Ci którzy czekają na zapowiadany 6 rozdział Zburzonego muru informuję, że już się pojawił.
Informuję też, że na chomika wrzucam kolejne rozdziały tego opowiadania, jakby ktoś był zainteresowany. ^^
Dotyk
sierści Zariona działał niezwykle kojąco. Przytulił się do
rozgrzanej szyi konia, palce wczepiając w jego kręconą grzywę.
Domyślił się, że ogier potrzebuje pobiegać. W Risran mąż
Kareny go trenował i starał się, żeby koń był dobrze wybiegany.
Sam też na nim jeździł w towarzystwie mężczyzny. Liczył, że z
czasem tutaj też znajdzie się osoba, która będzie mu towarzyszyć
w wędrówkach. Nie był przecież kimś,
kto zamykał się w czterech ścianach. Uczył się szybko. Nawet
idąc w stronę stajni, starał się zapamiętać drogę. Niestety,
przejście tutaj po dziedzińcu było dość utrudnione przez
bogatych kupców, którym pozwalano na handel na terenie pałacu
przez najbliższe dwa tygodnie z okazji ślubu. Później będą
musieli powrócić na plac niedaleko pałacu, do miasta i stanąć
wśród innych straganów, jakie tam obecnie się znajdowały. Tylko
nieliczni zostali wylosowani do handlu na dziedzińcu, przez co damy
dworu i inni z pałacu częściej ich odwiedzali, kupując błyszczące
bransoletki, kolczyki i materiały z jedwabiu czy też atłasu. A co
za tym szło, wszyscy kręcili się po placu jak muchy. Aranel
zdecydował, że poczeka na spokojniejszy czas lub zapozna się z
korytarzami i dotrze do stajni inną drogą. Wszystko to i o wiele
więcej opowiedziała mu Naela. Jej głos nie denerwował go, jak
mogłoby się zdawać. Lubił ciszę i spokój, ale jakoś jej nie
zamykająca się buzia nie przeszkadzała mu. Może dlatego, że jej
głos kojarzył mu się z niezwykłym ciepłem.
–
Pięknie
razem wyglądacie. Jest zadowolony, że do niego przyszedłeś. –
Bała się podejść bliżej. Ten koń był potężnym zwierzęciem.
Sięgała mu ledwie grzbietu, a niska nie była. Natomiast Aranel sam
był wyższy od niej, więc i przy swoim ogierze nie wyglądał jak
dziecko.
–
Mam
go od źrebaka. Jest synem klaczy mojej mamy. Jedynym... – urwał,
gdyż stukot końskich kopyt rozerwał ciszę. Stajenni pracowali w
oddali od nich i mógł sam z księżniczką tu przebywać, a teraz
ktoś zakłócał ten stan rzeczy. Jeździec zatrzymał się przy
nich.
–
Kogóż
ja tu widzę. Mój drogi mąż odwiedza swój cenny nabytek.
Aranel przełknął
ślinę. Nie spodziewał się takiego spotkania tutaj. Chociaż Naela
mówiła mu, że Riven wyjechał na przejażdżkę. Tylko jakoś
wypadło mu to z głowy w czasie pożegnania gości. Musiał uścisnąć
wiele rąk i wysłuchać masy hymnów pochwalnych na temat ślubu,
przyjęcia, a także swego wyglądu. To ostatnie go zawstydzało,
lecz nie pokazał tego po sobie.
–
On
nie jest moim nabytkiem. To mój przyjaciel – zabrał głos
Adantin.
–
Przyjaciel.
Jakież to dziecinne – zadrwił Riven i zeskoczył zgrabnie z
grzbietu Anwara, którego imię oznaczało po prostu „sen” lub
„marzenie” tłumacząc ze staro Lorińskiego języka.
–
Mówi
to ktoś, kto nazwał swego ogiera „marzeniem”. – Zaśmiała
się Nalea. – A teraz wybaczcie, lecz ja mam dużo pracy. Zostawiam
was samych. Rivenie, mam nadzieję, że zajmiesz się swym mężem.
Aranelu, na spacer po ogrodach, o ile nie weźmie cię twój mąż –
spojrzała na brata karcąco, obiecując wiele cierpienia, jeśli nie
zajmie się Aranelem – wybierzemy się popołudniem. – Już
odchodziła, gdy nagle zatrzymała się. – Król chce cię widzieć,
bracie. Ale nie spiesz się. Czym później pojawisz się w pałacu,
tym bardziej jego złość wyparuje. – Dygnęła jeszcze teatralnie
i opuściła stajnię.
Zarion zarżał,
kiedy Anwar poruszył łbem, będąc niezadowolonym z takiego
ignorowania przez swego pana.
Aranel pogłaskał
go.
–
Spokojnie,
Zarion.
–
Zarion?
Jest tak samo groźny i potężny jak sam bóg podziemi, w który
wierzą Elrosanie?
–
Chcesz
się przekonać? – Coś w nim musiało sprzeciwić się mężowi.
–
Jak?
– Riven przytrzymał mocniej swego ogiera, dla którego stanie
bezczynnie, nie mogąc w międzyczasie skubać trawy, było
zwyczajnie nudne.
Aranel nie ufał
mężowi, ale wiedział, że ten nie zrobi nic, aby stała się mu
krzywda. To nie wyglądałoby dobrze w oczach poddanych i rodziny
królewskiej.
–
Przejedźmy
się.
–
Ale...
