27 lipca 2015

Dług - Rozdział 2

Zapraszam na drugi rozdział.
 
Dziękuję też za  komentarze. :)

Przypominam również, jeżeli ktoś nie wie o sprzedarzy mojego ebooka. Klikajcie tutaj lub okładkę po lewej.

Zapraszam na rozdział. :)



– Alec, co sądzisz o tej sukience? Ładna jest, prawda?
Alec zerknął na strój, który przymierzała Darlin, odwieczna przyjaciółka od serca. Znał ją od przedszkola i jak uczepiła się go dwadzieścia lat temu, tak do tej pory nie mógł się jej pozbyć. Ta kobieta to wiecznie przyklejony do niego przysłowiowy rzep, nękający go przeważnie wtedy, kiedy potrzebował chwili samotności. Zielony idealnie pasował do jej cery i oczu, ale falbany zdobiące dół ubrania oraz rękawy, poszerzały i tak już okrągłą figurę Darlin Stark.
– Tamta była lepsza. W tej wyglądasz tak, jakby przybyło ci dwadzieścia kilogramów. – Uchylił się, kiedy kobieta próbowała uderzyć go w głowę.
– Nie jestem gruba. Mam takie ciało, że gdy się za nie złapie, to można je poczuć. Nie to co te szkielety. – Zerknęła na grupę dziewczyn oglądających wiszące na wieszakach bluzki. – Facet będzie miał po takich siniaki, nie powiem, w których miejscach.
– Tamta jednak była lepsza. – Nie miał nic więcej do powiedzenia. Zgodził się pomóc przyjaciółce w wyborze sukienki, wiedząc, jaka to będzie męczarnia, ale nie miał zamiaru spędzić w sklepie dłużej niż godzinę. Darlin przymierzała chyba już z dziesiątą kreację i ciągle jej coś nie pasowało. Z kolei te, które jemu się podobały i przyjaciółka naprawdę świetnie w nich wyglądała, jej nie odpowiadały, chociaż nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie „dlaczego?”. – Może kup różową.
– Różowy? Oszalałeś? Fuj. Kochanie, ja mam tu poważny problem, a ty mi wyskakujesz z czymś takim. Nie znoszę różowego. – Wzdrygnęła się i przeszła do przymierzalni.
Chciałbym mieć tylko takie problemy, dumał Alec. Przez ostatni tydzień łamał sobie głowę, co miał z tym wszystkim zrobić. Jak powiedzieć rodzinie, że jutro bierze ślub lub w jaki sposób, w ciągu dwudziestu czterech godzin, znaleźć wyjście z tej trudnej sytuacji? Na przestrzeni tych kilku dni Latimer dzwonił do niego tylko raz, prosząc go o kilka dokumentów potrzebnych do ślubu i o wyniki badań.
W odpowiednim czasie przysłał nawet posłańca, żeby odebrał papiery, a także dostarczył te, które on miał otrzymać. Dobrze się składało, bo Alec na razie nie zamierzał widzieć się z tym przebiegłym osobnikiem, którego oczy hipnotyzowały człowieka, wydzierając z niego duszę. Miał zostać poślubiony temu mężczyźnie i spędzić z Latimerem cały rok, a co najgorsze – to musiał się z nim kochać, a sama myśl o tym przyprawiała Aleca o dreszcze spowodowane zarówno lękiem, jak i podekscytowaniem. Czasami nie potrafił rozróżnić tych przyjemnych od tych napędzanych strachem. Bał się nocy poślubnej jak panienka swojego pierwszego razu. W sumie to będzie jego pierwszy raz, tak jakby, dlatego tym bardziej obawa wpełzała do jego duszy. Jeszcze przedwczoraj miał nadzieję, że coś się stanie, może ojciec jakimś cudem spłaci część długu, wygrywając w tym swoim kasynie. Niestety, jedyne, do czego mężczyzna był zdolny, to picie alkoholu kieliszek za kieliszkiem, niczym spragniony pustelnik łapczywie pijący z jedynego w okolicy źródła.  Widząc go wczorajszego wieczoru, jego chorobliwą bladość, ciemne półkola pod oczami i pustkę w oczach, nadzieja ulotniła się. Zdał sobie sprawę, że to on musi ratować rodzinę i dom należący do nich od lat, tylko kto uratuje jego? Naprawdę zdobędzie się na odwagę, żeby jutro powiedzieć „tak” i oddać swoje ciało temu człowiekowi? Nie ulegało wątpliwości, że Morgan Latimer był przystojnym, elektryzującym mężczyzną, na widok, którego nawet zatwardziałym i świętym osobom odebrałoby oddech. Myśl, że pozwoli mu się całować, dotykać i pieścić ciało, sprawiała, że zasychało mu w ustach. A co, jeżeli Morgan po prostu go sobie weźmie, nie troszcząc się o niego? Panika ponownie przepełniła jego serce, ale natychmiast odrzucił obawy. Latimer tak na niego patrzył, że na pewno nie odmówi sobie rozkoszy delektowania się jego ciałem, a może i jemu udzieli się jakaś przyjemność? Od lat nie był zwolennikiem seksu, bo po nieudanej próbie pierwszego razu – chociaż próbą nie mógł tego nazwać, ponieważ on nie chciał robić niczego więcej, poza pieszczotami – kolejnej nie próbował. Spotykał się z kilkoma chłopakami, ale ci widząc, że nie dostaną tego, czego chcieli, zostawiali go. Teraz miał oddać swoje ciało innemu mężczyźnie bez udziału uczuć i pozwolić mu na wszystko, czego zechce, a może chcieć wiele, sądząc po osobowości tego człowieka. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco i od razu zimno. Co dla niego oznaczać będzie seks z Morganem Latimerem i czy też będzie miał z tego jakąś przyjemność okaże się już jutro w nocy.
Wyczuwając przy sobie czyjąś obecność, powrócił z czeluści myśli. Darlin machała mu ręką przed nosem.
– Ziemia do Aleca.
– Już wylądowałem, czego chcesz? – burknął, czując, że policzki palą go z zażenowania.
– Nie wiem, o czym myślałeś, ale wyglądasz tak, jakby to były naprawdę przyjemne myśli.
– Za dużo sobie wyobrażasz. To… – Najwyższy czas, żeby w końcu powiedział jej, co musi zrobić dla ratowania rodziny. – Muszę z tobą porozmawiać.
– W porządku. Wybrałam już, co trzeba. Muszę tylko zapłacić i możemy pogadać w tej lodziarni obok.
– Dobra. – Wolałby porozmawiać z nią bez świadków, ale istniała szansa na to, że będąc w tłumie przyjaciółka nie urządzi sceny.

