14 lipca 2016

W sidłach miłości tom 3 - Rozdział 1

Kochani, zapraszam na pierwszy rozdział ostatniego tomu tej telenoweli. Nie powiem Wam jaki jest ten tom, bo każdy z Was ocenia według własnego gustu. Jednym sie spodoba, inni pewnie uciekną gdzie pieprz rośnie, może nawet nie wrócą nigdy. Chociaż mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. :)

Pozdrawiam, dziękuję za każdy komentarz i zapraszam na rozdział.



Patrzył na to coś, jakby zaraz miało na niego wskoczyć i go zagryźć. Pamiętał, kiedy miesiąc temu wsadzono go na to coś. Tak bardzo nie chciał, walczył, ale siłą posadzili go na te cztery kółka, uświadamiając mu, że tak już zostanie. Tak ma być i już nigdy z tego czegoś nie wstanie – taka prawda, że oni mówili co innego, ale on wiedział swoje. Nie mógł jednak tak do końca na to narzekać, bo dzięki temu czemuś nie był przywiązany do łóżka, lecz nic nie zastąpi mu jego nóg, których po prostu nie czuł, i  nie wierzył, że rehabilitacja mu pomoże. Rehabilitowali go od miesiąca i nie widział efektów. W sumie to nawet się nie starał. Kto raz siądzie na wózek, już z niego nie wstanie i on należał do tych osób.
– Gotowy?
Obrzucił Caseya wściekłym wzrokiem. Chłopak ciągle z nim był. Nie wiedział po co. Taki ktoś jak Cas powinien mieć zdrowego chłopaka, a on kochał takie ścierwo niezdolne nawet się samemu umyć.
– Widzę, że nie. I tak się nie boję tego twojego złego wzroku. – McPherson wyszczerzył się, podjeżdżając wózkiem do łóżka. – Nie powinieneś go odpychać, bo jeśli zechciałbyś zwiedzić szacowne szpitalne korytarze, to siłą magnetyczną go nie przyciągniesz, bo jej po prostu nie masz. Usadów swoje szanowne cztery litery na tym miękko wyściełanym siedzisku i jedziemy do domu.
Dom. Po dwóch miesiącach wracał do domu. Wróciłby znacznie wcześniej, ale dostał jakiegoś zakażenia krwi i prawie umarł. Szkoda, że to się nie stało. On miałby spokój i oni wszyscy też, a tak to będą się z nim męczyć.
– Mówił ci ktoś, że jesteś upierdliwy?
– Ty, Emośku, ty. W dodatku postanowiłem być bardziej uparty niż ty i  na pewno nie pozwolę ci postawić na swoim. Jak sam się na to nie wdrapiesz, to wezmę cię na ręce i posadzę – powiedział Casey ku ubawieniu leżących w tym samym pokoju pacjentów.
– Pierdol się, Cas.
– Odkryłeś nowe słowo? Jakie ono milutkie. Nie wiedziałem, że czytasz słowniki. – JD obrzucił go tak ostrym spojrzeniem, że każdy mógłby się pod nim wycofać, ale nie on. – No, ruszaj cztery literki i to już, bo mogę zrealizować groźbę, a panowie będą mieli widowisko.
– Nie cierpię cię.
– Tak, też cię bardzo kocham, ale na czułości przyjdzie czas. No już, nie mamy czasu. Muszę się jeszcze pouczyć,  nie będę tak tutaj wieki sterczał.
– To spadaj! – warknął JD.
