Zwycięskie teksty konkursowe

Teksty, które wygrały w konkursie:

Miejsce pierwsze: Basia Rize:



Jedwabny Szal – drugie zakończenie

    Christian siedział w pustym pokoiku w którym było tylko drzwi, okno i trzy maleńkie łóżeczka. W rękach trzymał szmacianą laleczkę w czerwonej sukience z żółtym napisem „Felicja”. Gdyby to był film z pewnością słyszałby teraz szum deszczu za oknem wprawiając wszystkich w ponury nastrój a drzewa uginałyby się żałośnie nie mogąc znieść cierpienia pewnej trójki mężczyzn a najbardziej pewnego blondyna, którego oczy kiedyś często się śmiały. Jednak dziś świeciło słońce obwieszczając wszystkim, że pełnia lata służy do zabawy na dworze. Delikatny wietrzyk ochładzał rozgrzane ciała, niosąc za sobą zapach kolorowych kwiatów oraz poruszając delikatnie liśćmi drzew. Ptaki śpiewały radośnie swoje trele latając tam i z powrotem w poszukiwaniu jakiegoś tłustego robaka, którego mogłyby zjeść a śmiechy bawiących się dzieci roznosiły się po całym podwórku. Dzieci…
    Zmienny smok ścisnął przedmiot trzymany w rękach a w jego oczach zebrały się łzy. Nawet po czterech latach nie umiał się z tym pogodzić, nie umiał zapomnieć. Co noc budził się oblany potem starając się dojść do siebie po koszmarze, jaki go nawiedził. Nie ważne, że jego partnerzy byli obok dając mu wsparcie. Nie ważne, że minęły już cztery lata podczas których Martin i Daniel jako-tako wyszli z depresji. On tak nie potrafił, bo to przez niego. To wina Christiana, że nie usłyszy krzyków radości swoich dzieci, że nigdy nie będzie ścierał ich łez, że nigdy ich nie nauczy czegokolwiek, że nigdy ich nawet nie zobaczy…
    Ciałem chłopaka wstrząsnął szloch a policzki pokryły się słoną cieczą. Przytulił zabawkę do piersi płacząc już otwarcie. Czemu to musiało się stać? Czemu nie był wystarczająco silny? Czemu połknął te cholerne tabletki?! Gdyby tylko mógł cofnąć czas… gdyby tylko nie był taki słaby… gdyby tylko… gdyby tylko…
    Pomalowane na biało, drewniane drzwi skrzypnęły a kroki dwóch osób rozległy się po niemal pustym pomieszczeniu. Daniel i Martin usiedli po obu stronach ukochanego i przytulili go. Nie mogli znieść, kiedy ich partner płakał i wyrzucał sobie to, co się stało. Już tyle razy wołani charakterystycznym bólem w klatce piersiowej przychodzili tu wesprzeć kochanka, którym kiedyś był zmienny smok. Teraz nie był w stanie zrobić nic w tym kierunku, nie potrafił. Nie był już tym wiecznie uśmiechniętym i napalonym Christianem. Zapomniał znaczenia tych słów.
    Daniel trzymał się najlepiej z ich trójki, chociaż też płakał po kątach. Cztery lata temu był taki szczęśliwy na wieść o ciąży. Planował w głowie rodzinne wyjazdy, wybierał szkołę dla dzieci, wyobrażał sobie jak się bawi z pociechami a teraz… teraz została tylko wielka dziura w sercu. Dziura, która idealnie pomieściłaby miłość do trzech małych zmiennych, którym nigdy nie dane było zobaczyć słońca.
    Oni wszyscy cierpieli. Wieść o poronieniu wywołała lawinę rozpaczy w sforze. Już nic nie było jak dawniej. Alfy stały się bardziej surowe i agresywne, wyczulone na najmniejszy gest, który mógłby świadczyć o braku lojalności ze strony podwładnych.
- Przepraszam… gdybym był silniejszy one by żyły…- załkał smok wycierając łzy w rękaw białej koszuli Martina. Wiatr wdarł się przez otwarte okno do pomieszczenia, w którym byli poruszając włosami mężczyzn, zdmuchując ich gorzkie łzy i kołysząc trzema malutkimi łóżeczkami, które zawsze stały puste.
-To nie twoja wina… One na pewno są szczęśliwe tam gdzie są…- szept starszego z mężczyzn został porwany przez wiatr zanim dotarł do serca najmłodszego z nich.

