29 stycznia 2013

Jeden krok do miłości - rozdział 5

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Tak, tak nawet te negatywne. Mnie też się nie wszystko podoba w różnych opowiadaniach, więc każde zdanie szanuję. Ale podkreślam jedno jak ma być jakaś krytyka to proszę o uzasadnienie, a nie pisanie "beznadziejny". Beznadziejny, ale dlaczego?

Jutro wyjeżdżam i istniała możliwość, że nie będzie mnie dość długo, a z tego powodu za tydzień nie mielibyście rozdziału. Ale wracam w poniedziałek i w dodaniu nowej notki termin nie ulega zmianie. Kolejny rozdział za tydzień.


Żadna pora nie była dobra do wstąpienia w paszczę lwa, ale tchórzem nie był i równo o dziesiątej nacisnął dzwonek do rezydencji Harnera. Ten zaczął wygrywać serię kurantów, które kończyły się i zaczynały od początku. Po chwili umilkły, ale Cody cierpliwie czekał. Czekał i nasłuchiwał, czy ktoś się zbliża do drzwi. Nacisnął dzwonek drugi raz i kiedy to zrobił, drzwi się otworzyły. Stanął w nich półnagi facet, którego skóra mieniła się od wilgoci. Nie potrafił nie popieścić wzrokiem całej sylwetki Harnera. Spodnie od dresu ledwie trzymały się na biodrach i poza nimi nic na sobie nie miał. Gładka klatka piersiowa i dwa ciemne sutki sprawiały, że Cody'emu zrobiło się gorąco.
Dlaczego on ukrywa takie ciało pod garniturem?, pomyślał.

Myślał, że diabli go wezmą, jak go zobaczył. I po cholerę ten... Adison tak się na niego gapi? Gdyby wiedział, że to on, to by coś na siebie założył. Tak, to wyszedł z siłowni w tym stanie. I jeszcze był cały spocony. Zachowuje się jak dziewica broniąca swojej cnoty.
– Czego pan chce? Jeszcze raz dobrać się do mnie? – warknął.
– Nie. Ja... – Cody wziął głęboki oddech. – Słuchaj pan, panie idealny i niedotykalski. Tylko pokazałem, czego chciał Madson. Inaczej bym się nawet do pana nie zbliżył. – Teraz to by się zbliżył i to bardzo. Nawet, jakby to groziło utratą życia. Musi sobie znaleźć kochanka. Napięcie jakoś byłoby wyrównane, miałby go kto zaspokoić. Na dłuższą metę, gdy widzi się takie ciacho przed oczyma, własna ręka nie zaspokoi do końca. – Wczoraj zostawiłem tutaj tablet i moją koszulę. Wróciłem tylko po to i już znikam sprzed pańskich piwnych zwierciadeł.
James przyglądał mu się chwilę i odsunął od drzwi. Gdy mężczyzna wszedł, zaprowadził go do salonu.
– Niech pan tu zaczeka. Wezmę prysznic i się przebiorę.
Cody przyjął to z ulgą. Zasłonięcie tego seksownego ciała to dobry pomysł.
Nie powstrzymał się przed obejrzeniem pokoju. Jak to wszystko pasowało do jego wyobrażeń, marzeń, że może kiedyś coś podobnego uda mu się urządzić. Męski, a zarazem rodzinny salon. Harner nie zaproponował mu, by usiadł, więc tego nie zrobił, a chętnie by wypróbował miękkość kanapy.
– Kim jesteś?
Spojrzał w stronę wejścia. Mała dziewczynka stała na progu, trzymając w dłoniach dużą lalkę podobną do niemowlaka.
– Jestem Cody. Pracuję... Pracowałem dla pana Harnera. Twojego...
– Brata. James to mój brat. A co tu sam robisz? – Usiadła na kanapie i wpatrzyła się w niego jak w obrazek.
– Twój brat zaraz przyjdzie. – O czym miał z nią rozmawiać?
– Jestem Sarah. A to Anna. – Pokazała na lalkę. – Płakała i muszę ją teraz ponosić. James dał mi ją na urodziny.
– A ile masz lat? – Ukucnął przed nią.
– Pięć. Ale James mówi, że czasem zachowuję się, jakbym miała więcej. Boi się, że za szybko dojrzeję. Jest jeszcze Victoria i Alex. Oboje jeszcze śpią. To znaczy Alex śpi, a siostra udaje, że to robi. Gada z koleżankami przez telefon – wygłosiła dziewczynka. – Ja nie mam się z kim bawić, bo James ćwiczył. Ale potem się pobawimy. Pobawisz się ze mną? Ładny jesteś. – Sięgnęła do jego kucyka. Dziś wyjątkowo związał go wysoko. – Jeszcze nie widziałam chłopaka z tak długimi włosami. Ładne są. Fajny jesteś.
– Ty też. A Anna to twoja córeczka? – zapytał urzeczony komplementami. Co z tego, że powiedziała je mała dziewczynka?
– Moja. Nie ma tatusia. Będziesz jej tatusiem?
– Raczej twój brat nie byłby z tego zadowolony. Mogę być wujkiem.
– Nim się nie przejmuj. Potrafię go ugłaskać. A robi się potulny, gdy ma przed sobą sernik z malinami. Jadłeś? Pycha. – Posadziła lalkę na kolanach. – Nam go piecze Chloe.
– Moja mama robi najlepszy.
– Nieprawda, bo moja niania jest bezkon... bezkoktu... – Skrzywiła się, usiłując wypowiedzieć słowo.
– Bezkonkurencyjna?
– Tak. – Uśmiechnęła się do niego szeroko. – Trudne słowo. To co, pobawisz się ze mną?
– Ekhem. Sarah, nie męcz pana. – James chwilę przysłuchiwał się ich rozmowie. Nie był zadowolony, że jego siostra już dogadała się z Adisonem.
– Braciszku, nie męczę go. Lubię Cody'ego. – Podbiegła do brata. Ten wziął ją na ręce i pocałował w czoło.
– Pana Adisona. – Poprawił ją. – A teraz idź obudzić Alexa i każ Victorii przestać gadać. – Postawił ją na dywanie.
– Mam nadzieję, że tu będziesz, jak wrócę – powiedziała do nowo poznanego i jej zdaniem miłego mężczyzny.
Cody milczał.
– Zapraszam pana na górę. Weźmie pan swoje rzeczy i tyle się widzimy. – James ruszył pierwszy, a Adison podreptał za nim, zgrzytając zębami. Co za sztywniak!

