15 lipca 2018

Obietnice - Rozdział 7

Dziękuję za komentarze. :)



Noah

Lubiłem komedie romantyczne. Nie lubiłem ich jednak oglądać z Phoebe. Na każdej wylewała łzy, tonąc w stosie chusteczek. Teraz też nie było inaczej, ale dzięki temu, że tak wciągnął ją film, ja mogłem oddać się przeżywaniu kaca moralnego. Wszystko przez to, co powiedziałem Asherowi. Mogłem ugryźć się w język, a nie uzewnętrzniać przed nim. Zrzucałem winę na leki, które mi podano. Na przyszłość, to było dla niego najprostsze wytłumaczenie. Bałem się po prostu, że w ten sposób otworzyłem mu prostą drogę do swojego serca, do myślenia, że mu wybaczę. Prawda była inna. Asher nie zasłużył na moje wybaczenie. Nie byłem w stanie nawet się do tego zbliżyć. Nie wiem, co ten facet musiałby zrobić, abym był na to gotowy. Owszem, nadal mnie do niego ciągnęło. Byłem jak ćma, która leci do ognia, ryzykując, że się w nim spali. On mnie już spalił dziesięć lat temu.
– Dlaczego on ją musiał zostawić – chlipnęła Phoebe, wycierając nos. – Co za dureń. Jaki porządny facet coś takiego robi?
Połknąłem ostatnie ziarno prażonej kukurydzy z masłem i spojrzałem na nią. Lubiłem ją. Dzisiaj, kiedy po mnie przyjechała, zobaczyła zadrapania na twarzy, zmęczenie i sińce, to najpierw mnie objęła, a potem dostałem opierdol, po czym znów mnie uściskała. Świetna z niej dziewczyna. Gdybym był heteroseksualny, to na pewno zwróciłbym na nią uwagę, jak na piękną kobietę. Kilka lat temu podkochiwała się we mnie. Nie miałem pewności, czy tak nie jest nadal. Czasami patrzyła na mnie tak, jakby za czymś tęskniła. Nieraz zastanawiałem się, co by zrobiła, gdyby poznała prawdę o mnie i swoim bracie. Straciłbym przyjaciółkę? Wierzyłem, że nie. Wolałem jednak tego nie sprawdzać, tym bardziej, że wydałbym Ashera. Powiedzenie prawdy należało do niego.
– Głupie reklamy. Czy nie mogą ich puszczać po filmie? – Spojrzała na mnie. – Znów się rozkleiłam, co nie?
– No trochę. – Wzruszyłem ramionami. Chciałem być sam. Ale nie, musiałem mieć strażnika, bo przez wstrząs mózgu istniało jakieś tam ryzyko czegoś tam. Lekarz mi to wyjaśniał, ale przyznam, że to, co mówił, puszczałem drugim uchem. – Ale spoko. Cała ty.
– No. Jak się czujesz?
– Jak na to, że prawie byłem jedną nogą na tamtym świecie, to świetnie – zakpiłem ze swojego stanu, mimo że taki idealny to nie był. Byłem trochę zmęczony. Bardzo zmęczony. Powinienem iść spać.
– Cieszę się, że nic ci się nie stało. To naprawdę cud. Mogłeś utonąć, połamać się, a masz tylko zadrapania i sińce. Ja nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby ciebie zabrakło.
