28 lutego 2017
MPREG do kupienia
"Szczęście od losu" jest od dzisiaj do kupienia. Tekst za kilka miesięcy ukaże się również na blogu. Z różnych przyczyn mimo tego nie mogłam dać niższej ceny. Nie znalazłam też fajnego, pasującej okładki i dałam tę która mi się trafiła. Nie będę tłumaczyć co i jak, po prostu zapraszam do kupna tutaj: Klik.
EDIT: Tekst również od dzisiaj można będzie kupić tutaj: Szczęście od losu
26 lutego 2017
Pod błękitnym niebem (Buntownik 2) - Rozdział 6
Kochani, przez kilka dni mnie nie było, ale już wróciłam i mogę Was poinformować, że na http://book-self.pl/ jest dostępny pakiet trzech pierwszych tomów "Obrazów miłości" za promocyjną cenę. Zapraszam do kupna jeżeli ktoś jeszcze tego nie ma, a chciałby nabyć te teksty: Pakiet.
Wkrótce możliwe, że oba toy Buntownika też będą dostępne w pakiecie lub po promocyjnej cenie, ale ona będzie obowiązywać przez kilka dni.
Chciałam też poinformować, że nie wiem kiedy w sprzedaży ukaże się "Zaufaj mi". Tekst jest jeszcze nie poprawiony i nie wiem na kiedy będzie gotowy. To może trochę potrwać.
Zainteresowanych MPREG'iem, którego pisałam przez ostatnie miesiące" informuję, że pierwszy tom został ukończony. Do końca poprawy zostały dwa rozdziały. Pisałam, że to będzie tekst dostępny wyłącznie na blogu, ale nie mogę sobie na takie coś pozwolić. Długo myślałam co zrobić i po rozmowach z koleżanką doszłam do wniosku że jego też sprzedam. Tak będzie już chyba z każdym moim tekstem. Kto będzie chciał, miał ochotę to go kupi. A innych zaproszę do czytania tekstu na blogu. Będzie się ukazywał kiedy zakończę "Buntownika 2".
Co do mprega, to tekst nie każdemu się spodoba. Nie tylko ze względu na męską ciążę. Ale na styl w jakim jest napisany, trochę starego i trochę nowego. Jest mega dużo dialogów. Ci którzy kochają opisy mogą się zawieść. No i akcja dzieje się w Korei, ale jakby nie w Korei. To jest po prostu fantasy i jakiś alternatywny świat (bo przecież w naszym nie facet nie może zajść w ciążę). Kraj nie jest wymieniony, ale imiona są Koreańskie. Jak się uda, to może niedługo tekst będzie dostępny na Book-Self i Beezar.pl. Cena będzie w granicach 20 złotych. Wiem, że jest duża, ale tekst będzie też dostępny za darmo, Także kto będzie chciał i miał możliwość to zapraszam w przyszłości do kupna. :) Tutaj możecie przeczytać fragment "Szczęścia od losu". :)
Wkrótce możliwe, że oba toy Buntownika też będą dostępne w pakiecie lub po promocyjnej cenie, ale ona będzie obowiązywać przez kilka dni.
Chciałam też poinformować, że nie wiem kiedy w sprzedaży ukaże się "Zaufaj mi". Tekst jest jeszcze nie poprawiony i nie wiem na kiedy będzie gotowy. To może trochę potrwać.
Zainteresowanych MPREG'iem, którego pisałam przez ostatnie miesiące" informuję, że pierwszy tom został ukończony. Do końca poprawy zostały dwa rozdziały. Pisałam, że to będzie tekst dostępny wyłącznie na blogu, ale nie mogę sobie na takie coś pozwolić. Długo myślałam co zrobić i po rozmowach z koleżanką doszłam do wniosku że jego też sprzedam. Tak będzie już chyba z każdym moim tekstem. Kto będzie chciał, miał ochotę to go kupi. A innych zaproszę do czytania tekstu na blogu. Będzie się ukazywał kiedy zakończę "Buntownika 2".
Co do mprega, to tekst nie każdemu się spodoba. Nie tylko ze względu na męską ciążę. Ale na styl w jakim jest napisany, trochę starego i trochę nowego. Jest mega dużo dialogów. Ci którzy kochają opisy mogą się zawieść. No i akcja dzieje się w Korei, ale jakby nie w Korei. To jest po prostu fantasy i jakiś alternatywny świat (bo przecież w naszym nie facet nie może zajść w ciążę). Kraj nie jest wymieniony, ale imiona są Koreańskie. Jak się uda, to może niedługo tekst będzie dostępny na Book-Self i Beezar.pl. Cena będzie w granicach 20 złotych. Wiem, że jest duża, ale tekst będzie też dostępny za darmo, Także kto będzie chciał i miał możliwość to zapraszam w przyszłości do kupna. :) Tutaj możecie przeczytać fragment "Szczęścia od losu". :)
Świtało. Kamil przyglądał się śpiącemu na słomie Szymonowi. Pół nocy rozmawiali, spacerując z Zefirem. W końcu zmęczony Szymon usiadł na snopku słomy ułożonej pod ścianą w długi rząd, a po chwili położył się, zasypiając spokojnie. Kamil przyniósł koc, którym okrył Bieńkowskiego i czuwał nad wszystkim, dopóki nie przyszedł pan Mariusz. Mężczyzna zajął się Zefirem. Wyglądało na to, że z koniem będzie dobrze. Nie doszło do najgorszego, czego się wszyscy obawiali. Jeszcze przez kilka dni trzeba będzie szczególnie na niego uważać.
Kamil
ukucnął przed Szymonem. Położył dłoń na jego policzku, chcąc go obudzić.
Naprawdę kocha tego faceta. Jednak po tym wszystkim chyba nie zaufa mu tak
szybko. Owszem, pogodzili się, wyznali uczucia, ale bał się, że jeśli coś się
stanie, to Szymon znów go o to obwini. Niby wtedy zrobił to pod wpływem chwili,
emocji, które go dusiły, ale Kamila to bardzo zabolało. Tak jak Szymona bolało
to, że zostawił go z tym wszystkim. Przecież w złych chwilach zawsze
najważniejszą podporą jest ukochana osoba. Kamil wiedział od samego początku,
że się nie sprawdził. Właśnie bał się powtórki z tego i dostrzegał to w oczach
Szymka. Obawy, które mieli, pewnie z czasem znikną, ale to trochę potrwa. Będą
musieli popracować nad odbudowaniem zaufania, którym się darzyli. Stawić czoło
temu, co złego kryje się w ich duszach.
