Zapraszam na drugi rozdział.
Dziękuję też za komentarze. :)
Przypominam również, jeżeli ktoś nie wie o sprzedarzy mojego ebooka. Klikajcie tutaj lub okładkę po lewej.
Zapraszam na rozdział. :)
– Alec, co sądzisz o tej sukience? Ładna
jest, prawda?
Alec zerknął na strój, który przymierzała
Darlin, odwieczna przyjaciółka od serca. Znał ją od przedszkola i jak uczepiła
się go dwadzieścia lat temu, tak do tej pory nie mógł się jej pozbyć. Ta
kobieta to wiecznie przyklejony do niego przysłowiowy rzep, nękający go
przeważnie wtedy, kiedy potrzebował chwili samotności. Zielony idealnie pasował
do jej cery i oczu, ale falbany zdobiące dół ubrania oraz rękawy, poszerzały i
tak już okrągłą figurę Darlin Stark.
– Tamta była lepsza. W tej wyglądasz tak,
jakby przybyło ci dwadzieścia kilogramów. – Uchylił się, kiedy kobieta
próbowała uderzyć go w głowę.
– Nie jestem gruba. Mam takie ciało, że gdy
się za nie złapie, to można je poczuć. Nie to co te szkielety. – Zerknęła na
grupę dziewczyn oglądających wiszące na wieszakach bluzki. – Facet będzie miał
po takich siniaki, nie powiem, w których miejscach.
– Tamta jednak była lepsza. – Nie miał
nic więcej do powiedzenia. Zgodził się pomóc przyjaciółce w wyborze sukienki,
wiedząc, jaka to będzie męczarnia, ale nie miał zamiaru spędzić w sklepie dłużej
niż godzinę. Darlin przymierzała chyba już z dziesiątą kreację i ciągle jej coś
nie pasowało. Z kolei te, które jemu się podobały i przyjaciółka naprawdę
świetnie w nich wyglądała, jej nie odpowiadały, chociaż nie potrafiła
odpowiedzieć na pytanie „dlaczego?”. – Może kup różową.
– Różowy? Oszalałeś? Fuj. Kochanie, ja
mam tu poważny problem, a ty mi wyskakujesz z czymś takim. Nie znoszę różowego.
– Wzdrygnęła się i przeszła do przymierzalni.
Chciałbym mieć tylko takie problemy,
dumał Alec. Przez ostatni tydzień łamał sobie głowę, co miał z tym wszystkim
zrobić. Jak powiedzieć rodzinie, że jutro bierze ślub lub w jaki sposób, w
ciągu dwudziestu czterech godzin, znaleźć wyjście z tej trudnej sytuacji? Na
przestrzeni tych kilku dni Latimer dzwonił do niego tylko raz, prosząc go o
kilka dokumentów potrzebnych do ślubu i o wyniki badań.
W
odpowiednim czasie przysłał nawet posłańca, żeby odebrał papiery, a także
dostarczył te, które on miał otrzymać. Dobrze się składało, bo Alec na razie
nie zamierzał widzieć się z tym przebiegłym osobnikiem, którego oczy
hipnotyzowały człowieka, wydzierając z niego duszę. Miał zostać poślubiony temu
mężczyźnie i spędzić z Latimerem cały rok, a co najgorsze – to musiał się z nim
kochać, a sama myśl o tym przyprawiała Aleca o dreszcze spowodowane zarówno
lękiem, jak i podekscytowaniem. Czasami nie potrafił rozróżnić tych przyjemnych
od tych napędzanych strachem. Bał się nocy poślubnej jak panienka swojego
pierwszego razu. W sumie to będzie jego pierwszy raz, tak jakby, dlatego tym
bardziej obawa wpełzała do jego duszy. Jeszcze przedwczoraj miał nadzieję, że
coś się stanie, może ojciec jakimś cudem spłaci część długu, wygrywając w tym
swoim kasynie. Niestety, jedyne, do czego mężczyzna był zdolny, to picie
alkoholu kieliszek za kieliszkiem, niczym spragniony pustelnik łapczywie pijący
z jedynego w okolicy źródła. Widząc go
wczorajszego wieczoru, jego chorobliwą bladość, ciemne półkola pod oczami i
pustkę w oczach, nadzieja ulotniła się. Zdał sobie sprawę, że to on musi
ratować rodzinę i dom należący do nich od lat, tylko kto uratuje jego? Naprawdę
zdobędzie się na odwagę, żeby jutro powiedzieć „tak” i oddać swoje ciało temu człowiekowi?