*

Darlin wpatrywała się w niego niczym w ufoludka, zapominając o pucharku roztapiających się lodów waniliowo czekoladowych i łyżeczce uniesionej w kierunku jej ust. Zamrugała szybko powiekami. Od kilkunastu sekund to był jej jedyny ruch, który dostrzegł Alec. Wszystko jej wyznał łącznie z tym, że Latimer oczekuje od niego stosunków seksualnych.
– Ocipiałeś do reszty?! – krzyknęła niespodziewanie kobieta, ściągając na nich wzrok pozostałych klientów lodziarni. Wrzuciła do pucharka łyżeczkę w zawartością i pochyliwszy się ku przyjacielowi, zapytała: – Jesteś zdrowy na umyśle, czy mam już dzwonić po panów z kaftanikiem?
– Darlin, wiem, co robię. To lepsze niż to, co nas czeka.
– Sprzedajesz się – szepnęła. – Ten Latimer wydaje mi się być śliskim typem, skoro wymyślił coś takiego. Po prostu chce cię przelecieć. Skąd masz pewność, że dotrzyma słowa?
– Ma swój honor.
Darlin prychnęła, odsuwając od siebie lody.
– Straciłam apetyt. Co ty robisz?
– Siedzę? No już, nie przewracaj tak oczami, tylko mnie zrozum. Nie mam wyjścia. – Sam przesunął swój pucharek na środek stolika. Odechciało mu się wszystkiego. Darlin zawsze go popierała, rozumiała, ale sądząc po jej obecnym zachowaniu, tym razem nie powie, że dobrze robi, pomoże mu i tak dalej. Wpatrywała się w niego jak w idiotę, stukając palcami o blat stolika, a to dobrze nie wróżyło.
– Zawsze jest wyjście.
– Nie, kiedy trójka dzieci może zostać wyrzucona z rodzinnego domu. Dasz mi tyle pieniędzy, żebym jutro spłacił dług? Nie, bo nie masz. Ja też nie mam. Może gdybym dużo wcześniej dowiedział się o całej sprawie, to coś bym wykombinował, a na obecną chwilę nie mam wyjścia. Mogę być tylko zadowolony, że Morgan Latimer nie jest starym, łysym, grubym facetem śliniącym się na widok młodego chłopaka.
– Podoba ci się. – Wycelowała w niego palcem.
– Jest cholernie przystojny, pociągający i…
– Ha! Ale i tak nie pobłogosławię temu czemuś. Nie ma mowy, słoneczko. Powiedziałeś mu, że jesteś prawiczkiem? – Położyła łokcie na stole, dyskretnie rozglądając się, czy ktoś jej nie słyszy.
– Nie mam zamiaru mu tego mówić, zresztą tak naprawdę nie do końca jestem. Poza tym ślubu jeszcze nie było. – Zaczął bawić się rogiem obrusu, którym nakryto stolik.
– Powiedz mu. Skąd wiesz, jaki jest? Może lubi ostre zabawy, a jeśli wyjawisz mu prawdę, to istnieje szansa, że zajmie się tobą delikatnie. Powiedz mu też, dlaczego.
– Oszalałaś – naburmuszył się. – Nie mam zamiaru wyznawać mu moich najintymniejszych rzeczy i nie traktuj mnie jak delikatnego chłopaczynę, niepotrafiącego znieść chwili bólu. Jestem dorosłym facetem i możesz nie pochwalać tego, że nie mam zamiaru niczego mu o sobie mówić. Nie obchodzi mnie to. – Założył ręce na piersi, naburmuszony niczym dzieciak, patrząc na nią ze złością spod przymrużonych powiek.
– Będzie twoim mężem, czego też nie pochwalam, palancie – prychnęła, również się irytując. Jej przyjaciel zawsze był rozważnym, mądrym człowiekiem, a teraz postępuje bardzo głupio. Nie ważne, jaki ma powód.
– Zrobię to, co do mnie należy – powiedział, wyciągając portfel. – Chcę uratować moją rodzinę i nie interesuje mnie, co się ze mną stanie. – Rzucił pieniądze na stolik i wstał. – Jadę do domu. Powinienem porozmawiać z tatą.
– Powiesz mu?
– Chyba zrobię to po wszystkim. To będzie najlepsze rozwiązanie, zwłaszcza widząc, jak ty na to zareagowałaś. Wolę, aby nie robił mi scen przed tym wszystkim, bo jeszcze bym stchórzył, a tego nie chcę. Zrobię to, co muszę. To tylko rok, dam radę i nie musisz tego akceptować, ale nie chcę, żebyś mnie potępiała za próbę pomocy rodzinie, bo wierz, mi, nie ma innego wyjścia.
Darlin podniosła się, zabierając z krzesła torebkę i torbę z zakupami. Podeszła do przyjaciela, przytulając go.
– Zawsze będę twoją przyjaciółką i gdybyś mnie potrzebował to dzwoń. – Odsunęła się. – O której jest jutro ten sławetny moment?
– O osiemnastej w domu Latimera. Raczej nie mogę nikogo zaprosić. Świadkiem ma być jakiś jego znajomy i ktoś jeszcze.
– Bogaty idiota, ale dobrze, że załatwi świadków, bo ja bym na pewno nim nie została, ani reszta naszych znajomych. Kiedy im powiesz?
– Po fakcie – odparł, odprowadzając ją do jej samochodu.

