Dzisiaj nie powiadamiam o rozdziale, jestem chora i tylko wstawiłam notkę. Na dworze wszytko skute lodem jest do kitu. :/
Wściekłość,
nawet po wielu godzinach, targała nim na wszystkie strony. Jak ten
pieprznięty Adison śmiał go tknąć?! Znalazł sobie obiekt
zakładu! Co za świr! I jeszcze jak go trzymał! Jak panienkę, żeby
mu nie uciekł. James zazgrzytał zębami,
schodząc na parter. Jak go zobaczy, to
nogi z dupy mu powyrywa, a najlepiej skopie do nieprzytomności.
Wszedł
do kuchni, gdzie jego rodzeństwo jadło
śniadanie przygotowane przez Natalie, zastępczynię Chloe.
Dziewczyna o niebiesko-czarnych włosach przywitała się z nim i z
trudem powstrzymał się przed zawarczeniem na nią. Dlatego, że
były tu dzieci.
–
Nasz brat nie w
humorze – zacmokał Alex.
–
Pilnuj własnego
nosa. – James ostrzegł go tymi słowami, że jak jeszcze coś
powie, to będzie źle. Alex już nie był dzieciakiem.
–
Nie odzywaj się tak
do Alexa. Ciągle się kłócicie – wtrąciła Sarah. Trzymała w
ręku mały, kolorowy kubek w kształcie głowy misia.
James
obrzucił ją cieplejszym wzrokiem, a także cichą Victorię. Wziął
filiżankę z kawą i podszedł do okna. Wisiała na nim biała
firanka w fantazyjne wzory. Za nią na parapecie stało jakieś
zielsko, ale mężczyzny to nie
interesowało. Spojrzał przez szklaną taflę. Na dworze świeciło
słońce. Pomimo tego dzień zapowiadał się na chłodniejszy od
tego wczorajszego. Wskazywała na to nie tylko temperatura, chociaż
w ciągu dnia z dziesięciu stopni się podniesie, na termometrze
wiszącym zamocowanym do ramy okna, ale też wiatr hulający w
gałęziach drzew i poruszających nimi. Po chwili już tego nie
widział. Wyobraźnia zaprowadziła go do gabinetu i tej
znienawidzonej sceny. Znów poczuł ten na siłę wpychający się do
jego ust język Adisona i skrzywił się z obrzydzenia. Facet napadł
na niego, jak na pierwszą lepszą męską kurwę. Czuł, że
powinien go zwolnić, kiedy się dowiedział o jego... skłonnościach.
Gdy ten wyszedł, miał ochotę rozwalić gabinet. Gotowało się w
nim i zmiótł ręką wszystko to, co leżało na niskim stole,
przy którym pracowali. Miał ochotę komuś urwać łeb. I wiedział,
komu. Uspokoił się dopiero, jak dotarło do niego, że musi odebrać
małą z przedszkola. Dzięki temu nie zburzył całego domu. Chociaż
i tak chodził rozdrażniony. Dopiero, gdy przyszła noc,
nieprzespana noc, dostawał na powrót białej gorączki.
Pieprzony
Adison. I jego zakład. Madson,
tak? Harry, Harry, pogadamy
sobie dzisiaj.
Na
usta wstąpił mu szyderczy uśmieszek. Dopił kawę i odstawił
puste naczynie na szafkę. Od razu napotkał wzrok Victorii.
Dziewczynka patrzyła na niego przenikliwie. Jakby czytała w
myślach.
–
Zbierajcie się,
zaraz będzie autobus. – Tak, nawet po bogatych dzieciaków
podjeżdżał zwykły, szkolny gimbus. Tym
bardziej po nich. On nie zamierzał ich wozić w luksusach i
oddzielać od kolegów, wożąc autem, a
oni, szczególnie Alex, też woleli nie mieć na głowie dorosłego
brata. Tylko pięciolatka miała zaszczyt być podwożona przez niego
do przedszkola. Ewentualnie przez nianię.
–
James, cokolwiek się
stało, na pewno to nic złego. –
Victoria poprawiła bordową spódniczkę od mundurka.
Jak na swój wiek dziesięciolatka była wysoka i jak tak dalej
pójdzie, za rok, dwa dogoni Alexa. –
Jedź do pracy i się nie przejmuj.
Zmarszczył
brwi. Ona go nie raz zadziwiała. Miała wiele z charakteru mamy.
–
Zbieraj się już –
powtórzył James.
–
Odwieziesz mnie dziś
do przedszkola? – Sarah uczepiła się jego nogi i pociągnęła za
nogawkę spodni w kant.
–
O ile będziesz
gotowa w ciągu minuty.
–
Będę.
Wiele
go kosztowało panowanie nad sobą. Ale wiedział, że to się
skończy, jak zostanie sam. I niech ma się każdy na baczności, kto
stanie mu na drodze.
~*~*~
Wszystko
stracone i to z jego wrodzonej głupoty. Po co to zrobił? Po co go
pocałował? I jeszcze nie zapanował nad tym. Może nie powinien
tego robić tak. Tylko oswoić Harnera ze sobą. I faktycznie uwieść.
Cody miał ochotę zaśmiać się histerycznie. Nawet,
jakby był najprzystojniejszym facetem na świecie, a nie był, i
jedyną osobą na ziemi, nic by to nie
dało. Harner był hetero. A tacy w większości panikują, jak gej
jest w ich pobliżu. Nie zdążyłby zmienić płci w ciągu tych
paru dni, żeby mężczyzna go nie odepchnął.
Głupi.
Głupi. Głupi.
Walił
głową w poduszkę. Leżał jeszcze w łóżku, robił to od czasu,
jak wrócił do domu, nie mając ochoty wstać. Właściwie to nawet
nie było takiej potrzeby. Przecież nie miał
już pracy. Nie miał prezentacji dla
Beauty Cosmetics. Niczego. Nawet tego mieszkania.
Ukrył
twarz w męczonej wcześniej poduszce schowanej w zielono-żółtej
poszewce. Nerwy na siebie przechodziły z powrotem do smutku. Zawiódł
siebie, rodziców, Agnes, która tak ciężko z nim pracowała nad
pomysłem na reklamę. Harry wygra podwójnie. Będzie miał po raz
kolejny swoją godzinę chwały i pozbył się konkurencji. Nieważne,
że ta konkurencja sama się załatwiła. I czuła się teraz podle.