–
Damy sobie radę – szepnął.
Szymon
podniósł powieki, napotykając szare, kochane oczy.
–
Nie wiem z czym, ale na pewno damy sobie radę.
–
Od jak dawna nie śpisz? – zapytał Kamil, udając oburzenie. Wstał.
–
Chwilę. Podobało mi się to jak głaszczesz mój policzek. – Podniósł się,
odsuwając koc na bok. – Gdzie Zefir? – Zaniepokoił się.
– Spokojnie,
twój tata się nim zajmuje. Już ranek. Chyba jest po szóstej. Niedawno zaczęło
się rozwidniać.
–
Aha. – Potarł dłońmi policzki. – Czuję się jakby mnie coś przeżuło i wypluło. –
Poczuł jak ręce Kamila obejmują go w pasie.
–
Ciężka noc. Będzie można w dzień odespać.
Szymon
spojrzał na swojego odzyskanego partnera, obejmując go wokół pleców jedną ręką,
a drugą kładąc na karku.
–
Żadna noc nie będzie ciężka, kiedy jesteś ze mną. Głupi byłem, nie czytając
tego listu. Tyle straciliśmy…
– Cicho.
– Delikatnie ucałował jego usta. – Może lepiej myśleć o tym co będzie, a
przeszłość zostawić za sobą.
– Dobry
pomysł. – Otarł się o niego policzkiem. Przytulił Kamila bardzo mocno,
stęskniony za nim, łasy jego dotyku, bliskości oraz wszystkiego co miał i co
dawał mu chłopak. – Przy tobie mogę patrzeć w przyszłość, czując się tak,
jakbym miał różowe okulary. Nie ukrywam, że mam pewne obawy…
–
Ja też. Wierzę, że uda nam się i to, co się stało, było tylko przestrogą.
Nauczyliśmy się, że życie nie zawsze jest piękne. Zdarzają się tragedie.
Przegraliśmy próbę, ale teraz wiem co robić, żeby nie popełniać błędów
– powiedział Kamil, czerpiąc z dotyku Szymona ile tylko mógł. Chciałby o
wiele więcej, ale potworne zmęczenie dotkliwie dawało o sobie znać. Poza tym po
tak długiej przerwie potrzebował nacieszyć się tym mężczyzną przez długie
godziny, a nie zaledwie minuty. – Co powiesz na to, żebyśmy się poszli
przespać? Potem, po południu, moglibyśmy wziąć konie i pojechać do lasu, a w
nocy… – Trącił nosem brodę Szymona.
– W
nocy? – Zamruczał, sunąc ręką po plecach Kamila i przeklinając w duchu, że
chłopak miał na sobie kurtkę.
– Wpadłbyś
do mnie. Okno nadal się otwiera. – Złożył kilka pocałunków na policzku
mężczyzny, schodząc nimi na jego szyję.
–
Mam lepszy pomysł. Co powiesz na pokój w motelu, gdzie mielibyśmy przed sobą
całą noc – wyszeptał Szymon do jego ucha. – Jest tylko jeden problem…
–
Jaki?
– Jesteś
w stanie poczekać do nocy sylwestrowej?
Kamil
uniósł brwi, nie mając pojęcia, dlaczego muszą czekać. Chciał się z nim kochać.
Czekanie było… głupie.
–
Bo tę noc chcę spędzić wyłącznie z tobą. – Szymon wsunął palec pod brodę,
unosząc głowę Kamila tak, aby chłopak spojrzał mu w oczy. – Diabelnie za tobą
tęskniłem i pragnę cię tak bardzo, że sobie tego nie wyobrażasz, ale chcę, aby
ta noc była wyjątkowa. Nie szybki numerek, a potem rozstanie.
–
Nie chcesz Sylwestra spędzić z rodziną…
–
Nie. Poradzą sobie beze mnie. Teraz, kiedy tu jesteś, tylko z tobą chcę dzielić
każdą minutę. To co, poczekasz? Czy jednak wolisz, żebym przyszedł w nocy na
chwilę. Nie mógłbym zostać do rana. Nadal musimy pilnować Zefira. Nie chcę, by
robił to tata. Nieprzespana noc odbija mu się na zdrowiu.
–
Poczekam, ale będzie to trudne. Lubię spontaniczny seks.
–
Na to będziemy mieli czas każdego dnia. Później. Nie pożałujesz, bo… – pochylił
się, by wyszeptać mu do ucha: – Bo jak cię dopadnę, to nie będziesz mógł
chodzić.
–
O. A kto mówi, że to ty mnie dopadniesz. Może być na odwrót.
– Możemy
się zamieniać – dodał Szymon, czując już ten przyjemny dreszcz na myśl, że
mógłby znaleźć się pod Kamilem. Idąc na ugodę, pocałował go tak, że pod
chłopakiem ugięły się nogi. Uśmiechnął się w jego usta, po czym pogłębił
pocałunek, mrucząc z zadowoleniem, kiedy oplótł językiem język ulegającego mu
partnera.
– Chłopaki,
nie chcę przeszkadzać, ale mama woła na śniadanie – poinformowała Karolina z
uśmiechem. Czekała na to, żeby ci dwaj idioci się pogodzili. Nie znosiła tych
chwil, kiedy brat cierpiał.
– Karola,
ty to zawsze masz wyczucie czasu. – Szymon udał niezadowolonego z przybycia
siostry.
– E
tam, zawsze mogłam was nakryć w bardziej intymnej sytuacji. – Wyszczerzyła się.
–
Broń Panie Boże przed czymś takim – jęknął Bieńkowski, odsuwając się z
niechęcią od chłopaka.
– Ty
Boga w to nie mieszaj. Chodźcie. Czeka na was gorące kakao i pyszne tosty z
dżemem własnej roboty. – Odwróciła się i wyszła ze stajni.
– Ona
zawsze będzie kuleć? – zapytał Kamil, ziewając. Poszedłby spać, ale nie śmiał
odmówić zaproszeniu na śniadanie. Żołądek domagał się jedzenia.
– Nie
chciała się poddać operacji, która mogłaby jej pomóc. Mogłaby – zaznaczył. –
Lekarz dawał czterdzieści procent szans, ale istniało ryzyko, że byłoby gorzej.
Woli, żeby zostało tak jak jest. – Wziął leżący nieopodal koc i złożywszy go
równo, zawiesił na drągu przegradzającym dwa wybiegi. Na tym drugim prowadził
zimą hipoterapię. Jutro miał kolejne zajęcia.