–
Rivene,
to, że ja nie widzę nie oznacza mej ułomności na tyle, abym nie
mógł dosiąść konia. Przyjechałem tu na jego grzbiecie, a droga
była długa, więc i przejażdżka nie sprawi mi trudności, o ile
Zarion będzie obok twego konia. Resztę zostaw jemu. Poprowadzi
mnie. Potrzebny nam tylko przewodnik. Co ty na to? – Zdecydował
się na ten krok stęskniony za poczuciem wolności, jakie miał,
siedząc na grzbiecie swego ogiera.
–
Muszę
przyznać, że bardzo mnie zaskoczyłeś. – Wsunął rękę do
kieszeni tuniki i natrafił na mały tomik. Przeczytał go, a
czytając, odczuwał niezwykłe gorąco i wstyd. Wszystko to, co
zawierał, było doskonale opisane i rozrysowane. Widać było, że
ten, kto to stworzył, doskonale znał temat męskich związków i
nie był wstydliwą osobą. Mimo tego nie wydawało mu się to
przyjemne. Nadal miał przed oczami te obrazy i patrząc na męża,
starał się nie myśleć, że z nim, ten jeden jedyny raz, bo więcej
tego nie będzie, musi to zrobić. A żeby coś zrobić, powinien
jakoś go poznać. Ta propozycja Adantina była do tego stosowna. –
Zgoda. Kalin! – krzyknął na swego stajennego. Chłopak przybył
szybko, jakby czekał w pobliżu wiedząc, że będzie potrzebny.
–
Tak,
panie?
–
Osiodłaj
Zariona. Mój mąż i ja jedziemy na małą przejażdżkę. – Nie
spuszczał z oczu Aranela i nawet młody książę zyskał u niego
jakiś punkt akceptacji, gdy widział, z jaką czułością traktuje
swoje zwierzę.
Aranelowi serce biło
szybko ze strachu i radości, lecz przybrana maska ukrywała to z
wielką skutecznością, przez co nie dawał swemu mężowi poznać
siebie. Radość płynęła stąd, że ponownie poczuje wiatr we
włosach, a strach z tego, że pojedzie z kimś, komu nie ufał. Nie
pozwolił jednak, żeby jakiekolwiek obawy odsunęły go od swego
pragnienia.
*~~*~~*
–
Czy
on całkiem postradał zmysły?! – Król w swoim gabinecie starał
się jakoś opanować nerwy. Tego, czego dowiedział się przed
chwilą, nie można było nazwać inaczej niż szaleństwem.
–
Ojcze,
to tylko konna przejażdżka.
–
Przejażdżka?!
Wiem, jak Riven jeździ! Galopuje bez wytchnieniu po łąkach! Czy on
zapomniał, że Aranel nie widzi?!
–
Wasza
wysokość – wtrącił się Terrik, który rozmawiał z królem,
kiedy Naela przyniosła wiadomość – nie sądzę, żeby Riven
naraził swego męża na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Zresztą,
książę Aranel doskonale sobie radzi z jazdą konną.
–
Może
się zgubić, kiedy mój syn postanowi się rozerwać!
–
Ojcze,
ufam memu bratu. A Zarion to wspaniały koń i jaka jazda nie byłaby
szybka, on potrafi dotrzymać kroku innym zwierzętom i robić to, co
one. – Wróciła do stajni, kiedy okazało się, że zostawiła
swój jedwabny szal i jeden ze stajennych poinformował ją, że
książęca para właśnie opuściła pomieszczenie konno i
skierowała się w stronę wschodnich pastwisk. Znajdowały się one
tuż za pałacem i nie musiało się przejeżdżać przez całe
miasto, aby trafić na zielone równiny.
–
Królu,
ja bym pozwolił im się bliżej poznać. Wczoraj wzięli ślub.
Powinni przebywać w swoim towarzystwie jak najczęściej. A z tego,
co wiem, książę Aranel uwielbia jazdę konną. Możliwe, że
dzięki temu znajdą wspólny język. – Starał się chronić
przyjaciela. Nie chciał narażać go na wściekłość króla, która
pogłębiła się, kiedy służący donieśli, że małżeństwo
nadal jest nieważne. Tym samym chronił Aranela przed złością
męża, bo ta z pewnością narodziłaby się po spotkaniu syna z
ojcem.
–
Masz
rację. Mój syn i jego mąż powinni się bliżej poznać. I jeżeli
to nierozsądne zachowanie ma w tym pomóc, to nie mam nic przeciw.
Naela odetchnęła z
ulgą. Przez moment żałowała, że powiedziała ojcu o sytuacji w
chwili, kiedy ten zapytał o Rivena.
–
Dobrze,
Naelo, mam mnóstwo pracy z Terrikiem. Potrzebujesz czegoś?
–
Tak.
Chodzi o...
*~~*~~*
Przemierzając drogę
do Lorin, nie raz zastanawiał się, czy kraina, która ma stać się
jego drugim domem, będzie miała tereny, po których zapoznaniu i
nauczeniu Zariona powrotów do zamku, będzie mógł zwiedzać konno.
W tej właśnie chwili przekonał się o tym. Wyczuwał szóstym
zmysłem, jak wielkie łąki rozciągają się wokół niego.
Wszystko wokół pachniało, a niedaleko musiały być sianokosy,
gdyż zapach świeżo skoszonej trawy wdarł się w jego nozdrza z
olbrzymią siłą. Wciągnął go i od razu powróciły wspomnienia z
dzieciństwa, kiedy to z matką i nianią oraz jednym żołnierzem
oddelegowanym do ochrony królewskiej rodziny wyszli poza teren
pałacu i odwiedzili ciężko pracujących robotników. Zostali nawet
poczęstowani mlekiem i świeżym chlebem, jaki tamtejsze gospodynie
wypiekały w domach. To był jeden z najcudowniejszych dni w jego
życiu. Żałował, że nie można cofnąć czasu i ponownie przeżyć
tamtych wydarzeń.