Już raz mnie prawie zabrakło, pomyślałem. Wolałem tego nie mówić głośno, aby jej nie przypominać tamtych chwil. W sumie wtedy miała tylko piętnaście lat, a rodzice nie mówili jej wszystkiego. Aczkolwiek z doświadczenia wiem, że nawet kilkulatkowie wiedzą więcej niż przypuszczają ich rodzice.
– Jutro jesz z nami obiad – powiedziała.
– Z kim? – zapytałem, bo na chwilę odleciałem do przeszłości, co za często mi się zdarzało.
– Z moją rodziną. Ostatnio się wykpiłeś, ale jutro ci się to nie uda.
Odkąd wrócił Asher, próbowałem wykombinować, jak odsunąć się od rodziny Jarvisów. Spędzanie z nimi czasu oznaczało przebywanie z tym mężczyzną.
– Nie wiem, co jutro zrobię. – Wstałem, odkładając na stolik pustą, szklaną misę, którą trzymałem na kolanach. – Oglądaj film, bo reklamy się skończyły. Ja idę się położyć.
– Będę do ciebie zaglądać, by sprawdzić, jak się czujesz. Tak kazał lekarz – dodała, kiedy przewróciłem oczami. – Jakby ci było niedobrze…
– Wszystko w porządku – zapewniłem, tak naprawdę zastanawiając się, gdzie ci lekarze zobaczyli, że mam wstrząs mózgu, bo czułem się naprawdę dobrze. Nie wpatrywałem się w jeden punkt, nie miałem zaburzeń równowagi. Jedynie chwilami faktycznie zbierało mi się na wymioty i byłem osłabiony. Kto by nie był po walce z szaleńczą rzeką, podczas której błagał o jeden oddech, połykał wodę, a potem na jakiś czas stracił przytomność? Naprawdę cudem można było nazwać to, że tu jestem. Pastor Burns uśmiałby się, gdybym mu coś takiego powiedział. Jego zdaniem pedałom nie przydarzają się cuda.
Wszedłem do swojego pokoju i zacząłem się rozbierać. Prysznic zamierzałem wziąć rano. Za kilka minut miała wybić północ i marzyłem tylko o łóżku. Podszedłem do biurka i nacisnąłem przy lampce pstryczek. Dała nikłe światło, ale wystarczyło, aby moje oczy wyraźnie zobaczyły serce wyryte na blacie. Sięgnąłem ręką do kluczyka wiszącego na szyi. Nie straciłem go i żałowałem, że rzemyk się nie przerwał. To tak, jakby coś trzymało go przy mnie. Usiadłem na krześle, zdejmując kluczyk i włożyłem go do zamka w szufladce. Gdy byłem dzieckiem, trzymałem w niej kredki, pisaki oraz notesiki, a od lat ich miejsce zajmowało coś innego. Zacząłem przekręcać klucz, ale zatrzymałem się. Strach przed uderzeniem smutnych wspomnień był jednak silniejszy i wycofałem rękę. Wolałem, aby to, co było w środku, nadal pozostało w zamknięciu. Naprawdę muszę to kiedyś wyrzucić. To już nic nie znaczyło. 
Spojrzałem ponownie na wyryte na blacie wyznanie. Przesunąłem po brzegach palcem po inicjałach, sercu. Tak wiele mówiły, tak wiele obiecywały.