*  *  *  *  *  *  *

    Zegar wybił północ. O tej porze wszyscy mieszkańcy Arkadii spali odkąd wprowadzono obowiązkową ciszę nocną. Tylko sowa widziała stojącego przy łożu, na którym spali przywódcy sfory, Christiana.
    Chłopak patrzył z miłością i ogromnym bólem na swoje miłości. Nie mógł tak dłużej. Nie potrafił codziennie słuchać jak dzieci bawią się na dworze, kiedy jego własne leżały gdzieś zakopane w ziemi. Już jakiś czas temu podjął decyzję, ale nie miał środków by to zrobić. Dopiero dzisiaj dostał od Cariga nową dawkę leków nasennych, najsilniejszych jakie są.
    Chciał stąd odejść, dołączyć do swoich dzieci i zobaczyć ich twarze, ale nie mógł tego zrobić sam. Nie skazałby swoich mężów na jeszcze większe cierpienie, dlatego wysypał garść tabletek i wziął do ust, lecz nie połknął ich. Pochylił się nad Danielem i pocałował go przekazując mu lek. To samo zrobił z Martinem i w końcu sam połknął całą resztę. Taka dawka na pewno nie pozwoli im się obudzić.
- przepraszam, że wam to robię… przepraszam, że kazałem wam płakać przez te lata…- szeptał płaczliwie, kładąc się pomiędzy jeszcze ciepłe ciała wilków – ale teraz wszystko będzie dobrze… Tak bardzo kocham was obu… - oczy zaczęły go piec a jego partnerzy instynktownie przysunęli się bliżej i objęli go czując, że ich partnerowi jest źle i trzeba jakoś mu pomóc.
    Christian płakał jeszcze przez długi czas zanim tabletki zaczęły działać. Trzy serca powoli zwalniały swój rytm by w końcu się zatrzymać. Zasnęli wiecznym snem obejmując się czule. Ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć, że śnią im się piękne sny i miałby rację.

*  *  *  *  *  *  *

    Gdzieś w zaświatach trójka mężczyzn szła białą drogą i tylko ten idący po środku wiedział gdzie są. W około nie było nic prócz złotego światła, które było mocne, ale nie raziło oczu. Długo szli, może to było kilkanaście lat, minut, a może wieczność. Nie wiedzieli tego.
    W końcu dotarli do białych drzwi, zza których dobiegały dziecięce głosy. Daniel zerknął nie pewnie na swoich partnerów a Martin przestąpił nerwowo z nogi na nogę. Christian w tym czasie patrzył jak zahipnotyzowany na wrota. Położył drżącą dłoń na zimnej klamce a dziwny dreszcz przeszył jego ciało. Spojrzał z nadzieją na Martina a ten położył swoją dłoń na jego i zaraz po nim to samo zrobił Daniel. Pewnym ruchem nacisnęli klamkę a drzwi skrzypnęły i otworzyły się.
    Za nimi znajdował się pokoik ale nikt z obecnych nie zwracał uwagi na wystrój. Zmienni wlepili wzrok w trójkę radośnie bawiących się dzieci. Dwie dziewczynki i chłopczyka. Tylko Christian zauważył, że jedna z nich trzyma w rękach szmacianą lalkę z czerwonej sukience.
-Felicja…- wyszeptał diamentowy smok a trzy pary wielkich, ciekawskich oczu spoczęły na dorosłych.
-Tatuś!