Nie ulegało wątpliwości, że Morgan Latimer był przystojnym, elektryzującym
mężczyzną, na widok, którego nawet zatwardziałym i świętym osobom odebrałoby
oddech. Myśl, że pozwoli mu się całować, dotykać i pieścić ciało, sprawiała, że
zasychało mu w ustach. A co, jeżeli Morgan po prostu go sobie weźmie, nie
troszcząc się o niego? Panika ponownie przepełniła jego serce, ale natychmiast
odrzucił obawy. Latimer tak na niego patrzył, że na pewno nie odmówi sobie
rozkoszy delektowania się jego ciałem, a może i jemu udzieli się jakaś
przyjemność? Od lat nie był zwolennikiem seksu, bo po nieudanej próbie
pierwszego razu – chociaż próbą nie mógł tego nazwać, ponieważ on nie chciał
robić niczego więcej, poza pieszczotami – kolejnej nie próbował. Spotykał się z
kilkoma chłopakami, ale ci widząc, że nie dostaną tego, czego chcieli,
zostawiali go. Teraz miał oddać swoje ciało innemu mężczyźnie bez udziału uczuć
i pozwolić mu na wszystko, czego zechce, a może chcieć wiele, sądząc po
osobowości tego człowieka. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco i od razu zimno.
Co dla niego oznaczać będzie seks z Morganem Latimerem i czy też będzie miał z
tego jakąś przyjemność okaże się już jutro w nocy.
Wyczuwając przy sobie czyjąś obecność,
powrócił z czeluści myśli. Darlin machała mu ręką przed nosem.
– Ziemia do Aleca.
– Już wylądowałem, czego chcesz? –
burknął, czując, że policzki palą go z zażenowania.
– Nie wiem, o czym myślałeś, ale
wyglądasz tak, jakby to były naprawdę przyjemne myśli.
– Za dużo sobie wyobrażasz. To… –
Najwyższy czas, żeby w końcu powiedział jej, co musi zrobić dla ratowania
rodziny. – Muszę z tobą porozmawiać.
– W porządku. Wybrałam już, co trzeba. Muszę
tylko zapłacić i możemy pogadać w tej lodziarni obok.
– Dobra. – Wolałby porozmawiać z nią bez
świadków, ale istniała szansa na to, że będąc w tłumie przyjaciółka nie urządzi
sceny.
*
Darlin wpatrywała się w niego niczym w
ufoludka, zapominając o pucharku roztapiających się lodów waniliowo
czekoladowych i łyżeczce uniesionej w kierunku jej ust. Zamrugała szybko
powiekami. Od kilkunastu sekund to był jej jedyny ruch, który dostrzegł Alec.
Wszystko jej wyznał łącznie z tym, że Latimer oczekuje od niego stosunków
seksualnych.
– Ocipiałeś do reszty?! – krzyknęła
niespodziewanie kobieta, ściągając na nich wzrok pozostałych klientów
lodziarni. Wrzuciła do pucharka łyżeczkę w zawartością i pochyliwszy się ku
przyjacielowi, zapytała: – Jesteś zdrowy na umyśle, czy mam już dzwonić po
panów z kaftanikiem?
– Darlin, wiem, co robię. To lepsze niż
to, co nas czeka.
– Sprzedajesz się – szepnęła. – Ten
Latimer wydaje mi się być śliskim typem, skoro wymyślił coś takiego. Po prostu
chce cię przelecieć. Skąd masz pewność, że dotrzyma słowa?