Chciał
po prostu zasnąć i obudzić się w innym świecie. Gdyby miał
możliwość cofnięcia czasu... Nie. Lepiej jest tak,
jak wyszło. Nie było świadków jego upokorzenia. Jakby to się
stało w agencji, byłby to dla niego koniec świata. Wyśmiewaliby
go do następnej wpadki. Harner coś w nim wypalił, gdy go tak
popchnął oraz tym,
co powiedział. Mógł być silny, ale bywały chwile, że zwyczajnie
wolałby się nie urodzić. Wracały wspomnienia ze szkoły. W liceum
mimo wszystko, jako dzieciak, przejmował się tym,
jak go nazywano. A wszystko przez to, że ktoś zauważył, jak wodzi
wzrokiem za szkolną gwiazdą futbolu. I wtedy też był głupi,
zakochał się w heteryku. Nigdy nawet nie zbliżył się do niego.
Tylko patrzył. Futbolista i tak rzucił mu w twarz:
„Pedale, jak zbliżysz się do mnie,
wylądujesz na wózku”. Bolało. Bardzo. A teraz nie kochał, nawet
nie lubił, a pocałował i co? Też boli, ale z innego powodu.
–
Jestem debilem.
Bezrobotnym kretynem.
Zadzwonił
telefon. Wyciągnął po niego rękę tylko po to, by rzucić nim o
ścianę. Nie chciał nikogo widzieć, z nikim rozmawiać. Chciał
nie istnieć.
~*~*~
Agnes
nie rozumiała, dlaczego o dziesiątej jej
kuzyna jeszcze nie ma w pracy. Mieli zrobić te poprawki, a i jeszcze
tyle innej pracy czekało. Położyła komórkę na biurku. Spróbuje
później zadzwonić.
–
Widziałaś Harnera?
– Diana usiadła na brzegu jej biurka.
–
Niestety. Bez kija
nie podchodź. – Westchnęła.
–
Właśnie. Będziemy
mieli przewalony dzień. Miałam go poprosić o wolne w poniedziałek.
Mój synek ma w szkole przedstawienie,
chciałam iść, ale nie zbliżę się do Harnera na krok.
–
Tu się pracuje czy
plotkuje?! – Usłyszały podniesiony głos szefa. Nie zauważyły,
jak wyszedł z gabinetu. Akurat patrzył na nie. – Drogie panie,
może byście tak poszły na targowisko i tam poplotkowały jak
przekupki. I gdzie jest Madson?!
–
Będzie o
jedenastej. Sam pan dał... – zaczął Travis, jeden z największych
podlizuchów. W ustach mielił swoją kanapkę.
–
Panie Noriss, niech
pan nie mówi do mnie z pełnymi ustami. Nikt pana nie nauczył
dobrego wychowania? Może czas wrócić do szkoły! – Trzasnął
drzwiami, wracając do pomieszczenia.
–
Trzymaj te
statystyki. – Diana podała wydruk koleżance i wróciła do swego
miejsca pracy.
Agnes
nawet nie spojrzała na to, co trzymała w
dłoni. Zastanowiło ją to, dlaczego szef
jest tak nabuzowany. Cody'ego nie ma. Czy coś się wczoraj stało?
Że też musiała „zastrajkować”. Odwróciła się do Petera.
Mężczyzna po raz kolejny skreślał coś w notesie.
–
Pet, słuchaj, długo
Cody i szef ze sobą pracowali?
–
Nie mam pojęcia. –
Postukał czarnym pisakiem o brulion. – Wyszli po kilku minutach i
żaden nie wrócił.
To
teraz poczuła niepokój. Co Cody zmalował? Zadzwoniła jeszcze raz
do niego i znów nic.
–
Pet – ponownie
zwróciła się do kolegi. – Mam pilną sprawę. Gdyby szef
zauważył, że mnie nie ma...
–
Powiem, że masz
spotkanie z klientem.
–
Fajny z ciebie
facet. – Podniosła się z obrotowego
krzesła. Wzięła żakiet i torebkę, po
czym wymknęła się z pokoju.
~*~*~
Z
tego, co zauważył,
Adisona nie było. Słusznie. Powinien przygotować mu zwolnienie z
pracy. Tylko jakby to uargumentował? Zwolnił go, bo facet rzucił
się na niego i spenetrował mu usta językiem? James oparł łokcie
na biurku, a czoło na dłoniach. Dlaczego wciąż o tym myśli?
Wielu mężczyzn pocałowało kobiety na siłę w taki sposób i te
tak nie roztrząsały wszystkiego z drobnymi detalami. Ale to nie
była ta sama płeć!
Całe
szczęście jutro weekend i do poniedziałku nie musi się zajmować
niczym innym, jak chwilą odpoczynku z
rodziną. No i Marisą. Jutro zobaczy, czy
kobieta byłaby dobrą... matką? Nie. Opiekunką raczej,
dla jego rodzeństwa.
Uruchomił
laptopa. Musiał popracować. Inaczej zmarnuje dzień na myślenie o
tym... tym... Uderzył ręką w biurko.
Adison,
wypad z mojej głowy. Jeszcze mnie popamiętasz. Będę twoim
najgorszym koszmarem. Madsona też. Poczekajcie do poniedziałku.
Z
tymi myślami uruchomił program do grafiki. Co mu przypomniało, że
również w poniedziałek musi się wycofać z walki o kontrakt z
Beauty Cosmetics. Nie chciał tego. To zapewni mu zysk i lepsze
zabezpieczanie dla dzieciaków na przyszłość. Jeszcze się nad tym
zastanowi, ale jak coś, to będą inne,
silne na rynku firmy, a projektu Madsona na pewno nie zamierza
przedstawiać nikomu.
Pukanie
do drzwi przerwało jego rozmyślania. Znów nie wiedział, kiedy w
nie zatonął.
–
Czego? – warknął,
nie unosząc wzroku znad ekranu.
Do
gabinetu zajrzała Stella. Najstarsza osoba z pracowników, miała
blisko czterdziestki i bardzo lubiła wtrącać się w nieswoje
sprawy. Jej przenikliwe, zielone oczy
szybko i po raz kolejny oceniły stan szefa.
–
Przepraszam, czy
mogłabym w czymś panu pomóc?
–
W czym? – Oderwał
wzrok od komputera i zmierzył jej postać. Nie lubił jej, ale była
jednym z lepszych strategów. On był najlepszy.
–
Pan jest bardzo
zdenerwowany. – Podeszła bliżej. Długa do ziemi spódnica w
kolorze khaki zafalowała.
–
Ach, tak? – Złożył
dłonie w piramidkę. Czy ona nie rozumie, że dużo ryzykuje,
próbując coś wskórać?
–
Tak. Ledwie pan
wszedł, a już ustawił pan wszystkich. Tylko zastanawiamy się,
czy możemy jakoś panu pomóc. Czy z firmą są problemy?
–
Kto się zastanawia?
– Podniósł brwi.
–
Rob, Travis i ja.
