31 grudnia 2016
26 grudnia 2016
Buntownik - Rozdział 26
Kochani, ja w środę wyjeżdżam na dłuższy czas i będę dopiero 8/9 stycznia w domu. Raczej dostępu do neta nie będę miała, a jeżeli już to sporadyczny. Także trzymajcie się. Kolejny rozdział "Buntownika" powinien się pojawić bez problemów 1 stycznia. W międzyczasie pojawią się też życzenia Noworoczne. Wszystko mam ustawione i mam nadzieję, że nie będzie problemów. :)
Jak się czujecie po świętach?
Dziękuję za komentarze. :*
Jak się czujecie po świętach?
Dziękuję za komentarze. :*
Przez
kolejne dni we wsi wrzało. Ludzie albo kłócili się między sobą, albo
dyskutowali o dwóch homoseksualistach mieszkających w Jabłonkowie. Dla
wielu było to nie do pomyślenia, więc pluli swoim jadem pełnym nienawiści. Inni
wyśmiewali się lub mówili, że Szymon i Kamil pochodzą z dobrych rodzin, to
dobre chłopaki i można im wybaczyć to, co wybrali. Wtedy znajdowali się i tacy,
którzy odpowiadali, że mężczyźni tego nie wybrali, tylko się tacy urodzili i
oni to akceptują. Każdy miał na to swoje poglądy, zdanie, o które walczył,
często dość zaciekle. Dużo osób dopiero teraz zaczęło pokazywać, co myślą na
pewne tematy. Byli tacy, którzy zawsze tchórzyli, gdy pojawiała się możliwość
na to, by otwarcie mówić o swoich poglądach na temat osób homoseksualnych, a
teraz bronili Kamila i Szymona. Przeciwnicy ciągle namawiali księdza, żeby
w końcu powiedział, jakie ma stanowisko w tej sprawie. W końcu pewnej niedzieli
proboszcz wygłosił podczas kazania tak mocne słowa dotyczące szerzącej się
nienawiści do osób, które jego zdaniem, owszem, żyją w grzechu, ale nikt
nie ma prawa ich nienawidzić, trzeba się za nich modlić, że przez dobrą chwilę
panowała ogłuszająca wręcz cisza. Przypomniał, że nienawiść to też grzech i za
to każdy zostanie rozliczony po śmierci. Dodał jeszcze, że wielu z mieszkańców
Jabłonkowa żyje bez ślubu, mają dzieci będące owocem zdrady małżeńskiej i nikt
tego nie neguje. Dorzucił też parę zdań o hipokryzji, a na koniec zacytował
fragment z Pisma Świętego: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci
kamieniem”. Kazanie było tak mocne, że ludzie pokroju Eleonory Filipiak nabrali
wody w usta i dali proboszczowi spokój. Po cichu natomiast zaczęli mówić, że
jest młody – proboszcz miał, ich zdaniem zaledwie, czterdzieści lat – i jeszcze
mało wie. Szymon i Kamil nie byli wtedy w kościele, woląc na razie się tam nie
pokazywać.
Nie był
to jednak koniec aktów nienawiści. Kilkoro młodych ludzi, którym kazania
księdza wchodziły jednym uchem, a drugim wylatywały, a mowa tu także o
prowodyrze, Arturze Kaweckim, zdemolowało sklep mamy Kamila. Zniszczyli
elewację budynku, pisząc na ścianach obraźliwe napisy typu: „Wyjebiemy cioty”,
„Pedały do gazu”, „Ruchać pedała” i wiele, wiele innych. Policja, która
przyjechała, była pod wrażeniem pomysłowości wandali i po cichu się
podśmiewała. Po obejrzeniu filmu, który został nagrany dzięki kamerze
umieszczonej na sklepie, ukarano sprawców grzywną i kazano odmalować budynek.
Nic więcej jednak nie zrobiono, bo uznano to za mało szkodliwy czyn społeczny.
Dla
Kamila i Szymona to były trudne dni. Tym bardziej dla dziewiętnastolatka, u
którego w domu nie było raju, bo ojciec nadal ostentacyjnie go ignorował, ale
Kamil zaczął do tego przywykać. Natomiast Szymon każdego dnia bał się wizyty
jakiegoś urzędnika, który nie ma pojęcia o tym, co on robi dla dzieciaków i
wyda negatywną opinię. Czekał, że może przyjdzie jakieś pismo wzywające go do
odpowiedzi na zarzuty. Nic takiego jednak się nie stało. Mężczyzna trochę się
uspokoił, pewny, że Filipiakowa kłamała, a może jej list zaginął w odmętach
innej korespondencji, ważniejszej. Gorzej było z dziećmi. Na ostatnie zajęcia z dziesiątki
podopiecznych pojawiła się tylko piątka. Dzwonił do rodziców pozostałej piątki,
ale ci powiedzieli, że zrezygnowali z jego pomocy. Nie musiał pytać dlaczego.
Dobiło go to i sam prawie zrezygnował z prowadzenia zajęć, ale Kamil
okazał się tak dużym wsparciem – czego nie spodziewał się po nastoletnim
chłopaku – że zmobilizował go do pracy. Tak więc nadal prowadził hipoterapię z
mniejszą ilością dzieci, przybity tym, że mogą mu odebrać uprawnienia.
W końcu
pewnego dnia Jabłonkowo obiegła wiadomość, że ktoś komuś zrobił dziecko i było
ono owocem zdrady. Tym samym ludzie znaleźli sobie inny temat do plotek –
szczególnie kiedy Filipiakowa oraz Robert Paluch, który zrezygnował z pracy u Bieńkowskich,
nie podsycali nienawiści do Kamila i Szymona. Może sprawa pary nie ucichła,
nadal były pałające nienawiścią głosy, ale dodatkowy temat do plotek przyciszył
wątek chłopaków. Takie było Jabłonkowo. Ludzie, znajdując inny temat do
obgadywania, często zapominali o poprzednim.
Mijała
akurat połowa sierpnia, gdy w letnie, leniwe popołudnie do domu Zarzyckich
zawitał Adam Dutkiewicz. Dawno niewidziany wujek, a zarazem chrzestny Kamila. W
domu rodzinnym nie pobył długo. Jego matka niemal kazała mu się wynosić,
słysząc, po co przyjechał. Gdy tylko
mężczyzna przekroczył próg domu, zastając ją samą w kuchni, od razu zapytał,
czy tego roku siała dużo warzyw i czy nie mogłaby mu dać części buraków
ćwikłowych. Zanim cokolwiek odpowiedziała, dopytał jeszcze o to, czy sadzili
ziemniaki, bo jak je wykopią, to by wziął parę worków – nie kupił, tylko wziął
– bo jego żona wolałaby takie od nich z pola, a nie ze sklepu, bo w nich pełno
jest nawozu. Zadowolona z wizyty syna Zofia Dutkiewicz nie wytrzymała i
powiedziała mu prosto w oczy:
– A co
ja, darmowa hurtownia jestem? Żadne z was nie przyszło pomóc, a teraz za darmo
chcecie? O nie, skończyło się. Mam w domu ludzi, którzy chcą jeść. Sami sobie
siejcie wszystko, a nie leżcie do góry brzuchem, bo Magdusia ma za delikatne
rączki do pracy. Na wsi trzeba pracować, i to ciężko, żeby coś było. Wziąłeś
sobie taką panią z wielkiego miasta, która ma dwie lewe ręce, to masz za swoje!