– Mam
nadzieję, że ten dupek siedzi. – Kamil ruszył w stronę wyjścia.
– Kawecki?
Tak. Przez długo ciągnący się proces jesień była dla wszystkich bardzo ciężka.
Niewiele brakowało, aby gnojek wyszedł. – Dołączył do chłopaka i razem wyszli
na dwór. Pogoda dopisywała i zapowiadał się piękny dzień. – Ale okazało się, że
na policję zgłosiła się dziewczyna, którą Arturek próbował zgwałcić. Potem
pojawiła się inna. – Poszli w stronę domu. Chwycił dłoń Kamila. – Do tego
Karolina zeznała, co jej chciał zrobić, ja to potwierdziłem i w końcu go
wsadzili. Niestety, dostał tylko dziesięć lat. Jednak dobre i tyle. We wsi
nareszcie jest spokój i ludzie nie boją się przechodzić przez ulicę. Samochód
nadal stoi na policyjnym parkingu, taki uszkodzony. Mają go naprawić i wystawić
na aukcję, z której dochód zostanie przeznaczony dla rodzin zabitych
policjantów.
–
Niech sobie posiedzi. Nie żal mi takich dupków.
–
A komu ich żal. Podobno nawet jego siostrzyczka odwróciła się od niego.
–
Ale Konrad z nią nie kręci?
–
Nie. Wlałbym mu, gdyby znowu zaczął. Mój brat na razie woli się uczyć i grać.
– A
kto nie woli grać. – Zaśmiał się Kamil, wyjmując z kieszeni kurtki komórkę. –
Zadzwonię do domu, żeby wiedzieli co i jak. Babcia na pewno już wstała. –
Przystawił telefon do ucha.
–
To ja… – Chciał go zostawić samego, ale Kamil go nie puścił.
–
Czekaj. Babcia, słuchaj zjem śniadanie… Tak… Tak… Aha. – Rozłączył się.
– Szybko.
–
Powiedziała, że nie ma czasu. Zapytała tylko czy wrócę do domu, czy będę na
obiedzie i jak się czuje Zefir.
–
Lubię twoją babcię. – Pociągnął Kamila do domu.
Rozebrali
się. Zarzycki jeszcze poszedł skorzystać z łazienki, a po nim udał się tam
Szymon. W kuchni pani Basia nalała im go kubków kakao. Postawiła je na stole, a
potem nałożyła chłopakom tosty.
– Najedzcie
się, bo należy się wam. Całą noc czuwaliście przy Zefirze. Mąż się nim zajmie w
dzień. Jacek też już przyszedł.
–
Co w ogóle u Jacka? – zapytał Kamil, smarując tost dżemem z wiśni.
– Dobrze.
Jego synek przed świętami przebywał w szpitalu. Jacek był przy nim cały czas na
zmianę z żoną, ale chłopiec jest już w domu. Mają leki. Wózek dostarczono pod
koniec sierpnia – odpowiedziała pani Bieńkowska. – Należy im się trochę
dobrego, bo to miła rodzina. – Popatrywała na syna i jego partnera. Gdy
Karolina powiedziała jej, że chłopcy – dla niej Szymon zawsze będzie chłopcem –
się pogodzili, odetchnęła z ulgą. Miło było patrzeć na uśmiech starszego syna.
Teraz to już powinno być tylko dobrze, pomyślała.
Kamil
jadł ze smakiem. Gorące kakao go rozleniwiło i jeszcze bardziej chciało mu się
spać. Szymon, który mimo wszystko zdrzemnął się trochę, czuł się o wiele
lepiej. Spostrzegając jak jego chłopak przysypia, zaśmiał się pod nosem, za co
dostał pełne oburzenia spojrzenie od Zarzyckiego.
–
Zaraz idę. Jak się kimnę, to do popołudnia nie wstanę.
–
Po południu mamy wybrać się na wycieczkę do lasu – przypomniał Szymek.
–
Jeżeli zdołasz mnie obudzić.
–
A propos obudzenia. – Karolina wskazała Konrada wchodzącego do kuchni. Chłopak
wyglądał na zaspanego, co chwilę ziewał. Kiedy usiadł przy stole, położył głowę
na blacie i zamknął oczy. – O której to się poszło spać?
–
O czwartej. Graliśmy z chłopakami. W końcu nasza drużyna wygrała.
–
Chłopaku, chłopaku. – Basia Bieńkowska pokręciła głową. – Nie lepiej w nocy
spać, a w dzień grać?
– Ale
w dzień nie ma chłopaków. Skończą się ferie świąteczne, to będę chodzić spać o
normalnej porze.
– Znam
to – wtrącił Kamil. – Sam siedziałem godzinami po nocach, żeby pograć z
kumplami. Wtedy było gorzej, bo net miałem słaby, a lapek też niewiele wyciągał
i to przeze mnie przegrywali. Dlatego zrezygnowałem z gier online. Zabierały za
dużo czasu.
– A
ja lubię simsy – wtrąciła Karolina.
– Ja
też. – Mrugnął do niej Zarzycki, dopijając kakao. – Lecę. Inaczej Szymon będzie
musiał zanieść mnie na rękach.
–
Czemu nie, ale jesteś trochę ciężki. – Wstał od stołu, żeby odprowadzić
partnera.
Kamil
pożegnał się ze wszystkimi. Cieszyli się, że on znów związał się z Szymkiem.
Trochę zazdrościł tego, że ta rodzina jest ze sobą mocno związana. Jego nigdy
taka nie była. A teraz, kiedy z tatą unikają się jak tylko mogą, jest gorzej
niż było. Dawniej mu to nie przeszkadzało, ale teraz, gdy nastąpiła w nim
zmiana, rozumiał, że powinno być inaczej. Cóż, z jego rodziną, jak to mówią,
wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu.
– Zadzwonię
po południu. Też się prześpię. – Szymon poprawił szalik Kamila.
– Śnij
o mnie. Kocham cię. – Wychylił się po pocałunek. Na razie musi mu to
wystarczyć.
– Też
cię kocham. – Cmoknął go raz jeszcze i odprowadził do bramy. Tam uścisnął go jeszcze,
nie potrafiąc się z nim rozstać. Bał się, że gdy Kamil odejdzie, to znów minął
miesiące zanim go zobaczy. – Nie uciekniesz mi?
–
Nie mam zamiaru uciekać – odpowiedział Kamil, wyplątując się z jego ramion.
