Dziękuję za komentarze i naprawdę miło mi, kiedy czytam, że moje opowiadania pozwalają rozwijać swoje pasje miłość, troszczyć się o nią. Wiem, że nie piszę idealnie, ale przekazuję Wam to co siedzi w mojej głowie, emocje się w niej kotłujące, licząc, że się spodoba. ^^ Pozdrawiam czytelników i zapraszam na rozdział.
_____________________
Powoli się budził. Przyjemność dotyku pościeli sprawiała, że
chęć zapadnięcia ponownie w sen była nie do odrzucenia. Przesunął
ręką obok i zamruczał z niezadowoleniem. Ciepłego ciała w
pobliżu nie było. Wyciągnął drugą rękę i pościel także była
zimna. Czyżby jego partnerzy już wstali? Rzadko, kiedy zdarzało
się, że go nie budzili pieszczotami. Przeciągnął się i
przewrócił na bok. Podniósł kurtynę powiek osłaniającą
zaspane oczy i brązowy kolor ścian już mu się nie spodobał.
Zasnął w pokoju gościnnym? Jakim cudem? I z tego, co pamiętał,
to nie mieli pokoju z brązowymi ścianami. Zwiedził wszystkie
pomieszczenia sypialne, kiedy przyjaciele wybierali sobie pokoje. Coś
było nie tak. Czemu tu panowała taka cisza? Zazwyczaj przez otwarte
okno wpadały do wnętrza odgłosy z zewnątrz. Podniósł się na
łokciach i żołądek podszedł mu do gardła. Pokój wypełniony
nikłym światłem lampy wydał mu się więzieniem. Tym bardziej, że
powracały wspomnienia. Porwano go. Nie miał, co do tego
wątpliwości. Co z Luisem? Widział, jak chłopak leży na ziemi i
krwawi. Zaczął szybciej oddychać, a w oczach pojawiły się łzy.
Jak zabili Luisa nigdy sobie tego nie wybaczy.
Przesunął się i postawił stopy na podłodze. Poczuł pod nimi
fakturę wykładziny, ale nie zwracał uwagi na jej kolor i rozmiar.
Zastanawiał się gdzie jest. Rozejrzał się. Nigdzie nie było
okien. Zatrzymał wzrok na drzwiach i wstał. Nadzieja, że są
otwarte lub to jest sen była nikła, ale zawsze istniała. Wolnym
krokiem podszedł do jednych z dwóch par drzwi i nacisnął klamkę.
Te otworzyły się, ale zamiast wolności odkryły niewielką
łazienkę. Łazienkę dla więźnia. Nie było w niej nawet lustra,
by więziony mógł je rozbić i odłamkiem przeciąć sobie żyły.
Kabina prysznicowa, umywalka, sedes i ręcznik. Nawet żadnej ozdoby.
Nic, co by świadczyło na pomieszczenie gościnne. Niepokój w
Christianie wzrastał. Wycofał się i podszedł do drugich drzwi.
Nacisnął klamkę, ale te ani drgnęły.
Schwytali go. Tylko, kto? Stone go odnalazł? Ten ktoś w masce, co
go zabrał z ogrodu pracuje dla niego? A może to ktoś inny go
porwał i Stone nie ma z tym nic wspólnego. Z powrotem usiadł na
łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Miał ochotę płakać. Co teraz
będzie, co z jego dziećmi? Przerażony dotknął brzucha i
odetchnął z ulgą. Nadal tam były. Bezpieczne. Co z Danielem i
Martinem? Pewnie teraz wariują, kiedy nie znaleźli go w ogrodzie, a
Luis... Niech on tylko żyje. Nawet nie wiedział, kiedy pierwsze łzy
spłynęły w dół policzków dające świadectwo wewnętrznemu
bólowi. Objął się rękoma i rozpłakał na dobre.
* * *
W Arkadii panowało istne szaleństwo. Zmienne wiki przekrzykiwały
się nawzajem, biegały przygotowując się do poszukiwań i z
ostrożnością patrzyły po swych towarzyszach. Wiedzieli, że ktoś
zdradził. Ktoś z pełną premedytacją wystawił sprawcy
Christiana. Partner alfy był niczym świętość. Stawał się kimś,
kogo trzeba chronić.
Jacob sprawdził broń i skinął do Daniela, że jest gotów.
Pierwsze, co mieli zrobić to przeszukać ogromne połacie terenów i
okolice.
– Zwracajcie uwagę na wszystko – mówił Daniel. – Musiał
zostać jakiś ślad. Choćby złamane źdźbło trawy może nam coś
powiedzieć. Ci, którzy mają poszukiwać tropów, jako wilki już
czekają na zewnątrz. Zaczynamy od miejsca porwania. Ważne są też
ślady opon samochodowych. Raczej na rękach go nie wynieśli.
– Idę z wami – powiedział Luis w pewnością w głosie. Skroń
miał pokrytą plastrami i ledwie trzymał się na nogach w powodu
zawrotów głowy, ale chciał iść. – To ja byłem z nim i go nie
ochroniłem. Jest moim przyjacielem, więc idę.
