5 października 2015

Dług - Rozdział 12

Hej. :)

Znacie "Tajemny ogród"? Nie mam jeszcze tej kolorowanki, ale niedługo ma do mnie dotrzeć. Wpadłam w szał kolorowania. Dla mnie to niesamowity relaks i polecam ten sposób kreatywnego odpoczynku. W Internecie jest też wiele rysunków z różnych kategorii, które można wydrukować i spróbować na chwilę odlecieć od pośpiechu dnia codziennego. :)

Chcę napisać jeszcze kilka zdań o tym, kiedy jakiś mój ebook będzie do kupienia. Nie wiem. To znaczy, na pewno coś będzie, ale nie mogę określić czasu. Jeden tekst się w dalszym ciągu pisze i jest to 3 tom "Obrazów miłości", natomiast inny jest w trakcie poprawiania. A wiadomo, że poprawianie nie potrwa tydzień, a zajmują się nim dwie bety. Będzie to coś innego niż moje ostatnie teksty. Akcja opowiadania "Buntownik" będzie się działa w Polsce, na polskiej wsi i mam nadzieję, że ten tekst się spodoba. Nie ma on nic wspólnego z dotychczas wydanymi romansami. Od razu mogę powiedzieć, że bardzo tani nie będzie, bo to długi tekst ponad 240 stron i namęczyłam się z nim trochę przez ostatnie miesiące. Cena mniej więcej będzie wynosić około 17 lub 18 złotych. Więcej informacji dotyczących tego tekstu ukaże się jak już będzie on w sprzedaży. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć, bo po prostu sama nie wiem co i kiedy będzie. Może tak być, że ukaże się dopiero w listopadzie. :)



 Zapraszam na kolejny rozdział. Dziękuję za komentarze. :)


