Dziękuję za komentarze. ^^
________________
– Jak ma się moje, książątko? – Wredny uśmiech Stone'a, po
raz kolejny zmroził serce Christiana. – Mam coś dla ciebie.
– Wsunął rękę do kieszeni i wyjął małe, białe, plastikowe
opakowanie. Nie było na nim żadnej etykiety informującej o nazwie
specyfiku.
Chris cały czas obserwował ruchy mężczyzny. Wyczuł, że
musi się wystrzegać tego, co on ma w ręce.
– Powiedziano mi, że jedna załatwia wszystko, ale to dawka dla
człowieka, a ty nim nie jesteś. – Powoli odkręcał nakrętkę.
– Co to jest? – Był zmęczony, przestraszony, głodny i było mu
potwornie zimno. Pokój nie był ogrzewany, a bez okien, przez które
wpadało słońce nic nie miało szans by zmienić w nim temperaturę
na wyższą. Patrzył jak Stone wysypuje na rękę małe, brązowe
tabletki i już wiedział, czym one były. – Nie rób tego. Urodzę,
oddam je moim parterom i będę twój, ale błagam nie rób tego. –
Po policzku spłynęły mu łzy. Nie chciał przy nim płakać, lecz
emocje nie pozwoliły mu na nie okazywanie słabości.
– Twoim partnerem jestem ja i to nasze dzieci będą jedynymi z
twojej krwi. Dzięki nim zyskam wszystko. Nie może być tych
bachorów!
– Nic nie zyskasz! Nie ma już diamentowych smoków. Nikt nie
odtworzy królewskiej linii.
– Nigdy nic nie wiadomo. Smoczy ród bardzo cenił krew Elisandrów.
Tak, jesteś Christian Elisander. I jesteś mój. Mieć w rękach
dziecko królowej i jej wnuki... – Rozmarzył się o sile, jaką
osiągnie. Będzie miał pełnię władzy, a smoczy świat
padnie mu do stóp. Z nimi zdobędzie świat ludzi i wszystko inne.
– Jesteś szalony!
– Mylisz się. Trzy czy cztery? – Wskazał leżące na dłoni
tabletki.
– Zero? – Otarł policzki z łez.
– Mój chłopiec umie żartować. Dobrze, nie będę się przy
tobie nudził. – Jednym susem doskoczył do siedzącego
chłopaka i złapał go za szczękę. Christian zacisną ją z całej
siły licząc, że nie połamie sobie zębów. – No, otwórz ją.
Jedno połknięcie i będzie po wszystkim – szeptał Stone, coraz
bardziej denerwując się. Jego twarz zrobiła się czerwona, a oczy
płonęły z wściekłości. – Otwórz paszczę!
Christian chwycił dłonie oprawcy i starał się je odciągnąć od
siebie. Kopał go przy tym gdzie popadnie, lecz Stone był
niewzruszony, jakby nie odczuwał bólu. Chris błagał w duchu o
cud, bo cokolwiek zrobi, zamieni się w smoka, który szalał w nim i
chciał wyjść, by go ochronić, czy połknie tabletki zabije
swoje dzieci. W takim wypadku wraz z nimi umrze on, bo nie zniesie
bólu, jaki w nim zapanuje. Pomyślał o ukochanych partnerach. O
tym, co oni wtedy poczują, gdy go stracą. Nie była to przyjemna
wizja. Płakał i walczył z całych sił ze Stonem, ale zmęczenie i
zimno odbierało mu wszelkie siły.
– Otwieraj mordę! No już! To rozkaz twego pana! No, cukiereczku,
jeden ruch i będziemy razem władać światem. – Wsunął mu
palce między wargi, by rozewrzeć szczękę. – Denerwujesz mnie!
Mam ochotę rozciąć ci brzuch i je wyjąć! Uleczysz się prawda?!
No jeszcze trochę. – Nacisnął mu bardziej szczękę na
zawiasach i wepchnął palce do środka. – Jeszcze milimetr. I nie
kop mnie! Jestem silniejszy! Ty jesteś słaby! Powinieneś zatrzymać
jedyny posiłek, jaki dostałeś. A zimno jest po to, byś
tracił siły. Wiem, że diamentowe smoki były słabe nie mogąc się
ogrzać.
Nie miał już sił. Zaczął się poddawać. Wszystko go bolało.
Nic nie widział poprzez łzy wypełniające mu oczy. Czuł pod
sobą tylko twarde łóżko, po którym się szamotał, by odrzucić
od siebie Stone'a, któremu furia dawała coraz więcej siły i Chris
miał wrażenie, że zaraz połamie mu szczękę. Czuł wielki ból w
duszy i na ciele. Nie chciał się poddawać, ale to było takie
trudne. Przed jego oczami pojawił się kojący wizerunek Daniela i
Martina. Przepraszam moje miłości. Kocham was i wybaczcie mi, że
nie byłem w stanie uratować ich i siebie. Nie dam rady. Zawiodłem.
* * *
Bał się, że było za późno. To, co odczuwał w głębi siebie,
to była strata. Coś, co czuje się, kiedy umiera partner, gdy traci
się go na zawsze. Mimo tego nie wierzył, że tak jest. Martin mu
powtarzał, że ufa swojemu przeczuciu i Chris żyje. Tylko jak
długo?