– Będziesz tylko zawadzał! – krzyknął Martin. – Spójrz na
siebie! Lepiej jak zostaniesz w domu i będziesz warował przy
telefonie. Istnieje możliwość, że Christian zadzwoni i ktoś musi
przyjąć wiadomość.
– Ale...
– Nie ma żadnego „ale”, braciszku! – Sonia złapała go za
rękę. – Nawet nie dasz rady dotrzeć do bramy. Nie przeszkadzaj
im. – Zadowolona, że brat uległ zaprowadziła go do salonu.
Tymczasem Daniel obawiał się najgorszego. Mianowicie tego, że
Chrisa ma Stone. Jeżeli tak jest, to rozniesie jego bazę w drobny
mak, a zdrajcę, którego musi znaleźć, by poznać prawdę, niech
lepiej Bóg ma w swej opiece, bo nie ręczy, że ten ktoś po
przesłuchaniu przeżyje.
– Pierwsza grupa wróciła, alfo – poinformował Dario.
– I? – Beta tylko pokręcił głową. Daniel zawarczał. –
Martin.
– Tak?
– Dowodzisz jedną grupą. Ja biorę drugą, a Jacob zajmie się
swoimi ludźmi. Zanim wstanie słońce chcę wszystko wiedzieć! I
chcę zdrajcę dostać w swoje zęby!
– Podzielimy się nim na pół – dodał Coleman i pierwszy ruszył
do wyjścia. Determinacja na jego twarzy wskazywała na to, że
nikomu nie odpuści, a jak ktoś wejdzie mu w drogę, to na zawsze
zapamięta, co to wściekłość zmiennego wilka.
* * *
Obudził go zgrzyt klucza w zamku. Przeklinał siebie, że zasnął,
ale płacz i zmęczenie go zmorzyły. Wstrzymał oddech, gdy drzwi
się uchyliły. Widział wszystko jak w zwolnionym tempie. Ktoś
wsunął do środka stopę. Nie było wątpliwości, iż był to
mężczyzna. Męski, czarny półbut lśnił czystością, a spodnie
od garnituru doskonale układały się na łydce mężczyzny, jaki
wchodził do pokoju. Chris przesunął wzrokiem po całej sylwetce
„gościa” i już wszystko wiedział.
– To ty. – Znał go ze zdjęć w gazetach.
– Witaj, cukiereczku. Nie mogłem się doczekać, aż będzie ranek
i cię ujrzę. Urodziwy tak samo, jak cię zapamiętałem. Jestem
Gabriel Stone, twoje wybawienie. – Stone zatrzasnął drzwi. –
Dlaczego jesteś taki przerażony? Nic ci nie zrobię. Zaręczam, że
to, czego chcę będzie przyjemne dla nas obu. – Cieszył się.
Cholernie się cieszył, że otrzymał taki prezent od Star. Nie miał
pojęcia jak kobieta to zrobiła, ale musi ją jakoś nagrodzić.
Jego Christian jest teraz z nim. Posmakowałby go już teraz, ale z
rana miał spotkanie z jego ojczymem. W sumie może pojutrze zabierze
chłopaka na jego pogrzeb. O ile dziś stary Russo zrobi to, co do
niego należy.
– Wypuść mnie. Zapłacę ci, ale mnie wypuść – prosił
Christian.
– Nie chcę twoich pieniędzy. Pragnę ciebie. Zawsze pragnąłem.
– Zbliżył się do zmiennego smoka. – Jesteś i będziesz mój
na zawsze. Mam do ciebie prawo. Kupiłem cię, zapomniałeś o tym
drobnym szczególe?
– Nie należę do nikogo. Jestem wolny. – Nie powie mu o
partnerach. Bał się o nich i nie pozwoli, by Stone ich skrzywdził.
– Jesteś mój. – Wyciągnął rękę, aby dotknąć jego włosów,
ale Christian odskoczył. Stone roześmiał się. – Lubię
polowania, a ty będziesz moim najsłodszym trofeum.
– Nie jestem i nie będę niczyim trofeum! – Musiał uciec.
Pamiętał, że Stone nie zakluczył drzwi cofnął się trochę i
chciał go obejść bokiem, ale mężczyzna był szybszy. Chwycił go
za ramiona i powalił na łóżko wspinając się na niego. Christian
zaczął się rzucać i odpychać przygniatającego go mężczyznę.
– Sądzisz, że mi uciekniesz? Nie dasz rady. Ten pokój jest twój
na zawsze. No, chyba, że dobrowolnie przeniesiesz się do mojej
sypialni. – Mocował się z nim i coraz bardziej go to kręciło. –
Wiesz, podoba mi się to, że walczysz. Nie lubię uległości.
Posiąść ciebie to będzie dla mnie przyjemność. Unieruchomił mu
ręce nad głową, a nogi oplótł swoimi.
