Nie powiadamiam. Mam w domu malowanie i idzie burza.
Wzburzony szedł
szybkim krokiem przez korytarz urzędu ministerialnego w Elmeriad.
Yavetil podążał za nim. Przez cały czas dotrzymywał towarzystwa
kochankowi. Oficjalnie był jego osobistą ochroną.
–
Co
ten prostacki gbur sobie wyobraża?! Pofatygowałem się do tego
miejsca osobiście, a nienawidzę urzędów, gdyż królowi bardzo
zależało na podpisie w tych dokumentach. – Potrząsnął
pergaminem zawiniętym w rulon. – A główny minister od dwóch
wschodów słońca nie chce mnie przyjąć, bo ma ważniejsze sprawy.
A kto nalegał na tę umowę? Ja? Król? Nie. Ten rozleniwiony knur –
wypluwał z siebie słowa, nie bacząc na obecność innych ludzi.
Yavetil nigdy nie widział go tak wściekłego.
– Mówią, że go nie
ma.
–
Nie
ma? Jest. Ten wypasiony szczur nie ruszał się z miejsca od
dziesięciu lat! Kto go jeszcze trzyma na tym stanowisku? Nie chce
mnie przyjąć, bo tak mu się podoba. Chce, by ktoś latał
codziennie i błagał o spotkanie. Nie ze mną takie numery. Nie
przyjmie mnie? Nie ma umowy. Niech pogodzi się, że nowej dostawy
zboża nie otrzyma z Antiri. Niech szuka w Moverald lub Iare. Tam
zapłaci krocie za jeden gardien.* – Zatrzymał się. – Siedzę
tu od dwóch dni i tracę czas. Jeżeli do wieczora ten szczur się
ze mną nie spotka, wracamy bez podpisu. Znajdę królowi innego
odbiorcę. Z racji małżeństwa Rivena bez problemu możemy
sprzedawać zboże do Elros.
–
Wracajmy
do gospody. – Yav położył rękę na ramieniu kochanka.
– Nie mam czasu. Będę
tu czekał...
– Wracajmy. –
Przesunął dłonią w dół ręki Terrika. – Musisz się uspokoić.
Znam na to sposób. – W oczach Yavana pojawił się znajomy błysk.
Terrik uśmiechnął
się do niego. Doskonale znał sposoby kochanka na rozluźnienie i
uspokojenie emocji.
–
To
chodźmy. Przyda mi się... odpoczynek – dodał, chociaż wiedział,
że przy tym, co będą robić, raczej sobie nie odpocznie.
*~~*~~*
W
ciągu dwóch dni Aranel z pomocą Agathe i Naeli poznał najkrótszą
drogę do ogrodu. Teraz odprężony siedział na ławeczce po klonem
palmowym, wsłuchując się w śpiew ptaków. Piękne, ciepłe
popołudnie dawało możliwość korzystania z udanego lata. Jedyne,
czego mu brakowało, nawet bardziej niż rodzinnego miasta, to jazdy
konnej. W tym czasie był już w stajni kilka razy z Agathe.
Niestety, ona nie umiała jeździć konno. Służba nie była uczona
tego zajęcia. Uważano, że praca w pałacu nie wymaga nauki tej
profesji. Tylko ci, co pracowali w stajniach, umieli jeździć konno.
Naeli nie śmiał prosić. I tak dużo dla niego zrobiła,
zaniedbując własne zajęcia.
Oparł
się swobodnie o gruby pień za plecami. Spędził tu dzisiaj prawie
cały dzień. Z radością mógł stwierdzić, że to miejsce jest
wspaniałe. Wokół niego śpiewały ptaki, tańczyły zapachy
kwiatów rosnących wokół. Czulszy nos wyłapywał też zioła.
Musiały rosnąć niedaleko miejsca, gdzie przebywał. W części
ogrodu, do której jeszcze nie dotarł. Prawdopodobnie wykorzystywano
je w kuchni i ambulatorium.
– Panie, panie. –
Usłyszał z daleka głos swej służki.
– Agathe, stało się
coś?
–
Książę
Riven wrócił – powiedziała, stając obok niego.
Jego
mąż wyjechał na pastwiska i nie było go dwa dni. Miał wrócić
zaraz następnego ranka po opuszczeniu pałacu, lecz pobyt na,
zapewne bezkresnych, łąkach przedłużył się. Co go tak bardzo
trapiło, że nie chciał wracać? Nie było tak, że nad tym nie
rozmyślał i cieszył się, że małżeńskie komnaty ma dla siebie.
Wprost przeciwnie. Rozważał każdy powód nieobecności męża.
Myślał też nad ostatnimi słowami Rivena: „Dlatego wolę dziś w
nocy nie być tutaj i teraz też nie, bo moja wściekłość odbiłaby
się na tobie. A jakkolwiek bym nie myślał przed ślubem o tym
wszystkim, to musimy żyć razem i ja na twoim miejscu nie chciałbym
się bać człowieka, z którym dzielę przyszłość!”. Jak bardzo
król musiał nalegać na ich zbliżenie się do siebie i położenie
do łoża w celu innym niż spanie? Poczuł gorąco na policzkach.
