12 października 2015

Dług - Rozdział 13

Szukam bety. Kogoś kto będzie w stanie poprawić tekst dobrze i w miarę szybko. Nie chcę nikogo, kto poprawi jeden rozdział na miesiąc, tylko poważnie się za to weźmie. Chodzi o 3 tom "Obrazów miłości". Nie chcę kogoś kto się zgłosi po to, żeby przeczytać tekst i poprawi parę zdań czy przecinków. Naprawdę potrzebuję kogoś dobrego, bo jak poprzednie, tekst ma być odpłatny. Obecne bety mają pełne ręce roboty i nie chcę narzucać im kolejnego tekstu, który jest jeszcze w trakcie pisania, ale już ma 18 rozdziałów i dość dużo stron.



Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. 


Morgan obudził się tuż przed świtem. Czując obok siebie ciepło zwiniętego w kłębek Aleca, przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ciemność. Potem upoił się słodkim zapachem męża, z żalem myśląc, że musi wstać. Czekał go bardzo ciężki dzień pracy. Umówił się z Rafem, że o świcie pojawią się w biurze i na spokojnie przedyskutują powzięte przez niego plany oraz omówią to, co skłoniło szefa Innovations Corporation do próby wycofania się. Nie były to przyjemne wiadomości.
Podniósł się ostrożnie z łóżka i podszedł do okna. Rozsunął zasłony, wpuszczając do środka ostatni blask księżyca. Gdzieś na horyzoncie wyłaniało się słońce, które niedługo zajrzy do pokoju, oświetlając pomieszczenie. Morgan uchylił jedną połówkę okna, wpuszczając do środka rześkie powietrze i rozlegający się wokół ptasi trel ostrzegający o zbliżającym się szybko początku dnia. Dzięki ogrodom, drzewom i roślinom mieszczącym się w nim, prawie przez okrągły rok przebywały tu ptaki, ignorując to, że gdzieś tam za betonowym ogrodzeniem jest wielkie miasto.
Ubrał się w ciszy.
Zapinając ostatni guzik koszuli, odwrócił się do łóżka, żeby spojrzeć na męża. Jego ciało wyraźnie zasygnalizowało chęć powrotu do niego. Nie uległ jednak pokusie. Mają wystarczająco dużo czasu, by nacieszyć się sobą. Mimo tego, nie potrafiąc się powstrzymać, pochylił się i niezwykle delikatnie przytknął usta do jego skroni. Alec lekko się poruszył, na jego usta wypłynął rozmarzony uśmiech, ale nie obudził się. Morgan popatrzywszy jeszcze chwilę na niego, w końcu wziął się w garść i ruszył do drzwi.

*

Obudził się, kiedy słońce znajdowało się już wysoko na niebie. Jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszył się z dnia wolnego jak teraz. Nie tylko z tego powodu, że po wczorajszym ciało Aleca pozostawało obolałe, ale dlatego, że to, co sobie wczoraj uświadomił, tłukło się w nim z bolesną prawdą. Po tym jak wczoraj, po długim odpoczynku na kocu przed kominkiem, umyli się i położyli do łóżka, Morgan natychmiast zasnął. Natomiast on nie miał takiej możliwości, gdyż myśli bezustannie go bombardowały.
Źle się stało, że pozwolił dojść do głosu swojemu sercu. Nie tak miało być. Nie tak miało się ułożyć. Plan Morgana jasno mówił, że to tylko umowa, która po roku zostanie rozwiązana i już nigdy się nie spotkają. W takim razie jak on ma teraz dać sobie radę z tym rozstaniem, które nadejdzie, bo to było nieuniknione. Co powie Morgan na jego uczucia? Jaka będzie jego reakcja, kiedy pozna prawdę? Owszem, mężczyzna dobrze go traktuje, jest delikatny i czasami zachowuje się tak, jakby naprawdę łączyło ich coś więcej niż bezuczuciowy układ, ale przecież miłość nie wchodziła w punkt umowy. Co on ma teraz zrobić?
Po tym jak podniósł się z łóżka, podszedł do ich miejsca piknikowego. W salaterce znajdowało się jeszcze kilka truskawek, więc zjadł jedną, rozmyślając o wczorajszych chwilach spędzonych z Morganem, które przepełnione były zmysłowością.
Po co ja o tym wszystkim myślę? Będzie co ma być. Przecież nie muszę mu wyznawać swojej miłości. Po wszystkim rozejdziemy się i każde zacznie nowy rozdział swojego życia. Dam sobie radę. Jak zawsze, myślał Alec, zwijając koc i chowając resztki jedzenia do koszyka. Wolał sam posprzątać, niż żeby Doroty to wszystko widziała. Chociaż pewnie to Alfred przyszedłby doprowadzić pokój do porządku. W sumie i tak każdy z nich wiedział co się tutaj działo, więc co mu tam. Zostawił wszystko na podłodze i podniósł się. Potrzebował z kimś porozmawiać i chyba wiedział, do kogo się dzisiaj wprosi.