*

– Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? – zapytał Rafe Caningham, śledząc swoimi czarnymi oczami przyjaciela, który robił mu drinka.
– W zupełności. Miałem inny plan, lecz ten… Hm. Połączyłem przyjemne z pożytecznym. – Morgan podał wieloletniemu przyjacielowi szklaneczkę whisky, po czym rozparł się wygodnie na kanapie w swoim gabinecie. – Szkoda, że go nie widziałeś. Chłopak jest wprost stworzony do seksu. – Swojemu przyjacielowi mógł powiedzieć wszystko. Rafe znał jego najskrytsze sekrety. Poznali się wiele lat temu na studiach, w trakcie bijatyki, do której wdał się Morgan, pomagając Brianowi Lockerby, który został napadnięty przez grupę dresiarzy. Tamtego dnia Rafe zauważył, jak czterech chłopaków chce skopać Morgana i młodszego od nich chłopaka, i bez namysłu ruszył im na ratunek. Później wiele razy opowiadał tę historię i chwalił się, jak dzielnie walczył, i że sportowe umiejętności bardzo mu wtedy pomogły. Od tamtej pory obaj stali się nierozłączni i przyjęli Briana do swojego grona. Morgan zanotował sobie w głowie, żeby się z nim skontaktować.
– To go weź do łóżka, a nie od razu chcesz poślubić. – Nie rozumiał Morgana. Dlaczego chce się związać z kimś, kogo nie znał? Zresztą śluby również go nie interesowały. Przecież mógł inaczej postąpić. Owszem, miał swoje plany, ale można je było zrealizować w różnoraki sposób, niekoniecznie biorąc do domu, jakiegoś chłopaczka.
– Łóżko? – Założył nogę na nogę, uśmiechając się wrednie. – To zdecydowanie za mało. Kochanek nie przeszkodziłby harpiom, a mój plan, tak dobrze tobie znany, będzie o wiele lepszy. Zdecydowanie chcę wziąć ślub z panem Aleciem Frostem. Zabawię się, załatwię przy tym to, na co czekam od dawna, a później rozwiodę się i wyrzucę młodego, ponętnego Frosta ze swojego życia. Wróci tam, gdzie jego miejsce, czyli do ojczulka hazardzisty i…
– Dobra, już dobra. – Rafe uniósł rękę do góry, znając doskonale dalszą część zdania. – Powiedzmy, że dobrze robisz, ale nie liczysz się z uczuciami tego chłopaka.
– Nic mnie one nie obchodzą. Pożądam go i jutrzejszej nocy będzie w moim łóżku. Dam mu wiele cielesnych rozkoszy i już żaden kochanek nie zaspokoi go do końca.
– Skromny jesteś. – Rafe uniósł brwi.
– Dobry jestem. – Sięgnął po swojego wcześniej zrobionego drinka. Przechylił szklaneczkę i delikatnie nią potrząsnął. Już jutro podpisze akt ślubu, a później będzie miał rok na nasycenie się cudownym mężem. 
– Znam ten twój błysk w oku. Nic nie jest w stanie odwieść cię od twoich planów.
Morgan uśmiechnął się tajemniczo. O tak, nic nie mogło odciągnąć go od tego chłopaka, a dzięki temu upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.
– Nic, mój drogi przyjacielu.
Zastanawiał się, co Alec powie swojej rodzinie. Przecież tak nagle bierze ślub i to w dodatku z mężczyzną. Cóż, jego ojciec sam jest temu winien, bo to on wpakował rodzinę w kłopoty, a jego syn chce tylko pomóc. Ciekawe, co powiedziałby Alec, gdyby znał prawdę o swoim ojczulku i o wielu innych rzeczach. Może okaże swą wspaniałomyślność i pod koniec małżeństwa wyzna mu wszystko, a potem pan Frost będzie się tłumaczył przed synem. Z drugiej strony, on sam nie zamierzał tak długo czekać ze skończeniem swojego planu. Teraz po prostu się zabawi, a potem… To już będzie inna historia. Na razie chciał nasycić się ciałem Aleca. Na samą myśl o tym rosło w nim podniecenie, które kumulowało się od tygodnia. Gdyby nie te wszystkie formalności, wziąłby z nim ślub już następnego dnia. Niestety, musiał się wstrzymać, ale na szczęście już niedługo dostanie to, czego pragnął, a czekanie wzmagało apetyt.
– Jesteś pewny, że ten twój Alec Frost zjawi się jutro na ślubie? – zapytał Rafe, dopijając swojego drinka.
– Wie, że cena jest wysoka. Nie zrezygnuje. Ciekawi mnie tylko, co on w tej chwili robi. Może zamknął się w pokoju i płacze nad swoim losem?
– Albo obrzuca złego Latimera stekiem obraźliwych słów.
– Nie ważne. Tak czy owak jutro będzie mój – rzekł Morgan, przenosząc spojrzenie za okno. Za kilkanaście godzin zasmakuje w uroczym i podniecającym Alecu.
– Clarice zapłacze się na śmierć, po usłyszeniu szokujących nowin, że jej ulubieniec wziął ślub, a Rebeka wpadnie w furię.
– Nie żal mi tych harpii. Clarice sądzi, że kiedy ma prestiż, a jej tatuś pozycję w prokuraturze, to może wszystko. – Żadna z tych kobiet, które tylko czekały na jego oświadczyny, a nie miałby nawet podstaw do ożenku z nimi, nic nie robiła sobie z tego, że jest gejem. Chciały go nawrócić, rywalizując między sobą o to, która zdobędzie go, jako pierwsza. – Clarice niech zajmie się swoją fundacją, a Rebeka byłym mężem. Słyszałem, że chciał do niej wrócić. – Wstał i wziąwszy pustą szklankę przyjaciela, udał się do barku po nowe drinki. – Poza tym im nie chodzi o mnie, tylko o majątek Latimerów.
– Jesteś jedynym spadkobiercą – przypomniał mu Rafe, zapalając papierosa. – Chcą mieć dzieci, które oddziedziczą to wszystko i nazwisko.
– Ciekawe, kto zrobiłby im te dzieci. Na pewno nie ja. – Potrząsnął głową, odpędzając od siebie obrzydliwe myśli. Nie mógłby być z kobietą, tak jak wielu hetero mężczyzn nie wyobrażało sobie, żeby jakiś facet dotknął ich w jakikolwiek intymny sposób. Nalawszy whisky, wrócił do stolika. – W każdym razie jutro jest mój ślub, więc mam co świętować, a nie rozmyślać nad tym, co zrobią wiedźmy.
– Ten chłopak musi naprawdę być boski, skoro ty, wróg małżeństwa, zdecydowałeś się na coś takiego.
– Sam będziesz miał ochotę go przelecieć.
– Dziękuję, ale gustuję w płci pięknej. – Strzepnął popiół do popielniczki, po chwili ponownie zaciągając się papierosem.
– Wierz mi, płeć piękna, jak to mówisz, to przy nim kaszaloty.
– Myślisz nie tą częścią ciała, co trzeba, mój przyjacielu. Przekonamy się jutro.
Morgan już nic nie odpowiedział. Prawda, myślał swoim penisem, który budził się na każde wyobrażenie Aleca Frosta i niedługo spełni swoje wszystkie wizje erotyczne. Oblizał się na samą myśl o tym, zanim wlał sobie do gardła palący trunek.