– Ma swój honor.
Darlin prychnęła, odsuwając od siebie
lody.
– Straciłam apetyt. Co ty robisz?
– Siedzę? No już, nie przewracaj tak
oczami, tylko mnie zrozum. Nie mam wyjścia. – Sam przesunął swój pucharek na
środek stolika. Odechciało mu się wszystkiego. Darlin zawsze go popierała,
rozumiała, ale sądząc po jej obecnym zachowaniu, tym razem nie powie, że dobrze
robi, pomoże mu i tak dalej. Wpatrywała się w niego jak w idiotę, stukając
palcami o blat stolika, a to dobrze nie wróżyło.
– Zawsze jest wyjście.
– Nie, kiedy trójka dzieci może zostać
wyrzucona z rodzinnego domu. Dasz mi tyle pieniędzy, żebym jutro spłacił dług?
Nie, bo nie masz. Ja też nie mam. Może gdybym dużo wcześniej dowiedział się o
całej sprawie, to coś bym wykombinował, a na obecną chwilę nie mam wyjścia.
Mogę być tylko zadowolony, że Morgan Latimer nie jest starym, łysym, grubym
facetem śliniącym się na widok młodego chłopaka.
– Podoba ci się. – Wycelowała w niego
palcem.
– Jest cholernie przystojny, pociągający
i…
– Ha! Ale i tak nie pobłogosławię temu
czemuś. Nie ma mowy, słoneczko. Powiedziałeś mu, że jesteś prawiczkiem? –
Położyła łokcie na stole, dyskretnie rozglądając się, czy ktoś jej nie słyszy.
– Nie mam zamiaru mu tego mówić, zresztą
tak naprawdę nie do końca jestem. Poza tym ślubu jeszcze nie było. – Zaczął
bawić się rogiem obrusu, którym nakryto stolik.
– Powiedz mu. Skąd wiesz, jaki jest?
Może lubi ostre zabawy, a jeśli wyjawisz mu prawdę, to istnieje szansa, że
zajmie się tobą delikatnie. Powiedz mu też, dlaczego.
– Oszalałaś – naburmuszył się. – Nie mam
zamiaru wyznawać mu moich najintymniejszych rzeczy i nie traktuj mnie jak
delikatnego chłopaczynę, niepotrafiącego znieść chwili bólu. Jestem dorosłym
facetem i możesz nie pochwalać tego, że nie mam zamiaru niczego mu o sobie
mówić. Nie obchodzi mnie to. – Założył ręce na piersi, naburmuszony niczym
dzieciak, patrząc na nią ze złością spod przymrużonych powiek.
– Będzie twoim mężem, czego też nie
pochwalam, palancie – prychnęła, również się irytując. Jej przyjaciel zawsze
był rozważnym, mądrym człowiekiem, a teraz postępuje bardzo głupio. Nie ważne,
jaki ma powód.
– Zrobię to, co do mnie należy –
powiedział, wyciągając portfel. – Chcę uratować moją rodzinę i nie interesuje
mnie, co się ze mną stanie. – Rzucił pieniądze na stolik i wstał. – Jadę do
domu. Powinienem porozmawiać z tatą.
– Powiesz mu?
– Chyba zrobię to po wszystkim. To będzie
najlepsze rozwiązanie, zwłaszcza widząc, jak ty na to zareagowałaś. Wolę, aby
nie robił mi scen przed tym wszystkim, bo jeszcze bym stchórzył, a tego nie
chcę. Zrobię to, co muszę. To tylko rok, dam radę i nie musisz tego akceptować,
ale nie chcę, żebyś mnie potępiała za próbę pomocy rodzinie, bo wierz, mi, nie
ma innego wyjścia.
Darlin podniosła się, zabierając z
krzesła torebkę i torbę z zakupami. Podeszła do przyjaciela, przytulając go.
– Zawsze będę twoją przyjaciółką i
gdybyś mnie potrzebował to dzwoń. – Odsunęła się. – O której jest jutro ten
sławetny moment?