–
To widać, że nie
mają państwo dużo pracy. Zapewne to, co
państwo robią, wiele czasu nie zajmuje. –
Wstał i podszedł do regału dużego na całą ścianę. Przeszukał
półkę i wyjął gruby segregator.
–
Jesteśmy zajęci,
ale...
–
Ale bardziej
interesuje państwa mój zły humor niż to, co macie robić. To jest
spis wszystkich badań rynku z ostatniego półrocza. To,
co klienci kupują, czym się interesują. Jak działają na nich
nasze reklamy i tak dalej. Sądzę, że nie muszę tego tłumaczyć
oraz tego, co trzeba zrobić. Miałem się
tym zająć osobiście, ale skoro moi pracownicy nie mają co robić,
to proszę. – Podał jej segregator. Kobieta wzięła go z taką
miną, jakby to był wyrok śmierci. – Jak jeszcze ktoś mi
przeszkodzi, to pożegna się z pracą. – Tylko tak będzie miał
spokój. – No, chyba że wróci Madson. Wtedy ma tu być
natychmiast!
James
nie traktował źle swych pracowników, zazwyczaj to na nerwy działał
i działa mu Adison, ale dziś go nosiło i byłby gotów ich zesłać
na Saharę bez jedzenia i wody na cały miesiąc. Stella już nic nie
dodała, tylko wyszła. Co z tego, że była od niego starsza? To on
tu był szefem, a ona ze swą zbytnią ciekawością wkraczała w
jego życie i to, co się wczoraj stało.
Jak
dobrze, że Adison zdecydował się mu powiedzieć o zakładzie w
jego domu. Nikt nie był świadkiem tego,
jak pocałował go mężczyzna. Tfu. Miał ochotę splunąć.
Nie
myśl o tym. Nie przejmuj się.
Czuł
się taki zmęczony. I jeszcze miał zjeść obiad z Marisą. Nie ma
mowy. Wyjął telefon i zadzwonił do niej. Znów się nasłucha, że
ją zaniedbuje.
~*~*~
Od
dzisiaj będzie przeklinał dzień, w
którym dał Agnes klucz do mieszkania. Tak na wszelki wypadek.
Przecież chodzą one po ludziach. I żałował tego jak jasna
cholera. Teraz siedział w kuchni, nadal ubrany w ulubioną czarną
piżamę i słuchał jej gderania.
–
Nie rozumiem,
jak możesz jeszcze leżeć w łóżku. – Wymachiwała rękoma,
spacerując nerwowym krokiem po małym pomieszczeniu.
–
Teraz siedzę. –
Założył ręce na piersi. – A leżeć miałem zamiar. Dziś
jedyne, co chciałem robić,
to użalać się nad swoją egzystencją. – Włosy miał
rozczochrane, głównie przez to, że część nadal była związana,
a cześć popodnosiła się, chcąc uciec
spod frotki lub już dawno spłynęła swobodnym pasmem po prawej
stronie twarzy.
–
Właśnie. –
Uniosła palec do góry i wycelowała w niego. – Co ty i Harner
wczoraj robiliście?
–
Co ci do tego?
Pracowaliśmy.
–
To musiałeś nieźle
go wkurwić. – Położyła ręce na biodrach. – On roznosi biuro
niczym tornado. Wścieka się o paproch na czyimś ubraniu. Jest... –
Urwała swój wywód widząc, że kuzyn przeciera czoło dłonią. –
Gadaj, bo ci nie dam spokoju. – Przysiadła na drewnianym krześle.
Wpatrzyła się w mężczyznę wyczekująco. – No już. Słucham.
–
Pojechaliśmy do
jego domu. Osoba, która opiekowała się jego rodzeństwem musiała
wyjść i nikt nie mógł pojawić się na zastępstwie. Harner może
pracować w domu, więc mnie tam zabrał. Po kilku godzinach
postanowiłem, że mu powiem o zakładzie – wypowiedział po
jakiejś minucie ciszy.
–
CO?!
–
Ciszej. – Skrzywił
się. Ona miała mocny głos.
–
Powiedziałeś mu i
co? – Nie mogła usiedzieć na miejscu. Musiała zająć czymś
ręce, więc wzięła się za robienie kanapek.
–
Nie przyjął tego
dobrze, a potem pokazałem mu, co miałem
zrobić. – A może to było na odwrót.
–
To znaczy? – Umyła
pomidora.
Cody
przewrócił oczami.
–
Pocałowałem go.
Trzask
opuszczanego noża o brązowe
kafelki, na które spadł,
rozszedł się po kuchni.
–
Zaraz, zaraz.
Pocałowałeś? A on? Nie, wróć, jak go pocałowałeś? I dopiero
mów, co on zrobił? – Domyślała się,
że Cody coś zmalował. Chociaż była pewna, że się tylko
pożarli. Ponownie zajęła swoje miejsce.
–
Poniosło mnie.
Chciałem mu tylko pokazać, o co chodzi, a
potem świat zaczął wirować. Ciśnienie podskoczyło i nie
powstrzymałem się przed zbadaniem jego ust.
–
Pozwolił ci na to?
– Jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.
–
Przez moment nie
wiedziałem, co robi, chyba się wyrywał,
a potem poczułem, jak lecę na podłogę.
Zaczął krzyczeć. W każdym razie skończyło się na tym, że
wywalił mnie ze swego biura i pracy. Ałł. – Rozmasował sobie
bok głowy. – Czemu mnie bijesz?
–
Walnę cię jeszcze
raz. Coś ty zrobił?! Wszystko
spieprzyłeś! Nasz projekt, swoją pracę, masz durniu kredyt! I co
teraz? – Rozłożyła bezradnie ręce. – Miałeś jakoś do niego
dotrzeć. Powoli. Albo powiedzieć mu, co
masz robić, a nie wpychać mu jęzor do ust i wylizywać je. I co
teraz? – Oparła czoło o stół okryty białą ceratką w brązowe
romby.
–
Nie wiem! –
Poderwał się z siedziska. – Nie wiem! Może dam ci projekt i
jakoś go udobruchasz? Gdy mnie zobaczy, to
po mnie. A swoją drogą rozumiem, że się wczoraj wkurzył, ale
nadal to robi? Jesteś pewna, że o to chodzi?
Kobieta
popatrzyła na niego jak na tumana.
–
A o co? Prasując
spalił sobie żelazkiem ulubioną koszulę?
To
przypomniało Cody'emu, że ma zrobić pranie.
–
Dam ci projekt i...
– Zamarł.
–
No i? Cody? Ziemia
do ciebie.
–
Mój tablet.