– To nie
dasz…
– A nie
dam! Ojciec też nie. Nawet nie wiesz, ile trza było to wszystko podlewać, żeby
urosło. Po to do nas przyjechałeś? Nie odwiedzasz starych rodziców przez pół
roku, a potem przyjeżdżasz, o zdrowie nie zapytasz, o to, co u nas, co u
siostry, tylko żądasz!
– Ależ
mamo, ja nie mam czasu…
– Czasu
to ty nigdy nie będziesz miał. Żona ci zakazuje do nas jeździć. A ty co,
własnego rozumu nie masz? Dobrze było, jak się u nas za darmo mieszkało. Do
rachunków się nie dokładaliście, bo dom budowaliście, więc z ojcem
przymykaliśmy na to oko. A prąd i woda szły. Teraz nas nawet nie odwiedzicie.
Zapomniałam, jak wyglądają moje wnuki. Może zakazaliście Pawłowi i Piotrowi do
nas przychodzić, co?
– To ich
decyzja, nie są już dziećmi. Poza tym Paweł jest dorosły, skończył dwadzieścia
lat, a Piotr we wrześniu obchodzi osiemnastkę. Zaprosimy was…
– Zbytek
łaski, synu. Lepiej wyjdź. Ty i twoja rodzina będziecie w tym domu mile
widziani, kiedy przyjdziecie do nas ze szczerych chęci, a nie po coś.
Kamil
siedział na stopniu u szczytu schodów i wszystko słyszał. Widział, jak wujek
wychodzi i mógłby się z kimś założyć, że chrzestny nie przyjedzie szybko.
Bardzo dobrze. Pamiętał, jak to było, gdy tutaj mieszkali. Mama mu opowiadała,
że gdy oni wyjechali z tatą do miasta, wujek z rodziną żyli tutaj jak pączki w
maśle, i to darmowym. Babka i dziadek im ulegali, wszystko robiąc dla synusia.
A teraz synuś ma ich gdzieś.
Wrócił
do swojego pokoju i usiadł przed naprawionym wczoraj komputerem. Konrad
świetnie sobie poradził. Kamil zapłacił chłopakowi za jego pracę, siłą
wciskając mu pieniądze. Nie chciał nic za darmo, tym bardziej, że niedawno
dostał swoją drugą wypłatę, a części do laptopa zamówione przez
siedemnastolatka nie były drogie.
Żując
gumę, tym razem o smaku jabłkowym, wpisał w wyszukiwarkę interesujące go
zagadnienia na temat seksu analnego i higieny. Ostatnio coraz częściej myślał o
tym, żeby oddać się Szymonowi. Chciał to zrobić i dla niego, i dla siebie. Może
bycie na dole tak mu się samo spodoba, jak bycie na górze. Przecież Szymon
bardzo to lubi, więc aż takim złem to raczej nie jest.
Szkoda
tylko, że wyszukiwarki odnajdywały informacje na temat seksu analnego pomiędzy
kobietą i mężczyzną.
– Co za
różnica. Wiem, jak to się robi, a potrzebuję uniwersalnych wiadomości. – Wszedł
na pierwsze lepsze forum i tam zaczął czytać tematy o tym, jak o siebie zadbać.
Na szczęście nie musiał robić lewatywy, bo przerażała go myśl o tym. Inne
techniki, co do higieny, wystarczały i zdecydowanie wolał je. Poczytał o
metodach rozluźnienia, żeby mu było łatwiej, a także o tym, że najgorzej jest,
kiedy ma wejść główka penisa. Potem już jest lepiej, o ile partner nie ma
męskości jak u konia. Ku jego szczęściu, Szymon takiej nie miał. Poczytał, że pozwolenie
na seks analny to duże zaufanie do drugiej osoby. Przemyślał to sobie i chyba
właśnie tak z nim jest. Naprawdę zaczął ufać Szymonowi. Przejrzał najróżniejsze
tematy – wszędzie pisali, że przede wszystkim najważniejsze jest nawilżenie – i zdecydował
się na kolejny krok w ich związku.
Zadzwonił
do Szymona.
–
Stęskniłeś się?
–
Trochę, Szymuś. Co robisz?
– Siedzę
nad rachunkami. Pieniądze ze sprzedaży zboża wpłynęły na konto, więc spłacam
raty kredytów. A poza tym tęsknię za tobą.
Mimo że
już było popołudnie, to jeszcze się dzisiaj nie widzieli. Szymon od świtu orał
pola, przygotowując je do siewu, a Kamil został porwany przez Karolinę na
zakupy. Dziewczyna niedługo wyjeżdżała i ostro się do tego przygotowywała. Ona
biegała po sklepach, a on, jako jej szwagier, służył za tragarza, skoro miał
wolny dzień.
–
Wpadnij do mnie dzisiaj w nocy. Najlepiej wtedy, gdy będzie pewność, że wszyscy
już śpią – powiedział Zarzycki.
– O,
masz jakieś plany? – Kamil mógł się założyć, że na ustach Szymona pojawia się
ten jego tradycyjny, złośliwy uśmieszek.
–
Kupiłem dzisiaj gumki i dobry żel. Chętnie go wypróbuję… na sobie.
– Mam
rozumieć…
– Nie
masz rozumieć, tylko pojawić się i chcieć co nieco. Okno zostawię otwarte na
oścież i będę czekał… nago – dodał.
– Uuu,
nakręcasz mnie, Kamil. I jak mam się teraz skupić na papierkowej robocie?
–
Skupiaj się na czym tam chcesz. Najlepiej na tym, co ze mną zrobisz. –
Rozłączył się, nie pozwalając mężczyźnie nic więcej powiedzieć. Czuł
niesamowite podekscytowanie na samą myśl o tym, co się stanie w nocy. To on
pozwoli Szymonowi na… to, by mu włożył. Poczuł gromadzące się w podbrzuszu
napięcie. Liczył, że spodoba mu się to tak bardzo, jak partnerowi.
– Kamil?
– Pukanie do drzwi wyrwało go ze świata marzeń.
–
Właźcie.
Do
pokoju weszły Iwona z Anetą. Prawie zapomniał, że miał się z nimi spotkać.
Razem z dziewczynami do pomieszczenia wpadła Milagors, którą Iwona od razu
zaczęła tarmosić. Aneta trochę bała się suczki, więc trzymała się od niej z
daleka. Miała traumę po tym, jak dwa lata temu zaatakował ją pies, wyrywając
jej kawał uda. Po ataku pozostała blizna, którą dziewczyna przykryła tatuażem,
ale rana psychiczna do tej pory się nie zabliźniła.
– Mogę
ją wyrzucić… – Chłopak wskazał na psa.
– Nie.
Spoko. Niech zostanie. Jest niegroźna, a ja muszę przywyknąć do psów. Inaczej
nigdy nie pokonam strachu przed nimi. Do tego moja dziewczyna ma być
weterynarzem. – Objęła Iwonę i pocałowała ją delikatnie w usta.
–
Dokładnie. Chcę zaadoptować psa. Na początek jakiegoś kundelka, żeby Aneta się
do niego przyzwyczaiła.
–
Fajnie. Ale w akademiku nie wolno trzymać zwierząt – zauważył Zarzycki.
– Moja
siostra wyjeżdża za granicę – zabrała głos Aneta – więc zwolni swoją kawalerkę,
którą rodzice kupili dla niej parę lat temu – wyjaśniła. – Będę się mogła tam
wprowadzić, a Iwonka ze mną.
– Moim
rodzicom powiemy, że zamieszkałam z koleżanką. Nie wiem, czy kiedyś będę gotowa
na to, żeby oni lub ktoś w Jabłonkowie dowiedzieli się, że jestem lesbijką.