*

Rafe na spokojnie, jego zdaniem po raz setny, wysłuchał relacji Morgana. Brian robił to samo, ciągle bawiąc się długopisem, który nie raz mu wypadł, co tylko doprowadzało obu mężczyzn do szału. Tym razem stało się podobnie, więc Rafe pochylił się i porwał długopis, zanim ponownie znalazł się w dłoni przyjaciela.
– Jesteś niepoważny.
– Rafe, jesteśmy tu od rana, co tam, od świtu – dodał Brian, ziewając. – Nic nie zdziałaliśmy. Siedzimy i zastanawiamy się nad kretem. Cała rada wiedziała, że chcesz zawrzeć nową umowę z Innovations – zwrócił się do Latimera. – Istnieje możliwość, że to ktoś z nich?
– Wiedzieli, ale nikt z nich nie zdradziłby – odparł Morgan.
– Gdyby mu zapłacono? – podrzucił Rafe, sięgając po filiżankę z kawą, trzecią, a dopiero było południe.
– Całe lata pracuję z tymi ludźmi. John Davies znał jeszcze mojego tatę. – Morgan założył nogę na nogę. Siedział za swoim biurkiem. Już dawno pozbył się marynarki oraz krawata, a rękawy ciemno zielonej koszuli podwinął do łokci. Rozpiął też od niej dwa górne guziki. – Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś z nich dzwoni do Constantina Clavela i mówi mu, że interes ze mną go zniszczy, że chcę przejąć jego firmę i nie powinien ze mną współpracować, bo go wykończę. Do tego ktoś podesłał mu jakieś spreparowane dowody, że mam takie plany i podobno tak samo z kimś postąpiłem. Jakoś nie pamiętam z kim i jaką firmę przejąłem. – Wytłumaczenie Clavelowi, że ktoś mu chce zaszkodzić, nie było takie łatwe. Przecież na jego miejscu sam by uwierzył w te wszystkie kłamstwa. Owszem, miał wrogów, ale jeszcze nikt nigdy nie przeszkadzał mu w inwestycjach, nie niszczył planów. Naprawdę zalazł komuś za skórę, ale nie miał pojęcia komu. Kto czuje się na tyle silny, żeby mi zaszkodzić?
– Może Rebeka Bein? – rzucił Caningham.
– Słucham?
– Powiedziałeś, cytuję „kto czuje się na tyle silny, żeby mi zaszkodzić” – wyjaśnił.
– No tak, teraz to już mówię na głos, a wydaje mi się, że tylko myślę. – Potarł palcami skronie, po czym uderzył dłonią w blat biurka, aż laptop drgnął. – Niech to szlag! Czuję się, jakbym był w pułapce i nie mam pojęcia, kto mnie w niej zamknął.
– Pierdolisz – wtrącił ostro Brian. – Od kiedy jesteśmy przyjaciółmi? Od lat, prawda? Znam cię dobrze i nigdy się nie poddałeś. Teraz chcesz to zrobić? Ktoś kopie pod tobą dołki, ale wpadniesz w nie? Nie sądzę. Udało ci się przekonać Clavela do współpracy, a to już sukces. Działaj dalej, jakby nigdy nic.
– Brian ma rację – powiedział Rafe. – Nie odpowiedziałeś na moją sugestię, co do Rebeki.
– Ona nie. Nie ma na tyle środków i możliwości. Zresztą, nie obchodzi jej firma. Na pewno nie zabrałaby jej. Wciąż ma nadzieję na związek ze mną. Jeśli uderzy, to we mnie bezpośrednio. Alec mówił, że razem z tą drugą suką były u mnie w domu. Były bardzo zaskoczone, że mój mąż je wyprosił. Chyba spodziewały się, że mój partner podkuli ogon i zrobi to, co one mu każą. Co? – Spojrzał po obu przyjaciołach.
– Powiedziałeś „mój partner”.
– Rafe, ty zawsze musisz uczepić się słówek.
– Partner? Nie „facet do pieprzenia”.
– Czy tego chcę, czy nie, jeszcze przez długie miesiące będzie moim partnerem. Nie rozmawiamy teraz o nim i o mnie. Mamy na głowie poważny problem i w ciągu kilku tygodni chcę go rozwiązać. Wy mi w tym pomożecie. Dowiem się, kto chce mi zaszkodzić, a wtedy niech ten ktoś ma się na baczności i lepiej żeby uciekał, zanim go dopadnę – powiedział poważnie, prostując się w fotelu.