Przybyli do biurowca najszybciej jak się dało. Nie byli sami. Była
z nimi grupa doskonale wyszkolonych w walce zmiennych i teraz
oni torowali jemu i Martinowi drogę do biura tego drania. Zostawiali
za sobą walkę z taurenami, którzy chcieli im odgrodzić drogę.
Wiedzieli, że Dario i inni sobie poradzą. W tych trudnych momentach
liczył się Christian. Nie czekali na windę, biegli po setkach
schodów, byle dotrzeć jak najszybciej na ostatnie piętro. Nic nie
mogło ich powstrzymać przez złapaniem Stone'a i dowiedzeniem się
gdzie jest Chris. Mieli wrażenie, że czas zwolnił, a raczej to oni
zwolnili, a gdzieś poza nimi wszystko przyśpieszyło. W końcu
znaleźli się na właściwym piętrze, gdzie ołów na nogach
zniknął i znów mogli biec we właściwym tempie. Wpadli do biura
jak huragan, ale mężczyzny, którego szukali nie było. Daniel
jęknął i złapał się za serce.
– Co jest? – zapytał Martin, lecz po chwili i on zrobił to
samo. – Chris. – Jedno słowo, a dało kolejną dawkę energii. –
On jest niedaleko. Blisko. Obok. Tylko, kurwa, gdzie?! – Kopnął z
całej siły najbliższą mu rzecz, a była nią szafa, w której
Stone, powinien trzymać dokumenty, a trzymał...
– Monitory. Wszystkich obserwował – powiedział Daniel widząc
jak w każdym z nich widać parter i piętra. Wtedy coś mu wpadło
do głowy. Zaczął przełączać przyciski na nich, a te zmieniały
widoki i prawie odskoczył, gdy zobaczył na jednym z ekranów ich
Christiana. Christiana, który nie może się ruszać, a Stone prawie
siedzi na nim i coś mu robi. – Cholera! Tylko gdzie jest ten
pokój?!
– Gdzieś tutaj. Stone, nie odseparowałby Chrisa od siebie. Sam
spędza w biurze dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie mamy
czasu. On chce mu coś dać. – Daniel zaczął przeszukiwać
gabinet. Uderzał w ściany wyrzucał książki z półek.
Martin poszedł w jego ślady. Wiara, że znajdą pokój malała
z każdym ruchem, ale pragnienie pomocy Chrisowi, wzięcie go w
ramiona, było tak silne, że się nie poddali. – Tu musi być
przejście. Coś...
– Jest! – krzyknął Daniel. Jedna ze ścian obłożonych
boazerią miała ledwie widoczne drzwi. Nic dziwnego, że na pierwszy
rzut oka nikt nie mógł ich zobaczyć. Wyglądały jak reszta ściany
doskonale w nią wkomponowane, lecz gdy stuknął w nie wydały
inny odgłos. – Trzymaj się, kochanie. Już idziemy.
* * *
Stone złapał go za gardło i zaczął dusić. Chris prawie nie
oddychał przez zasmarkany nos.
– W końcu otworzysz swe śliczne usteczka. Tak, jak będziesz je
otwierał dla mojego chuja! Jesteś, kurwa, uparty. Ale chęć
oddechu sprawi, że połkniesz te pigułki.
Dusił się. Czy była szansa, że w porę zwymiotuje i tabletki się
nie rozpuszczą? Coś w pewnej chwili kazało mu nadal trwać. Jakaś
moc, której nie znał. Przestał walczyć i skoncentrował się na
oddychaniu. Zyskanie kilku chwil, było w jakiś sposób ważne.
Zamknął oczy.
– Nie umrzesz mi tu, kurwa! Połykaj te cholerstwa! – Nagle hałas
za drzwiami zwrócił jego uwagę. Musiał zwolnić chwyt, gdy
spojrzał na nie. Coś w nie uderzało, a po chwili wyleciały z
futryny z głośnym trzaskiem. W pustej wnęce pojawili się
nieproszeni goście. – Mamy, kurwa, towarzystwo.
– Puść go!
Słysząc ukochane głosy, Chris otworzył oczy i niestety również
usta zaczerpując tchu. Tabletki wpadły do nich. Szybko odwrócił
głowę i wypychał je językiem. Teraz nie mógł się już poddać.
Nie widział, jak Daniel skacze na Stone'a i odpycha go od niego.
Zyskał tylko wolność, by odwrócić się i wypluć wszystkie
pigułki. Drgnął, gdy ujrzał postać nad sobą i chciał uciekać,
lecz rozpoznając znajomy uścisk ramion, który natychmiast go
otoczył, wtulił się w nie i rozpłakał.
– Zabierz go stąd! – krzyczał Daniel walcząc ze Stonem.
Mężczyzna zadawał raz po raz ciosy, ale on nie był mu dłużny.
Ledwie moment dzielił go od zmiany, a potem wgryzie się w szyję
skurwysyna!
Martin wziął Christiana na ręce i wyniósł z jego więzienia.
Chciał wrócić i pomóc Danielowi, lecz chłopak mocno go trzymał.
– Kochanie, zaraz wrócę. On może sobie nie poradzić ze Stonem.
– Słyszał odgłosy walki i czuł trwogę. Gdy ci dwaj się
zmienią będzie tutaj piekło. Wilk nie poradzi sobie z dwumetrowym
taurenem, mającym rogi, pazury i twardy pancerz zamiast skóry.