–
Doskonale cię rozumiem. Szczególnie po tym co się działo, gdy rozeszły się
wieści o mnie i Szymonie. Ale fajnie, że razem zamieszkacie. Czego się
napijecie? Aneta, co tak patrzysz? – Zrozumiał, o co chodzi zaraz po zadaniu
pytania i kiedy dziewczyna dopadła jego laptopa.
– Seks
analny… Czyżbyś się douczał, czy może planował w końcu oddać tyłek swojemu
facetowi? Planujesz, tak? – Uśmiechnęła się szeroko.
– No to
pięknie. Wszystko wypatrzysz?
– To
jak? Chodzi o ciebie, co?
– Aneta,
daj mu spokój. – Iwona stanęła w obronie przyjaciela.
– Niech
pyta. Tak, chodzi o mój tyłek.
–
Ekstra. Jak chcesz coś wiedzieć, to pytaj. Też tego próbowałyśmy – wyznała
Aneta, która była bardzo otwartą osobą, jeżeli chodziło o seks. – Z początku
było ciężko, ale potem coraz lepiej. Chociaż wolę dobierać się do Iwonki… –
urwała, bo zanim ona i Kamil zorientowali się w sytuacji, uderzyła w nich
poduszka. Jedna z tych małych, które leżały na narzucie.
Milagros
uznała to za świetną zabawę, gdyż zeskoczyła z łóżka i zaczęła szczekać,
machając ogonem na wszystkie strony. Kamil odrzucił poduszkę lekko zakłopotanej
przyjaciółce i roześmiał się. Tak swobodnie, jak w tej chwili, czuł się tylko
ze znajomymi z Zamościa.
–
Dziewczyny, powiecie w końcu, czego się napijecie?
– Czegoś
zimnego, bo będziemy się tu ekscytować twoim tyłkiem i tym, co nam opowiesz,
planując tę noc – powiedziała Aneta.
Przewrócił
oczami.
– Włącz
sobie pornola – poradził, zanim wyszedł z pokoju po Coca Colę i jakieś chipsy.
Zszedł na dół. Zdenerwowana babcia rozłożyła się z pieczeniem ciasta. Nerwy
odreagowywała zazwyczaj przy plewieniu chwastów w ogródku lub zajmowała się
pieczeniem.
–
Wszystko w porządku? – zapytał.
– Tak.
Idź do koleżanek, bo ci tu wygłoszę monolog na temat mojego syna. Niewdzięcznik
jeden. Nie patrz tak. Zabieraj, co tam chcesz i idź. Gdzie ja podziałam mąkę? –
zapytała samą siebie.
Kamil
opuścił kuchnię z dużą Colą, szklankami, paczkami chipsów i wrócił na górę.
Spędził z dziewczynami fantastyczne popołudnie. Gdy nadeszła noc, poświęcił
czas wyłącznie sobie. W łazience przebywał dosyć długo, coraz bardziej się
denerwując.
*
Bieńkowski
wspiął się na drabinki. Syknął, kiedy kolec róży wbił mu się w mały palec.
Possał go przez chwilę i niezrażony podjął wędrówkę. W końcu uchwycił się
parapetu i wszedł na niego. Nie miał pojęcia czego się spodziewać i jak w
ogóle wytrzymał czekanie do dwudziestej trzeciej, czyli godziny ich omówionego
spotkania. Okno było szeroko otwarte,
więc wszedł do środka. Miał już w tym praktykę. W pomieszczeniu było prawie
ciemno. Jedyne źródło światła dawała mała, świecąca na niebiesko, lampka
wetknięta do gniazdka przy łóżku, na którym na brzuchu leżał nagi Kamil. Jego
nagość pobudziła Szymona do działania. Zamaszystym ruchem zdjął z siebie
koszulkę, rzucając ją byle gdzie, oraz spodnie, pod którymi nic nie miał.
Uklęknął pomiędzy rozsuniętymi nogami kochanka i przesunął dłońmi po jego
stopach, łydkach, udach. Pośladki zostawił do pocałunków, które złożył,
nachylając się nad nimi. Przejechał dłońmi po biodrach Kamila aż do jego boków.
Pocałunkami zaznaczał na kręgosłupie ścieżkę w górę do karku, zatrzymując się
tuż przy linii włosów. Chłopak dopiero pierwszy raz wydał z siebie jakiś dźwięk
świadczący o tym, że nie śpi, tylko czeka na to, co będzie. Z czułością,
wciągając przy tym zapach Kamila, trącał nosem jego szyję, stopniowo kierując
się w stronę ucha, które owiał gorącym oddechem, szepcząc:
– Gdybym
o tym nie wiedział, to od razu po zobaczeniu ciebie zrozumiałbym, czego chcesz.
– Jesteś
aż taki domyślny?
– Można
cię łatwo rozszyfrować. Zachowujesz się inaczej. Czekałeś grzecznie w łóżku,
podczas gdy w innym przypadku dopadłbyś mnie tuż przy oknie.
–
Podczas naszego pierwszego razu też czekałem. Nie pamiętasz? – Uniósł głowę, by
spojrzeć na niego.
–
Pamiętam. Ale to był pierwszy raz. Tak jak teraz.
– Czuję,
że się cieszysz. – Kamil poruszył pośladkami, do których przylgnęło krocze
kochanka. Penis Szymona, przed chwilą jeszcze miękki, powoli stawał na
wysokości zadania.
– Mhm.
Jesteś pewny, że…
– Jak
dokończysz to zdanie, to twój tyłek będzie w niebezpieczeństwie. Nie pytaj, jeżeli
widzisz, że leżę tu grzeczny, uległy i cały twój.
– Jak to
dobrze brzmi – powiedział ochrypłym głosem Szymon. Coraz mocniej wzbierało w
nim pożądanie. Pragnął sprawić, żeby jego partner wył z rozkoszy. Dobra, na za
wiele nie mogli sobie pozwolić, bo za ścianą spała rodzina Kamila, ale w
najgorętszych chwilach chętnie zatka mu usta pocałunkami.
Wpił się
w jego szyję, ssąc i przygryzając wrażliwą skórę. Kamil wciągnął głośno
powietrze, poruszając się pod mężczyzną – jak dobrze, że jego jednoosobowe łóżko
nie skrzypiało. Zostanie mu po tym ślad, ale to było warte uczucia uderzającego
w niego, kiedy Szymon przyssał się do niego niczym wampir. Mężczyzna w końcu go
puścił, liżąc bolące miejsce. Bieńkowski podniósł się i uklęknął. Dłońmi sunął
teraz z karku na plecy, gładząc każdy mięsień, aż do pośladków. Pogładził go po
nich i sięgnął między nogi Kamila, by pomasować opuszkami jego jądra i miejsce
tuż pomiędzy odbytem a nimi.
Zarzycki
wypuścił gwałtownie powietrze, czując delikatny dotyk we wrażliwych miejscach.
Potem ręce Szymona, a raczej tylko czubki palców, łaskocząc go i drażniąc,
przesuwały się znowu wyżej, powolnymi ruchami, aż na ramiona. Wyczuwał ciepło
płynące od ciała kochanka, który teraz pochylał się nad nim, ocierając się
torsem, całując go po szyi. Czuł, jak twardy penis Szymona przylega do miejsca
tuż pod pośladkami, a wilgotny już czubek kusząco ociera się o mosznę i
okolice. Mężczyzna wykonał kilka okrężnych ruchów, by później unieść się na
tyle, by Kamil poczuł, jak pomiędzy jego pośladki wsuwa się gorąca męskość
kochanka, drażniąc go posuwistymi ruchami. Uczucie było dobre. Zagryzł wargę,
żeby nie jęknąć. Jego ciało reagowało na te ruchy i chciało się dołączyć, by
poruszać się razem z mężczyzną w rytmie jego bioder. Chłopak wyobraził sobie,
co będzie, gdy znajdzie się w nim członek. Uniósł się na rękach i wyciągnął w
stronę Szymona.