Nie wyobrażał sobie, jak to może być z mężczyzną, pomimo że
on na samą myśl o tym czuł się dziwnie, a w dole brzucha miał
znajomy ucisk. Dla niego to było trudne. Nigdy nie był blisko
mężczyzny i bał się. A co dopiero Riven, który z natury kochał
kobiety. Dla niego zapewne myśl bycia z mężczyzną, dotykanie go
intymnie, musiała być bardzo... ohydna. Sam to przecież przyznał.
Obrzydza go to. Aranel posmutniał. W takim razie nigdy nie zazna
prawdziwego dotyku. Stanie się to, co jest nieuniknione, a potem...
Liczył tylko, że Riven nie zrobi tego, kiedy będzie zły. Teraz
uciekł, ale król będzie nalegał. Lepiej by było mieć to za
sobą. Dziwnie będzie być z mężczyzną i wiedzieć, jak bardzo go
to brzydzi. Ale w ciągu kolejnych czterech czy pięciu nocy połączy
się z mężem. To ich małżeński obowiązek. Dla nich obu to nie
jest łatwe i doszedł do wniosku, że powinien być dla męża
podporą. Swoje obawy i strach trzymać pod tak znajomą maską.
Taką, jaka jest w danej chwili potrzebna. Najczęściej potrzebował
tej obojętnej kurtyny. Wpływała na twarz niczym druga skóra.
– Panie, zamyśliłeś
się. Trzeba do pałacu.
Zanim
odwrócił się do służki, na jego twarz wstąpiła zasłona
nikłego uśmiechu i lekkiej ulgi z powrotu męża. Nie powinien był
w taki sposób okłamywać Agathe, ale martwiłaby się, widząc jego
smutek zapoczątkowany przez myśli o skrzywionej z obrzydzenia
twarzy męża.
Wstał,
chwytając w dłoń swój nieodłączny kij.
–
Chodźmy
zatem powitać
Rivena.
*~~*~~*
Riven przekroczył
bramę w pałacu i zeskoczył z konia.
–
Zajmijcie
się nim – rozkazał chłopcu stajennemu i idąc pewnie po
dziedzińcu, wkroczył do pałacu. Powitał go nieodłączny chłód
murów. Przyniosło to ulgę po wiecznym przebywaniu na słońcu.
Jego skóra była gorąca i ciemniejsza niż wcześniej. Służący
kłaniali się, gdy przechodzili obok niego. Nie zwracał na nich
uwagi. Podążał do komnat. Musiał zmyć z siebie brud. Nie miał
zamiaru długo nie wracać, ale dzięki temu mógł przemyśleć
sobie wszystko. Parobcy pilnujący koni nie przeszkadzali mu w
samotnym spędzaniu czasu i wędrówkach. Wiedzieli, że jest tam z
innego powodu niż żeby zebrać raporty i sprawdzać stan koni oraz
jak się sprawują ludzie.
Wkroczył
do komnaty. Przeszedł przez część salonową do okna i pociągnął
za gruby sznur, przy końcu którego był zawieszony dzwoneczek. Ten
zadzwonił kilka razy, po czym Riven podszedł do stolika, na którym
zawsze stała karafka z winem i nalał sobie kieliszek trunku. Zanim
sięgnął ustami do krwistego napoju, wrota od komnaty otworzyły
się. Do komnaty wszedł Aranel wraz ze służką.
–
Panie,
twój mąż jest obecny.
Aranelowi nie trzeba
było tego mówić. Sam zorientował się, że nie są sami.
– Wróciłeś.
–
Tak.
Miałem wiele spraw. – Przyglądał się mężowi. Adantin miał
wypieki na policzkach i przyniósł ze sobą zapach kwiatów. Tego
jednego, z jakiego używał olejku do kąpieli, ale i innych. –
Byłeś w ogrodzie.
–
Spędziłem
tam dzień. – Podszedł do fotela, zaznajomił się już z układem
mebli, i zajął na nim miejsce.
–
Agathe,
mój służący nie przychodzi. Przygotuj mi kąpiel. Aranelu,
napijesz się wina?
– Z
przyjemnością. Podpora.
Mam być jego podporą –
powtarzał sobie w myślach Aranel. – Jesteś spokojniejszy.
– Mam doskonały
nastrój. – Zapełnił drugi kielich winem. – Proszę. – Podał
go do ręki męża, kiedy ten wyciągnął dłoń. Dotknął przy tym
jego skóry.
– Cieszę się i
dziękuję. – Wzdrygnął się lekko na ten przypadkowy dotyk, ale
nie pokazał tego po sobie.
– A ty co robiłeś?
– Usiadł w drugim fotelu. Zawiesił wzrok na twarzy męża.
–
Niewiele.
Głównie uczyłem się rozpoznawać drogę do ogrodu. – Rozpraszał
go zapach Rivena. Nie był nieprzyjemny. Przeciwnie, niósł ze sobą
zapach zwierząt, łąk, słońca i wszystkiego, czego on nigdy nie
zazna. Nie wiedział, o czym ma z nim rozmawiać, więc zamilkł,
ukrywając zakłopotanie napiciem się.
–
Panie,
kąpiel gotowa – poinformowała Agathe.
– Doskonale.
W
tym czasie Mani, nowy służący Rivena, przyszedł spóźniony.
–
Wybacz,
książę, ale byłem na dziedzińcu, jak mnie wezwano. – Ukłonił
się.