Dziesięć lat wcześniej.
Roześmiani i zdyszani wpadliśmy do mojego pokoju. Asher ponownie mnie chwycił i zaczął przesuwać palcami po moich bokach, nie darując kolejnych łaskotek. Śmiałem się i zwijałem, próbując mu uciec. Moje wysiłki były nadaremne, bo był sprytniejszy i silniejszy ode mnie.
– Proszę, już dość. Błagam! – Darłem się, a on coraz lepiej się bawił. – Głupolu, puść mnie. – Łzy pociekły mi po policzkach i dusiłem się od śmiechu.
– To za to, co powiedziałeś. Odwołaj to. Powiedz, że w historii Stanów najlepszy zawodnik futbolu to Jim Brown.[1]
– Jerry… – zaśmiałem się, nie mogąc wytrzymać tego, co mi robił. – Jego rekordy… – Nie mogłem mówić, a on śmiał mi się do ucha.
– Jerry Rice?[2] Nie znasz się.
– Dobra, nie znam się, puść. Błagam. – Poddałem się. On przestał mnie łaskotać i objął jedną ręką w pasie, a na ustach wycisnął mocny pocałunek. – Jesteś czerwony jak burak i zapłakany.
– To twoja wina. – Nadepnąłem mu na stopę, by się odsunął, a ja wtedy mogłem wytrzeć twarz rękawem od koszulki.
– Zwariowałeś? A co, jak uszkodziłbyś najlepszego zawodnika Lake Forest? – zapytał niby z oburzeniem, ale wyglądał, jakby przygotowywał nową zemstę. Na wszelki wypadek cofnąłem się i postawiłem przed sobą krzesło. – Uciekasz przede mną? – Podszedł bliżej, a ja dałem krok w tył i uderzyłem udami o biurko. Z boku miałem szafę, przed sobą Ashera, a po lewej łóżko. Nie miałem gdzie uciec. Do tego wciąż chciało mi się śmiać.
– No przecież nie mogę być za łatwy. – Puściłem mu oczko.
– W sumie kura też ucieka przed kogutem – powiedział, zanim złapał krzesło, którego  nie zamierzałem puszczać.
– Twoim zdaniem jestem kurą? – zapytałem, chichocząc.
– Wolę ciebie jako kogucika – odpowiedział z błyskiem w oku. – Ładnie upierzonego.
– Idiota – powiedziałem, a on pokazał mi język. – I dzieciak.
Przekomarzaliśmy i siłowaliśmy się przez chwilę, przy czym było dużo śmiechu. Musiałem przyznać, że Asher mnie rozbawiał. Nigdy w życiu tak dużo się nie śmiałem. W pewnej chwili wychylił się nad krzesłem na tyle, by cmoknąć mnie w usta, przez co puściłem mebel. Roześmiał się, ciesząc z wygranej.
– To był podstęp – powiedziałem.
– Udany, bariery brak. – Odstawił krzesło na bok. Natychmiast znalazłem się w potrzasku pomiędzy nim, a meblami. Tym razem na pewno nie zamierzałem uciekać.
– I masz mnie. Co teraz? – zapytałem, wsuwając palec za szlufkę jego spodni. Spojrzałem na jego usta i wychyliłem się po delikatny pocałunek. Uwielbiałem to. Mógł mnie nigdy nie przestać całować, być ze mną, wygłupiać się. Razem nie mogliśmy nigdzie wyjść, ale cały dom mieliśmy dla siebie, kiedy nie było mojego taty. Tutaj nikt nas nie widział, nie oceniał. Tu mogliśmy być sobą i dla siebie. Minęło kilka tygodni, od kiedy się spotykaliśmy, a mnie zawsze było Ashera Jarvisa za mało.
– No właśnie, co teraz. – Położył dłoń na moim policzku, głaszcząc kciukiem moje usta. Spoważniał, a ja wraz z nim. Serce opuściło jedno bicie, kiedy czekałem na to, co powie. – Noah, wiesz, że jesteś fantastycznym chłopakiem? – Prychnąłem, bo przecież nie wierzyłem w to. Miałem mało pewności siebie i ciężko przychodziło mi słuchanie takich słów. – Jesteś. Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Pocałował czubek mojego nosa, potem policzek. Położył drugą dłoń na moim karku i zaczął głaskać go palcami. Oparłem dłonie o jego biodra. Uwielbiałem go. Tęskniłem za nim, kiedy go nie było. Samo wspomnienie jego imienia czyniło ze mną przeróżne szaleństwa. Jego zadowolenie było moim zadowoleniem. Jego smutki moimi smutkami. Gdy go przy mnie nie było, czułem pustkę, a gdy był… Świat mógłby zniknąć, a mając tylko jego, byłbym szczęśliwy.