W gabinecie zastał niemały bałagan. Papiery i książki leżały na podłodze, jakby ktoś je zmiótł ze stołu. Harner musiał sobie trochę poszaleć po ich pocałunku.
James nie był tu od przedwczoraj i zapomniał, co zrobił. Nie dał jednak po sobie poznać zakłopotania. Miał nadzieję, że Adison weźmie swoje rzeczy i sobie pójdzie.
Cody odnalazł swoją koszulę tam, gdzie ją zostawił, ale nie widział drugiej, ważniejszej rzeczy. Przeszukał wzrokiem wszystko i zobaczył to. Tablet leżał na podłodze. Dopadł do niego z nadzieją, że nie jest uszkodzony. Podniósł sprzęt i oklapł zupełnie. Tylko nie to. Odkładał długo na ten najlepszy tablet ze wszystkimi bajerami i programami. Pracował na nim dniami i nocami. Był jego przepustką do dalszej pracy. I jakby nie było, Cody przywiązywał się do rzeczy. Patrzył teraz na pęknięty ekran. I coś latało w środku. Ogarnął go smutek.
– Jak był pan na mnie zły, to musiał się nie mścić na czyichś rzeczach – wyszeptał słabo.
– Słucham?
Cody wstał i podszedł do Harnera. Pokazał mu uszkodzony sprzęt.
– Zwolnił mnie pan z pracy. Muszę szukać nowej, a chciałbym w swoim zawodzie. Jak pan sądzi, na czym będę pracował? – Wpatrzył mu się uważnie w oczy. – Mógł pan rzucać czymś innym, a nie tym. Może pana stać na kupno coraz to nowszego sprzętu, mnie nie.
James poczuł się głupio. Był wtedy zły i nawet nie wiedział, że tablet leży na tym stole. Lecąc, musiał uderzyć o glinianą doniczkę, w której rosła palma.
– Nie zrobiłem tego specjalnie. Odkupię panu to lub dam pieniądze na nowy.
– Teraz i tak to nie ma znaczenia. – Zamrugał powiekami, gdy łzy pojawiły się w oczach. James zdążył je zauważyć, nim zostały odegnane. – Może ktoś to naprawi. – Mężczyzna odwrócił się od Jamesa i wyszedł pierwszy. Chciał już wrócić do domu, bo się chyba rozbeczy. Nie był płaczką. Nigdy nie płakał. Prawie nigdy. Na jego drodze stanął kolejny problem, a on miał już tego dość. W dodatku kopał siebie mentalnie za to, że jeszcze kilkanaście minut temu prawie ślinił się do Harnera. I ten dupek, którego nic nie obchodzi, a tym bardziej czyjeś rzeczy, szedł teraz za nim, milczący i wyprostowany jak kij od szczotki.
Z radością powitał parter. Z kuchni dobiegały jakieś odgłosy. Chciał stąd wyjść natychmiast.
– Niech pan nie unosi się dumą, tylko weźmie pieniądze. Ile to kosztowało? Dwa tysiące, trzy? – Oniemiał na widok mokrych oczu tego faceta. Adison zawsze z nim wojował. Pokazywał się z twardej strony. A teraz zachowywał się tak, jakby powietrze z niego uszło.
Cody się zatrzymał.
– Przyślę rachunek za naprawę. – O ile da się to naprawić.
– Cody! – Sarah wyszła z kuchni i podbiegła do mężczyzny. Złapała go za rękę. – Obiecałeś, że jeszcze się ze mną zobaczysz. Chcę się z tobą pobawić.
– Twój brat raczej nie będzie z tego zadowolony. Poza tym, muszę już iść.
– Cody. – Zrobiła smutną minkę.
– Cody nie ma czasu – wyjaśnił James. Kątem oka zobaczył, że z kuchni wyszła reszta jego rodzeństwa.
– Tylko chwilę. Wyglądasz, jakbyś go nie lubił. Co on złego zrobił? Ja go lubię – mówiło dziecko, patrząc na brata wojowniczo.
James już otwierał usta, aby coś jej odpowiedzieć, ale drugi raz tego dnia rozbrzmiał w całym domu dzwonek do frontowych drzwi. Poszedł je otworzyć.
– Witaj, misiaczku – przywitała go Marisa soczystym pocałunkiem. Owinął ramię wokół jej talii osy i oddał pocałunek szybko, po czym się odsunął. Nie zamierzał robić tu przedstawienia.
– Cześć. Sądziłem, że przyjedziesz później.
– I miałabym mniej czasu spędzić z tobą? – Piskliwy głosik odbił się od jego uszu. Kobieta w zielonej, opinającej każdy cal ciała sukience i brązowych włosach spiętych w luźny kok spojrzała na obecne w holu osoby. – Wszyscy czekacie na mnie? Jak miło. O, widzę nową twarz – rzekła, gdy jej oczy zatrzymały się na Cody'm, do którego wciąż przyczepiona była Sarah. – Pan niania? Och, kochanie, dobrze się składa. – Uwiesiła się na ramieniu Jamesa.
– Dlaczego, pysiu? – Dobiegło go parsknięcie Alexa. Ten chłopak naprawdę jej nie lubił.
– Bo pan niania zajmie się dziećmi, a my możemy pojechać na pole golfowe. Rozgrywać się tam będzie turniej. Tatuś tam gra. – Powszechnie było wiadome, że Marisa jest wielbicielką golfa, podczas gdy James strasznie się przy tym nudził.
– Ależ Mariso, pan Adison nie jest nianią.
– To kim jest? – Zainteresowała się.
Co miał jej odpowiedzieć? Moim byłym pracownikiem. Wtedy zapyta, co tu robi i dlaczego jest byłym. Popatrzył na przysłuchującego się im Adisona, na kobietę i z powrotem na mężczyznę. Zmrużył oczy, jakby ostrzegał go przed sprzeciwem.
– Jest moim gościem i zostanie dzisiaj u nas. Nie wypada zostawiać gościa samego. Nie uważasz, Mariso?
Cody ledwie powstrzymał szczękę przed wypadnięciem z zawiasów. Co Harner powiedział? Ma spędzić z nimi dzień?
– Ale fajnie. – Sarah zaczęła podskakiwać, będąc całą w skowronkach. Wprost przeciwnie do dwóch mężczyzn mierzących się w wzrokiem.


~*~*~


Co on tu robił? Siedział przy basenie i patrzył na mieniącą się wodę. Było za zimno na kąpiel, ale latem chętnie by skorzystał z tego zbiornika. Całe towarzystwo zostawił w środku. Na nerwy mu działała ta Marisa. Nie lubił takich kobiet. Wypindrzona od stóp do głowy i strasznie nachalna. W życiu nie związałby się z kimś takim. Ona w ogóle nie daje powietrza Harnerowi. Ciągle jest przy nim jak cień. W związku też trzeba trochę wolności. Pozwolić drugiej osobie na przestrzeń. Irytująca kobieta. Co ten facet w niej widzi? W ogóle powinien wyjść od razu, jak Harner zaproponował mu zostanie. A on stał jak cielę i nic nie zrobił. Sarah zaraz przedstawiła rodzeństwo i chyba został ze względu na nią. Polubił ją od razu. Jej optymizm był zaraźliwy. Ta starsza milczała jak zaklęta, przyglądając mu się, a brat ledwie ukrywał swą złość. Nie dziwił mu się, też nie chciałby, aby jego brat spotykał się z taką małpą. Nie obrażając małp.
Wstał z krzesła i wrócił do salonu. Jego były szef stał przy oknie i rozmawiał o czymś z tą kobietą. Złapał się na tym, że chciałby wiedzieć, o czym rozmawiają. Tylko po co mu to wiedzieć? Powinien już iść. Może się wymknie po cichu. A potem Harner powie, że stchórzył.
– Nienawidzę jej.
– Słucham?
– Tego babsztyla – powiedział Alex. – Powinna już iść. A pan kim właściwie jest? – Młodsza kopia Harnera zmierzyła go wzrokiem.
– Pracowałem dla twojego brata. A ta Marisa to jego narzeczona? – A to po co mu wiedzieć?
– Całe szczęście nie. Ona z nich wszystkich jest najgorsza. Co on w niej widzi?
– Też się nad tym zastanawiam – mruknął Cody. – A ty... – Rozejrzał się, ale chłopak już zniknął. Victoria przeglądała książkę, a Sarah bawiła się na kanapie swoją lalką, którą teraz karmiła z butelki. Czuł się tu jak piąte koło u wozu. Przysiadł się do niej. Dziecko uśmiechnęło się.
– Mój brat nie lubi nikogo, kto kręci się w pobliżu Jamesa – powiedziała Victoria. Jak na swój wiek była bardzo poważna. – A James na siłę chce nam znaleźć matkę. Sądzi, że my tego nie wiemy.
– Marisa nas nie lubi – szepnęła mu do ucha Sarah.
Po tych dwóch godzinach spędzonymi z tymi dzieciakami mógł stwierdzić, że są bardzo mądre i dobrze wychowane. Nie pytał, co się stało z ich rodzicami. Uważał, że to nie jego sprawa, a plotki, jakie krążyły, wiele o tej sprawie mówiły. Znów skierował swoje oczy na Harnera. Ten wyglądał na poirytowanego.