Koszula. Gdzie laptop? – Wybiegł z pomieszczenia do pokoju, który
pełnił rolę wypoczynkowego. Szara kanapa okryta kolorowym kocem,
pod którym lubił nocami siedzieć i pracować oraz stojący przed
nią stolik z jasnego drewna były jedynym wyposażeniem tego
miejsca. Cody na razie pieniądze przeznaczył na zrobienie sypialni
i kuchni. Ostatnio dokupił mały, okrągły
dywan, aby siadając na kanapie boso nie marzły mu nogi od paneli.
Te na szczęście zostały po dawnym właścicielu. Nie musiał się
trudzić z robieniem podłogi.
Mężczyzna
odetchnął z ulgą. Ukochany komputer leżał sobie spokojnie na tym
małym stoliku do kawy.
–
Zobaczyłeś ducha?
– Agnes stanęła przy nim.
–
Gorzej. Moje rzeczy
zostały w domu Harnera i muszę po nie iść.
–
Aha. – Tylko tyle
była w stanie powiedzieć.
~*~*~
James
powarczał na innych, zanim wyszedł na obiad,
ale już spokojniej. Sam. Marisa biadoliła
mu przez kilka minut, jaki to on jest zły,
a ona taka biedna. Zawsze tak było. Denerwowało go to, ale spotykał
się z nią. Po tej rozmowie nawet nie był pewny, czy chce utrzymać
z nią ten niby związek. Oczywiście ona miała już w planach ślub
z nim. On jeszcze się zastanawiał. Jutro podejmie decyzję.
Teraz
siedział w jednej z restauracji o bardzo dobrej,
pięciogwiazdkowej opinii. Zazwyczaj zamawiał łososia
przyrządzanego każdego dnia w inny sposób. Dzisiaj ryba była
grillowana, a on nie tknął nawet kęsa. Siedział i obserwował
ludzi. To, co jedzą, z kim są. Myślał,
czy tych dwóch mężczyzn przy oknie to znajomi, przyjaciele czy
para. Tak jakoś przyszło mu to ostatnie do głowy. Nie widać po
nich gejostwa. Po tym kretynie Adisonie też. Tacy są najgorsi.
Niczego się nie spodziewasz i gwałcą twoje usta. Stop. Koniec. To
jedzenie naprawdę smacznie wygląda. I już chwycił za widelec,
kiedy z innej sali wyszedł nie kto inny, jak Harry Madson. Mężczyzna
skierował się w stronę toalet, więc zdecydowany na rozmowę z
nim James ruszył za nim. Jak będzie trzeba,
to obije mu mordę w publicznym miejscu, ale wybije z łba głupie
pomysły. Swoją drogą, który z nich wpadł na to, by całował się
z Adisonem? Przekroczył próg męskiej toalety, ale Harry musiał
być już w jednej z kabin. James stanął przed dużym lustrem.
Poprawił włosy, jak zawsze układały się doskonale. Wtedy dotarła
do niego nieznana mu melodia. Telefon musiał należeć do Madsona,
bo inne kabiny były puste. Wszystkie drzwi pozostawały uchylone.
Nie zainteresował się odebraną rozmową, tylko umył ręce, ale
gdy usłyszał swoje imię zagłuszone przez odległość i ściankę,
ciekawość odegrała główną rolę. Skręcił do wolnego obok
małego pomieszczenia z sedesem i przymknął drzwi. Ten śmiech
mu się nie podobał. Zaczął podsłuchiwać rozmowę, pomimo
że wiele razy strofował rodzeństwo za taki czyn.
–
Tak,
będę miał swoją szansę z Beauty Cosmetics. Adison nie zdecyduje
się pocałować szefa. A nawet jakby, to
Harner go zwolni, a ja wygram. Przecież Harner nie ma lepszego
projektu i będzie zmuszony wziąć mój. Pracuję w HarnerTeam od
kilku lat. I nie pozwolę, by ta ciota Adison zabrał mi sprzed nosa
kąsek wybicia swego nazwiska – mówił do kogoś Harry, a James z
każdym słowem zaciskał pięści. – Co? … E, nie. Nie trzeba mi
sukienki. Wygram to. Spokojna głowa, siostra. Będzie kasa i
wszystko. I pozbędę się konkurencji. Mam nosa do takich ludzi jak
Adison. Szybko się uczą i są świetni. On już rysuje jak
zawodowiec. Pomysły też ma niezłe. Muszę to przyznać. Może mnie
wygryźć, więc upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Naprawdę
wielkie ryby, a to wieloryby wśród rekinów,
jakie z nami współpracują, zobaczą, co
potrafię i Adison zniknie raz na zawsze. Liczę, że pocałuje
Harnera. Ten też jest dupkiem. Pracuję u niego i zamiast wybrać
moją prezentację, skusił się na tego
pedała. To dostanie, czego chce. Pewnie
się porzyga, jak go facet pocałuje. Ja bym to zrobił. Kończę, bo
siedzę w kiblu. Wpadnę wieczorem to pogadamy. … Nie, nie w
agencji. Teraz jestem na obiedzie z jednym tłustym kolesiem. Ciągle
gada o tych swoich hamburgerach. Gdyby nie płacił nam
tyle za reklamę, to bym nawet nie odebrał od niego telefonu.
Co? … Wiesz, że tylko kasa się liczy. To na razie,
siora.
Rozmowa
się urwała, a James nie dość, że już nie miał ochoty na rybę,
to jeszcze wiedział więcej niż się tego spodziewał.
Dupek?
Grabisz sobie, chłopie.
Jak
wcześniej miał ochotę rozwalić mu nos, tak teraz był zdecydowany
przyjąć inną strategię. Madson pożałuje, że tak go nazwał
oraz kazał pocałować. I może teraz władała Jamesem taka
dziecinna chęć zemsty, to pozwolił jej na to. Pytanie tylko,
co będzie musiał zrobić, by dać kopa Madsonowi.
Słyszał,
jak mężczyzna myje ręce i wychodzi z
toalety. Sam poczekał jeszcze kilka minut,
zanim to zrobił. Tak na wszelki wypadek, by nie natknąć się na
niego. Po chwili opuścił restaurację.
Nie martwił się płaceniem, od dawna miał tu otwarty rachunek.
~*~*~
Kolejne
godziny mijały pod znakiem zapytania. Co
będzie dalej? James zastanawiał się nad
swoją mała zemstą, a Cody nabierał odwagi na
pójście po swoje rzeczy do Harnera. Agnes
opieprzyła go za tchórzostwo i wyrecytowała prawie śpiewnie, że
nigdy się tak nie zachowywał i ma być sobą, a nie chowającym się
w domu palantem. A użalanie się nad sobą ma zwyczajnie wyrzucić
do kosza przeznaczonego na takie sprawy. I ma się ogarnąć, bo
pożałuje, że się urodził, jak ona tu wpadnie następnego dnia.