Chris wzdrygnął się z obrzydzenia, gdy poczuł coś twardego na
udzie. Myśl, co to jest sprawiała, że miał ochotę zwymiotować.
– Na samą myśl, że cię zwiążę i będziesz leżał przede mną
nagi, mam ochotę się spuścić już teraz, lecz wolę twój ciasny,
mały tyłeczek. Nadal jesteś ciasny po dwóch partnerach? Podobno
smoki zawsze są. Nie rób tak wielkich oczu, cukiereczku. Wiem o
twoich partnerach. – Otarł się o niego i zasyczał. – Jesteś
mokrym snem każdego, a moim już, od kiedy miałeś kilka lat.
Jednak nie gustuję w dzieciach, więc wolałem zaczekać. Zresztą
twoja matka, by mi ciebie nie oddała.
– Puść mnie – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nich on go
nie dotyka! Niech go puści! Próbował się ruszyć, ale był za
słaby. Tylko myśl o dzieciach, że zabiłby je, gdyby się zmienił,
nie pozwoliła mu na to. W innym wypadku Stone już by nie żył.
– Podniecasz mnie. – Stone nachylił się i przyłożył usta go
jego zaciśniętych ust. Siłą zaczął wdzierać się językiem do
środka. Chris czując to zacisnął na organie zęby, a Stone
odskoczył. – Ty gówniarzu! Ugryzłeś mnie! – Przytrzymał jego
nadgarstki lewą ręką i uderzył chłopaka mocno pięścią w
twarz. Chris zakwilił z bólu. – Nie chcesz po dobremu? Pokażę
ci, co potrafię! – Rozsierdzony zaczął rozrywać ubranie młodego
zmiennego, gdy w pokoju rozległo się pukanie do drzwi i ktoś
powiedział:
– Szefie, auto na pana czeka.
– Kurwa! Masz szczęście, cukiereczku, że muszę załatwić coś
ważnego. Ale to, co zamierzam zrobić nie ucieknie. Czekanie sprawi,
że jeszcze bardziej będę miał ochotę cię zerżnąć! –
krzyknął mu w twarz i wstał. Złapał się za krocze i nacisnął.
– On na ciebie poczeka. Na twoją dupę i gębę! – W tej chwili
już nie wyglądał na przystojnego, porządnego biznesmena, za
jakiego uchodził w kilku środowiskach. Chociaż wielu wiedziało,
czym zajmuje się na boku. Teraz był pałającym rządzą
napastnikiem, który ma swoją ofiarę w łapach i nigdy jej nie
puści. Który wie, że może z nią zrobić wszystko.
Chris widząc ten gest, słysząc słowa skulił się na łóżku i
zasłonił brzuch. Coś musi zrobić. Nie pozwoli się tknąć temu
Taurenowi. Nie chciał być niegodny swych partnerów. Tylko oni
mieli prawo go mieć. Ich kochał.
– Leż i czekaj. Pewnie jesteś głodny, to podeślę kogoś z tacą
pełną smakołyków. Muszę dbać o księcia.
– Po co to robisz? Żeby mnie przelecieć? – zapytał słabo,
zmienny smok.
– Chcę mieć z tobą młode. Mieć młode z księciem diamentowych
smoków i go poślubić, to da mi władzę nad wieloma gatunkami
smoków. A nie od dziś wiadomo, jaka to siła.
Chris zmarszczył brwi. Książę? Jaki książę?
– Po twojej minie wiedzę, że nic o sobie nie wiesz. Jak wrócę,
porozmawiamy, a potem cię przelecę lub zrobimy to na odwrót. –
To powiedziawszy opuścił pokój, w którym wśród panującej ciszy
do uszu zrozpaczonego Chrisa doszedł dźwięk zamykanych na klucz
drzwi.
* * *
Zmęczona grupa poszukiwacza wróciła do domu. Jedyny trop, jaki
znaleźli to ślad opon pozostawiony na pasie ziemi przy asfalcie.
Opon, które nie należały do żadnego z ich aut. Nieprzespana noc
dawała się wszystkim we znaki i z upragnieniem powitali dzień.
Sonia wraz z dwiema kobietami zmiennych zrobiła wszystkim kawy.
Bardzo martwiła się o Christiana i swego brata, który obwiniał
się, że pozwolił porwać ich przyjaciela. Obserwowała jak Jacob
Langston rozmawia z Danielem i Martinem. Daniel był bardzo
wzburzony. Chciał gdzieś iść, lecz został zatrzymany przez
swojego partnera. Podeszła bliżej, by słyszeć ich rozmowę.
– Czuję, że dzieje się mu krzywda, nie mogę tak tu siedzieć.
– Czuję to samo, co ty i żałuję, że nie możemy odnaleźć go
tak jak wampiry mogą to zrobić szukając swoich zaginionych
partnerów. My możemy tylko odczuwać jego smutek. Dzięki temu
wiemy, że żyje i dlatego musimy działać rozsądnie – powiedział
Martin.
