9 listopada 2015

Dług - Rozdział 17

Zapraszam do kupna mojego kolejnego ebooka "Porcelanowe szczęście" tutaj: http://www.beezar.pl/ksiazki/porcelanowe-szczescie
 Tutaj ogłoszenie o ebooku klik.


Dziękuję za komentarze i zapraszam na rozdział. :) 



Obudził się z bólem głowy, dziwnym posmakiem w ustach i zmęczeniem, jakby cały poprzedni dzień spędził w siłowni. Nie bardzo pamiętał, co się wczoraj stało. Film mu się urwał od chwili, kiedy wyszedł z toalety. Pamiętał, że siedział w barze, chcąc zapić smutki w alkoholu, co też nie było dobrą rzeczą, ale wtedy tylko o tym myślał, a potem przysiadł się do niego jakiś facet. Dalej przypomniał sobie, że zaczęli rozmawiać, pić, później musiał skorzystać z toalety, wrócił i nagle koniec. Pamięć urywa się w tym momencie. Chyba, bo nie da sobie za to ręki odciąć. Znosząc nieznośny ból rozłupujący mu czaszkę podparł się na łokciach i rozejrzał po nieznanym mu pokoju.
Gdzie ja, u licha, jestem?
Spojrzał po sobie. Od pasa w dół był przykryty kołdrą. Nagi tułów zmusił go do podniesienia okrycia i sprawdzenia czy leży całkiem goły. Skrzywił się, gdy podejrzenia okazały się słuszne. Raczej będąc w nie swojej sypialni nie rozbierał się do naga. Zresztą najpierw musi się dowiedzieć gdzie jest. Podejrzewał, że to pokój hotelowy, nie najdroższy, ale czysty. Jakimś cudem musiał tutaj dotrzeć. Szkoda, że pamięć płata mu takie figle. Najgorsze, że nie pamiętał tego czy zjawił się w tym pokoju sam, czy też z tamtym facetem. Nie czuł się tak, jakby uprawiał seks. Nie śmierdział nim. Pościel na łóżku też nie była skołtuniona i nie nosiła śladów spermy. No, ale zawsze mógł się przecież umyć, a pościel można poprawić, prześcieradło wymienić. Niedobrze, że nie pamiętał tak ważnych wydarzeń. Istniała szansa, że do niczego nie doszło. Prawdopodobnie po pijaku trafił do jakiegoś hoteliku przy barze i po prostu poszedł spać. Z drugiej strony nie mógł być aż tak pijany. Coś mu tu nie pasowało. Niestety, kiedy tylko się nad tym zastanawiał, ból głowy wzmacniał się.
Zsunął nogi z łóżka i usiadłszy przymknął oczy, gdy świat zawirował. Nienawidził tego uczucia. Zachciało mu się pić. Odetchnął kilka razy i podniósł się. Zachwiał się i z powrotem usiadł. Niedobrze. Nie powinien tak się czuć. Znowu spróbował podnieść się, tym razem powoli. Udało mu się to. Przeszedłszy kawałek ponownie zakręciło mu się w głowie i podparł się o szafę. Jakiś przebłysk pamięci przeleciał przez jego głowę. Idzie podpierany przez kogoś. Niestety, wizja tak samo szybko zniknęła jak się pojawiła.
Muszę się umyć, może to mi pomoże, a potem trzeba znaleźć ubranie i zadzwonić do Rafe’a, powtarzał sobie w głowie. Prawdopodobnie mam kaca i pewnie jakieś zatrucie. Niedługo mi przejdzie.
Skołowany jak nigdy wcześniej, zrobił tak jak zaplanował, tylko z ostatnią częścią było trochę trudniej, bo nie mógł znaleźć telefonu. Zimny prysznic go trochę otrzeźwił. Nadal odczuwał dziwną słabość w mięśniach, lecz zwalił to na karb niewygodnego łóżka.