– O osiemnastej w domu Latimera. Raczej
nie mogę nikogo zaprosić. Świadkiem ma być jakiś jego znajomy i ktoś jeszcze.
– Bogaty idiota, ale dobrze, że załatwi
świadków, bo ja bym na pewno nim nie została, ani reszta naszych znajomych.
Kiedy im powiesz?
– Po fakcie – odparł, odprowadzając ją
do jej samochodu.
*
– Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? –
zapytał Rafe Caningham, śledząc swoimi czarnymi oczami przyjaciela, który robił
mu drinka.
– W zupełności. Miałem inny plan, lecz
ten… Hm. Połączyłem przyjemne z pożytecznym. – Morgan podał wieloletniemu
przyjacielowi szklaneczkę whisky, po czym rozparł się wygodnie na kanapie w
swoim gabinecie. – Szkoda, że go nie widziałeś. Chłopak jest wprost stworzony
do seksu. – Swojemu przyjacielowi mógł powiedzieć wszystko. Rafe znał jego
najskrytsze sekrety. Poznali się wiele lat temu na studiach, w trakcie
bijatyki, do której wdał się Morgan, pomagając Brianowi Lockerby, który został
napadnięty przez grupę dresiarzy. Tamtego dnia Rafe zauważył, jak czterech
chłopaków chce skopać Morgana i młodszego od nich chłopaka, i bez namysłu
ruszył im na ratunek. Później wiele razy opowiadał tę historię i chwalił się,
jak dzielnie walczył, i że sportowe umiejętności bardzo mu wtedy pomogły. Od
tamtej pory obaj stali się nierozłączni i przyjęli Briana do swojego grona.
Morgan zanotował sobie w głowie, żeby się z nim skontaktować.
– To go weź do łóżka, a nie od razu
chcesz poślubić. – Nie rozumiał Morgana. Dlaczego chce się związać z kimś, kogo
nie znał? Zresztą śluby również go nie interesowały. Przecież mógł inaczej
postąpić. Owszem, miał swoje plany, ale można je było zrealizować w różnoraki
sposób, niekoniecznie biorąc do domu, jakiegoś chłopaczka.
– Łóżko? – Założył nogę na nogę,
uśmiechając się wrednie. – To zdecydowanie za mało. Kochanek nie przeszkodziłby
harpiom, a mój plan, tak dobrze tobie znany, będzie o wiele lepszy.
Zdecydowanie chcę wziąć ślub z panem Aleciem Frostem. Zabawię się, załatwię
przy tym to, na co czekam od dawna, a później rozwiodę się i wyrzucę młodego,
ponętnego Frosta ze swojego życia. Wróci tam, gdzie jego miejsce, czyli do
ojczulka hazardzisty i…
– Dobra, już dobra. – Rafe uniósł rękę
do góry, znając doskonale dalszą część zdania. – Powiedzmy, że dobrze robisz,
ale nie liczysz się z uczuciami tego chłopaka.
– Nic mnie one nie obchodzą. Pożądam go
i jutrzejszej nocy będzie w moim łóżku. Dam mu wiele cielesnych rozkoszy i już
żaden kochanek nie zaspokoi go do końca.
– Skromny jesteś. – Rafe uniósł brwi.
– Dobry jestem. – Sięgnął po swojego
wcześniej zrobionego drinka. Przechylił szklaneczkę i delikatnie nią
potrząsnął. Już jutro podpisze akt ślubu, a później będzie miał rok na
nasycenie się cudownym mężem.
– Znam ten twój błysk w oku. Nic nie
jest w stanie odwieść cię od twoich planów.
Morgan uśmiechnął się tajemniczo. O tak,
nic nie mogło odciągnąć go od tego chłopaka, a dzięki temu upiecze dwie
pieczenie na jednym ogniu.
– Nic, mój drogi przyjacielu.