– Danielu, on ma rację. Nie możesz pojechać do Stone'a i
rozwalić mu wszystko. Pierwsze, co zrobimy to znajdziemy zdrajcę.
– Jacob, twoja partnerka jest bezpieczna. Możesz szukać zdrajcy,
ja jadę do tego skurwysyna, bo wiem, że to on ma Christiana, a wraz
z nim nasze młode! Za bardzo czuliśmy się bezpieczni! Ciekawi
mnie, kto wydał naszego partnera!? – wrzasnął. Wiedział, że
był to ktoś, kto był na terenie posiadłości i poznał kod do
bocznej bramy, bo tamtędy wyprowadzono lub raczej wyniesiono
zmiennego smoka. – Nie powstrzymacie mnie. Jadę do niego.
– Dario, jedź z nim – rozkazał Martin. Sam musiał zostać na
miejscu i szukać zdrajcy. Na pewno go znajdą. Muszą, bo tylko ten
ktoś wie gdzie jest ukochany chłopak.
Sonia wróciła do kuchni i uśmiechnęła się ciepło do Karii.
Zamierzała wypytać brata o najdrobniejsze szczegóły z nocy. Może
jednak coś więcej pamięta i potrzebuje czasu na przypomnienie
sobie. Wzięła szklankę wody i tabletki przeciwbólowe.
Luis powitał ją słabym uśmiechem. Chętnie przyjął lek, ale
połknął go z trudem. Nic nie mogło mu przejść przez zaciśnięte
gardło. Cały czas wpatrywał się w telefon i błagał to głupie
urządzenie, by dzwoniło.
– Słuchaj. – Dziewczyna usiadła obok brata. – Postaraj się
coś jeszcze sobie przypomnieć.
– Ale co? Cały czas o tym myślę. Nawet się nie obróciłem, a
oberwałem i odleciałem. – Zdenerwował się.
– Spokojnie. – Położyła rękę na jego. – Pamiętasz ten
film detektywistyczny, który oglądaliśmy przedwczoraj? –
Przytaknął, więc kontynuowała – Wiesz, co tam było. Skup się
na tych krokach. Należały do kobiety czy mężczyzny?
– Sonia, film nam nie pomoże...
– Wiem, lecz i ty wiesz, co tam robili. Szukali tego mordercy i był
ten świadek. On powiedział, że słyszał tylko zabójcę. Słyszał
jak chodzi.
– Co to da?
– Luis, proszę.
Chłopak zamknął oczy i próbował wrócić myślami do tamtej
chwili. Patrzył na Chrisa. Była cisza, jakiej w mieście się nie
zazna. Potem wszystko się zmieniło. Ktoś ciszę zmącił. Czyjeś
kroki. Nie były ciężkie, ale nie mogły należeć do kobiety.
– Z pewnością był to mężczyzna, ale niezbyt postawny, no
chyba, że trawa zagłuszała odgłosy. Daj mi spokój. – Popatrzył
na nią z błaganiem w oczach.
– Chcesz pomóc naszemu przyjacielowi? To myśl, bo ja spokoju ci
nie dam. Myśl, przypominaj sobie szczegóły. Z której strony ten
ktoś nadszedł.
– Z tyłu... nie, bardziej od lewej strony, bo słyszałem go już
wcześniej, ale nie zwróciłem na to uwagi. Po prostu pomyślałem,
że ktoś spaceruje. Dopiero po chwili te same kroki jakby przeszły
na tył i zbliżały się. Kuźwa! Nie wiem! – Pochylił się
kładąc łokcie na kolanach i ukrywając w dłoniach twarz. – Nie
wiem.
– Na pewno z lewej? – Poderwali się na dźwięk głosu Martina.
Mężczyzna stał niedaleko i uporczywie się w nich wpatrywał.
– Tak, a co?
– W tamtym miejscu nie mieszka wielu zmiennych. Są tam tylko trzy
domki. Inni mieszkają bliżej głównego domu. To może nam pomóc.
Dziękuję wam.
Sonia uśmiechnęła się nieśmiało do zmiennego i postanowiła, że
jeszcze pomęczy brata.
* * *
Cooper Russo patrzył się na plik dokumentów, które trzymał w
dłoniach. Nie miał już nic. Firmy, domu, pieniędzy. Wszystko
przeszło na Gabriela Stone'a. Nie wierzył w to, co widział.
– Aaalee...
– Miło było robić z tobą interesy. Byłeś dobrym, aczkolwiek
trudnym wspólnikiem.
– Ale co to znaczy?
– Jesteś bankrutem, Cooper. – Stone siedział wygodnie na
kanapie w domu Russo. W swoim domu. – Wszystko należy do mnie.
Twój pasierb też.
– Złapałeś go?
– Jest w moich rękach, a niedługo będzie w moim łóżku wyjąc
z rozkoszy.
– Zabieraj go i rób z nim, co zechcesz, tylko oddaj mi moje
pieniądze. A co z jego pieniędzmi? Daj mi je.