*

W domu poza bliźniakami siedzącymi teraz nad pracą domową i ojcem nie zastał nikogo więcej. Tata powiedział, że mama wyszła ze swoją przyjaciółką na spotkanie pań z kółka krawieckiego, przy okazji zabierając najmłodszą pociechę rodziny. Rodzicielka uwielbiała robić różnego rodzaju robótki ręczne. Szyła lalki, torebki dla dziewczynek, ubrania, tworzyła etui na tablety, dziergała serwetki i wiele innych rzeczy, za które coś tam zarabiała, sprzedając je w Internecie z jego pomocą, ale majątku na tym z pewnością nie zbije. Przeklinał siebie, że dopiero teraz dostrzegał, jak wielkie kłopoty ma jego rodzina. Tata przez tak długi czas zwodził ich doskonałą grą aktorską, a on był zbyt ślepy, żeby mógł zauważyć to, w jak ciężkim położeniu się znaleźli.
Ojciec nie wyglądał najlepiej. Poszarzała cera, przekrwione oczy i zapach alkoholu jasno mówiły, w jakim mężczyzna jest stanie. Postawił przed nim kubek kawy i kazał wypić, po czym usiadł na swoim stałym miejscu przy kuchennym stole. Wsypał łyżeczkę cukru do swojej herbaty – wolał unikać kawy, bo i tak przez ostatnie noce nie mógł spać – i zamieszał powoli.
– Tato, musisz się leczyć – zaczął bez owijania w bawełnę. – Tak dłużej być nie może. Jesteś hazardzistą, popadasz w alkoholizm. Nie rozumiem, jak możesz sądzić, że alkohol rozwiąże twoje problemy. Przecież wiesz, że dług nie zniknie.
Andrew Frost przez chwilę patrzył na czarny napój, aby w końcu upić łyk, krzywiąc się przy tym.
– Co ma robić mężczyzna, gdy grozi mu ruina?
– Chcesz zapomnieć o kłopotach? Nie tędy droga. – Przesunął w stronę rodzica cukiernicę.
– A co ty możesz o tym wiedzieć?
– Chyba więcej niż ty. Na pewno nie zapijam problemów, udając w chwili totalnego zamroczenia, że nie istnieją. Rozmawiałem rano z mamą. Musisz coś z tym zrobić, a my ci pomożemy. Są ośrodki…
– Nie jestem chory, to tylko chwilowa niedyspozycja.
Alec zamknął oczy. Nie zmusi ojca do leczenia, jeśli ten tego nie zechce. Razem z mamą znaleźli dobry ośrodek utrzymujący się z datków charytatywnych i pomocy państwa, nie musieliby za nic płacić. Wystarczyłoby, żeby tata przyznał się do swoich nałogów i chciał podjąć leczenie. Bez tego nic nie mogli zrobić, a na razie nie było podstaw, żeby ubezwłasnowolnić rodzica. Co z tego, że z dnia na dzień jest coraz gorzej?
Bał się myśleć, co się stanie, kiedy on zamieszka w rezydencji Latimera, a mama i rodzeństwo zostaną tutaj. Na całe szczęście będą mieli dach nad głową i da mamie jakieś zarobione przez siebie pieniądze, bo na pewno nie zamierza zrezygnować z pracy. Zbyt ją lubił i dawała mu dużo satysfakcji. Może dla wielu praca, jako recepcjonista w hotelu, nie była czymś wymarzonym, ale on miał już tam swoją pozycję. Był zastępcą kierownika zmiany, a kiedy chodził na nocki, mógł zająć się tym, co lubił, czyli pisaniem książki. Czy będzie miał czas zająć się pisaniem w domu Latimera? Przez to wszystko od tygodnia nie ruszył dalej, zostawiając swoich bohaterów uwięzionych w górach.
– Tato, jesteś chory, ale nie potrafisz się do tego przyznać. Masz pięćdziesiąt lat i pewne rzeczy powinieneś rozumieć. Tato, masz pięcioletnią córkę. Pomyśl o niej.
– Nie jestem chory. Jeżeli ktoś tu miałby być chory, to ty. – Andrew w końcu spojrzał na najstarszego syna, tak podobnego do swojej matki.
– Nie zaczynaj znowu, bo wiem, że tak nie myślisz. – Ujawnił się rodzicom, mając siedemnaście lat. Mama z trudem to zaakceptowała, ale to właśnie tata pierwszy wyciągnął do niego rękę, chociaż też nie przyszło mu to łatwo. Dlatego teraz doskonale znał powód słów ojca. – Nie pozwolę ci odwrócić kota ogonem. Nie uderzysz mnie tam, gdzie sądzisz, że zaboli, bo taki nie jesteś.
– Alec, zrozum, że wstyd mi przed całą rodziną za to, co zrobiłem i robię, jednak nie namówicie mnie, abym poszedł się leczyć. Będę chciał, przestanę. – Wstał i wyszedł, pozostawiając pełny kubek kawy.
Kolejna próba rozmowy zakończyła się fiaskiem, co tylko przyniosło Alecowi nowy ciężar. „Będę chciał, przestanę” te same słowa osiem lat temu powiedział jego kolega, wpadając w narkotykowy nałóg. Chłopak zaczął brać, mając szesnaście lat, bo to dla szpanu, bo inni biorą i chciał należeć do grupy, bo inaczej zostanie odrzucony, czego panicznie nie chciał. Zaczęło się od niby tak niewinnej marihuany. Potem doszła amfetamina oraz inne używki, które przestały być wystarczające i nawet nie się obejrzał, kiedy w grę weszły heroina, kokaina. Krok za krokiem kolega wpadał w sieć, którą sam sobie stworzył, by w efekcie nie dożyć siedemnastego roku życia, po tym, jak dał sobie w żyłę zbyt dużą dawkę, bo mniejsze już nie sprawiały, że odlatywał do świata pełnego kolorów. David chciał przestać brać, ale już nie mógł, wmawiając sobie, że nie jest uzależniony i zawsze może to rzucić. Powtarzał jak mantrę, że weźmie jeszcze tylko ostatni raz. I tak było, bo zdarzył się ten ostatni raz, kończąc życie nastolatka.
Wzdrygnął się na to wspomnienie. Wtedy próbował pomóc Davidowi, walczył o niego, ale nie mógł zdziałać cudów. Tak samo i w tym przypadku. Może nie chodziło o narkotyki, ale hazard, alkohol były w równym stopniu zabójcze dla uzależnionej osoby, niszcząc powoli ją i rodzinę. Ciekawe, kiedy tata zacznie wyprzedawać rzeczy z domu, tak samo jak robił do David, byle tylko mieć na kolejną dawkę.
Tej nocy, leżąc w łóżku, nie mógł zasnąć, rozmyślając o ojcu, swoim niechcianym ślubie, życiu, które zmieniło swój bieg na tor, którego nigdy nie brał pod uwagę. Jutro wróci z pracy przed szesnastą, weźmie prysznic, skłamie rodzicom, że jedzie do Darlin i przenocuje u niej – przyjaciółka z trudem zgodziła się na to kłamstwo – potem pojedzie wziąć ślub, a o tej porze Latimer i on… a może już będzie po wszystkim. Z trudem przełknął rosnącą gulę w gardle. Znów ten sam strach pomieszany z niesamowitą ekscytacją i, wątpliwościami zamieszkały w jego sercu. Nie było nadziei, że zdarzy się cud. Jutro zmieni całe jego życie.

20 lipca 2015

Mój pierwszy Ebook :)

Stało się. :DD Mam tremę jak nie wiem.

Jak niektórzy z Was zauważyli, w dzisiejszych odpowiedziach na komentarze wspomniałam, że na dniach chcę wydać swojego pierwszego, płatnego ebooka. Miało mi zejść najdalej do środy, ale już dzisiaj przysiadłam nad końcowymi pracami. I... JEST. Uffff.

Jeszcze chwilę ponudzę. Miałam wydać ebooka na Wydaje.pl, ale z tego co się orientuję mają poważne kłopoty, więc opowiadanie "Znalezione na strychu" wydałam na innym portalu Beezar.pl, na którym publikuje Silencio.

Dobra, nie przedłużam.

Zapraszam do kupna mojego pierwszego tekstu, a zarazem pierwszego tomu z nowej serii "Obrazy miłości" (seria nigdy nie ukaże się na blogu). Od razu zapewniam, że każdy tom ma swoje zakończenie, także nie zostanie ono nagle urwane, po którym zaproszę do czekania przez kilkanaście tygodni na ciąg dalszy. Są to pojedyncze opowieści. Typowe romanse i mam nadzieję, że ci, którzy kupią choćby ten pierwszy tom, nie pożałują tego. Planuję już kolejne. Mam na nie wenę, pomysły i tylko czasu brakuje na pisanie. :)
Kiedy kolejny tom? Nie wiem. Pisze się. :)


Link do zakupu książki:   Znalezione na strychu

Jest to pdf, więc da się czytać i na komputerze. Opis krótki i nic nie wyjaśniający, ale nie dość, że nie umiem pisać opisów, to w dodatku nie chciałam wiele zdradzić.

Fragment

Wszelkie komentarze do tekstu, proszę zostawiać tutaj Klikaj

Dług - Rozdział 1

Zaczynam publikować nowy tekst. Ktoś powie, że ta tematyka już była (jaka dowiecie się pod koniec rozdziału), ale lubię ją i znów to poruszyłam. Opowiadanie ma 20 rozdziałów i epilog. Pojawiła się w spisie opowiadań podstrona dla tego opowiadania, wraz z opisem.


Zapraszam na pierwszy rozdział.