– Masz szczęście,
że jestem w dobrym nastroju. – Odstawił pusty kieliszek. –
Pomożesz mi się wykąpać i przygotujesz odpowiednie odzienie.
Pójdę z mężem na spacer.
Aranel,
słysząc to, omal nie upuścił kryształowego naczynia z dłoni.
Riven pójdzie z nim na spacer? Uniósł kąciki ust w prawdziwym
uśmiechu.
Riven z pomocą
służącego zdjął brudne rzeczy i wszedł do wanny. Zanurzył się
cały pod wodą, namaczając włosy. Pobyt za murami pałacu dobrze
mu zrobił. Nawet myśl o spędzeniu z mężem czasu wydała się
jakaś taka przyjemna. Postawił sobie za cel poznać go lepiej. Nie
chce żyć z kimś obcym u boku. Może ze swego małżeństwa zrobić
piekło lub coś w rodzaju obopólnego porozumienia i żyć
spokojnie.
*~~*~~*
Mężczyzna
w czarnym płaszczu szedł ciemnymi ulicami, do których nawet
wczesnym wieczorem nie zaglądało słońce z powodu tak ciasnej
zabudowy. Każda wąska, brudna uliczka była siedzibą najgorszych
męt, jakie stworzyła biedota i bezprawie. Stare, rozwalające się
budynki graniczyły z barami, gdzie kwitł hazard, prostytucja i inne
podejrzane sprawki. Mężczyzna pomimo tego wiedział, że nie
wszyscy w tej dzielnicy są po drugiej stronie prawa. Mieszkały tu
też kobiety z dziećmi, staruszkowie i inne zacne towarzystwo nie
parające się przestępstwem. Ta dzielnica bardzo różniła się od
czystej jak łza części stolicy. Nie chciał tu być ani minuty,
gdyby nie podejrzenie, że chłopak, który go okradł, mieszka
tutaj. Pytał ludzi z miasta, oczywiście dyskretnie, o tego małego
złodziejaszka. Mógł go nie szukać, ale duma nie pozwoliła mu na
to. Starał się zrozumieć, jak on, najemnik wynajmowany do brudnych
spraw, dał się okraść gówniarzowi. Musiał go znaleźć, a potem
pomyśli, co ma z nim zrobić. Nikt nie będzie z nim zadzierał.
Schował czerwone pasma długich włosów, które wysunęły mu się
spod kaptura. Rozglądał się czujnie. Szukał smarkacza i
jednocześnie pilnował swego życia. Nigdy nie wiadomo, skąd mogło
nadejść zagrożenie w takim miejscu. Znajdzie dzieciaka. Poszukiwał
go od dwóch dni i czuł, że był blisko.
Musiał
tylko znaleźć miejsce, gdzie przebywają dzieci, bawiąc się w tym
syfie. Zapach tutaj też nie należał do przyjemnych, wręcz go
odrzucał. Wszędzie śmierdziało moczem, pleśnią i czymś
zdechłym. Miał tylko nadzieję, że nie leży gdzieś tu trup. Miał
do czynienia z trupami. Co więcej, sam przyczyniał się do tego,
ale od rozkładających się zwłok trzymał się z daleka. Będzie
musiał wziąć porządną kąpiel, kiedy wróci do gospody, a
ubranie spalić. Odór ulic już wsiąkł w nie niczym woda. Gdzieś
przed nim zamiauczał kot i coś się zatłukło. Przystanął na
chwilę, żeby przyjrzeć się, jak przed nim przeleciał szczur,
jakiego na oczy nie widział, a za nim czarny kocur. Dopiero, gdy
nietypowe towarzystwo zniknęło w budynku obok, ruszył dalej.
–
Zabiję
gówniarza za to, że przez niego tu jestem. Niech nauczy się,
kogo ma okradać, a kogo nie.
Wszedł
na plac,
gdzie wokół nad głową były rozwieszone sznury, a na nich suszyła
się bielizna. Pod jedną ze ścian domostwa stała chuda, brudna
dziewczynka. W ręce trzymała bezgłową lalkę i coś do niej
mówiła.
–
Dziewczynko
– zagadał, będąc już blisko niej. Ta spojrzała na niego
dużymi, czarnymi, wystraszonymi oczami. – Nie bój się. Szukam
pewnego chłopca. Jestem mu winien pieniądze za wykonaną pracę. Ma
dziewięć, dziesięć lat, czerwone włosy i jest twojego wzrostu.
Znasz może takich chłopców? – ukucnął.
– Znam –
odpowiedziała ostrożnie.
– A gdzie mogę ich
znaleźć? Poznam tego, którego szukam.
–
Jeden
mieszka po drugiej stronie ulicy, ale jest starszy, drugi na końcu
tej, skąd widać już wieżę ratusza. Innych nie znam.
–
Matilde,
z kim ty gadasz?! – Z budynku wyszła kobieta o wściekłym wyrazie
twarzy, zmierzwionych włosach i rozpiętej bluzce. Jej spódnica
opasana była dodatkowo zapaską – Kim pan jest? Co pan tu robi?!
Wynosić się stąd! Takich, jak pan, tu nie potrzebujemy! Tylko
zaczepiacie dzieci i każecie im robić nieprzyzwoite rzeczy. Moja
córka nie jest od tego. Wypierdalaj, człowieku, bo zaraz męża
zawołam! – Naskoczyła na niego, chwytając córkę za rękę i
wciągając do wnętrza rudery.