– Niestety do nich jeszcze dostępu nie mam, ale to się na dniach
zmieni. Dzięki niemu i nagromadzonym środkom zbuduje imperium
zmiennych i taureni będą rządzić.
– Jak chcesz tego dokonać?
– Tajemnica. – Pochylił się w stronę Coopera. – To, co
trzymasz w ręku to twoja zguba. Zawsze byłeś moją marionetką.
Jak ty nienawidziłeś Christiana. W sumie, gdyby nie był taki
słodki też bym go nienawidził. Moja królowa puściła się z
człowiekiem. Nawet jak Chris się zmieni w smoka, to i tak będę od
niego silniejszy. Rozumiesz, zła ludzka krew psuje tę idealną.
– Czego chcesz za to, byś mi oddał to, co moje! – Wstał z
rozmachem z fotela i rzucił dokumentami w powietrze. Te rozsypały
się i spadły na podłogę.
– Chcę twojej śmierci. Nie potrzebuję świadków moich
interesów.
– Co? Chcesz mnie zabić? – Cooper wpatrzył się w towarzysza ze
zgrozą.
– Nie, to ty się zabijesz dwie godziny po moim wyjściu. – Wstał
i zapiął marynarkę. Spojrzał w oczy Russo. – Widzisz most? Co
powiesz na to, by wylądować pod nim głodny i goły. Bez kobiet,
które nie spojrzą na takiego kogoś jak ty, kiedy ma się pusty
portfel. Jesteś niczym. Śmieciem. Śmieciem, który będzie miał
lepiej w innym świecie – mówił Stone patrząc głęboko w oczy
Coopera Russo. Wmawiał mu wszystko to, co chciał i sobie od lat
planował. Człowiek poddawał się jego słowom. Gdy doszedł do
jednej z wizji już wiedział, że łzy w oczach mężczyzny
oznaczają jedno. Cóż nie każdy ze świadomością, że nie ma już
nic i w dodatku zostaje się upokorzonym przed światem, chce żyć.
Nawet jak Cooper zechce to i tak za dwie godziny wykona rozkaz.
Rozkaz, jaki zawarł się w przemowie, jaką go obdarowano. –
Oczywiście zaraz nie będziesz pamiętał o ostatnich zdaniach, ale
one pozostaną w tobie i będą cię spalać od środka. I wybacz,
ale na pogrzeb śmiecia nie przyjdę. Miałem zamiar, lecz będę
wtedy pieprzył mojego cukiereczka. Żegnaj.
– Jesteś diabłem – syknął Russo.
– Nie, diabeł mi nie dorasta do pięt. – Roześmiał się Stone,
a w tym śmiechu była zarówno groźba, jak i szaleństwo.
* * *
Daniel zaparkował przed biurowcem należącym do Stone'a. Z nerwów
uderzył rękoma w kierownicę. Cały dygotał.
– Może ja tam pójdę – zaczął Dario, ale zaraz przerwał, gdy
przeszył go wzrok alfy.
– Sam pójdę. Nie bój się, nie zabiję go od razu. Będzie żył
dopóki nie znajdę Chrisa. Co zrobię z nim później to już nie
twoja głowa. – Wysiadł z samochodu i udał się do głównych
drzwi. Ochroniarz przepuścił go bez problemów, jak każdego o tej
porze. Wszak Stone prowadzi wiele legalnych interesów. Nie skierował
się do informacji tylko od razu do windy. Dario szedł obok niego
jak wierny pies.
– Proszę panów, są panowie umówieni? – Dobiegła do nich
młoda kobieta.
– Zawsze jestem umówiony z twoim właścicielem – rzekł zimno
Alston i przywołał windę.
– Ale, do kogo panowie idą? Ja muszę zaanonsować...
– Pani skrzekliwy głos działa mi na nerwy. – Daniel nie miał
nastroju do rozmawiania z takimi paniusiami. Z ulgą przyjął
zjeżdżającą w dół windę.
– No, ale... – Usiłowała coś jeszcze powiedzieć zanim obaj
nie zniknęli w windzie. Dario puścił jej jeszcze oczko, zanim
drzwi nie ukryły przybyszów. W tej samej chwili do budynku wszedł
jej szef, więc pobiegła do niego. – Panie Stone, dwóch panów,
zmiennych wilków, jest w budynku. Nie podali swych nazwisk, ani celu
wizyty.
– Chyba domyślam się, co ci panowie tu robią.
* * *
Jacob wrócił do domu i od razu zasypały go pytania Sheoni.
Opowiedział jej w skrócie, co się dzieje i gdy miał przykazać,
żeby nic nie mówiła Justinowi, okazało się, że jest już za
późno na milczenie. Młodszy brat patrzył na niego z lękiem.
– Nie widziałem jak wszedłeś.
– Porwano Christiana? – Chciał znać odpowiedź na to pytanie i
na resztę kłębiących się w głowie. Przecież wczoraj zmienny
smok był u niego z tym... mężczyzną. Natomiast dzisiaj... – Jak
to porwany?