– Zebrało ci się na... – zacząłem, ale nie pozwolił mi dokończyć, bo zamknął pocałunkiem moje usta, ocierając je o siebie. Potrafił całować gorąco i żarliwie, agresywnie i mocno, dominująco, a ja kochałem to wszystko. Tym razem podarował mi ogromną dozę czułości, delikatności i czegoś, o czym tak bałem się myśleć, a tak bardzo tego chciałem.
– Zależy mi na tobie, Noah – wyszeptał, muskając moje usta. – Nie wiedziałem, jak bardzo do chwili, kiedy z powodu wyjazdu z drużyną nie widziałem cię przez ten weekend. Tęskniłem – szepnął, a ja czułem, że jeżeli nie przestanie, to się popłaczę ze szczęścia. – Ja wiem, że jestem dupkiem i wiele razy cię zraniłem, ale…
– Nie, rozumiem, że w szkole i na zewnątrz nadal jesteśmy dla siebie powietrzem, ale nie tutaj.
– Nie tutaj i chciałbym, abyśmy kiedyś mogli wyjść razem i mógłbym powiedzieć, że jesteś moim chłopakiem, Noah. – Oparł nasze czoła o siebie, przymykając oczy.
– A jestem? – Drżałem. Zacisnąłem dłoń na jego swetrze, czując na twarzy miętowy oddech. Jego bliskość sprawiała, że miałem ochotę przeniknąć go całym sobą. Złączyć się z nim, nie puścić go i czerpać zachłannie każdą emocję, którą odczuwałem i on był temu winny.
Odetchnął, pocierając o siebie nasze policzki. Nadal jedną dłonią głaskał mój kark, wsuwając palce między włosy, a drugą chwycił moją rękę, łącząc nasze dłonie. Uniósł je między nas i spojrzeliśmy na nie. Zaczął bawić się moimi palcami, co bardzo często robił, nawet jak oglądaliśmy film. Szczególnie wtedy. Te drobne gesty dawały mi bardzo dużo nadziei, że on coś do mnie czuje.
– Chciałbym cię o coś zapytać – zaczął. Uniósł moją dłoń do ust i ucałował każdy z palców, spoglądając na mnie spod rzęs. – Czy zostaniesz moim chłopakiem?
Uśmiechnąłem się szeroko, a potem objąłem go wokół szyi. Czułem się tak, jakbym dostał wymarzony prezent, który wprawił mnie wręcz w euforię godną nastolatki, która właśnie zobaczyła swojego idola. Miałem ochotę się popłakać, ale powstrzymałem to. Niemalże go dusząc, szepnąłem Asherowi do ucha:
– Tak. Chętnie.
– Obiecuję, że się postaram i nie będziesz tego żałował, Noah. – Owinął ręce wokół moich pleców, również mnie mocno ściskając. – Obiecuję, że zrobię wszystko, abyś był ze mną szczęśliwy.
– Zakochałem się w tobie, Asher – wyznałem z lekkim sercem, duszą. Chciałem, aby mnie uszczypnął, bo nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Asher Jarvis moim chłopakiem.
Odsunął się i pocałował mnie z zapałem, żarem oraz niewyobrażalną czułością, którą spijałem z jego ust, jakbym miał ogromne pragnienie. Kiedy się ode mnie odsunął, by złożyć drobne pocałunki na mojej twarzy, łaskocząc mnie przy tym, odczuwałem coś. Jakby nasze połączenie dusz właśnie się dokonało. Miałem wrażenie, że ten chłopak jest moją połową, bez której jestem nikim, bez którego nigdy nie będę szczęśliwy.
– Co robisz? – zapytałem, kiedy z tylnej kieszeni spodni wyjął scyzoryk.
– Przepraszam, że zniszczę twoje biurko. – Zaśmiał się, a ja nie czułem od niego żadnej skruchy.
Puścił mnie, a następnie nachylił się nad i tak zniszczonym przez wiele lat używania blatem. Zacząłem się przyglądać temu, co robi. Odsunął podkładkę pod myszkę i po chwili począł wycinać w drewnie swoje dzieło. Moja radość rosła, kiedy wynikiem jego pracy okazały się inicjały naszych imion połączone znakiem równości z sercem. Jego nieme wyznanie. Jego obietnice i my. Teraz już mogło być tylko lepiej.