Zaraz zaśnie. Mroźne powietrze trochę go orzeźwiło, ale marzył o łóżku.
W
końcu się rozstali i każdy poszedł w swoją stronę. Nie mieli pojęcia, że kiedy
stali przy bramie, byli obserwowani przez ojca Kamila.
*
Szymon
obudził się koło czternastej. Wypoczął na tyle, na ile dało się to zrobić w dzień.
Co jakiś czas budził się, słysząc dochodzące z parteru odgłosy. Ale głównie nie
mógł spać przez dręczące go myśli. Nadal nie dawały mu spokoju. Zaniedbał konie
przez swój żal i zagłębianie się w cierpieniu. Nie dopilnował wszystkiego.
Przecież wiedział, że o Zefira trzeba szczególnie zadbać. Niemal doprowadził do
tragedii. Sumienie by go zabiło, gdyby ogier zdechł. W tym przypadku nie miałby
kogo obwiniać tylko siebie. Musiał coś zmienić. Bardziej zadbać o konie, o ich
karmę. Dokładnie sprawdzić siano, które niedawno przywieziono. Gdyby tylko nie
spłonęło to, które zebrał latem, byłby pewny czym karmi zwierzęta. Ale znał
rolnika, od którego kupował. Nigdy nie zawiódł się na tym człowieku. Wina
leżała po stronie Szymka. Zefir w ogóle nie miał ruchu. Nie jeździł na nim,
odkąd ostatni raz dosiadał go Kamil. Owszem, wyprowadzał zwierzę na padok, ale
to dla tego ogiera było za mało. Do tego wada zgryzu powodowała, że szczególnie
trzeba było o niego zadbać. Jutro będzie musiał porozmawiać z pracownikami. Dowiedzieć
się, kto karmił konia, co i ile mu dawał. Dzisiaj w stajni powinien być Jacek,
ale mężczyzna miał kilka dni wolnego, więc nie miał nic wspólnego z żywieniem
zwierząt w ostatnim czasie. Mógł go jednak wypytać o parę rzeczy. Powinien to
zrobić zanim spotka się z Kamilem.
Na
myśl o chłopaku zmartwiona twarz Szymona rozjaśniła się. Wyciągnął rękę po
telefon. Przez moment zastanawiał się czy dzwonić, bo może Kamil jeszcze się
nie obudził, ale w sumie nie można wiecznie spać.
Poprawił
się na łóżku, opierając o ścianę i zadzwonił do partnera. Odczekał chwilę, a
potem w głośniku usłyszał zaspany, pełen pretensji głos:
–
No co? Spałem.
–
Po południu? Co robiłeś w nocy? – Uśmiechnął się szeroko.
– Spacerowałem
z takim jednym. Wiesz, jest diabelnie przystojną bestią. A jakie ma oczy.
Trudno od nich oderwać wzrok. Dawał się pieścić, głaskać.
–
O, tylko tyle? A porozmawiał chociaż z tobą?
–
Rżał, to chyba coś gadał, nie?
Szymon
roześmiał się.
–
Skoro rżał, to o takiego rywala nie mam co być zazdrosnym.
–
A o innego byłbyś? – Zainteresowanie w głosie Kamila dotarło do ucha Szymona.
– Gdyby
próbował mi ciebie odebrać? Tak. Pokazałbym mu, żeby trzymał łapy przy sobie.
–
Bieńkowski, kręcisz mnie.
–
No myślę.
– Na
pewno chcesz czekać do nocy Sylwestrowej? Nie zawsze dobrze jest tak coś
planować.
– Spontaniczność
jest dobra, ale nie chcę cię na godzinę. Pragnę się tobą nacieszyć i pokazać
jak bardzo cię chcę.
–
Ja ciebie też. To co? Spotkamy się dzisiaj?
–
Tak. Przyjdź do stajni za jakąś godzinę, dobra?
–
Spoko. Na pewno będę.
Jeszcze
przez chwilę rozmawiali, po czym Szymon, odłożywszy telefon, zwlekł się z
łóżka. Poszedł wziąć prysznic, ubrał się. Poprawił pościel i przykrył ją kocem.
Z szafy wziął jeszcze czarny golf. Nie zakładał go, bo w domu było ciepło.
Zszedł na parter.
W
dużym pokoju zastał Konrada. Chłopak siedział przed telewizorem, skacząc po
kanałach.
–
Nie ma co oglądać – powiedział osiemnastolatek. – Wszystko powtórki.
– Trudno,
musisz się męczyć. – Przetrzepał mu włosy, co spotkało się z oburzeniem brata.
– Gdzie tata?
–
W stajni. Zjadł obiad i poszedł. A mama z Karoliną poszły na spacer.
Powiedziały, że jak wstaniesz, to masz sobie odgrzać obiad. Wszystko jest w
lodówce.
– Nie
dam rady przełknąć czegokolwiek. – Śniadanie także ledwie zjadł. Nadal mu
leżało na żołądku. To, co przeżył, wszystkie te nerwy wciąż w nim siedziały i
trochę zejdzie zanim odpuszczą. – Idę do ojca. Potem przyjdzie Kamil i
wybieramy się… Co tak patrzysz?
–
Nie musisz się spowiadać gdzie się wybieracie. Wiesz, miałem dziewczynę, wiem
co robią pary. Czasami trudno oderwać od siebie ręce.
–
Jesteś za młody na myślenie o tych rzeczach.
Konrad
przewrócił oczami.
– Chciałbyś
trzymać mnie pod kloszem. Rozumiem. Nie martw się, nie pozwolę na to, abym znów
zgłupiał. Seks to nie wszystko.
–
Dobrze, że już to wiesz.
–
Człowiek uczy się na błędach. Prawda? – Spojrzał wymownie na brata.
–
Tak. Czasami te lekcje są dosyć bolesne – odpowiedział Szymon, zakładając golf.
–
Dlatego wiemy, czego nie możemy robić.
Starszy
z braci nic nie odpowiedział. Będzie się starać, żeby nie powtórzyć błędów.
Obaj z Kamilem bardzo się zranili. Nie chciał powtórki.
–
Lecę do stajni. Muszę jeszcze pogadać z Jackiem.
–
Dobra. – Konrad ze znudzoną miną powrócił do przeglądania kanałów.
*
Kamil
wszedł do kuchni, by się czegoś napić. Ojciec siedział przy stole z kubkiem
kawy. Spojrzał na syna zimno.
–
Będziesz się z nim pokazywał publicznie?
–
Co? Aha. To mój chłopak, partner jak wolisz. Nie będę się go wstydził. –
Podszedł do czajnika elektrycznego. Okazało się, że jest pusty, więc nalał do
niego wody. – Nic nie robimy, tylko trzymamy się za ręce.
–
Powinniście te swoje bezeceństwa trzymać w czterech ścianach, a nie zmuszać
innych do oglądania.
Kamilowi
odechciało się pić. Odstawił czajnik.
–
Co złego robimy? Pewnie widziałeś nas rano, jak Szymek mnie przytulił –
stwierdził. – Ktoś ci kazał na to patrzeć?
–
To jest nienormalne.
– Nienormalne
jest twoje myślenie. Tacy jak ty, tato, nigdy nie zrozumieją – warknął Kamil.
Ledwie powstrzymywał się przed powiedzeniem ojcu czegoś gorszego. Najchętniej
wykrzyczałby mu prosto w twarz, jak nie cierpi tego, że ma takiego rodzica.
–
To niezgodne z naturą.
–
A co? Hetero zgodne, bo bachory mogą sobie zrobić?! To jest dopiero chore! Ktoś
jest z kimś tylko dlatego, że chce dziecka, bo tak trzeba, tak wypada! Pieprzę
to! – Zdenerwował się. Czym prędzej wyszedł. W przedpokoju ubrał się i wypadł
na dwór.
Dziadek
stał przy ogrodzeniu i rozmawiał z panem Julianem. Kiedy miejscowy pijaczek go
zobaczył, uśmiechnął się i zawołał. Kamil nie miał ochoty na pogaduszki, ale
siłą rzeczy i tak musiał tam podejść, żeby wyjść z podwórka.
–
Chłopcze, jak dawno cię nie widziałem.
– Dzień
dobry panu. Co tam u pana? – Zacisnął pięści. Chciał krzyczeć. Kopnąć coś.
Ojciec nigdy go nie zaakceptuje.
–
A dobrze, dobrze. Moja stara tylko się na mnie ciągle drze.
–
Może ma powody. – Zaśmiał się Stanisław Dutkiewicz.
–
A ma, ma. Co tu ukrywać. Lubię piweczko.
– Przepraszam,
ale jestem umówiony. – Kamil próbował wykpić się z tej rozmowy o niczym. Lubił
pana Juliana, ale chciał już zobaczyć Szymona, uspokoić się przy nim.
– Poczekaj.
Właśnie rozmawiałem z twoim dziadkiem. Mówiłem mu, że trzeba odmalować pokój w
moim domu. Ja już nie daję rady. Dlatego moja stara na mnie wrzeszczy. Mówi, że
gdybym nie pił… Nie ważne. I tak ją kocham. Chciałem się zapytać, czy nie
popracowałbyś u nas, malując mi pokój. Zapłacimy.
–
Ja? – Kamil otworzył furtkę i przeszedł na drugą stronę. – Ale…
–
Nie dzisiaj. Po Nowym Roku.
Chłopak
podrapał się po głowie. W sumie mógł sobie coś dorobić. Przyda mu się parę
złotych. Tym bardziej, że nie wracał do Zamościa, w związku z czym musiał
zrezygnować z mieszkania z Anią i Bogdanem. Powinien przelać im pieniądze za
swoją część czynszu. Nie znajdą kogoś na zastępstwo zaledwie w ciągu miesiąca i
będą musieli podzielić wydatki na dwoje, a tego nie chciał. Dla nich to kłopot.
Kłopot, który on im zrobił. Nawet nie wiedzieli, że nie wraca. Pisał tylko do
nich, że na święta jedzie do Jabłonkowa. Znów zaniedbuje przyjaciół. Powinien
się też spotkać z Iwoną.
–
Dobra. Nie ma sprawy. Przyjdę siódmego stycznia.
–
Będziemy czekać.
–
A teraz przepraszam, muszę iść.
–
Kamil, wszystko w porządku? – zapytał dziadek.
– Prawie.
Miałem pogadankę… Tego tak nazwać nie można – prychnął. – Ale rozmawiałem z
ojcem. Nawet nie próbuje mnie tolerować. Nie mówię już o akceptacji. – Pokręcił
głową z rezygnacją.
– Pan
Janek to upierdliwy i uparty typek – rzucił pan Julian. – Ta franca,
Filipiakowa, zmądrzała, to i on zmądrzeje.
– Prędzej
piekło zamarznie. Do widzenia. – Ruszył do domu Bieńkowskich. Przy boku Szymona
na pewno się uspokoi.
Tak
też się stało, bo gdy tylko zobaczył go rozmawiającego z Jackiem, a ich oczy
się spotkały, Kamil nie potrafił powstrzymać szerokiego uśmiechu i ciepła
wpływającego do serca. W tej chwili nic nie miało znaczenia poza tym, że znów
on i Szymon należeli do siebie.
19 lutego 2017
Pod błękitnym niebem (Buntownik 2) - Rozdział 5
Dziękuję ślicznie za komentarze, przesyłam ucałowania i zapraszam na kolejny rozdział. :*
Kamil
nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Krążył po pokoju, chodząc od jednego okna
do drugiego. Denerwował się, nie wiedząc co dzieje się z Zefirem. Bał się, że
koń zdechnie i nie będzie już okazji, żeby go zobaczyć. Nie chciał tego, Zefir
musi żyć. Kocha tego ogiera równie mocno co Szymona. Oczywiście to była inna
miłość, ale… Co czuje Szymon?
– Dziadek
poszedł tam godzinę temu. Dlaczego nie daje znać, co się tam dzieje? – Zacisnął
dygoczące dłonie na firance.
–
Bo pewnie nie może – odpowiedziała matka. – Idź tam. – Wstała od stołu, przy
którym nadal siedział wujek Adam z rodziną. Położyła synowi rękę na ramieniu. –
Idź.
Spojrzał
na matkę zbolałym wzrokiem i skinął głową. Chyba potrzebował kopniaka, aby mógł
się w końcu ruszyć.
–
Co tam koń – rzucił Adam. – Żeby tak martwić się o głupie zwierzę.
Kamil
obrzucił wuja tak lodowatym, pełnym wściekłości spojrzeniem, że mężczyzna
natychmiast zamilkł.
–
Głupi to może być człowiek, nie zwierzę. Zwierzę jest więcej warte niż tacy
ludzie jak ty – warknął chłopak i wyszedł, zanim powiedział za dużo.
W
przedpokoju ubrał się i chwilę później biegł do stajni Bieńkowskich. W głównym
budynku nie było nikogo, ale domyślił się, gdzie mogą być. Ruszył w stronę
pomieszczenia przeznaczonego do hipoterapii i połączonego ze stajnią. Drzwi
były szeroko otwarte. Przystanąwszy w nich, przesunął wzrokiem po sprzęcie
medycznym oraz zebranych osobach. Dziadku, panu Mariuszu, weterynarzu – który
przejął praktykę po dziadku – Konradzie stojącym daleko od wszystkich i
Szymonie. To na nim zatrzymał spojrzenie na dłużej. Mężczyzna wyglądał jak
udręczony. Co rusz przesuwał rękoma po głowie. Dopiero po chwili Kamil spojrzał
na Zefira. Koń leżał na ziemi, a raczej miękkim podłożu i wyglądał naprawdę
źle. Mężczyźni próbowali go podnieść, ale zwierzę opierało się. Zefir wyglądał
jakby… Odchodził. Kamilowi natychmiast pojawiły się łzy w oczach. Na miękkich
nogach podszedł do wszystkich. Uklęknął przy łbie Zefira i pogłaskał go po
pysku. Koń próbował zarżeć. Poznał go.
Szymon
otworzył szeroko oczy na ten widok. Nie spodziewał się, że Kamil tutaj
przyjdzie. Sądził, że chłopak zbagatelizuje sytuację. Nie powinien tak o nim
myśleć, przecież znał jego miłość do zwierząt. Znów zbyt szybko wydawał o nim
opinię.
–
On musi wstać – powiedział. – Nie potrafimy zmusić go do wstania. Nie może
leżeć.
–
Co mu jest? – zapytał Kamil.
– Ma
kolkę spastyczną. Dostał leki – odparł dziadek. – Boimy się, że może dojść do
skrętu jelit. Jeśli nie wstanie, to…
– Rozumiem.
Zefir, wstawaj głupolu. Wróciłem, jak widzisz i mam zamiar na tobie jeździć.
Chcesz odejść? Tak ci tu źle? – głos załamał się Kamilowi.
–
Dlatego musi wstać – dodał weterynarz, przystawiając stetoskop do serca konia.
– Boli go i dlatego woli leżeć. Nie wie, że przez to jest gorzej.
– Trzeba
go podnieść. Zmusić do podniesienia się. – Kamil wstał. – Zefir, no ruchy,
chłopie. Jeśli wstaniesz, to zostanę, nigdzie nie wyjadę i będę tu przychodził.
– Chwycił konia za uzdę. Ogier uniósł łeb. – Wstawaj. Pomóżcie mi go podnieść.
Zmuście go do tego! No, chłopie, stawaj na te swoje chude nogi. Co, nie chcesz
doczekać wiosny i przejażdżki do lasu?
Szymon,
dostrzegając determinację Kamila, zyskał nadzieję, którą powoli zaczął tracić,
kiedy Zefir nie ruszał się, pomimo nalegań i prób zmuszenia go do wstania. A
czas tutaj był bardzo ważny. W końcu on też ruszył do pomocy i po długich
naleganiach oraz staraniach ludzi koń z trudem się podniósł.
–
Tak, piękny. – Pogłaskał Zefira, stając
tuż obok Kamila. Ich pojrzenia się spotkały, a dłonie znalazły blisko siebie.
Chciał coś powiedzieć chłopakowi, ale nie potrafił. Nadal miał żal do Kamila,
ale poczuł wdzięczność za to, że były partner tutaj przyszedł.
Zarzycki
miał ochotę przysunąć dłoń bliżej, dotknąć dłoni Szymona, pokazać, że jest z
nim i nie przestał go kochać. Powstrzymał się przed tym gestem. Nie miał
pojęcia jak zareagowałby mężczyzna, a do tego nie była to dobra chwila na takie
rzeczy. Teraz liczyło się tylko i wyłącznie zdrowie oraz życie konia. Oderwał
spojrzenie od Szymka i pogłaskał zwierzę.
–
Czy teraz będzie dobrze? – zapytał.
–
Ryzyko nadal jest – odpowiedział weterynarz, badając ogiera. Jego mina nie
wyglądała na zadowoloną, ale przestał już kręcić głową z bezradnością. – Jednak
nadzieja jest. Twój dziadek przybył pierwszy i to, co zrobił, uratowało Zefira.
–
Dziadek zna się na koniach.
–
Szymon dużo zdziałał – wtrącił pan Dutkiewicz. – Okrył go i nie pozwolił leżeć.
Poza tym nie spanikował i zadzwonił po pomoc. Teraz trzeba czekać. Martwi nas jeszcze
krążenie. Gdyby doszło do zaburzeń… – Splunął w bok. – Lepiej wypluć te słowa.
– Przesunął dłonią po brzuchu konia. – Powinno być dobrze, ale musimy dojść do
tego, dlaczego zachorował. To bardzo ważne. Co jadł i jakiej jakości, ile wody
pił. Zefir zachorował, bo w pierwszej kolejności przyczynia się do tego wpływ
pogody, błędy w pracy czy żywieniu. Szymon, zmieniałeś mu karmę?
–
Tak – opowiedział wszystko o tym, jak ostatnio żywiły się zwierzęta, ile wody
piły, gdzie kupił siano i jakiej jakości. – Starałem się kupić najlepsze. Po
tym, jak wszystko spłonęło, kupuję siano u zaprzyjaźnionego gospodarza.
Ostatnio Zefir dostał sieczkę. Muszę zadzwonić do Jacka i dowiedzieć się co
jeszcze mu podawał. Ale inne konie też to dostawały.
–
Zefir zawsze miał delikatny żołądek – przypomniał Mariusz Bieńkowski. – Ma do
tego wadę zgryzu i to sprawia problem.
–
A pasożyty? – dopytał weterynarz. – Wiem, że ostatnio dawałem ci specjalne leki
dla koni, by działać zapobiegawczo.
–
Tak i dostał je, jak każde ze zwierząt.
– Zrobimy
badania. Trzeba zaobserwować jak on je. Podejrzewam, że ostatnio miał bardzo
mało ruchu.
– Niestety.
– Szymon winił o to siebie. Przeżywał swoje tragedie, nie myśląc o zwierzętach.
–
Najważniejsze teraz, żeby Zefira szczególnie pilnować. Coś mu zaszkodziło i
musimy się dowiedzieć co – mówił lekarz. – Ta noc o wszystkim zadecyduje.
Kamil
dostrzegał w oczach weterynarza, że ryzyko nie minęło, ale mężczyzna był dobrej
myśli.
– Oprowadzajcie
go powoli. Nie pozwólcie mu kłusować. Leki zaczynają działać. Podamy mu jeszcze
raz te, które zmiękczają treść pokarmową, poza tym trzeba…
Kamil
uważnie wysłuchał weterynarza i kodował w głowie każde słowo. Kwadrans później
doktor pojechał, zostawiając Szymona na straży. Gdy lekarz wychodził,
powiedział jeszcze, że mają po sąsiedzku najlepszego weterynarza, więc może być
spokojny o Zefira. Ale kazał dzwonić o każdej godzinie, gdyby działo się coś
złego. Po kilku kolejnych godzinach został już tylko Kamil, Szymon i Zefir,
którego oprowadzali po padoku.
–
Bałem się, że już po nim – przerwał ciszę Bieńkowski.
–
Na szczęście nie doszło do najgorszego.
–
Mhm. Możesz iść do domu.
–
Nie chcę. Chyba że mnie wyganiasz. – Spojrzał na Szymka.
– Możesz
zostać. – Sprawdził oddech konia. Na szczęście był normalny, a nie
przyśpieszony. Wszystko skłaniało się ku dobremu. A do czego zmierzało pomiędzy
nim a Kamilem? Powinni porozmawiać, ale nie miał na to ochoty.
–
Mhm.
Spacerowali
z koniem dobrą godzinę, potem zmienił ich pan Bieńkowski, ale i tak obaj nie
chcieli odejść. Jednak mężczyzna wygonił ich i radził odpoczynek. Później
Szymon miał przyjść i go zastąpić.
Obaj
wyszli na dwór. Było już bardzo późno. Kamil miał odejść, lecz głos Szymona
powstrzymał go przed tym krokiem.
–
Naprawdę zostajesz? Mam na myśli Jabłonkowo.
–
Obiecałem to komuś. Jeśli pozwolisz, chcę się nim zająć.
– Zostajesz
tylko dla konia? – Wsunął ręce do kieszeni grubego polaru, przyglądając się
Kamilowi. Stali w świetle lampy i bardzo dobrze go widział.
–
Zostałbym jeszcze dla kogoś, ale ten ktoś dobitnie pokazał, że…
–
To ty wszystko zepsułeś – wypalił Szymon.
–
Ja? Ja zepsułem? Wiesz co? Dobra, jestem winny, uciekłem, ale ty też się nie
popisałeś. Zachowałeś się jak inni. Jeśli coś się złego działo, to każdy mówił,
że to moja wina. Poza tym wiesz, czemu wyjechałem. Nie potrafiłem zostać.
Napisałem do ciebie list, a ty jak widać nie potrafiłeś mnie zrozumieć. Może
nie chciałeś. Nie tak to wszystko miało się odbyć. Ale kiedy dni od mojego
wyjazdu mijały, a ty nie dawałeś znaku życia…
–
Jakiego znaku?! – krzyknął Szymon. – Zostawiłeś mnie, kiedy cię potrzebowałem!
– Wiem!
W tamtej chwili… Nie ważne. Cokolwiek powiem i tak obrócisz to przeciw mnie.
Karzesz mnie za to, co zrobiłem i masz rację, ale boli mnie to, że… Że nie
spróbowałeś mnie zrozumieć.
–
Co niby miałem zrozumieć?
–
Wszystko napisałem ci w liście.
–
W jakim kurde… – urwał, bo nagle sobie przypomniał, że mama Kamila wręczyła mu
tamtego dnia jakąś kopertę. On jednak był tak rozgoryczony wyjazdem chłopaka i
unieszczęśliwiony wypadkiem siostry, że listu nie przeczytał. O Boże. Gdzie on
ten list schował?
– Ale
teraz chyba już nie mamy o czym gadać. – Kamil nie zauważył dziwnego zachowania
Szymona. – Było minęło. Powiedziałeś w wigilię to, co czujesz. Cóż… Widać nie
każde uczucie trwa wiecznie. Dlaczego nic nie mówisz? Dobra, jak chcesz. – Źle
zrozumiawszy milczenie Szymona, ruszył z powrotem do stajni. Przynajmniej
Zefira nie zostawi.
Tymczasem
Szymon zaaferowany listem próbował przypomnieć sobie, gdzie go schował… A może wyrzucił…
Nie, nie mógł go wyrzucić. Odwrócił się i co sił w nogach pobiegł w stronę
domu. Nie myślał teraz o niczym innym, tylko o znalezieniu zguby.
Wpadł
do domu. Mama jeszcze nie spała i coś zaczęła do niego mówić, ale nie słuchał
jej. Miał teraz jeden cel w głowie.
Wszedłszy
do swojej sypialni zaczął przeszukiwać szuflady w komodzie. Ważne rzeczy,
bardzo prywatne, tutaj często je trzymał. Niestety, listu nie znalazł.
–
Gdzie go mogłem dać? – Zrzucił z siebie polar, bo zrobiło mu się gorąco. –
Gdzie jesteś? – Jak mógł zapomnieć o liście, nie przeczytać go? W gabinecie na
pewno go nie zostawił. Szafa! Otworzył drzwi olbrzymiego mebla, uklęknął i
wyjmował po kolei koszyki, w których trzymał drobne rzeczy i pamiątki. W jednym
nic nie znalazł, ale za to w drugim, na samym spodzie, leżała biała koperta z
wypisanym imieniem „Szymon”. Wstrzymał oddech, kiedy ją otwierał. W środku
znalazł kartkę wyrwaną pośpiesznie z zeszytu, zapisaną pismem Kamila. Usiadł na
podłodze, opierając się o drugie, zamknięte drzwi szafy. Zaczął czytać:
Szymon,
muszę wyjechać. Nie potrafię zostać, wybaczyć Ci tego co
zrobiłeś. Przeprosiłeś, ale zrozum, że potrzebuję ochłonąć, aby Ci wybaczyć.
Poza moimi znajomymi, jesteś jedyną osobą, której zaufałem. Sprawiłeś, że
potrafiłem się zmienić. A paroma słowami… Zawiodłem się na Tobie. Jak mogłeś
choćby przez sekundę przypuszczać, że mógłbym podpalić stodołę, do tego narazić
zwierzęta? No jak?!