Najemnik
tylko pokiwał głową i
poszedł w głąb ulicy. Nienawidził wrzeszczących kobiet. Co ona
powiedziała? Tacy, jak on, każą robić dzieciom nieprzyzwoite
rzeczy? Tego nienawidził jeszcze bardziej. Zabiłby za darmo kogoś,
kto kradł dzieciom niewinność. Nagle zatrzymał się i uśmiechnął
złowieszczo. Mam
cię. Dzieciak,
którego szukał, właśnie wchodził do rozpadającego się,
parterowego budynku. Szybkim krokiem podążył za nim i nim chłopiec
zamknął drzwi, złapał go za koszulkę na plecach.
–
Oddaj,
co zabrałeś – warknął.
–
AAAAAAAAA!
– Chłopiec zaczął piszczeć, alarmując kogoś, kto znajdował
się w głębi domu.
– Stul dziób!
–
Co
tam? Kim pan jest? – W pomieszczeniu, które zapewne służyło za
sień i kuchnię jednocześnie, pojawił się młody chłopak z
ręcznikiem na głowie. Wyglądał,
jakby był świeżo po kąpieli. – I niech pan zostawi mojego brata
w spokoju!
–
Twój
brat mnie okradł, więc przyszedłem po to, co moje. – Puścił
dzieciaka, a ten podbiegł do starszego chłopaka.
–
Znów
to zrobiłeś? Znów kradłeś? – Ukucnął przed braciszkiem. –
Ile razy ci mówiłem, że to nie jest dobra droga? Oddaj to, co
ukradłeś.
– Ale ja tego nie
mam. Oddałem Leteno.
–
Zamorduję
go! – wrzasnął chłopak i zdjął w głowy ręcznik, ukazując
swoje wilgotne włosy o dziwnym kolorze. Najemnik nie mógł
określić, czy był to różowy, czy czerwony wpadający w róż.
–
Co
się gapisz? Włosów nie widziałeś?! – krzyknął starszy
chłopak. – Podarunek od matki. Kolor, jak kolor. Lepszy od
niebieskiego. Kal, znajdź Leteno. Powiedz, że chcę go natychmiast
widzieć – zwrócił się do młodszego brata, po czym podniósł
wzrok na mężczyznę. – A pan niech tak nie stoi, tylko siada. –
Wskazał ręką na drewniane krzesło stojące przy czystym stole. –
Jak na warunki, w jakich zapewne się pan obraca, nie mamy tu
pałacowych wystrojów, ale jest czysto.
–
Nie
boisz się zostawać sam na sam z nieznajomym? – zapytał najemnik
i usiadł, zakładając nogę na nogę.
– Umiem się bronić.
Wychowała mnie ta dzielnica i potrafię walczyć o życie. – Zajął
miejsce naprzeciw gościa.
– Jak masz na imię?
– Erkiran. A ty?
Miał mu powiedzieć
prawdę? W sumie to tylko imię. Durne imię nadane przez ojca.
–
Asmand.
Twój brat
to sprytny dzieciak.
– Za sprytny. Uczę
go, że przestępstwo nie popłaca, ale mój drugi brat, Leteno, uczy
go tego fachu.
– Twój brat musi być
dobrze wyszkolony. – Patrzył z zainteresowaniem na Erirana.
– Niestety.
– Ile masz lat?
– A co pan taki
ciekawski?
– Wyglądasz na
piętnaście.
– Mam dziewiętnaście
– powiedział stanowczo Erki. Już on da mu piętnaście. – A pan
na czterdzieści.
–
Mam
dwadzieścia osiem – po tych słowach zamilkł. Za dużo o sobie
mówi, a to czupiradło z różowymi włosami z łatwością wyciąga
z niego informacje.
Obaj
siedzieli w ciszy i mierzyli się wzrokiem. Kaptur najemnika opadł
na plecy w czasie szamotania z chłopcem, odsłaniając jego
niezwykle długie włosy. Erki wyczuwał, że nieznajomy nie jest
praworządnym obywatelem. Niewątpliwie facet miał coś na sumieniu.
Wychowując się w tym miejscu, nauczył się rozpoznawać tych,
którzy woleli unikać strażników. Głosy dwóch osób docierające
z zewnątrz zwróciły ich uwagę. Postacie weszły do środka.
–
Nie
powiedział ci, czego chce? Mam robotę na oku – powiedział młody
chłopak o zielonkawych włosach, spośród których przebijały
bordowe pasemka. – O, mamy gościa.
*~~*~~*
Terrik obserwował
ubierającego się kochanka. Nie spodziewał się, że ten
„odpoczynek” zajmie im tyle czasu. Cóż, Yavetil musiał bardzo
długo go uspokajać, żeby był efekt.
– Twój wzrok czasami
przeszywa do samych kości. – Galdor nałożył koszulę.
– Nie mów, że ci to
przeszkadza.
– Raczej rozbudza.
–
Teraz
tych kilka rundek nie potrzebowało mojego wzroku. Nie będę mógł
siedzieć. – Terrik w pełni ubrany podszedł do partnera.
– Wiesz, czasami
możesz sobie odpocząć i sam zająć się mną. – Objął go w
pasie.