Riven, jadąc obok
swego męża i pewnie trzymając cugle w dłoniach o bardzo długich,
szczupłych palcach, przyglądał mu się z zaciekawieniem. Młody
książę musiał myśleć o czymś przyjemnym, bo na jego ustach
wykwitł lekki uśmiech. Nie miał zamiaru pytać, co to za myśli
krążą po głowie męża. Sam miał ich całe tony i nie zamierzał
się nimi dzielić. Zwłaszcza tymi, jakie przeniosły się na
pierwszy plan, odtrącając inne wstecz. Te dotyczyły przeczytanego
tomiku. Chociaż jego mąż był bardzo urodziwym mężczyzną,
trudno mu było myśleć o nim w kategoriach intymnych. O ile
wszystko byłoby prostsze, gdyby Aranel był kobietą. Przesunął po
nim wzrokiem. Szczupłe, wyprostowane ciało poruszające się w
zgodzie wraz z koniem ubrane było w tunikę o długich, bardzo
cienkich i szerokich rękawach. Dół ubrania sięgał do połowy ud,
ale zboku miał wycięcia sięgające do talii, które teraz, jako że
mężczyzna siedział, rozsunęły się i odnosiły długie nogi
osłonięte wąskimi, skórzanymi, czarnymi spodniami i wąskie
biodra. Dopasowane buty tegoż samego koloru, co spodnie, miały
krótkie cholewki sięgające ledwie poza kostkę, co go zdziwiło,
gdyż on zawsze zakładał do jazdy konnej te o cholewce po kolana.
Zawsze do jazdy były lepsze, ale nie w jego interesie było mówić
mężowi, jak ma się ubierać.
–
Mógłbyś
tak na mnie nie patrzeć? – spytał Aranel.
–
Skąd
wiesz, że to robię? – No ładnie, właśnie potwierdził, co
robił.
–
Wyczuwam.
Przyglądasz mi się od jakiegoś czasu.
–
Widzę,
że jednak masz głos. – Spróbował zmienić temat. – Wczoraj
jakoś niewiele mówiłeś.
–
Wczoraj...
– Miał mu powiedzieć, że był tak zdenerwowany, iż to odbierało
mu ochotę na cokolwiek? Nie odsłoni się tak przed nim. – Wczoraj
byłem zmęczony.
–
Wiem,
zasnąłeś, zanim wyszedłem z łaźni.
Aranelowi zadrżały
ręce. Czyżby to był wyrzut, że nie mogli skonsumować związku?
–
Zmęczenie
było ode mnie silniejsze.
–
Miałbym
już za sobą ten... akt. Ty też. Mówiłem, że nie lubię
mężczyzn, a tak to muszę nadal to mieć na głowie.
–
Wybacz.
Rozumiem, co chcesz powiedzieć. – Po tych słowach zamilkł i
jakoś tak smutno mu się zrobiło. Ojciec uwięził go w związku
bez miłości. Bez szansy na nią i na wszelkie doznania płynące z
cielesności. Długi czas minie, zanim pogodzi się z obecną
sytuacją, a także utratą marzeń. W dodatku musiał znosić ciągłe
przypominania, jak to bardzo jego mąż lubił kobiety. Tak, o wiele
łatwiej byłoby, gdyby był kobietą, ale nie jest nią. Nie jego
wina, że urodził się mężczyzną i Rivena skazano na bycie z nim.
Jadąc, mijali
parobków, rolników i inne osoby pracujące na polach. Wszyscy ich
pozdrawiali lub kłaniali się głęboko z wielkim szacunkiem.
Rodzina Saeros od wieków była szanowana za swoją dobroć, dobre
zarządzanie i pomoc. Ludzie chętnie dla nich pracowali, a także
dla siebie, mając do dyspozycji wykupione pola lub podarowane w
prezencie, gdy córka czy też syn któregoś z gospodarzy zawierali
związki małżeńskie. Król zawsze dawał coś w prezencie, a
samemu mu nie ubywało, tak wiele miał. Teraz jeszcze cieszyli się
ze ślubu ukochanego księcia z tak pięknym mężczyzną, co
przysparzało Rivenowi i całej rodzinie poważania. Riven bez obaw
zabrał męża do osób pracujących przy sianokosach.
–
Jesteśmy
w części, które nie należą do pastwisk – mówił. –
Robotnicy koszą trawę, pierwszy raz tej wiosny, a teraz kłaniają
się w pozdrowieniach..
–
Słyszę
ich. Nieopodal są dzieci, prawda? Bawią się.
–
Tak.
Pracujący rodzice zazwyczaj biorą swoje potomstwo w pola, nie mając
ich z kim zostawić. Starsi opiekują się młodszymi. Teraz bawią
się w berka.
–
Nigdy
się w to nie bawiłem – wymsknęło się Aranelowi.
–
Nigdy?
W co się bawiłeś? – zapytał zaciekawiony Riven.
– W
nic? Nie miałem znajomych dzieci. U nas w pałacu nie każdy chciał
się bratać z niewidomym i do tego księciem. Ojciec jest bardzo
surowy w tych sprawach. Dzieci służących, gdy byłem mały, nie
mogły się do mnie zbliżać. To było niegodne towarzystwo dla
mnie. On kocha swój lud, ale dopuszcza blisko siebie tylko wysoko
urodzone osoby.