Christian go puścił w tym samym momencie, gdy do gabinetu
wpadł Dario z bronią w ręku. – Daniel! Pokój!
Dario kiwnął głową i pobiegł we wskazanym kierunku. Makabryczny
widok przed oczami sprawił, że nie myślał tylko działał.
Daniel leżał pod Stonem i starał się trzymać rękę, w której
był nóż, z dala od siebie. Mężczyzna miał go ukryty pod nogawką
spodni. Moment, w którym Daniel się zagapił sprawił, że błysnął
przed jego oczami metal i teraz ta chwila mogła być jego ostatnią,
gdy ten facet poderżnie mu gardło.
– On będzie mój, a ty wylądujesz w piachu – wysapał Stone.
Nie wiedział, że to będą ostatnie słowa, jakie wypowie. Nagły
strzał, jeden, drugi, trzeci spowodował, że ciało Gabriela Stone
opadło na Daniela, a wypadający nóż drasnął zmiennego wilka w
policzek.
– Zdejmij go ze mnie. – Nie był nawet zły, że to nie on go
zabił. Teraz chciał pobiec, do Christiana. Zobaczyć go,
dotknąć i upewnić się, że nic mu nie jest. Z pomocą Daria
sturlali ciężkie ciało z niego. Dario jeszcze pochylił się i
sprawdził, czy mężczyzna naprawdę nie żyje. – I?
– Martwy. Po moich strzałach, gdy chcę zabić, nikt nie przeżywa.
– Szkoda, bo w innej sytuacji chętnie by go powoli zabijał, lecz
ryzyko, że zrobi coś jego alfie sprawiło, iż nie było czasu na
zabawę. Ważne, że tego taurena już nie było. Pomógł wstać
Danielowi. Po jego wyglądzie i pokoju widział, że walka była
zażarta. Oni prawie łóżko przewrócili, co było niezłym
wyczynem. – Dobrze, że się nie zmienił.
Daniel go jednak nie słuchał, powlekł się do drugiego
pomieszczenia, gdzie na kanapie Martin przytulał Christiana, a
ujrzenie ulgi w oczach drugiego alfy pokazało, jak bardzo bał się
o niego.
– Ten sukinsyn nie mógł mnie pokonać.
Christian uniósł głowę z ramienia Martina i wyciągnął do niego
rękę. Przyjął ją i opadł przy nich przytulając obu mężczyzn.
Wyczuwał drżenie ciała zmiennego smoka. Jego partnerowi było
zimno. Ogólnie całe ciało miał lodowate i szare.
– Proszę. – Przed oczami Martina pojawiła się marynarka Daria.
– Smoki kochają ciepło, a tam w pokoju było dość zimno, by
opadał z sił.
– Dziękuję, jesteś dobrym betą. – Martin przyjął marynarkę,
on i Daniel mieli na sobie tylko same koszule, owinął ją wokół
ramion Christiana, a potem otoczył go ramionami dając ciepło.
Dario stał i patrzył jak cała trójka jest nareszcie razem, jak
się przytulają, składają na policzkach, głowie pocałunki.
Chris pomiędzy mężczyznami płakał i coś szeptał, pytał, jak
się czują. Wzruszyło to betę. Zmienny smok pytał się o nich,
chociaż to jemu groziło niebezpieczeństwo. Widocznie widok
sponiewieranego Daniela tak na niego działał, a może bez względu
na wszystko zawsze i wszędzie martwiłby się o partnerów.
Myślał, czy o niego kiedyś ktoś się tak zatroszczy? Powrócił
myślami do młodego Langstona. Czy była nadzieja, że będzie mógł
się zbliżyć do partnera? Wątpił w to. Nie wiedział, co się
przydarzyło Justinowi, ale nie chciał narażać jego i siebie na
więcej cierpienia. Widok, jak się go Justin boi, był
wystarczająco smutny.
Christian miał wrażenie, że to sen, ale dotyk ukochanych mężczyzn
na długo nie pozwolił mu tak sądzić. Znów byli razem. Poczucie
bezpieczeństwa, jakim go obdarzyli, przynosiło mu ulgę. Tak bardzo
potrzebował ciepła i miłości, które oni dawali oraz zapewnienia,
że już po wszystkim.
– Co on chciał ci podać? – zapytał Martin. – Nic ci nie
zrobił? On nie...
– Nie, nie zgwałcił mnie, jeżeli o to pytasz, tylko uderzył. –
Dotknął policzka, na którym widniał fioletowy ślad. –
Tabletki, jakie mi chciał dać miały zabić nasze młode –
wyszeptał. – Nie martw się wyplułem je zanim się rozpuściły.
– Ale musimy i tak zabrać cię do lekarza. Ciebie też Danielu.
– Nic mi nie jest. To tylko mała ranka, a ciało wróci do siebie
szybko. Drań był silny i umiał walczyć. – Nie chciał im mówić,
że gdyby nie Dario leżałby tam z podciętym gardłem, a Stone by
triumfował. Tym bardziej nie zamierzał odsuwać Daria ze stanowiska
bety. Zamierzał błagać Starszyznę, by pozwolili im na dwóch
zastępców. Czasami się na to zgadzali. Tomas był ważny dla
Martina, a Dario dla niego.