Miejsce drugie:  malinka9166



Noc spadających gwiazd


Uwielbiałem obserwować gwiazdy. Widok małych światełek na granatowym niebie uspokajał mnie. To one zdawały się być moimi przyjaciółmi, gdy uciekałem, pełen strachu. Wtedy patrzyłem na nie, na ich nikłe światło, które oświetlało mnie bladą poświatą i przypominałem sobie, że świat jest taki wielki, a mój strach przy nim jest niczym. Gwiazdy były dla mnie płomykiem nadziei, że w każdym mroku znajduje się łuna światła. Ufałem im i wierzyłem, że kiedyś w mroku mojego strachu znajdzie się owo światełko.
            Znalazłem Daria. Dwa miesiące musiały upłynąć, żeby mój partner postanowił o mnie zawalczyć, a gdy stanął na wzgórzu i po raz pierwszy poczułem jego zapach, nad naszymi głowami także znajdowały się małe światełka. I wtedy, choć przestraszony, miałem świadomość, że Dario może okazać się moją nadzieją.
            Pokonałem strach i stałem się szczęśliwy u boku ukochanego. Zawdzięczałem mu tak wiele, dostawałem jeszcze więcej, choć nigdy nawet nie marzyłem, aby zostać obdarowany taką miłością. Nie spodziewałem się, że w końcu znajdę osobę, którą z każdym kolejnym dniem będę kochać jeszcze mocniej, na której widok moje serce zacznie bić szybciej, a na ustach wkradnie się nieśmiały uśmiech.
            Siedziałem na parapecie i patrzyłem przez szybę na ciemność za oknem i jaśniejące w niej gwiazdy. Tego dnia wypadał nów, więc księżyc nie był widoczny na nieboskłonie. Czułem spokój i zmęczenie.
            Drzwi zaskrzypiały i pierwsze co poczułem to zapach mojego ukochanego oraz aromat gorącej czekolady. Westchnąłem i z uśmiechem popatrzyłem na Daria. Długie włosy okalały jego przystojną twarz, w której zawsze czaiła się iskra dzikości.
            - Gorąca czekolada dla ciebie - powiedział.
            Wyciągnął ku mnie kubek, lecz najpierw w podziękowaniu otrzymał słodkiego całusa. Czułem na nich smak czekolady, którą potem uraczyłem się, pijąc łyk po łyku i delektując się przyjemnym smakiem ciepłego napoju.
            - Dziękuję - mruknąłem do Daria, gdy moje pragnienie gorącej czekolady zostało zaspokojone.
            Monahan stojąc cały czas obok mnie, schylił się tylko i pocałował ponownie. Potem otrzymałem całusa w nos.
            Zszedłem z parapetu i pociągając za sobą Daria, udałem się w stronę łóżka. Spojrzałem jeszcze raz przez okno - tak tęsknie na gwiazdy świecące za nim. Zauważyłem, że zaczęło świtać, a ja odczuwałem lekkie zmęczenie. Rozebrałem się do bokserek i Dario także to uczynił, a następnie zasnąłem w jego ramionach.
***
            Zanim otworzyłem oczy, jeszcze raz wziąłem głęboki oddech. Dario pachniał wspaniale, a ciepło bijące od niego było bardzo przyjemne. Z każdym porankiem u jego boku, gdy wstawałem, cieszyłem się jak dziecko, że jednak wytrwał przy mnie, znalazł cierpliwość i obdarzył mnie miłością. Dario stał się moją ostoją, zapewniał opiekę. To na jego ramieniu mogłem się wypłakać i to samo ramię zatrzasnęłoby mnie w silnym uścisku, zapewniając bezpieczeństwo.
            Dario ziewnął i spojrzał na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie, dalej patrząc sobie w oczy. Z jego jasnych tęczówek uciekały resztki snu, a ja, chociaż nigdy mu się do tego nie przyznałem, kochałem patrzeć na niego z samego rana. Jednak zdawało mi się, że on to wie, a nawet więcej, prawdopodobne było, że Dario także uwielbiał nasze wspólne poranki.
            - Dzień dobry. - Usłyszałem i podciągnąłem się po poranny pocałunek.
            - Dzień dobry - odpowiedziałem, gdy nasze usta się już rozłączyły.
            - Mam nadzieję, że nie masz na dziś żadnych planów, bo mam dla ciebie niespodziankę – oznajmił radośnie. Starałem się nie wydać po sobie, że owszem, chciałem dziś oglądać spadające gwiazdy. Jednak widząc Daria takiego zadowolonego, nie mogłem oponować. - Chcę cię, kochany, porwać na wieczór.
            - Dobrze. A gdzie mnie porywasz? – zapytałem, choć byłem pewny, że odpowiedzi nie dostanę.
            W odpowiedzi Dario prychnął.
            - Chyba nie sądzisz, że ci powiem? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
            Westchnąłem tylko i przeciągnąłem na łóżku. Miałem pełno siły, więc korzystając, że mój ukochany jest obok mnie, pocałowałem go namiętnie, wkładając w to całe swoje pragnienia. Ten jednak po chwili odsunął się, choć czułem, że jego ciało zareagowało na moje poczynania i odparł ze śmiechem:
            - To także zostawiam na wieczór.
            Po czym cmoknął mnie w nos i uciekł do łazienki. A ja ponownie rozłożyłem się wygodnie na łóżku, wdychając przyjemny zapach pościeli pomieszany z zapachem naszych ciał.