–
Pocałuj mnie – zażądał, poruszając się niespokojnie. Nie miał pojęcia, że kilka
ruchów dłoni Szymona i świadomość jego penisa pomiędzy pośladkami tak bardzo go
rozbudzi. Jego własna erekcja prężyła się dumnie, a jej czubek dotykał
prześcieradła, zostawiając na nim mokrą plamę.
– Co
tylko zechcesz – wyszeptał, ocierając się o rozgrzane ciało i cudownie chętny
tyłek. Poruszał się wolno, zmysłowo, by Kamil przestał się bać i chętnie
nastawiał się do tego, czym go obdaruje. Zgarnął jego usta z rozkoszą płynącą z
każdej komórki nerwowej. Chętnie wszedłby w niego już teraz, ale cierpliwość to
ważna cnota i na wszystko przyjdzie pora. Musiał pamiętać, że to debiut dla
Kamila w roli uległego partnera. Ostatni raz cmoknął jego wargi i chwytając
biodra, uniósł je w górę. – Uklęknij.
– Żel
– przypomniał ledwo słyszalnie, spinając mięśnie pośladków i tym samym
ściskając znajdującego się pomiędzy nimi penisa.
– Nie
tak szybko, mój drogi. Wspaniale na mnie działasz. – Oparł czoło o plecy
Kamila, wzdychając ciężko. Wycofał biodra, mimo że cudownie mu było pocierać
się o wrażliwe miejsca kochanka. – Podnieś się na kolana. – Wsunął ręce pod
jego biodra i sam go uniósł. – Zostań tak.
Zaczął
kreślić ustami drogę wzdłuż jego pleców, palcami drażniąc boki ciała. Podparty
na dłoniach i kolanach Kamil nie miał pojęcia, jaką burzę wywołał w jego
wnętrzu. Przejechał językiem po szczelinie rozdzielającej pośladki, ale nie
wsunął go głębiej. Słyszał, jak Kamil wstrzymuje oddech z oczekiwania. Szymon
zwilżył wargi. Rozdzielił palcami dwie półkule i dotknął językiem odbytu
kochanka.
Odchylił
głowę na kark, a z ust wydobył się cichy jęk, kiedy poczuł dotyk języka na
swojej dziurce, liżący, wwiercający się i nawilżający. Rozszerzył nogi, gdy
Szymon jedną dłonią zaczął masować jego jądra, pobudzając go do granic
możliwości. Zamknął oczy, podczas gdy partner wzmagał jego podniecenie każdym
dotykiem.
Szymon
całował i lizał intymne miejsce partnera. Wkładał tam język, nawilżając go od
środka, a Kamil powoli, stopniowo, odkrywał nowy rodzaj przyjemności. Do języka
dołączył palec, który pocierał krąg rozluźniających się mięśni. Szymon wsunął
koniuszek do środka, okrążając miejsce językiem. Chłopak przyjął go w siebie
bez protestów, więc posunął go głębiej. Poruszał nim, szukając wrażliwego
punktu i kiedy ciało kochanka naprężyło się, a z jego ust wyrwał się
okrzyk przyjemności, potarł to miejsce kilka razy, robiąc to bardzo delikatnie.
–
Szymon… – Opuścił głowę pomiędzy ramiona. Widział, jak z penisa sączy się
cienka, przeźroczysta linia śluzu. Szybko oddychał. Miał wrażenie, że jego całe
ciało, a szczególnie odbyt, pragnie poczuć w sobie coś twardego, większego,
jakby wszystkie przebudzone w nim receptory potrzebowały znacznie więcej
doznań. Przerażało go to i ekscytowało jednocześnie.
– Tak?
– Nie
wiem, czy… – urwał, bo poczuł, jak kochanek wysuwa z niego palec. Chwilę
później Szymon pomógł mu odwrócić się na plecy. – Czy dłużej… – Dalsze zdanie
utknęło w pocałunku każącym mu po prostu milczeć i czuć.
Szymon
sięgnął między nogi chłopaka. Podczas pocałunku cały czas miał otwarte oczy i obserwował
reakcje rozpalonego, chętnego Kamila. Odnalazł jego dziurkę i lekko jej
dotknął, masując dużym palcem splot mięśni i powoli wprowadzając go do środka.
Nie wyczuwając zbytniego oporu, wsunął drugi, zginając je razem i poruszając
nimi w jego wnętrzu. Chłopak oderwał wargi od jego ust, łapiąc haustami
powietrze. Oczy Kamila patrzyły na niego, pełne pożądania. Jego oddech był
przyśpieszony, a ciało pokryły kropelki potu, kiedy palce Szymona poruszały
się, rozciągając go i często zaczepiając prostatę. Po dołączeniu trzeciego,
Kamil jęknął i rozsunął szerzej nogi, wyginając się w stronę coraz szybciej
poruszających się w nim palców.
– Jestem
gotów. Chcę cię. – Nie chciał się bać, ale czuł strach. Jednak był tak
rozpalony, że nie potrafiłby nie dopraszać się o to, przed czym jednocześnie
nieco uciekał.
Szymon
jeszcze czekał i wyczuł, kiedy dziurka chłopaka zrobiła się bardziej
rozluźniona, chętna na więcej. Wyjął z niego palce i położył się na nim. Przez
chwilę całował go, dotykał, aby zrelaksować partnera. Czerwone policzki
chłopaka i jego mętny wzrok wiele mu mówiły o tym, jak bardzo Kamil jest
pobudzony, dlatego wyprostował się nieco, by uklęknąć pomiędzy rozłożonymi
nogami. Jego sztywny penis tylko czekał na kolejny krok.
Kamil
sięgnął pod poduszkę po prezerwatywę i usiadł, rozpakowując ją, a potem zaczął
nakładać na penisa, który znajdzie się w nim. Przesunął po nim szybko dłonią.
–
Uwielbiam twojego fiuta – szepnął.
– Co
powiesz, jak cię nim wypieprzę? – Wziął żel i nasmarował się nim obficie.
– Że
go kocham… tak jak kocham jego właściciela – powiedział i spojrzał w oczy
Szymona.
Mężczyzna
jęknął, nie dlatego, że trzymał w garści swój członek, ale dzięki słowom, które
wydały mu się niczym spełnione marzenie. Chwycił stanowczo kark Kamila,
przyciągnął go do siebie i szepnął:
– Też
cię kocham. – Złożył na jego ustach soczysty pocałunek, by później dodać: – A teraz
połóż się na plecach.
– Nie
lepiej…
– Nie.
Chcę cię całować i na ciebie patrzeć. – Wsunął poduszkę pod biodra Kamila, by
unieść je wyżej. Przesunął się tak, żeby ułożyć jego nogi na swoich udach, a po
namyśle jedną z nich położył sobie na ramieniu.
Kamil
chwycił się za penisa i powoli przesuwał po nim dłonią. Zaczął robić to
szybciej, kiedy poczuł czubek członka przy odbycie. Ale Szymon nie wsunął się.