– Gdzie jest ten pieprzony telefon? – Jak na zawołanie urządzenie zaczęło dzwonić, a melodia dochodziła gdzieś spod łóżka. – Mam się tam schylić? – Na samą myśl, żółć podchodziła mu aż do gardła. Już teraz nie wykonywał szybkich ruchów, tak na wszelki wypadek. Niestety, nikt za niego nie wyciągnie stamtąd komórki. Jeszcze raz odetchnął kilka razy, zanim uklęknął i pochylił tak, że mógł wydostać urządzenie. – Co ty robisz pod meblem? Ta noc naprawdę jest zagadkowa. – Nie zdążył odebrać, bo połączenie zostało przerwane. Sprawdził, kto chciał się z nim skontaktować. Klapnął ciężko na dywan i odzwonił do tej osoby. – Rafe? Mam problem.
Kiedy pół godziny później opuścił pokój, od razu stwierdził, że faktycznie jest w hotelu. Szybko zszedł na parter i udał się do małej recepcji. Chłopak za ladą, wysoki dryblas, żujący gumę, spojrzał na niego.
– Jak się spało, proszę pana?
– Nie wiem. – Zmrużył oczy, bo zdecydowanie było tutaj za jasno. – Gdzie ja jestem?
Chłopak uniósł brwi, a potem podał dokładny adres tego miejsca.
– Dziękuję. Chwileczkę. – Napisał smsa przyjacielowi, dokąd ma po niego przyjechać, a potem ponownie zwrócił się do recepcjonisty. – Chyba wynająłem tu pokój. – Odkaszlnął, kiedy chłopak popatrzył na niego jak na idiotę. – No, wie pan, alkohol czasami przyćmi umysł.
– Nie czasami. – Pomlaskał, przesuwając językiem gumę to w jedną, to w drugą stronę. – Jak się pan nazywa?
– Morgan Latimer. To akurat pamiętam.
Recepcjonista wziął księgę meldunkową i poszukał jego nazwiska.
– O, jest pan. Zapłacił pan za całą noc.
To chciał wiedzieć. Planował o coś jeszcze zapytać, ale wyleciało mu to z głowy. Potrząsnął nią.
– Dziękuję bardzo.
– Zapraszamy jeszcze.
Już odwracając się przypomniało mu się, o co chciał zapytać.
– Czy razem ze mną ktoś jeszcze meldował się do tego pokoju? Miałem gościa?
Recepcjonista jeszcze raz spojrzał na spis nazwisk.
– Nie. Nie wygląda na to. Nawet goście są tu wpisywani. Wie pan, nigdy nie wiadomo, kto wynajmuje pokój i kogo sprowadza, więc…
– Tak, dziękuję uprzejmie.
Opuścił hotel, z ulgą witając świeże powietrze, przy okazji przeklinając świecące mu prosto w oczy słońce. Dostrzegłszy stojącą w pobliżu ławkę usiadł na niej. Czekał może z dziesięć minut zanim nie ujrzał Rafe’a parkującego niedaleko swój samochód. Podszedł do niego, pamiętając, że musi robić to powoli. Kiedy tylko znajdzie się w domu, to padnie do łóżka i prześpi resztę dnia. Dopiero po tym wszystkim zastanowi, co ma dalej robić.
– Wyglądasz jak kupa gówna.
– Rafe, dziękuję za cudowny komplement.
– Długa noc?
– Najgorzej, że jej nie pamiętam. Zabierz mnie do domu.
– Do domu? Wczoraj powiedziałeś…
– Mniejsza o wczoraj i błagam, mów ciszej. – Pomasował skronie.
– Ktoś naprawdę przeżuł cię kilka razy zanim ostatecznie wypluł. A mówiłem… – urwał, gdy Morgan obrzucił go ostrym wzrokiem. – To jedziemy do domu.