Dobrze być w domu, pomyślał Morgan, przechodząc przez hol i salon, w którym opadł na fotel. Rozpiął dwa górne guziki koszuli, jednocześnie przeglądając pocztę, którą wręczył mu w drzwiach Alfred. Znów zebrał się stos zaproszeń na przyjęcia, prywatne obiady, których nadawcy chcieli mu się podlizać i z których i tak nie skorzysta. Kilka reklam i prenumerat pisma o finansach, nic prywatnego, bo i skąd by to się wzięło. Odrzucił listy na bok, poddając się panującej wokół ciszy. W sumie Alec powinien być w domu, ale Alfred powiedział mu, że mąż wziął dzisiaj dzienną zmianę w pracy.
Nie wiedział, kiedy wrócę. Powinienem był się z nim skon taktować. Tylko jak dotąd jakoś nie miał czasu, bo kiedy tylko wracał z kolejnych spotkań po prostu padał na łóżko, natychmiast zasypiając. Potem uprzytomnił sobie, co mu powiedział, znajdując się w stanie wzburzenia, chociaż to mało powiedziane. Doszedł do wniosku, że wolał osobiście to wyjaśnić, tym bardziej, że Alec również nie próbował nawiązać z nim kontaktu. Znajdzie sposób, żeby go przeprosić, a mąż powinien zrozumieć, że w czasie furii człowiek mówi różne rzeczy. 
Co on wtedy poczuł? Jak zareagował na moje słowa? Czy cięły jego wrażliwą duszę, czy chciał mi przyłożyć? Założę się, że to pierwsze, bo zanim się zorientowałem, już go nie było, nie walczył, a ja nie miałem czasu, żeby go szukać. Rafe cudem znalazł mi miejsce w samolocie, który odlatywał dwie godziny później. Dobrze, że poleciałem i wiem na czym stoję. Wszystko się wyjaśniło, a raczej część tego. Pytanie, co mam robić dalej, myślał. Niewątpliwie czekało go bardzo dużo pracy.
Pierwszym, co wypadałoby zrobić, to załagodzić sytuację z Alekiem. Wątpił w to, że mężczyzna po prostu go przywita i wszystko będzie dobrze. Wbrew sobie, tęsknił za nim. Przeszedł go dreszcz na wyobrażenie tego, że znowu trzyma Aleca w objęciach. Cudownie będzie poczuć dotyk jego ust, mieć przy sobie, pod sobą to gibkie ciało. Tęsknił, ale nie tylko za seksem. Brakowało mu samego Aleca w pobliżu. Jego głosu, śmiechu, tego jak siedział przy nim w gabinecie, gdy Morgan pracował, a Alec po prostu był. Oddałby wszystko, żeby móc teraz go zobaczyć.
Westchnąwszy, poruszył się niespokojnie na fotelu. Poczeka na Aleca, a potem, jeśli mężczyzna go nie odepchnie, spędzą razem fantastyczne popołudnie, noc.
– Przepraszam, panie?
– Tak, Alfredzie?
– Uznałem, że powinien pan wiedzieć. Dzwonił pan Alec i przekazał Annie, że nie będzie go na obiedzie, bo jest już umówiony.
Morgan natychmiast zareagował na te słowa, a pazury zazdrości wczepiły się w jego serce.
– Mówił, z kim się umówił? – Próbował zapanować nad uczuciem, które go ogarnęło.
– Tak. Pan Roberston przyszedł do niego do pracy i zaprosił na obiad.
Uczucie zazdrości natychmiast ustąpiło miejsca niepokojowi i przerażeniu. Przez dłuższą chwilę nie mógł się poruszyć, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku. Przecież Alec obiecał mu, że nie spotka się w cztery oczy z tym człowiekiem. Czyż to, co powiedział Alecowi o Roberstonie, nie było wystarczającym powodem do tego, żeby mąż trzymał się z daleka od tego faceta? Prawda, że nie powiedział mu wszystkiego i być może to był jego błąd, który powinien naprawić. Mógł przewidzieć, że Garrett nie ustąpi i będzie chciał się spotkać z Alekiem. Gdyby tak mógł pozbyć się tego człowieka. Najchętniej zobaczyłby go za kratami z dożywotnim wyrokiem.
– Alec nie jest bezpieczny przy tym człowieku. Nie rozumie zagrożenia, Alfredzie. Robertson, żeby zemścić się na mnie, może uderzyć w Aleca. Cholera jasna! – Uderzył pięścią w kolano. – Wiesz gdzie się spotkali?
– W restauracji tego hotelu, w którym pracuje panicz – odpowiedział uprzejmie lokaj, podzielając niepokój swojego pracodawcy.
Morgan, zdając sobie sprawę, że nie zazna spokoju, dopóki nie zobaczy całego i zdrowego Aleca, poderwał się na nogi.