Chłopak czuł, jak kochanek przesuwa nim po rowku, jądrach, wejściu, masuje je,
napiera i się wycofuje, by w końcu naprzeć mocniej. Kamil zacisnął dłonie
w pięści, czując, jak penis kochanka próbuje w niego wejść. Zwarł mięśnie i
zabolało go to. Jęknął, mocno zaciskając
powieki.
–
Spokojnie, rozluźnij się. – Trzymając go za biodro i pomagając sobie kciukiem,
zaczął powoli w niego wchodzić. Opór, jaki stawił chłopak, zatrzymał go w
miejscu. Pocałował jego łydkę i chwycił członek Kamila, by odwrócić jego uwagę.
Nastolatek
przeklął w duchu, że jest taką cipą, ale naprawdę go bolało. Dotyk na męskości
mu trochę pomógł, tak samo jak ciepłe słowa kochanka. Otworzył oczy. Długie
spojrzenie, pełne miłości i strachu, że przerwie to, co robią – a wszystko to
zostało pokryte mgłą pożądania – sprawiło, że odetchnął głęboko i rozluźnił
się. W końcu główka penisa pokonała przeszkodę i wdarła się do środka.
Westchnął z ulgi, że już to się stało.
Szymon
wprowadzał penisa milimetr po milimetrze, nie śpiesząc się. Czuł, że wejście
kochanka powoli się rozluźnia i wpuszcza go do środka. Wsunął się do końca i
zatrzymał. Przytulił policzek do łydki Kamila. Patrzył na partnera, jakby go
widział po raz pierwszy w życiu. Kamil był zupełnie inny, niż kiedy
dominował. Zresztą sam za pierwszym razem nie krzyczał z rozkoszy. Nie na
początku. Gdy chłopak już się do tego przyzwyczai, pozna wszystko, będzie
wiedział, czego oczekiwać, nawet po porcji bólu, i jak dążyć ku przyjemności.
Wątpił, że w przyszłości będzie taki grzeczny.
– I jak?
– Pogłaskał jego męskość.
– Boli,
ale mniej. Jest okej. – Odetchnął głęboko kilka razy, a mięśnie jego brzucha
poruszyły się konwulsyjnie. – Możesz się ruszyć.
Zaczął
od powolnych, miarowych ruchów. Robił to, dopóki nie mógł poruszać się w nim
swobodniej. Było mu błogo tam w środku. Ciasno. Już się nie mógł doczekać,
kiedy będzie mógł robić szybsze, głębsze pchnięcia. Owinął sobie jego nogi
wokół bioder i pochylił nad chłopakiem. Kamil chwycił go za ramiona, czując go
głębiej niż wcześniej, aż uniósł plecy, wyginając się. Penis go rozpierał,
wypełniał. Na szczęście jego ciało musiało się już przyzwyczajać, bo czuł tylko
dyskomfort, a z każdym pchnięciem także coraz większą ekscytację. Pragnął
więcej.
– Chcę
czuć to, co ty czujesz, kiedy jestem w tobie – powiedział do Szymona. Mężczyzna
leżał na nim, poruszając się wolno w jego ciepłym wnętrzu i podpierając na
łokciach. Ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Kamil odetchnął
głębiej, kiedy partner poruszył się szybciej, wysunął, zostawiając w nim tylko
główkę członka, a potem wszedł jednym ruchem. Objął rękoma plecy Szymona i wbił
w nie paznokcie. Zagryzając wargę, powstrzymał jęk.
Cały
zadrżał, dostrzegając, że wyraz twarzy Kamila całkowicie się zmienia. Zaczął
błądzić wargami po ciele kochanka, dając mu jeszcze więcej przyjemności. Z
każdym ruchem wchodził coraz szybciej, podrażniał wrażliwe wnętrze, a gdy
uderzył w czuły punkt, musiał zamknąć Kamilowi usta, bo chłopak nie powstrzymał
się przed krzykiem. Szkoda, bo tak bardzo chciał go słyszeć. Poruszał się
mocniej. Jądra uderzały o pośladki. Kamil, kiedy rozkosz zaczęła nim władać,
sam próbował się poruszać. Jego ciało robiło się coraz bardziej gorące. Uda
drżały i miał ochotę rozłożyć je jeszcze szerzej, żeby wpuścić głębiej
kochanka. Chciał się z nim stopić. Stać się jednym na zawsze. To było co
innego, niż gdy był na górze, ale też było dobre, a z każdym pchnięciem coraz
lepsze, gwałtowniejsze, wspanialsze. Kochali się, szczęśliwi, wzdychając w usta
kochanka, które często się ze sobą łączyły, jakby nie tylko chcąc uciszyć
wydawane dźwięki, ale i mieć ciągle ze sobą kontakt.
Kamil
desperacko ściskał Szymona. Coraz bardziej drżał, czując, jak żar przebiega
przez jego ciało w szybkim, bolesnym przez swą przyjemność tempie. Błagał o
więcej. O mocniej. O szybciej. Zaciskał mięśnie na wypełniającym go penisie,
dając tym większą rozkosz partnerowi.
– Pieprz
mnie – zażądał chłopak, dysząc coraz ciężej, będąc w siódmym niebie. Jego
ciałem wstrząsnęła fala skurczy, a plecy wygięły w łuk, gdy kochanek znów
trafił w prostatę. – Tak. Tak. Tak – szeptał w namiętnej gorączce. Żałował, że
kazał Szymonowi tak długo czekać. Było mu wspaniale.
Szymon
uniósł tułów oraz nogi Kamila i trzymając go pod kolanami, zaczął go pieprzyć.
Widział, jak chłopak bierze w garść swój członek i zaczyna się masturbować.
Czuł, jak mięśnie odbytu coraz częściej ściskają go w sobie. Miał ochotę
zmienić pozycję, wziąć go na boku, na brzuchu, ale na to będą mieli jeszcze
czas. Sam czuł, że nie potrwa to już długo.
– Daj mi
rękę – poprosił Kamil, wyciągając dłoń i nie przestając się masturbować.
– Dojdź,
skarbie. – Puścił jego nogę. Spletli ze sobą palce dłoni. Przyspieszył
pchnięcia, na co chłopak zamruczał, w pełni zadowolony i niedługo później
zacisnął się na penetrującym go członku.
Szymon
odtrącił jego rękę i zawinął palce wokół członka. Gdy tylko to zrobił, chłopak
rozłożył nogi zgięte w kolanach najszerzej jak mógł. Po chwili wygiął się, wbił
głowę w poduszkę, którą miał pod głową i doszedł, tryskając spermą na
swoją pierś, brzuch oraz na dłoń kochanka. Widok sprawił, że Szymon nie
pozostał długo w tyle. Podparte po bokach chłopaka, wyciągnięte ręce pomogły mu
utrzymać równowagę, gdy wbił się w niego parę razy szybciej i wytrysnął w
prezerwatywę mocnym strumieniem. Miał wrażenie, że dochodzi bez końca, a
drgawki ciała, jakie go ogarnęły, trwały bardzo długo. W końcu opadł na Kamila,
piekielnie zdyszany. Został objęty jego rękoma i przyciśnięty przez chłopaka.
Oddychał szybko w jego szyję, leżąc spokojnie spleciony z nim.
– Gdybym
wiedział, że to jest tak kurewsko dobre, nie pozwoliłbym ci czekać – wyznał
Kamil.
– To
może być nawet lepsze, ale wolałem uważać. – Uniósł twarz. Potarł ich nosy o siebie.
–
Pierwsze razy są paskudne, ale obaj mamy to za sobą, więc następnym razem nie
czaj się za bardzo, tylko bierz się do roboty.
–
Trzymam za słowo i nie miej pretensji, kiedy nie będziesz mógł usiąść.