– Nie chciałem, abyś wiedział. Usiądź. – Podsunął bratu
krzesło, lecz ten tylko się odsunął ledwie trzymając się na
nogach. – Justin...
– Por... por... porwany? – Mężczyzna zachwiał się, więc
Jacob dobiegł do niego i go złapał ratując przed upadkiem.
Niestety Justin od razu go odepchnął. – Nie dotykaj mnie! –
Oparł się o ścianę. Bał się. Wszystko wracało. Wszystko!
– Nic Christianowi nie będzie. Znajdziemy go całego i zdrowego.
Justin... Justin! – krzyknął ze zgrozą, kiedy spostrzegł, jak
wzrok brata ciemnieje, a on osuwa się po ścianie, a jego bezwładne
ciało opada na podłogę. Jacob w ostatniej chwili pod jego głowę
podłożył dłoń, aby ta nie uderzyła w wyłożoną kafelkami
podłogę. – Justin? – Poklepał brata po policzku.
– To za dużo dla niego.
– To moja wina. Nie powinienem był o tym rozmawiać. – Odgarnął
bratu włosy z twarzy i patrzył na niego z troską.
– To nie twoja wina. Chociaż minęło już tyle czasu on nadal to
przeżywa. – Sheoni wyjęła z szafki sole trzeźwiące.
– Powinienem był cię posłuchać, co do leczenia jego psychiki.
Ale uparłem się. – Wziął brata na ręce i wyszedł z kuchni.
– On tego nie chciał. Zresztą już wracał do siebie. – Szła
za nim. Kilka osób ze sfory chciało coś powiedzieć lub
zaproponować pomoc, jak to zazwyczaj bywało, lecz zmienna pantera
pokręciła tylko głową, by nic nie robili.
– To przez tego mężczyznę, który jest jego partnerem. Poza tym
samo pojawienie się nowych w sąsiedztwie też robi swoje. –
Otworzył sobie nogą drzwi i wniósł brata do jego pokoju.
Ostrożnie położył go na łóżku. – Do tego doszła ta
wiadomość. Dlaczego byłem taki ślepy i sądziłem, że Justin
daje sobie radę. – Wziął od żony preparat na ocucenie brata i
podstawił mu go pod nos.
– Ten jego partner... Sądzisz, że on by był w stanie mu pomóc?
– Wygląda na kogoś, kto działa i jest dość... ostry. Nie wiem
czy byłby zdolny zając się Justinem. – Wszystko to była jego
wina. Tamto, było... Dlatego musiał pomóc odnaleźć Christiana. –
Mimo tego nie będę mu przeszkadzał.
– Na tyle, że kazałeś mu się do niego nie zbliżać –
parsknęła gładząc się po wielkim brzuchu. – Nie oceniaj go.
Może będzie mógł pomóc Justinowi.
– Nie wiem. Hej. – Uśmiechnął się ciepło do brata, który
otworzył oczy. Odsunął się na tyle, by go nie dotykać. –
Zemdlałeś. Wszystko będzie dobrze. Jadę szukać Christiana.
Znajdziemy go.
Justin mógł tylko patrzeć na niego, chociaż tak wiele chciał
powiedzieć, lecz nie potrafił. Tam nauczyli go milczeć. Gdy
milczał...
– Justin, prześpij się. – odezwała się Sheoni. – To ci
dobrze zrobi. Christian by ci kopniaka dał za zamartwianie się.
Pamiętaj, że on ma pazur i da sobie radę.
Mężczyzna położył się na boku błagając brata w duchu, żeby
już poszedł szukać jego przyjaciela. Pierwszą osobę, która
sprawiała, że czuł się pewny siebie i normalny. Jacob jakby
czytał w jego myślach. Wstał, ucałował partnerkę i spojrzał na
niego z obietnicą.
– Znajdziemy go. Jego partnerzy przetrząsną całą okolicę i
miasto w tym celu.
* * *
Daniel z Dariem wpadli niczym rozszalała burza do gabinetu Stone'a,
ignorując jego asystentkę. Zastali mężczyznę za biurkiem i alfa
rzucił się do przywódcy taurenów, jednak nie udało mu się go
dopaść, gdyż Dario chwycił go w silnym uścisku i przyciągnął
do siebie.
– Ty skurwysynu, oddawaj go!
– Kogo? Panie Alston, zamiast rzucać się jak wściekły wilk,
może by pan usiadł i porozmawiał ze mną jak cywilizowany zmienny?
– W duchu gratulował sobie, że znał tajne przejścia i mógł
być w gabinecie zanim ci wtarabanili się tutaj z buciorami i
pretensjami. Bardzo chciał zaśmiać się w twarz Alstonowi.
Powiedzieć, że teraz on będzie ruchał jego księcia.
– Nie będę rozmawiał z porywaczem mojego partnera.
– Porwano Martina Colemana? O, patrz nie wiedziałem. – Położył
rękę na piersi. – Tak mi przykro. Mogę jakoś pomóc?