*

– Przepraszam za spóźnienie.
– Nic się nie stało, Alecu. – Garrett wstał, wyciągając rękę do swojego gościa, a po chwili przytrzymując ją dłużej niż wymagało tego zwyczajne przywitanie. Nareszcie sami, co prawda niezupełnie, bo w restauracji było kilkoro osób, ale musi się zadowolić czymś takim. Sam wolałby spotkać się w cztery oczy. Niestety, pan Frost, to trudna sztuka. – Na ciebie można czekać wieki.
– Nie wydaje mi się. – Zabrał rękę, mając ochotę ją wytrzeć. Jeszcze przy nikim nie czuł się tak psychicznie źle, jakby oplatało go coś obślizgłego, a on nie mógł się wydostać.
– Usiądź, proszę. – Robertson wskazał krzesło naprzeciwko. – Morgan nie zapewnia cię o tym?
– Mąż już nie musi na mnie „czekać”. – Miał przemożną ochotę zapytać się Robertsona o to, czy jest biseksualny. Przecież miał żonę, a ewidentnie go podrywał. Wziął do ręki kartę dań. – Zresztą każdego dnia zapewnia mnie o swoim oddaniu i uczuciach.
– Ten ślub odbył się tak szybko… Ludzie się nad nim zastanawiają. Nikt o niczym nie wiedział.
– Związek Morgana i mój był trzymany w tajemnicy. Wiesz, on bogaty, ja szary człowieczek, więc dla wielu to by nie miało szansy bytu. Musielibyśmy się użerać z nowobogackimi, za przeproszeniem, którzy odciągaliby mojego męża od popełnienia mezaliansu. To słowo nadal funkcjonuje w waszych sferach? Niemniej – kontynuował, nie czekając na odpowiedź towarzysza – po ślubie już nikt nam nic nie może zrobić i mogą sobie mówić co im się rzewnie podoba. – Odłożył menu na stolik.
– Tak, oczywiście. Wybrałeś już coś? 
– Myślę, że pieczony łosoś z ziołami będzie w sam raz.
– Chyba też to zamówię. – Dyskretnie przywołał kelnera.
Alec wyprostował się, skupiając swoją uwagę na Robertsonie. Chęć ucieczki chwilowo mu minęła, natomiast  na usta cisnęło się bardzo dużo pytań i zanim jego mózg pomyślał, usta same się otworzyły:
– Kiedy spotkaliśmy się ostatnio, zdradziłeś, że miałeś żonę.
– Pamiętam.
– Morgan, nic mi nie chce o niej powiedzieć, więc może ty mógłbyś… – zawiesił głos, nachylając się ku niemu.
– Moja żona spadła niefortunnie z balkonu, z drugiego piętra. – Zamilkł, kiedy podszedł do nich kelner. Złożył zamówienie również za Aleca, a potem, kiedy zostali sami, mówił dalej: – Akurat byłem w swoim gabinecie. Usłyszałem krzyk… Znalazłem ją… Wszędzie była krew…
Alec zmarszczył brwi.
– Bardzo to przeżyłeś.
– Kochałem ją. Do tej pory jest mi ciężko. Jej śmierć była dla mnie tragedią.
Kłamca, przemknęło przez myśl Alecowi. Robertson opowiadał to bez emocji w głosie. Zupełnie jakby mówił o pogodzie. Może to przez to, że minęły trzy lata, ale to i tak nie było normalne. Alec nigdy nie przeżył niczego podobnego, ale nosił w sobie świadomość, że takie nieszczęście, szczególnie kiedy przydarza się komuś kogo kochamy i uderza prosto w nasze serce, porusza nawet po latach. Teoria Morgana wydawała mu się coraz bardziej prawdopodobna i poczuł, że ma serce w gardle. Nie mógł jednak spanikować i wybiec stąd z krzykiem, że właśnie czeka go obiad z mordercą. Przez co nasuwało się pytanie – oczywiście, jeżeli Robertson zabił swoją żoną – dlaczego pozbawił życia Gaelen?
– Przykro mi – zdołał powiedzieć.
– Dziękuję. Czas leczy rany.
Nie wszystkie i nie zawsze, pomyślał Alec.