Opowiadanie betuje Akemi. Dziękuję :***


Co on tu robił, stojąc przed bramą ogromnej posiadłości o kamiennym ogrodzeniu, za którym znajdował się przepiękny, kilkuhektarowy ogród? Zanim tutaj przyjechał, dokładnie poszukał informacji o właścicielu rezydencji. Nie udało mu się znaleźć zbyt wielu wiadomości, ponieważ mężczyzna chronił swoją prywatność, ale za to zdjęć ogrodu były całe setki, szczególnie na stronach ogrodniczych podziwiających piękno i fantazję tego miejsca.
Drżącą ręką nacisnął dzwonek przy bramie i po chwili w głośniku domofonu odezwał się męski głos.
– W czym mogę pomóc?
– Dzień dobry, nazywam się Alec Frost i chciałem się spotkać z panem Morganem Latimerem. – Spojrzał w małą kamerkę usytuowaną nad domofonem.
– Pan Latimer jest bardzo zajęty i nie przyjmuje interesantów w domu. Proszę umówić się na spotkanie w jego biurze.
– Rozumiem, ale to bardzo ważne. Sprawa życia lub śmierci. – Może przesadził, dodając ostatnie słowa, ale ważne, żeby przyniosły pożądany skutek. – Nie mogę czekać, muszę się z nim koniecznie zobaczyć. W innym wypadku bym go nie niepokoił.
– Proszę zaczekać, zobaczę czy pana przyjmie, panie…
– Frost. Alec Frost – powtórzył swoje nazwisko, mając ogromną ochotę zdezerterować, ale nie pozwolił, żeby strach nad nim zapanował.
Nerwowo poprawił swoje długie do ramion, czarne włosy i strząsnął niewidzialny kurz z rękawa marynarki. Na dworze na całe szczęście nie było gorąco, bo wiosna dopiero od niedawna zajmowała miejsce zimy, więc nie piekł się w garniturze. Nie znosił tak formalnych strojów, ale na to spotkanie musiał się tak ubrać, żeby ten, z kim chciał się spotkać, traktował go poważnie. Z tęsknotą spojrzał na swój samochód, mając kolejną ochotę wsiąść w niego i uciec. Zanim jednak zdążył zrealizować swój plan, w głośniku odezwał się głos:
– Panie, Frost, pan Latimer oczekuje pana. Proszę wjechać.
– Dziękuję. – Otarł spocone z nerwów dłonie i szybko wsiadł do auta, kiedy brama zaczęła się otwierać.
Chwilę później wspinał się na schody przepięknego domu o jasnej elewacji i, zanim zdążył nacisnąć dzwonek, drzwi otworzyły się przed nim prawie bezgłośnie. W powstałej wnęce zjawił się szpakowaty, wysoki mężczyzna, patrząc na niego jasnymi oczami, umieszczonymi na pociągłej, lekko pokrytej zmarszczkami twarzy, ubrany w ciemny garnitur, Alec nieraz widywał taki strój w filmach, w których występowali aktorzy wcielający się w rolę lokajów. 
– Pan Latimer, czeka na pana w swoim gabinecie. Zaprowadzę pana. – Lokaj odsunął się od drzwi, gestem ręki zapraszając gościa do środka.
Alec poczuł się dziwnie w otoczeniu takiego bogactwa. Podłogi pokryte marmurem i wyłożone na nich dywany kosztowały więcej niż zarabiał w ciągu parunastu miesięcy. Potężne schody wiodące na piętro o ozdobnej barierce miały podświetlane stopnie. Za jedną z waz stojących po ich obu stronach, jego rodzina mogłaby spłacić wszystkie długi i zostałoby jeszcze dużo pieniędzy na spokojne życie przez wiele lat. Nie było mu dane przyjrzeć się dłużej holowi i widocznemu salonowi, gdyż lokaj od razu poprowadził go długim korytarzem w stronę zamkniętych drzwi. Mężczyzna zapukał w nie, a kiedy zza nich odezwał się głos zapraszający do wejścia, lokaj je otworzył. Alec nabrał głęboko powietrza, starając się nie pokazać po sobie zdenerwowania. Miał cel do zdobycia i nie wyjdzie stąd z podkulonym ogonem. Wszedł do obszernego gabinetu, słysząc, że za nim zamykają się drzwi i pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to rzędy regałów z poukładanymi na nich książkami oraz wielkie okna, przez które wpadało światło dnia, rozświetlając pokój w przeważającej części wypełniony ciemnymi meblami. Po prawej stronie od wejścia, stało masywne biurko, za którym siedział mężczyzna otoczony dokumentami i coś notujący w jednym z nich.
Kiedy skupił uwagę na wyglądzie gospodarza tej posiadłości, i zaparł mu on dech w piersiach. Widział kilka zdjęć Latimera, ale żadne z nich nie oddawało tego, jak bardzo ten mężczyzna jest przystojny i przede wszystkim emanujący niezwykłą aurą męskiej siły. Czarne, wpadające w kolor gorącej, gorzkiej czekolady, włosy, gładko zaczesane do tyłu, prosty nos, mocna szczęka i cudownie zarysowane usta przyciągały spojrzenie. Natomiast okolone kaskadą czarnych rzęs oczy, które ujrzał, po tym, jak mężczyzna uniósł na niego wzrok, były przenikliwe, niebieskie, przypominające lazur nieba w pogodne dni. Przeszywały człowieka na wylot w taki sposób, że gdy na kogoś patrzyły, odnosiło się wrażenie, że ich właściciel sięga najskrytszych zakamarków duszy. Po plecach Aleca przeszły dreszcze, kiedy w tych oczach pojawił się tajemniczy błysk.
Widząc, że mężczyzna wstaje, poczuł przyśpieszone bicie serca i suchość w ustach. Co się z nim działo? Otaksował wysoką postać Latimera, zaczynając od szerokich ramion osłoniętych czarną koszulą, która opinała mięśnie niczym druga skóra, po czym przeniósł wzrok na doskonale uprasowane spodnie od garnituru podkreślające wąskie biodra i skończył na czarnych, lśniących butach. Przez myśl przemknęło mu pytanie, czy ten człowiek kiedykolwiek zakłada zwykłe dżinsy, dresy, kapcie, a może zawsze chodzi tak elegancko ubrany?
Morgan wygiął idealną brew w kształcie łuku, zaskoczony tym, że jego gość tak odważnie go lustruje. Podszedł do niego bliżej i zapytał:
– Pan, Alec Frost, jak mniemam?
Pytanie oderwało Aleca od dziwnych myśli. Zreflektował się szybko i spojrzał butnie na stojącego naprzeciwko mężczyznę.
– Tak – odparł. – Jak sądzę, pan jest Morganem Latimerem, bezwzględnym człowiekiem, który pożyczył pieniądze mojemu ojcu, na bardzo wysoki procent i nie chce przedłużyć terminu oddania długu – powiedział prosto z mostu.
– Lubi pan od razu przejść do rzeczy. Może najpierw pozwoli pan, że zaproponuję coś do picia. Kawy, herbaty, czegoś mocniejszego? – Pokazał barek w kształcie globusa, który znajdował się tuż obok kanapy, przy jakiej stały dwa fotele i niski szklany stolik.
– Nie, dziękuję. Wolałbym „przejść od razu do rzeczy” – powtórzył wcześniejsze słowa swojego współrozmówcy.