–
Ja
mogłem się bawić, z kim chciałem. Rodzice zawsze powtarzali, że
dzięki temu poznam, co to znaczy żyć jako zwykły parobek i do
tego zyskam przyjaciół, którzy nie wiadomo kiedy będą mogli
pomóc. Nasze królestwo nie jest tak konserwatywną strukturą.
Wszystko ulega zmianie i czas przeć do przodu.
–
Mój
ojciec woli żyć w starych czasach. W czymś, w czym czuje się
najlepiej. – Rozpoznał moment, kiedy przejechali już wykoszone
łąki i znów znaleźli się sami. Teraz konie stąpały po polnej
drodze, gdyż ich kopyta wydawały inny odgłos.
–
Dlaczego
nie był na ślubie? Król ojciec nie powinien opuścić tak ważnej
uroczystości. Zwłaszcza mając jedno dziecko.
Nie wiedział, co ma
odpowiedzieć Rivenowi. Przecież nie opowie mu swojej historii.
–
Miał
ważne obowiązki – odpowiedział tylko i ponownie umilkł.
Riven już o nic
więcej nie pytał. Poprowadził go wzdłuż drogi, opowiadając, co
znajduje się w okolicach. Aranel słuchał go uważnie i chłonął
wszystko, co słyszał, a to odpędziło smutki. Tą przejażdżkę
postanowił potraktować jak małą przygodę. Głos Rivena stał się
wyjątkowo ciepły. Domyślił się, że mąż kocha to, o czym mówi.
Czas płynął szybko, słonce pieściło mu skórę i igrało wraz z
wiatrem w jego włosach. Włosach, na które często patrzył Riven.
W jego krainie srebrne pasma, które nie oznaczyły siwizny, zdarzały
się bardzo rzadko. Natomiast fiolet, złoto i błękit królowały
wśród kolorów czupryn w Lorin.
*~~*~~*
Postać
w czarnym płaszczu
zamknęła drzwi wynajętego w gospodzie pokoju i zeszła na dół po
wąskich, drewnianych schodach. Pomieszczenie na dole było ciche i
prawie puste, nie licząc kilku gości rozmawiających i śmiejących
się tuż przy barze. Mężczyzna, nie zwracając dłuższej uwagi na
nich, wyszedł czym prędzej przez ozdobne z licznymi płaskimi
rzeźbami drzwi prowadzące na zewnątrz. Nie powinien zwracać na
siebie uwagi i wychodzić właściwie po zmroku, ale tylko o tej
porze mógł nadać pocztę do swego zleceniodawcy i poinformować w
niej, że jest na miejscu. Oczywiście wszystko napisał językiem
szyfrowanym i tak, jakby pisał do rodziny o pięknie tego miasta.
Miał nadzieję, że posłaniec jak najszybciej dostarczy wiadomość.
Przydzielone zadanie wykona w swoim czasie.
Przeszedł przez
rynek i już z daleka zobaczył biuro, z którego nadawano przesyłki.
Przyspieszył kroku. Nie zatrzymał się nawet, kiedy jakiś
dzieciak, nie mający więcej niż dziesięć lat, wpadł na niego z
impetem.
–
Spadaj,
gówniarzu – zawarczał i odepchnął chłopaczka od siebie. Nic
nie mogło mu przeszkodzić w dotarciu do celu. Po chwili przekroczył
próg budynku zbudowanego z wielkich bali i znalazł się w dużej,
dusznej salce. Czy
tu nigdy nie otwierają okien?,
pomyślał. Podszedł do kontuaru, za którym siedział mężczyzna z
wielkim wąsem pod nosem i łysiną na czubku głowy. Resztka włosów
już została przyprószona lekką siwizną.
–
Czym
mogę służyć, panie? – odezwał się mężczyzna uprzejmie,
widząc bogato ubranego klienta.
–
Tym,
czym się tu zajmujecie. – On nie potrzebował być uprzejmym. Miał
wykonać zadanie i zniknąć, a nie być miłym. Zresztą, on nigdy
nie był miły. Jakkolwiek by się nie zachowywał wśród ludzi,
zawsze to była gra. Był doskonałym aktorem. – Chcę nadać pilną
wiadomość.
– A
służę szanownemu panu. – Człowieczek wyciągnął jakiś zeszyt
zapisany pismem i otworzył na wolnej stronie. - Proszę podać swoje
imię nazwisko i do kogo ma zostać nadana wiadomość. – Umaczał
pióro w atramencie i czekał. Nie patrzył na swego klienta, nie
miał w zwyczaju gapić się na innych.
–
Iandas
Nagonta. – Nie było to jego prawdziwe nazwisko, ale pod takim
znał go jego zleceniodawca. – Nie mogę podać nazwiska adresata.
Proszę tylko przesłać przesyłkę do urzędu pocztowego w Beleg.
Tam adresat sam się po nią zgłosi. Na kopercie jest hasło, jakie
poda.
–
Rzadko
praktykujemy takie rzeczy. Zazwyczaj wszystko musi być tu zapisane.
– Wskazał zeszyt.
–
Zapłacę
potrójnie – głos nieznajomego brzmiał tak, że od razu mówił o
tym, jak to bardzo nie lubi sprzeciwów.