*

Co tu robił? Znów stał przed bramą willi Latimera jak miesiące temu. Tylko, że tym razem nie musiał dzwonić ani czekać na to czy pan domu go przyjmie. Mógł śmiało wjechać. Nie powinno go tu być, jednak po szczerej rozmowie z rodzicami, obserwowaniu ich strachu, że stracą dom, wrócił. Ponadto kochał tego drania. Nie wybaczył mu i nie wie czy to zrobi, mimo wiedzy, co Morganem kierowało. Po prostu myśl, że nigdy go nie zobaczy bolała, jakby ktoś obdzierał go ze skóry.
Nacisnął pilota od bramy i po chwili wjechał za nią, zerkając okiem w lusterku na zamykające się wrota do jego innego życia. Uśmiechnął się smutno na to porównanie. Zaparkował obok auta Rafe’a zaskoczony, że przyjaciel Morgana zjawił się o tej porze. Niedobrze, bo to znaczyło, że mąż też jest w domu. Nadzieja, że jeszcze przez kilka godzin posiedzi tu sam, pękła jak bańka mydlana. Wysiadł i zamknąwszy auto postanowił wejść do budynku przez drzwi kuchenne. W ogrodzie zastał Marcusa. Ogrodnik odcinał przekwitłe kwiaty róż, by pobudzić nowe pąki do kwitnienia.
– Dzień dobry, panu.
– Dzień dobry, Marcusie. Nie wiesz może, kiedy przyjechał pan Caningham?
– Ja nie, ale Doroty wszystko wie. Alfred jest za bardzo dyskretny i nic nie mówi, ale za to ona dużo widzi i… wie pan – umilkł, orientując się, że za dużo powiedział.
– Dziękuję. – Przeszedł wąską ścieżką za dom i po pokonaniu trzech schodów otworzył kuchenne drzwi.
– Nie, Doroty. Mówiłam, żebyś dała majeranek, a nie oregano. Co ty byś narobiła,  gdybym tego nie zauważyła? – pieniła się pani Anna.
– Może wymyśliłabym nowy przepis?
– Pytasz czy stwierdzasz?
– Następnym razem niech pani mówi wyraźniej – obruszyła się dziewczyna.
– Następnym razem ty nie myśl o tym, o czym w pracy nie powinnaś myśleć. Zrozumiałaś?
– Ta. O, panicz Alec. – Zauważywszy go dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. – Nie było pana całą noc. Zresztą pana Latimera także. Pewnie wybraliście się na romantyczne spotkanie. – Rozmarzyła się. – Tylko dziwne, że to pan Rafe przyjechał jakąś godzinę temu z panem Caningham’em. Nie wygląda najlepiej, mam na myśli pana Morgana.
– Doroty?
– Tak, pani Anno?
– Przestań plotkować. Zajmij się swoimi sprawami.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i wyszła z kuchni.
– Panie Alecu, niech jej pan wybaczy. Jest młoda i głupia. Tylko plotki jej w głowie i to te romantyczne.
– Nic się nie stało. – Dzięki temu wie, że kiedy mąż wrócił oraz to, że nie spędził nocy w domu. Pytanie, dlaczego „nie wygląda najlepiej” i gdzie był?
– Napije się pan czegoś? Zje?
– Nie, dziękuję. Pójdę do męża. – Co najzabawniejsze, to chyba cała służba będzie sądzić, że on i Morgan spędzili gdzieś romantyczną noc. Gdyby tylko wiedzieli jak bardzo daleko było im do tego.
Dotarł na górę. Zawahał się przed wejściem do sypialni. Słyszał dochodzące zza drzwi męskie głosy. Przez chwilę głowił się czy ma zapukać, czy wejść. Nie mógł jednak pukać do własnej sypialni, bo ta mimo wszystko nadal nią była. Otworzył drzwi i wszedł, czując na sobie dwoje par oczu.
– Nie myślałem, że wrócisz – powiedział Morgan. Po mocnej kawie czuł się znacznie lepiej i zrezygnował ze snu. Wolał omówić z Rafem, ważniejsze sprawy.
Alec popatrzył na partnera. Ten faktycznie wyglądał jakoś tak inaczej. Nieuczesane włosy, byle jak zapięta wczorajsza koszula i cienie pod oczami nie pokazywały człowieka wypoczętego, bez zmartwień. Co się temu dziwić. Zaledwie wczoraj poznał prawdę o śmierci rodziców, do tego podobno w firmie coś się działo.
– Musiałem. Dałeś mi tydzień.
– Zostawię was samych – wtrącił Rafe. Zwrócił się do Aleca: – Dobrze, że jesteś. Zapakuj go do łóżka. Wczoraj popił i dzisiaj chyba kac go męczy.
Nie odpowiedział, odprowadzając Rafe’a na korytarz. Dopiero gdy został sam na sam z mężem odezwał się:
– To, że wróciłem, nie oznacza…
– Alec, nie chcę na razie o tym mówić. Do popołudnia muszę zebrać się do kupy, a potem mam ważne spotkanie. – Powinien mu powiedzieć, że nie będzie żądał spłaty długu i Alec, jeśli chce, może wrócić do domu? Na to nie mógł się zdobyć, ponieważ za bardzo ucieszył się z jego powrotu. W pewnych sprawach pozostanie egoistą.
– W porządku. W takim razie popracuję nad poprawą swojego tekstu. – Bawił się z tym już długo i ciągle coś zmieniał. Morgan już przeczytał jego książkę i bardzo mu się podobała, ale zapisał mu trochę zastrzeżeń i poradził w kilku miejscach, co powinien zmienić, aby było lepiej, a on się do tych pomysłów przekonał, więc praca trochę się przeciągała.
– Ja się prześpię. – Morgan ustawił budzik, aby mu zadzwonił za trzy godziny, dzięki czemu odpocznie i będzie miał wystarczająco czasu na zjedzenie czegoś i doprowadzenie siebie do porządku. Najważniejsze, że ma Aleca w domu. Pytanie na jak długo?