***

            Jeszcze przed wejściem do auta, Dario zasłonił mi oczy chustką. Podczas podróży rozmawialiśmy i słyszałem w głosie Monahana maskowane podekscytowanie.
            Gdy wysiadłem z samochodu, uderzył mnie chłód wieczoru, a dokładniej nocy. Wiedziałem, że nad nami iskrzą gwiazdy, a Dario prowadził mnie koło lasu, gdyż czułem specyficzny zapach drzew.
            Po pewnym czasie wędrówki, poczułem jak Dario przytula się do moich pleców i sprawnie rozwiązuje chustkę.
            Gdy odzyskałem zmysł wzroku, spostrzegłem koc i przygotowany kosz piknikowy. Wokół rozstawione zostały małe lampki na baterie, które nadawały miły klimat, a w miejscu natychmiast stało się nieco jaśniej.
            Dario dalej trzymał mnie od tyłu, stałem wtulony w niego, a on schylił się lekko do mojego ucha i usłyszałem jego szept:
            - Obejrzymy spadające gwiazdy, kochany?
            Nigdy nie wydawało mi się, aby Dario interesował się gwiazdami tak jak ja. Wiedział, że lubię je oglądać, lecz nie spodziewałem się po nim takiej inicjatywy. Uśmiechnąłem się szeroko, nie potrafiąc uspokoić swoich uczuć, a czułem ogromną radość i miłość do tego człowieka.
            - Kocham cię – powiedziałem, gdy tylko zdołałem obrócić się w jego ramionach i stanąć z nim twarzą w twarz. Przytuliłem go mocno do siebie i obdarowałem krótkim całusem, po którym nastąpił kolejny, i kolejny…
            - Poszedłeś ze mną, choć miało cię minąć obserwowanie nieba – zauważył Dario, gdy tylko moja euforia nieco opadła. Zmieszałem się lekko, ale w końcu to był mój partner, więc przytaknąłem tylko ruchem głowy.
            Po co miałem oglądać spadające gwiazdy, skoro on był moją prywatną, dającą nadzieję? Wolałem iść z nim niż siedzieć na werandzie lub parapecie i obserwować niebo. Nawet nie musiałem chwili się zastanawiać, aby wybrać, co wolę robić.
            Położyliśmy się na kocu, a ja uczyłem Daria gwiazd. Pokazywałem mu te najbardziej jaśniejące i tłumaczyłem jak się nazywają. Jego wzrok śledził mój palec, który przemieszczał się w powietrzu niczym po mapie.
            Tak bardzo zajęliśmy się gwiazdami, że zapomnieliśmy o tym, że miały one spadać z nieba. I kiedy obaj wypatrzyliśmy jedną, która sunęła z bladym blaskiem po nieboskłonie, spadając, postanowiliśmy pomyśleć życzenia.
            Zacząłem się głowić nad tym, co sobie zażyczyć. Przecież byłem szczęśliwy, miałem kochającego partnera, rodzinę i przyjaciół. Udało mi się przezwyciężyć strach i wszystko było u mnie dobrze.
            Aby to trwało jak najdłużej. Abyśmy dalej byli szczęśliwi i żeby było tak wspaniale jak jest.
            - Też cię kocham – szept przebił moje myśli i odwróciłem wzrok z gwiazd na Daria.
            Spojrzałem w jasne tęczówki partnera i zauważyłem, że w nich odbija się światło lamp, tak, jakby i one były gwiazdami. W końcu uśmiechnęliśmy się i pocałowaliśmy, a Dario przyciągnął mnie do siebie, przytulając. Gwiazdy już wcześniej spełniły wszelkie moje życzenia. Wszystko co mogłem sobie zażyczyć już się spełniło i pragnąłem, aby tak pozostało na zawsze.
               