– A czy
ty do mnie miałeś jakieś zażalenia? – Wyciągnął ręce i zacisnął dłonie na
pośladkach Szymona, przez co jęknął, kiedy jeszcze w połowie twardy penis
kochanka poruszył się w nim. – Chociaż następnym razem…
–
Następnym razem też moja kolej – stwierdził Bieńkowski. – Pozwolę sobie
zauważyć, że przez ostatnie tygodnie tylko ty…
– Może
na zmianę, co?
– Jednej
nocy?
– Mhm.
–
Wyjdzie w trakcie, ale jestem na wszystko na tak. Nawet na miłość. – Podparł się
na łokciach, dobijając biodrami do niego, żeby jeszcze zostać w ciepłym tunelu.
– O, na
miłość. A co, ktoś powiedział, że cię kocha? – Gładził go po plecach leniwymi
ruchami.
– A nie?
– Uniósł brwi. – Bo jak nie, to odwołuję swoje słowa.
– Nie
masz prawda ich odwołać. – Uszczypnął Szymona w bok.
– Ałć. W
takim razie, jeśli nie mam prawa, to powiedz to.
– Co?
Bieńkowski
pchnął biodrami, a Kamil stęknął.
– Że
mnie kochasz.
– To
ty powiedz, że mnie kochasz. I nie mów, że za chwilę będziesz gotów na drugą
rundę. Nie dam rady. Dupa mnie boli. – Zaśmiał się Kamil.
– Nie,
nie będę gotów. Ale za parę minut, kto wie.
–
Głupek. – Kamil uniósł głowę i skradł pocałunek partnerowi. – Kocham cię.
– Kocham
cię. – Spojrzał czule w oczy Kamila. – Mam ochotę spać przy tobie. Nie chcę
znikać przed wschodem słońca i pobudką twojej rodziny. Chciałbym zostać.
Chciałbym przygotować z tobą śniadanie.
– Fajnie
byłoby obudzić się rano i leżeć długo, razem.
– Kiedyś
tak będzie. Wierzę w to – odparł Szymon, nakrywając jego wargi swoimi. Wierzył,
że kiedyś zamieszkają razem i staną się dla siebie rodziną, bo teraz to już
może być tylko lepiej.
25 grudnia 2016
Buntownik - Rozdział 25
Dziękuję za komentarze i jeszcze raz życzę Wam Wesołych Świąt. :*
Szymon,
siedząc na snopku słomy, patrzył na małego, czarnego jak noc źrebaka o patykowatych
nogach. Mały ogierek, którego cudem udało się uratować, próbował wstać. Jego
zmęczona matka lizała go po szyi i grzbiecie. Ją też ledwie się uratowało.
Gdyby nie dziadek Kamila, oba zwierzaki nie miałyby szans. Weterynarz
przyjechał dopiero wtedy, kiedy poród dobiegał końca. Szymon już nigdy nie
chciał przeżywać strachu, który go ogarnął po telefonie od partnera. Chociaż to
było nieuniknione, jeżeli miało się tyle zwierząt. Na szczęście porody klaczy
przebiegały zazwyczaj bezproblemowo. Tak jak u Malwiny, która urodziła bez ich
pomocy. Rano weszli do stajni, a obok niej stała prześliczna kobyłka. Po prostu
cud, a kolejny wydarzył się chwilę temu w jednym z boksów.
– Dobra
robota, panie Stanisławie – pochwalił weterynarz, który w czasie studiów miał
praktyki u pana Dutkiewicza.
– Biedak
nie odwrócił się i do tego zaklinował – powiedział Stanisław, wycierając po
umyciu ręce. – Ciężko było go odwrócić. Anarese jest słaba. Obawiam się, że to
jej pierwszy i ostatni źrebak.
– Zaraz
ją zbadam.
Kamil
zaśmiał się, kiedy jeszcze bezimienny, mały konik podszedł do swej matki na
chwiejnych nogach i bez problemu znalazł pokarm. Ssał z zapamiętaniem, próbując
ustać. Chłopak odetchnął. Dramatyczne chwile, które tutaj przeżyli, dały mu się
nieźle we znaki. Bardzo się bał, że któreś zwierzę nie przeżyje lub, wedle
czarnego scenariusza, oba. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a jemu
do oczu napłynęły łzy wzruszenia. Od czasu do czasu okazywało się, że miał
miękkie serce. A takie serce można łatwo zranić, szczególnie gdy przestał
otaczać je grubym murem, dopuszczając do siebie uczucia.
Przesunął
spojrzeniem ze źrebaka na Szymona. Mężczyzna wyglądał na wykończonego, ale
wydawało się Kamilowi, że nie tylko dramatyczny przebieg porodu jest powodem
złego samopoczucia partnera. Rozmawiając z nim przez telefon, wyczuł, że coś
jest nie tak. Dopiero teraz nadeszła okazja, by się tego dowiedzieć.
Podejrzewał, że wizyta w sklepie nie poszła tak, jak sobie to kochanek
wyobrażał.
– Szymon
– ukucnął przy nim – co się dzieje?
– Nic. –
Nacisnął mocno nasadę nosa.
–
Przecież widzę. Nie chodzi o Anarese i jej małego. – Podniósł się i podał mu
rękę. – Chodź, przejdziemy się.
Zrezygnowany,
skinął głową i chwilę później poszli za stajnię na jedną z łąk, na której pasły
się konie. Obaj stanęli przy drewnianym ogrodzeniu, a Szymon oparł się o nie.
Patrząc na pasące się, spacerujące zwierzęta, powiedział:
– Miałem
małe starcie z Filipiakową.
–
Wyobrażam to sobie. Podobno niezła z niej jędza.
– W
pewnej chwili musiałem wyjść, bo bym ją rozszarpał. Wiesz, co to babsko chce
zrobić? – Nie czekając na odpowiedź Kamila, odpowiedział sam sobie: – Chce
doprowadzić do tego, żebym nie mógł prowadzić zajęć z hipoterapii.
– A co,
u chuja, jej nie pasuje? – przeklął Zarzycki.
– Jej
zdaniem jestem cholernym pedofilem. – Wbił w partnera przerażająco smutne
spojrzenie. – Dla niej homo to pedofil i pewnie dla wielu mieszkańców też.
– Chyba
ją popierdoliło. Stara, głupia klępa, moherowy beret i homofob – warknął. –
Inni też.
Bieńkowski
odwrócił się i oparł tyłkiem o ogrodzenie. Założył ręce na piersi.
–
Powiedziała, że już wysłała gdzieś jakieś pismo z informacją, by odebrano mi
zgodę na rehabilitację i pracę z dziećmi. A inni jej przytakiwali.
– Chyba
się nie poddasz? – Kamil zbliżył się do partnera i położył mu ręce na biodrach.
– Szymon, nie dasz się pokonać głupiej, zacofanej babie, co nie? Nie pozwolę na
to. Nie dam ci się poddać i nie pozwolę, żeby to babsko pluło swoim jadem
nasączonym oszczerstwami.
– Co
można zrobić? – zapytał z rezygnacją. Dał się przytulić Kamilowi.
– Nie
wiem. Ale wyjście się znajdzie. – Przesunął dłońmi po jego plecach. – Siedzimy
w tym razem, co nie? Sam to powiedziałeś. Razem. – Chciał go wspierać,
pomóc mu, nie miał jednak pojęcia, jak to zrobić. – Chcę ci pomóc – powiedział
na głos.