Obecnie

Patrzyłem smutno na to, co wizualnie zostało z tego, o czym marzyłem. Tylko to przetrwało, bo nie było niczym liść na wietrze, który rzucany przez podmuchy w końcu ulega, niszczeje, ginie. Przesunąłem leżącą obok książkę na wyryty obrazek. Chciałem to zakryć i nie musieć już na to patrzeć. Wstałem. Powlokłem się do łóżka, na którym się zwinąłem, podkulając pod siebie nogi. Znów byłem tym poranionym osiemnastolatkiem, któremu obiecywano miłość, a dostał tylko łzy i gorycz.

Asher

Wróciłem z pracy późno w nocy i nawet, kiedy już położyłem się do łóżka, mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć. Od razu do głowy przychodził mi Noah. Mógł zginąć, a ja nie miałbym szans, by wynagrodzić mu krzywdy, które wyrządziłem. Dzisiaj w szpitalu tak ciężko było od niego odejść. Chciałem być z nim i wiedziałem, co zrobię, ale kiedy nadeszła noc, kiedy byłem sam z dala od niego, mój strach i wątpliwości powracały. Czy będąc tym, kim jestem, mając tyle lat, ile mam, mógłbym poświęcić swój spokój, nabrać odwagi i dać mu to wszystko, czego potrzebuje? Wziąć go za rękę i przejść przez miasto, jak każda normalna, zakochana para? Sama myśl o tym mnie przerażała na każdym kroku i to nie minęło.
Uderzyłem dłonią w poduszkę. Noah zakochał się w totalnym tchórzu. To nie był facet, który zamknie się w czterech ścianach i tylko tam będzie sobą. Pokonał tyle trudności, wyszedł z szafy, walczył z nienawiścią, przetrwał. Byłem z niego dumny. Chwilami żałowałem, że spotkał mnie na swojej drodze. Może teraz byłby z fajnym facetem, tworzyliby udany związek. Nie oszukiwałem się, że nigdy nikogo nie miał, ale dzisiaj już zyskałem pewność, kochał i kocha tylko mnie. Po tym, co powiedział mi w pokoju w jego mieszkanku i dzisiaj w szpitalu, wszystko wydaje się jasne. Nie oszukiwałem się, że mnie nie nienawidzi. W jakiś sposób Noah jednocześnie kochał i nienawidził mnie, a to wszystko bolało. Mogłem go mieć, być z nim od tylu lat. Wierzę, że tak by było. Niestety, zniszczyłem to i teraz płaciłem wysoką cenę. Szkoda, że moja głupota i strach były silniejsze od miłości. Nadal takie są i już sam siebie nie rozumiem. Mógłbym śmiało nazwać się szaleńcem.
Przekręciłem się na plecy, a część kołdry spadła na podłogę. Nie podciągałem jej na siebie. W pokoju było duszno, mimo otwartego okna. Chłód po nawałnicy ustępował miejsca nadchodzącemu upałowi, który już zapowiadała ciepła noc. Pogoda w Lake Forest zmieniała się bardzo szybko i była jedynym pewnikiem tego, że tutaj wszystkiego można się spodziewać. Tak jak Noah mógłby się po mnie spodziewać tego, że znów ucieknę. Miał pewność co do tego, że zawiodę. Dlatego bronił się przede mną. A ja… Ja byłem tak skołowany, że znów czułem się tak, jakbym miał osiemnaście lat i odkrywam w sobie pragnienia oraz uczucia do chłopaka.