Miejsce trzecie: sabrinetaylor

 Dodatek do Prezentu od losu

            Nad rzeką siedziała młoda dziewczyna. Po jej policzkach spływały łzy. Słońce już zachodziło, a ona spoglądała w przejrzystą toń, próbując podjąć dobrą decyzję.
Pięć godzin wcześniej
Taylor leżała na łóżku i przeglądała swój najnowszy nabytek. Gruba książka z antykwariatu wyglądała, jakby miała co najmniej sto lat i przypominała dziennik. Każda strona była zapisana starannym, pochyłym pismem. Pierwotny właściciel skrzętnie zapisywał całą zdobytą przez siebie wiedzę o ziołach i naturalnych metodach leczenia. Dziewczyna od zawsze chciała pomagać innym, ale nie widziała się na studiach medycznych. Wizja robienia, tudzież oglądania sekcji zwłok skutecznie ją odstraszała. A zielarstwo było szansą, by tego uniknąć. Praca w zawodzie lekarza byłaby niemożliwa, ale może kiedyś pomoże komuś właśnie dzięki takiej wiedzy. Robienie herbatek i okładów ziołowych było czymś, do czego nadawała się w stu procentach.
- Taylor, pozwól na chwilę na dół. Natychmiast!
- Już idę, mamo! – Nastolatka odłożyła książkę na biurko i zbiegła szybciutko po schodach do salonu. – Coś się stało?
- Musimy porozmawiać, młoda damo- odezwał się partner matki dziewczyny. Facet był łasy na pieniądze i tylko one go obchodziły. Nie ważne, jakim kosztem, musiał mieć bajońskie sumy na koncie. – Za tydzień wychodzisz za mąż.
- Co?! – Taylor poderwała się z kanapy, na której chwilę wcześniej spokojnie siedziała. Nie wierzyła w to, co słyszy.
- Siadaj z powrotem! Nie ma dyskusji. Pan Martinez jest multimilionerem, zapewni NAM wspaniałe, dostatnie życie, do śmierci będziemy żyć w luksusie! Albo za niego wyjdziesz, albo won z domu. Przez osiemnaście lat łożyłem na twoje wychowanie, opłacałem ci wszystko, mogłabyś się wreszcie odwdzięczyć!!!
- Mowy nie ma! Nie wyjdę za mąż za jakiegoś obcego człowieka! – Czytała o tym bogaczu. Facet miał ponad pięćdziesiąt lat, był po dwóch rozwodach, byłe żony były od niego oczywiście młodsze, i jeździł porsche. A czasami bentleyem lub ferrari. Zależnie od nastroju. Nie miała zamiaru za niego wychodzić. Nie ma takiej opcji! Przecież nie żyją w średniowieczu! Czasy, w których rodzice wybierali dzieciom partnerów, już minęły!
- To wynocha. Zabieraj klamoty i jazda z domu. – Dziewczyna spojrzała na swoją matkę. Oczy kobiety były zimne i puste. Nie miało dla niej znaczenia, co się stanie z jej córką. Jak dla niej mogła się wynieść.
Taylor wrzuciła szkicownik, trochę ubrań i książek do plecaka. Przez ramię przewiesiła torebkę z telefonem i portfelem, w którym miała dokumenty i wszystkie swoje oszczędności. Zamknęła za sobą drzwi i ostatni raz spojrzała na dom, w którym się wychowała.
Teraz
Musiała znaleźć jakieś mieszkanko. Nie miała zbyt dużo oszczędności, ale na opłacenie czynszu za jakieś dwa miesiące powinno starczyć. Ale musiała jeszcze kupić jedzenie, opłacić rachunki. I co, kiedy skończą się pieniądze? Musiała znaleźć pracę. Ale chyba dobrze postąpiła… Nie dałaby rady w takim małżeństwie. Pogrążona w swoich myślach nie zauważyła zbliżającej się do niej postaci. Dopiero, gdy coś ciepłego polizało ją po policzku, otworzyła oczy i krzyknęła cicho. Przed nią stał najprawdziwszy wilk. Gdyby wstała, sięgałby jej trochę powyżej pasa. Wilk merdał ogonem i wyglądał na szczęśliwego… Chyba. Równie