Ale
Cody nie był gotów tam iść. Powinien zadzwonić do szefa...
byłego szefa i powiedzieć mu o tym. To znaczy,
o tablecie i koszuli, a nie o tym, co teraz czuje. A co czuje?
Przygnębienie. Stres. Wstyd. To ostatnie dlatego, że pozwolił się
ponieść. Powinien był go tylko cmoknąć. Nie, nie powinien nic
robić, tylko wytłumaczyć wszystko.
Dziś
nie miał odwagi tam pójść. Jutro, na pewno zrobi to jutro, da
radę. Przejdzie mu to, co teraz odczuwa.
Weźmie się garść. U Cody'ego zazwyczaj stan depresyjny trwał
jeden dzień, podczas którego potrzebował wylizać rany. W
samotności.
Zgasił
lampkę nocną i sypialnia pogrążyła się w mroku. Nie położył
się do łóżka. Przespał pół dnia. Przysunął sobie krzesło do
okna i usiadł na nim okrakiem. Ręce oparł na oparciu, a brodę na
nich. Wpatrzył się w miasto nocą. Mieszkanie na jednym z
najwyższych pięter daje duże plusy. Nie raz zastanawiało go,
kto mieszka w tym czy innym bloku. Jacy ludzie. Czy się kochają, a
może nienawidzą. Ilu gejów tam gdzieś żyje. Kto cierpi lub
przeciwnie, śmieje się w pełen głos. I
gdzieś tam, daleko, po drugiej stronie miasta jest rezydencja. W
niej mieszka ktoś, kogo jutro być może
zobaczy ostatni raz i z tego powodu jakoś smutno mu się zrobiło.
~*~*~
Stał
w oknie swojej sypialni w samych spodniach od piżamy. Trzymał w
dłoni drinka. Nareszcie się uspokoił. Nawet musiał się
na to zdobyć. Miał jutro zaplanowany dzień. Nie chciał go
zepsuć. Alex marudził, że chciałby iść do kolegów, ale w końcu
uległ siostrom. Zwłaszcza Sarah. Gdyby byli obaj,
znów by się pokłócili. Jak nie o szkołę,
to o kolejne kobiety Jamesa. Alex pytany,
co się dzieje, tylko prychał i znikał. Często na całe wieczory.
James
dopił alkohol do końca. Odstawił szklankę o grubym szkle na
parapet. Nie trudził się zasuwaniem beżowych zasłon. Rano słońce
go zbudzi lub Sarah. Wsunął się pod przykrycie po jednej stronie
łóżka. Druga strona zawsze pozostawała
pusta. Czekała
na kogoś, z kim się zwiąże. Nigdy nie
spał w nim z żadną z kobiet, jakie z nim
były. Nie podobało im się to. Pytały,
dlaczego nie pozwala im na nocowanie w tym łóżku. Odpowiadał, że
było ono kupowane z myślą o tej najważniejszej osobie. Kobiecie,
jakiej jeszcze nie spotkał. Kogoś, kto
pokocha na pierwszym miejscu dzieci, potem on wchodził w grę. W
agencji, gdzie uchodził również za playboya,
uśmialiby się, gdyby wiedzieli, że szuka
właściwej osoby. Idealnej kobiety. Czasami sam przed sobą to
ukrywał. Przecież jest silnym mężczyzną, a nie uczuciowym
marzycielem.
Zasnął
szybko z tego względu,
że poprzedniej nocy nie przespał. Adrenalina krążyła mu w żyłach
i nawet w dzień nie chciało mu się spać. Teraz odpłynął w sen,
a zegar na korytarzu wybił dwudziestą trzecią.
Madson jest po prostu żałosny, niecierpię takich typów. A rozdział tradycyjnie genialny, tylko czemu akcja tak powoli posuwa się do przodu. Pozdrawiam * IVE
OdpowiedzUsuńojojoj! Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej! Nie mogę się doczekać. A Madison jest ugotowany!!! I znów czekać do wtorku... Ło matko...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Madson tego nie przeżyje... i słusznie :D Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka. Co też panowie wymyślą...
OdpowiedzUsuńChora? Uu... niefajnie. Zdrowia życzę (:
OdpowiedzUsuńMM... Ten rozdział był... No ja jakoś specjalnie go nie polubiłam. Znaczy musiał być, bo wiele się w nim wyjaśniło, ale nie było akcji. No nie mam za dużo do powiedzenia, bo ja wolę czytać jednym ciągiem (tak czytałam inne twoje prace), a nie co tydzień czekać na nowy. Niby jest to dobre, ponieważ uczy cierpliwości, ale ja nie mam nerwów. Lubię czytać wszystko od razu. Tak jest najlepiej i najszybciej. No ale inni może lubią inaczej, a wiem, że ty też nei masz czasu na takie zabawy i dodawanie więcej niż jeden raz w tygodniu. Wybacz, ja tylko głośno myślę (:
Cody jest dziwny ._. Nie wiem dlaczego, ale uważam że jest dziwny i nie zmienię zdania tak szybko.
Pfffr... Kiedy będzie coś między nimi? Bo na razie przymulają~
Pozdrawiam.
Nie rozumiem jak wy wszyscy czekacie tylko na seks. Nie widzicie innych rzeczy. Tego co się dzieje. Seks nie jest najważniejszy.
UsuńLuanko, rozdział bardzo potrzebny i dobry. Też jestem chora. ://
o Lul XD nie, nie chodzi mi tylko o seks XD chodzi mi, żeby po prostu coś sie wydarzyło, bo teraz było tak jakby wprowadzenie. Więc tak samo mogę sądzić, że dla ciebie ''akcja'' to tylko seks :p XD haha padłam XD
UsuńCzasami musi być rozdział przejściowy i nie zawsze będzie się coś działo. :D
UsuńAle z tego Madsons skubaniec. Podejrzewam że jeszcze nie jest świadom tego za w niedalrkiej przyszłości będzie biegał w sukience. Już to widzę jsk zamykam oczka. A nasz maluszek niech zbierze się i szybciutko idzie do szefa.
OdpowiedzUsuńRozdział jest BEZNADZIEJNY. Zdaję sobie sprawę, że obaj nie mogą być szybko razem, ale spodziewałam się że będą chociaż razem w tym rozdziale. Porozmawiają. Cody mógł zemdleć i James by mu pomógł. A tak to cody zachowuje się jak ciapa. Nie lubię go.
OdpowiedzUsuńBeznadziejny? Szanuję twoje zdanie.
UsuńTo, że masz inną koncepcję co do dalszego rozwoju akcji tego opowiadania, to nie znaczy, że to jest BEZNADZIEJNE!! Jeśli masz pomysł na (twoim zdaniem) ciekawsze opowiadanie, to wykaż się. Czekamy.
