. Wystarczyło, żebym odpoczął - odpowiedział.
– Zdecydowaliśmy, że zabieramy cię do Arkadii – oznajmił
Martin Coleman.
– Ale... – W sumie, dlaczego ma z tym walczyć? Doskonale cała
trójka zdawała sobie sprawę, kim dla siebie jest, a i tak mu nie
pozwolą uciec. Nadał czuł potrzebę ich chronienia, lecz wierzył,
że tutaj nikt go nie znajdzie, w każdym razie nie tak szybko. Poza
tym była też sprawa tych jego dni. Dni, które już nastąpiły, a
kulminacja się zbliża. Kiedy rok temu tak się stało omal nie
rzucił się na Luisa. Potrzebował mężczyzny. I teraz też ta
potrzeba rosła. Wtedy się opanował, ale ciężko to przeżył
zamykając się w pokoju. Na szczęście przez ten jeden dzień jest
najgorzej i wtedy nie mógł widzieć mężczyzny. Miał nadzieję,
że to nie stawia go w roli kobiety. Co z tego, że czasami lubi
umalować sobie oczy, czy ubrać seksownie. Rozszarpałby każdego,
kto by go nazwał kobietą.
– Ja muszę wam coś powiedzieć. – Kątem oka Christian
zauważył, że Justin dyskretnie się wycofał. Miał nadzieję,
że jeszcze się spotkają. Bardzo chciał poznać jego tajemnicę.
Bo niewątpliwie młody gamma ją miał.
– O tym, kim jesteś i jakie masz zdolności? – zapytał Daniel.
– Wy wiecie? Jak? – Jego oczy otworzyły się szeroko w
zaskoczeniu na usłyszane słowa.
– Powinniśmy poważnie porozmawiać – orzekł Alston. Zignorował
pożądanie uważając, że nie mógł zatwierdzić zmiennego smoka
dopóki ten nie zaufa im do końca. Zresztą Martin był tego samego
zdania. Dużo rozmawiali od czasu wyjścia Bitrejda i doszli do wielu
wspólnych wniosków.
– To może mój pokój. Tymczasowy pokój...
– Nie, Christianie. Tam rzucę się na ciebie, a tego nie chcę –
powiedział Daniel. – W każdym razie nie, kiedy nie wyjaśnimy
sobie wszystkiego.
– Możemy się przejść. Widoki tutaj zapierają dech w piersiach.
– Obawiał się tej rozmowy, a właściwie ich pytań, ale oni już
o nim wiedzieli i może mają wieści z miasta. Lecz nie liczył, że
Stone zaprzestał poszukiwań. Wiedział, co to za zmienny. A do tego
ojciec, który tak naprawdę nim nie był zabiłby go za ucieczkę.
* * *
Stojąc na ganku Jacob przyglądał się trójce zmiennych, którzy
ruszyli w stronę jeziora. Obok niego stanął Justin.
– Christian to będzie dobry przyjaciel – stwierdził alfa.
Widział jak brat rozmawia z Russo. To z nim Justin nie zamienił
tyle słów, co z Christianem. – Teraz ma czas poznać swych
partnerów. Spodziewam się, że w ciągu tygodnia będzie ślub.
Chodź. Jadę do miasta, a Sheoni zrobiła ogromną listę
zakupów to przy okazji je zrobimy. – Zawrócił do domu.
Justin postał jeszcze chwilę, zanim postacie nie zniknęły mu z
oczu.
Przyjaciel? Może kogoś takiego mi potrzeba, by zapomnieć.
Dziwne. Zmienny smok to ktoś, komu ufam od tak.
* * *
Zatopił palce w wodzie. Była krystalicznie czysta, gdyż z dna
widać były kamienie i rośliny. Jezioro nie było duże, ale
widok i chłód wody pomagał Christianowi uspokoić umysł.
Daniel usiadł na zwalonym pniu i czekał, aż Christian będzie
gotowy, żeby opowiedzieć o sobie i jak to się stało, że jego
ojcem jest człowiek. Martin tylko stał w lekkim rozkroku z dłońmi
schowanymi w tylnych kieszeniach czarnych, skórzanych spodni.
Tak samo jak Daniel wolał milczeć, naprawdę bojąc się tego, co
usłyszy.