– Dario, zawieź nas do Craiga, a Robert niech się wszystkim
zajmie – rozkazał Martin. Rada dała im pozwolenie na wszystko. Od
dawna chcieli złapać Stone'a i raczej będą zadowoleni, gdy
dostaną wiadomość, że ten mężczyzna nie żyje. Chociaż jak dla
niego miał zbyt łatwą śmierć. Martin uważał, że powinien
cierpieć. Szkoda, że jego wizje się nie sprawdziły, bo miał
wielką ochotę zrobić wiele temu taurenowi. Wstał oddając
Christiana w ręce Daniela. Musiał przynajmniej zobaczyć jego
ciało. Poczuć satysfakcję, że oni żyją, a on już nie. Ciało
leżało na podłodze z otwartymi oczami. Zaskoczony, co? Nie
spodziewałeś się, że go znajdziemy. Bez ciebie nareszcie Chris
będzie mógł żyć w spokoju.
– Tak się cieszę, że jesteś już z nami. – Daniel uścisnął
Christiana. Nie mógł się nim nasycić i nigdy już nie chciał
przeżywać tego, co ostatnio. Strach o ukochaną osobę wyzwalał
jego najgorsze instynkty i paraliżował jego umysł. Był gotów
zabić każdego, kto stanąłby mu na drodze i przeszkodził w
niesieniu pomocy ukochanym mężczyznom.
* * *
W napięciu oczekiwali wyników, USG. Craig dokładnie zbadał
Christiana. Nakazał jego partnerom przynieść mu coś do
jedzenia i jak tylko wrócą do domu to położyć go do łóżka
spać. Właśnie kończył badanie w pełnym skupieniu. Natomiast
Christian ledwie trzymał powieki otwarte. Był szczęśliwy, że
Luisowi nic nie jest. W drodze do lekarza, dzwonił do niego, by się
upewnić jak on się czuje. Okazało się, że wszyscy czekali na
niego i już się nie mógł doczekać powrotu. Pierwsze, na co miał
ochotę to kąpiel. Czuł się brudny nie tylko, że od wczoraj rana
się nie mył, lecz chciał się pozbyć dotyku rąk Stone'a. Co
poczuł na wieść, że on nie żyje? Ulgę. Przekazał też
partnerom, że jego ojczym też nie żyje. Sprawdzili wiadomości u
znajomych zmiennych, którzy byli policjantami. Cooper Russo
faktycznie popełnił samobójstwo.
– Wszystko w porządku. Musisz tylko wypoczywać. Jeść i wyspać
się – powiedział lekarz.
– Nic im nie grozi?
– Nie. Dobrze, że wyplułeś te tabletki. W takim wypadku nie
byłoby szans na uratowanie ich. Trzeba się cieszyć, że do tego
nie doszło. – Podał mu ręczniki papierowe, by się wytarł. –
Chris jesteś silnym mężczyzną, twoje dzieci chyba to
odziedziczyły. Jedźcie do domu i po drodze nakarmcie go.
– Już kupiłem coś dobrego. – Martin puścił oczko zmiennemu
smokowi. Daniel przez ten czas zdołał się uleczyć i nareszcie tę
noc mogli spędzić w spokoju. Sen przyda im się wszystkim. Gdy
wracali do domu Chris zasnął na rękach Martina i mężczyzna
musiał wnieść go do domu. Od razu został otoczony zmiennymi, a
Sonia i Luis prawie popłakali się ze szczęścia, że ich
przyjacielowi nic nie jest i tylko zasnął. Martin obiecał im, że
zobaczą się z nim jak tylko chłopak dojdzie do siebie.
Za oknami już była późna noc, kiedy kładli swego śpiącego
partnera do łóżka.
– Chciał się umyć – przypomniał Daniel.
– Jutro to zrobi. Spójrz na niego. Nawet nie uleczył policzka, by
nie tracić energii. – Daniel usiadł obok śpiącego i wziął go
za rękę.
– To też jutro zrobi. Pomóż mi go ubrać w pidżamę. Poszukam
tej ciepłej, którą ostatnio kupił na zimę. – Wtedy Daniel
próbował mu to wyperswadować, mówiąc, że do łóżka nie
potrzebuje piżamy, bo i tak śpi z nimi nago, lecz Chris
powiedział, że do dzieci nie będzie chodził nago i kupił
najgrubszą, jaka była, by w zimie nie marzł. – Dobrze mieć was
przy sobie – powiedział Alston patrząc czule na Martina.
* * *
Wyszła tylko na półgodziny. Półgodziny wraca i co zastaje? Jej
szef, jej ukochany nie żyje! I czyja to wina? Tych przeklętych
zmiennych, którzy przyszli po swą własność! Do tego czuła
zapach, zmiennego wilka, który ją kilka tygodni temu porwał i
pobił żądając wiadomości o Stonie! Był bratem tego dupka,
którego zabiła. To on zabił Gabriela! Już ona mu pokaże!
– Przysięgam, że wypruję flaki z ciebie i znajdę na to sposób.
Ale najpierw muszę się zająć czymś, co ma pierwsze miejsce.
Zemsta poczeka. Nawet jakby przez następne lata miała czekać. –
Już czuła jej słodki, mdlący smak w ustach. Chwilę później jej
żałobny krzyk rozniósł się po całym budynku i dotarł nawet do
miejsc pod ziemią, gdzie były burdele, którymi już się Wielka
Rada zajęła i zabrała wszystkich, by im pomóc. Także
wykorzystywanym ludziom.