~*~*~


Nie mógł już słuchać tego jojczenia. Marisa nie widziała nic poza czubkiem własnego nosa. Nie spotkał się z nią tylko kilka ostatnich dni, bo był zajęty, a ona tego nie rozumiała. Co, zamknie go w złotej klatce i nie wypuści? Z żalem odkrywał jej złe strony. Aż dziwne, że wcześniej tego nie widział. Była przecież zawsze taka uśmiechnięta, uczynna. Nie chciało mu się wierzyć, że to mogłaby być gra. Chociaż nie do końca mogła udawać. Była taka, dopóki robił to, co ona chciała.
– I nie zaniedbuj mnie. Siedzę w domu i myślę, że moje kochanie jest ode mnie daleko. Uważam, że powinniśmy ze sobą zamieszkać. – Położyła mu dłoń na policzku. Jej szpony pomalowane na zielono miały kilka centymetrów.
– Zamieszkanie ze sobą to poważny krok. Znamy się od miesiąca. Nie będę się spieszył. Jak ci się coś nie podoba, to droga wolna. Możesz iść i znaleźć sobie innego frajera. – Źle czuł się z wiedzą, że obok jest Adison i patrzy na nich. Nie chciał, by odkrył jego słabości.
– Nie, nie, Misiu. Poczekam. – Ponownie go pocałowała, a on to przyjął biernie. Ta jej pomadka pierwszy raz w życiu mu przeszkadzała.


~*~*~



Cody uważał, że Małpa nie ma wstydu. Dobiera się do faceta na oczach jego i dzieci. Nie miał ochoty na to patrzeć.
– Możecie mi powiedzieć, gdzie jest toaleta? – zapytał dziewczynek.
Obie wskazały, gdzie ma się kierować i czym prędzej wyszedł. Był trochę zły, że Marisa może całować Harnera, a on nie wpadnie przez to we wściekłość. Co więcej, pewnie pójdzie z nią do łóżka. A jego by nawet nie tknął.
W łazience skorzystał z toalety, jak już tam był. Umył ręce i odczekał jeszcze chwilę. Liczył, że w końcu para się od siebie odkleiła. Nie mógł na nich patrzeć.
Gdy wrócił na dół, nie zastał już w salonie ani byłego szefa, ani dziesięciolatki. Natomiast Marisa patrzyła groźnie na Sarah. Ta stała obok niej ze łzami w oczach.
– Nie będę się z tobą bawić, gówniaro. Co ty sobie myślisz? I jeszcze mam bawić się tym czymś? – Złapała lakę pięciolatki i rzuciła nią w kąt pokoju. Sarah pobiegła za lalką i rozpłakała się. – Gdyby nie wy, wasz brat już byłby mój. Mam dość udawania i odgrywania dla was mamusi, smarkaczu!
– Może by tak pani zamknęła swoją niewyparzoną gębę i nie odzywała się tak do dziecka?! – Cody podszedł do Sarah i wziął ją na ręce. Coś się w nim wzburzyło, widząc ją płaczącą. Potem groźnie popatrzył na kobietę. – Pani nie ma w sobie za nic uczuć. Jesteś pustą kopułą niczego.
– Jak śmiesz tak do mnie mówić?! – pisnęła. – Co tu robisz? Nie jesteś przyjacielem Jamesa. Nie znam cię. Nie wyglądasz na bogacza!
– Jestem bogaty. Bogaty w uczucia, których ty, panienko, nie masz! – Sarah płakała przytulona do niego. – Nie jesteś w stanie ich nikomu dać. Jesteś pusta. Patrzysz tylko, jak bardzo wypchaną kieszeń ma twój facet. Co on w tobie widzi, to nie mam pojęcia. Jeszcze raz potraktujesz tak dziecko, to jak mama nauczyła mnie traktować kobiety z szacunkiem, tak to odrzucę na małą chwilę i zapomnę, co to szacunek!
– Phi. Znalazł się obrońca dzieciaków! Za ich mamusię się uważasz?! Jesteś nikim! W przeciwieństwie do mnie. Jestem tu przyszłą panią. A one to... to małe... wrrr – Jak ona nienawidziła dzieci. Małe plugastwo chodzące na tej ziemi. A te jeszcze przeszkadzały w zdobyciu Jamesa. I musiała udawać miłą. – Mała beksa namolna, jak nie wiem, a teraz płacze, tamta druga to jakaś milczka, a najgorszy jest ten chłopak. Jeszcze musiałam odebrać to chłopaczysko ze szkoły. Musiałam zdobyć parę punktów.
– Co musiałaś? – Zwabiony podniesionymi głosami James zakończył pilną rozmowę telefoniczną i wrócił do pokoju. Nie tylko on tu zszedł. Alex i Vicky też tu już byli. Usłyszał wiele ciekawych rzeczy. Właściwie, to wszystko. I aż ciepło mu się na sercu zrobiło, że ktoś stanął w obronie jego skarbów.
Marisa się spięła i uśmiechnęła się przymilnie.
– Ten pajac mnie zdenerwował. Nie myślałam o tym, co powiedziałam.
– Wynoś się z mego życia i mojego domu – powiedział to najspokojniej, jak umiał. – Nie chcę cię na oczy widzieć.
– Misiu. – Wyglądała, jakby zaraz miała paść na kolana i błagać go, by pozwolił jej zostać.
– Nawet czołganie się u moich stóp ci nie pomoże.
– Właśnie, spadaj, paniusiu – wtrącił się Alex.
Po raz pierwszy James nie miał ochoty go upominać.
– Tak chcecie? – Wyprostowała się i wypięła dumnie pierś. – Proszę bardzo. Nie będę się poniżać. – Chwyciła swoją torebkę i wyszła, kołysząc biodrami.
– To pozbyliśmy się wiedźmy. – Alex potarł dłonie o siebie. – James, obiecałeś grę w kosza. Zagramy? Może się pan przyłączy? – zapytał Adisona.
– Ja... raczej... – Popatrzył na Harnera.
– Gra w kosza to dobry pomysł. – Co mu tam, rozerwie się, a przy okazji porozmawia z Adisonem. Pochlebił mu, stając w obronie Sarah. Podszedł do niego i wziął siostrę na swoje ręce. Podczas odbierania dziecka mężczyźni dotknęli się rękoma. To był ich kolejny dotyk. Przypadkowy, jak ten podczas pracy nad projektem i taki naturalny. James jednak nie zabrał rąk. Nie ze strachu o siostrę. Nie upuścił by jej. Mała trzymała za szyję Cody'ego i nie zamierzała go wypuścić.
– To mój obrońca. Muszę mu podziękować.
Siłą rzeczy Cody stał bardzo blisko Jamesa. Czuł jego znajomy już zapach. Widział te smakowite usta i przeklinał siebie, że chętnie znów by go pocałował. Nigdy to się nie stanie. Ale w zamian dostał ogromnego całusa w policzek od Sarah, już szeroko uśmiechniętej. Dziewczynka po tym już bez problemów przeszła na ręce brata.
– Ja naprawdę muszę już iść. – Chciał, a po drugie jutro nie zastanie czynnego serwisu, więc dziś musiał to załatwić.
– Jak pan chce, ale wpierw musimy porozmawiać – Rzekł James. Postawił dziewczynkę na podłodze. – Przejdźmy się po ogrodzie. – Mimo wszystko wolał nie zamykać się z nim w jednym pomieszczeniu.