Christian podniósł się z kucek zrywając wcześniej źdźbło
trawy. Bawiąc się nim, okręcając je na palcach westchnął
ciężko. Nie potrafił spojrzeć im w oczy obawiając się, że
wtedy nic nie powie. Pomimo że nie zrobił niczego złego, nie miał
się czego wstydzić, wolał wyobrazić sobie, że jest sam i tylko
rośliny będą go słuchać.
– Dla ojca zawsze byłem wybrakowany – zaczął. – Dopóki moja
mama żyła pokazywał kochającego tatę, takiego, jakiego nie
raz widzi się w tych naiwnych filmach, lecz gdy odeszła wszystko
się zmieniło. Pokazał jak bardzo mnie nienawidzi.
Kolejny krzyk ojca i nowy cios spadły na kilkunastoletniego
chłopca z nieznanego mu powodu. Przecież tym razem nic nie zrobił,
był grzeczny. Zachowywał się tak jak chciał rodzic, a i tak mu
się dostało. Właściwie za nic. Gdyby chociaż zrobił coś złego
mógłby usprawiedliwić ojca, ale on został uderzony z powodu
tak głupiego. Tym powodem było to, że istniał. I te krzyki bolały
bardziej niż rosnący na twarzy siniak, którego miał nadzieję,
będzie mógł uleczyć.
– Jesteś wybrykiem natury – krzyczał człowiek. – Tak jak
każdy z was. Gdy dowiedziałem się, że istniejecie miałem ochotę
zawiadomić prasę i wydać was, ale wtedy spotkałem twoją matkę.
Była to przepiękna smoczyca. Ożeniłem się z nią, a potem
urodziłeś się ty. Uznałem też, że mogę współpracować
ze zmiennokształtnymi, wiesz nowy rynek, nowe możliwości i więcej
kasy. Dlatego jeszcze żyjesz. Inaczej pewnie zdechłbyś w
łonie matki.
– Wtedy nie dotarło do mnie co powiedział. „W łonie matki”,
a to znaczy zanim ją poznał, bo gdyby wydał wtedy zmiennych ludzie
ze strachu, że stwory zamieszkują ich świat, zabiliby nas. Teraz
wiem, że nie jestem jego synem, powiedział mi to wraz z wiadomością
o sprzedaniu mnie Stoneowi. – Ból w oczach Christiana
sprawił, że Daniel chciał ukryć go w swych ramionach na zawsze.
– Musiałem uciec nie mogłem pozwolić, by... na... – Nie
potrafił dokończyć zdania. – Pomogli mi moi przyjaciele. Na
nich zawsze mogłem liczyć i tak ciężko było mi zatajać przed
nimi kim naprawdę jestem. Ukryłem się u nich, ale nie mogłem
zostać. To było dla nich niebezpieczne... To pierwsze miejsce,
gdzie ludzie Stonea by mnie szukali.
– Więc ponownie uciekłeś? – zapytał szeptem Martin.
– Oni byli najważniejsi. Wiem, że kiedy mnie nie zastali w domu,
na pewno się martwili i martwią. Nawet nie mogę im wysłać
wiadomości, że nic mi nie jest, bo tamci się dowiedzą. Dla mojego
smoka ochrona bliskich jest bardzo ważną rzeczą.
– Nas też chciałeś chronić chcąc uciec z domu Jacoba –
stwierdził Alston.
– Jacob wam powiedział.
– Jego zadaniem jest opiekować się wszystkimi – powiedział
Daniel. – Chciał dobrze.
– Nie mam mu tego za złe.
– Gdzie się podziewałeś od czasu ucieczki do chwili, kiedy
znalazł cię Jacob?
Wiedział, że to pytanie padnie. Ta opowieść też nie była łatwa,
ale opowiedział jak sypiał na dworcach, jadł tak mało, żeby mu
starczyło pieniędzy na jakiś czas. Źle zaczęło się dziać,
kiedy go napadli, pobili. To była najtrudniejsza część do
opowiedzenia. Ta scena często powracała w snach. Cudem uniknął
gwałtu, gdy zaczął krzyczeć. Napastnicy przestraszyli się, że
ktoś to usłyszy i ich złapie, więc wypuścili go, ale zabrali mu
plecak oraz pieniądze jakie miał ukryte w wewnętrznej kieszeni
kurtki. Schował się w jakimś tunelu i tam się wyleczył, ale z
braku sił trwało to długo. Niestety, chociaż w miarę
zdrowy, nie miał pieniędzy, co zmusiło go do głodowania. Mógł
wytrwać bez jedzenia dłużej niż normalny człowiek, ale wolał
nie ryzykować. I został zmuszony do grzebania w śmieciach. Unikał
skupisk ludzkich jak ognia, a samotność i strach coraz bardziej
dawały mu się we znaki.