– Oczywiście. – Morgan przeszedł za biurko, po czym wskazał krzesło stojące po drugiej stronie. – Niech, pan usiądzie i powie, czemu zawdzięczam pańską wizytę. Z reguły nie przyjmuję interesantów w domu, ale Alfred powiedział mi, że to podobno sprawa życia i śmierci. – Złożył dłonie w piramidkę, opierając na nich podbródek.
– Poniekąd tak, bo przez pana moi rodzice i rodzeństwo znajdą się na ulicy. – Widząc uniesione brwi Latimera, kontynuował: – Pół roku temu pożyczył pan mojemu tacie zawrotną sumę pieniędzy, których żaden bank nie chciał mu dać. Za niecały miesiąc mija termin spłaty długu, a nie ma możliwości, żeby w tym czasie moja rodzina zdobyła wystarczającą ilość gotówki, aby wszystko panu oddać. Przyszedłem prosić pana o wydłużenie okresu spłaty pożyczki i umorzenie odsetek.
Przez chwilę w gabinecie trwała cisza, po czym Morgan wyprostował się i rzekł:
– Nie jestem instytucją charytatywną.
– Tylko lichwiarską, panie Latimer.
– Jestem finansistą i przedsiębiorcą, a pana ojciec przyszedł do mnie ze łzami w oczach, prosząc, żebym pożyczył mu trzydzieści tysięcy dolarów, bo inaczej zabiją go z powodu długów w kasynach. Wiedział, jakie stawiam warunki dotyczące większych kwot. Do niczego nie zmuszałem pana ojca.
– Tata był w tak złym stanie psychicznym, że w tamtej chwili zrobiłby wszystko, nawet sprzedał duszę diabłu. – Alec podniósł się, wzburzony, wbijając zimne spojrzenie w mężczyznę. – Pan to niecnie wykorzystał, nie mając pojęcia, że mój tata nie jest w stanie spłacić takiej sumy.
Jest wspaniały, przemknęło przez myśl Morganowi, wie, czego chce i umie o to walczyć. Tylko szkoda, że ta jego walka jest z góry przegrana.
Tym razem to on powiódł wzrokiem po ciele swojego niespodziewanego gościa, zaczynając od jego zaciśniętych, pełnych ust i piwnych oczu rzucających w niego gromy. Ten chłopak miał charakter. Mógł mieć nie więcej niż dwadzieścia cztery lata, czyli osiem lat mniej niż on, wysoki dorównujący mu wzrostem, szczupły, ale nie chudy. Nienagannie ubrany, choć Latimer odniósł wrażenie, że mężczyzna źle się czuje w garniturze. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że to ubranie podkreśla niezłe ciało i jak bardzo ten widok podoba się Morganowi.
Otrząsnął się z nagłego, opętującego go pożądania w stosunku do tego młodego mężczyzny. Już kiedy wszedł, ciało Latimera ochoczo zareagowało na pana Frosta. Teraz jednak musiał się opanować. Powrócił do tematu rozmowy, odganiając pożądliwe myśli.
– Zaręczam pana, że pański ojciec był w pełni władz umysłowych, prosząc o pieniądze.
– Władz umysłowych? Kiedy groziła mu śmierć?
– Nie moja wina, że pański rodzic jest nałogowym hazardzistą i zapożyczył się nie tylko w kasynach, ale u wielu niebezpiecznych ludzi. Zaręczam, że z mojej ręki nie grozi mu śmierć…
– Tylko wyrzucenie jego rodziny na bruk, bo pan zabierze ich dom, który jest zabezpieczeniem kredytu. Proszę tylko o kilka miesięcy, żebym mógł w tym czasie zdobyć te pieniądze.
– Dlaczego nie mógł pan ich zdobyć przez ostatnie pół roku?
– Dopiero wczoraj dowiedziałem się o wszystkim. – Usiadł zrezygnowany.
Pamiętał każdy szczegół ubiegłego wieczoru, gdy ojciec wezwał mamę i jego, do dużego pokoju, i drżącym głosem wyjawił, że wpadł w finansową pułapkę.
– Wybaczcie mi – zawodził. – Zawiodłem was. Nie powinienem nazywać siebie mężczyzną, ponieważ zamiast zadbać o rodzinę doprowadziłem ją do ruiny. Nie mogę przestać grać. Zamiast do pracy chodzę do kasyn, na pokera, ruletkę. Zadłużyłem się na wielkie sumy pieniędzy. Nawet nasz dom nie jest tyle wart.
– Tato, ale…
– Alec, nie przerywaj mi, bo i tak trudno mi wyznać moje słabości. Nie byłem w stanie spłacić długów u jednego faceta i groził mi. Chciałem pożyczyć pieniądze z banku, ale nie miałam nawet szans, że dadzą mi dolara, a co dopiero kilkadziesiąt tysięcy. Wtedy ktoś podpowiedział mi, że Morgan Latimer, znany w mieście finansista, pożycza pieniądze i udałem się do niego. To było pół roku temu – dodał, patrząc bezradnie na żonę i najstarszego syna.
– Na jak długo pożyczyłeś tę kasę? – zapytał Alec.
– Na siedem miesięcy, z tym, że dotąd oddałem tylko mały procent z całej sumy.
– Pożyczyłeś, oddałeś temu, kto ci groził… Tato, czy zostało coś z tej sumy, którą otrzymałeś od tego jakiegoś Latimera?
– Tak, ale… Przegrałem, zamiast ją zwrócić. Specjalnie wziąłem więcej.
W Alecu zawrzało, kiedy to usłyszał. Nie wiedział, że jego ojciec jest tak głupi i taki chory. Pożycza pieniądze na oddanie długów i robi nowe, zamiast zacząć postępować inaczej.
– Jak dużo trzeba oddać temu człowiekowi? – warknął.
– Sto tysięcy dolarów. – Andrew zwiesił głowę ze wstydu i porażki. – Pożyczyłem trzydzieści, ale jest jeszcze procent plus to, że nie spłacałem…
– Nic już nie mów, mężu. Pomyślałeś, co będzie z nami, co z naszymi dziećmi? Trey i Kevin mają dopiero po dwanaście lat, a Sonia jest jeszcze malutka. Co się z nimi stanie?
– Myślałem, że jak zagram tym, co zostało, odegram się za wszystkie czasy, ale…
– Ale nie wygrałeś, tato! Nie spłacałeś długu u Latimera. Tylko grałeś, nie wiedząc, jak działają kasyna. Jak mogłeś?!
– Przynajmniej ten facet nie jest lichwiarzem – odpowiedział mężczyzna z rumieńcami wstydu.
Alec zbladł jak ściana i zrobiło mu się słabo. Sięgnął po szklankę wody, którą wcześniej sobie przyniósł. Wypił duszkiem jej zawartość, ale to niewiele mu pomogło.
– Czy ten człowiek nie może przedłużyć ci terminu oddania długu?
– Nie. W umowie jest to zastrzeżone. Oddaję o czasie, a on mija za trzy tygodnie, albo zabiera mi dom i wszystko, co mam.
– Skurwiel! – wymsknęło się Alecowi. Zazwyczaj uważał, żeby nie przeklinać przy mamie, ale teraz, patrząc na nią, miał wrażenie, że ona też ma na to ochotę.
Od tamtej rozmowy, kilkanaście godzin temu, myślał tylko o tym, co zrobić, żeby ubłagać Morgana Latimera o dodatkowy termin. Liczył na to, że po szczerej rozmowie, mężczyzna odstąpi od przestrzegania umowy i jakoś uda mu się wynegocjować jeszcze pół roku. W tym czasie weźmie dodatkową pracę i będzie się starał jakoś powoli wszystko oddać. Aczkolwiek dług jest dla nich ogromny, ale woli przymierać z głodu, byle rodzina miała dach nad głową. Poza tym trzeba było wysłać ojca na leczenie, bo mężczyzna ewidentnie był hazardzistą i nie potrafił sam pokonać nałogu. Co najgorsze, do tej pory nie chciał tego zrobić.