* * *
Chris potrzebował tak długiego odpoczynku, że cały czas spał.
Budził się jedynie, aby pójść do toalety i coś zjeść. Dopiero
trzy dni później był w stanie w końcu wziąć kąpiel i jeszcze
miał pretensję do obu kochanków, że ci pozwolili mu
śmierdzieć. Zapewniali go, że tak nie było, ale on wiedział
swoje. Prawdę mówiąc był zły, gdyż za długo nosił zapach
tego... Dlatego gorąca woda, była jego ukojeniem. Starał się nie
pamiętać o tym, co było, lecz widział te wszystkie obrazy, które
przyprawiały go o gęsią skórkę. Odrzucał je zapewniając
siebie, że już wszystko się skończyło, dzięki temu odczuwał
spokój. Zakręcił wodę i wyszedł z kabiny. Wytarł się olbrzymim
ręcznikiem, który kupił, gdy tu zamieszkał. Zawsze o takim
marzył. Owinął się nim i wrócił do sypialni. W tym samym
momencie pukanie do drzwi spowodowało, że zatrzymał na sobie
ręcznik, który miał wylądować wygodnie na łóżku, a on
ubierałby się w przygotowane przez siebie ubrania.
– Proszę.
Luis wsadził głowę do środka. Jego twarz tak uradowała Chrisa,
że podszedł do drzwi i wciągnął chłopaka do pokoju, by móc
go zwyczajnie w świecie przytulić.
– Puść mnie, bo mnie udusisz – wycedził Luis, kiedy ręce
przyjaciela oplotły mu się wokół szyi. Wilgotne włosy smyrały
mu policzek i poczuł się niekomfortowo wiedząc, że ten jest
prawie nagi.
– Nie mów, że taki delikatny jesteś. – Puścił go i przyjrzał
mu się. Na lewej skroni tkwił plasterek, ale Luis nie wyglądał
na chorego. – Martwiłem się, że ten, kto cię uderzył, coś ci
zrobił.
– Mam twardą głowę. Eeee, ubierałeś się. Może poczekam na
zewnątrz...
– Siadaj. Już widziałeś mnie nago. A Daniela i Martina tu nie
ma, nie skręcą ci karku – zażartował. Widok przyjaciela
dobrze na niego działał.
– To ja jednak wyjdę. – Zanim odwrócił się do drzwi został
pociągnięty na najbliższy fotel.
– Nie wydurniaj się. Ubiorę się potem. Teraz chcę wszystko
wiedzieć. Kto był zdrajcą? Moi partnerzy wspominali coś o
Charliem, ale mogło mi się przesłyszeć, nie bardzo kontaktowałem.
– Tu był istny armagedon. Wszystko zaczęło się od...
Gdy Luis opowiadał, Christian uważnie słuchał, każdego słowa.
Tak bardzo wszyscy martwili się o niego, starali się go szukać i
wspierali swoje alfy. Zrozumiał jak ważny jest dla tej sfory, że
go przyjęli w pełni i traktowali jak jednego z nich.
– To była najszczęśliwsza chwila naszego życia, kiedy Daniel
zadzwonił i powiedział, że jesteś już z nimi – dokończył
Luis. – Przykro mi, że to cię spotkało.
– Mnie też, ale to, co nas nie zabije to nas wzmocni. Czuję, że
jestem silniejszy. Stone'a już nie ma, mojego ojczyma także, więc
mogę żyć pełnią życia. Donoszę ciążę, urodzę, wychowam
dzieci, podejrzewam, że nie tylko te i będę kochał swych
partnerów do końca życia.
– Jak dobrze to słyszeć. – Daniel od dłuższego czasu
przysłuchiwał się ich rozmowie. Stał oparty o futrynę z
rękoma w kieszeniach. Cała jego postawa świadczyła, że wreszcie
się wyluzował.
– Podsłuchujesz. – Christian błysnął bielutkimi zębami
patrząc na ukochanego.
– Gdzież bym śmiał. Przyszedłem zobaczyć, czy jeszcze śpisz,
a ty pogawędki sobie urządzasz.
– To ja już pójdę. – Luis wstał w fotela. – Zaczekam na
dole. Powiem kucharzowi, żeby przygotował dla ciebie... Co byś
chciał?
– Naleśniki. Z syropem klonowym – dodał – i porcję
mandarynek, tonę ogórków kiszonych z czekoladą, a także...
– Stop. Nie rozpędzaj się tak. – Daniel powstrzymał go
próbując nie zwymiotować na myśl o ogórkach i czekoladzie razem.
– Luis, powiedz, żeby przygotowali tylko naleśniki.
– Dobrze. – Nawet, gdy zamknęły się za Luisem drzwi nadal
słyszeli jego śmiech.
– Będziemy chcieli z tobą porozmawiać – powiedział poważnie
Alston pochylając się i składając czuły pocałunek na czole
zmiennego smoka.
– Wiem. – Pogłaskał go po policzku. – Kocham cię.
* * *
Wybrał się na bardzo długi spacer i nie wiedział, jakim cudem
zawędrował, aż pod Arkadię. Chyba chęć zobaczenia przyjaciela
skierowała jego nogi w to miejsce. Justin spędził ostatnie dni
niepokojąc się o Chrisa, a gdy Jacob powiadomił go, że chłopak
jest już w domu, cały i zdrowy płakał ze szczęścia. Bardzo
chciał go zobaczyć, porozmawiać z nim. Tylko tam było tylu
obcych. I był on. Mężczyzna, do którego jego wilk krzyczał:
Partner.