Zastanawiał się, co Alec powie swojej
rodzinie. Przecież tak nagle bierze ślub i to w dodatku z mężczyzną. Cóż, jego
ojciec sam jest temu winien, bo to on wpakował rodzinę w kłopoty, a jego syn
chce tylko pomóc. Ciekawe, co powiedziałby Alec, gdyby znał prawdę o swoim
ojczulku i o wielu innych rzeczach. Może okaże swą wspaniałomyślność i pod
koniec małżeństwa wyzna mu wszystko, a potem pan Frost będzie się tłumaczył
przed synem. Z drugiej strony, on sam nie zamierzał tak długo czekać ze
skończeniem swojego planu. Teraz po prostu się zabawi, a potem… To już będzie
inna historia. Na razie chciał nasycić się ciałem Aleca. Na samą myśl o tym
rosło w nim podniecenie, które kumulowało się od tygodnia. Gdyby nie te
wszystkie formalności, wziąłby z nim ślub już następnego dnia. Niestety, musiał
się wstrzymać, ale na szczęście już niedługo dostanie to, czego pragnął, a
czekanie wzmagało apetyt.
– Jesteś pewny, że ten twój Alec Frost
zjawi się jutro na ślubie? – zapytał Rafe, dopijając swojego drinka.
– Wie, że cena jest wysoka. Nie
zrezygnuje. Ciekawi mnie tylko, co on w tej chwili robi. Może zamknął się w
pokoju i płacze nad swoim losem?
– Albo obrzuca złego Latimera stekiem
obraźliwych słów.
– Nie ważne. Tak czy owak jutro będzie
mój – rzekł Morgan, przenosząc spojrzenie za okno. Za kilkanaście godzin
zasmakuje w uroczym i podniecającym Alecu.
– Clarice zapłacze się na śmierć, po
usłyszeniu szokujących nowin, że jej ulubieniec wziął ślub, a Rebeka wpadnie w
furię.
– Nie żal mi tych harpii. Clarice sądzi,
że kiedy ma prestiż, a jej tatuś pozycję w prokuraturze, to może wszystko. –
Żadna z tych kobiet, które tylko czekały na jego oświadczyny, a nie miałby
nawet podstaw do ożenku z nimi, nic nie robiła sobie z tego, że jest gejem.
Chciały go nawrócić, rywalizując między sobą o to, która zdobędzie go, jako
pierwsza. – Clarice niech zajmie się swoją fundacją, a Rebeka byłym mężem.
Słyszałem, że chciał do niej wrócić. – Wstał i wziąwszy pustą szklankę
przyjaciela, udał się do barku po nowe drinki. – Poza tym im nie chodzi o mnie,
tylko o majątek Latimerów.
– Jesteś jedynym spadkobiercą –
przypomniał mu Rafe, zapalając papierosa. – Chcą mieć dzieci, które
oddziedziczą to wszystko i nazwisko.
– Ciekawe, kto zrobiłby im te dzieci. Na
pewno nie ja. – Potrząsnął głową, odpędzając od siebie obrzydliwe myśli. Nie
mógłby być z kobietą, tak jak wielu hetero mężczyzn nie wyobrażało sobie, żeby jakiś
facet dotknął ich w jakikolwiek intymny sposób. Nalawszy whisky, wrócił do
stolika. – W każdym razie jutro jest mój ślub, więc mam co świętować, a nie
rozmyślać nad tym, co zrobią wiedźmy.
– Ten chłopak musi naprawdę być boski,
skoro ty, wróg małżeństwa, zdecydowałeś się na coś takiego.
– Sam będziesz miał ochotę go
przelecieć.
– Dziękuję, ale gustuję w płci pięknej.
– Strzepnął popiół do popielniczki, po chwili ponownie zaciągając się
papierosem.
– Wierz mi, płeć piękna, jak to mówisz,
to przy nim kaszaloty.
– Myślisz nie tą częścią ciała, co
trzeba, mój przyjacielu. Przekonamy się jutro.