– Spadniemy razem. Migiem. Nie będę koło ciebie chodził na paluszkach jak twoja mama. Prędzej skopię ci tyłek. – Casey nie dawał za wygraną, bo inaczej JD w życiu nie ruszyłby się z tego łóżka. Nigdy nie nauczyłby się sam ubrać, wsiadać na wózek, a nawet jeździć. Mama JD ulegałaby synowi, ale on nie ulegnie swojemu chłopakowi. Wierzył, że można go postawić na nogi, a jeśli by się nie udało, to zrobi tak, żeby chłopak w miarę normalnie żył. Tym bardziej teraz kiedy już nie był sam, a wokół niego pojawili się ludzie, którzy go zaakceptowali takim, jakim jest. Nawet znosili jego humory obrażonej na cały świat panienki i robili na przekór niemu. Wszystko po to, żeby nie dać mu się nad sobą użalać.
– Co z ciebie za dupek. – Założył kurtkę, już jedną z tych cienkich, ponieważ z tego co mu doniesiono na dworze pojawiła się wiosna. W sumie była już połowa marca, więc nic dziwnego. Potem z niechęcią, powoli robiąc to, co musiał, znalazł się na wózku. Wdzięczny był Caseyowi, że mu nie pomagał,  bo chciał coś zrobić sam. Co tam, ten gruboskórny palant – którego mimo wszystko wciąż kochał – nawet by palcem nie ruszył, żeby mu pomóc. Powiedziałby jeszcze, że sam musi sobie radzić wsiadać na to coś, bo on nie zawsze będzie przy nim. Ma szkołę, pracę i nie zostawi tego dla tego, żeby być niańką. Dostał wspaniałego chłopaka i nie zasługiwał na niego. Nie kiedy jego nogi były tylko dekoracją. 
– No pięknie. Teraz jeszcze torba. – McPherson wziął leżącą na łóżku torbę i postawił ją na kolanach JD. – Potrzymasz? Dziękuję. Jedziemy. – Złapał za rączki przy wózku i odwrócił go. – O, jeszcze się pożegnać trzeba. Do widzenia panom. Dziękujemy za towarzystwo. – Ukłonił się teatralnie, czego nauczyła go siostra jego chłopaka.
– Do widzenia, do widzenia i trzymaj się, JD – rzucił jeden z leżących mężczyzn. – Moja siostrzenica miała nie chodzić, jak po wypadku powiedzieli jej lekarze, a dzisiaj biega w maratonach, i to na własnych nogach. Nie poddawaj się, bo nie warto.
– Dokładnie – dodał drugi z mężczyzn. Dużo młodszy, dość przystojny trzydziestolatek. – Powodzenia.
JD skinął im tylko głową, nie wiedząc co powiedzieć. Zrobił to za niego Casey. Ci dwaj, chociaż od niego dużo starsi, nie mieli nic przeciw temu, że leżeli na sali wraz z gejem. Zdarzali się tacy, co prosili o zmianę sali, kiedy widzieli, jakie relacje łączą go z Caseyem. Żaden z nich nie zamierzał się ukrywać, a tym bardziej McPherson, który nagle stał się bardzo otwarty. Jedyne co JD męczyło to to, że jego chłopak nie mówił mu, jak to przyjęli w szkole. Szczególnie kumple z drużyny. Domyślał się tylko, że nie zawsze było dobrze, bo czasami Cas przychodził do szpitala z sińcami, tłumacząc, że nabył je na treningu. Tak, na pewno trenował twarzą. Pytał nawet Richiego Taylora – chłopak dość często go odwiedzał w szpitalu i nawet się polubili – czy coś się dzieje, ale ten powtarzał, że w szkole nic, bo dyrektorka karała każdego za przejawy nietolerancji, ale nie wie, co działo się na treningach i po szkole. JD obawiał się, że nie było miło, i jakoś musiał wyciągnąć ze swojego partnera prawdę. Może prędzej mu się to uda, bo teraz będą mieszkać razem. McPherson nadal mieszkał u niego w domu, był traktowany jak członek rodziny, pracował tam, gdzie on wczesniej, na zmywaku, dokładał się do rachunków i bardzo pomagał jego rodzinie oraz jemu samemu. Doceniał to. Najbardziej to, że Casey znosił jego humory, a czasami to naprawdę była duża sztuka z nim wytrzymać.