Daniel i Martin słuchali tego czując ogarniającą ich złość.
Sam Martin nie potrafił pozostać obojętny na coś takiego, a
tym bardziej akceptujący Christiana w pełni, Daniel, który
podszedł do odnalezionej, po tak długim oczekiwaniu, brakującej
części duszy.
Christian popatrzył na niego i zapytał?
– Naprawdę chcesz kogoś kto szukał jedzenia w śmieciach? – W
jego oczach pojawiły się łzy.
Nic dziwnego, że zmienny smok był tak wystraszony. Tak wiele
przeszedł, a osoba która powinna się nim opiekować zdradziła
go.
– Nawet jakbyś to robił od miesięcy, nic by mnie od ciebie nie
odrzuciło. Nie ze względu na partnerstwo, przecież mamy co do tego
wybór, nie idziemy ślepo za przeznaczeniem. – Chwycił w obie
dłonie jego twarz. Jasny, niewidoczny zarost podrapał go w palce. –
Jesteś istotą o tak pięknej duszy, że nie mogę przejść obok
ciebie obojętnie. Nikt i nic nas od ciebie nie oderwie. –
Doskonale wiedział, że Martin także tego nie zrobi. Pochylił się
i, niczym łagodny zefirek, musnął usta Christiana. To była
obietnica opieki, miłości i wierności na wieczność. Nikt ich nie
rozdzieli.
Pochłonęłam ten tekst w parę minut, tak cudownie się to czyta ^^ Mam nadzieję, ze Martin w pełni zaakceptuje Christiana. Chociaż na miejscu Russo czułabym się dosyć nieswojo wiedząc, że dwójka rosłych facetów ma na moje ciało aż tak wielką ochotę. Poza tym, postać, która jeszcze bardzo mi się podoba to Jackob. Uwielbiam jego opanowanie i tę aurę bezpieczeństwa, którą tak bardzo wokół siebie roztacza. Dużo weny i czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTo jest drugie moje ulubione opo bo 1 o Aralielu i Rivenie :*
OdpowiedzUsuńAle szybko to przeczytałem O.O Najpierw myślałem że to króciutkie jakieś, a to jest dłuższe i takie ciekawe, pełne tajemnic :D Świetne! Nie mogę się doczekać następnego wtorku! <3 Pozdrawiam :3
OdpowiedzUsuńAh! Cudowne! OwO
OdpowiedzUsuńDzięki mojej koleżance trafiłam na twego bloga i po prostu pochłonęłam niezmiernie wciągające opowiadania, będące twoim dziełem. To, które piszesz obecnie cholernie mi się spodobało *3* Z niecierpliwością czekam na więcej!!!
Oni są cudowni! Idealni wręcz... dobrze, że obaj poznali prawdę o Chistianie. Cieszę się z postępowania Martina,może i jest ostrożny ale widać że mu zależy na smoku. Mam nadzieję że Daniel nie odstawi na bok swojego pierwszego partnera, to było by nie fair.
OdpowiedzUsuńMimo iż podoba mi sie ten trójkąt, ale wolałabym aby Christian i Justin byli razem...(może przemyślisz tę propozycję? )
Jacob zyskał moją sympatię na samym początku, to dobry i całkiem seksowny wilk ^^
Jak zawsze wszystko wyszło doskonale, uwielbiam to jak piszesz. Inspirujesz mnie.
Pozdrawiam i weny życzę :))
Swietne! (*^*) Choc nadal nie jestem przekonana co do Martina, cos mi w nim smierdzi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3 i czekam na nastepna notke <33
Cudowny rozdział.Dobrze, że wreszcie poznali trochę Christiana. Partnerzy na pewno zaopiekują się nim dobrze i tak żeby nie stała mu się krzywda i na pewno otoczą go miłością :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że tak szybko przeczytam rozdział.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się dłuższy od poprzedniego i jestem zadowolona z niego coraz bardziej.
Czy Christian w końcu zaufa Danielowi i Martinowi?
Już widać, że budzi sie między nimi przywiązanie.
Ten Stone to jakiś okrutny potwór, ktorego powinno się trzymać pod kloszem z dala od normalnych ludzi.
Mam nadzieję, że nigdy nie znajdzie Christiana... jak własny ojciec mógł mu to zrobić?