UsuńP.S. Przepraszam za anonimowość, ale zapomniałam hasła do mojego bloga.. -.-
Nana <3
Madson nie przeżyje spotkania z Harnerem...i dobrze mu tak :P
OdpowiedzUsuńCiekawe co to będzie gdy Cody pójdzie do Harnera po swoje rzeczy...
Będzie się działo xD
Pozdrawiam i zdrowia życzę !
Ekhem, ekhem. A ja mam swoją teorię, z którą zamierzam się podzielić xP No to tak, Harner chce się zemścić na Madsonie, więc postanowi dać się wplatać w ten cały zakład i pocałuje się z Codym <3 Tak wiem mało prawdopodobne xD Ale jednak, byłoby to cudowne rozwiązanie ;3
OdpowiedzUsuńRozdział, świetny, troszkę powolny ALE nie cały czas musi się coś dziać. Lubię Codego, Harnera też, ich nastroje były ciekawe. Madson jest dupkiem, powinno się go rozszarpać xP
Luano mam pytanie. Dlaczego rozdział taki krótki? T.T Tak szybko się czytało, a teraz trzeba czekać kolejny tydzień :(
No cóż, muszę się uzbroić w cierpliwość ^^
Pozdrawiam, życzę dużo weny no i zdrowa, abyś wyzdrowiała i czuła się znacznie lepiej x3
Nie powiem czy masz dobrą teorię, przekonasz się już niedługo. :D
UsuńKrótki? Ma tyle samo stron co inne.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA mnie się podobało, czytałam wszystkie Twoje opowiadania i to kilka razy, więc wiem, że po chwili stagnacji jest wielkie Buum!!! Na pewno coś się wydarzy i to już niedługo, zapewne James postawi Cody'emu (tak się pisze?) warunek, który znając charakter tego drugiego, przyjmie bez zastanowienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę powrotu do zdrówka.
pseudopisarka
zastanawia mnie tylko. Luana wiesz już mniej więcej ile będzie rozdziałów? Muszę się psychicznie nastawić ile tygodni mam czekać xD ps. Zapomniałam dopisać zdrowiej.
OdpowiedzUsuńCo do jednego słowa mam wątpliwości, które wybiły mnie z rytmu jak ponownie czytałam Twój rozdział. Może to czepialstwo ale nie słyszałam słowa "wpatrzył się..." troche mi dziwnie brzmi... a tak poza tym to się nie czepiam ;)
Rozdziałów będzie 13.
UsuńWpatrzył się od patrzyć się, patrzeć itp.
O ile poprzedni rozdział jakoś się "wyłamywał" tak ten że tak powiem jest słaby jak na twoje możliwości. Bardzo słaba fabuła, dla oczytanej osoby nie będzie to problemem aby domyślić się co będzie dalej lub dopowiedzieć do tego co najmniej kilka różnych wersji fabuły. Chociaż jeszcze masz możliwość coś zrobić żeby to nie zalatywało taką słabizną.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko przeczytam do końca i mam nadzieję że zdołasz mnie czymś jeszcze zaskoczyć.
Opowiadanie słabe, a ten rozdział jeden z najgorszych. Poza tym oklepana tematyka tym bardziej psuje efekt. To mój pierwszy komentarz tutaj i czytałam wszystkie opowiadania jakie napisałaś, poza Niemożliwą miłością, nie przebrnęłam przez ilość błędów.
OdpowiedzUsuńMogłaś wymyślić coś lepszego, a tak to obniżasz swój poziom, który i tak wysoki nie był.
Monika
"Beznadziejny, słaby..." Co wy w ogóle za bzdury piszecie. Ten rozdział jest dobry, potrzebny i gładko się go czyta. Końcówka była bardzo słodka (nie wiem czy mogę tak napisać, ale napiszę :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo zdrówka.
Nie no każdy ma prawo do swojego zdania... wg Ciebie to bzdury wg innych nie...
UsuńOczywiście, ze nie każdemu może się podobać, ale raczej nie wypada pisać "BEZNADZIEJA" pod czyjąś pracą. Luana robi kawał dobrej roboty. Pisze, stara się, umila nam czas, dodaje części regularnie i to raczej nie jest w porządku ocenić jej pracę jako "Beznadzieja"
UsuńPozdrawiam.
Wiesz sama prowadzę bloga i wiem jak to jest. Jednak wolę, żeby ktoś był ze mną szczery... Jeżeli się nie podoba komuś moja praca, to ma prawo to napisać.
UsuńWolny kraj, ludzie mają prawo się wypowiadać, nie zrozum mnie źle,ja doceniam pracę Luany ale rozumiem też, że ktoś może myśleć inaczej i chce to napisać...
Przykro mi, że nie doceniają twojej pracy i piszą komentarze tego typu...
UsuńJa nie twierdzę, że wszystko musi się podobać i cały czas trzeba słodzić. Sama jak mam jakieś "ale" do rozdziału to piszę to co mi się nie podoba.
Ale dla mnie ocenić pracę jako beznadzieja to brak taktu i jest to niekulturalne.
To moje zdanie i raczej nie dojdziemy w tej kwestii do porozumienia.
Pozdrawiam
Nie powiem że to słowo "beznadziejny" nie wpłynęło jakoś na mnie, bo jak ktoś coś chce skrytykować to mimo wszystko trzeba się jakoś wypowiedzieć z klasą. Chciałabym wiedzieć dlaczego beznadziejne. Krytyka powinna być uzasadniona i powinno być powiedziane wyraźnie co się nie podoba. Czego by się chciało.
UsuńW tym opowiadaniu jest facet, który jest hetero i jakoś nie widzę, by nie rozmyślał co się z nim dzieje. Jakoś nie widzę, że będzie skakał z radości, bo facet go pocałował. Będzie tutaj trochę przemyśleń Jamesa i nie raz będzie myślał o tym samym po wiele razy, bo nie będzie mu łatwo. I ja nie pisałam, że to opowiadanie jest najwyższych, zachwycających lotów i szanuję każde zdanie komentatora, tylko wolałbym uzasadnioną krytykę.