Szli obok siebie dobrą chwilę, zatapiając stopy w zielonej trawie, zanim James nie zabrał pierwszy głosu.
– Niech mi pan opowie, nie pokazuje niczego – zastrzegł – o tym zakładzie.
– To było głupie. Wiem to. To, co zrobiłem...
– O tym nie wspominamy. Chcę wiedzieć, co Madson miał zrobić w razie przegranej. – Powrócił do niego fragment rozmowy Harry'ego o sukience.
– Ubrać się w sukienkę i przez tydzień sprzątać nasze... no, agencję. – Jak on kochał takie miejsca. Ogród, zieleń, która zaczynała przeistaczać się w złote kolory. Nad nimi wisiało błękitne niebo, po którym płynęły białe obłoki. Przed nimi stała duża, drewniana altana. Móc tak posiedzieć w niej, najlepiej wieczorem, i poprzytulać się do ciepłego ciała - zamarzyło mu się. Wieki temu przytulał się do męskiego ciała.
– To znaczy za pocałunek on by musiał... – Starszy mężczyzna zaczął się śmiać.
Cody'ego to zaskoczyło. Harner pozwolił sobie na coś takiego w jego obecności? Zawsze się ograniczał. Uważał na każdy gest. Bywał posągiem bez uczuć. Teraz śmiał się na cały głos. I Cody już wiedział, że cała ta otoczka, jaką pokazywał mężczyzna, była po części maską. Po jednej części, bo po drugiej to nie był pewny. Facet tak czasami patrzył.
A James już wiedział, co zrobi. Tylko czy się na to zdobędzie? Przestał się śmiać. Miałby to zrobić? Byłby w stanie, żeby tylko dać nauczkę Madsonowi? Musi to przemyśleć.
– I ten pocałunek jaki miał być? – zapytał Adisona.
– Jak pocałunek kochanków. Chyba. Gorący, namiętny. Rozpalający trzewia. – Dlaczego on go o to pyta? – Ma pan jeszcze jakieś pytania, bo chciałbym już iść?
– Mam nadzieję, że miał pan zapisany projekt nie tylko na tablecie.
– Mam w laptopie, ale teraz to nie ma znaczenia.
– Ma, bo w poniedziałek widzę pana w pracy.
Cody otworzył usta, ale nie wypadło z nich żadne słowo.
– To nagroda za stanięcie w obronie Sarah. – Wytłumaczył od razu James.
– Nie zrobiłem tego po to, żeby coś zyskać.
– Wiem. Ale jesteś dobrym rysownikiem. Masz rewelacyjne pomysły. Jeden incydent z... – Nie potrafił tego wypowiedzieć. Nie chciał o tym myśleć. I znów mówił do niego na „ty”. – Nie może przesądzić o utracie pracy. Zawsze byłem sprawiedliwym szefem, więc taki pozostanę. – Poprowadził go w stronę domu. – I za tablet przepraszam. Zapłacę rachunek z naprawy.
– Codyyy – Sarah przybiegła do mężczyzny, jak tylko znaleźli się w domu. – Wychodzisz?
– Tak. Mam sporo spraw do załatwienia. – Czuł się tak, jakby płynął w chmurach. Znów ma pracę. Może spłacać kredyt i tak dalej. Szkoda tylko, że z Beauty Cosmetics nici.
– Przyjdź do nas jeszcze kiedyś. – Sarah zrobiła smutną minkę.
– Sądzę, że pan Adison ma lepsze plany niż siedzenie i bawienie się z tobą – rzucił James. Nie zamierzał go tu za często gościć, a i nie mógł pozwolić, by mała traktowała mężczyznę jak swego kolegę.
– Może jeszcze kiedyś się zobaczymy. – Cody poczochrał jej włosy. Później się pożegnał. Wziął jeszcze swoje rzeczy, których by ponownie zapomniał i wyszedł. Akurat autobus miał za kilka minut. Znów czuł, że żyje.


~*~*~


Reszta weekendu minęła szybko. Cody widział się z Agnes i ta powiedziała, że on chyba zawsze spadnie na cztery łapy. W poniedziałek zjawił się, o dziwo, punktualnie w agencji. Postanowił, że od dziś nie da Harnerowi powodu do tego, by był z niego niezadowolony. Poskromi też swój język, ale niech szef nie myśli, że stanie się potulny jak baranek.
– Pojawiłeś się w pracy? Sądziłem, że już twoje wymówienie leży na biurku szefa. – Jak zawsze Madson przywitał się uprzejmie.
– Chciałbyś.
– A jak uwodzenie szefa? – Na te słowa w całym pokoju, w którym pracowało dziesięć osób, zrobiło się cicho. – Będziesz w stanie go najpóźniej pojutrze pocałować? Wiesz, jaka była umowa. Ma pocałunek oddać. I zrobić to z ochotą.
– Szykuj sukienkę. – Cholera, co on robi? Szlag. – Wracaj lepiej do pracy. Inaczej na nią nie zarobisz. Ja zrobię sobie herbatki.
– O, mi też, skarbie, zrób. – Usłyszał Agnes.
– A mnie kawy. Zasypiam.
– Peter, to coś ty robił w weekend? – zapytała Claudia.
Cody ich już nie słuchał. Poszedł do aneksu kuchennego i nalał wody do czajnika. Jak dobrze tu znów być.