Morgan już nic nie odpowiedział. Prawda,
myślał swoim penisem, który budził się na każde wyobrażenie Aleca Frosta i
niedługo spełni swoje wszystkie wizje erotyczne. Oblizał się na samą myśl o tym,
zanim wlał sobie do gardła palący trunek.
*
W domu poza bliźniakami siedzącymi teraz
nad pracą domową i ojcem nie zastał nikogo więcej. Tata powiedział, że mama wyszła
ze swoją przyjaciółką na spotkanie pań z kółka krawieckiego, przy okazji
zabierając najmłodszą pociechę rodziny. Rodzicielka uwielbiała robić różnego
rodzaju robótki ręczne. Szyła lalki, torebki dla dziewczynek, ubrania, tworzyła
etui na tablety, dziergała serwetki i wiele innych rzeczy, za które coś tam
zarabiała, sprzedając je w Internecie z jego pomocą, ale majątku na tym z
pewnością nie zbije. Przeklinał siebie, że dopiero teraz dostrzegał, jak wielkie
kłopoty ma jego rodzina. Tata przez tak długi czas zwodził ich doskonałą grą
aktorską, a on był zbyt ślepy, żeby mógł zauważyć to, w jak ciężkim położeniu
się znaleźli.
Ojciec nie wyglądał najlepiej.
Poszarzała cera, przekrwione oczy i zapach alkoholu jasno mówiły, w jakim
mężczyzna jest stanie. Postawił przed nim kubek kawy i kazał wypić, po czym
usiadł na swoim stałym miejscu przy kuchennym stole. Wsypał łyżeczkę cukru do
swojej herbaty – wolał unikać kawy, bo i tak przez ostatnie noce nie mógł spać
– i zamieszał powoli.
– Tato, musisz się leczyć – zaczął bez
owijania w bawełnę. – Tak dłużej być nie może. Jesteś hazardzistą, popadasz w
alkoholizm. Nie rozumiem, jak możesz sądzić, że alkohol rozwiąże twoje
problemy. Przecież wiesz, że dług nie zniknie.
Andrew Frost przez chwilę patrzył na
czarny napój, aby w końcu upić łyk, krzywiąc się przy tym.
– Co ma robić mężczyzna, gdy grozi mu
ruina?
– Chcesz zapomnieć o kłopotach? Nie tędy
droga. – Przesunął w stronę rodzica cukiernicę.
– A co ty możesz o tym wiedzieć?
– Chyba więcej niż ty. Na pewno nie
zapijam problemów, udając w chwili totalnego zamroczenia, że nie istnieją.
Rozmawiałem rano z mamą. Musisz coś z tym zrobić, a my ci pomożemy. Są ośrodki…
– Nie jestem chory, to tylko chwilowa
niedyspozycja.
Alec zamknął oczy. Nie zmusi ojca do
leczenia, jeśli ten tego nie zechce. Razem z mamą znaleźli dobry ośrodek
utrzymujący się z datków charytatywnych i pomocy państwa, nie musieliby za nic
płacić. Wystarczyłoby, żeby tata przyznał się do swoich nałogów i chciał podjąć
leczenie. Bez tego nic nie mogli zrobić, a na razie nie było podstaw, żeby
ubezwłasnowolnić rodzica. Co z tego, że z dnia na dzień jest coraz gorzej?
Bał
się myśleć, co się stanie, kiedy on zamieszka w rezydencji Latimera, a mama i
rodzeństwo zostaną tutaj. Na całe szczęście będą mieli dach nad głową i da
mamie jakieś zarobione przez siebie pieniądze, bo na pewno nie zamierza
zrezygnować z pracy. Zbyt ją lubił i dawała mu dużo satysfakcji. Może dla wielu
praca, jako recepcjonista w hotelu, nie była czymś wymarzonym, ale on miał już
tam swoją pozycję. Był zastępcą kierownika zmiany, a kiedy chodził na nocki,
mógł zająć się tym, co lubił, czyli pisaniem książki. Czy będzie miał czas
zająć się pisaniem w domu Latimera? Przez to wszystko od tygodnia nie ruszył
dalej, zostawiając swoich bohaterów uwięzionych w górach.