– A
tak, dobrze, dobrze. – Urzędnik wpisał tylko jego nazwisko i
hasło w trzech kopiach. – Jedna dla pana. – Wsunął kartkę w
puste miejsce w szybie. – Druga dla nas, a trzecia dla biura w
Beleg.
–
Ile
płacę? – zapytał Iandas.
Urzędnik spojrzał
na mapę całego lądu.
–
Beleg
jest w Elros na granicy z Losland. To dość daleko. Będzie drogo
kosztowało.
–
Ile?
– zaczynał się denerwować.
–
Dziesięć
leit*.
Nieznajomy sięgnął
do swego pasa po sakiewkę z monetami i nerwy sięgnęły szczytów.
Nie było jej tam, a był pewny, że zapinał ją przy skórzanym
pasie. Przed oczami stanęły mu obrazy tego, co robił, idąc do
biura pocztowego.
–
Kurwa
– syknął. – Mały złodziej. – Gówniarz pożałuje.
–
Coś
się stało, szanowny panie?
–
Nie,
nic. – Musi milczeć na temat, że go okradziono. Nie potrzebował
strażników na karku. Wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza
kilka monet, które miał zawsze w zapasie i rzucił odpowiednią
sumę na ladę. – Niech posłaniec wyruszy jeszcze dzisiaj, inaczej
będę bardzo niezadowolony – rzucił do mężczyzny tymi słowami
i już był na dworze. Musi odnaleźć złodziejaszka i odzyskać
pieniądze. Gówniarz zadarł z nieodpowiednią osobą!
*~~*~~*
W stajni czekał ich
mały powitalny orszak składający się z Naeli, Terrika i Yavetila.
Riven poczuł, jak coś się w nim gotuje na ten widok. Oni myśleli,
że zabrał swego męża w zdradziecką podróż i się go pozbył?
Zatrzymał konia i Zarion natychmiast zrobił to samo, co Anwar.
Zaintrygowany tym, jak ogier Aranela potrafi się zachować, miał
ochotę zapytać, kto go szkolił, ale przeszkodzono mu w tym.
–
Jesteście,
ojciec się niepokoi.
–
Naelo,
zachowujesz się tak, jakbyś mi nie ufała. – Jego stopy dotknęły
kamiennej posadzki i obszedł zwierzę, żeby pomóc zejść mężowi.
– Mamy gości, Aranelu. Moja siostra, najlepszy przyjaciel i jego
kochanek tu są.
Po raz kolejny tego
dnia Adantin został zaskoczony. Kochanek? Czyżby w pałacu byli
inni mężczyźni żyjący w związku?
–
Kochanek,
to znaczy kto?
–
To
ja, książę – odezwał się żołnierz.
–
Yavetil,
jak to dobrze cię znów słyszeć.
– A
ciebie widzieć i to w dobrym nastroju.
–
Jazda
konna zawsze w taki mnie wprawiała. – Z pomocą męża doszedł do
grupki. Konie zostały zabrane przez stajennych do napojenia i
wyczesania.
–
Widzicie,
nie zjadłem go, nie zostawiłem, tylko bezpiecznie wróciliśmy. –
Jak oni mogli sądzić, że nie przyjmie na siebie obowiązku opieki
nad mężem, chociaż nie chciał tego związku?! Wiedział, że
postanowił być dla niego zimnym draniem, ale po tym wspólnym
spędzeniu czasu dał sobie z tym spokój. Nie będzie tylko nosił
go na rękach, nadal jest niepogodzony z tym, co się stało. Pomóc
może. Czasami.
–
Naprawdę
nie musisz być tak szorstki. Ja tu nie jestem z waszego powodu –
powiedział Terrik. – Niestety, muszę wyjechać na dwa dni z
pewnymi bardzo ważnymi dokumentami.
– I
zabierasz jako ochronę Galdora? – Riven popatrzył w oczy
przyjacielowi.
– I
jeszcze dwóch żołnierzy. Mam zamiar odwiedzić Elmeriad.
–
To
spokojnej podróży życzę. Uważajcie na rzezimieszków.
–
Bądź
spokojny, książę. – Yavetil ukłonił się. – Zajmę się
Terrikiem.
–
Nie
wątpię. – Ukrył uśmieszek cisnący mu się na usta. – Teraz
wybaczcie, odprowadzę męża do komnaty, żeby się odświeżył
przed obiadem.
–
Pójdę
z wami – rzekła Naela. – Dopilnuję, żebyś porozmawiał z
ojcem.
Dwaj kochankowie
obserwowali całą trójkę, nim zniknęła im z oczu.
–
Nie
mam ochoty na tą podróż. Całe szczęście, że to niedaleko. I że
pojedziesz ze mną – Terrik spojrzał czule na partnera.
–
Jadę,
ponieważ król mi pozwolił. Na twoją prośbę, jak mniemam?
–
Skoro
jego winą jest wysyłać mnie do urzędów w Elmeriad, niech mi da
za ochronę kogoś, kogo kocham i nie lubię się z nim rozstawać. –
Pochylił się do pocałunku, który dostał z przyjemnością.
–
Konie
zaraz będą gotowe. Moi ludzie czekają na zewnątrz przy koszarach.
–
Dokumenty
do podpisu mam. – Spojrzał na teczkę uszytą z twardego płótna.
–
Czyż
hrabia powinien zajmować się takimi sprawami? – Położył mu
rękę na plecach i delikatnie zasugerował kierunek, w jakim powinni
się udać.
–
Ten
hrabia wolałby zostać w pałacu. Podróże go męczą, ale nie lubi
lenistwa i woli zajmować się sprawami urzędowymi niż całe dnie
spędzać przy piciu wina, które uwielbia, lecz co za dużo...