*

Nie potrafił skupić się na tekście. Siedział już nad nim długo, a zrobił dopiero jedną stronę. Wciąż rozmyślał o mężu. Ciągnęło go do niego. Powinien zachować się jak dorosły, usiąść i po prostu szczerze z nim porozmawiać. Wyznać mu, co sam odczuwa przez to wszystko i nie robić tego w złości. Niemożliwe, aby w takim wypadku powiedział mu o swoich uczuciach. Zapisawszy tekst powyłączał wszystko i opuścił to swoje prywatne sanktuarium, jak zaczął nazywać pokój. Rzeczywiście, przebywając w nim, w każdej chwili miał spokój. Nikt mu nie przeszkadzał.
Udał się do sypialni, zastając w niej Alfreda z nieodłączną szczotką do kurzu.
– Gdzie jest mój mąż?
– Pan Latimer zjadł coś i jakieś – lokaj spojrzał na zegarek noszony na lewym nadgarstku – pół godziny temu gdzieś pojechał.
– Prawdopodobnie do biura. Porozmawiam z nim, kiedy wróci.
– Niech panicz idzie zjeść obiad, bo Anna będzie się zamartwiać, że nic pan nie je.
– Chyba tak zrobię. – Nie był zanadto głodny, ale nie mógł przestać jeść. Z Morganem porozmawia, kiedy mężczyzna wróci z pracy.
Schodząc na dół usłyszał, że ktoś dzwoni do drzwi. Westchnął, licząc na to, że to nie kolejne spotkanie z wrednymi babskami. Otworzył drzwi, za nimi zastając kuriera. Ktoś ze służby musiał go wpuścić na teren posiadłości.
– Słucham pana?
– Mam przesyłkę do pana Aleca Frosta. – Wskazał na trzymaną przez siebie brązową, dużą, szczelnie zamkniętą kopertę.
– To ja.
– Świetnie. Proszę podpisać. – Chłopak podsunął pod nos Aleca kartkę umocowaną na twardej podstawie. Poczekał, aż klient się podpisze i wręczył mu przesyłkę. – Dziękuję i do widzenia.
– Do widzenia – burknął Alec, wgapiając się w grubą kopertę. Wzruszywszy ramionami zamknął drzwi i udał się do gabinetu męża po nóż do otwierania listów.