rozumiem Twoje podejście do tematu. Chodzi mi tylko o to, że każdy ma prawo się wypowiedzieć. Ok jeżeli wg kogoś coś jest beznadziejne to fajnie zeby napisał dlaczego ale to jego zdanie, a to jak je wypowiada to już zalezy od klasy. Sama miałam z jednym czytelnikiem tak samo i wiem jaka może być reakcja autora. Moim zdaniem piszesz świetnie. W porównaniu z Tobą moje opki to grafomaństwo stosowane. xD Ale się przyznaje
UsuńMatko noc! Świetne, cholera, lepszy niż sie spodziewałam. A ten cały Madison to wielki kawał (niecenzuralne słowo), każdy wie o co chodzi... Podoba mi sie, nawet chyba domyślam sie co będzie dalej...ale i tak, chce abyś dodała kolejny rozdział! Kocham twoje opowiadania, i każde z nich jest świetne xd
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, oraz zapraszam do siebie www.opowiadania-hazbear.blogspot.com
Lubię ten moment gdy wracam zmarnowana i zmęczona z zajęć i pojawia się tu nowy rozdział. To na prawdę poprawia humor. Czytam czytam i rozdział w miarę spokojny. Pomijając te fochy i wybuchy Jamesa. Cody to ma przesrane, ale coś czuję, że się dogadają z szefem. Zwłaszcza po tej usłyszanej rozmowie telefonicznej. Cóż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńRii
Hm. Zauważyłam pewną zależność. Wszyscy, którzy piszą negatywne komentarze są ANONIMOWI. Czyli przypuszczale pod tą postacią są także stali czytelnicy. No, ale ok. Każdeg o indywidualny wybór. Powiem tak. Każdy ma swój styl pisania, chociaż porównując to jak piszę Luana, a 1/2 blogowiczów to są dwa różne światy. A co do opowiadania. Rozumiem, że każdy czytający chciałby górnolotnych popisów treści i formy. No, ale cholera. Nie da się. Zaczynając publikować to opowiadanie, Luana stwierdziła, że była to jej forma odstresowania, relaksu i że jest to ZWYKŁE ROMANSIDŁO. Jak świat długi i szeroki ROMANSIDŁA SĄ PRZEWIDYWALNE, JEDNO OD DRUGIEGO RZADKO SIĘ RÓŻNI I NA DODATEK TEMATYKA W KAŻDYM JEST PODOBA. Tak więc Luano pisz dalej. Po takiej ilości stworzonych opowiadań, MASZ PRAWO pisać dla relaksu. Nawet jakby to były gnioty. A do gniotów ci trchę daleko.
OdpowiedzUsuńWybaczie duże litery :P Tak jakoś wyszło :)
Usuńszczerze, to ja sama chciałabym pisać tak jak Luana. Mam kompleks z tego powodu xD
OdpowiedzUsuńJa jak zwykle z małym poślizgiem ale w końcu jestem!
OdpowiedzUsuńWspaniale pokazałaś sytuacje Harnera i Codiego... widać wyraźnie, ze obaj znaleźli się w trudnej sytuacji...
No i jeszcze fakt, że będzie musiał iść do Jamesa po swoje rzeczy... ciekawe jak tamten zareaguje... znając jego wybuchowy charakter aż boje się myśleć co będzie dalej.
Podoba mi się też samo psychologiczne podejście do całości rozdziału.
Znowu możesz być z siebie dumna.
Mimo że nie powiadomiłaś jakoś mnie tchnęło, że powinien być nowy rozdział i o to jestem!!
Niecierpliwie oczekuje kolejnego i życzę zdrowia bo teraz tego wszystkim brakuje!!
oj.. James naprawdę musi być wściekły.. i jeszcze tak to rozpamiętuje, hm.. coś w tym musi być! :D no dobra, ten pocałunek to był dla niego szok, nigdy wcześniej nie całował się z facetem, a w dodatku Cody jakby.. zgwałcił jego usta XDDDD. ale i tak za bardzo to rozpamiętuje, więc COŚ w tym musi być! :D
OdpowiedzUsuńte dzieciaki coraz bardziej mi się podobają. Sarah to ta słodka, urocza i w ogóle, Victoria to ta spokojna i cicha, a Alex to ten zbuntowany i krnąbrny XD.
hm, właśnie.. mogłoby być coś więcej o ich rodzicach powiedziane, bo ciekawa jestem, jak to z nimi było ;).
aj, Cody, Cody, biedactwo Ty moje.. gdybym mogła, to bym go przytuliła, a potem opierdzieliła za to, co on wyprawia XD. okej, ja wiem, że to nic przyjemnego być nazwanym "pedałem" (do tego jeszcze uraz ze szkoły) i że stracił pracę i.. no dobra, Cody ma się nad czym użalać. ale na pewno będzie lepiej :).
oj, James po innych pracownikach też jeździ. biedni, a nawet sobie na to nie zasłużyli. no ale szef Żyleta, to szef Żyleta :D (James już sobie ostrzy ząbki, żeby mi dać nauczkę za tę Żyletę? w końcu nie pierwszy i nie ostatni raz go tak nazywam XD)
aaa! wiedziałam! ha! Cody musi jechać do Jamesa! i na pewno pogadają i sobie wszystko wyjaśnią! o, właśnie, tak! :D
głupi ten Harry.. zapomniał, że rozmawianie w toalecie publicznej o takich sprawach nie jest bezpieczne :D. no ale tym lepiej dla Cody'iego, więc.. Harry, dupku, dobrze Ci tak!
no.. mam nadzieję, że to ich spotkanie nie skończy się tylko na "dzięki za moje rzeczy, cześć", tylko Cody zostanie dłużej u Jamesa. najlepiej na całe życie :). dobra, wiem, to na razie za wcześnie, więc na razie zadowoliłabym się kilkoma godzinami XD.
Ay
Ledwo widzę na oczy, jutro ostatnie zaliczenia, a ja musiałam tu wejść, no. :D Zawsze, jak mam gorszy dzień, zaglądam do Twoich opowiadań. ;) W zeszłym tygodniu znów przeczytałam obydwie części Tylko Ty. ;)
OdpowiedzUsuńDziś cytatów jest mniej, ale to nie znaczy, że czytałam bez zrozumienia. Hehe. :P Pomimo 35 stopni "gorączki", jakoś funkcjonuję. ;P
"Harry, Harry, pogadamy sobie dzisiaj." - jednak nie pogadali, ale monolog był piękny ;3 Wiedziałam, że Madson to kawał... skurczybyka, ale że aż tak? Chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ma tupet. Jedno mu trzeba przyznać... z rodzeństwem się dogaduje ;]
"Chciał po prostu zasnąć i obudzić się w innym świecie." - bardzo mnie to zdanie zaniepokoiło. Od razu pomyślałam, że Cody zażyje jakieś leki, czy coś podobnego... Na szczęście nic takiego się nie stało. Uff.