Oderwał się od wspomnień, wracając myślami do gabinetu i mężczyzny wpatrującego się w niego z zainteresowaniem.
– Tylko kilka miesięcy, a zdobędę te pieniądze.
– Panie Frost, doświadczenie nauczyło mnie, że nawet kilka miesięcy zwłoki w spłacie długu niczego by nie zmieniło. Poza tym nie mogę pozwolić na to, by sentymenty brały górę nad zdrowym rozsądkiem. Sam muszę myśleć o moich interesach. Wyobraża pan sobie, co byłoby, gdybym tak postępował z każdym? Jako finansista udzielam pożyczek i czekam cierpliwie na ich spłatę. Wszystko odbywa się drogą prawną, a jako przedsiębiorca muszę myśleć o moich fabrykach i ich przyszłości. Może jednak napije się pan czegoś? Jest pan bardzo blady. Proponuję Sherry. – Wstał i udawszy się do barku nalał kieliszek półprzeźroczystego, bursztynowego płynu. Podał go mężczyźnie z myślą, że ten jest wręcz oszałamiający. Jego jedwabiste włosy skrzyły się, kiedy dosięgło ich kilka promieni słońca. Cerę miał jasną, gładką. Długa szyja przechodziła w smukłe ramiona, węższe od jego, ale dzięki temu zamknąłby go w swoich i trzymał, całując soczyste i z pewnością miękkie usta.
– Dziękuję, ale jestem samochodem. – Westchnął cicho, nie wiedząc w jakim kierunku, dzięki temu ruchowi warg, zaczęła pracować wyobraźnia jego towarzysza.
Morgan z głośnym stuknięciem odstawił kieliszek na biurko i oparł się o nie, dopiero wtedy zabierając głos:
– Jak już mówiłem, umowa nadal obowiązuje, co trudno panu zaakceptować i to tylko upewni pana w tym, co już zapewne słyszał, że jestem bezwzględną osobą, która nie ma serca. Ja tylko robię to, co muszę. Nikt nie kazał panu ojcu brać pożyczki. Zrobił to, nie spłacał, przez co urosły procenty. Wywiązywanie się z umów, to honor mężczyzny, a jak widać…
– Jak pan śmie?! – Wstał, rzucając ostre spojrzenie Latmierowi. Ten mężczyzna może i był boski, ale Alec nauczył się, że wygląd bez dobrego serca nic nie znaczy. – Jestem gotów pracować za darmo w pana w fabryce. Zrobię wszystko, żeby tylko pan przedłużył termin o te kilka miesięcy. Nie proszę o umorzenie kredytu, tylko o więcej czasu.
Ten młody człowiek jest uparty, myślał Morgan. Jak jeszcze inaczej mógłbym mu wytłumaczyć, że nie ulegam żadnym prośbom? Każdy jest kowalem własnego losu i jeżeli jego ojciec tak sobie pościelił, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji, to trudno. On nie był, nie jest i nie będzie Świętym Mikołajem. Szczególnie w tym przypadku.
– Przykro mi, ale muszę odmówić.
– Naprawdę zrobię wszystko.
Morgan widział, jak nadzieja ustępuje z tej pięknej twarzy, od której nie potrafił oderwać wzroku. Nagle uderzyła go świadomość tego, że ten mężczyzna wyjdzie i już go więcej nie zobaczy. Szkoda byłoby stracić sposobność na poznanie go… głębiej. Z drugiej strony tacy jak on nie spędzają nocy z nieznajomym mężczyzną, by rankiem pożegnać się z nim i odejść. Zresztą sam miałby ochotę na więcej gorących nocy z nim w roli głównej. Nie, to nie jest ktoś na jedną noc, ale miał lepsze wyjście, które rozwiąże też i jego problemy, a także wypełni kilka planów.
– Dobrze, więc będzie pan miał na sumieniu troje małych dzieci i ich matkę – warknął Alec. – Żegnam. – Odwrócił się z zamiarem opuszczenia tego domu.
– Panie Frost, jest coś, co mógłby pan zrobić, żebym zawiesił, a nawet umorzył dług.
Alec zatrzymał się, patrząc z zaciekawieniem na tego przeklętego człowieka. Przesłyszał się, czy Latimer naprawdę powiedział, że umorzy dług? To nawet lepsze niż oczekiwał.
– Co to za propozycja? – zapytał.
– Umorzę kredyt tylko pod jednym warunkiem. W innym wypadku nie ma mowy, bym przedłużył termin nawet o jeden dzień.
– Niech pan mówi, co mam zrobić, byle nie kogoś zabić.
– Aż tego od pana nie żądam. – Przyszpiliwszy mężczyznę wzrokiem, Morgan obrysował pożądliwie jego ciało, by zatrzymać się na oczach Aleca. – W zamian za długi pańskiego ojca, chcę pana.
– Słucham? Nie rozumiem. – Ledwie powstrzymał się przed cofnięciem.
– Kochanek, to za mało, czego żądam. Chcę, wziąć z panem ślub i tylko małżeństwo umorzy dług. – Oczekiwał, że mężczyzna uderzy go w twarz i wyjdzie, tymczasem ten tylko na niego patrzył.
Frost znieruchomiał. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Poczuł gorąco wspinające się po jego ciele, co zapewne uwydatniło rumieńce, których zawsze się wstydził.
– Skąd mam pewność, że po ślubie mój tata będzie miał czystą kartę? – zapytał, już zły na siebie, że bierze takie rozwiązanie pod uwagę.
– Nie ma pan nic, poza moim słowem. A dla mnie złamanie danego słowa to strata honoru.
Alec nerwowo zaczerpnął powietrza i odpowiedział, dumnie unosząc głowę:
– Zgadzam się – wymamrotał. Na litość boską, co on robi?
Morgan zamrugał ze zdumienia, zaskoczony odpowiedzią.
– Panie Latimer, chciałbym znać warunki, na których miałby opierać się nasz… układ. – Nie wierzył, że się zgodził. To tak jakby w pewien sposób się sprzedał, ale sam powiedział, że zrobi wszystko i, mimo że nie tego się spodziewał, to nie zamierzał się wycofać.
– Warunki?
– Tak. Między innymi to, kiedy miałby się odbyć… ślub. – Przełknął ślinę. – Mam z panem zamieszkać, najpierw, oczywiście, wziąć ślub i nic więcej? – Zapewnie Latimer doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co zawierało w sobie to pytanie. Przynajmniej taką Alec miał nadzieję, bo jakoś nie mógł wprost zapytać o tę konkretną część małżeńskiego życia.
Morgan ponownie usiadł za biurkiem, czując, że zalewa go fala pożądania. Rozbudzona wyobraźnia podsuwała mu warianty najróżniejszych scen erotycznych. Przez chwilę wyobraził sobie, że zdziera z niego ubranie, kładzie mężczyznę na biurku, obsypując jego ciało pocałunkami, a później rozszerza jego uda i… Potrząsnął głową, ignorując pożar między nogami.
– Pyta pan o zwyczajny seks? Otóż małżeństwo bez skonsumowania jest nieważne.
– Kto to udowodni? – Znów poczuł te same dreszcze przechodzące przez jego ciało, które czuł za każdym razem, kiedy jego myśli odbiegały od meritum spotkania, kierując się na całkiem inny tor. Patrząc na tego, mimo wszystko, magnetyzującego mężczyznę trudno było zachować spokój.
– Ja? To moje warunki i będzie tak, jak tego zażądam. Będzie pan sypiał w mojej sypialni, w moim łóżku i będzie pan kochał się ze mną zawsze, kiedy tego zechcę.
– Trzeba było powiedzieć, że chce pan chłopca do łóżka, a nie męża – fuknął zdenerwowany Alec, z powrotem siadając na krześle.
– Ależ panie… Mówmy sobie po imieniu, dobrze, Alecu? Alecu, to moje warunki, moja umowa i moje pieniądze, które ma mi oddać twoja rodzina, więc jeżeli chcesz się wycofać, to masz szansę.
Zacisnął zęby, patrząc na Latmiera, swojego przyszłego męża i… kochanka. Mógł wyjść, ale to byłoby równoznaczne z tchórzostwem. Ten człowiek patrzył na niego z wyzwaniem w oczach, a on nie mógł podkulić ogona i zwyczajnie zwiać.
– Jak długo trwałoby to zaaranżowane małżeństwo i dlaczego chcesz ślubu? – Również przeszedł na „ty”, nie mając zamiaru zwracać się do niego oficjalnie, skoro mieli wziąć ślub. – Równie dobrze moglibyśmy zostać kochankami.
– Mam swoje powody. Wiesz, dużo panien czeka na mój majątek, a ja nie zamierzam się nim z nimi dzielić. Poza tym nie lubię kobiet, jeżeli chodzi o intymność. Obserwując twoje reakcje, dostrzegam, że także preferujesz mężczyzn.
– A gdyby nie? – Kieliszek Sherry przyciągał jego wzrok, ale nie ma mowy, by pił i wsiadł za kierownicę. Tylko idioci tak robią, a ci, którzy pozwalają prowadzić takim ludziom, są, jego zdaniem, kretynami.
– I tak zaproponowałbym ten układ. Zaręczam, że seks ze mną jest doskonały i każdy by mi uległ. – Morgan zmrużył oczy. Spostrzegł, że te słowa wywołały rumieńce na bladych policzkach Frosta. Ciekawe, zawstydzasz się, gdy tylko wspomnę o tym temacie. Jak bardzo będziesz się rumienił, kiedy stanę się sprawcą twoich krzyków z rozkoszy?
Poruszył się niespokojnie na krześle. Latmier mówił takie rzeczy, że przez niego nie był pewny, co czuje, co ma czuć i robić. Nie miał wyjścia, bo w przeciwnym razie będą skończeni. Miał się zwyczajnie sprzedać, stać się legalną dziwką tego faceta, bo tak to wygląda, bez względu na to, że będą mieć papierek ze ślubu.
– Jak długo ma potrwać ta szopka i kiedy ślub?
– Ślub musi odbyć się za tydzień, gdyż trzeba załatwić kilka formalności. Ponadto żądam od ciebie badań na obecność wirusa HIV i komplet innych testów. Swoje, oczywiście, również dostarczę, a jeżeli mam umorzyć dług, to małżeństwo musi trwać rok.
– Co się stanie, kiedy nie wytrzymamy roku?
– Dług jakimś cudem powróci.
Alec zacisnął zęby i ugryzł się w język, żeby tylko nie wysłać wiązanki przekleństw w stronę Latimera. Niech szlag weźmie tego faceta za ten jego plan, któremu on ulega. Wciąż zadawał sobie pytanie, dlaczego to robi/tak się poświęca?
– Alecu, na czym stanęło? Zawarliśmy umowę, czy pożegnamy się i nigdy więcej nie wejdziemy sobie w drogę? – Widział wściekłość, zdenerwowanie, dumę i coś jeszcze widniejące na twarzy Frosta. Bardzo pragnął, żeby mężczyzna się zgodził, bo dzięki temu to, czego chciał dokonać, wydarzy się o wiele szybciej, a samego Aleca będzie miał w łóżku zawsze gotowego na niego.
Czy naprawdę jest zdecydowany na to, by mu się oddać? Latimer to kawał gorącego mężczyzny, ale i skurwiela, któremu nigdy nie mógłby zaufać, a mimo wszystko wierzy, że dotrzyma warunków ich cichej umowy. Nie chciał tego pokazać, ale w środku cały się trząsł od zadawanych sobie pytań, czy jest gotów mu ulec jak to będzie, co będzie czuł, gdy Morgan będzie go dotykał. Wyobrażał to sobie, że to będzie dla niego bolesny obowiązek, przymus, bo wątpił, że Morgan przyjmie słowo „nie”, jeżeli Alec czasami zechce odmówić. Będzie na każde zawołanie, zawsze, kiedy Latimer tego zażąda… Poczuł, że ze strachu przyśpiesza mu puls. Może powinien powiedzieć mu, że… Nie, to nie jest odpowiedni moment. To potrwa tylko rok, nie dwa, nie trzy lata, ale zwyczajne dwanaście miesięcy. Da radę, znosząc upokorzenie ze względu na swoją rodzinę.
– Tak, zawarliśmy – odpowiedział cicho. – Niech pan do mnie zadzwoni z informacją dotyczącą tego, co mam przygotować i kiedy… Podam panu mój numer telefonu. – Wyrecytował liczby, przyglądając się jak Morgan zapisuje je w notatniku, a później sięga po wizytówkę, wstaje i daje mu ją.
– To mój numer, Alecu. Dzwoń, kiedy zechcesz.
Alec zwolnił krzesło, rozumiejąc, że spotkanie dobiega końca. Nagle znalazł się zbyt blisko tego mężczyzny, który pachniał oszałamiająco. Złapał koniec wizytówki, ale Morgan jej nie puścił, a wręcz zbliżył się do niego i nachylając do jego ucha, wyszeptał:
– Może przypieczętujemy umowę pocałunkiem?
– Nie! – Odsunął się gwałtownie. – Żadnego całowania, nie dzisiaj. Nie ma mowy, abym pozwolił ci się dotknąć. – Serce chciało mu rozwalić płuca, tak szybko biło. Co poczułby, gdyby Latimer go pocałował? Wolał się na razie o tym nie przekonywać.
– Tylko do nocy poślubnej, kotku – powiedział, uśmiechając się, a w jego policzkach zrobiły się dołki, przez co wyglądał teraz jak ucieleśnienie niewinności. – Do tej pory muszą mi wystarczyć tylko fantazje z tobą w roli głównej.
Chciał go uderzyć za te słowa, ponieważ nie życzył sobie, żeby mężczyzna myślał o nim w ten sposób, ale tylko ośmieszyłby siebie. Wszak za tydzień będzie mógł nie tylko myśleć w ten sposób. Mieszanina dreszczy i strachu wspięła się po jego ciele, sprawiając, że prawie się wzdrygnął.
– Pamiętaj, Alecu, że jestem człowiekiem honoru i tak długo jak ty będziesz się wywiązywał ze swojej części umowy, tak ja będę przestrzegał swojej. Żadnych sztuczek, kłamstw, a wszystko przebiegnie sprawnie. Życzę miłego dnia, Alecu. Odprowadzę cię do drzwi.
– Poradzę sobie. Do niemiłego zobaczenia. – Zdawał sobie sprawę, że tymi słowami mógł urazić Latimera, ale na tę chwilę nic go to nie obchodziło. Opuścił gabinet tak szybko, jak mu było dane, zadręczając się myślami, co on powie swojej rodzinie i znajomym.