– Tato, jesteś chory, ale nie potrafisz
się do tego przyznać. Masz pięćdziesiąt lat i pewne rzeczy powinieneś rozumieć.
Tato, masz pięcioletnią córkę. Pomyśl o niej.
– Nie jestem chory. Jeżeli ktoś tu
miałby być chory, to ty. – Andrew w końcu spojrzał na najstarszego syna, tak
podobnego do swojej matki.
– Nie zaczynaj znowu, bo wiem, że tak
nie myślisz. – Ujawnił się rodzicom, mając siedemnaście lat. Mama z trudem to
zaakceptowała, ale to właśnie tata pierwszy wyciągnął do niego rękę, chociaż
też nie przyszło mu to łatwo. Dlatego teraz doskonale znał powód słów ojca. –
Nie pozwolę ci odwrócić kota ogonem. Nie uderzysz mnie tam, gdzie sądzisz, że
zaboli, bo taki nie jesteś.
– Alec, zrozum, że wstyd mi przed całą
rodziną za to, co zrobiłem i robię, jednak nie namówicie mnie, abym poszedł się
leczyć. Będę chciał, przestanę. – Wstał i wyszedł, pozostawiając pełny kubek
kawy.
Kolejna próba rozmowy zakończyła się
fiaskiem, co tylko przyniosło Alecowi nowy ciężar. „Będę chciał, przestanę” te
same słowa osiem lat temu powiedział jego kolega, wpadając w narkotykowy nałóg.
Chłopak zaczął brać, mając szesnaście lat, bo to dla szpanu, bo inni biorą i
chciał należeć do grupy, bo inaczej zostanie odrzucony, czego panicznie nie
chciał. Zaczęło się od niby tak niewinnej marihuany. Potem doszła amfetamina oraz
inne używki, które przestały być wystarczające i nawet nie się obejrzał, kiedy
w grę weszły heroina, kokaina. Krok za krokiem kolega wpadał w sieć, którą sam
sobie stworzył, by w efekcie nie dożyć siedemnastego roku życia, po tym, jak
dał sobie w żyłę zbyt dużą dawkę, bo mniejsze już nie sprawiały, że odlatywał
do świata pełnego kolorów. David chciał przestać brać, ale już nie mógł,
wmawiając sobie, że nie jest uzależniony i zawsze może to rzucić. Powtarzał jak
mantrę, że weźmie jeszcze tylko ostatni raz. I tak było, bo zdarzył się ten
ostatni raz, kończąc życie nastolatka.
Wzdrygnął się na to wspomnienie. Wtedy
próbował pomóc Davidowi, walczył o niego, ale nie mógł zdziałać cudów. Tak samo
i w tym przypadku. Może nie chodziło o narkotyki, ale hazard, alkohol były w
równym stopniu zabójcze dla uzależnionej osoby, niszcząc powoli ją i rodzinę.
Ciekawe, kiedy tata zacznie wyprzedawać rzeczy z domu, tak samo jak robił do
David, byle tylko mieć na kolejną dawkę.
Tej nocy, leżąc w łóżku, nie mógł zasnąć,
rozmyślając o ojcu, swoim niechcianym ślubie, życiu, które zmieniło swój bieg
na tor, którego nigdy nie brał pod uwagę. Jutro wróci z pracy przed szesnastą,
weźmie prysznic, skłamie rodzicom, że jedzie do Darlin i przenocuje u niej –
przyjaciółka z trudem zgodziła się na to kłamstwo – potem pojedzie wziąć ślub,
a o tej porze Latimer i on… a może już będzie po wszystkim. Z trudem przełknął
rosnącą gulę w gardle. Znów ten sam strach pomieszany z niesamowitą ekscytacją
i, wątpliwościami zamieszkały w jego sercu. Nie było nadziei, że zdarzy się
cud. Jutro zmieni całe jego życie.