*

Kobieta cisnęła szklanką przez cały pokój. Jej wściekłość nie miała granic, ale musiała się opanować, zanim całkiem straci swoją dumę. Jest damą, a nie pierwszym lepszym babskiem, który nie umie się zachować. Rzuciła wściekłym spojrzeniem na brata.
– Clavel miał odmówić jakiejkolwiek współpracy! Twój człowiek przekazał ci istotne informacje, a ty mnie zawiodłeś! Mnie i naszą siostrę! – Wzięła z kominka fotografię i podstawiła ją pod twarz brata. – Latimer ją zabił. Zabrał jej wszystko to, co było nasze, a ty…
– Tak spreparowałem dowody, że Clavel powinien był w nie uwierzyć. Nie wiem, co się stało.
– Ależ powiem ci, co się stało! Latimer ma swój urok i zadziałał na Clavela. Przekonał go, że ich współpraca się uda, tak jak poprzednio, bo ty dałeś mu zbyt mało dowodów, żeby ci uwierzył. Ty i ten twój człowiek, a także ten idiota Robertson jesteście siebie warci! Nic nie potraficie zrobić!
– Sama kazałaś nam to zrobić! To był twój plan! – wściekł się na siostrę.
– Mój i powiedziałam ci, co robić, a ty i tak nawaliłeś. Żadna z inwestycji Latimera nie może się udać! Liczę, że mój drugi plan się powiedzie i ten człowiek za późno dowie się, że został w samej koszuli – dodała cicho, odstawiając zdjęcie na kominek. – Wtedy może spłaci swój dług. Powiedz swojemu przyjacielowi, że chcę go tu widzieć. Gdy ostatnio tu był, potraktowałam go źle, ale mogę z nim zrobić coś gorszego, jeśli się nie zjawi. Albo nie – odwróciła się do brata. – Przekaż mu, że ma siedzieć cicho, jakby nigdy nic. Niech nic nie robi. Na pewien czas przystopujemy. Latimer na pewno wie, że ktoś coś kombinuje przeciw niemu. Uderzymy, kiedy będzie się tego najmniej spodziewał. Oczywiście po cichu będziemy realizować plan B. Tylko tym razem ja się wszystkim zajmę i nie dam się namówić na jakiekolwiek twoje zmiany. Zresztą nasz przyjaciel, który nam pomaga, lepiej żeby niczego nie podejrzewał, bo inaczej stracimy szpiega. 
– Zaraz do niego zadzwonię i o wszystkim poinformuję. Wybacz, ale muszę iść, bo na mnie czeka żona z obiadem.
– Ta flądra, nienadająca się do naszej rodziny? Idź. – Machnęła ręką, jakby odprawiała służącego, a nie brata bliźniaka. – Wy mężczyźni nic nie potraficie zrobić.

*

– Cieszę się, że w końcu do nas zawitałeś. – Jodie postawiła przed Aleciem talerz z ciastkami. Leżący pod stołem czarny spaniel zamerdał ogonem. – Jason niedługo powinien być. Robi staż w klinice weterynaryjnej, tej przy dwudziestej drugiej ulicy.
– Naprawdę go podziwiam, że wziął się za tak trudne studia. – Zamieszał łyżeczką kawę, wrzucając do niej kostkę cukru.
– On siebie też podziwia. – Zaśmiała się rudowłosa kobieta. – Czasami bywa ciężko, ale kocha zwierzęta, więc chce im w taki sposób pomagać. Ojciec Jasona wolałby, żeby on został chirurgiem od ludzi. Zresztą, co ja ci o tym opowiadam, sam wiesz. – Machnęła ręką.
– Pamiętam, mama Raula uspokoiła męża, mówiąc mu, że i tak w razie potrzeby będzie krajał i co za różnica czy człowieka czy na przykład psa.
– Fantastyczna kobieta. Traktuję ją jak teściową. W sumie wychowała Jasona i...
– Mama? – Z wnętrza domu doleciał głos dziecka.
– Eve, jesteśmy na balkonie. – Eve, jej sześcioletnia córka, to bardzo nieśmiałe dziecko i tak jak Jodie sądziła, dziewczynka od razu zawstydziła się, widząc gościa, kiedy tylko przeszła przez pokój i trafiła na balkon. – Pamiętasz wujka Aleca?
– Pamiętam. – Przykleiła się do matki, zagryzając kciuk.
– Jak było u Katie?
– Fajnie, ale Katie musiała z mamą do lekarza jechać.
– Katie – wyjaśniła Jodie, biorąc córkę na kolana – to nasza sąsiadka i koleżanka Eve. Zaprzyjaźniły się w przedszkolu. – Poprawiła córce kokardę na jednym z dwóch kucyków. – Chcesz ciasteczko?
– Tak – odpowiedziała Eve, nadal wpatrując się w Aleca. Lubiła go i tą dziewczynkę, z którą czasami wujek przyjeżdżał. Wzięła od matki ciastko w kształcie serduszka i od razu zerwała się z jej kolan. – Tata wrócił. – Pobiegła do pokoju, a za nią pies.
– Uwielbia Jasona. Oboje uwielbiają.
– Zdążyłem już zauważyć. Nie znam was od dziś. – Uśmiechnął się do niej ciepło. Kobieta miała manierę tłumaczenia czegoś, o czym wszyscy wiedzieli.
Na balkon mieszkania wyszedł Jason z córką na rękach i z pałętającym się pod nogami psem.
– Widzę, że korzystacie z pięknej pogody. Cześć, Alec. Cześć, kochanie. – Pochylił się i pocałował żonę w policzek.
– Jak w pracy? – zapytała.
– Tak w pracy, że zanim tu przyjechałem, musiałem na chwilę się zatrzymać i uspokoić. – Postawił Eve na betonie. – Córuś?
– Tak, tatuś?
– Dam ci jeszcze jedno ciasteczko i pójdziesz pobawić się do swojego pokoju?
– Aha, a wy omówicie ważne sprawy.
– Dokładnie. – Podał córce obiecaną słodycz i po chwili już tylko w trójkę siedzieli przy malutkim stoliczku. – Wracając do dzisiejszego dnia. Ktoś znalazł zmasakrowanego psa i przywiózł go do kliniki. Nie będę wam opowiadał szczegółów, bo to jest straszne, ale gdyby ten, kto tak skrzywdził zwierzę, wpadł w moje ręce, zdarłbym mu skórę żywcem i powoli zabijał. – Zacisnął dłonie w pięści. – Szlag mnie trafia, jak widzę, w jaki sposób ludzie traktują zwierzęta! Nóż się w kieszeni na to bestialstwo otwiera. Żaden skurwysyn nie rozumie, że zwierzęta też czują i cierpią! Takim chujom bym ręce odciął, żeby nikogo już nie skrzywdzili.
– Uspokój się. – Jodie wzięła dłonie męża w swoje. – Nic na to nie poradzisz.
– Poradzę. Myślę o tym, by na uczelni zrobić akcję informującą ludzi, że zwierzęta to nie rzeczy. Rozpętam taką aferę, że każdy się o tym dowie.
– Ten pies, co go przywieźli, żyje? – spytał Alec, biorąc już kolejne ciastko własnoręcznie upieczone przez Jodie. Również kochał zwierzęta i nie mógł znieść tego, gdy je krzywdzono.
– Nie, ale może to i dobrze. Nie cierpi. – Odetchnął. Zawsze był bardziej wrażliwy na los zwierząt niż ludzi. Uważał, że ludziom każdy pomoże, ale nikt nie zainteresuje się porzuconym zwierzęciem, rannym, czy błagającym o pomoc piskiem. Czasami nienawidził ludzi. Dlatego chciał zostać weterynarzem i pomagać czworonogom, a także uświadamiać ludzi, jak mają traktować zwierzęta. Im też należy się szacunek, dom i miłość. 