– Cześć? Kim jesteś? – Podskoczył słysząc dziewczęcy głos.
Nie rozmawiał z obcymi. Nie, że nie chciał. Po prostu musiał
milczeć. – Nie umiesz mówić... Czekaj, ty nie jesteś
Justin? Z opisu wyglądu podobny do opowieści Chrisa. – Dziewczyna
zbliżyła się do niego. Jej ciemne włosy były spięte na czubku
głowy jakąś fantazyjną spinką, a krótka spódniczka i bluzka z
krótkim rękawem dodawały jej uroku. W ręku trzymała bukiet
kwiatów. – Jestem Sonia. Christian jest moim przyjacielem.
Idziesz do niego? Nie wiem czy się już obudził, ale chodź. Musi w
końcu wstać. Nie? – Uśmiechnęła się promiennie do niego.
Nawet nie zauważył, kiedy podążył jej krokiem. Był zły na
siebie, że jest dorosłym mężczyzną, a zachowuje się jak
wystraszone dziecko, szczeniak bardziej pasuje. Już było dobrze,
ale ostatnie dni całkiem go niszczyły. Nikt mu nie zrobi krzywdy, a
alfy z Arkadii są mili. Musi zobaczyć Chrisa, po prostu musi.
* * *
Widzieć ich prawie wszystkich razem, zgromadzonych przy stole, było
czymś, za czym nie wiedział, że tak bardzo tęsknił. Te
wiele godzin uwiezienia wlokło się całe wieki. Teraz siedząc z
nimi w kuchni zrozumiał, że ci zmienni są jego rodziną. Dario
stał oparty tyłkiem o szafki i popijał kawę z kubka, nie szklanki
jak zwykł to robić Robert jego prawa ręka i gamma sfory. Karia,
Stef, Marko, Matt i Monik gapili się na niego jak cielę w malowane
wrota. Wiedział, że ci młodzi wiele zrobili w czasie poszukiwań.
Rwali się też do wyjazdu do miasta, lecz Daniel ich powstrzymał.
– Dzięki – powiedział Christian, kiedy przełknął ostatni kęs
naleśnika. Naprawdę zjadłby ogórków. – A teraz pytajcie,
o co chcecie. Szczególnie wy – zwrócił się do partnerów,
którzy starali się porozumiewać między sobą wzrokiem. –
Naprawdę jak coś chcecie wiedzieć to walcie prosto z mostu,
chyba, że chcecie zdenerwować mężczyznę w ciąży dając sobie
potajemne sygnały.
Obaj odchrząknęli z zażenowaniem. Naprawdę owinął ich sobie
wokół małego palca.
– Wiesz, że Charlie nas zdradził i teraz Rada ma go osądzić,
ale podejrzewamy, że nie był sam. Sprawdziliśmy jego telefon i
bilingi, ale musiał mieć drugi, którego nie znaleźliśmy. Ten
oficjalny jest czysty. Rozpoznałbyś osobę, która uśpiła
cię przed zaciągnięciem do auta? – zapytał Daniel.
– Było ciemno. Widziałem potężną sylwetkę i tyle. Mimo
wszystko rozpoznałbym go po zapachu, ruchach i głosie. Nie był
to nikt stąd.
– Być może jakiś tauren, co utrzymywał stosunki z omegą –
wtrącił Dario i nagle napiął się cały.
– Co się stało? Dario? – Chris zaniepokoił się reakcją bety.
Luis zaczął się rozglądać, wokół, ale nie widział, co mogło
sprawić, że Dario omal nie upuścił kubka lub, co prędzej było
prawdopodobne, nie zgniótł go w dłoni.
Do kuchni weszła Sonia z naręczem polnych kwiatów, położyła je
na stole, spojrzała na Christiana i zapiszczała.
– Moje Chrisiątko, kochane. – Obiegła stół i przytuliła go
mocno. – Zaglądałam do ciebie po kilkanaście razy dziennie i
ciągle spałeś.
– Dlaczego pachniesz nim? – zapytał Dario.
Dziewczyna zostawiła przyjaciela i odwróciła się do Daria.
– Kim?
– Z kim się widziałaś? – Zazdrość, że jego partner, do
którego nie może się zbliżyć, był blisko niej zaczęła wkradać
się do jego umysłu. To na niej poczuł jego zapach.
– Z Justinem. Przyszedł do Christiana – odpowiedziała wesoło
wyciągając z półki wazon.
– Justin, tu jest? – zapytał Chris i podniósł się z krzesła.
– Na dworze. Nagle stanął jak wryty i powiedział, że dalej nie
pójdzie.
Dario był pewny, że wyczuł jego. Siłą woli zmusił się, by tam
nie pobiec, ale kubek w jego ręce właśnie przestał istnieć.
Daniel podszedł do swego bety i przyjaciela, znając sytuację
wiedział, co robić.
– Daj mu czas. Radzę ci się nie poddawać, tylko działać na
spokojnie.
– Jego brat...