Daniel ledwie panował nad swoim wilkiem. Gdyby go uwolnił ten by
rozerwał gardło draniowi za biurkiem. Chętnie, by to zrobił, ale
nie może zabić jedynej osoby, która może wiedzieć gdzie jest
Chris.
– Nie udawaj głupiego! Przeszukam cały ten budynek!
– Proszę bardzo. Nie mam nic do ukrycia. Nie znajdziesz go.
Szukaj sobie do usranej śmierci. – Śmiał się w duchu Stone.
– Mam wezwać ochronę, aby pana wyprowadziła, czy wyjdzie pan
samodzielnie za pomocą pana Monahana?
Daniel zawarczał zwierzęco.
– Znajdę go, a ty pożegnaj się z życiem – szepnął złowrogo.
Już wiedział, że to Stone ma Christiana. Teatrzyk, który
mężczyzna odegrał był dla niego niczym wiadomość na srebrnej
tacy. Teraz da mu spokój, ale wróci tu. Nie sam. Niech tylko Martin
znajdzie zdrajcę. Muszą mieć wszystkie informacje, by coś zrobić.
W tej chwili mógł błagać w duchu wszystkich bogów, religii
całego świata, żeby dali siłę jego partnerowi i, aby Stone
trzymał od niego swe brudne, śmierdzące łapska z daleka. – Jak
go tkniesz będziesz umierał bardzo powoli.
– Do widzenia panom. – Wskazał na drzwi i czekał aż wyjdą.
Gdy te zamknęły się za nimi, natychmiast podszedł do szafy i
otworzył drzwi. Podniósł małą szkatułkę, a wtedy cała ścianka
z szafy zaczęła się obracać. Zniknęły wszystkie dokumenty, a
teraz zamiast nich czy ubrań stały na specjalnych półkach
monitory. Dłuższą chwilę przyglądał się jak jego nieproszeni
goście opuszczają teren. Dopiero wtedy jeden z nich przełączył
na podgląd ukrytego pokoju. Christian leżał na łóżku z
otwartymi oczami. Zaraz go pocieszy.
* * *
Czuł swych partnerów. Czuł ich ból, strach i wściekłość. Oni
mieli siłę, więc i on musiał też ją mieć dla siebie i dzieci.
Zwłaszcza dzieci. Ochronić je to był jego priorytet. Pierwszym, co
zrobił to zjadł, gdy jakaś taurenka przyniosła mu jedzenie.
Zmusił się do połknięcia owoców i mięsa. Żołądek buntował
się i chciał od razu uwolnić pokarm, ale nie pozwolił na to. Siła
była mu teraz bardzo potrzebna. Podciągnął się na łóżku i
oparł plecami o ścianę, gdy w pokoju pojawił się jego porywacz.
– Mój, książę czekał na mnie.
– Dlaczego mówisz mi „książę”?
– Nie wiesz? Jesteś księciem. Wszak twoja matka była królową
diamentowych smoków. Widzę po twoich oczach, że to dla ciebie
nowość.
– Skąd znasz moją mamę? – Królową? Jaką królową? Mówiła,
że była tylko damą, jedną z wielu. Towarzyszką królowej.
– Była moją niewolnicą. Chcesz posłuchać jej historii?
No nie, w takim momencie? ;----; Luano, nie zgadzam się i dopraszam o dodatkowy odcinek w tygodniu! Błagam na kolanach przed Królową Bloggera!
OdpowiedzUsuń~ umierająca.
Trochę się zaplątałam. Ale wyplącze się ( : Zgaduje, że mój ulubieniec - Justin - został kiedyś porwany.
OdpowiedzUsuńWeny Luano i owocnego pisania,
gdyby mi sie system nie zawiesił byłabym pierwsza :-D
OdpowiedzUsuńnieźle akcja się zawiązuje, następny rozdział zapowiada się ciekawie
przy okazji, czy w 2 tomie bedzie o Justinie?
Gusia
Tak, drugi tom będzie o Justinie. :)
UsuńJuż nie mogę się doczekać, strasznie jestem ciekawa co mu się stało i jak ułoży mu się z jego partnerem
UsuńNo wiesz??
OdpowiedzUsuńjak mogłas ??
rozdział super!! <3<3<3
zgadzam się jesteś Królową Bloggera <3XD
Jak mooogłaś w takim momencie?! Boże trzęsę się niczym galareta, tyle mi emocji dostarczyłaś. Gniew, strach, tęsknota, panika, stres geezz siedzę jak na szpilkach. Czekać tydzień na następną część to będzie katorga. Mam wieelką nadzieję, że Stone nie zdąży niczego zrobić biednemu Chrisowi, bo mam ochotę mu wyrwać łeb. No aż mnie nosi teraz. Jak dla mnie to było za krótkie, ale wiem, że męczysz nas tak umyślnie ;p
OdpowiedzUsuńJest jeszcze tyle niewiadomych i tyle spraw do wyjaśnienia, że jak zwykle nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Pozdrawiam i weny życzę =3
Biedny Chris, mam nadzieje, że partnerzy uratują go zanim ten zostanie zgwałcony. Czyżby Stone nie wiedział,że chłopak jest w ciąży? Hmm mam nadzieje, że kolejny rozdział pojawi się w miarę szybko, bo nie mogę aż się doczekać
OdpowiedzUsuńWidzę, że robi się coraz mroczniej i niebezpieczniej.