Alec patrzył na przeżywającego dzisiejszą sytuację przyjaciela. Doszedł do wniosku, że nie jest to dobry moment, aby mówić mu o swoich rozterkach. Sądził, że zabierze go gdzieś i pogadają. Zresztą, jakby powiedział, że chce pogadać, przyjaciółka zostawiłaby ich samych. Nie będzie zrzucał nikomu na głowę swoich problemów. Po prostu spędzi z nimi miło czas, a później odwiedzi mamę. Chciał zabrać ją do pani Anny i zamierzał z nią o tym pogadać. Nie rozmawiał na ten temat z Morganem, ale mężczyzna nie powinien mieć nic przeciw.
– Jason, odgrzać ci obiad? – zapytała Jodie.
– Nic nie przełknę. Kawy bym się napił.
– Zrobię ci. – Już miała wstać, ale mąż ją powstrzymał.
– Sam sobie zrobię. Nie jesteś moją służącą, żeby koło mnie ciągle latać. – Przytulił ją z czułością i wielką miłością jaką do niej czuł od kiedy mieli szesnaście lat i z każdym dniem kochał ją bardziej.
Alec widział tę miłość i troskę pary o siebie. Rzekłby, że w tej chwili ma coś takiego. Te same gesty, te same słowa, tylko niestety w nich nie było miłości ze strony Morgana i nigdy nie będzie. Nie przyprawiało go to o niekończący się smutek, łkanie, że nie jest tak, jakby chciał, ale mimo wszystko było mu przykro. Niestety, niczego nie może zmienić. Ewentualnie zdarzy się cud i mąż go pokocha. Marzenia ściętej głowy.
– A ty siedź – dodał Jason, wskazując na Aleca palcem. – Pogadamy sobie.
– To ty siadaj – wtrąciła Jodie – ja zrobię ci kawy i pójdę do małej.
– Dzięki, kochanie, jesteś boska.
– Wiem. – Zanim wyszła, puściła mężowi oczko.
– Co ja bym bez niej zrobił. Gdybym wtedy zrezygnował… Mniejsza z tym. Chodzi o Darlin.
– Nie owijaj w bawełnę, tylko mów. – Założył ręce na piersi. Przecież on i przyjaciółka dali sobie czas. Potrzebowali od siebie odpocząć, więc o co znów chodzi?
– Alec, nie podoba mi się to, że się unikacie. Wiem, wiem, tak postanowiliście, ale powinieneś się z nią spotkać. Chyba ma ci coś do wyjaśnienia.
– Ona?
– Mhm. Tęskni za tobą. Nie rozumiem, co się z wami dzieje.
– Sam nie wiem. – Wstał i pochylając się oparł rękoma o barierkę. Przed nim rozciągał się widok na parkingi i plac zabaw wybudowany w centrum blokowisk. W oddali widział kawałek ogrodzonego boiska, na którym można było grać w piłkę nożną oraz koszykówkę. – Zachowuje się, jakby była wściekła, że mam męża. Ciągle powtarza, że Morgan jest zły, bo to czy tamto zdarzyło jej się przeczytać. – Zacisnął palce na balustradzie. – Nie poznaję jej. Jestem szczęśliwy, a ona wciąż wierci mi dziurę w brzuchu. I uczepiła się seksu.
– Martwi się o ciebie.
– Przesadza. – Odwrócił się. Przed Jasonem stała już parująca kawa. Widocznie nie usłyszał jak Jodie mu ją przyniosła.
– Może. Ty w tej księgarni też miły nie byłeś. Potraktowałeś ją jakby szła z pierwszym lepszym i była...
– I za to dostałem w pychol. Chyba faktycznie ona i ja musimy pogadać.
– Wiesz, że ona spotyka się z tym facetem?
– Tak. Tylko też ten facet, to babiarz. Z drugiej strony jest spoko.
– Daj im szansę, jakby co.
On też chciał dostać szansę od przyjaciółki. To, żeby w niego uwierzyła.
– Zbieram się już. Pojadę teraz do mamy i zadzwonię do Darlin.
– Dobra. Nie ma sprawy. Szkoda, że dłużej nie pogadaliśmy. – Jason odstawił kubek z czarnym napojem i podniósł się. –  Gdyby coś było kiedyś nie tak, to dzwoń o każdej porze.
– Spoko. Trzymaj się. – Uścisnął przyjaciela i wszedł do wnętrza mieszkania. Zajrzał jeszcze do pokoju Eve, gdzie Jodie czytała małej książkę. Pożegnał się z nimi i opuścił mieszkanie przyjaciół, w tym samym czasie wybierając numer do przyjaciółki.

*

Zmęczony Morgan wrócił do domu późnym popołudniem. Zawsze wieczorami lubił popracować w domu, tym razem jednak zdecydowanie wybrał pełen relaks. Tym bardziej, że ujrzawszy swojego męża w salonie, skaczącego po kanałach, przyszła mu ochota na obejrzenie filmu. Wieki nic nie oglądał. Zanim poszedł do męża, wpierw wziął szybki, chłodny prysznic i przebrał się w zwyczajną podkoszulkę oraz spodnie od dresu. Potem zajrzał do kuchni i poprosił Annę o stos kanapek, tym bardziej, że kucharka zdradziła mu, że mąż jeszcze nie jadł kolacji. Pojawił się w salonie dopiero wtedy, kiedy wszystko załatwił.
– Oglądanie tylu kanałów na raz, może i jest przyjemne, ale nie dostarcza mózgowi dobrych wrażeń, jak porządny film – powiedział, opierając się o futrynę.
Alec obejrzał się i uśmiechnął.
– Ktoś tu ma ochotę na film.
– Porządny wątek sensacyjny lub zwariowana komedia, wybieraj.
– Co powiesz na połączenie jednego i drugiego? Prawda, że wątek sensacyjny będzie raczej głupi, ale powinno dobrze odstresować.
– Wyglądam na zestresowanego? – Usiadł przy Alecu, całując go w ramię.
– Na zmęczonego na pewno. – Wsunął palce we włosy Morgana. Zawsze uczesane, idealnie ułożone, dzisiaj wyglądały jakby mężczyzna ciągle je targał. – Zestresowanego też. Podobno udało się to, co planowałeś, a twój wyjazd się udał, więc co jeszcze jest nie tak? – Przesunął dłoń na jego szyję.
– Alec, tacy ludzie jak ja zawsze żyją w stresie. Dlatego tak potrzebny mi relaks.
– Wiesz co byłoby, gdyby ludzie dowiedzieli się, że ten słynny Morgan Latimer w domu wygląda jak zwykły facet, który siedzi przed telewizorem, do tego w dresie i rozciągniętej koszulce?
– Zapłaciliby miliony, żeby zobaczyć, że jestem człowiekiem. – Odgarnął Alecowi włosy za ucho.
– W rzeczy samej. To co oglądamy?
– Zaproponuj coś. Nawet nie wiem, co ludzie teraz oglądają.
– Nie wiem, co oglądają, ale ja lubię filmy z serii Taxi. Mam je wszystkie, tylko muszę przynieść.
– To ruszaj ten swój seksowny tyłeczek – szepnął prosto w usta Aleca.
– Lubisz go. – Pokąsał dolną wargę Morgana.
– Za bardzo i jeśli nie przyniesiesz filmu, to go tu sobie wezmę na oczach Alfreda. – Ścisnął jego udo. Ten mężczyzna bardzo silnie na niego działał. Szkoda, że nie chodziło tylko o sam seks. Wtedy byłoby łatwiej.
– Co? – Policzki Aleca zarumieniły się, kiedy dostrzegł stojącego w przejściu lokaja z tacą pełną kanapek i dwoma kubkami z parującą zawartością w środku.
– Przepraszam panów, ale kolacja
– Nic się nie stało, Alfredzie. Mój mąż jest bardzo wstydliwy – dodał Latimer, w duchu śmiejąc się z oburzonego i przeszywającego go wzroku kochanka. – Idź po ten film, zanim kakao wystygnie.