Aj obaj są siebie warci.
Dobrze się stało, że chłopak trafił w opiekuńcze ramiona.
Aj uwielbiam te opowiadanie.
Mam nadzieję, że ich pisanie Ci się nie znudzi, gdyż jesteś naprawdę genialna;)
pozdrawiam serdeczni;)
nominuję Cię do nagrody Liebster Award ;)
OdpowiedzUsuńszczegóły pod tym adresem: http://hurricane-rehab-e.blogspot.com/
Ukojenie...
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie skomentowałam pod poprzednią notką.
Strasznie chciałabym, aby Martin zaakceptował Christiana. To dobry dzieciak i taki... gdy nie jest przestraszony, to bardzo dobrze wpływa na otoczenie. Jest jak dziecko dla bezdzietnych rodziców. Hehe xD I jednocześnie jak ukochany dla samotnych.
Bardzo bym chciała poznać historię Justina... aż się boję, jaka ona była... i czy Daniel i Martin o tym słyszeli? Bo, może nie jako partnerzy, ale przyjaciele, chcieliby mu pomóc.
Cudowny rozdział. bardzo lubę czytać twoje opowiadania, bo są baaardzo wciągające. I teraz muszę czekać tydzień na kolejny. Bardzo jestem ciekawa jaką to tajwmnise skrywa Justin. Pozdrawiam, Asia.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo nie byłam przekonana, bo męska ciąża jakoś mi nie leżała (może przez teksty, na jakie natrafiłam się zniechęciłam), ale fajnie i logicznie udało Ci się to przedstawić, przyjmuję więc takie wytłumaczenie sprawy do wiadomości. Podoba mi się to opowiadanie, jest całkowicie inne od tego o Rivenia i Aralielu(?), które, szczerze powiedziawszy, dla mnie było zbyt... melodramatyczne. Tak chyba mogę to nazwać.
OdpowiedzUsuńTe tutaj jest super:)
Pozdrawiam
obsesja
Tak szczerze, średnio podobał mi się ten rozdział. Krótki był i odniosłam wrażenie że pisany trochę na siłę. Mam mieszane uczucia odnośnie tego, ale poczekam na rozwój sytuacji..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńach za każdym rozdziałem chcę więcej i więcej... mimo, że Martin całkowicie nie zaakceptował Christiana, to i tak chce się o niego troszczyć... Justin wydaje się ciekawą postacią, i aż ciekawi mnie jego przeszłość, że stał się taki jaki jest teraz.... Daniel i Martin poznali historię Christiana..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Końcówka słodka, taki niewinny pocałunek. Będę się szczerzyc jak głupia przez cały dzień.
OdpowiedzUsuńHistoria smoka okrutna, Mam nadzieję, że Daniel i Martin rozszarpią Stonea. Boje się, że ten typek jeszcze namiesza, więc niech go zabiją.
Kolejne opowiadanie, w którym się zakochałam. Rozdział był krótszy niż zwykle, czy tak mnie wciągnął, że nie zwróciłam uwagi na długość? W każdym razie mnie się podobał, czekam na kolejne.
Pozdrawiam i weny!
Rozdział fajny, tylko te dialogi jakieś takie... zbyt wyszukane XD Sorry, ja po prostu przyzwyczaiłam się już do tych wszystkich przekleństw, ale w moim otoczeniu to normalka (i nie, nie mieszkam na jakiejś wsi, gdzie wszyscy na przywitanie mówią "cześć, gnojku"). Takie jak dla mnie za poważne, zbyt dorosłe... może jak się to opko rozbuduje to się do takich dialogów przyzwyczaję? Kto wie...? Autorki czasem zdziałają cuda, a Ty jesteś jedną z tych, które - wg mnie - potrafią ich najwięcej. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~!
xoxo
Sakura
... Piękne... i co więcej mam napisać? ... Ostatnie zdania są słodkie!! <3
OdpowiedzUsuńHej jestem nowa i dopiero od wczoraj czytam twoje opowiadanie i jest to pierwsze, które czytam twojego autorstwa. Chętnie przeczytam też inne, a to op. to po prostu cudo i jest jednym z lepszych które czytałam. Jesteś najlepsza!!
OdpowiedzUsuńWróciłam do tego opowiadania i czytając je kolejny raz zdałam sobie sprawę, że dzisiaj mijają 3 lata od dodania tego rozdziału. Ale ten czas leci..
OdpowiedzUsuń