OdpowiedzUsuńNaprawdę czekalam na rozwój takiej historii i jestem ciekawa, co pokażesz jeszcze dalej.
I czy Stone dowie się że Chris jest w ciąży, co wtedy zrobi?
Naprawdę mam cały tydzień czekać na nowy rozdział?
Normalnie aż mnie skręca w żołądku na samą myśl.
Jak możesz być tak okrutna?
Według mnie ten rozdział jest najlepszy i jestem ciekawa jak to wszystko rozwinie i ogólnie muszę przyznać, że coraz bardziej mnie rozkręcasz.
Muszę również przyznać że naprawdę mnie wciągasz i jestem wierna Twoim opowiadaniom.
Jedyne co żałuje, że nie trafiłam na Ciebie wcześneij Luanko.
Naprawdę jeszcze tylko trzy rozdziały?
czemu będzie tak krótkie?
I jestem ciekawa czy Daniel i Martin uratują go.
Już nie mogę się doczekać aj trzymasz w napięciu kochana od początku do końca.
Pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy i pozdrowić serdecznie;*
Zabić tego sukinsyna Stona... GRRRR.. a Justin jest słodki <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, mam tylko jedno ale... dlaczego przerwałaś w takim momencie? I znów trzeba będzie czekać cały tydzień :( Mam nadzieje, że chłopaki uratują Chrisa, zanim Stone coś mu zrobi. Pozdrawiam i czekam do następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Mam nadzieje że Chris wróci do swoich partnerów cały I zdrowy a maluchom nic się nie stanie. Interesuje mnie historia Justina. Dużo
OdpowiedzUsuńweny <3
P.S. to jest mój email: ofeliaroseopyaoi@gmail.com
Jeśli będziesz miała czas i chęć to prosze odezwij się. Pisze swoje pierwsze opowiadanie yaoi i chciała bym umieszczać je na blogu. Ale mam kilka pytań które chciała bym zadać osobie doświadczonej w prowadzeniu bloga. Z góry dziękuje~ Ofelia
Jeeeej! Super :D Wreszcie Stone go ma i coś porządnego się dzieje :D Tak mi przyjemnie poprawiłaś humor, dziękuję! -.- to że się cieszę nie znaczy że chcę krzywdy Crisa (tak to się pisze O.O?)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego wtorku ;__;
Pozdrawiam! ~~Luca
Też się chętnie zapoznam z tą historią. Hmm, książę? W takim razie Chris chyba posiada też. jakieś bardziej specjalne siły i moce, tak myślę. Nie wiem, czego można spodziewać się po Stonie, ale boję się chwili, gdyby miał przypadkiem dowiedzieć się o ciąży Chrisa. W ogóle powinien coś wyczuwać... He, nie dorasta Martinowi i Danielowi do pięt.
OdpowiedzUsuńKurczę, martwię się o Justina. Nakazano mu milczeć, nie lubi dotyku i jeszcze to porwanie... o co może chodzić?
Witam,
OdpowiedzUsuńbiedny Christian i jego maleństwa, aby Marin i Daniel szybko go z stamtąd wydostali, wredny, wstrętny Stone... jego matka była królową... ciekawe, ciekawe... Stone ma jakieś chore ambicje, aż mam ochotę mu coś złego zrobić, ciekawe kto zdradził i dlaczego... sfora powinna się trzymać razem... zastanawia mnie Justin, jego losy, tak bardzo gwałtownie zareagował na wiadomość o porwaniu Christiana...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Yaaay!~
OdpowiedzUsuńW końcu zaczyna się rozkręcać. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. ^^
No i robi się coraz ciekawiej! Zaciekawiłaś mnie z tym księciem, jestem ciekawa historii o matce Chrisa!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Samemu Chrisowi i dzieciom nic złego się nie stanie!
No i jestem też ciekawa historii Justina, oraz tego, co mu się stało, że boi się kontaktu z innymi, więc drugi tom już baaardzo baardzo mnie kusi, już nie mogę się go doczekać! Zresztą tak samo jak najnowszego rozdziału (wtorku, przyjdź) ;)
Najbardziej wartkie opowiadanie ze wszystkich Twoich poprzednich i wciąąąąąąga lepiej niż czarna dziura :) Przepiękny, dynamiczny i bogaty język, wysmienicie wykreowani bohaterowie i akcja, która nie pozwala nawet na sekundę wytchnienia. Oby tak dalej ! :D
OdpowiedzUsuńAle ty mi ciśnienie podnosisz.... W tym biurze to użyłam chyba każdego obraźliwego słowa które idealnie opisują Gabriela -_-
OdpowiedzUsuń