Na razie nie jestem w stanie przebywać tam, gdzie Ty
jesteś. Duszę się. Potrzebuję przestrzeni, oddechu, uspokojenia się. Mam nadzieję,
że mnie zrozumiesz. Nie zostawiam Ciebie. Kocham Cię i nie wyobrażam sobie
życia, nie będąc u Twojego boku. Jednak na ten czas, na tę chwilę, podejmuję
nieprzemyślaną decyzję i wybywam z Jabłonkowa. Nie od Ciebie. Ale to już zależy
od Twojej osoby, Szymon. Czy po tym, jak ucieknę, zamiast być przy Tobie… Czy
będziesz mnie jeszcze chciał?
Mam wielką nadzieję, że zrozumiesz jak głęboko wbiłeś mi
nóż w plecy i jedynym wyjściem, bym znów nie stał się taki jak byłem, jest
wyjazd. Taki jestem. Tak mam. Ucieczką się bronię. Potrzebuję czasu, by
wybaczyć. Może kiedyś nauczysz mnie czegoś innego. Będzie na to okazja? Chcę
być z Tobą. Jeśli Ty tego chcesz, to proszę, zadzwoń do mnie.
Powiesz, że zachowuję się jak dzieciak. Może. Liczę
jednak na Twoje zrozumienie. Wiem, powtarzam w kółko to słowo…
Będę czekać na jakąś wiadomość od Ciebie.
Kocham Cię.
Mam nadzieję, że nadal Twój
Kamil
List
wypadł Szymonowi z drżącej ręki. Oczy wypełniły się łzami. Przyłożył dłoń do
ust, zduszając szloch. Jakiż był głupi. I on nazywa Kamila gówniarzem? Może
Zarzycki postąpił egoistycznie, ale teraz zrozumiał jego zachowanie. Zraniony
chłopak po prostu się bronił jak umiał. A że umiał tylko uciekać, chować się i
czekać aż ktoś pierwszy wyciągnie dłoń… Jak mógł nie przeczytać tego listu?
Przecież wiedział jaki jest Kamil. Jak mógł tak o nim myśleć, pielęgnować w
sobie żal i złość do niego? Przecież także był winny tej całej sytuacji. To on
zawala wszystko. To przez niego stodoła spłonęła, bo nie wezwał elektryka, żeby
wymienił kable. To przez niego Kamil uciekł, bo zanim pomyślał, zdążył
powiedzieć mu o kilka słów za dużo. To przez niego Zefir się rozchorował. I to
on jest winien temu, że stracił tyle miesięcy, kiedy mógł być z Kamilem.
Przecież go kocha! Nie może ponownie go stracić, pozwolić odejść.
Otarł
oczy. Wziął do ręki list i wstał, zdeterminowany, by porozmawiać z chłopakiem.
Zarzucił na siebie polar i zbiegł na dół.
–
Szymon? Co się dzieje? – Mama wyszła z kuchni w szlafroku, z kubkiem kakao w
dłoni.
–
Muszę naprawić to, co zepsułem.
–
Płakałeś?
–
Która godzina?
–
Północ.
– Zaraz
odeślę ojca i zostanę przy Zefirze. – Miał nadzieję, że nie zostanie sam. – Z
Kamilem, o ile jeszcze jest w stajni. Dobranoc, mamuś. – Wypadł z domu. Nie
potrafił znieść każdej dodatkowej sekundy z dala od Kamila. Jego mózg zadawał
mu pytanie: „Co, jeśli chłopak cię nie zechce?” On jednak nie zważał na nie.
Niech się dzieje co ma być, a jeśli nie spróbuje odzyskać swojego chłopaka,
zawsze będzie tego żałować.
Pośliznął
się tuż przed wejściem do stajni i prawie wpadł na ojca.
– Mama
dzwoniła. Idź. On jest z Zefirem – powiedział Mariusz, klepiąc syna po
ramieniu. Cieszył się, że w końcu istniała szansa na to, by jego średni syn
znów się uśmiechał.
Szymon
kiwnął głową i poszedł, tym razem zdecydowanie wolniej, do hali, w której Kamil
spacerował z Zefirem. Chłopak zobaczył go i przystanął. Bieńkowski zaczął do
niego iść, stawiając kroki powoli, jakby czas zaczął wolniej biec. List nadal
trzymał w drżącej dłoni. Kiedy stanął naprzeciwko Kamila, pokazał mu go.
– Dopiero
dzisiaj go przeczytałem. Wtedy… Byłem na ciebie wściekły… Tyle się działo…
Kamilowi
serce przyśpieszyło na te słowa. Co to znaczyło?
–
Przepraszam – powiedział Szymon. – Przepraszam. – Wziął głęboki oddech. –
Wiesz, ostatnio często słucham piosenki „Psalm dla Ciebie” Piotra Rubika. Te
słowa… Kilka zdań… – Z trudem przełknął ślinę i zacytował:
Pytam się gwiazdy co drogę wskazać błądzącym miała
Czemu ze wszystkich pragnień na świecie to ty mnie
wybrałeś
Gwiazda co w rzece wciąż się przegląda też tego nie wie
Czemu ze wszystkich pragnień na świecie wybrałem ciebie.[1]
–
Jest jeszcze jedno zdanie z tej piosenki, które swą prawdziwością wwierca się
we mnie za każdym razem, kiedy je słyszę: „To twojej dłoni przecież dłoń moja
od zawsze szuka.” – Stał i patrzył bezradnie na Kamila, czekając na to co
chłopak zrobi. Czy Kamil dostrzeże w zacytowanych słowach jego uczucia,
wyznania?
Kamil,
przytrzymując za uzdę Zefira, bardzo chciał uspokoić głupie, mocno i zbyt
szybko bijące serce. Te słowa, te zdania na nowo budziły w nim wszystko to, co
próbował zepchnąć w niepamięć. Nie odrzuci tego. Nie potrafi. Nie chce. Za
bardzo kocha. Wyciągnął rękę i położył ją na policzku Szymona. Mężczyzna
natychmiast przytulił się do wnętrza jego dłoni, przytrzymując ją swoją.
–
„To twojej dłoni przecież dłoń moja od zawsze szuka” – wypowiedział Kamil. –
Tęskniłem – szepnął, a potem pokonał dzielącą ich odległość, łącząc ich usta w
delikatnym pocałunku, który, gdy tylko Szymon go oddał, przerodził się w pełen
desperacji, tęsknoty, pragnień i miłości kontakt. A jedynym świadkiem ich
pogodzenia był przyglądający się im Zefir.
Subskrybuj:
Posty (Atom)