"Moje rzeczy zostały w domu Harnera i muszę po nie iść." - boję się tego spotkania... Chyba dojdzie do konfrontacji... Uch, ciekawa jestem, czy pozna rodzeństwo Jamesa ;3 Zwłaszcza brata. ;P
"Jak wcześniej miał ochotę rozwalić mu nos, tak teraz był zdecydowany przyjąć inną strategię." - *___* I chyba się tej strategii zaczynam domyślać. xD James jeszcze o niej nie wie, a ja już tak. xD Jeśli to się ziści, Madson będzie miał bardzo, ale to bardzo nietęgą minę. xD
Uderzenie Cody'ego w głowę - przez Jamesa, nie będzie miało jakichś komplikacji? W sensie, czy to było jakieś mocne uderzenie... bo może to jeszcze się jakoś wykorzysta? ;>
Heee, heee. xD James z drugą połówką... Kobiety go jakoś odtrącają, a Alexowi brakuje ojca... Pomimo fajnego brata... potrzeba mu kogoś wyrozumiałego. ;P
---
Mikołaja nie ma u Adama. xD Nie teraz... Rankiem tam będzie, bo znów nawieje. xD Tym razem przez Darka, bo chłopak bardzo nawali. I za jakiś czas będzie bardzo tego żałował... Bo konsekwencje są czasami wielkie, choć niekiedy los lubi dawać drugą szansę. xD
Mikołaj się pilnował, no ale... nie schował mang. xD Mój tata dowiedział się w ten sposób, co ja piszę na blogu. xD Kręcił się chyba cały dzień i widać było, że coś mu leży na wątrobie... w końcu zapytał, czemu czytam takie coś... i pokazał Liberty Liberty... xD Mama się tylko uśmiechnęła, a ja opowiedziałam. Kłótnia była, oj była... ale tata ma łagodniejszą opinię o homoseksualistach. xD
Przepraszam, że tak późno, ale nie mam kiedy odpisywać. Póki co tylko Tobie dałam komentarz. Od jutra wreszcie w miarę spokój... od środy całkowity na 3 tygodnie. ;P
Właśnie skończyłam czytać "Spontaniczną decyzję", którą zaczęłam wczoraj i było to równie świetne, jak pozostałe opowiadania. Zwłaszcza zapadł mi w pamięci 13-sty rozdział. Bardzo mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńTeraz jednak czuje lekki nie dosyt, bo "Jeden krok do miłości" zaczęłam czytać przed tamtym i teraz pozostaje mi czekać na ciąg dalszy, więc mam nadzieję, że szybko dodasz rozdział 5-ty, bo zżera mnie ciekawość w związku z Codym i Jamesem.
Za to Madson nieźle się wpakował w bagno. Już nie mogę się doczekać co też Harner dla niego wymyśli.
Ciekawą postacią wydaje mi się tutaj Sarah. Mała siostra Jamesa, zwłaszcza gdy co rusz, uczepia się jego nogi. Już polubiłam tą małą. Dojrzałość Victorii też potrafi zaskoczyć jak widać nawet jej najstarszego brata. Cody mógłby ich poznać, chociażby jednego z nich przypadkiem. Wtedy, jak sądzę, jego kolejna konfrontacja z Jamesem byłaby bardzo interesująca. Zapewne pełna spięć ^^
Jestem spragniona czytania dalszej części, więc nie każ nam wszystkim długo czekać. Życzę duużo weny! xD
Pozdrawiam!
P.s. Wiem, że się powtarzam, ale...
Naprawdę świetnie piszesz! ^^
Wreszcie tu wróciłam, omg. Ależ się cieszę! Bałam się, że już nigdy nie zabiorę się za zapoznanie z Twoim nowym opowiadaniem, bardzo opornie mi to szło, brakowało mi Twoich dzieł, a równocześnie nie potrafiłam się zebrać by zacząć czytać coś M/M. Pamiętasz jeszcze o moim istnieniu?
OdpowiedzUsuńOpowiadanie mi się naprawdę spodobało, zresztą zdziwiłabym się gdyby stało się inaczej. Ta przerwa dobrze mi zrobiła, bo powiało mi świeżością, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że poprzednie opowiadanie kończyłam czytać trochę tak na siłę już. Dobrze było tak zatęsknić za Twoim pisaniem i poczuć to co po tych czterech rozdziałach poczułam, rzuciło mi się w oczy, że będzie ich trzynaście, więc mam nadzieję, że taka ekscytacja utrzyma mi się aż do ostatniego rozdziału.
Teraz może bardziej w samo opowiadanie się zagłębię.. Imię Cody mnie trochę rozśmieszyło, bo od razu skojarzyło mi się z postacią z Disney'owskiego serialu. XD Ale ta postać mi się podoba, delikatniejsza, ale z charakterem, to, że czasami prędzej działa niż myśli też dodaje mu uroku. Jednak James zapewne stanie się moim ulubieńcem, co jest do przewidzenia, może i trochę mi się w jego charakterze już nie podoba, a przede wszystkim to, że zdążył już sprawić przykrość Cody'emu, ale myślę, że jednak więcej w nim dobrego niż złego i jakaś tam wzmianka o długich palcach chyba była o ile się nie mylę, więc już bardziej na mnie podziałał. XD A i kuzynka Cody'ego jest fajna. Harrego oczywiście już nie lubię.
Teraz idę spać, bo ranek niedługo i nawet nie wiem czy to co napisałam się jakoś klei. XDDDD
I mam nadzieję, że już wyzdrowiałaś. *hug*
Pewnie, że cię pamiętam. :D
UsuńJa też mam tak czasem, że muszę odpocząć nawet od opowiadań M/M i nie raz zająć się czymś innym.
Spoko komentarz się klei mimo tak późnej pory. :D
To się cieszę, że nadal pamiętasz o moim istnieniu. XD
UsuńNo i wreszcie się rozpisałam, bo już niestety nie pamiętam kiedy ostatnio Ci taki długi komentarz walnęłam. :D
Witaj,
OdpowiedzUsuńrozdział jest bardzo dobry, James odreagowywał stres na pracownikach, przypadkowo podsłuchana rozmowa Madsona, dała mu wiele do myślenia, ciekawe co wymyśli w ramach zemsty... Od początku Harry wydawała mi się takim materialistą, no i w zasadzie w tej rozmowie taki się właśnie okazał... Ciekawe jak będzie wyglądało spotkani James'a i Codi'ego jak ten pojawi się po swoje rzeczy...
Weny, weny..
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział fantastyczny, ocho James odreagowywał stres na swoich pracownikach... całkiem przypadkowo podsłuchana rozmowa Madsona, dała mu wiele do myślenia, och ciekawe co wymyśli w ramach zemsty... ;) Harry już od początku wydawałsię takim materialistą,i w zasadzie w tej rozmowie taki się właśnie okazał... jestem ciekawa jak będzie wyglądało spotkanie James'a i Codi'ego jak ten pojawi się po swoje rzeczy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga