31 grudnia 2015

W sidłach miłości - Rozdział 8



Ja już wróciłam z wyjazdu. Zapraszam tutaj na głosowanie: http://blogluany.blogspot.com/2015/12/konkurs-graficzny-gosowanie.html

Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział do pobrania jest piąta część Zmiennych http://www.beezar.pl/ksiazki/najwiekszy-skarb-w-cieniu-ludzi-tom-5 

Dziękuję za komentarze. :)

„Fever” zapraszał w swoje progi każdego, kto ukończył osiemnasty rok życia. Był wyjątkiem wśród tutejszych klubów. Dlatego cała grupka, z Richiem na czele, bez problemów weszła do środka. Oddali w szatni wierzchnie okrycia i przeszli w głąb klubu. Serce lokalu znajdowało się tuż za wielką, bordową kotarą. Richie mógł na palcach jednej ręki policzyć, ile razy odwiedził to miejsce. Mimo tego zdążył już poznać panującą tu atmosferę. Wszędzie wokół unosiło się seksualne napięcie, a rytmiczna muzyka tylko je podsycała. Półnadzy mężczyźni i kobiety tańczący na parkiecie w centrum sali wyglądali, jakby wpadali w trans. Ich zmysłowe ruchy, kiedy ocierali się o siebie, potrafiły niejedną i niejednego patrzącego doprowadzić do podniecenia. Jedna z kobiet – tańcząca najbliżej barierki odgradzającej parkiet od reszty sali – namiętnie całowała swoją partnerkę, podczas gdy ta masowała jej pośladki, ukryte pod krótką spódniczką. Richie oderwał od nich wzrok, woląc zatrzymać go na dwóch mężczyznach. Nie całowali się, nie dotykali, ale tak na siebie patrzyli, że iskry latały, a pożądanie wzrastało. Kiedy ktoś tak na niego będzie patrzył? Oni, jak i wielu innych, niedługo wylądują w jednym z dark roomów. Natomiast on będzie siedział przy jakimś stoliku, popijał powoli piwo i czuł, jak jego ciało tęskni za dotykiem drugiego człowieka, pomimo że jeszcze go nie znało.
– Fajni są, co nie? – wrzasnęła mu do ucha Joyce, chcąc przekrzyczeć muzykę.
– Znajdźmy jakieś miejsca.
– A co, nie podobają ci się?
– Nie lubię trójkątów, ale Oscarowi to by pasowało z tymi kobietkami. – Uderzył kumpla z pięści. – Przestań się ślinić. One i tak wolą siebie.
– Nosz, kurwa, takie laski. Strata dla facetów – jęknął Oscar.
– Tak, szczególnie dla ciebie, napaleńcu – rzuciła Joyce. – Zapytaj, może przyjmą cię na mały numerek.
– Myślisz?
– Palant – mruknęła dziewczyna.
Richie nie był już zły na Oscara za to, że ten wrobił go w spotkanie z Alexem. Chłopak chciał dobrze. On sam nie zamierzał myśleć tego wieczoru o niczym innym, jak o spędzeniu czasu w miłym gronie ludzi, których lubił. Potrzebował się wyluzować. Co z tego, że był środek tygodnia i jutro musiał iść do szkoły. Normalnie to by siedział teraz w domu i zakuwał, lecz niekiedy zdarzały się sytuacje, które zmuszały go do tego, by dał odetchnąć mózgowi.
– O, tam pod ścianą jest wolny stolik. – Wskazała Sharon.
– E, nie. Tam są krzesła. Wolę te z kanapami.
Joyce zawsze marudziła na ten temat, ale Richie nie miał nic przeciw. Sam wolał rozwalić się na jednej z tych szerokich kanap, a nie odcisnąć sobie tyłek twardym siedziskiem krzesła. Zamierzał spędzić tutaj kilka godzin.
Znaleźli idealne miejsce, z dobrym widokiem na tańczących, ale z dala od baru. Mieli szczęście, gdyż przyszli na tyle wcześnie, że „Fever” jeszcze nie pękał w szwach. Co wieczór, głównie od dwudziestej drugiej do trzeciej nad ranem, przebywały tutaj tłumy. Usiedli na czarnych kanapach obłożonych sztuczną skórą. Richie zajął miejsce obok Joyce, przynajmniej nie będzie się nudził. Dziewczynie zawsze coś nowego wpadło do głowy.
– Normalnie, kurwa, zajebiście. Mika nie przyjdzie. – Joyce Tripton odczytała wiadomość tekstową. – A jak ona nie wpadnie, to Danny i Samuel również. Ale nie ma tego złego… – Schowała telefon do małej saszetki, zapiętej przy talii. Kopnęła w nogę Oscara. – Ruszaj dupę i idź po piwko.
– Ja?
– A co, boisz się że znów ktoś cię klepnie w tyłek?
– Zaraz się zaczniecie kłócić. Ja pójdę – zaproponował Richie.
Dumna ze swoich różowych włosów koleżanka i kolega aranżer muzyczny uwielbiali sobie docinać i chociaż bywało to dość interesujące, obecnie wolał tego uniknąć. Odsunął na bok spadającą mu na oko grzywkę. Niby potraktował włosy lakierem, z tyłu postawił je do góry, a te i tak się go nie słuchały.
– Zuch chłopak – pochwaliła Joyce.
Taylor przedostał się do baru bez zaczepiania i gwizdów mężczyzn. To go trochę dobiło. Nie wzbudzał żadnego zainteresowania. Nawet w swoich obcisłych rurkach i czarnej, opiętej koszulce, w której w razie gdyby sutki mu stwardniały, byłoby je widać.
Nie ma to jak ubrać się jak ciota. Fantastycznie. Cholera, pomyślał.
Oparł się łokciami o bar i zawołał barmana. Młody chłopak miał na sobie skórzane szorty i kamizelkę, a na szyi zawiązaną muszkę. Wszystko w kolorach srebra i czerwieni. Długie włosy miał związane nad karkiem, wydatne usta układały się w ładny uśmiech, a lekko skośne oczy skanowały klientów.
– Hej, jak tam? – przywitał się barman. Wycierał ścierką wysoką szklankę. – Co panu podać?
– Jak na razie świetnie i mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej – odparł Richie.
– To, żeby było lepiej, polecam Sex on the Beach.
– Ja… – Doskonale wiedział, z czego składa się ten drink. Mógłby zamówić wersję bezalkoholową, ale czyż to nie miał być wieczór luzu i pełnej swobody?
– No to co mogę podać?
– Trzy butelkowane piwa i seks na plaży, poproszę.
– Już się robi. – Barman do niego mrugnął.
Czekając na odebranie zamówienia, odwrócił się tyłem do baru. Ponownie zaczął krążyć wzrokiem po ludziach. Ci tańczyli, rozmawiali, całowali się lub obserwowali, tak jak on. Jakieś trzy duże kroki od siebie zauważył wysokiego, na oko starszego o kilka lat mężczyznę. Miał rozpiętą, białą koszulę, rozpuszczone, półdługie włosy i krótką bródkę. Ten patrzył wprost na niego. Zauważywszy, że Richie go zobaczył, skinął głową i uniósł swojego drinka do góry w geście toastu. Richie poczuł, jak na policzki wpełza gorąco. Zakłopotany spuścił wzrok, okręcił się przodem w stronę baru. W tej samej chwili barman postawił przed nim drinka i resztę zamówienia.
– Dzięki. Ile za to? – Po usłyszeniu ceny zapłacił i oddalił się od baru. Nie chciał patrzeć w stronę tamtego człowieka. Cały czas odnosił wrażenie, że stał się obiektem badań tego mężczyzny. Kusiło go, aby spojrzeć w jego stronę, lecz misja doniesienia alkoholowych napojów znajomym była ważniejsza. Ostrożnie, uważając na piwo i drinka, przelawirował pomiędzy ludźmi i dotarł do stolika.
– O bosz, co tak długo? – Niecierpliwa Joyce pomogła mu rozstawić bursztynowy płyn.
– Jak się nie mogłaś doczekać, trzeba było przyleźć i mi pomóc – odparł Richie.
– Była zajęta sprzeczaniem się ze mną. – Oscar od razu pociągnął z butelki.
– Bo mam rację.
– Ożesz, przestańcie wreszcie, mam dość słuchania tego waszego paplania – odezwała się wiecznie milcząca Sharon. Jej małomówność znikała w czasie nerwów.
Richie tylko pokręcił głową z rezygnacją. Kątem oka zobaczył, że mężczyzna z seksowną bródką usiadł przy drugim stoliku. Taylor poczuł się nieswojo, ale zaintrygowało go to. Nieznajomy był przystojny. Ciemna karnacja i oczy bardzo spodobały się popijającemu swojego drinka Richiemu. Chłopak nie słuchał, o czym mówią jego koledzy, będąc zbyt zajętym gapieniem się na mężczyznę. Zanim się zorientował, jego szklanka typu highball[1] była pusta. Niedobrze. Nie powinien pić alkoholu, a na pewno nie tak szybko i nie takie mieszanki. W sumie czemu miał się tym martwić? Na razie poza gorącem, jakie oplatało ciało, nic się nie działo. Chętnie wypiłby jeszcze jednego.
– Zaraz wracam.
– Richie, dokąd idziesz? – zapytał Oscar.
– Skończyło mi się. – Pokazał puste szkło. – Zaraz wracam.
– A to coś jest bezalkoholowe?
– Oscar, czy widziałeś kiedyś, abym poza jednym piwem lub winem pił coś, co ma w sobie alkohol? Zaraz wracam. Chyba że coś mnie zajmie.
– Da sobie radę. Nie matkuj mu – jęknęła Joyce. – W ogóle to zbieramy dupy i idziemy potańczyć.
– Nie idę do tych napalonych facetów.
Richie przesunął ręką po włosach aż na kark. Pomasował go chwilę. Kumpel chodził z nimi do różnych miejsc, ale „Fever” naprawdę się obawiał. Już nie jeden raz tu został zmacany przez jakiegoś byczka. Dla Oscara to trauma, ale i tak wracał. Chwilę później kolega został porwany na parkiet przez dziewczyny, a on stał już przy barze, zamawiając kolejnego drinka.

* * *

Upojony kłującymi igiełkami muzyki, po kolejnym drinku, Richie zaczął poddawać się jej rytmowi. Ciało samo zaczęło poruszać się zmysłowo. Odepchnął się od baru i wolnym pląsem zaczął iść w stronę tańczących. Alkohol pozbawiał go wstydu. Hamulce znikały, pozwalając, żeby mózg Richiego wyłączył się, a wszelki rozsądek ukrywał się za mgłą potrzeb i pragnień. Nie dotarł na parkiet zatrzymany przez owijające się wokół pasa silne, pokryte gęstymi włosami ręce. Jedno zerknięcie w górę i lekko w prawo dało mu odpowiedź, kim jest ich właściciel.
– Gdzie to się książę wybiera? –  zapytał mężczyzna, który do tej pory tylko go obserwował.
– Potańczyć?
– Czyżby za dużo się wypiło?
– Sądzę, że w sam raz. – Mężczyzna nadal nie puszczał go, więc Richie zręcznie, na ile pozwalał mu jego wstawiony stan, wywinął się z tego uścisku. – A teraz przepraszam, ponieważ ten kawałek podłogi do tańczenia wzywa. – Wskazał palcem mniej więcej w kierunku tańczących.
– Mam lepszy pomysł. Przyglądałem ci się, masz talent. Poruszasz się jak zawodowy tancerz.
– Do tego jeszcze mi daleko – odparł pijackim głosem. Rozejrzał się za znajomymi.
– Twoje ciało ma potencjał. Jestem menadżerem tego klubu. Chętnie zatrudniłbym cię jako tancerza. Widzisz tamtych chłopaków?
– Mhm. – Wzrokiem powędrował tam, gdzie wskazał przystojniak. W zamkniętych klatkach tańczyli dobrze zbudowani, pół nadzy młodzi mężczyźni wyginając swoje seksowne ciała ku uciesze gapiów.
– Mógłbyś robić to, co oni. Napiwki, jakie klienci włożą im za te skąpe slipki, są ich.
– Dziękuję, ale mierzę wyżej niż tylko te podesty. – Jego nogi nie potrafiły ustać w miejscu. Przerzucał ciężar ciała z jednej na drugą. Stukał stopą o podłogę. – Wybaczy pan…
– Adalberto. – Błysnęły białe zęby.
– Wybacz, Adalberto, ale…
– Tańcz. – Mężczyzna rozłożył ręce na boki. – Tańcz, książę. Chyba że…
Richie już miał odejść, ale ciekawość go zatrzymała. Wpatrzył się w Adalberta. Przeszkadzały mu włączone kilka minut temu stroboskopowe światła, więc zmrużył oczy. Poczuł na swojej ręce, że coś sunie od jego dłoni do ramienia. W mgnieniu oka stwierdził, że to były czubki placów mężczyzny. Nie ruszył się. Pozwolił mu na to. Głupi alkohol. Bez tego już dawno zostawiłby tego człowieka. Tylko czy tego chciał? „Jesteś beznadziejny w podrywaniu, dlatego nigdy nikogo nie miałeś…” Przemknęły mu w głowie słowa Alexa.
– Chyba że co? – dopytał. Tym bardziej zapragnął poznać drugą część zdania.
– Mam mieszkanie kilka ulic stąd. Co powiesz na zakończenie tego wieczoru ze mną w moich czterech ścianach?
Doskonale zrozumiał, o co chodziło mężczyźnie. To była propozycja i nie chodziło o wspólne oglądanie telewizji. Puszczone hamulce i zamroczony umysł oraz echo słów przyjaciela zmobilizowało go tylko do jednej jedynej odpowiedzi.


* * *

Za drzwiami mieszkania Adalberta stracił trochę pewność siebie, ale nie pokazał tego po sobie. Nie był bojącą się dupą. Przyszedł tu z pełną świadomością, co z tego, że zmąconą lekkim oszołomieniem po napojach wyskokowych. Adalberto był cholernie przystojny i dla takiegoż faceta warto złamać swoje zasady.
– Rozgość się. Jeśli masz ochotę się czegoś napić, nie krępuj się. Zaraz wracam.
Richie kiwnął głową, uznając to za wystarczającą odpowiedź. Zaczął zwiedzać luksusowy apartament, gdyż w żaden inny sposób nie mógł tego nazwać. Pokój dzienny, w którym się znajdował, był olbrzymi. Nowoczesne meble w ciemnych kolorach doskonale pasowały do całego wystroju wnętrza. Po jego lewej ręce było wielkie okno, za którym rozciągał się widok miasta, teraz, nocą, pokrytego milionami świateł. Na horyzoncie mignął piorun, a kilka sekund później rozległ grzmot. Burza się zbliżała. Jego znajomi pewnie nawet jej nie zauważą, będąc zamknięci w dusznym klubie, pełnym przesączonej seksem atmosfery.
Całej trójce nie podobało się, że on już wychodzi. Nie powiedział im, że będzie miał towarzystwo. Teraz trochę tego żałował. Poczuł się odrobinę przytłoczony tym, co tutaj zastał i że został sam. Uciekł z luksusowego domu, kojarzącego mu się od pewnego okresu tylko z zimnem bez grama ciepła, by wstąpić w podobne progi. Chyba alkohol zaczął z niego wyparowywać. Umysł mu się przejaśniał. Powinien sobie stąd pójść. Miał pożegnać się z Adalbertem? Zanim sam sobie odpowiedział na pytanie, otworzyły się drzwi, prowadzące do jednego z pomieszczeń. Pojawił się w nich właściciel mieszkania, tym razem już bez koszuli. Klatkę piersiową miał pokrytą gęstym owłosieniem, które tuż koło brzucha zmieniało się w cienką linię i chowało pod spodniami. Ciało miał umięśnione, jakby wiele godzin spędził na siłowni. Było na co popatrzeć. Mężczyzna podszedł do barku i wszedł za kontuar. Bar, jak i cały pokój, był podświetlony przez umieszczone przy nim kinkiety.
– Niczego sobie nie nalałeś? – zapytał, sięgając na półkę po jedną z butelek.
– Nie, dziękuję – odparł ze ściśniętym gardłem Richie. – W sumie ja...
– Dlaczego jesteś taki spięty? Naprawdę się niczego nie napijesz? 
– Nie. Ja...
Adalberto odstawił butelkę i obszedł bar. Richie napiął wszystkie mięśnie. Mężczyzna stanął przy nim, chwycił jego twarz w obie dłonie i uniósł ją ku swojej. Dopiero teraz chłopak zauważył u niego maleńką bliznę tuż pod prawym okiem. Była jaśniejsza niż reszta skóry.
– Rozluźnij się. Nic ci nie zrobię. Poza jednym… – Adalberto zabrał rękę z jego policzka i objął wokół pleców. Drugą położył mu z tyłu głowy.
– Wiesz, ja… – Ciepłe usta mężczyzny nakryły jego, od razu przywłaszczając je sobie. Richie posłusznie oddał pocałunek, ale było w tym coś dziwnego. Nic nie czuł. To była bardziej mechaniczna czynność niż przyjemność. W momencie gdy język mężczyzny wdarł się do środka, a ciało przycisnęło się do niego, chciał tylko uciec. Zamroczenie alkoholem minęło, a zrozumienie własnej głupoty osiągnęło apogeum. Przyszedł z tym facetem, aby pokazać samemu sobie, że jego też ktoś chce. Co za debilizm do kwadratu! Tymczasem nie podobał mu się pocałunek, chociaż menedżer klubu – o ile nim był – wiedział jak całować. Pragnął odsunąć się od tego mężczyzny i wrócić do domu, a potem przeklinać siebie za kretynizm jakiego doznał. Zamruczał, co Adalberto musiał zrozumieć, że mu się to podoba, bo pogłębił pocałunek, rękę wsunął mu pod koszulkę i otarł się o niego swoją erekcją. Richiego zaczęło to coraz bardziej obrzydzać. Położył ręce na piersi mężczyzny i zaczął go odpychać, starając się odsunąć głowę, co było trudne, zważywszy na trzymającą ją dłoń. Na szczęście całujący go facet zrozumiał, o co mu chodzi i przerwał pocałunek.
– Książę stracił oddech? Zapomniałeś, że oddycha się nosem?
– Nie, ja… – nie dokończył, ponieważ prawie pisnął, kiedy duża dłoń zacisnęła się na jego pośladku i zaczęła go ugniatać. – Zostaw. – Chwycił jego rękę.
– Co zostaw? Wiesz, po co cię tu przywiozłem, więc nie musisz udawać dziewicy. Znam takich jak ty. Wypielęgnowani, oczy podkreślone kredką i tym cholernym tuszem – głos z ciepłego zamieniał się w chłodny. – Przychodzicie do "Fever" tylko po to, by ktoś wyruchał waszą słodką dupcię. Kusicie, wyginacie się, wystawiacie po to, żeby wam wsadzić.
– Nie jestem taki – syknął Richie. Jaki był głupi. Przylazł z obcym facetem do jego mieszkania, nie myśląc o konsekwencjach. O niczym nie myśląc! Co miał teraz zrobić? Musiał się stąd wydostać. Pusty wzrok Adalberta przerażał go.
– Tak, na pewno. Każdy z was jest taki, cioty. Wypacykowani chłopcy.
– Puść mnie. – Potrzebował wyplątać się z tych niechcianych, a zbyt silnych ramion. – Muszę wracać do domu.
– Nie. Ma. Kurwa. Mowy – wypowiadane pojedynczo słowa przeszywały lodem. – Jesteś tutaj, by mnie zaspokoić. Mój chuj potrzebuje twoich ust – mówiąc to, przesunął palcami po wargach Richiego, lekko je rozchylając.
– Nie rozumiesz. Nie jestem taki. Jestem prawiczkiem. Wypuść mnie. – Wiedział, co może unieruchomić mężczyznę, ale gdy tylko chciał go kopnąć, ten odepchnął go na tyle, by Richie przewrócił się na podłogę. Uderzył łokciem o parkiet i skrzywił się z bólu. Kolejny ból przyszedł, kiedy mężczyzna chwycił go za włosy i podniósł za nie do klęku.
– Ty głupi, pierdolony gówniarzu! Chciałeś mnie kopnąć w jaja?! Nie daruję ci tego. Chciałem po dobroci! Wybrałeś inaczej! W sumie lubię ostro. Zaraz posmakujesz mojego chuja!
Richie trzymał jego dłoń, chcąc, by jak najmniej ten ciągnął go za włosy, ale to nic nie pomagało. Widział, jak skurwiel rozpina swój rozporek i wyjmuje twardego fiuta. Penis był wielki, pokryty żyłami i gruby.
– Nie chcę. – Oparł rękę na jego biodrze, próbując odepchnąć jego krocze sprzed swojej twarzy.
– Chcesz! Po to tu przyszedłeś! Bierz go! Otwieraj usteczka i bierz go!
Chłopak zacisnął usta najbardziej, jak mógł. Rzygać mu się chciało na samą myśl o tym, czego chciał ten człowiek. Nie wiedział nawet, czy facet się tam mył i kiedy to robił! Palce mężczyzny nacisnęły na jego szczękę, otwierając ją na tyle, by główka penisa przedarła się do środka.
– Nie próbuj gryźć, bo już nigdy nie zatańczysz, kiedy połamię ci te twoje kulasy! Bierz kutasa głębiej!
Zaczął kaszleć, kiedy fiut otarł się o jego podniebienie i był zbyt blisko gardła. Dusił go. Richie próbował zaczerpnąć tchu, uciec, lecz to było na nic. Z oczu zaczęły płynąć mu łzy wściekłości, bezsilności i z powodu dławienia.
– O, tak! – krzyknął Adalberto, gwałcąc jego usta. – Nie mogę się doczekać twojej dupy.
Przerażony Richie płakał coraz bardziej i próbował się wyłączyć. Nadaremne to były próby. Zapominał wtedy o łapaniu tych nielicznych haustów powietrza. Zacisnął tylko powieki, by nie widzieć tego człowieka wpychającego mu się na siłę do gardła. Chciał, by Adalberto już doszedł, ale po słowach, które wypowiedział, Richie rozumiał, że to się nie stanie, nie w taki sposób. Miał ochotę zacisnąć na nim zęby, ale się bał. Zwyczajnie się bał. W końcu po całej wieczności napastnik odsunął się. Richie upadł twarzą na podłogę, zanosząc się kaszlem i łapczywie łapiąc powietrze. Z ust pociekła mu ślina, a żołądek skręcił się na kilka supłów.
– Czego ryczysz!? Żyjesz, ale musisz się nauczyć ciągnąć. Twój facet nie będzie miał z ciebie pożytku!
Słyszał nad sobą śmiech Adalberta. Kaszel ustał, a on musiał myśleć o tym, jak stąd uciec. Nie pozwoli, by ten go zgwałcił! Właściwie już to zrobił. Gdy mężczyzna ponownie złapał go i podniósł, a potem pchnął twarzą do kanapy i zaczął na siłę zdzierać mu spodnie, przerażony do granic Richie krzyknął ochryple:
– Zostaw! Sam to zrobię. Po dobroci.
– O, książę zmienił zdanie? Boisz się, że rozerwę twój tyłek. Dużego mam, co?
– Masz olbrzyma. – Strach uderzał w niego z całej siły, ale na szczęście nie odbierał głosu. Musiał się ratować.
– I go chcesz, co? – Przywarł do pleców Richiego, ocierając się o jego udo. – Powiedz, jak bardzo chcesz mojego chuja w sobie. No, powiedz! – Zacisnął rękę na gardle chłopaka.
– Bardzo go chcę. Jest duży i mięsisty. – Zaraz zwymiotuje. Musiał się wziąć w garść. – Tylko chcę z nawilżeniem. Jak mnie rozerwiesz, nie skorzystasz już kolejny raz. – Pociągnął nosem, starając się nie płakać. Ryczenie jak baba nic nie da, a tylko jeszcze bardziej rozjuszy napastnika.
– W sumie nawet mnie będzie lepiej. W nagrodę może cię też possę. – Złapał Richiego za krocze. – Jeszcze ci nie stoi, ale zrobi to, jak poczujesz mojego w sobie.
– Tak, jak poczuję. – Niech on się od niego odsunie! Wystarczy mu tylko chwila, żeby został sam. Liczył, że facet ma nawilżenie w sypialni lub łazience. – Żel.
– Czekaj na mnie z gołym tyłeczkiem. Zaraz wracam. – Posłał solidnego klapsa w pośladek Richiego.
Czuł, jak mężczyzna wstaje. Obejrzał się powoli i modlił się do wszystkich bogów świata, by ten opuścił pokój.
– Zdejmuj spodnie.
Udał, że chce to zrobić, kiedy po swoich słowach Adalberto zniknął za tymi samymi drzwiami, zza jakich wyszedł już bez koszuli. Nie miał czasu. Wstał, lekko się chwiejąc. Nogi nie chciały go słuchać, ale jak pomyślał o tym, co zaraz się stanie, te poniosły go ku wyjściu. Nacisnął klamkę, ale było zamknięte. Zanim przekręcił klucz zostawiony w zamku, minęła chwila. Spanikował, słysząc za sobą kroki.
– Gdzie mi uciekasz?
Już czuł, jak mężczyzna go łapie, ale to była tylko jego wyobraźnia. Dodała mu sił i zanim ponownie został zatrzymany, zatrzasnął drzwi i nie wiedział, jak to zrobił, ale trzymał w ręce kluczyk. Zamknął mężczyznę od zewnątrz. Ten zaczął uderzać w przeszkodę i wrzeszczeć, wyzywając go od najgorszych. Richie odskoczył, patrząc jeszcze chwilę na drzwi, ale zaraz odwrócił się na pięcie w poszukiwaniu schodów lub windy. Zapewne skurwiel miał drugi zapas kluczy, ten pozostawiony w zamku spowolni go. Dotarł do windy, mając szczęście, że ta była na tym samym piętrze, więc nie musiał na nią czekać. Wszedł do środka i nacisnął przycisk na parter. Dopiero teraz zorientował się, jak bardzo trzęsły mu się ręce. W ogóle cały dygotał jak galareta. Prawie został zgwałcony. Gdyby to się stało, sam byłby sobie winien.
Winda zjechała na parter, a on wypadł z niej niczym huragan. Przebiegł korytarz i nareszcie znalazł się na dworze. Z ulgą powitał nawet wszędobylską burzę. Deszcz od razu zmoczył go całego, ale nie przejął się tym. Co tam deszcz, pioruny i zimno. Tu było pięknie w porównaniu z piekłem w tamtym mieszkaniu. Dlaczego istnieją tacy ludzie? Dlaczego tak bardzo zgłupiał, by zaufać takiemu bydlakowi? Na samą myśl, co jeszcze chwilę wcześniej miał w ustach, jego żołądek zbuntował się. Podbiegł pod kępę krzewów i zwymiotował. Wyjął z kieszeni chusteczkę higieniczną. Otarł usta. Kwas żołądkowy wypalał mu gardło i chętnie by się czegoś napił oraz opłukał usta. Nie miał takiej możliwości, więc musiał wytrzymać, zanim dotrze do domu.
Na szczęście znał tę część miasta, więc wiedział, w którą stronę powinien iść. Zatęsknił za Alexem. Miał tylko jego, a go odtrącił. Postanowił zadzwonić do niego i poprosić, by tu przyjechał. Musiało być już po dwudziestej drugiej, a nawet i później. Na ulicy było coraz mniej aut. Tylko w dzielnicach klubów i restauracji zazwyczaj do północy były tłumy. Te boczne uliczki opustoszały. Wyjął telefon, ale bateria była rozładowana.
– Pięknie, kurwa jego jebana mać! – Powstrzymał się przez rzuceniem aparatem. Nie stać go było na nowy, a ten smartfon naprawdę mu się podobał. Czekał go długi spacer, o ile nie znajdzie przystanku autobusowego. Wszystko się pierdoli! Łzy same płynęły po policzkach, mieszając się z wodą kapiącą mu z włosów. Deszcz nadal lał rzęsiście, a on do domu miał parę mil.
 Dźwięk silnika samochodu wpierw nie zwrócił jego uwagi, ale oślepiające go światła spowodowały, że uniósł wzrok. W jego stronę jechało auto. Nigdy nie znał się na samochodach, więc nie mógł stwierdzić, jakiej było marki. Przyszło mu na myśl, że powinien schować się – równie dobrze mógł to jechać ten chuj i go szukać – ale nie zrobił tego. Zresztą już było za późno, gdyż samochód zatrzymał się tuż przed nim, a szyba uchyliła. Serce Richiego zamarło i rozpłakał się.


[1] Szklanka do drinków typu "highball" (collins) jest to prosta szklanka o pojemności od 240 do 300 ml. Najbardziej uniwersalna szklanka koktajlowa. Podaje się w niej long drinki i napoje gazowane.

27 grudnia 2015

W sidłach miłości - Rozdział 7



Po sprawdzeniu obecności odłożył dziennik. Przeszedł przed biurko. Przysiadł na nim na jednym pośladku w taki sposób, że lewą nogę miał wyprostowaną, a prawą bardziej ugiętą. Wszystkie pary oczu były wgapione w niego. Szczególnie te dziewczęce. Czasami któraś z jego uczennic coś powiedziała do swojej koleżanki, by po chwili ponownie robić do niego maślane oczy. Znał to doskonale z poprzedniej szkoły, w której uczył. Nie chciał patrzeć na Alexa, ale czasami ślepia same wędrowały tam, gdzie chłopak siedział. Wyglądał dzisiaj, jakby był smutny. Szczególnie wtedy, kiedy próbował zagadać do siedzącego obok blondynka, podpierającego brodę na dłoni i bazgrzącego coś w zeszycie. Wnioski, jakie wysnuł Josh, nasuwały się same. Przyjaciele się pokłócili. Blondynek był obrażony na śmierć. Alex dostawał iskier w oczach dopiero, kiedy odwracał od przyjaciela wzrok i zatrzymywał go na nim. „Jestem, proszę pana” tak brzmiała odpowiedź przy sprawdzaniu obecności. Młodzik teraz na każdym kroku będzie się do niego zwracał „proszę pana”, jakby chcąc podkreślić to, co zdarzyło się w czasie ich krótkiej rozmowy. Nie zamierzał się tym przejmować. Chciał odsunąć wszystkie myśli o nim, a właściwie te niewłaściwe.
– Bardzo chciałbym was poznać – zabrał głos. – Wasze zainteresowania, ulubione książki, może macie tylko takich autorów, których dzieła uwielbiacie czytać, ignorując innych pisarzy i ich twórczość. Zanim jednak porozmawiamy o was, powiem wam kilka słów o sobie. – Nauczono go, by samemu się otworzyć i dać poznać – na tyle na ile sam czuł potrzebę i nie naruszało to pewnych granic – i dopiero wtedy wyciągać od innych informacje. – Jak wiecie, nazywam się Josh Morrison. Uczę od trzech lat. Udało mi się ukończyć dwa lata studiów w jeden rok i nie, to nie jest chwalenie się. – Po klasie rozeszły się chichoty dziewcząt. – A to dlatego, że kocham to, co robię, chcę to robić i swoją pasję pragnę przekazywać innym. Miłość do książek, do słowa pisanego mam we krwi i bardzo chciałbym swoją wiedzę, a nawet wspomniane uczucie, przekazać wam. Może macie do mnie jakieś pytania, zanim ja je wam zadam?
– Ma pan kogoś? Żonę na przykład? – zapytała jedna z dziewcząt, siedząca w trzeciej ławce środkowego rzędu. Miała krótkie włosy, w które powpinała kilka różnokolorowych spinek.
– Co za idiotka – zamruczał jakiś chłopak.
– Twoja dziewczyna – odpowiedział inny.
Josh zaśmiał się i odpowiedział uczennicy:
– Na obecną chwilę jestem wolny jak ptak, ale widzę, że ty nie. Także mi przykro, ale chyba pozostaniemy na stopie nauczyciel - uczeń. – Puścił jej oczko. – Poproszę o inny zestaw pytań.

* * *

W Alexie zawrzało. I tak go już wkurwiały te wszystkie cielęce i zakochane oczyska koleżanek z klasy wpatrzone w Josha, ale teraz to głupia Anette przesadziła. Co ją obchodzi prywatne życie Josha? Sądzi, że spodoba mu się taka dziewczyneczka? Niech zejdzie z niego! Zacisnął pięści, omal nie łamiąc ołówka. Cholera, był zazdrosny. To tylko parę słów, a w nim aż się coś skręcało. Parę słów, a on chciałby wywalić z klasy każdą z dziewcząt. No, może poza Sharon i Joyce. Te jakoś nie chciały zeżreć jego Josha. Nie, nie jego. Nic ich nie łączy i nie będzie łączyć. Potrzebował spokoju. Gdy jego koledzy zadawali już normalne pytania nauczycielowi, powrócił myślami do Richiego. Bolało go, że przyjaciel tak się zachowywał. Udawał, że on nie istniał. Dobra, wiedział, co mu zrobił, ale chyba mogą zwyczajnie pogadać. Jak dorośli, a nie dzieci, które obrażają się, bo ktoś zabrał im zabawkę.
Wyrwał kartkę z zeszytu i skreślił na niej kilka słów. Zwinął ją w kulkę i rzucił na ławkę Oscara. Chłopak obejrzał się na niego, po czym rozwinął papier. Po przeczytaniu kiwnął do niego głową.
– Richard Taylor.
Alex zwrócił uwagę na głos Josha wypowiadający pełne imię Richiego. Przyjaciel wstał i powiedział:
– Proszę mówić po prostu Richie.
– Nie ma sprawy. Powiedz mi, proszę, coś o sobie. Może masz jakichś ulubionych autorów.
– Chodzę na angielski, bo muszę. Lepsze to niż jakiś przedmiot ścisły. Niech pan mi wierzy, że wielkiego wyboru nie miałem. Wybrałem kilka przedmiotów, z których jestem bardzo dobry lub w miarę dobry. Potrzebuję wysokiej średniej, by większość czasu spędzać na robieniu tego, co kocham i co chcę, by było moją przyszłością – mówił Richie pewnym głosem.
– A co kochasz? – zapytał nauczyciel.
– Taniec.
– Znam kilka książek, które zawierają motyw tańca. Myślę, że coś by cię zainteresowało. Choćby „Przerwany taniec”. Jest to niezwykła biografia Julii Sheldon ukazująca niesamowitą walkę tancerki baletowej z chorobą i chęć powrotu do tego, co kochała. Siła marzeń potrafi być naprawdę wielka.
– Przyznam, że czytałem tę książkę. Chyba dzięki niej i paru innym staram się pokonywać przeszkody, które stoją mi na drodze ku mojej przyszłości związanej z tańcem. Dopóki jestem zdrowy, wszystko jest możliwe.
– I to mi się podoba. Proszę, siadaj. – Josh zajrzał do dziennika. – Adam Kozetzky, a co ty powiesz o sobie?
Alex już nie słuchał tego debila Adama. Nie znosił go za to, jak ten wraz ze swoimi kumplami Casey’em McPhersononem i Karlem Starkiem traktował innych, w tym Richiego. Poza tym wątpił, czy ten idiota cokolwiek czytał. Może mamusia nadal mu tylko bajeczki na dobranoc podczytywała. Tak, był do niego uprzedzony, ale Kozetzky nie robił nic, aby niechęć zamienić choćby na obojętność. Zresztą Alexander nie był osamotniony w tych uczuciach.
Lekcja się już kończyła, można ją było nazwać zapoznawczą, kiedy Josh wywołał go do odpowiedzi. Miał na końcu języka słowa: „przecież wiesz”, ale w porę się w niego ugryzł. Powiedział mu w skrócie to wszystko, co Josh już wiedział. Specjalnie podkreślił miłość do Szekspira i przytoczył cytaty, którymi się wymienili, po raz pierwszy ze sobą rozmawiając w tamtym pamiętnym barze na plaży. Wiedział, że przypomina Joshowi o wszystkim. Dowodem na to była grdyka mężczyzny, która poruszała się stanowczo zbyt często, gdy ten przełykał ślinę. Chętnie by ją polizał i wbił zęby w jego szyję. Nie chciał być tylko jednym z jego uczniów. Nikim. Chciał być z nim blisko. Najbliżej jak można było. Całować go, pieścić, pozwalając mu na to samo. Szlag! Chcąc przypomnieć Morrisonowi o wakacjach, samemu wpadł w pułapkę. Bolało.
Zakończył swoją wypowiedź i usiadł, zanim jego myśli podążyły dalej, a erekcja, która niechybnie by się pojawiła – przecież miał osiemnaście lat, stawał mu zawsze i wszędzie – stałaby się tematem numer jeden w całej szkole. Dzisiaj, jak na złość, nie założył dłuższej koszulki tylko krótszą i wąską. Tak, niby zrobił to nieświadomie, ale w tych spodniach jego tyłek naprawdę wyglądał dobrze. Chciał się podobać Joshowi, nie zamierzał tego przed sobą ukrywać.
Zadzwonił dzwonek, a Josh przypomniał im, że po przerwie mają kolejną lekcję z nim i zajmą się już tym, co jest w programie nauczania, więc niech się nie cieszą, że znów czeka ich taki luz. Wbrew pozorom był surowym nauczycielem i nie dawał dobrych stopni za nic.
– Zdobył sympatię. Facet wie, co mówi, co robi. Nie kręci. Nie wywyższa się. Swój gość – powiedział Oscar, odwracając się do Alexa i Richiego. – Nie znosiłem lekcji z Ersonem. Teraz chyba angielski stanie się jednym z moich ulubionych przedmiotów.
Dla mnie będzie najgorszą, ale i najcudowniejszą torturą, pomyślał Alex.
Nie ruszał się z ławki, bo nie było sensu. Na szczęście na krótkich przerwach, zgodnie z zarządzeniem dyrektorki, nie zamykano klas. Często też nauczyciel zostawał. Pięć minut przerwy to głównie czas na skorzystanie z toalety lub napicie się czegoś. On sam przeznaczył je na obserwację Josha i dziewczyn, które podeszły do mężczyzny, paplając pierdoły. Z nerwów zaczął wystukiwać palcami na blacie stolika rytm ulubionej piosenki. Zwróciło to uwagę Richiego, ale zaraz chłopak powrócił do rozrysowywania tanecznych kroków w zeszycie.
Brawo, jednak istnieję. Co za cud, przeszło przez myśl Alexowi.

* * *

Dobrze, że te dziewczyny do niego podeszły, bo inaczej ukręciłby łeb Alexowi. Naprawdę nie chciał sobie przypominać tamtego okresu. Zapytał go o parę rzeczy, ale po to, żeby nikt nie interesował się, dlaczego Alexander Wilson ma jakieś fory. A ten zaczął z tymi cytatami i tak dalej. Do tego tak patrzył, że Josh czuł dreszcze. Ten gówniarz go prowokował i nie ulegało wątpliwości, że będzie to robił, kiedy tylko nadarzy się okazja. Najgorzej, że podobało mu się to. To przez jego kuszenie w pamięci pozostanie mu tamta noc, łazienka. Starał się o tym nie myśleć i być teraz tylko nauczycielem. Aseksualnym nauczycielem. Bez względu na to, jak bardzo podobał mu się i pociągał go jeden z uczniów. W szkole nie był mężczyzną, był tylko i wyłącznie nauczycielem i będzie kolejne słowo podkreślał na każdym kroku, by się nie zapomnieć.

* * *

Długa przerwa była jedyną, na której można było bez pośpiechu zjeść kanapki czy skorzystać ze stołówki. Tego dnia Alex zamierzał wykorzystać ją w inny sposób. Od razu po dzwonku skierował się na drugie piętro. W szkole były dwie biblioteki, ale on zawsze wolał tę mniejszą. Było przytulniej, ciszej i bibliotekarka nie patrzyła na niego, jakby mu robiła łaskę, wypożyczając książki.  Zazwyczaj chętnie korzystał z bibliotecznej czytelni. Tylko tym razem przeszedł obok niej, udając się do małego studia wykorzystywanego głównie do nagrań przygotowanych przez uczniów utworów. Oscar miał tutaj ściągnąć Richiego i sądząc po odgłosach rozmowy, udało mu się to. Drzwi nie były zamknięte, więc wszedł od razu.
– Hej.
Richie zaskoczony przybyciem Alexa spojrzał na niego, potem na Oscara i wszystko już wiedział.
– Wystawiłeś mnie – oskarżył kolegę.
– On tylko prosił, bym cię tu sprowadził. Nie wiem, o co chodzi, że nie gadacie ze sobą, ale ja umywam od tego ręce. – Oscar podniósł ręce do góry. – Spadam, chłopaki.
Alex zamknął za kolegą drzwi i stanął tak, aby Richie nie mógł wyjść. Jedyne drzwi, które tu były, prowadziły do małego, wyciszonego pokoju z mikrofonem i wiszącymi na nim słuchawkami.
– Chciałbym z tobą pomówić.
– O czym? Już swoje powiedziałeś – burknął Richie. Założył ręce na piersi, starając się nie patrzeć na przyjaciela. Miał z nim dzisiaj tylko angielski, więc mógł go unikać. Sądził, że tak będzie do końca lekcji.
– Już cię przeprosiłem. Byłem zły. Zwróciłeś mi uwagę na ważne rzeczy. Przestraszyłem się…
– Tak, i to uprawniało cię do zgnojenia mnie! – Przesuwał oczami po pokoju, by po chwili zatrzymać je na chłopaku. – Tylko nie mów, że nie chciałeś, to nic takiego, to tylko słowa. Wiesz, jak bardzo mnie bolą czyjeś słowa. Zbyt wiele przeszedłem upokorzeń, by odbierać to na zimno. Niby to powinno mnie uodpornić, ale to nie takie łatwe. No, dobra, to bywa łatwe, ale tylko jak szlamem obrzucają mnie ci, których mam w dupie. Nie, kiedy przyjaciel, który wie o mnie wszystko, niby wie, jak się okazuje, zna nawet te najintymniejsze rzeczy, moje pragnienia, mówi mi, cytuję: „Gdyby mój brat miał cię przelecieć, prędzej rozłożyłbyś nogi, niż myślał o zabezpieczeniu. Sądzisz, że on nie wie, że ślinisz się na jego widok? Jesteś beznadziejny w podrywaniu, dlatego nigdy nikogo nie miałeś, a na pewno nie zdobędziesz mojego brata, bo jesteś panienką, wystraszonym stworzonkiem, które podkula pod siebie ogon i ucieka na widok faceta! A Johnny na pewno nie przeleci takiej cioty jak ty!” Tak, pamiętam każde słowo! Okazuje się, że przyjaciel tak naprawdę mnie nie zna. Tak, jestem beznadziejny w podrywaniu. Ale też nie chcę nikogo przypadkowego. Może to mój błąd. Może powinienem złapać pierwszego lepszego…
– Nie mów tak…
– Jestem bardzo samotny, to powinieneś wiedzieć! Chciałbym mieć się do kogo przytulić i nie mów, że mogę do ciebie. To nie to samo, powinieneś wiedzieć, o co mi chodzi!
– Wiem. Ale Richie…
– Jeszcze nie skończyłem!
– Dobra. – Skruszony oparł się o drzwi.
– Ale nie chcę pierwszego lepszego. Chcę kogoś, kto by mnie kochał, a ja jego. Możesz sobie myśleć, że to marzenia durnej nastolatki, chociaż jestem chłopakiem. Nie obchodzi mnie to. Możesz mówić, że jestem mięczakiem, marzycielem i chcę niemożliwego.
– Ja…
– Zamknij się! Wiesz, że dla mnie seks ściśle wiąże się z miłością. I będę czekał tyle, ile trzeba będzie. Także nie masz prawa mówić, że gdyby tylko twój brat chciał, to oddałbym mu się. Nieprawda! Nie jestem taki jak ty! Nie znasz faceta, a… Nawet nie byłeś z nim w związku. Masz rację, że ślinię się na widok Jonathana. Podoba mi się. Bardzo. Od chwili, gdy zobaczyłem jego zdjęcie. Wiesz, co czuję. – Przymknął na chwilę powieki, aby powstrzymać głupie, cisnące się nieubłaganie do oczu łzy. – Kocham twojego brata. Wiesz, jak bardzo boli mnie to, że on nigdy nie poczuje tego do mnie? – Podniósł powieki i spojrzał smutnymi oczami prosto w te Alexa, odbijające to samo uczucie. – Masz rację, że on mnie nie zechce, bo jestem ciotą. Beznadziejną, głupią ciotą, która ucieka, jak tylko on znajduje się w pobliżu. Za co siebie nienawidzę! Wiele z tego, co powiedziałeś, to prawda. Ale to też pokazało, jak mało mnie znasz.
– Znam cię. Rozumiem i wiem, czego chcesz. – Alex zbliżył się do niego i pochwycił w ramiona, owijając je wokół chłopaka. – Jakie masz marzenia. Wiem, co czujesz. Wiem, jak bardzo się na mnie zawiodłeś…
– Pokazałeś, że nic nie wiesz! – Odsunął się od niego, odpychając przyjaciela.  Już nie spojrzał mu w oczy. – Dopóki mój przyjaciel nie zrozumie mnie, nie chcę mieć z nim do czynienia.
– Richie…
– Daj mi spokój! – Odwrócił się, by zabrać plecak. – Mam trening, a potem jadę do domu. Później, wieczorem, chcę się zabawić ze znajomymi. Nie przeszkadzaj mi. Nie dzwoń do mnie. Potrzebuję od ciebie odpocząć. – Odkąd się poznali, prawie nie było dnia, by nie dzwonili do siebie, nie pisali, nie rozmawiali. Zawsze musiał być ten pierwszy raz.
Alex nie zatrzymywał go. Wiedział, że nic już nie poradzi. Mógł tylko wierzyć w to, że Richie mu wybaczy. Miał rację, że go nie znał. Nie, znał go. Po prostu chciał mu dowalić i wybrał to, co najgorsze. Wiedział, czego chciał jego przyjaciel i jaki jest. Na czym mu zależy, co się dla niego liczy, czego nie znosi. O samym sobie tyle nie wiedział, co o nim. Poczeka, licząc na jakiś uśmiech losu. Nie straci go. Byli jak bracia, jak ktoś więcej. Jak jedna dusza w dwóch ciałach. Czasami żałował, że nie mógł skierować swoich uczuć, pragnień, w stronę Richiego, z wzajemnością. O ile łatwiej by wtedy było. Ale nigdy nie pokocha Richiego inaczej niż brata, a on nie skieruje swoich uczuć na niego. Pomimo że miłość do Jonathana była tą niemożliwą, to w sumie nikt nie wiedział, co przyniesie przyszłość. Dopóki się żyje, zawsze jest nadzieja. Na niego i Josha też? Szczerze w to wątpił.