– Takie mocne, niemal czekoladowe?
– Tak, panie Alecu. Pan Morgan prosił, aby Anna takie przygotowała.

Półgodziny później, Alec leżał z głową na kolanach męża i rozmyślał. Nie skupiał się na filmie, bo i tak znał go na pamięć, za to chwilami mruczał, kiedy mąż głaskał go po głowie. Czuł się syty obfitą kolacją i upojony najzwyklej spędzonym z Morganem czasem, jakby byli prawdziwą parą i istnieli tylko dla siebie. W pokoju panował półmrok, za oknem ciemność, a w całym domu istniała tylko cisza, nie licząc głosów dolatujących z telewizora. W tej chwili niczego mu nie brakowało. Mógł marzyć, czując się spokojnie jak nigdy. Tym bardziej, że w domu też było dobrze. Jakiś cud się stał i miał nadzieję, że już tak zostanie, a czas z Morganem będzie biegł powoli. Nie zamierzał mu nic mówić o swoim uczuciu, zresztą nikomu. Sam potrzebował czasu na oswojenie się z tym i zrozumienie swojego serca.
Morgan przesuwał kosmyki miękkich włosów Aleca pomiędzy palcami. Tak jak lubił, zaplatał włosy wokół nich i puszczał. Nareszcie odczuł spokój. Tak jak wczoraj. Tylko że wczoraj to był inny rodzaj spokoju, zmysłowy, upajający. Dzisiaj po prostu siedział przed telewizorem, spędzając czas ze swoim mężem. Odkąd zaczął o nim myśleć właśnie w ten sposób? Nie dodając do tego, że to jest mąż tymczasowy, związek zawarty z układu, po to, aby się zabawić smakowitym ciałem Aleca. Kiedy tak wszystko zaczęło się zmieniać? Stawał się inny? Czy może coś zaczynał czuć? Mógł siebie jeszcze długo okłamywać, ale czy to miało jakikolwiek sens? Tyle pytań kłębiło mu się w głowie, a odpowiedzi były tak blisko. Odpowiedzi, które zna, a jednak nie zamierzał się nad nimi zastanawiać, pozostawiając wszystko swojemu biegowi.
– Ten aktor, który gra policjanta, jak się nazywa? – zapytał starszy z mężczyzn.
Alec zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć nazwisko aktora.
– Frederic Diefenthal, chyba. – Podniósł się i przeciągnął.
– Nie znasz nazwiska aktora? – Przyciągnął Aleca do siebie, także ten położył mu głowę na ramieniu, obejmując przy tym w pasie.
– Po co mi to? Zwracam uwagę na postać. – Przytulił się, zerkając jednym okiem na ekran. – Ten taksówkarz to Sami Naceri.
– Też „chyba”?
Alec zaśmiał się, przykładając nos do szyi męża. Wciągnął jego zapach, męski, naturalny nie zmieszany z wonią perfum. Taki należący tylko do Morgana. Wszędzie by go rozpoznał. Bał się tego wszystkiego. Uczuć, które teraz uderzały w niego, przyszłości, ale gdzieś tam w nim rodziła się maleńka nadzieja, że ona będzie wspólna.