– Wiem. I obiecuję,
że następnym razem... – urwał, kiedy walenie pięścią w drzwi
zwróciło ich uwagę. – Któż to jest tak niecierpliwy, że
dobija się w taki sposób?
–
Poczekaj.
– Yavetil jeszcze założył pas, do którego miał przymocowaną
broń składającą się, podczas wyjazdu, głównie ze sztyletów.
Terrik otworzył drzwi.
Za nimi stało dwóch strażników w czerwonych mundurach.
– Słucham panów.
– Pan Terrik Melissi?
– zapytał wyższy mężczyzna.
– Tak, ale o co
chodzi?
– Jest pan
aresztowany w związku z naruszeniem dobrego imienia naszego głównego
ministra.
– Słucham? – Nie
wierzył własnym uszom. – Jakiego dobrego imienia? – Wyczuł
kochanka za swoimi plecami.
–
Słyszano,
jak mówił pan o naszym ministrze „rozleniwiony knur”,
„wypasiony szczur” – zabrał głos ten drugi. – Używanie w
Elmeriad słownictwa mogącego obrazić wysoko postawionego urzędnika
jest karane dwoma nocami aresztu i grzywną w wysokości tysiąca
leitów.
– Co?! Chyba
panowie...
–
Pan
Melisi – przerwał kochankowi Galdor z obawy, że ten powie coś,
co wpakuje go w jeszcze większe kłopoty. Zazwyczaj pełen dumy i
wyniosłości kochanek dziś zbyt szybko tracił nerwy – przeprasza
za swoje zachowanie i oczywiście pójdzie z panami z własnej woli.
– Zgłupiałeś? –
Terrik przeszył go ostrym wzrokiem.
– Wszystko wyjaśnimy.
Chyba nie chcesz, żeby całe miasto widziało, jak prowadzą
hrabiego Melissi skutego do aresztu? Bądź grzeczny. Wszystko
wyjaśnimy.
– Na pewno nie
przeproszę tego...
– Pan minister na
pewno umorzy karę aresztu za kilka miłych słów. – Nie bał się
jego wzroku. Przecież mu pomagał. – Idź z panami, a ja wszystko
wyjaśnię.
–
Nie
mów do mnie jak do dziecka. Napisz do pałacu. Niech Riven przyśle
leity. – W nerwach miał niewyparzony język i teraz za to zapłaci.
Już słyszał śmiech Saerosa. – A wy, panowie, nie wiecie, że
jestem przedstawicielem dworu królewskiego?
– Wiemy, ale mamy
wypełniać rozkazy.
–
To
prowadźcie do tego waszego zacnego aresztu. – Wyszedł pierwszy,
rzucając ostatnie, wręcz błagalne spojrzenie ukochanemu.
–
Nie
martw się, najpóźniej jutro będziesz wolny, a jak coś, to tylko
dwie noce i dni.
– Pocieszyłeś mnie.
– Na samą myśl, że będzie musiał tu jeszcze tyle zostać, nie
będzie spał we własnym łożu, nie wypełnił rozkazu króla i nie
przytuli się do Yavetila robiło mu się niedobrze. Po co on tutaj
przyjechał? Zazwyczaj nie ruszał się z pałacu, a teraz pierwszy
wyjazd od miesięcy i ma przygodę życia.
*~~*~~*
Dwaj
mężczyźni spacerowali po ogrodzie. Riven powiedział mężowi, że
idą ścieżką bez przeszkód typu kamienie i inne nierówności,
więc Aranel czuł się swobodniej. Wciąż był zaaferowany tym, że
Riven zechciał z nim wyjść. Podejrzewał, że nie chodziło o
zaczerpnięcie świeżego powietrza. Tego miał w nadmiarze na
pastwiskach. Sam chciał rozpocząć temat trudny dla nich obu, ale
jakoś nie umiał pierwszy się na to zdobyć. I on ma wspomagać
swego męża?
Riven
nie wiedział, że jego męża dręczą podobne myśli. Jak
powiedzieć mu to, co postanowił? Chciał mieć ten krok za sobą.
– Tej nocy chciałbym
skonsumować nasze małżeństwo – wypalił wreszcie Saeros.
–
Rozumiem.
– Serce omal nie wyskoczyło Aranelowi z piersi, kiedy
przyspieszyło swoje bicie.
–
Wiesz,
co to znaczy? – Popatrzył na niego. Włosy Aranela lśniły w
wieczornym słońcu niezwykłym blaskiem. Ciekawe,
jakie są w dotyku. Szybko
uświadomił sobie, o czym właśnie pomyślał. Dziś w nocy może
się o tym przekonać. Tylko co miał robić? Niby czytał ten tomik.
Terrik też nagadał mu rożnych bzdur, z których jedna była
najważniejsza. Zadbaj o kochanka i spraw, by doszedł. Może by tak
przesunąć to na ostatnią noc wyznaczonego terminu? On, Riven
Saeros, bał się pójść z kimś do łóżka. Miał go całować?
Nie chciał. Przecież to mężczyzna. Ale z drugiej strony cały
czas przez ostatnie dwa dni wbijał sobie do głowy, że to jego mąż.
Ktoś, z kim spędzi całe życie. Miał swój honor i zapewnienie
mężowi dobrych warunków to jego zadanie. Jakże inne były teraz
jego myśli od tych sprzed ślubu. Miał mu przecież dać w kość,
a nagle... Chyba wszystko się zmieniło, kiedy go zobaczył. Aranel
jest pięknym mężczyzną i nawet może się podobać takiemu
kobieciarzowi jak on. Przecież ceni sobie piękno. A trzeba dbać
o... nie, Aranel nie był rzeczą. Ale piękno traci na swej
wartości, kiedy nie jest cenione.
–
Wiem.
Nie jestem idiotą – odpowiedział Aranel. – Dobrze, tej nocy
zaczekam na ciebie w łożu – powiedział niby obojętnie, ale
ledwie to zrobił, czując, jak ściskają mu się struny głosowe.
Jego pierwszy raz. Jak się Riven zachowa? Co zrobi? To będzie
bolało? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi. Przyjdą w nocy. Dobrze,
że jego oczy nie widzą. Nie zobaczy na twarzy męża obrzydzenia.
–
Doskonale,
że w tej kwestii się rozumiemy. Nadal ciężko mi przetrawić to,
co się stanie i dlaczego jesteśmy w takiej sytuacji, ale zrobię,
co w mojej mocy, żeby nie było źle. Bo innej konfiguracji nie
zamierzam stosować. Ty na dole – powiedział chłodno.
– O
niczym innym nie pomyślałem. – Na to nadziei nie miał. Wiedział,
że on jest na niższej pozycji w tym związku. Tak zawsze było,
kiedy to ktoś był w takiej sytuacji jak on. I nawet, jakby kazano
mu poślubić kobietę, to ona byłaby przyszłą królową, a on
królem, lecz nie głównym władcą. Byłby jej podległy, tak jak
teraz jest mężowi. Chociaż w łożu nie byłoby możliwości
odwrócenia ról. To dotyczyłoby samego życia. Nie podobało mu się
to, ale takie od wieków było prawo. Co prawda, do łoża dwóch
mężczyzn nikt nie zaglądał, nie licząc sytuacji po pierwszej
nocy, ale Riven tu rządził, a on mógł mu się tylko poddać.
Chociaż, jak myślał o tym dłużej, komuś, kogo kochał, chętnie
mógł się oddawać. Z tym, że ani Riven nie kochał jego, ani on
Rivena.
Dalszy
spacer trwał w całkowitej ciszy rozrywanej tylko śpiewem ptaków.
*~~*~~*
Leteno siedział przy
stole i przesuwał wzrokiem od Erkirana do tego nieznajomego. Zmrużył
oczy.
– Nie okradłem go.
–
Ale
uczysz Kala tego, czego nie powinieneś – zabrał głos Erkiran.
–
Erki,
niech Kal się uczy. Sądzisz, że w takiej dzielnicy on znajdzie
dobrą pracę?
– Znajdzie ją, jak
się w końcu stąd wyniesiemy. Nic nas tu nie trzyma – podniósł
głos Erki.
– I
co zrobisz? Tu mamy dom. Ja... Wiem, kradnę. Ale tym bogaczom
niewiele zabraknie, jak ukradnę im małą sakiewkę. My za to mamy
za co jeść. – Zerwał się z krzesła. Nie wierzył, że nadal
musi przeprowadzać z nim tę rozmowę.
– Gdzie są wasi
rodzice? – zapytał Asmand.
–
Rodzice…
Ech. Nie są nasi wspólni. Jesteśmy rodzeństwem dzięki jednemu
ojcu. Moją matka była inna kobieta – rzekł Leteno, najstarszy z
braci.
– Nasi rodzice nie
żyją – powiedział cichutko Kal.
–
Rok
temu ktoś ich zabił. Jacyś ludzie chcieli zgwałcić naszą matkę.
Tata stanął w jej obronie i dostał jeden cios, potem mama, kiedy
zaczęła wołać o pomoc. Nikt im nie pomógł, ale kto w tej
dzielnicy zareaguje na głos wołania o pomoc? – mówił Erkiran. –
Jest tu trochę spokojnych obywateli, ale los ich tu rzucił...
–
Rzucił?
Bracie, gadasz głupoty. Oni i ich rodziny byli tu, zanim my się
urodziliśmy – syknął Leteno. – Tu jest ich i nasze miejsce.
Nie marz, że kiedyś się stąd wyrwiesz.
– Wyrwę, ty uparty
idioto. Dlatego proszę cię, żebyś nie był złodziejem i nie ucz
tego naszego brata.
–
Zobacz
to. – Odsłonił górną część szarej koszuli, która kiedyś
była biała. – To tatuaż skorpiona. On mówi mi, że mam w sobie
mnóstwo jadu i każdy, kogo nim zatruję, zginie. – Zacisnął
zęby. – Tym bardziej zabójcy naszych rodziców. Są tu. Czuję
ich. I znajdę, a później poderżnę gardła, tak jak oni to
zrobili. Muszę tu zostać. Mieć leity, żeby płacić i ich szukać.
Będę kradł. Małego uczył nie będę, ale mnie nie odciągniesz
od podjętej decyzji. A ty się tak nie gap! – krzyknął do
Asmanda. – Nie obchodzi mnie, że jesteś bogaty i wiesz, co chcę
zrobić. Możesz na mnie donieść strażnikom. I tak ich to nie
obejdzie.