*

– Czekałem na ciebie.
– Dlaczego? – zapytał Morgan. – Skąd miałeś pewność, że się pojawię?
– Prędzej czy później każda prawda wychodzi na jaw. Wiedziałem, że w końcu nastąpi chwila naszego spotkania.
Morgan podszedł bliżej do siedzącego w fotelu mężczyzny. Próbował nie zwracać uwagi na brud i smród panujące dookoła, ale nie mógł o tym nie wspomnieć.
– Czyżby gryzące sumienie, o ile je masz, sprawiło, że doprowadziłeś dom i siebie do ruiny, Robertson?
Wuj Garretta przez chwilę milczał, przyglądając się mężczyźnie, którego znał, gdy ten miał zaledwie kilka lat. Pamiętał jak dzieciak siadał na jego kolanach, nazywał wujkiem, mimo że nie byli krewnymi, a on czytał mu bajki. Byli jak rodzina i wszystko się skończyło. Zabrał głos po dobrej chwili, kiedy te wpatrujące się w niego, pałające lodowatym zimnem oczy Morgana jasno dawały do zrozumienia, że chce znać prawdę.
– Okazało się, że mam sumienie. Natomiast jakiekolwiek zaciągnięte długi powinno się spłacać. Przyjaciele, którzy okazali się być nieprzyjaciółmi, wiele lat temu zaciągnęli dług życia i nigdy go nie zwrócili. Spłatą byłaby kara dla nich, dla mnie. Przyszła w końcu moja kolej – mówił mężczyzna, wpatrując się w przestrzeń.
– O czym ty mówisz, Milton? – Włożył ręce do kieszeni.
– To opowieść sprzed dwudziestu pięciu laty. Była nas piątka. Twoi rodzice, ja i rodzice Garretta. Niestety, tylko dwoje z naszej piątki było ludźmi uczciwymi, pełnymi honoru, mieli serca i nie mówię tu o organach wewnętrznych.
– Wiem – warknął Morgan.
– Natomiast troje z tej piątki okazało się być ludźmi chciwymi, nienawistnymi, zazdrosnymi, a przede wszystkim byli rządni władzy. Pewnego wieczoru jedno z nich zaproponowało plan, który zmienił wszystko – opowiadając, powrócił oczyma wyobraźni do tamtych chwil.

– Nie możemy przegapić takiej chwili. – mówił Philip Robertson. – Jesteśmy młodzi, wykształceni. Mamy po trzydzieści lat i nasza rodzinna firma splajtuje, jeśli czegoś nie zrobimy.
– Co chcesz zrobić? – zapytał Milton Robertson, młodszy brat Philipa.
– Nasi rodzice dali nam w spadku masę pieniędzy i jeszcze więcej długów. Planuję…
– Rozbudować naszą firmę tak, żeby przetrwała i spłaciła długi? – głos zabrała Gwen, żona najstarszego z braci Robertson.
– Zanim to zrobimy inne nas wykończą, w tym banki. Choćby taki Latimer. Wiesz, że zadajemy się z nimi, żeby zyskać na pozycji. Ich firma rozwija się. Niedługo mogą być pierwsi na rynku, lepsi od nas, dlatego dobrze mieć takie kontakty. Jednakże co nam z tego przyjdzie, kiedy zbankrutujemy.
– Co chcesz zrobić?
– Czekałem na to pytanie, braciszku. Mam człowieka, który pomoże mi wykupić kilka wybranych, dobrze prosperujących, firm. Starczy nam na to pieniędzy. Mam za granicą ukrytych parę milionów. Te firmy przekształcimy w jedną i staniemy się najpotężniejszymi na rynku.
– Ich właściciele zgodzą się na to? – zapytała kobieta.
– Oczywiście, że nie. Są sposoby na to, że dopniemy swego. Czasami trzeba grać nieczysto, aby osiągnąć swój cel. Jednym z moich celów są Latimerowie.
– Chcesz zagarnąć ich firmę? – Milton aż wstał ze swojego fotela. – Nie możesz wykorzystać swoich milionów do spłacenia naszych długów?
– Nie mogę, bo urząd skarbowy mógłby się mną zainteresować.
– Latimerowie nie oddadzą ci firmy. A poza tym, kiedy dowiedzą się, co planujesz, zniszczą cię.
– Miltonie, człowieku małej wiary. Nikt mnie nie zniszczy. To ja zniszczę innych. Od jutra zamierzam realizować swój plan i włączam w to was. To dla naszej przyszłości i mojego syna Garretta.