~*~*~


James wyszedł ze swego gabinetu i oddał ważne dokumenty nieśmiałej Lilly.
– Proszę, niech mi pani to skseruje. – Zawsze wszystko robiła dokładnie, nic nie myliła, więc tylko jej powierzał pieczę nad takimi sprawami. Rzucił okiem na Madsona. Mężczyzna uśmiechał się tak, jakby wygrał na loterii. Na ekranie jego komputera dojrzał niewybraną prezentację. Natomiast kątem oka zobaczył Adisona, który rozdawał napoje kolegom. Sam popijał coś z kubka. Nie coś. Herbatę. James jakimś cudem wiedział, że jego ulubiony pracownik nie lubi kawy.
Wystarczy podejść. Zrobić to i tyle.
Cały czas o tym myślał i nabierał odwagi. Przecież to nic takiego. Jakby komuś robił usta-usta. Ale co potem? Wszyscy będą go mieć za pedała? Nie, tego nie musi się obawiać. Ma swoją reputację. Wiedzą, że jest psem na baby, a to mogą uznać za słabość. Wszyscy wiedzą o zakładzie, ale nie wiedzą, że on wie. Wyjdzie na to, że Cody go uwiódł. A co tam. Raz kozie śmierć. Może jakoś wytrzyma.
– Och, Cody, jesteś nareszcie – powiedział, idąc w stronę mężczyzny. Ten omal nie upuścił kubka, słysząc swoje imię z jego ust. – Wiedziałem, że się nie spóźnisz. Nie przywitasz się ze mną? Sobota była naprawdę przyjemna.
– Hm?
No tak, mógł mu powiedzieć, co planuje. Musi działać, zanim Adison zniszczy plan swoją głupią miną. Wyciągnął mu z ręki kubek i odstawił na czyjeś biurko. Czuł, że wszyscy na nich patrzą, jakby byli w kinie. Brakuje im popcornu i coli.
– Powinieneś się ze mną przywitać, jak należy. – Złapał go jedną ręką w talii, drugą owinął wokół pleców i przyciągnął do siebie. Blisko, bardzo blisko. To on tu rządził. Zaskoczone oczy Adisona rozszerzyły się w szoku. Nie pozwolił, aby inni to zobaczyli. Przywarł ustami do jego warg i rozpoczął taniec, do którego z trudem się zmusił.
Cody nie wiedział, co się dzieje. Sapnął na ten dotyk. Na bliskość i.. O, kurwa, pocałunek. Harner go całował. I to jak całował. Rozchylił wargi, nawet nie zastanawiając się nad tym, co robi. Pragnął znów poczuć smak tego mężczyzny. Również go objął.
Zrobił to. Naprawdę to zrobił. Przycisnął go do swego ciała i pogłębił pocałunek, kiedy Adison się poddał. Wsunął mu język do ust i zaczął badać ich wnętrze. Pieścił podniebienie, policzki, a kiedy Cody splótł swój organ z jego i zassał się, stało się coś dziwnego. Coś, czego się nie spodziewał. Po jego kręgosłupie przeleciała jakaś iskra. Przestraszył się. Chciał się odsunąć, ale nie mógł. Cody smakował dobrze. Nie napierał na niego. Po prostu bawił się jego językiem. Oplatał swoim, a ich wargi napierały na siebie. Ich ciała dotykały się na każdym centymetrze, pasowały w każdym zagłębieniu do siebie.
Twarde wargi napierały na niego coraz mocniej. Cody nie miał szans na walkę z tym mężczyzną o przejęcie kontroli nad tym, co się działo. Mógł tylko dołączać się do tego tańca, zatracając się zupełnie. Zawsze chciałby być tak całowany. Tak dotykany. Przesunął dłońmi po plecach mężczyzny i podrapał przez koszulę.
James się wygiął do tego drapania i mocniej docisnął do siebie całowanego. Nawet nie zwrócił uwagi na to, co robi. Na to, jak stara się pieścić ustami usta drugiego mężczyzny. Jak zsunął rękę na jego biodro, zacisnął. Po chwili podążyła ona dalej i zatrzymał ją tuż nad pośladkami Cody'ego. Dziwnym trafem zaczynał odpływać. Ciało ogarnęło gorąco. I co go bardzo przerażało, to zaczynało mu się podobać. Trzymanie tego twardego ciała i czucie pracujących mięśni pleców posłało kolejne iskry po każdej jego komórce. Nie powinno mu się to podobać, ale podobało. Jego członek zaczął się pobudzać, a gdy jeszcze Adison docisnął swoje biodra do jego i gdy poczuł, że robi się twardy, to krew zaczynała zmieniać się w lawę w jego żyłach. Wrzała. Umysł zaczynał się bronić, że to nie tak, nie może tego czuć. Przecież ostatnio było inaczej. Ale przegrywał z tymi nowymi doznaniami. To było takie inne, nowe, przyjemne. On panował nad wszystkim. On napierał. Trzymał. Był mężczyzną całującym mężczyznę i to było... ekscytujące. Chciał go... chciał... Czego chciał? Nie potrafił myśleć. Potrzebował więcej tego kontaktu. Więcej tego spotkania. Ciało zaczynało o to krzyczeć. Penis stał i wołał o głębsze zainteresowane się tym mężczyzną. Serce mu biło szybko, a mózg zamieniał się w galaretę. Gdzieś w oddali jego umysłu usłyszał klaskanie. Powoli docierało do niego, po co całuje tego mężczyznę. Dlaczego nie są sami? Dlaczego musiał pożegnać te miękkie, a zarazem męskie wargi? Musiał wziąć się w garść i to przerwać, inaczej wszyscy będą mieć przedstawienie roku i rozbierze Cody'ego, a potem... I tak nie wiedział, co robić. I dlaczego o tym myśli?! Czemu mu się to podoba?! Wysunął język z jego ust, nie omieszkawszy ich jeszcze polizać.
Nie odsuwaj się ode mnie, proszę.
Cody tylko w myślach był w stanie błagać o to Jamesa. Z trudem docierało do niego, co się stało i po co się stało. Chciał go więcej. Jak miał teraz być przy nim i udawać, że nie czuje tego, co czuje? Pragnął go. Pożądał. I Harner o tym wiedział. Jego członek wbijał się w krocze mężczyzny. I co go cieszyło, to nie tylko on tu potrzebował bliższego kontaktu. Chciał się o niego ocierać i dojść. Pieprzył wszystkich ludzi tu obecnych. Ale nie, Harner musiał to przerwać!
Rozłączył ich wargi i otworzył oczy. Cody patrzył na niego tymi swoimi niebieskimi ślepiami zasłoniętymi mgiełką pożądania. Czuł, jak chłopakowi nogi się uginają, więc przytrzymał go bardziej. Ale czy bardziej się dało? Stali tak ze sobą złączeni, jakby ktoś ich do siebie przykleił. Chciał znów zatopić się w jego ustach. Lizać ich wnętrze. Całować bez opamiętania.
– Może to powtórzymy? – zapytał James.

47 komentarzy:

  1. Zrobił to! YAY nie spodziewałam się że w tym rozdziale. I to było takie cudowne! Ja już bym chciała, żeby byli parą! świetnie stanął w obronie dzieciaków. James się zakochuje:)
    Cudownie to wszystko opisałaś. Uwielbiam Twój styl pisania!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. NIE WIEM JAK JA WYTRZYMAM DO NASTĘPNEGO WTORKU. Poprzedni rozdział zaostrzył apetyt na akcję, w tym akcji nie brakowało, ale skończyłaś w takim momencie, że... Cóż muszę uzbroić się w cierpliwość. Pozdrawiam* IVE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się! Ja tego nie wytrzymam xD Niech już będzie wtorek za tydzień!

      Usuń
  3. wow. Jakie to słodkie.
    Nie mogę się już doczekać

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem, że są różne opinie, ale to opowiadanie nie jest kiepskie. Akcja nie ciągnie się jak flaki z olejem, a pomysł początkowo wydający się być pospolitym, w Twoim wykonaniu wyszedł genialnie. Mi się bardzo podoba, tak jak to poprzednie opowiadanie.
    Co do tego rozdziału.. Mój umysł jest zamroczony sceną pocałunku. Uwielbiam takie opisy, a nie tylko 'pocałował go czule'. Teraz będę czekać na następny tydzień i na to, co zrobi Harner. Cóż, pozbył się Małpy to może spróbować z Codym. Ja chce już zobaczyć Madsona w tym stroju pokojówki.
    Weny Ci życzę i nie wątp w swój talent!

    OdpowiedzUsuń
  5. Luana, kocham Cię za to, w jaki sposób piszesz. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. No powaliłaś mnie na kolanach.
    Najpierw podobało mi się jak Cody stanął w obronie Sarah i przygadał Marrisie.
    Wrednej babie należało się to dosadnie.
    Nigdy jej nie lubilam.
    I to przyjęcie dzieciaków dla mnie całkiem dobry początek.
    Tu Cody musiał najbardziej zaimponować Jamesowi i to było wspaniałe.
    Podobał mi się też pomysł na końcu... w końcu się pocałowali.
    Aj wyobrazam sobie miny praconwików i drania sprzątającego w sukience.
    Normalnie Luano jesteś boska i nie żałuje że trafiłam na to opowiadanie.
    czekam na ciąg dalszy i życzę weny i udanego wypoczynku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, wspaniały rozdział. Bardzo podobał mi się moment, w którym Cody broni Sarah, to było cudne. Ta małpa, w końcu dostała za swoje i mam nadzieje, że już więcej się nie pokaże. Oj, James wpadłeś, choć jeszcze sam tego nie wiesz. Wspaniale opisujesz sceny z pocałunkiem, to było boskie. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Życzę dużo weny i powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow wszystko zaczyna świetnie się toczyć. I chłopak wrócił do pracy a do tego ten ich pocałunek. Świetny

    OdpowiedzUsuń
  9. Omnomnom. Panie Harner, no jak pan tak może XDDDD
    No i musiało się w końcu stać x.x

    OdpowiedzUsuń
  10. O MATKO!
    To było piękne. Ah... Kocham, kocham kocham. Nie jestem w stanie napisać porządnego komentarza.. Aww..
    Dobra biorę się w garść.
    Wdech, wydech, wdech, wydech.
    Zacznę od tego, że rodzeństwo Jamesa jest super! Marisa jest wrednym babsztylem! Nie lubię jej. Żeby TAK się zwracać do dziecka O___O Dobrze, że Cody stanął w obronie dziewczynki. Sarah od razy go polubiła, co było urocze. Cieszę się, że James zakończył ten pseudo-związek z Marisą....
    Rozmowy panów czytało się przyjemnie.. Czytając tekst poukładałam sobie wiele rzeczy, o których chciałam w tym momencie wspomnieć, jednak ostatnią sceną wszystko zniszczyłaś...
    Awwww.. Diabelny plan Jamesa. Czyli dobrze przypuszczałam, iż pocałuje Codiego! Aw. Genialnie opisałaś ten pocałunek i uczucia targające mężczyznami. A teraz? Jak się będą zachowywać po tej całej szopce? Jak to się skończy? W końcu to dopiero piąty rozdział, a ma być ich trzynaście. Jak to się dalej potoczy?
    Eh i znowu muszę czekać do wtorku -.- Jak ja to zrobię? T.T
    No cóż.
    Życzę dużo weny i miłego wyjazdu!