–
Tak,
rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć. Najchętniej to nie
ruszyłbyś się z pałacu i spędzał czas na piciu wina.
–
Zawsze
mnie rozumiesz, Yavi.
–
Czytam
w twojej głowie.
– I
co teraz myślę, Yavanie?
–
Że
wolałbyś zamknąć się ze mną w komnacie i oddać rozpuście –
szepnął mu do ucha. Fantazyjnie związane włosy Terrika
połaskotały go w nos.
–
Chciałbyś,
słońce, chciałbyś. – Nagle spoważniał. – Wziąłeś swoją
maść? Nie mam zamiaru biegać po całym mieście i szukać medyka
ze specjalnością do tworzenia eliksirów przeciwbólowych. Wielu z
nich w Elmeriad to szarlatani. – Stanęli przy swoich koniach.
–
Wziąłem.
A ty byś za maścią pojechał i na drugi koniec Lorin, żeby tylko
mi ulżyć. – Przytroczył juki do siodła. Nie zabierali wiele
bagażu. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy do przebrania. Pojutrze z
rana będą z powrotem.
–
Dobrze
mnie znasz, ulżyć to ja ci mogę... Ale jak jeszcze raz zapomnisz o
tak ważnym specyfiku, pożałujesz.
–
Już
mi się to podoba. Twoje kary są najlepsze. – Wsunął stopę w
strzemię.
–
Kara
nie byłaby przyjemna, Yavi. – Kochał tę ich słowną grę i
kochał tego człowieka.
Stajenni krzątający
się wokół nich nie zwracali uwagi na rozmowę, przyzwyczajeni do
ich wymiany uszczypliwości czy też słów pełnych podtekstów.
*~~*~~*
Stracił czujność.
On, zawsze mający oczy ze wszystkich stron głowy, widzący podstęp
wszędzie, dał się oszukać dzieciakowi! Znał takich jak on i dał
się okraść! Miotał się po wynajętym pokoju jak szaleniec.
Mógłby odpuścić gówniarzowi, miał masę pieniędzy, lecz nie
zrobi tego. To godziło w jego osobę niczym wbity sztylet prosto w
pierś. Doskonale znał proces działania takich ludzi, wiedział,
gdzie ich szukać. Dziś w nocy musi przeprowadzić rekonesans nie
tylko w pałacu, ale i w dzielnicach, których bogaci wolą nie
odwiedzać. Mogliby się pozbyć nie tylko kosztowności.
Spojrzał w okno. Za
nim była jeszcze pełnia dnia. Zje coś, a potem się prześpi, by
nocą móc pracować.
*~~*~~*
Złość króla
przeszywała na wskroś Rivena. Zastanawiał się, jaki ojciec był
rano, jeżeli teraz nadal bombardował go ostrymi jak brzytwa
słowami.
– …
Jesteś
nieodpowiedzialnym dzieciakiem! Twój mąż sam musiał sobie radzić
z gośćmi, a ty go ośmieszyłeś, nie będąc u jego boku! Czyż
jazda konna była ważniejsza od obowiązków?! I ja podpisałem pakt
z ojcem Aranela, sądząc, że w przyszłości zajmiesz się oboma
królestwami jak mężczyzna, a tymczasem ty jesteś małym
chłopcem! Chłopcem, który powinien zająć się mężem i
skonsumowaniem małżeństwa! Sprawami pałacu i wszystkim tym, co
należy do obowiązków osoby, jaką jesteś! Nie jesteś parobkiem,
koniuszym czy kimś innym! Tylko księciem i moim potomkiem! Najpierw
obowiązki, a potem przyjemność! Musiałem przed gośćmi udawać,
że miałeś do wykonania sprawy wysokiej rangi, żeby nas nie
ośmieszyć!
–
Przecież
to byli tylko przedstawiciele królestw i ich książęta...
–
Ty
bezczelny dzieciaku! Wynocha mi stąd i nie pokazuj mi się na oczy!
Oczywiście jutrzejszy dzień spędzisz na umawianiu umów o zakup
ziem. Szczególnie tych przy górach. Tamtejsi panowie je
odsprzedają, a ty masz osiągnąć dobrą cenę za nie. Wynocha! I
zaciągnij męża do łoża!
Riven wyszedł z
gabinetu ojca zły. Dobrze, że nie miał planów na jutro. I nie był
dzieciakiem! Po prostu musiał dziś pomyśleć. Zapomniał o tym
głupim śniadaniu. Wrócił do komnaty i zastał swego męża
siedzącego na balkonie. Ten to nie ma obowiązków w ogóle!
Powinien go teraz wciągnąć siłą do łoża i wziąć.
Przynajmniej to miałby z głowy.
Aranel wyczuł, że
coś jest nie tak. Kroki męża były inne od tych, jakie
towarzyszyły mu od wczoraj. Jakby cięższe, pełne napięcia i
nerwów. Domyślił się, że rozmowa z królem nie przebiegła
pomyślnie. Bał się odezwać, więc siedział cicho. Nigdy nie
lubił być narażony na złość innych. Sam też, kiedy był w tym
stanie, wolał unikać towarzystwa.
–
Jadę
na pastwiska. – Drgnął, kiedy głos męża dobiegł z bliska. Tak
się zamyślił, że nie usłyszał, jak podchodzi. – Wrócę
wcześniej rano.
–
Dobrze.