dobrze mógł szczerzyć do niej kły i planować, jak ją rozszarpać. Zwierzę trąciło dziewczynę nosem i zaczęło okręcać się wokół własnej osi. Kiedy nastolatka otrząsnęła się z pierwszego szoku, niepewnie wyciągnęła dłoń w stronę wilka. Większość ludzi pewnie by uciekła, co też nie byłoby najlepszym wyjściem, albo udawałaby padlinę. Na szczęście zła passa Taylor najwyraźniej skończyła się na ten dzień, bo zwierzak polizał ją po dłoni i odbiegł kawałek, dając jej znak, żeby za nim pobiegła. Dziewczyna odłożyła rzeczy na bok, dbając, aby nie zamokły, i pobiegła za wilkiem. W sumie, nie miała nic do stracenia.
***
Po godzinie zabawy, osiemnastolatka padła zmęczona na trawę i spojrzała w czekoladowe oczy wilka.
- Muszę już iść. Jest już ciemno, a muszę sobie znaleźć jakiś hotel. – Dziewczyna nie bała się. Sama uważała, że to dziwne, ale wydawało się jej, że wilk nie chce jej zrobić krzywdy. Co było wprost irracjonalne. Podniosła się i pogłaskała zwierzaka po pyszczku. – Miło było cię poznać. Jutro też tu będziesz? Cholera, co ja wyprawiam? Gadam do zwierzęcia. I oczekuję odpowiedzi. Chyba jestem bardzo zmęczona… - Poklepała wilka po głowie i zabrała swoje rzeczy. Nie miała pojęcia, że wilczek pilnował jej tak długo, aż nie znalazła taniego motelu. Kiedy zwierzę miało pewność, że nastolatka jest bezpieczna, wróciło do domu.
***
- Mark? No nareszcie, gdzieś ty był? Wiesz, która jest godzina?
- Spokojnie, siostrzyczko. Byłem nad rzeką. Bawiłem się… - …z moją partnerką więzi. Dokończył w myślach, uśmiechając się głupio do siebie. Poszedł do swojej sypialni, zostawiając zdziwioną siostrę i jej partnera wraz z ich domysłami. Młody zmienny wziął szybki prysznic i położył się do łóżka. Zasnął, myśląc o pięknej, młodej dziewczynie, której oczy były tak błękitne, jak niebo.
***
Nie wiedziała, czemu tu przyszła. Nadal bez pracy, mieszkania. W dodatku, aż do rana nie mogła zasnąć. Ciągle rozmyślała o wilku z czekoladowymi oczami i sierścią w kolorze kawy z mlekiem. I teraz siedziała w tym samym miejscu, ze szkicownikiem. Było dość wcześnie. Może trochę po siódmej. Zaczęła rysować. Patrzyła na rzekę, na niebo, na piękny, zielony i wiosenny krajobraz. Żałowała tylko, że pośród tego całego piękna, nie ma tego jednego, pięknego wilka.
***
Kiedy się obudził, od razu poczuł, że ONA jest w pobliżu. Natychmiast zerwał się z łóżka i pobiegł do łazienki, aby się ogarnąć. Szybko się jeszcze ogolił i ubrał i już biegł do kuchni. Po drodze prawie wpadł na betę Alessia i jego partnera. Pewnie chcieli się dowiedzieć, co z autem zmiennego. Skinął im głową i porwał ze stołu jabłko. Wytarł je o koszulę i wybiegając z kuchni, znowu kogoś potrącił, tym razem siostrę.
- Gdzie się tak spieszysz?
- Nad rzekę!
- Rzeka ci chyba nie ucieknie, co? – spytał rozbawiony zachowaniem gammy Alessio. Mark skinął z roztargnieniem głową. Chciał już spotkać się z tą dziewczyną. Kiedy nad rzeką zobaczył, jak płacze od razu chciał od niej zabrać cały ból, od razu poczuł, że jest mu przeznaczona. Nie mógł wytrzymać tego, że ONA cierpi, a on nie może jej pomóc. Ale przecież nie pokarze się jej w ludzkiej postaci. Tylko przestraszy się i ucieknie…
- Idź już, bo wydepczesz dziurę w podłodze. – Mark nawet nie zauważył, że zaczął chodzić niecierpliwie w miejscu. Skinął głową z wdzięcznością i wybiegł na zewnątrz.