*

Morgan z piskiem opon zaparkował przed hotelem. Wysiadł i rzucił kluczyki chłopakowi, który odprowadzał auta na parking. Wbiegł do foyer, omal nie potrącając konsjerża, czym zwrócił na siebie uwagę gości przebywających w części wypoczynkowej holu. Rozejrzał się dokoła wzrokiem pełnym obaw, zatrzymując go na recepcji. Podbiegł do niej.
– Alec Frost.
– Pan jest Alec Frost? – zapytał zaskoczony chudy blondyn.
– Szukam Aleca Frosta. Pracuje tu…
– Wiem, kim on jest. Alec je właśnie obiad z pewnym panem.
– Gdzie? – warknął, opierając przy tym ręce na ladzie i pochylając w stronę pracownika recepcji.
– Tam? – Wskazał palcem. – W naszej restauracji.
Nie podziękowawszy za informację, poszedł we wskazanym kierunku szybkim krokiem, tym razem nie biegnąc, żeby nie zwracać na siebie większej uwagi. Lokal odnalazł bez trudu, a także i swojego męża siedzącego w towarzystwie Robertsona. Pokonał dzielącą ich odległość i chwyciwszy za kark zaskoczonego Aleca pochylił się nad mężczyzną, i wpił łapczywie w usta. W tym samym czasie sięgnął do jego włosów i zdjął z nich gumkę, rozpuszczając kosmyki.
– Witaj, kochanie – powiedział, ponownie całując go ogniście, nie pozwalając na żadną reakcję. Dawał w tym Alecowi swoją wściekłość, obawę, radość ze spotkania i coś jeszcze. Bał się, że nie znajdzie męża, że Robertson go dokądś zabierze i coś mu zrobi. Zabiłby wtedy drania.
Alec pozwalał mu się całować, wpierw oszołomiony, a później szczęśliwy z przybycia Morgana. Poddawał mu się z cichym pomrukiem zadowolenia. Ich zęby zderzały się o siebie, kąsały, języki splatały, wyrażając wszystko czym nasączone były ich emocje. Gdyby tylko pocałunki potrafiły mówić, powiedziałyby wszystko, co jeszcze pozostawało skryte dla obu mężczyzn.
Tymczasem Garrett, siedząc z kwaśną miną, ledwie nad sobą panował. Nie przez to, co robili mężczyźni, ale przez to, że jego plan znów wziął w łeb. Niech szlag weźmie Latimera! Zawsze zjawiał się tam gdzie nie był potrzebny. Już zdobywał współczucie Frosta i wierzył, że z łatwością wzbudziłby w nim sympatię, a przede wszystkim zaufanie. Rzecz jasna nie od razu, ale to był początek, który przeklęty Latimer zepsuł. Gdyby obserwował go ktoś siedzący obok, mógłby zauważyć oczy pałające gniewem, a usta zaciśnięte w grymasie charakterystycznym dla rozkapryszonego dziecka, któremu odmówiono upragnionej zabawki.
– Może byście tak przestali pokazywać swoją wielką miłość – warknął, nie mogąc zapanować nad swoim głosem. – Ludzie patrzą.
Morgan z trudem oderwał się od warg męża i odwróciwszy głowę w stronę swojego wroga, rzekł:
– Nie obchodzą mnie ludzie, a przede wszystkim twoja osoba. Powiedziałem ci, żebyś trzymał się z daleka od mojego męża. Jeszcze raz zobaczę cię przy nim, a tego pożałujesz – szepnął, nachylając się ku niemu. – Zabieram męża do domu, a tobie życzę smacznego. – Wyprostował się i wyciągnął dłoń w stronę Aleca, którą ten pochwycił.
– Alecu, pozwolisz na to, żeby ktoś tobą rządził? – zapytał Garrett, próbując wywołać mały konflikt pomiędzy tą parą od siedmiu boleści, jak ich często nazywał w myślach.
– Mąż mną nie rządzi. Po prostu bardzo się stęsknił. Nie widzieliśmy się kilka dni, więc sam rozumiesz, że nie mogę dotrzymać ci towarzystwa, Garrett. Wiesz, miłość ma swoje prawa. Kochałeś, także sam to rozumiesz. Mój mąż i ja potrzebujemy teraz czasu dla siebie. Dziękuję za obiad. – Z ulgą powitał opuszczenie towarzystwa tego człowieka. Będąc z nim czuł jakby oplatały go jakieś czarne macki, chcące wedrzeć się w jego duszę. Przy żadnym człowieku tak się nie czuł. Nie miał żadnego z tych tak zwanych „darów”, lecz chyba zostawał obdarzony szóstym zmysłem, kiedy w pobliżu pojawiał się Robertson. Czasami spotyka się ludzi, nie zna ich, a wewnętrzny głos podpowiada, żeby uciekać. Jego głos dzisiaj wrzeszczał.