    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. No nie!!! I ja mam czekać na następny wtorek??? Jak ja się pytam?
    Zazwyczaj odcinki po których nie mogłam się doczekać kolejnych przychodziły później - ten to magia po prostu!
    Lu jesteś czarodziejką - dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z pytań poza konkursem - jak tam ma się to opowiadanie twojej znajomej, którego próbkę kiedyś mieliśmy?

      Usuń
  12. Luano, jesteś Mistrzynią (przez duże "M") opisu. Nie wiem, czy gdziekolwiek czytałam lepiej opisany pocałunek.

    Kiyomi's Soul

    OdpowiedzUsuń
  13. Huhuhu to było wspaniałe. Polubiłam Jamesa jakoś po tym rozdziale. Jest jak takie nieświadome siebie seme. Nie wiem czemu ale coś czuję, że po tym się zamkną razem w jakimś pomieszczeniu i prześpią się ze sobą. Widać, że oboje są na to chętni. Trochę był strach o szefuńcia, nie spodziewał się, że spodoba mu się pocałunek. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Rii

    OdpowiedzUsuń
  14. początek rozdziału nie za przyjemny. biedny Cody.. ale fajnie, że James trochę zmiękł, jak zobaczył w jego oczach łzy. szkoda, że Cody ma zniszczony tablet.. no ale pewnie nic straconego :).
    Marisa to.. głupia, piskliwa pizda. w cholerę z takimi.
    Sarah jest słodka :3. i to, jak płakała, a Cody ją obronił.. ma duży plus u Jamesa :D.
    no i na końcu ten pocałunek.. był zajebisty! te ich odczucia, podniecenie Jamesa.. i te ostatnie słowa! aww! ♥ będzie więcej, no ba! niech tylko spróbują nie powtórzyć pocałunku! a potem mogą się bzykać całą noc, ja się nie obrażę XD

    Ay

    OdpowiedzUsuń
  15. Mm... Ff... Coś mnie dzisiaj oczka bolą, aż okularki założyłam do czytania bo niedowidzę.
    Mhm, rozdział był... Dość ciekawy. Zauważyłam, że wszystkie twoje prace są podobne, znaczy... Nie chodzi mi o styl, ale np. partnerów. Zwrot ''pasowali do siebie idealnie'' używasz w każdym opowiadaniu.
    Scena pocałunku była boska. Bardzo ładnie opisana, chcę więcej.
    Pasowało mi, że Cody wstawił się za dziećmi i ogólnie , ze odważył się tam pójść.
    Kobiety w opowiadaniach... Jakoś działają mi na nerwy. Nieważne czy jest miła, czy wredna, blondynka, czy brunetka. Po prostu ich nie lubię.
    Ech wybacz, zę ten komentarz jest taki... Pomieszany, ale jestem zmęczona :3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. To było najlepsze - "Stanął w nich półnagi facet, którego skóra mieniła się od wilgoci. Nie potrafił nie popieścić wzrokiem całej sylwetki Harnera. Spodnie od dresu ledwie trzymały się na biodrach i poza nimi nic na sobie nie miał. Gładka klatka piersiowa i dwa ciemne sutki sprawiały, że Cody'emu zrobiło się gorąco." , mru , no mi też zrobiło się gorąco. XD
    "– Czego pan chce? Jeszcze raz dobrać się do mnie? – warknął." - Hahah, no biedactwo. XD
    "– Niech pan tu zaczeka. Wezmę prysznic i się przebiorę." - Ja też chcę z nim pod ten prysznic iść!
    Czułam, że ta mała Sarah polubi Cody'ego, jak słodko. James szukał dla nich przyszywanej mamusi, a znalazł tatusia. XDDDD
    Biedny tablet, Jamesa musiało naprawdę ostro ponieść, że aż taką demolkę zrobił po tamtym pocałunku.
    I dobrze, że durna Marisa (a to imię kojarzy mi się z telenowelą XD ) wyleciała z domu Jamesa, też jej nie polubiłam.
    Cody wrócił do pracy, wiedziałam, wiedziałam.
    A ten pocałunek w pracy..no to mam już teraz dwa ulubione momenty tego opowiadania. Tak przypuszczałam, że James tym razem poczuje podniecenie. Bardzo dobrze Ci ta scena wyszła, podziała na wyobraźnię. James był właśnie taki jak go sobie wyobrażałam, taki dominujący, władczy, mru. Przydałby mi się tu i teraz taki James, przydał. XD No i jeszcze "– Może to powtórzymy? – zapytał James." , och, chętnie. XD

    OdpowiedzUsuń
  17. O cholera! Ale tak na serio?Ot tak? Przy wszystkich?!! Yaay! Domyślałam sie że James coś knuje, ale nie sądziłam że serio się odważy! Lubie Cody'ego xD Oni musza być razem! Świetny rozdział!!!! Chcę więcej! Nie wytrzymam, już teraz ledwo się kontroluję...

    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  18. Wow! Nie sądziłam, że James sam do niego podejdzie, a co dopiero pocałuje! Dalej to przeżywam i jestem w ciężkim szoku!
    Odcinek świetny jak zawsze!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Mistrzostwo! Rozdział fantastyczny, od początku do końca! To jak ustawił do pionu tego babsztyla i oczywiście pocałunek, to chyba najlepsze sceny z całego opowiadania. Dziękuję za tak wspaniały rozdział! :) Pozdrawiam, weny!

    OdpowiedzUsuń
  20. Jesteś mistrzynią! Kocham to!
    Po prostu czytałam tak wiele opisów, ale Twoje przebijają wszystko!
    I teraz czekać cały tydzień na powtórkę? Masakra!
    Kocham Twoje opowiadania!
    pseudopisarka

    OdpowiedzUsuń
  21. Super rozdział. Po prostu brak mi słów. Zresztą jak każdy inny. Uwielbiam twoje opowiadania. Czekam z utęsknieniem na każdy kolejny rozdział. Pozdrawiam Zabuchcia. :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Marisa....Tej wstrętnej ropuchy nie lubiłam od samego początku. A po tym co odwaliła dzisiaj to mam ochotę rozszarpać jej gardło. Jak można potraktować tak małe dziecko? Dobra dosyć. Co do rozdziału, to jak zwykle jest wspaniały, cudowny i w ogóle. Opis pocałunku wyszedł Ci boski, aż mnie ciarki przechodziły. Jesteś moją mistrzynią, po prostu KOCHAM CIĘ! Naprawdę nie mam pojęcia jak ja wytrzymam do następnego wtorku...Coś czuję, że to będzie istna męka. No ale czego się nie robi dla takiego cuda? Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny.
    Randal.