–
Muszę
się uspokoić. Inaczej mógłbym ci zrobić krzywdę.
–
Król
cię zdenerwował? – Złapał się barierki i wstał.
–
Wiem,
popełniłem błąd, że mnie dziś rano nie było. Ale niech mi nie
wypomina, że ty i ja jeszcze nie... połączyliśmy się cieleśnie!
–
Och
– zarumienił się.
–
Właśnie,
„och”. Dlatego wolę dziś w nocy nie być tutaj i teraz też
nie, bo moja wściekłość odbiłaby się na tobie. A jakkolwiek bym
nie myślał przed ślubem o tym wszystkim, to musimy żyć razem i
ja na twoim miejscu nie chciałbym się bać człowieka, z którym
dzielę przyszłość! Wrócę rano. – Wyszedł, zostawiając męża
samego i zdziwionego krótką przemową.
Aranel
uśmiechnął się. Może nie będzie tak źle. Riven nie chce go
skrzywdzić. Mógłby wiele z nim zrobić, nie obroniłby się przed
tym mężczyzną. Z powrotem usiadł w wiklinowym fotelu i nastawił
twarz ku słońcu, czerpiąc przyjemność z ciepła.
* Leity tamtejsze pieniądze. Na nasze to jakieś 1,50 zł
Pierwsza w końcu mi się udało ale znając życie ktoś się pojawi zanim utworzę komentarz.
OdpowiedzUsuńa wiec skupiam się i pisze.
Coraz bardziej intryguje mnie tajemniczy mężczyzna i to co on kombinuje...
No i ta sytuacja między Rivenem a Aranelem... nawiązała się między nimi nić, którą widać wyraźnie.
Wydaje mi się, że chyba jakoś ze sobą będą żyli chociaż Raven nie przepada za księciem to zdaje się go szanować.
Pokazał to dość wyraźnie na samym końcu nie chcąc wyłądować przed nim swojego gniewu na ojca.
No i przedłużasz te ich konsumpcje a ja jestem ciekawa jak to będzie wyglądało.
Czy Raven zachowa się jak brutal czy wyuczony kochanek?
Osobiście umieram z ciekawości i czekam na więcej!
pozdrawiam i ściskam mocno.
Rozdział naprawdę przecudowny! Czytałabym i czytała, ale tak dobrze nie ma! xD Patrzę a tutaj koniec rozdzialiku ;((
OdpowiedzUsuńWeny Lu, dużo weny i czasu ^^ Opowiadanie wydaje mi się przebijać wszystkie inne,gdyż ja bardzo kocham opowiadania w takim klimacie, stare zamki, konie, książęta itd. ;))
Jestem pod wrażeniem, że Riven tak... wydoroślał? nie wiem, to może złe słowo, ale widać, że coś się tam zmienił. ;)
Jestem zła. Chciałam komentować każdy rozdział, a już poprzedni nie został skomentowany ;c Ja przepraszam, no ale..
OdpowiedzUsuńEh, teraz to nadrobię ^-^
Rozdział ŚWIETNY!
Co raz bardziej lubię Rivena i Aranela. A ta ich przejażdżka była cudna *w* Mogli się poznać, chociaż Aranel nie mówi mężowi wszystkiego, ale i na szczerość czas przyjdziesz. Małymi kroczkami do przodu xD W tym rozdziale troszkę zdenerwował mnie król. No ja rozumiem jego złość, Riven nie powinien opuszczać męża, ale dlaczego oberwało mu się za... nie skonsumowanie związku? Powinien się cieszyć, że syn zapoznaje się z Aranelem, że nie zrobi mu krzywdy.. Eh i po raz drugi w nocy do niczego nie dojdzie.. I w sumie dobrze.
Yavetil i Terrik są słodcy <3 uwielbiam ich, tak samo jak ich rozmowy i w ogóle... Fajnie, że Terrik nakłonił króla by Yavetil pojechał z nim, ale mam dziwne przeczucie, iż coś się złego wydarzy. I obstawiam, że to Yavi będzie ranny i chyba poważnie.. Nie wiem czemu ale już od jakiegoś czasu mam wrażenie, że właśnie przy tej parze stanie się coś niedobrego.. Kiedy? Pojęcia nie mam...
Już ostatnio zaciekawiła mnie ta nieznajoma postać, a teraz moja ciekawość wzrosła.. któż to? Mam wrażenie, że ta osoba ma za zadanie zrobić komuś krzywdę. Komu? Nie wiem, może Aranelowi? Ale kto by chciał coś mu zrobić? Wydaje mi się, że ma coś z tym wspólnego jego ojciec.. O jacie, ale dzisiaj popuściłam wodze fantasy.. xP Pewnie połowa z moich domysłów się nie spełni ale lubię to robić i zastanawiać się "co będzie dalej?" ^^
A co do samej nieznajomej postaci mogę powiedzieć: Już ją lubię. Za co? Ja jestem dziwna i lubię czarne charaktery, a ten osobnik taki jest i ma charakterek ^^ Jednak mam nadzieję, iż nikogo poważnie nie skrzywdzi...
Hmm.. To chyba tyle, Czy coś jeszcze chciałam napisać? Pewnie tak, ale mam sklerozę >.<
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
Lubię jak czytelnicy popuszczają wodze fantazji. Fajnie jest je czytać, zwłaszcza, że wiem co będzie. :DD
UsuńCzarny charakterek ma charakterek. :D A co tu robi? Kim jest? Powoli zacznie odkrywać to i owo. Kiedy? To zostawię jako tajemnicę. :D
Uf, a już się bałam że Riven zrobi krzywdę mężowi. Na szczęście okazał się lepszym człowiekiem, niż mi się zdawało. Co nie zmienia faktu, że nie mogę doczekać się ich pierwszego razu. Zżera mnie ciekawość, jak zachowa się Riven.
OdpowiedzUsuńTerrik i Yaveil są rozkoszni XD Kocham ich, uwielbiam! Ich rozmowy są cudowne ^^
Cały rozdział wciągający, aż żal, że nie ma kolejnego.
Ta tajemnicza postać coraz bardziej mi się podoba. Coś mi się zdaje, że trochę namiesza. I nie wiem czemu mam takie wrażenie (ale nie tylko ja, fajnie wiedzieć, że nie tylko moja wyobraźnia szaleje), że to ojciec Aranela go nasłał.
Weny! Dużo, dużo weny i czasu na pisanie (:
Pozdrawiam :*
No, Riven ma szczęście, że nie chce skrzywdzić Aranela... Inaczej skopałabym mu tyłek :) Rozdział super... Oczywiście nie mogę doczekać się następnego, tym bardziej że czuję "coś" w powietrzu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Przez cały czas ciekawi mnie postać tego mężczyzny.
OdpowiedzUsuńA moje przeczucia sa takie, że on planuje zrobic coś Aranelowi.
Ta przejażdżka musiała być niezwykle mila i wspaniała dla niego.
Riven zrobił się troszkę bardziej miły w stosunku do swojego męża, z czego się ciesze ^^
Widać było, ze jego ojciec był na niego naprawdę zły.
Fascynuje mnie to, jak Aranel za pomocą swojego szóstego zmysłu, a także innych osób- potrafi poznać i zapamiętać otoczenie, w którym się znajduje.
Te gry słowne Terrika i Yavetila są zabawne ^^
Aranel jak bardziej pozna swego męża, z pewnością stanie się bardziej szczery :D
Rozdział był wspaniały jak zawsze *^*
Pozdrawiam~!
A ja powiem że mi się nie podobał! O! Nic się nie działo! No dobra, za mało się działo...
OdpowiedzUsuńNo i już mam zjedzone paznokcie co zrobi mój-już-ulubiony-czarny-chyba-charanter :P Ogólnie jest słodki... *_* Tak wiem, jestem skrzywiona :P
I znowu trzeba czekać do wtorku *wzdycha*
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, ta przejażdżka konna dobrze im zrobiła... można powiedzieć, że ich zbliżyła do siebie... och jak się ojciec Rivena na niego darł, i dobrze, że wolał nie spać w ich sypialni, żeby nie skrzywdzić Aranel'a... Chociaż wkurza mnie to, ze Riven cały czas mówi o tym połączeniu i to wymawia... Zastanawia mnie ten szpieg, czy jag go tam nazwać, mam jakieś dziwne wrażenie, że Terrik pojechał po tą przesyłkę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam Luano!Czy mogłabyś spełnić mą prośbę,i dodać rozdział 7 trochę przed 8/9?Mam wtedy wyjazd i chciałabym umilić sobie czas Twym rozdziałem..Taka maaaluuutka prośba. :DD
OdpowiedzUsuńHm. Staram się wstawiać sprawdzone rozdziały. Nic nie obiecuję, więc nie mówię tak i nie mówię nie.
UsuńWspaniały rozdział. Widać, że Riven powoli mądrzeje i to mnie cieszy. Podobał mi się moment, w którym wyjechać na przejażdżkę konną, dzięki temu trochę się do siebie zbliżyli. Podobała mi się końcówka i słusznie zrobił, że wyszedł, żeby nie rozładować swoją złość na nim. Yavetil i Terrik są wspaniali i te ich rozmowy są po prostu świetne. Zastanawia mnie ta tajemnicza osoba, kim jest i co chce zrobić, ale mam złe przeczucia. Coś czuje, że zobaczymy jeszcze ojca Aranela i sporo namiesza, a może się mylę. Kocham takie klimaty, dzięki za rozdział.:) Życzę dużo weny i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział i przepraszam, że komentuję dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńLuano, jesteś nieoceniona. To opowiadanie zawładnęło moim sercem już po sześciu rozdziałach! To nie jest częste zjawisko w moim przypadku xD
Co do samego odcinka to myślę, że Riven w końcu trochę zmądrzał i powoli przekonuje się do swojego męża. Aranel jest silny- to bardzo dobrze. Chociaż maska, którą stale nosi na swej twarzy nie daje Saerosowi możliwości poznania go. Nie jest to dobre, ale moim zdaniem z czasem obaj otworzą się przed sobą.
Urzekli mnie Terrik i Yavi <3 Och, oni są dla siebie idealni! Troskliwi, kochający się i czuli- tacy jacy powinni być prawdziwi partnerzy życiowi. Nic tylko ich podziwiać.
Cieszy mnie różnorodność charakterów Twoich bohaterów. Z jednej strony myślimy, że jesteśmy w stanie przewidzieć ich dalsze zachowania, ale najczęściej jednak zaskakują nas i powalają swymi czynami lub słowami.
Jedynie niepokoi mnie ta tajemnicza postać. Czarnych charakterów z reguły nie lubię. No, ale zobaczymy jak będzie. Mam tylko nadzieję, że nie namiesza za bardzo.
Z mojej strony to tyle.
Życzę Ci dużo weny, czasu i zapału do pisania i publikowania dalszych historii :D
Pozdrawiam gorąco :*
Desire