Morgan wsadził męża do swojego samochodu, mówiąc, że po auto Aleca wyśle kierowcę. Mając go obok siebie uspokoił się, ale nie do końca. Nie mógł, bo po prostu nie podobało mu się to, że Garrett za bardzo zbliżał się do jego męża. Nie wierzył w jego czyste intencje i nie spocznie, dopóki nie pozna prawdy.
Zanim zapalił silnik, jeszcze raz przyciągnął męża do siebie i pocałował, szybko, gwałtownie, tak jakby miał to być ich ostatni raz. Zostawiając w spokoju usta Aleca, szepnął, owiewając je przy tym gorącym oddechem:
– Przepraszam za moje zachowanie sprzed wyjazdu. Byłem wściekły i całą frustrację wyładowałem na tobie.
– Dlaczego przepraszasz? Miałeś rację, nic nas nie łączy. To tylko umowa i dobry seks. Nie mam prawa interesować się tym dokąd jedziesz, co robisz. To jest wyłącznie twoja sprawa – w głosie Aleca wyraźnie słychać było nutę żalu, pomimo wypowiadanych obojętnie słów.
– Nieprawda. Masz do tego pełne prawo i chociaż z trudem się do tego przyznaję, tak, mimo wszystko nie jesteśmy dla siebie nikim. Nie ważne jak bardzo próbuję to sobie wmówić – powiedział, pieszcząc wzrokiem twarz męża.
Alec przez chwilę nie mógł oddychać, słysząc coś w rodzaju wyznania. Nie miłości, bo tego nie oczekiwał, lecz raczej czegoś, co mówiło, że w oczach Morgana nie jest nikim. Nie jest kukiełką, której los pozostaje dla innych obojętny. Mąż potwierdził to w kolejnych słowach:
– Niepokoiłem się. Kiedy Alfred przekazał mi, z kim masz zjeść obiad, w mojej głowie zrodził się czarny scenariusz. – Przesunął palcem po policzku męża. Przypomniał sobie swój strach, który kazał mu gnać do Aleca, pędzić przez miasto, łamiąc przepisy, byle tylko być przy nim i sprawdzić czy nic mu się nie stało.
– Chyba nie sądziłeś, że jestem tak głupi i zgodzę się na spotkanie z tym człowiekiem sam na sam?
– Nie. Oczywiście, że nie, ale to człowiek, który jest groźny nawet w publicznym miejscu. Wystarczyłoby, żeby wrzucił ci coś do picia, a uwierz, że z satysfakcją stosuje takie metody, wtedy nie mógłbyś się przed nim bronić. Wyprowadziłby cię z hotelu mówiąc, że się źle poczułeś i mógłby zrobić z tobą wszystko. – Zaczął bawić się włosami Aleca. Uwielbiał je. Zawinął pasmo wokół palców i przysunął je sobie do nosa, wciągając zapach, którzy mimo przesączenia aromatami z hotelu nosił tę ulotną woń należącą tylko do jego męża.
– Dlaczego? Po co mu ja? – Nie sprzeciwiał się gestowi Morgana, dobrze już poznając jego nawyki. Wiedział, że mąż bardzo lubił jego włosy. Chyba dlatego zawsze nosił je przy nim rozpuszczone.
– Z zemsty na mnie. Żeby mnie dopaść, może dopaść ciebie. Interesuje się tobą, a to już podejrzane. Tym bardziej, że Robertson jest wyłącznie hetero.
– Czuję, że nie powiedziałeś mi o nim wszystkiego, ale na razie wolę, abyś zabrał mnie do domu.
O tak, zabierze go i przeprosi za swoje zachowanie oraz pokaże, że Alec powinien widzieć jego i tylko jego.
– W ogóle jak udał się wyjazd? – zamilkł. Przecież nie miał zamiaru pytać o takie rzeczy.
– Wszystko wyjaśniłem i wyprostowałem. Są rzeczy, którymi muszę się zająć, ale dzisiaj chcę być tylko z tobą i nie myśleć o pracy.
Alec uśmiechnął się nieznacznie. To mu odpowiadało.