    OdpowiedzUsuń
  23. WSPANIAŁE!!! A czy słyszeliście o tym, że wypada w tym roku kilka dni z kalendarza? Jutro już mamy 5 luty... Hehe... chcielibyście? Ja tak!!! Ale miestety na następną część przyjdzie poczekać... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. AAAAAAAAAA!!! o mój... zrobił to ja nie mogę YAY! ten rozdział to mistrzostwo świata! Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :* Miyami

    OdpowiedzUsuń
  25. ha pozbyli się wrednej suki Marisy.. Ja to bym jej przywaliła za takie traktowanie dziecka! :D
    a ten pocałunek *.* mam oczy jak pięć złotych będąc w tak pozytywnym szoku kyaaaaaaaaaa! cudnie to napisałaś :D :D :D
    ♥,♥ omniomnio co to będzie dalej? .. pisz szybciutko! ^^

    OdpowiedzUsuń
  26. o cholercia....szok... no prosze jaki to pan prezes potrafi byc namietny :)
    nie spodziewalam sie takiego obrotu spraw.niby cos sie domyslalam ze jednak dojdzie do kontaktu miedzy panami ale nie sadzilam ze to James przejmie inicjatywe. Nie moge sie doczekac kolejnej noty ;)
    LU¡

    OdpowiedzUsuń
  27. Woow.. *.* Jestem zszokowana, ale bardzoooo pozytywnie :D A ten pocałunek między panami no po prostu myślałam, że serio oleją pozostałych pracowników i będą się kochać na biurku xD Ale to na osobności. :D Bardzo się cieszę, że tak się rozwinęła akcja i nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :)

    vampirka_15

    OdpowiedzUsuń
  28. Witam, witam,
    mogę z czystym sumieniem powiedzieć cud, miód i orzeszki, rozdział jest genialny. Droga Autorko, zawsze czytając rozdział opowiadania, wracam do jakieś jego część, bo mi się spodobała lub pisząc komentarz potrzebuję sobie bardziej jakieś wydarzenie, aby się nie pomylić przypomnieć... Ale przy tym rozdziale zanim napisałam komentarz przeczytałam go dwa razy i myślę już nad trzecim razem aby go przeczytać...
    Wejście do paszczy lwa , wcale nie było takie złe. Dzieci są naprawdę spostrzegawcze, właśnie tak wyobrażałam sobie, nazwijmy sobie tak „poznanie” rodzeństwa Jamesa, i takie zaprzyjaźnienie się z nimi, Sarah jest wspaniałą osobą, od razu polubiła Codi'ego. James osłupiał na widok łez Codi'ego. No i poznaliśmy prawdziwe oblicze Marisy, choć już na samym wejściu pokazała, że ten dzień chce spędzić z James'em na polu golfowym, niż z nim i jego rodzeństwem. Cody obronił Sarah, a James poznał na czym jej tak naprawdę zależy, jak dobrze, że mimo tej całej rozmowy telefonicznej usłyszał wszystko... Cody ma z powrotem pracę... A wisienką na torcie jest scena w biurze ;] oj, jaka cudowna, i chyba dobrze, że Harner nic mu o swoim planie nie powiedział, wyszło bardziej naturalnie moim zdaniem. Wyobrażam sobie minę Madsona w tym momencie „Co jest kurczę?!”Już się nie mogę doczekać Madosna w sukience sprzątającego biuro.. Tak, tak tym razem James coś poczuł, był taki dominujący, władczy, ach... Ta scena naprawdę fantastycznie Tobie wyszła, przepełniona wręcz rządzą... A to pytanie na koniec Jamesa: „Może to powtórzymy?” mruuu
    Weny, dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  29. Hej przeczytałam kilka twych rozdziałów i zachęciły mnie do czytania od początku. Naprawdę ciekawie piszesz.Ja dopiero zaczynam i się uczę, miło by mi było gdybyś przeczytała i wyraziła swą opinię. Pozdrawiam
    http://wyrzeczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  30. Awa... om... Czekaj, szczęka gdzieś trzasnęła o ziemię... Czytając o tańcu dwóch kochanków można się nieźle... nakręcić. I nigdy nie przypuszczałam, że aż tak ymm...no wiesz, co... Przez pocałunek! Policzki mam gorące! Kurcze... tak to opisałaś... Mam dreszcze przez kręgosłup raz za razem! O kurde... Dobrze, że przeczytałam ten rozdział teraz, bo wczoraj najpewniej powiększyłaby mi się gorączka... JA NIE ZASNĘ!!!

    "Słuchaj pan, panie idealny i niedotykalski." - Głośno powiedziałam "yes!" i tryumfalnie uniosłam rękę do góry ;3 Hell yeah, Cody! Trzeba się cenić!
    "To znaczy Alex śpi, a siostra udaje, że to robi. Gada z koleżankami przez telefon" - *jebudu z krzesła* XD Ahahaah xD Sarah, promyczku kochany xD Uwielbiam ją, no! Dziewczynka jest niesamowita. xD
    "Sięgnęła do jego kucyka." - O mało nie musiałam się hiper-wentylować. Doprowadzisz mnie kiedyś do utraty przytomności. Taki facet jak Cody i kucyk? Przecież.... on tak wygląd bosko! *_* Ma taki... strasznie fajny wygląd. Twarz bardzo fajna, ciepła ;3 I jeszcze ten kucyk... Gdybym była aniołem, upadłabym dla niego. ;3
    "Nim się nie przejmuj. Potrafię go ugłaskać." - *jebudu z krzesła 2* xDDD A potem się dziwię, że mnie nerki bolą. xDD A to smyk z tej Sarah xD Jak ona dobrze zna brata xD Ugłaskałaby go, ahaa xD Ona już go ma w swojej garści ;3 Zwłaszcza teraz, gdy Cody się za nią wstawił.
    "Pan niania?" - Liczyłam do dziesięciu... a nawet i piętnastu, ale i tak trzasnęłam rękami w biurko. Uuuh, gdyby nie to, że bazyliszka już nie ma, błagałabym Cię, żebyś jej coś zrobiła. Źle dobrane mieszanki farby albo przytycie, no! xD Pan niania... Gdzie taki facet jako niania? Chociaż... gdyby Cody był nianią Jamesa... mmm ;3 Taka wizja jest fajna ;3 "Nianiu, ubierz mnie!" ;3 ;3
    "Uważam, że powinniśmy ze sobą zamieszkać." - czosnkiem jej po oczach! I doprawić wodą święconą. A kysz! Egzorcyzmy i to już! Tylko nie patrzeć w oczy, bo to przecież bazyliszek. xP I ma zielone pazurki... może pomalowała je trucizną? Dezynfekcja policzków Jamesa!!!
    "Gdyby nie wy, wasz brat już byłby mój." - brzydkie słowa... ale jaka radość, że usłyszała to odpowiednia osoba ;3 Wydałam z siebie taki dźwięk, jak spragniony wody pustelnik, który wypija pierwszy łyk. Ahhh. mniam ;3
    "Wiedzą, że jest psem na baby, a to mogą uznać za słabość." - oj i sobie wykrakał. ;3 Ma słabość do męskiego ciała bardzo przystojnego pracownika ;3
    "– Powinieneś się ze mną przywitać, jak należy." - Byłam trochę zdezorientowana, bo przecież... nie ma jeszcze zakładu, ale trzeba zachowywać pozory... Mmm, taaak. ;3 "Dlaczego nie są sami?" Trzeba było przywitać się, zaciągnąwszy Cody'ego do swojego gabinetu i zostawić uchylone drzwi. ;P A co, niech patrzą. Przynajmniej obydwie strony byłyby zadowolone. ;P Oj taak, powtórzcie to! ;3 Łoż jeju, ciekawa jestem, co by powiedziało rodzeństwo Jamesa... I trzeba pamiętać, że Sarah ma dobrą pamięć... nie zapomni racze o cieście. ;P

    Hahah, Cody ma twardą głowę. xD No, w kwestii fizycznej, bo teraz, podczas pocałunku, głowa mu chyba mięknie... twardnieje co innego. xD Kurcze, mam takie motyle z brzuchu, gdy pomyślę o tym, jak James chciał Cody'ego rozebrać! *__*

    U mnie wyszło fajnie, to fakt. xD Na onecie widziałam, że mojego bloga czytał Palikot... Gdzieś znalazłam historię i teraz rodzice się nabijają, że podaję mu pomysły. xD

    OdpowiedzUsuń
  31. Czwartek, 31 styczeń... Czekam...