***
Schował się za drzewem i ją obserwował. Rysowała. Tak bardzo chciał do niej podejść. Przemienił się i podbiegł radośnie do dziewczyny. Polizał ją przeciągle po policzku, a potem, nie chcąc przeszkadzać jej w rysowaniu, ułożył pysk na jej kolanach i przymknął powieki.
Przyszedł. Była szczęśliwa, sama nie wiedziała, czemu. W końcu to tylko zwykły wilk. Pogłaskała go po pysku i odłożyła szkicownik. I tak już prawie skończyła.
- Co tam, wilczku? Chcesz się pobawić? – Wilk zawył radośnie i podniósł się do zabawy.
***
Przez kolejne dni codziennie powtarzali swój „rytuał”. Przez cały ten czas, Mark nie zdradził, kim naprawdę jest. Za to dziewczyna bardzo dużo opowiadała swojemu wiernemu słuchaczowi o swoim życiu, pasji do ziół i roślin, o rysowaniu. Po tych kilkunastu dniach, Mark miał wrażenie, jakby znał nastolatkę całe życie.
Kolejnego dnia, gdy Taylor i zmienny ganiali się po polanie, doszło do wypadku. W pewnym momencie, kiedy przebiegając przez rzekę, wilk odwrócił się, by spojrzeć na Taylor, pośliznął się i uderzył łbem o kamienie, które leżały na dnie. Przerażona Taylor krzyknęła. Nie miała pojęcia, co robić. Może jakiś okład z ziół na krwawiącą ranę. Ale z jakich? Uklękła przy wilku. Była zdenerwowana, nie mogła się skupić, nie dostrzegała, że klatka piersiowa wilka porusza się podczas nierównego oddechu. Oczy zaszły jej łzami. Nie wiedziała, ile czasu minęło. Kilka minut, czy kilka godzin. W tym czasie Zmienny zdołał uleczyć swoje rany, ale nijak nie mógł zwrócić na siebie uwagi roztrzęsionej dziewczyny. Szybko podjął decyzję.
- Hej, spokojnie. Nic mi nie jest. – Taylor słysząc czyjś ciepły głos, uniosła głowę i przetarła oczy. Przed nią leżał nagi, przystojny mężczyzna, za to nigdzie nie było wilka.
- K-kim jesteś? Gdzie jest mój Wilk? Co tu się, do cholery, dzieje?!
- Ciii, już dobrze. To ja. Spójrz mi w oczy. – Nie wiedziała, czemu spełniła polecenie. Ale jakiś głos w środku podpowiadał jej, co powinna zrobić. Ujrzała znajome czekoladowe oczy. Wiedziała, kto to, ale…
- J-jak to możliwe?
- Wierzysz w zmiennokształtne istoty? Na przykład zmienne wilki?
- Chyba musisz mi dużo wyjaśnić. – Sama nie wierzyła, że to mówi.
***
- A więc, jeśli dobrze rozumiem. W promieniu kilkunastu kilometrów żyją dwie watahy Zmiennych, tak? Większość to zmienne wilki, ale także inni Zmiennokształtni. A ty jesteś zmiennym wilkiem. O kurcze. W sensie, wow, nie tego się spodziewałam, kiedy cię poznałam… I… Mówisz, że istnieje coś takiego, jak partnerstwo więzi, przeznaczenie, które łączy zmiennych, jeśli się odnajdą… I tylko dlatego jeszcze tu jesteś?
- Przez ostatnie dni dowiedziałem się o tobie więcej, niż nie jeden człowiek. Poznałem cię z każdej strony. Widziałem, jak płaczesz i jak się śmiejesz. Poznałem wszystkie twoje lęki i smutki. Wiem, co cię cieszy, wzrusza. Wiem o tobie chyba wszystko. Od początku zależało mi na tobie, chciałem cię jak najlepiej poznać, a teraz… Taylor, zakochałem się. Nie, zaczekaj. Nie zakochałem się. Ja cię kocham. Nie ma znaczenia, co zdecydował los. I tak chcę być z tobą
- Sama nie wierzę, że to mówię, ale ja też chcę spróbować. Od początku czułam, że łączy nas coś wielkiego, niesamowitego. Nie umiem jeszcze powiedzieć, co czuję, ale jedno wiem. Chcę być z tobą już zawsze.
Delikatnie przyciągnął ją do siebie i pocałował.