* * *

Odpuścił sobie dzisiejszy trening. Jutro dostanie zajebisty opierdol od trenerki. Co mu tam. Nie miał na nic sił. Poinformowano go też, że dyrektorka chciała go widzieć w bardzo ważnej sprawie. Do niej też nie poszedł. Chciał wrócić do domu. Zająć się przez kilka godzin własnymi sprawami, czyli poleżeć i pogapić się w sufit, a potem spędzić fantastyczny wieczór w klubie. Będzie się dobrze bawił. Bez Alexa też potrafił to robić. Bez Alexa, którego uwielbiał. Ze złości kopnął leżący na chodniku kamyk. Nie będzie o nim myślał. Wyjął telefon i napisał do Joyce, że dojedzie pod jej blok autobusem, a potem razem pójdą do „Fever”. Klub był blisko jej miejsca zamieszkania, a przejście paru przecznic dobrze mu zrobi.
– Hej, tato – zawołał, tak na wszelki wypadek, gdy wrócił do domu. Ojciec na pewno był w pracy, ale zawsze wolał się upewnić. Raz rodzic źle się poczuł i wrócił do domu.
Rzucił plecak w przedpokoju. Zawędrował do kuchni, od razu myjąc ręce w zlewie, a potem sięgnął po butelkę wody z lodówki. Nie zdążył się napić, kiedy zaczęła dzwonić jego komórka. Znał tę melodię. Dla niej miał ustawioną inną, dlatego bez patrzenia na ekran wiedział, kto się do niego dobija. Musiał odebrać, inaczej zadzwoni kolejny i kolejny raz. Przeszedł do swojego pokoju i dopiero tam kliknął zieloną słuchawkę.
– Witaj, synu. Już zaczynałam się martwić.
– Tak, ty się na pewno bardzo martwisz, mamo – prychnął. Nie znał zimniejszej kobiety od swojej matki. Poprawił pościel, trzymając telefon ramieniem przy uchu. Przykrył ją kocem i położył się. – Po co dzwonisz?
– Chciałabym się z tobą spotkać.
– Widzieliśmy się niedawno. Nie mam zamiaru wysłuchiwać twojego marudzenia i twoich propozycji, by wysłać mnie na leczenie, bo jestem chory. Spotkanie raz na dwa tygodnie mi wystarczy. Gdybyś mnie kochała, tak jak tę małą żmiję, to byś się postarała mnie zaakceptować. A teraz wybacz, ale jestem bardzo, bardzo zajęty – podkreślił.
– Richard! Jak śmiesz tak do mnie mówić i tak źle nazywać swoją siostrę?!
– Śmiem. Mogę powiedzieć nawet więcej, ale wolę się powstrzymać. Do usłyszenia kiedyś tam. – Rozłączył się. Nie ma to jak kolejna osoba psująca nastrój, który i tak był dobijający.
Tak jak planował, leżał i patrzył w sufit, a do głowy przychodziły głupie myśli.

* * *

Jonathan przyglądał się bratu. Chłopak nie jadł obiadu, tylko czytał książkę. Ich mama także lubiła czytać, ale nie znosiła, gdy robiło się to przy posiłku. Na szczęście jej tutaj nie było. Alex z miejsca otrzymałby kazanie na ten temat.
– Dlaczego zerwałeś się ze szkoły wcześniej?
– A co, nudzisz się i śledzisz godziny moich zajęć?
– To do ciebie niepodobne. To co się stało?
– Gówno cię to obchodzi – odburknął Alex.
– Znowu nie przyprowadziłeś królewny, a to znaczy, że to koniec tej cudowniej przyjaźni. Mam rację? Nie będę już musiał oglądać tej cioty?
Alexem aż zatrzęsło. Zawsze szanował książki, ale teraz nie patrzył, co ma w rękach. Rzucił nią w brata. Johnny uchylił się, zanim dostał w głowę. Książka upadła na podłogę z głośnym łoskotem.
– Nie mów tak o nim, hipokryto! – Pochylił się w stronę brata. – Wiesz, faktycznie za dużo o Richiem myślisz, mówisz. To zadziwiające jak bardzo za nim tęsknisz!
– Nie tęsknię. – Napił się herbaty.
– To po chuja ciągle o nim mówisz!
– Bo lubię się pastwić nad takimi jak on? – Spokojnym ruchem odkroił nożem kawałek mięsa polanego ciemnym sosem. Nabił go na widelec i wziął do ust. – Smaczne. Sądziłem, że się nie dosmażyło.
– Nie będę z tobą dyskutował o żarciu. Wiesz, co sądzę? Wiesz, o czym teraz myślę, a raczej o kim? Tak mi teraz przyszło na myśl, że…
Jonathan odrzucił widelec. Przez chwilę nic nie mówił, ale gdy skupił wzrok na bracie, z jego ust wypłynęły lodowate słowa:
– Nie waż się o tym mówić, wspominać, nawet myśleć. To przeszłość, do której nie zamierzam wracać. – Podniósł się z krzesła. – Straciłem apetyt.
Alex przeczesał palcami włosy. Słyszał, jak brat energicznie wchodzi po schodach, a po chwili trzaska drzwiami od swojego pokoju. Cóż, chyba obraził kolejną osobę. Co się z nim działo? Wcześniej by tak nie postąpił. Ale z drugiej strony, ile można o czymś nie mówić? Tematy tabu rozdzielały ludzi. Każdy się bał o czymś mówić, żeby tylko kogoś nie skrzywdzić, nie urazić. Rodziły się sekrety, nienawiść, powstawały plotki. To nikomu nie było potrzebne. Ciekaw był czy Johnny… Nie, teraz miał na głowie coś zupełnie innego niż zastanawianie się nad tym dupkiem. Chodziły mu po głowie dwie osoby: Richie i Josh, oraz pytanie co miał dalej robić.