Dojechali do samochodu McPhersona. Chłopak wziął torbę i wrzucił ją na tylne siedzenie, po czym wrócił do swojego zamyślonego partnera.
– Nie wiem, o czym myślisz, ale mam nadzieję, że o czymś bardzo przyjemnym.
– Bosz, ty tylko o jednym. – JD przewrócił oczami.
– Ja? – Pochylił się do niego, kładąc ręce na podłokietnikach wózka. – A kto płakał, że musi mnie zostawić, bo już nie będzie mógł uprawiać seksu, a to takie ważne.
JD zmrużył niebezpiecznie oczy, ale nic nie powiedział.
– Nie patrz tak, bo się ciebie nie boję. – Casey cmoknął go szybko w zaciśnięte usta, a potem, nic sobie nie robiąc z jego min, wziął chłopaka na ręce. – No, co? Mówiłem, że będę cię nosił na rękach.
– Nie ma potrzeby, sam bym dostał się do samochodu.
– Tej praktyki jeszcze nie masz, ale nauczysz się. Poza tym chcesz mi odebrać przyjemność noszenia cię? Nie zabronisz mi tego.
– Uparty osioł. – Przełożył rękę przez jego kark.
– I kto to mówi? Już tak podpisałem twoje zdjęcie na fejsie. Ha, ha.
– Nie zrobiłeś tego. Powiedz, że tego nie zrobiłeś.
– Ja nie, ale Brithany się tym zajęła. – Ciągle trzymał go na rękach i mógłby tak go zawsze nosić.
– Zakatrupię ją.
– Najpierw musisz ją dogonić. Bardzo szybko biega. Wiedziałeś, że to sprinterka? Dobra jest. Tak, że musisz wstać na nogi i ją wtedy dogonisz. – Wyszczerzył się.
– I co ja z tobą mam.
– Trochę radości i szczęścia?
– Posadź mnie w końcu w tym aucie.
– Już się obrażamy? I tak nie odpuszczę. – Spełnił jego życzenie, ale zanim się odsunął, chwycił twarz JD w obie dłonie i pocałował usta, tym razem długo i namiętnie, pokazując, jak bardzo się za nim stęsknił. Zadowolony, że JD po chwili wahania oddał pocałunek, a nawet wsunął mu rękę we włosy, przedłużył pieszczotę, dopóki im obu nie zabrakło oddechu i musieli oderwać od siebie wargi. – Tęskniłem. Teraz mogę zabrać cię do domu. Bo faktycznie mam tyle nauki, że nie wiem, czy się dzisiaj wyrobię.
– Ależ ty się pilny zrobiłeś.
– Zapnij pas, słodki.
– Jeszcze raz powiesz na mnie słodki…
– To co mi, Emośku, zrobisz? – Nie doczekał się odpowiedzi, więc wycelował w niego palec. – Nie masz argumentu. Ha, JD Whitener nie ma argumentu.
– Przestań pajacować. – Odwrócił głowę, żeby ukryć uśmiech, ale zrobił to za późno.
– Uśmiechasz się. Zadziałało. Jestem mistrzem. – Zamknął drzwi i zapakował jeszcze wózek do bagażnika. Bardzo się cieszył, że będzie go miał nareszcie w domu. Dom JD nazywał już swoim. O tym, w którym się wychował, starał się nie myśleć. Nie kontaktował się z rodzicami od czasu, kiedy go wyrzucili. Nadal nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Jedyną osobą z najbliższej rodziny, z którą wciąż się spotykał, była jego siostra. To dzięki niej wiedział, że rodzice nie zmienili zdania i udawali, że nie mają syna. Bolało, niemniej udawało mu się to zagłuszać, szczególnie wtedy, kiedy miał przy sobie swojego chłopaka. Upartego, wrednego, którego mimo wszystko naprawdę kochał.


* * *


Dotarli do mieszkania kilkanaście minut później i ku irytacji JD Casey nie mógł znaleźć kluczy.
– Może zgubiłem w windzie? Nie, chyba nie. – Przeszukał kolejne kieszenie, a w spodniach miał ich trochę, potem wrócił do tej przy bluzie. – O, są.
– I przed chwilą ich tu nie było.
– A wiesz, że nie? Dziwne. – Wsunął klucz do zamka. – Pewnie musiały go jakieś małe stworki ukryć. Wiesz, jak to jest.
– Po cholerę tak głośno gadasz? Sąsiedzi pewnie już doceniają judasza.
– E tam, bez spiny, JD. Będą mieli nowy temat do plotek. – Otworzył drzwi i wprowadził wózek do środka.
– Jakiś ty dobry, sąsiadom dajesz…
– NIESPODZIANKA! – krzyknęło chórem dość duże towarzystwo.
JD zamurowało. Przyglądał się dobrze znanym mu twarzom i nie wierzył własnym oczom. Co oni wszyscy tu robili? Zaraz jednak poznał odpowiedź, gdy podeszła do niego Molly z laurką i bukiecikiem kwiatów, który, wyglądało na to, też sama zrobiła.
– Witaj w domu, braciszku, i wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin. Żebyś był zawsze i to zawsze szczęśliwy.
Ma dzisiaj urodziny? Nie, ma je jutro. Całkiem o nich zapomniał. Przez pobyt w szpitalu wszystkie dni zlały się w jedno. Spodziewał się, że wróci do domu, będzie siedział, gapił się w okno, jak to robił w szpitalu, i tyle. Tymczasem ma dom pełen ludzi, którzy wyglądali na szczęśliwych z tego powodu, że go widzą.
– Dziękuję. – Odebrał od siostrzyczki jej małe prezenty.
– Kwiaty możesz wysuszyć i wciąż będą ładne – dodała dziewczynka, całując go w policzek.
– Tak zrobię, dziękuję.
– Oszołomiony? – zapytał Casey.
– Niby w domu nie ma nikogo i taka ta twoja nauka?
– Czekali, nie mogłem zwlekać.
– Jakbym dostał, to bym cię walnął w tę łepetynę.
Casey uklęknął przed nim i pochylił głowę.
– No masz, bij.
JD wyciągnął rękę i pogłaskał swojego chłopaka po głowie, a ten ją uniósł, ukazując błyszczące rozbawieniem oczy.
– Oni są tu dla ciebie, bo im na tobie zależy – dodał, zanim mu przerwano.
– Ej, dobra, oświadczysz mu się później. – Brithany przepchnęła się, niemal taranując McPhersona, który uszczypnął ją w nogę. – Zapamiętam to sobie, blondynie. Ale dobra, JD, słuchaj. – Odrzuciła na plecy swoje długie, czarne loki. Z przodu włosy miała spięte spinkami, przez co nie zasłaniały jej roześmianych oczu.
– No słucham.
– Kiedy dwa miesiące temu pojawiłam się u ciebie w szpitalu z podziękowaniami, że uratowałeś mi życie, przez co omal samemu nie zginąłeś, nie wiedziałam, że w tej samej chwili bardzo cię polubię i staniemy się przyjaciółmi. Jesteś jedyną osobą, którą mogę nazwać tym tytułem. Jedyną, której zaufałam i choćbyś mnie wyganiał, to i tak się ode mnie nie uwolnisz. Zostałeś na mnie skazany. Chciałam ci życzyć przede wszystkim zdrowia i siły oraz wiary w to, że możesz wstać z tego wózka i chodzić. Nie fukaj na mnie, bo ja fuknę na ciebie – ostrzegła, kiedy JD już otwierał usta. – Wierzę, że staniesz na te swoje patyki i życzę ci tego z całego serca. Miłości, którą masz, ale możesz jej mieć więcej, i szczęścia, i wszystkiego dobrego no. – Pochyliła się i wycałowała go w oba policzki. – A tu coś słodkiego – podała mu torbę na prezenty – i do przytulania, mimo że jedną Przytulankę już masz. – Spojrzała znacząco na Caseya opartego łokciami o oparcie wózka.