– Jacob powiedział, żebyś się do niego nie zbliżał, ale nie
zakazał robić czegoś innego. Wystarczy, że tu jesteś, on
cię czuje. Pozwól mu się oswoić. Podejrzewam, że spotkało go
coś strasznego i dlatego taki jest. – Poklepał go po ramieniu
dodając otuchy..
Wilk w Dario poruszył się na te słowa. Każdy, kto skrzywdzi jego
partnera, nawet jakby nigdy nie miał z nim być, będzie miał z nim
do czynienia.
* * *
Christian zabrał Justina tam gdzie będą sami, ale inni będą ich
widzieć z daleka. Mimo wszystko wolał się już nie oddalać.
Opowiedział przyjacielowi, co się wydarzyło i zwierzył, że
chwilkami się boi, ale wierzy, że już nic mu nie grozi.
– Dzieciakom nic się nie stało i jestem z tego powodu szczęśliwy.
– Pogłaskał się po brzuchu. – Nie wierzyłem, że tak szybko
rozwinie się u mnie instynkt ojcowski. Mogę cię o coś zapytać?
– Oczywiście. – Obaj przysiedli na niskim murku otaczającym
ogród ziołowy, jaki założyła Karia. Przy Chrisie Justin
odżywał. Naprawdę ufał zmiennemu smokowi.
– Najpierw chcę ci powiedzieć, że Dario jest świetnym facetem.
Wiem, że to twój partner i nie musisz się go bać. Może czasami
wygląda groźnie, lecz to jeden z najwspanialszych mężczyzn
jakich ostatnio spotkałem. Widzę, co się dzieje i mam pytanie
z tym związane. Co jest powodem tego, że tak się boisz? Boisz się
obcych, partnera, do którego w innym wypadku byś pobiegł i... no
wiesz.
Justin domyślił się, o co chodzi Christianowi, spuścił wzrok na
swoje ręce złożone na kolanach i zarumienił się. Wieki nie
myślał o tym, o czym wspomniał przyjaciel. Nie mógł mieć
partnera, nie pozwoli mu się dotknąć. Co więcej, zbliżyć się
do siebie. Ten Dario budził jego niepokój, to, że siedzi w
nim bestia. Do tego partner oznaczało tak wiele. Rzeczy, o
których nie śnił, nie marzył, no, bo jak mógłby, kiedy nie czuł
nic więcej poza lękiem. Zdecydował, że Chrisowi mógł zaufać i
potrzebował opowiedzieć o sobie komuś innemu poza bratem.
– Mam nadzieję, że to, co ci powiem, pozostanie między nami. Nie
chcę wzbudzać niczyjego współczucia, litości. Wolę jak śmieją
się ze mnie, że dorosły facet tak się zachowuje.
– Kto się śmieje?
– Ludzie w miasteczku. – Rzadko jeździł z Jacobem do miasta na
zakupy, ale wtedy trzymał się tylko jego i gdy ktoś przypadkiem
otarł się o niego miał ochotę schować się w mysiej dziurze.
Jego strach bawił niektórych. Ostatnio on się wzmógł i już nie
jeździł do miasta, szczególnie, że wielu obcych z Arkadii tam
przebywało, tym samym miał spokój od śmiechów. – Naprawdę
chcesz o mnie wszystko wiedzieć? Nawet jak to, co powiem sprawi, że
możesz źle się poczuć?
– Tak, chcę, o ile ty chcesz mi to wyznać.
– Nie zawsze byłem taki... – Zaczął swoją opowieść Justin
Langston. Wywarła ona tak wielkie wrażenie na Christianie i tak,
żal mu było tego młodego mężczyzny, że każdego dnia, a nawet
tygodnia, jaki mijał po zakończeniu tej rozmowy przysięgał
sobie, że nigdy, przenigdy nie zostawi swego przyjaciela, który
stał się jego bratem i pomoże mu znów wrócić do tego, kim
Justin był. Chociaż tak naprawdę miał nadzieję, że ktoś inny
to zrobi. Tylko ta osoba, jakoś nie miała zamiaru nic robić.
aaaa...chcę usłyszeć dalszą opowieść J. no nic poczekam jak nie mam innego wyboru...pozdrawiam i weny do dalszego działania...
OdpowiedzUsuńNareszcie kochane smoczatko już wolne. Ułożyło mi jak to przeczytałam :) Rozdział naprawdę fajny. Tak więc dużo weny F.
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekać historii Justina :3 i mam nadzieje że w nastepnym rozdziale w szyscy sie dowiedzą o pochodzeniu Chrisa przy czym mam nadzieje na śmieszną reakcje
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życze dóżo weny :3
Czemu tydzień ciągnie się tak długo gdy czekam na kolejny rozdział? :(
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł jak zwykle świetny. Z niecierpliwością czekam na historię Justina.
Pozdrawiam i życzę dużo weny. :)
Historia Justina nie zostanie ukazana w tej części, bo to nie jego czas, a trochę tajemnic musi być. ^^
UsuńCzekamy, chyba, że Luana będzie BARDZO wredna i każe nam na tę historię czekać do momentu wyznania jej innej osobie.
OdpowiedzUsuńNawet się nie waż!
Weny! I czasu.
Pozdrawiam, Paul.
Ps. Weź przyspiesz jakoś czas, co?
Hahaha. Jak chodzi o historię Justina to na pewno nie poznacie jej w tej części, tylko w drugim tomie tam kiedyś w przyszłości. Tak, jestem wredna. :D
UsuńCześć Luano!