Morgan zmarszczył brwi. Nic z tego nie rozumiał.
– Moi rodzice zginęli, bo chcieliście zagarnąć to, co stworzyli? Przecież to ciotka tym rządziła…
– Zginęli, bo tydzień później poznali ten plan. Przypadkiem. Tu też moja wina. Po pijanemu wygadałem się twojemu ojcu. Zamierzał powziąć środki, aby nas zniszczyć. Widać było po nim, jak bardzo go zawiedliśmy. Ludzie, których miał za przyjaciół, zdradzili go. Mój brat Philip nie mógł pozwolić, żeby oni to komuś powiedzieli. Postanowił ich zabić.
– I ty na to przystałeś! – wydarł się Morgan, którym aż zatrzęsło. – Człowiek, którego miałem za wujka. Tata traktował cię jak brata.
– Wydałem ich. Mieli zginąć pod kołami samochodu. W tamtych czasach nie było wszędobylskich kamer, by mogły nas nagrać. Były miejsca puste, słabo oświetlone. Pod pretekstem pokazania im miejsca, które niby wybrałem, aby założyć własny interes, bo odłączyłem się od brata i bratowej, zabrałem ich tam, gdzie cię osierocili.
– To ty i reszta mnie osierociła. – Ledwie panował nad sobą. Wyobrażał sobie, że zaciska ręce na gardle tego człowieka.
– Prawda. Kiedy nadjechał Philip, odskoczyłem na bok tak szybko jak mogłem, a on w nich uderzył.
– Nie chcę tego słuchać! Zamordował ich z zimną krwią. – Coś mu przyszło do głowy. – W samochodzie było dziecko.
– To był Garrett, który znalazł się tam przypadkiem, a potem było już za późno. Zresztą chłopak koniecznie chciał zobaczyć jak ginie człowiek.
Morgan podjął drogę w tę i z powrotem po pokoju, mając teraz jeszcze większy powód by nienawidzić Garretta Robertsona.
– Niestety, pojawił się świadek – kontynuował Milton. – Andrew Frost. Philip dostał go w swoje ręce. Groźby przyniosły skutek i Frost przyznał się, że to on jechał tym samochodem. Uznali to za wypadek. Nic mu nie zrobili, bo skorumpowana policja i sędziowie przyjęli od mojego brata grube pieniądze. Owszem, Frost mógł zginąć, lecz to byłoby za bardzo podejrzane. Żył na wolności, utrzymując ze strachu tajemnicę, dopóki ty się nie pojawiłeś.
– Moi rodzice zginęli, bo wy chcieliście jeszcze więcej!? – Morgan dopadł mężczyznę i zacisnął ręce na jego szyi.
– Zabij mnie. Ja już jestem trupem. Stałem się nim tamtego dnia, kiedy wydałem twoich rodziców i patrzyłem jak umierają. Kiedy zgodziłem się na plan brata i nic nie zrobiłem, by go od tego odwieść. Po dziś dzień żałuję za tamte grzechy i nic nie zmaże mojej winy. Nigdy nie spłacę tamtych długów. Tylko śmierć je zmaże.
– Nie jestem mordercą, w przeciwieństwie do was. – Odskoczył od Miltona Robertsona, jakby się nagle oparzył. – Jeśli chcesz, to sam się zabij. Ja nie przyłożę do tego ręki. Nie jestem taki jak wy. Żeby z zimną krwią zabić kogoś, bo chce się mieć wszystko, trzeba być chorym człowiekiem! – wrzasnął. – Zdychaj tu, bo już ponosisz karę za to, co zrobiłeś. – Rozejrzał się z niesmakiem po pomieszczeniu. – I wiedz, że twój bratanek zgnije za kratami. Ktoś wykupuje akcje mojej firmy. Nie zdziwię się, jeśli się okaże, że on za tym stoi. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
– To nie on. Nie wiem kto, ale to nie on. Mogę tylko ostrzec cię przed nim.
– Pierdol się, chory starcze. Poradzę sobie z nim. A ty… Życzę ci, aby twoje sumienie cię wykończyło, bo na to zasługujesz – syknął i czym prędzej zostawił tego człowieka samego, bo inaczej mimo postanowień chętnie by mu zrobił coś złego. Nie zamierzał jednak dołączyć do takich ludzi jak oni. Na szczęście Philip i Gwen nie żyją. Kilka lat temu wpadli samochodem w przepaść. Podobno w samochodzie był ich syn, który cudem ocalał. Zaskakujące.
Znając teraz całą prawdę o przeszłości, o tym, dlaczego nagle został na świecie sam, poczuł jak serce pochłania mu olbrzymia, bezgraniczna, mroczna, zimna otchłań.
Ledwie wypadł z budynku na zewnątrz, opadł na ścianę, obejmując się i kuląc jakby nagle rozbolał go brzuch. Niestety, wszystko go bolało, a najbardziej serce. Myśl, że jego rodzice mogli żyć, że odebrano mu tak wiele, prawie go zabiła. Co więcej, teraz sam chciałby umrzeć, gdyby nie jedna osoba, która pojawiła się w jego życiu. Alec. To imię pozwoliło mu na wyprostowanie się i pójście zarośniętą ścieżką do pordzewiałej bramy, by wrócić do domu, do męża i wyznać mu, jak bardzo go kocha.