Dalej życzenia złożyli mu mama, rodzeństwo, Kate, Richie wraz z Jonathanem, Joyce, Oscar i wciąż małomówna Sharon, którzy, nawet nie wiedział kiedy, weszli w życie jego chłopaka, a potem w jego.
– Nie ma Alexa, bo sam wiesz – powiedział Richie jakiś czas później, gdy zajadali się przygotowanymi przekąskami.
– Widuję czasami Morrisona – wtrącił McPherson, upychając w ustach garść chipsów cebulowych. – Nie wygląda na uradowanego, ale nie obserwuję go. Chyba pracuje na uczelni. Wyjeżdża rano, jak ja idę do szkoły. Zazwyczaj wtedy widzę go, jak wychodzi ze swojej klatki. Nie gadałem z nim, bo nigdy się nie znaleźliśmy na tyle blisko. W każdym razie nadal tu mieszka.
– Alex z nim skończył.
– Chyba nie bardzo, jeśli nie dał rady tutaj wpaść – rzuciła Joyce. – Snuje się po korytarzach jak duch i tylko uczy się i uczy. O, a ty, JD, wracasz do szkoły?
– Nie…
– Wraca – odpowiedział Casey. – Co to mamy dzisiaj?
– Piątek, imbecylu – podpowiedział JD.
– Dziękuję, moja miłości. To w ten poniedziałek jeszcze nie wraca, bo lekarz na to nie wyraził zgody. JD musi się przystosować do domu i takich tam. A, i nadal musi uważać na swoje plecy. Rana po operacji zagoiła się, ale uważać nie zaszkodzi jeszcze przez jakiś czas – paplał. – Tak za tydzień lub dwa powinien zobaczyć szkolne mury.
– Ja nie mogę – syknął Whitener.
– Bo co? Bo masz prywatny pojazd? – zapytała Brithany. – Szkoła jest przystosowana dla niepełnosprawnych, a tam, gdzie nie dasz rady sam wjechać, to ci pomożemy.
– Właśnie. Nie jesteś sam, skarbie. – Casey wycisnął soczystego buziaka na policzku JD. – A teraz chodź, mamy dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
Zawiózł JD do łazienki, chcąc mu pokazać to, nad czym ostatnio wszyscy pracowali. Zamknął za nimi drzwi, chcąc być tu tylko z nim. Ukucnął obok niego, przyglądając się reakcji chłopaka, a ta sprawiła, że w jego serce wlały się całe tony ciepła.
– Co to jest? – Przełknął rosnącą gulę w gardle.
– To jest, mój drogi, przygotowana dla ciebie łazienka. Z pomocą wujka Joyce zajmującego się sprzętem rehabilitacyjnym, medycznym i tak dalej, zrobiliśmy to, by ułatwić ci funkcjonowanie. Żebyś nie musiał ciągle potrzebować pomocy i czuć wstyd przy wielu higienicznych zabiegach, że tak powiem.
JD rozglądał się po pomieszczeniu, w którym nie tylko ułożone były w odpowiednich miejscach specjalne płytki antypoślizgowe, maty. Wszędzie wokół były zamontowane  uchwyty, poręcze, dzięki którym mógł się przytrzymać, bez pomocy skorzystać z toalety. Kabina prysznicowa została powiększona i dostosowana dla osoby niepełnosprawnej, było w niej krzesełko, na którym mógł usiąść i się umyć.
– Nawet bidet zamontowaliście. I umywalka jest niżej. – Broda mu niebezpiecznie zadrżała. – I duże lustro, żebym nawet ja mógł się zobaczyć – głos mu się załamał.
– Przystosowaliśmy łazienkę dla ciebie. – Przytulił go mocno. – Żebyś nie musiał się więcej wstydzić swojej nagości i wszystkiego powtarzać. – Zawsze ci pomogę, jeśli tylko zechcesz.
– Nauczyli mnie w szpitalu korzystać z takich rzeczy samemu, ale i tak zawsze miałem asystę. Dziękuję. – Objął go rękoma wokół szyi, nie potrafiąc już powstrzymać łez. Nie był płaczką, ale ostatnio tak dużo go przyduszało, a teraz nawet tak prostą czynność jak golenie będzie mógł zrobić sam, a to cieszyło.
– Po prostu cię kocham i zawsze o tym pamiętaj. – Sam się wzruszył. Chciał dla JD jak najlepiej i cieszył się, że w ten sposób mu pomógł. Wydał na to wszystkie swoje oszczędności, ale nie żałował. Bo zrobił coś dobrego dla ukochanej osoby, a uszczęśliwienie ukochanego było dla niego bezcenne. Pieniądze rodziców, które mu dawali, zanim go wyrzucili, przydały się na coś dobrego. Jemu wystarczy pensja, a zresztą może nawet głodować, żeby tylko jego chłopak miał wszystko.
– Okej, bo będę cały czerwony, a nie tego chcę. Za drzwiami jest imprezka, co nie? – JD odsunął się od Caseya. Poczuł jego dłoń na policzku. – No co? Nie rozumiem, dlaczego chcesz być z kimś takim jak ja.
– Bo cię kocham? Mam nadzieję, że przyjdzie czas, że to zrozumiesz, moja czarna zołzo.
– Ty naprawdę chcesz, żebym wrócił do szkoły? – Sięgnął po papier toaletowy i urwał spory kawałek. Wysmarkał nos.
– Oczywiście. Nie pozwolę, żebyś zmarnował rok. W ten tydzień masz wszystko nadrobić. Mam dla ciebie zeszyty, trochę lekcji przepisałem. Powypisywałem, czego się uczyliście. Wypytałem o wszystko twoją klasę. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Dasz radę. Damy radę, JD.
– A co jak cię kopnę w jaja, żebyś się w końcu zamknął?
– Najpierw musisz sprawić, żeby twoje nogi zaczęły się ruszać, a potem możesz kopać. Chociaż jak już wolę w tyłek, bo moje klejnoty jeszcze mogą nam się przydać. – Puścił mu oczko i nie pozwalając mu już nic powiedzieć, podał mu wilgotny ręcznik papierowy. – Obetrzyj twarz, bo wyglądasz, jakbyś właśnie ryczał.
– Wzruszałem się, pacanie. To różnica.
– Emo się wzrusza.
– Nie jestem Emo. A propos, masz moje kolczyki? Czułem się bez nich, jakbym był goły.
– Tak. Są w pokoju. W naszym pokoju, chyba że wolisz, żebym spał na kanapie w salonie.
– Wiesz co, blondasie?
– Na pewno mi powiesz.
– Naprawdę jesteś głupi, jeżeli uwierzyłbyś, że każę ci się wynieść.
– Ha, to znaczy, że jestem mądry i troszkę mnie lubisz. Ale wolałem się tego dowiedzieć od ciebie – dodał poważnie i uniósł się z kucek, czując, że ścierpły mu nogi. – Wracajmy do nich, bo jeszcze posądzą nas, że uprawiamy tu dziki, namiętny seks.
– Na pewno nie będą o tym paplać przy mojej mamie i nie przy dzieciach.
– Nie wiesz, co siedzi w głowie Britt i Joyce. Na te dwie razem trzeba uważać. W każdym razie idziemy ratować Oscara. Jedyny hetero facet w tej grupie. Dziwne, nie? Jak w telenoweli.
– Biedak. Musi się nasłuchać, co nie?
– Tak, a Joyce ma ekstra zabawę z jego min. – Zarechotał i otworzył drzwi.
– Lubisz ich – stwierdził JD.
– Lubię ich. – Jedyni ludzie, z którymi czuł się naprawdę dobrze. Nie osądzali go za to, kim był, jaki był, tylko patrzyli na to, jakie ma serce.
– O, jesteście, chodźcie, będziemy grać w prawdę czy fałsz. – Kiwnęła na nich Joyce.
– Wracamy do łazienki? Miło tam było – zaproponował Casey, ale JD zajechał mu drogę. Z tego właśnie McPherson się ucieszył. Przez kolejne kilka godzin JD nie powinien użalać się nad sobą, bo nie będzie miał na to czasu i w końcu będzie tym, kim naprawdę jest.