A to tekst osoby, która nie wygrała, ale prosiła, żeby go tutaj wrzucić, aby każdy mógł go przeczytać. matoko

                                                         Dziwne zachowanie Adama



Christian zauważył, że jego syn Adam ostatnimi dniami zachowywał się bardzo dziwnie. Z niegrzecznego łobuza zamienił się kulturalnego chłopca, przestał dogadywać się z  Felicją na rzecz drugiej siostry i co najgorsze nie przestawał go odstępować choćby na jeden krok. Nie pozwalał Christianowi nawet odpocząć w nocy cierpiąc od paru dni na bezsenność, na którą pomagała jedynie obecność papy. Gdy znikał choćby na 15 minut Adam nagle zaczynał się budzić. Christian już nie wytrzymywał, to był jego drugi dzień rui, a nie kochał się ze swymi mężami już ponad tydzień. Wszelkie akcje dywersyjne nie odniosły żadnego skutku. Adam płakał możliwości spędzenia pół dnia z ciocią Sheoni. Omówił swojemu ulubionemu wujkowi Luisowi grania w piłkę, a nawet nie był zainteresowany wycieczką jednym z tatusiów (którzy postanowili ze jeden z nich się poświeci , by wtedy drugi mógł ulżyć partnerowi). Christian nie miał żadnych pomysłów, co mogłoby u Adama powodować takie zachowanie, ale jego obecny stan nie sprzyjał rozmyślaniom, a jeśli już to na trochę bardziej przyjemne tematy. Postanowił zastosować bardzo polecane rozwiązanie, przez psychologów i różnego rodzaju poradniki, na wszelkie problemy interpersonalne, czyli szczerą rozmowę. Z powodu swojej obecnej niedyspozycji myślowej Christian zadał jedno z najgorszych pytań jakie można zadać swojemu potomkowi (które niestety jest najczęściej przez rodziców zadawane).
- Co się z tobą dzieje?
Gdyby Adam był o kilka lat starszy, by odkryć w sobie okres nastoletniego buntu, pewnie by teraz krzyknął: "NIC" i walną by pięścią stół albo trzasnąłby najbliższymi drzwiami na potwierdzenie, że z nim naprawdę wszystko jest w porządku. Na szczeście będąc dzieckiem odpowiedział:
- A co ma się ze mną dziać, papo?
Christian zauważył, że musi doprecyzować pytanie.
- Dlaczego tak się dziwnie zachowujesz ostatnio? Kiedyś wolałeś przebywać czas z tatusiami, a teraz jesteś ze mną cały czas. Dlaczego tak nagle się do mnie przyczepiłeś?
- Bo papa okazał się bardzo fajny i by papa pamiętał, że ja też jestem bardzo fajny.
Rodzic zaczął wtedy coś dostrzegać, Adam z jakiego powodu chyba nie był pewny jego miłości, nie wiedział dlaczego, ale postanowił od razu temu zaradzić.
- Ja wiem, że jesteś bardzo fajny i bardzo cię kocham, ale musisz zrozumieć musisz zrozumieć papa musi mieć trochę czasu dla siebie. To że nie będziemy przebywać ze sobą cały czas, to nie znaczy, że przestane cię kochać.
- Ale wtedy papa pójdzie do innych tatusiów i wtedy przestane byś waszym jedynym synem.
- Dlaczego miałbyś przestać?
- No będziecie uprawiać no ten... seks i przez to papie pojawią się dzidziusie w brzuszku, a jednym z nich może być chłopiec i wtedy wszyscy polubią go bardziej ode mnie.
- Co ... skąd ty wiesz co to jest seks? - zadając to pytanie, sam się domyślił kto mógł mu o tym powiedzieć. Oczywiście pewnie była to Felicja. Dziewczynka niestety nad wiek inteligentna i ciekawa wszystkiego, pewnie dowiedziała od kogoś ze sfory co to są miłosne igraszki. Synek potwierdził jego przypuszczenia. Christian westchną w duchu. Wygląda na to że będzie musiał przeprowadzić  z chłopcem i dziewczynką wraz mężami wstępną rozmowę uświadamiająca, wyciągnąć od córki jak zdobyła te informacje i przekonać Adama, że nie ważne ile będzie miał rodzeństwa i jakiej płci, zawsze będzie tak samo kochany. Uznał, że to może poczekać, a nawet musi, bo teraz nie byłby stanie o tym gadać, będąc partnerami w jednym pokoju.  
- Nie wiem, co dokładnie powiedziała ci Felicja, ale pewne środki które zapobiegają ciąży.
- Więc nie będę miał braciszka? - zapytał mały z nadzieją
- Nie - przynajmniej najbliższej przyszłości dopowiedział sobie w duchu Christian.
- To dobrze - powiedział uradowany chłopiec.
- To teraz skoro sprawa wyjaśniona, idź do niani i dziewczynek się pobawić.
- Dobrze. Tatusiu -  opowiedziało dziecko i po chwili zastanowienia, zapytało - Ale skoro z tego nie będzie dzidziusia, to po co tatusie w ogóle to robią?
 Nikt mu jednak nie odpowiedział, bo Christian był już w drodze do gabinetu alf.
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)