    OdpowiedzUsuń
  32. Do wtorku coraz bliżej...! Ale i tak nie dość blisko!

    OdpowiedzUsuń
  33. :)
    Tego z motywu z dziećmi się spodziewałam i wiedziałam że wystąpi wcześniej czy później.
    Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie mimo tego że na początku było słabe.
    Końcówka rozdziału była powalająca. A już sądziłam że James bardziej słodszy stać się nie może :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Oh My God... Pie***yć historię, najwyżej dostane pałę ;p Przez pół tekstu siedziałam z otwartymi ustami a wzrokiem prześlizgiwałam po tekście pochłaniając go z prędkością światła. Szok normalnie, aż mi łapki drżą jak pisze ten komentarz xD Gorąco mi się przez Ciebie zrobiło, powiedzieć, że masz talent to ogromne niedopowiedzenie. Błagam Cię, wydaj edycje książkową, zarobiłabyś na niej fortunę X.x To przebija nie jeden romans jaki czytałam, jedno jest pewne, kupiłabym nie zależnie od ceny . W życiu jeszcze nie byłam tak niecierpliwa, jak po przeczytaniu TEGO. Błaaagaaam o następny rozdział. To co napisałaś porywa mnie do stworzonego przez Ciebie świata i nie chce z niego odchodzić ani na sekundę. Nie spodziewałam się, że James zrobi krok w stronę Codiego tak szybko, sądziłam, że będzie się jeszcze bawił w podchody ze swoimi uczuciami i wątpliwościami do ostatniego dnia zakładu. Niesamowite, odebrało mi mowę. Nie mam pojęcia jak wyrazić mój zachwyt, więc życzę Ci weny na koniec mojego wywodu i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  35. Ostatnie pytanie mnie rozbroiło xD Czytam to już chyba po raz trzeci, chodzi mi oczywiście o cały rozdział, i wciąż nie mam dosc ^^. Teraz mnie jedynie rozsadza ciekawośc w związku z tym co będzie dalej. Ale jestem cierpliwa Bogu dzięki :) Noo... może do pewnego czasu ^^

    Jakoś nie potrafię wyobrazic sobie płaczącego Cody'ego. Przez jednego tableta biedakowi zachciało się płakac, aż mi się go szkoda zrobiło, mam nadzieję, że James'owi też chociaż odrobinę ;x.

    A Marisa w końcu poszła w pizdu. Jej mina musiała byc bezcenna. Cieszy mnie to, że Adison stanął w obronie małej Sarah, bo jak już (chyba) wspominałam - polubiłam ją. A dzieciaki chyba polubiły go. Dzięki tej sytuacji zaskrobił sobie chociaż jednego plusa u James'a i mógł wrócic do pracy :)

    Jeszcze ta reakcja James'a na słowa Cody'ego odnośnie sukienki. Swoją drogą ciekawe dlaczego akurat to mu się wspomniało z tej rozmowy Madsona. Przynajmniej pokazał się swojemu pracownikowi, bo już na szczęście nie byłemu, z zupełnie innej strony. Każdy nosi maski, ale w końcu kiedyś musi się ona choc trochę ukruszyc.

    Końcowa scena była gorąca, zapierająca dech i przede wszystkim była początkiem do czegoś nowego. Zwłaszcza dla James'a.
    Dziwię się, że tak szybko zdecydował się podjąc taką decyzję, co do pocałunku, że się przełamał. I chyba nawet sam się niespodziewał tego, że się to mu spodoba. Teraz będzie już tylko ciekawiej.

    Dlatego też czekam na następną częśc i życzę duużo weny, która każdemu piszącemu się przydaje najbardziej, bo bez niej ani rusz - coś o tym wiem, niestety - i duużo pomysłów.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Minął prawie tydzień a ja przez ten rozdział nie mogę nic napisać. Wena mnie opuściła... Oddawaj mi ją xD Nie no żart, ale coś czuję, że teraz James tym bardziej "znienawidze" Cody'ego i będzie chciał go trzymać na dystans... bo przecież on jest hetero i jak mogłoby mu się podobać coś takiego jak pocałunek z facetem... coś w stylu faza wypierania... Jestem tego bardziej niż pewna... Ale zobaczymy... Trochę nas torturujesz ale cóż...

    OdpowiedzUsuń
  37. znienawidzi* sorka za błąd

    OdpowiedzUsuń
  38. OMG!! *,* NIE WIERZĘ!!! ODWAŻYŁ SIĘ! XDDD Ciekawe jakie inni mieli miny!! XD Jeju jak tylko o tym sobie pomyślę! XD Jeju weny!!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  39. o ja pier.... to było boskie ja chce więcej
    bo przez to oczekiwanie spać po nocach nie mogę zresztą wczoraj wieczorem zaczęłam spontaniczna decyzje i nie spalam do 3 rano żeby skończyć to jak piszesz sprawia ze nie moge oderwać się od telefonu do ostatniej linijki ostatniego rozdziału pozdrawiam i życzę duzzzo weny BAY BAY

    OdpowiedzUsuń
  40. Poniedziałek, gdybym wiedziała o której dodasz następny rozdział, to mogłabym sobie odliczać godziny. Naprawdę nie mogę się już doczekać, a to jeszcze ponad 24 godziny. Cóż uzarajam się w cierpliwość i gorąco pozdrawiam* IVE

    OdpowiedzUsuń
  41. TAK !! Powtarzajmy to co chwilę :D

    Nana

    OdpowiedzUsuń
  42. to już niedługo. Czekam i mega jestem ciekawa co się dalej stanie;)
    Pozdraiwam i w wolnej chwili zapraszam do mnie.
    http://my-yaoi-world.blogspot.com/
    A

    OdpowiedzUsuń
  43. Ja przepraszam że zaśmiecam komentarzami stare notki, ale nie mogę tego nie skomentować XD HAHAHAHAHAHHAHAHA XD leżę i płaczę ze śmiechu XD już w drugim rozdziale wiedziałem że tak będzie XD Że James z nonszalancjom podejdzie do Codiego, złapie i pocałuje jak nie całował go jeszcze nikt !! Nie no umarłem XD Niby schematyczne, ale kurde jakie zajebiste!! :D zacząłem kochać te romansidła XD

    OdpowiedzUsuń
  44. Hej,
    jednym słowem genialny rozdział, cud, miód i orzeszki, rozdział jest genialny... to wejście do paszczy lwa, wcale nie było takie złe ;) te dzieci są naprawdę spostrzegawcze, właściwie to tak wyobrażałam sobie, to „poznanie” rodzeństwa Jamesa, i takie zaprzyjaźnienie się z nimi, Sarah jest wspaniałą osobą, od razu polubiła Codi'ego... James to osłupiał na widok łez Codi'ego, bosko... no i poznaliśmy prawdziwe oblicze Marisy, choć już na samym wejściu pokazała, że ten dzień chce spędzić z James'em na polu golfowym, niż z nim i jego rodzeństwem... Cody obronił Sarah, a James poznał na czym Marisie tak naprawdę zależy, jak dobrze, że mimo tej całej rozmowy telefonicznej usłyszał wszystko... no i świetnie Cody ma z powrotem pracę... i jeszcze wisienka na torcie ;) scena w biurze ;] jaka cudowna, i dobrze, że Harner nic mu o swoim planie nie powiedział, bo wyszło bardziej naturalnie... już wyobrażam sobie minę Madsona w tym momencie „co jest kurczę?!” nie mogę się doczekać Madosna w sukience sprzątającego biuro... Tak, tak tym razem James coś poczuł, był taki dominujący, władczy, ach... Ta scena naprawdę fantastycznie Tobie wyszła, przepełniona wręcz rządzą... A to pytanie na koniec Jamesa: „Może to powtórzymy?” mruuu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)