–
Rób,
co chcesz. Chcę tylko swoje leity. – Asmand wstał.
– Nawet nie wiem,
które to były. Nic nie mam przy sobie.
–
Dwadzieścia
leit. Tyle było w mojej sakwie. Chcę je dostać w ciągu trzech
dni. Nieważne, skąd je weźmiesz. Możesz okraść jakiegoś
bogacza, nie obchodzi mnie to. Za trzy dni tu wrócę, a wtedy
zobaczymy, co z wami zrobię, jeżeli nie będziesz miał tego, co
moje – zawarczał prosto w twarz Leteno. Ten chłopak go
denerwował. Ci, co szukali zemsty, byli niebezpieczni. – Inaczej
twój mały braciszek pójdzie ze mną i nigdy go nie zobaczysz. –
Skierował się do wyjścia.
– Będziesz miał
swoje leity! Za trzy dni o tej porze! – Jaki by nie był, kochał
Kala. Erkirana też. Byli jego jedyną rodziną.
Asmand wyszedł w
ciemną noc. Skrzywił się, że za trzy dni znów tu będzie musiał
wrócić. Za plecami usłyszał jeszcze:
– Leteno, zawsze
musisz nas w coś wpakować.
Ten
Erki wydawał mu się rozsądnym chłopakiem, trzymającym ich trójkę
razem. Myślącym chłopakiem, podczas gdy jego brat mówił i robił
wszystko, zanim pomyślał. Tacy zazwyczaj w takich miejscach nie
żyli długo. Najważniejsze, by przeżył do oddania sakwy. Reszta
go nie obchodzi. On tu jest z innego powodu, a ten mały
złodziejaszek tylko na chwilę go odepchnął od zadania. Teraz
jednak jego jedynym, najbliższym celem była kąpiel i sen.
* gardien - tona
biedny Terrik.. on i ten jego niewyparzony język XD. ale ja doskonale go rozumiem, sama byłabym w takiej sytuacji wściekła. o tyle dobrze, że ma przy sobie Galdora, który umie ostudzić jego zapędy w bardzo przyjemny sposób :). ale dać się tak wkopać.. nic dziwnego, że Riven będzie się z niego śmiał :D. chociaż współczuję mu tego więzienia.
OdpowiedzUsuńobiecanki-macanki, Rivenie. Lu, Ty wiesz, do których jego słów się teraz odnoszę ^^. a Aranel jest doskonały w zakładaniu tych wszystkich masek. ale na razie lepiej dla niego, żeby nie pokazywał tak do końca swoich prawdziwych uczuć. tak się czuje pewniej i lepiej, a dla niego przecież to ważne.
głupi Leto.. nie powinien uczyć Kala kraść. no ale w sumie ta kradzież im się opłaci i to jeszcze w jak wspaniały sposób :D. Erki.. już zapomniałam, jaki to wspaniały chłopak. nakrzyczał na Asmanda, haha xd. i bardzo dobrze :D.
Ay
Rozdział.. OMG! Kocham te opowiadanie Lu! *.* Teraz tylko czekam na noc poślubną, grubego knura, który zginie od miecza Yavetil'a i 3 braciszków, którzy pójdą za zabójcą. ^^
OdpowiedzUsuńWENY! :)
Aj kochanie nie mogłąm się doczekać nowego rozdziału.
OdpowiedzUsuńOgólnie szkoda mi Araela ale podejrzewałam iż Raven będzie chciał rządzić.
Biedny Aranel musiał mu się tylko poddać i nic nie robić.
Mam jednak nadzijeę że nie będzie do końca tak jak zapowiadałaś aż mnie wystraszyłaś nieco.
Mimo wszystko niecierpliwie oczekuje tego momentu gdyż przedłużasz go niesamowicie aż czuje ciarki na plecach.
I ten Terrick... aj uwielbiam te jego niewyparzoną gębę.
W ogóle uwielbiam Twoje opowiadanie o czym doskonale wiesz i nie muszę tego mówić.
czekam czekam na więcej.
p.s. Nie wiesz co się dzieje z Akemi?
Jej nieobecność martwi mnie.
Tadam! Ten rozdział komentuję od razu po przeczytaniu, a to dla mnie ,,nowość".. Bo nie zawsze chce mi się stukać w klawiaturkę - leniwa ja xD
OdpowiedzUsuńTo tak bardzo ciekawi mnie nasza nieznajoma postać - Asmand - czarny charakter xP Mówiłam, że go lubię? Chyba ostatnio tak więc się powtórzę - lubię go. Jest zdecydowany, taki... pan i władca, którego nic nie obchodzi. Oczywiście wykonuje jakieś zlecenia - w tym przypadku od ojca Aranela. Tak, tak ja dalej sądzę, iż nasłał go król. Bracia byli ciekawi aczkolwiek nie spodobał mi się Leteno, jednak Erkiran jest fajny! No i dobrze, że trzymają się w trójkę. Naprawdę współczuję im takiego życia. Zobaczymy jak to się dalej rozkręci xP
Haha. Ale Terrik się wkopał. Ale za takie obrażanie urzędnika można iść do więzienia? O.o To jest dziwne, Nie dziwię się mężczyźnie, iż się zdenerwował. Sama bym się wkurzyła... Dobrze, że taki Yavetil dba o niego, pomaga w trudnych chwilach i martwi się. Na pewno coś wymyśli by pomóc ukochanemu! Oj Riven rzeczywiście się pośmieje ;3
Ten spacer Rivena i Aranela nie podobał mi się. Był taki zimny, ale wiem, że gnębią ich myśli. Bp w końcu muszą współżyć, a żaden z nich tego nie chce. Co więcej oboje boją się tej nocy. Zobaczymy co z tego wyjdzie, czy Aranel odsłoni maskę? Wątpię, pewnie znowu będzie grał, ukazywał inne emocje. Ciekawe kiedy Riven pozna ,,prawdziwego" Aranela. Wiem, wiem mężczyźni muszą sobie zaufać. Mam nadzieję, iż następne spędzanie czasu będzie lepsze, będzie bardziej podobne do tego, gdy udali się na wycieczkę konną...