*

Siedział w sypialni, od długiego już czasu gapiąc się na zdjęcia i nie mógł w to uwierzyć. Jeden problem, a Morgan od razu musiał się przespać z innym facetem. Nie powinno go to obchodzić, ponieważ nic ich nie łączyło, ale tak czy owak są razem, a ten cholerny typek śmiał pójść do łóżka z innym! Jakby te miesiące przeżyte razem nic nie znaczyły, jakby były tylko epizodem w jego życiu, który mógł zgnieść i wyrzucić niczym śmiecie. Pozbyć się jak starego, podziurawionego koca, który grzał go, ale przestał być potrzebny.
Niech  cię szlag, Latimer. Niech cię szlag!
Rzucił w nerwach zdjęcia na podłogę. Było ich kilka, dużego formatu. Na każdym z nich pokazany był Morgan w czułych objęciach jakiegoś faceta. Nagi, w łóżku z innym. Naszła go ochota, aby je podrzeć na strzępy, podeptać, jak Morgan to zrobił z ich związkiem.
Kiedy przestanę myśleć o nas jak o prawdziwym związku? Chyba wtedy, kiedy taki widok nie będzie rozdzierał mi serca, myślał. Schylił się i wziął jedną z fotografii. To z nim spędziłeś noc. Z nim się pieprzyłeś. Dobry był? Lepszy ode mnie? Ma większego?
Tok myśli coraz bardziej go przygnębiających został przerwany przez kliknięcie klamki. Uniósł wzrok, obserwując jak Morgan wchodzi do pokoju, marszczy te swoje brwi i mruży oczy otoczone długimi rzęsami. Bierze zdjęcie do ręki, a potem w szoku na niego patrzy.
– Lepiej nic nie mów. Jak, kurwa, mogłeś się z nim przespać?! No jak!? – Alec rzucił trzymaną fotografię prosto w twarz męża. – Co byłoby, gdybyśmy byli prawdziwą parą? Jeden kłopot i już byś mnie zdradził! – Podszedł do męża i go popchnął.
Morgan przymknął oczy, nie broniąc się. Nie chciał awantury. Pragnął przyjść, przytulić męża, nawet jeśli ten by mu się opierał i odetchnąć. Tymczasem został zaatakowany czymś takim.
– Nie pamiętam tego. Nie pamiętam tej nocy. Nie wiem, co się działo, ale…
– Pierdolę to, co pamiętasz, a co nie! Jesteś jak większość facetów! Tylko myślisz, gdzie wsadzić chuja!
– A co cię to obchodzi?! – krzyknął, nagle wyprowadzony z równowagi tym porównaniem do większości facetów.
– Mnie to boli!
– Dlaczego? – zapytał już spokojniej.
– Dlaczego mnie to boli? Dlaczego? Bo cię kocham, ty skurwysynu! 


******
Jak widzicie pierwszy te słowa wypowiedział Alec. Nie pamiętałam kto i kiedy powiedział, że kocha. Jak większośc głosujących w ankiecie sądziłam, że był nim Morgan. Alec zrobił to w złości, ale to on był tym pierwszym.:)

17 komentarzy:

  1. Jednak Alec! <3
    Wiedziałam, ze to się tak skończy! No i co teraz?
    NIE CZYTAĆ SPOILER!!!
    .
    .
    .
    Rozstaną się? O bosz jakie emocje no masakra!
    Specjalnie nie szłam spać by do tego rozdziału się dorwać :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam że Alec bedziepierwszy!!!!! Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i bym przegrała.
    Dlaczego te rozdziały są takie krótkie?;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie wiem czy wiedziałam ale czuje eis wkuriona ot co No to się porobiło a ja muszę czekać jeszcze tydzień. Ech... życie jest okrutne:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Aj, stawiałam na Morgana :( No ale nic, ważne, że któryś w końcu to powiedział, nawet jeśli w złości. Teraz tylko pozostaje czekać na reakcję Morgana i jego odpowiedź :D Wyobrażam sobie minę Aleca, kiedy usłyszy, że Morgan go kocha <3
    Aaaa, czemu tydzień jest tak długi, nie lubię czekać na nowe rozdziały takich dobrych opowiadań :<