* * *


Zamknęli drzwi za całym towarzystwem. Dochodziła dziesiąta wieczorem, a goście dopiero się rozeszli. Oni obaj już byli bardzo zmęczeni, szczególnie JD, i chyba głównie ze względu na niego imprezowicze odpuścili. Casey rozglądał się po salonie, w którym jako tako posprzątano, ale jutro będzie musiał doprowadzić to miejsce do ładu.
– Em… Cas? – JD wyjechał z łazienki.
– Tak?
– Wiesz… z prysznicem sobie poradzę, ale jestem tak zmęczony, że chętnie bym się wykąpał w wannie, odpoczął, wymoczył się porządnie. Niestety w niej to już sam sobie nie poradzę.
– W ten sposób prosisz mnie o pomoc?
– Tak mi się wydaje.
– Zaraz do ciebie przyjdę. Wezmę tylko twoją piżamę.
JD wjechał do łazienki i zdjął swój sweter wraz z podkoszulkiem. Odłożył je na szafkę. Czuł się niezręcznie. To zupełnie co innego niż gdyby mieli się kochać. Nie wiedział, jak na to zareaguje jego chłopak. Co powie, jak to się wszystko odbędzie. Pochylił się i rozwiązał buty. I co dalej?
– Już jestem. – Zamknął za sobą drzwi. – Mam wszystko, co ci trzeba. Bieliznę również. – Odkręcił kran przy wannie, by nalać do niej wody.
– Pomożesz mi z butami? W szpitalu miałem kapcie, ale nauczę się, jak takie zdejmować.
– JD, nie pytaj, czy ci pomogę. Po prostu mów, że mam ci zdjąć buty i tak dalej. – Ukucnął przed nim i zająwszy się butami, poczuł ciężar na sercu. Nogi jego chłopaka były nieruchome. Nie reagowały na jego dotyk. Na to, jak zdejmował mu buty, a potem pomógł z dolną częścią ubrania, z czym, jak zauważył, JD dobrze sobie radził. Starał się nie patrzeć na jego penisa. Umarłby ze wstydu, gdyby w takiej chwili się podniecił. Teraz musi być jak profesjonalista.
Sprawdził wodę.
– Jest w porządku. Chodź. – Wsunął ręce pod niego i podniósł swojego chłopaka. Ostrożnie włożył go do wody. Przy wannie też była poręcz, tak aby w razie czego JD mógł się jej przytrzymać.
– Dobrze, że to ty. Spaliłbym się ze wstydu, gdyby to musiała zrobić moja mama. Wolę prysznice, ale dzisiaj… – Reszta słów utonęła w delikatnym pocałunku.
– Bardzo dużo mówisz, tłumaczysz się. JD, którego znam, nie robi tego.
– Tamten JD nie istnieje.
– Istnieje. Ty nim jesteś. – Podał mu mydło i gąbkę. – Zawsze nim będziesz. Musisz tylko nauczyć się inaczej żyć. Potem zaczniesz rehabilitację…
– Nie zacznę – odparł twardo chłopak, myjąc się. – Nie zacznę i skończ z tym.
– Dlaczego? – Nalał sobie szamponu na rękę i zmoczywszy uprzednio włosy swojego chłopaka, roztarł go na nich.
– Po co mam sobie robić nadzieję?
– Lekarz powiedział, że możesz chodzić. Dodał, że bardzo dużą w tym rolę odgrywa twoja psychika. – Masował powoli skórę jego głowy, unosząc lekko kącik ust, kiedy JD zamruczał.
– Moja psychika. Dobre sobie. Skończ ten temat.
– Na dzisiaj.
JD przewrócił oczami. Pozwolił, żeby Casey spłukał mu szampon, a potem zaczął myć swoje nieruszające się nogi. Nic nieczujące. Niereagujące. Nienawidził ich. Nie znosił. Nie cierpiał! Równie dobrze mogliby mu je odciąć. Uderzył ręką w wodę, wrzucając do niej mydło i rozchlapując trochę na podłodze.
– Niech to jasny szlag! Jak waszym zdaniem to coś, co równie dobrze może być sztuczne, ma zareagować? No jak? Powiedz mi, Cas? – Spojrzał na swojego partnera z bólem w oczach. – Powiedz mi, jak to, co nic nie czuje, ma coś poczuć?
– Nie znam się na tym. Nie wiem jak, lecz szansa jest i nie pozwolę ci z niej nie skorzystać. Siłą będę cię zabierał na rehabilitację i staniesz na nogi.
– A jak nie stanę, to co zrobisz?
– Wtedy będę nadal cię kochał i będę przy tobie. – Pogłaskał go z czułością po twarzy. – Mogę w czymś ci jeszcze pomóc? W umyciu czegoś? – Uniósł brwi.
– Nie, tam siebie też dam radę umyć.
– Dobra, ale jakby co, to się do mnie zgłoś. Mam wyjść czy mogę zostać? – Wanna była na tyle zabezpieczona, że bez przeszkód mógł mu dać trochę prywatności. Bo to, że byli razem, nie oznaczało, że miał mu ją zabrać.
– Zostań, bo boję się, że zasnę, a tak to będziemy mogli pogadać.
– Normalnie czy będziesz się na mnie wyżywał? – zapytał Casey.
– Nie mam sił na wyżywanie się – odpowiedział i powrócił do mycia się.