– Już
to robisz. Jesteś ze mną. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. – Sam też
przytulił go tak mocno, jakby chciał przeniknąć przez niego. Nic nie okazało
się tak łatwe, jak sobie wyobrażał. Sądził, że wiadomość o tym jakiej jest
orientacji, spłynie po ludziach i przejdą z tym do porządku dziennego.
Pewnie tak by się stało, gdyby nie jedna kobieta, która nie potrafiła pilnować
własnego podwórka, tylko wdzierała się na inne i mieszała tak, jak tego
chciała. – Boję się. Nie wiem, gdzie ona napisała. A co, jak ktoś jej uwierzy,
że jestem pedofilem i naślą na mnie gliny?
– Jesteś
przecież niewinny. – Ucałował go w ucho.
– Dla
wielu wystarczy posądzenie, by skończyć człowieka. Czasami jedno niefortunne
słowo potrafi zniszczyć kogoś i dorobek całego życia.
– Nie w
twoim przypadku. Są ludzie, którzy staną za tobą murem. I pamiętaj, że strach
ma wielkie oczy. – Te słowa dotyczyły także i jego samego. Sam się przecież
bał. Nie planował pokazywać się we wsi, dopóki w miarę wszystko nie ucichnie.
Tchórzył. Postanowił, że jeszcze dzisiaj tam pojedzie i powie wszystkim, co
myśli o ich zachowaniu. Szczególnie pani Filipiakowej. Z tego co wiedział,
mieszkała w sąsiedztwie sklepu, więc istniała szansa na spotkanie jej. –
Pogadam z tym babskiem.
– Co? –
Odsunął się, patrząc niedowierzająco na chłopaka. – Po co? Co to da? Jeszcze
możesz wszystko pogorszyć.
– Jej
głupoty chyba już się nie pogorszy. Powiem, co o niej myślę i o takich jak ona.
Zrobię to nawet teraz. – Chciał odejść, ale został pociągnięty za rękę i wpadł
w ramiona Szymona.
– Nie.
Nic nie rób. Jesteś w gorącej wodzie kąpany. Pomyśl, jakie to może mieć skutki.
– Takie,
że dowie się, iż nie ma prawa ci grozić. – Pocałował go szybko. – Lecę, bo
Konrad ma być zaraz u mnie, by obejrzeć laptopa, a potem spadam do wsi. Wyczaję
sytuację. Nie patrz tak. Nic nie zrobię. Jak coś, to będę miły do przesady.
Słodki, uroczy, cudny cukiereczek.
– Nie
połam sobie zębów od zaciskania szczęk. – Nie powstrzyma go. Liczył jednak, że
Kamil nie zrobi karczemnej awantury. On, w miarę spokojny człowiek, został
wyprowadzony z równowagi, a co dopiero taki choleryk jakim jest Kamil.
– Jak ty
mnie dobrze znasz. Wracaj do koni. Pomyśl, jak nazwać to maleństwo.
– Sam go
nazwij. Coś na literę A.
– Spoko.
– Pocałował go w usta i wyplątał się z jego ramion. – Nie bój żaby, wszystko
będzie git majonez – powiedział, używając slangu, z którego dawniej dość często
korzystał.
– Obyś
się nie mylił, skarbie – wypowiedział te słowa wypranym z emocji głosem.
– Kurde,
Szymon. Nie poddawaj mi się tu, bo nie należysz do tego typu ludzi. – Splótł
ich dłonie ze sobą. – Żaden urzędniczyna nie zabierze ci tego, na co tak
solidnie zapracowałeś.
– Nie
musi. Wystarczy, że nikt nie przywiezie tutaj dzieciaków, bo rodzice lub
opiekunowie stwierdzą to, co Filipiakowa.
– Przecież
nikt nie jest tak głupi jak ona. – Nie przejmował się, że kogoś obraża. Co mu
tam. Kobieta i tak go nie słyszała, a zresztą zasłużyła sobie na to. Tym
bardziej kiedy widział, jak partner pogrąża się w czymś podobnym do depresji.
Pociągnął go za ręce i puszczając tylko jedną, zaprowadził do stajni. Tam przy
Anarese stał Mariusz Bieńkowski, Konrad, Jacek i dziadek Kamila. Śmiali się z
wyczynów źrebaka i próbowali zgadnąć, na jakiego ogiera wyrośnie.
– Dajcie
mu na imię Atari. Pasuje do niego – powiedział i zostawił z nimi Szymona, by
mężczyzna całkiem nie pogrążył się w marazmie. Natomiast porwał Konrada i obaj
poszli do domu Kamila, aby obejrzeć laptopa.
Mama
Kamila już pojechała samochodem na popołudniową zmianę, a babcia pieliła w ogródku
grządki warzyw. Towarzyszyła jej Milagros, której ogon niemal bez przerwy
kręcił się jak mały wiatraczek. Zarzycki zaprowadził Konrada do swojego pokoju
i pokazał pacjenta.
– Nie
jest tak źle. Myślałem, że jest gorzej, ale nie wiem, czy da się to skleić, bo
pękły zawiasy i dolna część. – Postawił diagnozę siedemnastolatek.
– To co,
mam kupić nowego lapka?
– Czyś
ty się z choinki urwał? Masz przed sobą „miszcza” od kompów. Z obudową tak
łatwo nie pójdzie, ale taki zawias chyba nawet mam w domu. Tylko ten dół...
Cały rozpieprzony. – Konrad podrapał się po głowie. – W to trzeba by
zainwestować, bo nie obędzie się bez wymiany. Poszperam w necie, może znajdzie
się używane. Jak oddasz to do fachowca, zedrze z ciebie do pierona kasy. Dobra,
to już wiem co i jak. Za parę dni będziesz miał kompa z powrotem. Jak wszystko
zamówię i towar przyjdzie, to złożę ci lapka.
– Spoko.
To ile dać ci kasy?
– Na
razie nic, bo nie wiem, ile co kosztuje, ale dam ci cynk przed zamówieniem. A
tak poza tym normalnie ci chodzi?
– Nie do
końca. Wiesza się, jak nim ruszę.
– Nic
dziwnego. Mogę go włączyć?
– Pewnie.
– Przysunął sobie krzesło. W sumie do wsi aż tak bardzo się nie śpieszył.
Dobrze, że ochłonie, bo może nie potrafiłby być słodki dla pani Filipiakowej,
jak obiecał Szymonowi, gdyby ją przypadkiem spotkał. – Wczoraj zawiesił się
tak, że musiałem go restartować, a i to nic nie dało.
– Czyli
pacjent jest poważnie chory. Wszystko da się zrobić. Ostatnio naprawiałem kompa
koledze. Miał tak wszystko rozpieprzone, że nie wiem, jakim cudem to złożyłem.
Ale w końcu hobby i chęć bycia informatykiem musi się do czegoś przydać. Wpisz
hasło. Nie patrzę. – Zamknął oczy.
Kamil
wyczuwał, że chłopak próbuje żartować, być wesołym, gdy tak naprawdę w środku
rozpadał się po zerwaniu z Bernatką, a raczej po tym, że nie grzeszył rozumem,
gdy był z nią. Nie zamierzał go o to wypytywać, by nie otwierać ran, które
próbowały się zasklepić. Siedzieli chyba z godzinę przed laptopem, który dwa
razy się zawiesił, pokazując przyczynę problemów. Konrad powiedział, że temu
też zaradzi. Gdy chłopak w końcu wyszedł, Kamil zjadł obiad, przebrał się, by
nie śmierdzieć stajnią, i pożyczywszy rower dziadka, pojechał do wsi.