    OdpowiedzUsuń
  8. Od otrzymania przez Aleca tej koperty przeczuwałam, co się stanie. Boszzz... niech rozwiążą ten problem, bo mnie to teraz zdenerwowało. Już miało być dobrze przynajmniej w jednej sprawie, ale zawsze trzeba dodać nieco więcej napięć, co nie? Jak w ogóle można kończyć w takim momencie? Wiem, że to lubisz, bo przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania, ale nadal mnie boli to tygodniowe czekanie :(

    OdpowiedzUsuń
  9. kurcze.... obstawialam Morgana... no szkoda, ze Alec... wedlug mnie, ale mam nadzieje, ze Morgan juz na poczatku przyszlego rozdzialu odpowie mu czyns podobnym.

    OdpowiedzUsuń
  10. Morgan ma u mnie taką kreche że masakra, pewnie nie pamięta bo ten Jerry coś mu dorzucił do piwa. Rozdział jak zawsze świetny i teraz czekać z niecierpliwieniem na następny

    OdpowiedzUsuń
  11. NIE! NIE! NIE! Morgan miał to powiedzieć! Dlaczego nie zrobił tego Morgan?! Ech... Teraz to już po wszystkim. Alec będzie wściekły za zdradę, której Morgan pewnie nie popełnił... te zdjęcia to mógłby być fotomontaż... albo i nie. Chyba się łudzę... No ale cóż. Czekałam na ten rozdział cały dłuuugi tydzień! Był boski.
    Tak w ogóle to dzięki Lu, że tak szybko odpisałaś. Hehe nie miałaś się czym martwić. Nawet jeśli bym od początku wiedziała co się wydarzy w Porcelanowym Szczęściu to pewnie i tak bym kupiła :)
    Weny życzę! Bardzo dużo!

    OdpowiedzUsuń
  12. Luano ja Cię chyba zabije!
    podejrzewałam, że zrobi to Alec i właśnie w taki sposób. Wiesz, chyba czytam Tobie w myślach. Ta końcówka była piękna i fenomenalna.
    Nie spodziewałam się również takiego rozwoju akcji. Uważam, że Dług jest najbardziej emocjonującym opowiadaniem jakie czytałam do tej pory.
    Według mnie wszystko jest takie nieprzewidywalne a bohaterowie zaskakujące.
    Nigdy nie wiadomo czego można się po nich spodziewać. Jestem ciekawa co będzie dalej.
    Czuje, że nie powiedziałaś ostatniego słowa.
    Mam nadzieję, że Alec i Morgan wszystko sobie wyjaśnią i bardzo bym chciała by w końcu byli razem.
    Oni naprawdę zasługują na szczęście.
    Pozdrawiam mocno;*

    OdpowiedzUsuń
  13. hehe!
    a myślałem, że mordercze żądze budzą się w czytelnikach tylko po lekturze "Porcelanowego szczęścia"... widać - nie!
    cóż, Lu, zadbałbym o osobistą ochronę. hihi!
    z tęsknotą czekam na rozwój wydarzeń w "Długu".
    :-***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację z tą ochroną, ale jeszcze poczekam. :DDD

      Usuń
  14. Co za roznica kto powiedzial to pierwszy? Dziwi mnie wasze oburzenie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ostatnio nie mam czasu czytać zaraz rano w poniedziałek... :(
    1. "Istniała szansa, że do niczego nie doszło." - i tego się trzymam :)
    2. Rafe jest naprawdę dobrym przyjacielem... I umie prawić komplementy :D
    3. Hmm, jakby to rzec... Stryjek Garretta nie jest aż takim draniem... Właściwie to nawet trochę mi go szkoda.
    4. Coś czuję, że cała ta historia jest jeszcze bardziej skomplikowana.
    5. No to Morgan ma przechlapane... Ale pewnie wszystko się wyjaśni.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej,
    możliwe, że to wszystko było zaplanowane, został odurzony, możliwe, że do niczego wlaściwie nie doszło, miałam właśnie takie podejrzenia, że to właśnie Alec pierwszy powie, że go kocha, choć po cichu luczyłam, że to jednak będzie Morgan...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)