Eh, o wiele za szybko się czytało, ja chcę następny rozdział! xD
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Fajny rozdział a z każdym kolejnym robi się coraz ciekawiej *^* Czy tylko ja czytając rozdział myślę że w końcu będzie TA scena XD ?? No nic,pozostaje mi tylko życzyć duuuużo weny :D
OdpowiedzUsuńN~
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, biedny Terrik on i jego niewyparzony język, ale ma przy sobie Yavetila, który potrafi go uspokoić... Raven wrócił w dobrym humorze, nawet wybrał się na spacer do ogrodu z Adantinem... rodzeństwo jest cudownie... więcej ich chcę.. Ciekawe jak się Asmand zachowa w stosunku do tych dzieciaków...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Przeczytałam rozdział natychmiast jak tylko się ukazał (ja to mam czasem szczęście xD) ale niestety nie miałam czasu, żeby od razu skomentować, więc jak zawsze spóźniona... Chyba ze 150 raz powtórzę, że piszesz fantastycznie i nie mogę się doczekać kolejnej notki. Twoje teksty są powalające, a postacie i akcja bardzo ciekawe. Ja normalnie chyba nigdy tak się nie nauczę pisać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mam nadzieje, ze jutro wreszcie bedzie w rozdziale to, na co od poczatku czekam:-). Jestem ciekawa, jak to przebiegnie i jak zachowa sie Riven. Mam nadzieje ze nie wymieknie, ani w przenosni ani doslownie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Trafiłam dzisiaj na twoje opowiadania właściwie przez przypadek, ale już po pierwszym rozdziale uznałam, że to jednak musiało być przeznaczenie. Wzięłam się za "Połączonych" bo jest utrzymane w moim ulubionym klimacie fantasy i teraz trochę żałuję, bo będę musiała czekać na nowe rozdziały. Ale nic to, poczekam.
OdpowiedzUsuńAranel jest tak słodki, że chciałoby się go schrupać. On sam pewnie gorąco by protestował na takie określenia, ale co ja poradzę? Nawet to, jak próbuje radzić sobie z nową sytuacją wydaje mi się słodkie ^.^ . Naprawdę zazdroszczę mu hartu ducha! Ja bym pewnie cały czas spędzała zwinięta na łóżku, zalewając się łzami.
Rivena też od razu polubiłam, mimo jego postawy. Kto by się nie wściekał? Ja też bym protestowała, jakby mnie rodzice chcieli wydać za jakiegoś obcego babsztyla, którego w życiu na oczy nie widziałam. Naprawdę godne podziwu, że w miarę szybko się przystosował i stara pomagać Aranelowi, a nie trwa w fochu.
Terrik i Yaventil są boscy :). Szczególnie jak tak sobie dogryzają. Dziesięć lat w związku, a dalej zachowują się jakby to był ich miesiąc miodowy.
Przyznam szczerze, że przy pierwszym czytaniu wątek Asmanda przeleciałam "po łebkach". Tam nie ma romansu! Ani słodkiego Aranela! Dopiero później do niego wróciłam. Dwa pytania, jakie mi się w związku z nim nasuwając, to
1. Którego księciunia ma zabić?
2. Czy odzyska pieniądze? (Wątpię...)
Resztą bohaterów zajmę się jutro, bo za długo by trwało zbieranie myśli. Gratuluję sobie tylko instynktu, bo mi się akurat trafił dzień czekania, i życzę dużo, duuużo weny na dalszą twórczość ^.^
Dziękuję za komentarz i witaj.^^ Zawsze miło widzieć nową osobę. ^^ Sądzę, że Aranel nie pogniewałby się za powiedzenie mu, że jest słodki i chce się go schrupać. Prędzej cały pokryłby się rumieńcem.:D
UsuńJa bym Ci jednak radziła nie omijać wątku Asmanda. To jedna z moich ulubionych postaci. Miał być tylko epizodem, a zagościł na dłużej. Na pytania sama sobie odpowiesz czytając dalsze rozdziały w miarę ich ukazywania się. :D
Asmandzie, tyle zamieszania o 3 złote?
UsuńOoooooo... ja już wiem co się święci, Erki pewnie będzie z Asmandem. A ja chce żeby Leteno z nim był ;(
OdpowiedzUsuńZakochałam się w Leteno jak go tylko zobaczyłam pierwszy raz <33
Jest taki sweet i pasuje do Asmanda.
Rozdział jak zwsze boski ;)
Życze dużooooo WENY !! :*)
Misiaczek