Kiedy go dzisiaj pocałowałem, kiedy moje serce szaleńczo przy nim biło, byłem pewny, że będę o niego walczył. Kiedy jednak leżałem w łóżku pośród ciemności, znów nachodziły mnie koszmary tego, co by się wydarzyło, gdybym pozwolił sobie na bycie z nim. Nienawidziłem siebie za to. Najbardziej bałem się o rodzinę. Co oni powiedzą? Byłem gotowy z nimi porozmawiać, jeżeli tylko Noah znów by mnie zechciał, ale zmieniło się to w chwili, kiedy poszedłem do celi uspokoić wściekłego Terry’ego Corna. Nie chciał mnie słuchać i krzyczał, że na pewno pieprzę jego żonę. Kiedy powiedziałem, że nie tknąłbym jej palcem, prawie mi przywalił przez dzielące nas kraty zły, że w moich oczach jego żona  nie jest warta mojego pożądania. Wtedy powiedział coś, co mnie zmroziło. Nazwał mnie pedałem. Przerażenie, że on wiedział, co czuję do jedynego faceta, którego pożądałem, usunęło w cień wszelkie inne pragnienia i plany. Wystarczyło, że pomyślałem, jak ludzie by mnie wyzywali, jak rodzina by się mnie wyrzekła i znów zostałbym sam. Czy moja miłość do Noaha jest aż tak słaba? Jedno słowo powiedziane przez kogoś może zniszczyć to, co czuję?
Jęknąłem, przekręcając się na brzuch. Mój pokręcony, niezrozumiały przeze mnie samego umysł przeżywał właśnie istną burzę, walcząc z moim sercem. Koszmary nocy ponownie dały o sobie znać. To przez nie wszystko się posypało. To one przez dziesięć lat nie pozwalały mi wrócić. Nie potrafiłem znaleźć od nich ratunku. Wiem, co powiedziałby Noah. Ujawnić się, to była dla niego recepta. Ujawnić się i żyć po swojemu wbrew temu, czego oczekują ludzie. To oni mają problem. Przecież nie robi się nic złego. Za miłość się nie karze. Kłopot w tym, że on był silny, ja słaby. I przez to go stracę.
Objąłem rękoma poduszkę i po raz pierwszy od bardzo dawna rozpłakałem się z tej bezsilności, którą czułem. Chciałem do Noaha, chciałem być blisko niego, bo bez niego wariowałem, nie rozumiałem siebie. Jego bliskość dawała mi siłę. Niestety, byłem tchórzem. Nadal.
Nie pamiętam, kiedy zasnąłem, ale poranek był okropny. Przywitał mnie zły humor, ból głowy i świadomość, że od momentu, kiedy wróciłem do Lake Forest, podejmuję złe decyzje.  Tej nocy podjąłem kolejną, a wszystko przez to, co powiedział Terry, mimo że już dotarło do mnie, że on niczego nie odkrył. Po prostu dla niego każdy był ciotą. Wziąłem długi, gorący prysznic, ogoliłem się i zszedłem na parter, gdzie z wielką radością przywitał mnie Max. Labrador stanął na dwóch łapach, opierając przednie o moje ciało i próbował mnie polizać. Podrapałem go po głowie zauważając, że dzięki niemu lepiej się poczułem.
– Co, psiaku, cieszysz się, że mnie widzisz? – Mało go widywałem. Najczęściej przesiadywał z moim tatą, z którym moje kontakty wciąż nie były najlepsze, pomimo tego, że bronił mnie przed oskarżeniami pastora. – No co, chcesz mnie pocałować, tak?
– On każdego chce całować. Uwielbia ludzi – poinformowała mnie moja siostra, która właśnie weszła do domu. – Zresztą, on kocha wszystko i wszystkich. – Zdjęła buty i przysiadła na krzesełku obok lustra. Wyglądała na zmęczoną i dziwnie przybitą.
– Co z nim? – Nie tłumaczyłem, o kogo chodzi. Musiałem zapytać, bo zanim ona coś powie, będzie południe, a nie chciałem iść do Noaha, bo mój mózg znów się przegrzeje. Popatrzyła na mnie tak, jakby pierwszy raz mnie zobaczyła. Zaniepokoiło mnie to. – Coś mu jest?
– Dlaczego on cię tak interesuje? Nigdy nie byliście nawet kolegami. W sumie to prawie się nie znacie – stwierdziła. Max podszedł do niej i trącił jej dłoń nosem. Nie zareagowała.
– Pytałem, co z nim? I co z tobą? – Wsunąłem ręce do kieszeni. Miałem na sobie mundur, bo niedługo musiałem wyjść.
– Dobrze. Nic mu nie będzie. Jestem niewyspana, zmęczona. Musiałam czuwać i co chwilę chodzić sprawdzać, czy żyje. Jestem nie do życia. Pójdę się położyć na trochę. Wzięłam sobie na dzisiaj wolne. – Pogłaskała psa domagającego się jej uwagi, ale nie zadziałało to na nią tak jak na mnie. Nie uśmiechnęła się. Musiała być naprawdę zmęczona.
Odprowadziłem ją wzrokiem i poszedłem do kuchni napić się kawy. Nie byłem głodny. W pomieszczeniu zastałem tatę, który jak tylko mnie zobaczył, gwizdnął na psa i wyszedł. Kiedyś będę musiał z nim porozmawiać. Najlepiej jak najprędzej. Zaplanowałem sobie, że w weekend zabiorę go na ryby. Tam pogadamy na spokojnie. Spojrzałem na zegarek. Już byłem spóźniony do pracy. Wyobraziłem sobie te uśmieszki Lou i głupie żarty Logana o spóźnieniu. Najchętniej to bym się z domu nie ruszył, co świadczyło o tym, w jakim jestem stanie. Miałem jednak obowiązki, a jednym z nich był Terry Corn. Dzisiaj miała przyjść jego żona, by złożyć przeciw niemu zeznania.
Nie pijąc kawy, zabrałem kluczyki do swojego samochodu i wyszedłem na dwór. Tak jak przypuszczałem w nocy, zapowiadał się upalny dzień. Co prawda, poranek był w miarę rześki, ale słońce już dogrzewało. Zatrzymałem się przy samochodzie stojącym na podjeździe. Nie potrafiłem nie spojrzeć na dom Prestona. Owszem, miałem ochotę tam podejść i sam sprawdzić, jak się czuje. Moim zdaniem lekarz za szybko wypisał go do domu, Noah powinien zostać jeszcze w szpitalu. Chociaż zrobili mu badania i wyszły dobre. Stwierdziłem, że Preston to jednak twardy skurczybyk. Poza tym i tak pewnie wyszedłby na własne żądanie, a oni nie mogliby go zatrzymać.
Potarłem dłonią po karku, jeszcze przez chwilę stojąc jak słup i gapiąc się w zniszczony ganek. Muszę go namówić na remont. Dom był zaniedbany, a ja miałem trochę pojęcia o stolarce. Po ucieczce musiałem się z czegoś utrzymywać, zanim nowo poznany znajomy załatwił mi miejsce w akademii policyjnej. Moglibyśmy wymienić te słupy przy wejściu podtrzymujące daszek, naprawić schody i widziałem, że na werandzie dwie deski są przegniłe. Moglibyśmy po prostu razem popracować. Moglibyśmy…
Warknąłem pod nosem, bo przecież w nocy nie o tym postanowiłem i wsiadłem do samochodu. Czas, by zacząć dzień pracy, w którym nie było miejsca dla Noaha.


[1] Jim Brown – W latach 1957-1965 zawodnik Cleveland Browns. Czterokrotnie zdobywał statuetkę dla MVP sezonu. Ośmiokrotnie brał udział w meczu Pro Bowl. W 1964 roku został mistrzem NFL. Rok później zakończył karierę i postanowił zostać aktorem. Zagrał w wielu produkcjach filmowych.
[2] Zawodnik, który większą część kariery spędził w drużynie San Francisco 49ers i to właśnie tam świętował największe sukcesy. Trzykrotnie wygrywał Super Bowl i aż 13 razy brał udział w meczu Pro Bowl. To właśnie do Jerry’ego należy mnóstwo rekordów w historii futbolu amerykańskiego.

8 komentarzy:

  1. Dziękuję za Twoją pracę :)
    Nie rozumiem A, ciągle zmienia swoje zdanie, gorzej niż "kobieta w ciąży", mam nadzieję, że w końcu stanie się mężczyzną i zacznie okazywać miłość N, przestanie bać się co powiedzą ludzie :)
    N został bardzo skrzywdzony, wiem, że miłość wszystko wybacza, ale czy zaufanie da się tak łatwo odbudować?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaufanie jest ciężko odbudować i trzeba na to czasu. Czasami nigdy to się nie udaje. Ash może w końcu się ogarnie. Na razie mu się bardzo miesza w głowie. Może gdyby nie uciekł wszystko już by było za nim i teraz z Noah byliby szczęśliwi.
      Dziękuję za wenę, komentarz. :)
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Zdaje się,że Asger zaczyna powoli się ogarniać :)
    Pozdrawiam i weny życzę :)
    ~Tsubi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy zaczyna ogarniać to tego nie byłabym pewna. Teraz ogarnia, jutro może robić coś przeciwnie innego.
      Dziękuję za wenę i również pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. to frustrujące a zarazem wspaniałe jak powoli wszystko się tutaj rozgrywa

    OdpowiedzUsuń
  4. No i ostatni rozdział, który mogę sobie przeczytać... Zapowiada się czekanie, oby niedługie!

    Matkooo ja sama utłukę tego Ashera 😡 niech on zacznie być dorosłym mężczyzną. Nie jest fajnie, jak ludzie Cię krytykują i szykanują, ale w sumie.. co z tego ? Trzeba sobie móeić, że to nic nie warty plebs, który zazdrości wyjątkowego związku, o! Powiedz to ode mnie Asherowi, może chłopak zmądrzeje :D

    Oczywiście mimo, że sama też jestem zła na Ashera, to ścisnęło mnie w środku, kiedy dorosły facet zaczął ryczeć w nocy z bezsilności i jednak wybrał wygodniejszą drogę. Drogę pełną strachu i ucieczek.

    Też ogólnie aż mnie wzięło na przemyślenia, czemu ludzie są homofobami, czy krytykują, są okropni. Niby wiem czemu, ale po prostu... Nie wyobrażam sobie jak bardzi trzeba się bać i mieć kompleksy, żeby tak się zachowywać. W sumie to przykre. Żal takich ludzi.

    Obietnice, obietnice... Oj jak ludzie dają obietnice jak Asher, których potem nie potrafią dotrzymać. Trzeba mieć honor i nie rzucać pustych słów w eter. Trochę godności...

    Oj kochana, strasznie się cieszę, że tu wróciłam i zaczynam wszystko nadrabiać :D Przypomina mi się, jaką przyjemność sprawiały mi Twoje komentarze, ale przez zamieszanie w życiu, sama nie wiem czemu nie odpisywałam. Aż mi głupio i jestem na siebie zła. Nawet za to, że bywałam tu, a nie komentowałam! To do mnie niepodobne, więc póki co, w 'Obietnice' zostawiłam po sobie ślad.

    Duuuużo weny i pomysłów, bo Twoj talent jest naprawdę cudowny 💙

    OdpowiedzUsuń
  5. Ashton to sam nie wie czego chce xD oby w końcu się odważył zrobić to, czego pragnie. Weny Lu

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    fantastyczny rozdział, Asher ciągłe zmienia zdanie, pragnie a jednak się boi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)