Tej nocy, kiedy Casey pomógł JD wytrzeć się i ubrać, i gdy już położył go do łóżka, chłopak natychmiast zasnął. Natomiast Cas leżący na materacu na podłodze, tuż obok mebla służącego do spania, nie mógł zasnąć. Długo przyglądał się swojemu chłopakowi. Rozmyślał nad tym, co ich jeszcze czeka. Liczył się z tym, że lekarze mogą się mylić i JD nigdy nie odzyska pełnej sprawności, ale nie dowiedzą się, dopóki nie spróbują. Żal mu było tego, że jego partner nie wierzył, że coś może się zmienić. Podobno w szpitalu nie współpracował z rehabilitantem. Nie pozwoli mu zaprzepaścić szansy i pogrążyć się w depresji czy złości. Czekało go trudne zadanie i pomimo tego wierzył, że sobie z tym poradzi. Zrobi to dla tego śpiącego chłopaka, który niespodziewanie stał się całym jego światem, całkowicie zmieniając jego życie.

12 komentarzy:

  1. Casey jest cudowny... Opiekuje się tym upartym JD, nawet jesli ten tego by nie chciał :) i mam nadzieje, że JD odzyska siłę...fizyczną i psychiczną - ta chyba najbardziej mu jest potrzebna ;)
    /A

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam jedno, bardzo nurtujące mnie pytanie. Czy w tym trzecim tomie pojawią się jeszcze Alex i Josh? Bo od dłuższego czasu ci bohaterowie się nie pojawiają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pojawiają się, bo dla nich czas minął. Nie są już razem. Żyją sobie osobno. Josh może gdzieś wyjechał. Tego nie wiemy. Jedno jest pewne, że tej pary już nie ma. Alex na pewno się pojawi, ale nie pamiętam kiedy.

      Usuń
    2. Boże. Co. Miałam. Nadzieję :(

      Usuń
    3. Troche glupio, bo tak naprawde ich watek zostal mocno uciety. Zadnej rozmowy miedzy nimi nie bylo, ale moze to dobrze, bo przynajmniej raz nie ma happy endu :)

      Usuń
  3. Rozdział słodki ,oby JD nie poddał się tak szybko
    Ciekawe czy Josh zrozumie co strasznego zrobił Alexowi
    Życzę dużo weny

    Mroczny Anioł

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy tom nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Ale zastanawia mnie co z Alexem? Tak po za tym wspaniałe rozpoczęcie nowego tomu. Mam nadzieje że JD zacznie chodzić. Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alex na pewno się pojawi w tym tomie, bo nie zniknął. Ale na pewno nie ma już jego z Joshem.

      Usuń
  5. Nareszcie tom 3 :D JD, uparty jak osioł, ale i tak go wielbie, tak samo jak Casey'a ^.^ Mam nadzieję, że jednak też będą pojawiać się, Alex i Josh, bo to moja ukochana para, a tak mało ich jest ;---; Czekam na następne, wspaniałe rozdziały ^^
    Życzę duuużo weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czy Buntownik przypadnie mi do głowy, ale kocham to opowiadanie.
    Naprawdę coś cudownego!
    Szkoda mi JD.
    Ciężkie chwile czekają Casa, ale wierze, że wspólnymi siłami sobie pomogą.
    W końcu od tego to zależy.
    Czekam do kolejnego rozdziału!
    Aby jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    świetne, Casey jest bardzo uparty, niespodzianka się udała, a jak się okazuje Josh wciąż mieszka w tej kamienicy... niech będą razem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Basiu i dziękuję za każdy Twój komentarz. :)
      Wszystkiego dobrego.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)