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu zupełnym przypadkiem odkryłam Twojego bloga.
Pochłaniałam wszystkie opowiadania z prędkością błyskawicy. Zarwałam
nawet kilka nocy. Godzina 3 w nocy, a ja albo pękam ze śmiechu, albo
wstrząsają mną spazmy płaczu. Chciałam Ci podziękować za ciężką pracę i
wysiłek, który wkładasz w pisanie. Historie przedstawione w tych
opowiadaniach mogą pokazać ludziom, że geje mają uczucia, a nie jak
niektórzy twierdzą chodzi im tylko o seks. Dzisiaj czytałam "Zburzony
Mur". Sytuacje te naprawdę mną wstrząsnęły. Niestety, tak wygląda
rzeczywistość. Na świecie pełno jest homofobów i sama kilka razy
spotkałam się z szykanowaniem homoseksualistów. Całego społeczeństwa nie
zmienisz. Napiszę jeszcze tylko, że wszystkie Twoje opowiadania są
cudne i podziwiam Cię (nie zapominajmy o Yaoiście).
Powodzenia w dalszym pisaniu. :* ~Neko-chan *o*
Dziękuję, Yaoista również i on przesyła pozdrowienia. ^^
UsuńDrugi tom będzie o Justinie i Dario? Większej radości nie mogłaś mi sprawić! xD Chociaż, zerkając na Twój komentarz, widzę, że będę się musiała wraz ze wszystkimi solidnie uzbroić w cierpliwość, by dowiedzieć się, co spotkało Justina. Tego kochanego chłopaka. ;3
OdpowiedzUsuńDamian pewnie był osłabiony poszukiwaniami - jakby miał sprawę na świeżo, a więc tuz po porwaniu., to może i nawet dałby radę dwóm taurenom. xD
Oby dzieciaczki urodziły się zdrowie... i niech w przyszłości będzie ich nawet na dwie drużyny piłkarskie. xD Heheh, biedni partnerzy.. znosi widok czekolad i ogórków. xD I śledziki do tego xDD
Eh, Dario, Dario... obyś był dobrym partnerem, bo inaczej obdzieranie skóry żywcem będzie jedynie delikatną pieszczotą.
Juz myslalem, ze opowiesz o historii Justina, a tu takie rozczarowanie..
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze bez gwaltu, bez utraty dziecka Chris wyszedl :D
Nie moge sie doczekac nastepnej czesci!
Chris powiedzial, ze bedzie wychowywal swoje dzieci i nie tylko te. Ma zamiar miec wiecej?!
,,Był bratem tego dupka, którego zabiła. To on zabił Gabriela! Już ona mu pokaże!'' O co tu chodzi? Jaki brat?
Pozdrawiam
Damiann
"O co tu chodzi? Jaki brat?" To już historia do opowiedzenia w drugim tomie. :)
UsuńTak, w przyszłości ma zamiar mieć ich więcej. Ale kiedyś tam kiedyś. :)
Masz pojęcia jak bardzo odetchnęłam z ulgą, gdy to przeczytałam.
OdpowiedzUsuńRety całe szczęście że Martin i Daniel zdążyli w ostatniej chwili go uratować.
Ale napięcie było od samego początku.
Bałam się że Stone naprawdę zwycięży... przecież Chris nie miał z nim żadnych szans.
Rety kochana to naprawdę przed ostatni rozdział?
czuje się bardzo niepocieszona, gdyż zdążyłam przywiązać się do tego opowiadania.
Pociesza mnie jednak myśl że będzie ciąg dalszy i czekam na nowe kolejne opowiadanie.
Czuje również że nie wszysko wyjaśniłaś względem Chrisa i pewnie sporo niespodzianek pozostawiłaś.
pozostaje tylko czekać i pozdrowić serdecznie.
Ty...ty...ty!!! Jak mogłaś? Ja chcę więcej, chcę dalszą część opowieści Justina i chyba nie wytrzymam do kolejnej notki XD Życzę weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcałe szczęście, że Christian został uratowany, było blisko, ja sama miałam ochotę skręcić kark Stonowi... martwi mnie ta taurenka, będzie chciała się mścić za Dario...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
:)
OdpowiedzUsuńLedwo ledwo, uffff.... Lu no do cholerki jasnej xD Jak ty to robisz, że nie widzi się końca rozdziału? Hym?? Weny i pozdrawiam! :)
Aż niechce mi się wierzyć ze to już końcówka :-) lecz Dario z Justinem brzmi ciekawie:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agnieszka
Ulga, że skończyło się tak, a nie inaczej! Stone w końcu nie żyje, więc Christian będzie mógł wieść spokojne życie u boku swoich partnerów! No i dobrze, że uniknął połknięcia tych tabletek! Jego upór w ratowaniu maleństw jest godny podziwu!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Jedwabny szal już się kończy, ale drugi tom już teraz zapowiada się naprawdę ciekawie. Nie mogę się doczekać historii Justina, no i tego, co knuje Star. Zaczynam się obawiać tego, co jeszcze może się Justinowi stać, bo pewnie, chcąc zemścić się na Dariu, Star będzie szukać jego słabych punktów.
Życzę weny i pozdrawiam ;)
Świetny blog :-)
OdpowiedzUsuńPolecam to opowiadanie jest świetne :-)
http://liceum-yaoi.blogspot.com