13 komentarzy:

  1. Droga Luano.
    Wybacz mi moje sporadyczne wpisy pod Twoimi opowiadaniami,ale wiedz,że taki Mefisto jest i z niecierpliwością czeka na dalsze rozdziały.
    Pozdrowienia i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ja też mam nadzieję, że coś się w końcu z tego wykluje:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgłaszam się na betę. Możesz napisać, jeśli nadal jesteś zainteresowana, na maila lub gg.
    karrolajna13@gmail.com
    36600666.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. cześć! od miesięcy czytam Twoje teksty. jeśli potrzebujesz pomocy w betowaniu, chętnie z taką pośpieszę. :-)
    napisz, jeśli chcesz spróbować. mój mail: jacek4290@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam do Ciebie maila. :)

      Usuń
    2. ej... mam pustą skrzynkę. chyba wywaliłem z nadmiaru gorliwości, albo coś nie przeszło. jeszcze raz, proszę. ;-)

      Usuń
  5. Czyli że Robertson jest tylko pionkiem jakiejś baby. Ciekawe kto to może być? Chyba boję się o tym myśleć, no bo kogo ZNOWU Morgan zabił?! Wkurza mnie to! Dlaczego wszyscy ludzie mają go za ostatniego drania... Fakt faktem też byłam tego zdania, ale już je zmieniłam. Latimer jest w porządku ;) Czekam na next'a!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej kochana!
    Warto było czekać tyle czasu na rozdział.
    Jesteś wręcz cudowna. Jak zwykle. Mówiłam już że lubię Re'fa? To prawdziwy przyjaciel i dobrze, że Morgan ma kogoś takiego. Jego świat jest brutalny i wszystko może się w nim wydarzyć. Całe szczęśćie iż nie jest sam. No i jeszcze Alec. Uświadomił sobie miłość do Morgana i może być mu przez to trudno. Mam jednak nadzieję, że mężczyzna ównież zrozumie swoje uczucia. Trochę się martwię tym co będzie dalej bo akcja rozwija się coraz bardziej. Widzę, że nie zostawiasz na naszym Latimerze suchej nitki i jeszcze długa droga przed nim, by osiągnął pełnie spokoju a u boku Aleca mu się to uda.
    Jestem ciekawa jak wszystko rozwinie się dalej. Będę czekać z wypiekami na twarzy na kolejny rozdział!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rano zdążyłam tylko przeczytać, bo szkaradnie zaspałam :) Robi się coraz ciekawiej... Ale jakoś wytrzymam do następnego poniedziałku. Hmm, pewnie jeszcze nieprędko Alec i Morgan się dogadają, ale warto zaczekać...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    o co chodzi, czy naprawdę Morgan mógłby zabić, kim jest ten szpieg, bo mam wrażenie, ze to ktoś blisko Morgana, chce aby to wszystko stracił, wieczór spędzili cudownie razem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)