*
Sklep,
który w każdej wsi staje się centrum kulturowo-informacyjnym – dokąd pójście na
zakupy kończy się zazwyczaj przyniesieniem do domu nowych plotek i wszelkich
wieści typu: kto z kim się spotyka, bierze ślub, rozstał się, z kim sypia, komu
co się urodziło, kto stracił pracę, kto ją dostał, kto komu zrobił dziecko, kto
jest chory, czy wyjechał i wielu innych tematów – wciąż stał na swoim miejscu,
niczym nieporuszony. Nie przeszkadzały mu ostatnie wiadomości krążące po
Jabłonkowie, miejscu, które zmieniało życie chłopaka wstawiającego rower do
stojaka.
Kamil
nie miał pojęcia, komu miał dziękować za to, że Filipiakowa siedziała na ławce
przed domem. Właśnie tego chciał. Kobieta obierała cukinię, ale chłopak nie
umknął jej uwadze, pomimo że była bardzo zajęta. Kątem oka zobaczył wychodzącą
ze sklepu młodą kobietę, która, z tego co kojarzył, była nauczycielką w
podstawówce. Prócz niej byli także jej dwaj synowie, bliźniacy, niemający
jeszcze dziesięciu lat. Skinął kobiecie głową, a potem postąpił krok bliżej
ogrodzenia oddzielającego posesję Pani Moherowej, jak ją nazywał w myślach,
od sklepu.
– Dzień
dobry pani. Piękny mamy dzisiaj dzień, prawda? Słońce świeci, ludzie się
uśmiechają do siebie, okazując szacunek drugiej ludzkiej istocie. –
Nauczycielka z dziećmi przystanęła, wsłuchując się w to, co mówił. Zza sklepu
wyszło trzech pijaczków z panem Julianem na czele, a jakiś dzieciak w wieku
gimnazjalnym zatrzymał się na rowerze, ciekawy, co się wydarzy. – Szkoda, że
tak nie jest w rzeczywistości. Mam na myśli szacunek, bo słońce to faktycznie
ładnie świeci. – Spojrzał w niebo, mrużąc oczy przed ostrymi promieniami.
– Czego
chcesz? – Filipiakowa zostawiła cukinię i nóż, otarła dłonie w podomkę, po czym
podeszła do płotu. – Czego tu szukasz? Ojciec się tobą nie zajął?
– Jak
widać nie. Ale dziękuję, że się pani o mnie martwi. To niepotrzebne. Chciałbym
się dowiedzieć, tak uprzejmie – od tej uprzejmości chyba puści pawia – dlaczego
grozi pani mojemu partnerowi? Powiedziała mu pani, że zrobi wszystko, żeby
zamknęli jego zajęcia z hipoterapii. Nie wie pani, ilu dzieciom on pomaga?
Jak to jest ważne nie tylko dla niego, ale dla wszystkich dzieciaków, które
potrzebują takiej rehabilitacji? Dlaczego pani oraz pani podobni nie możecie
zrozumieć, że my, geje, nie jesteśmy pedofilami, dziwakami, chorymi. Prędzej
pani syn może być pedofilem a nie Szymon lub ja. My, geje, żyjemy tak samo jak
inni ludzie. Uczymy się, chodzimy do pracy. Mamy te same troski, problemy,
radości co inni. Nienawidzimy i kochamy…
–
Miłość! – wtrącił pan Julian, podnosząc rękę z pustą butelką. – Miłość jest
piękna. Piękniejsza od słońca. Piękna wtedy… Przemek, jak to dalej szło?
– Pijaki
jedne! Moczymordy! – krzyknęła oburzona Filipiakowa. – Oni i ty, pederasto,
jesteście siebie warci!
– Na
pewno jesteśmy więcej warci niż pani. Jest pani smutną, samotną, znudzoną
kobietą – podsumował ją Zarzycki. – Lubi pani bruździć w życiu innych. A
jeszcze bardziej uwielbia zaglądać im do sypialni, by zobaczyć co robią, z kim
i w jaki sposób. Ja tego nie robię, bo szanuję prywatność innych. Pani nie.
– Jak
śmiesz…
– Śmiem
– powiedział twardym, mocnym głosem. Trudno mu było zachować spokój, bo
najchętniej wykrzyczałby jej prosto w twarz, co o niej myśli. Jednak
przyniosłoby to odwrotny skutek. – Jest pani pełna nienawiści. Niech pani nie
robi takich dużych oczu. Nikt nigdy nie powiedział czegoś na pani temat? Zawsze
to pani wszystko rozpowiadała. Pora to zmienić. Może się pani czegoś o sobie
dowie. Ma pani złą synową, która lata za facetami, męża, który pije, a syn
ucieka z domu, bo ma wszystkiego dość. Dlatego żyje pani życiem innych,
zatruwając je. Nie musi pani lubić homoseksualistów. Ma pani prawo do
nieakceptowania nas, ale proszę zrozumieć, że nienawiść nie nas zniszczy, tylko
panią. My nie jesteśmy pedofilami, nie gwałcimy dzieci…
–
Słyszałam, jak o tym w telewizji gadali…
– A to
już zależy od ludzi, nie orientacji, proszę pani – wtrąciła nauczycielka.
– Dokładnie
– przyznał Kamil. – Niech pani nie niszczy tego, kto ciężką pracą zapracował na
to, co ma. Szymon załamie się, jeżeli straci możliwość pomocy niepełnosprawnym
dzieciom. Wie pani, że on ma niewidomego bratanka. A mój partner to człowiek,
który lubi pomagać. Pani tego nie zrozumie, bo osądza nas, nie mając o niczym
pojęcia. Nie przekonam pani do niczego, proszę jedynie o tolerancję i szacunek,
którymi sama chce być obdarowywana. – Eleonora Filipiak patrzyła na niego z
zaciśniętymi w wąską kreskę ustami i po raz pierwszy w życiu nie miała nic do
powiedzenia. – Dziękuję za wysłuchanie. – Odwrócił się, żeby odejść, i stanął
jak wryty. Nie miał pojęcia, że jego przemowie przysłuchuje się nie tylko trójka
pijaczków, nauczycielka z dziećmi i jakiś gimnazjalista. Opierając się o drzwi
sklepu, stała jego mama i jeszcze kilka osób.
– No to
pięknie – mruknął pod nosem.
Odpiął
rower od stojaka. Filipiakowa nadal stała jak zamurowana.
–
Dobrześ jej powiedział, chłopcze, dobrześ – pochwalił go pan Julian. –
Widzicie, swój chłop. Bieńkowski tyż. Prawda, Przemek, Mietek? – zapytał kumpli
od kieliszka.
– Juluś,
pić mi się chce – odezwał się mężczyzna zwany Mietkiem.
– A już
ja wam dam chlać! – podniosła głos mama Kamila. – Mówiłam, że dzisiaj już nic
wam nie sprzedam. Padniecie mi za sklepem i kto was do domu zaprowadzi?
– Ależ,
pani Beatko… – zaczął pan Julian przymilnie, ale Kamil już go nie słuchał. Nie
zwracając na nikogo uwagi, wsiadł na rower i pojechał do domu.
Pół
godziny później pozwalał się obejmować Szymonowi, a ich usta spotkały się w czułym
pocałunku, po tym jak mu wszystko opowiedział. Dobrze zrobił, że tam pojechał.
Może nie stanie się cud i nagle wszyscy ludzie ze wsi ich zaakceptują, ale kto
wie. Nie od dzisiaj mówią, że w Jabłonkowie dzieją się cuda i wszystko jest
możliwe.
Subskrybuj:
Posty (Atom)