*

Za nimi z trzaskiem zamknęły się drzwi sypialni. Alec popchnął męża na ścianę i przywarł do niego całym ciałem. Ocierał się i całował zaskoczonego jego zachowaniem, ale nie protestującego Morgana. Jego palce odpinały już guzik i zamek przy spodniach. Ze zręcznością rozchylił rozporek i wsunął rękę do środka. Morgan poczuł skurcz mięśni brzucha, gdy dłoń Aleca zamknęła się na jego penisie i zaczęła go pocierać, na co zareagował przeciągłym jękiem. Zafalował biodrami, wbijając się w dłoń Aleca, która przesunęła się na jego jądra badając ich kształt, by ponownie przesunąć się na twardy członek i dotrzeć do czubka, delikatnie go pocierając. Morgan zadrżał, bliski spełnienia. Alec doprowadzał go do szaleństwa. Pragnął pchnąć go na łóżko i natychmiast wejść w niego, ale Alec miał inne plany. Opadł przed nim na kolana i obsuwając aż do kostek spodnie wraz z bielizną, bez ceregieli wziął jego członek do ust, patrząc mu prosto w oczy.
– Cholera, teraz już dojdę. – Zacisnął palce we włosach Aleca, wbijając się plecami w ścianę dla lepszego podparcia, bo nogi miał jak z waty. Pragnął osiągnąć orgazm, będąc w Alecu, ale nie potrafił nad sobą zapanować. Po raz pierwszy mąż wziął go do ust, przypominając mu jak za tym tęsknił. Spojrzał w dół. Alec poruszał głową w tył i w przód, pomagając sobie dłonią na tej części, która nie zmieściła się do ust. Twarz miał całą czerwoną, wargi nabrzmiewały od zaciskania się na penisie, język dotykał spodniej żyły, a główka męskości Morgana tarła po podniebieniu kochanka. Wszystko to skumulowało się w podbrzuszu Latimera, dając jasne sygnały, że będzie szczytował. Ledwie ostrzegł przed tym Aleca, kiedy sapnął, dochodząc w jego ustach, które ssały go z zapamiętaniem, a język wylizywał do końca każdą kropelkę spermy.
Szybko doszedł do siebie i uklęknął przed zadowolonym mężem. Popchnął go na podłogę, samemu się do niego dobierając. Kiedy tylko pozbył się tego przeklętego ubrania, od razu wziął jego penisa do ust, pochłaniając go całego i przyglądając się reakcjom Aleca. Wyczuwał, że kochanek jest bliski spełnienia, więc nie bawił się w żadne delikatności, natychmiast doprowadzając go do orgazmu. Pozwalał na to, żeby Alec wbijał się w jego usta, poddając się do końca swojej przyjemności.
Gdy ogień, który tak nagle pojawił się pomiędzy nimi – a może roznieciły go chwile, kiedy Morgan zatrzymywał się na światłach i całował go zapamiętale, niczym szaleniec – przygasł, Alec odetchnął głęboko, wsuwając palce we włosy kochanka. Morgan z głową na jego brzuchu pomrukiwał cicho.
– W życiu tak się nie czułem, jak robiąc to z tobą – wyznał.
– Przypominam, że z nikim tego nie robiłeś, poza tym chujem, a to i tak były tylko zabawy, że tak powiem.
– Nie robiłem, bo przy nikim nie mogłem czuć się tak jak przy tobie. Zaakceptowany i pewny swego.
– I bardzo dzisiaj dominujący. – Podciągnął się w górę, zawisając nad Aleciem. – Co bardzo mi się podobało Wyszeptał wibrującym głosem wprost do ucha męża, uginając łokcie i pochylając się nad nim. – Mam też nadzieję, że jeszcze nie raz taki będziesz i pokażesz na cię stać. Jeśli czegoś pragniesz, sięgaj po to. – Przekręcił się na bok i uwolnił swoje kostki od krępującego ruchy ubrania. – Idę wziąć prysznic, weźmiesz go ze mną?
– Poleżę tu jeszcze trochę. – Odetchnął głębiej, nadal rozważając słowa Morgana i na pewno je sobie notując w głowie.
Starszy z mężczyzn przyjrzał się leżącej postaci. Góra ubrania cała się wymięła, ale od pasa w dół Alec pozostawał nagi, nie krępując się tym, jak to działo się na początku. Penis męża leżał swobodnie na jądrach, które tak Morgan lubił pieścić. Jeszcze się nimi dzisiaj nacieszy, ale to później, kiedy zrealizuje swój plan.

Kilka minut później Alec wziął odprężającą kąpiel z bąbelkami. Delektował się zapachowymi olejkami, których sobie nie żałował. Dopiero kiedy skóra na dłoniach zaczęła się marszczyć wstał leniwie, opłukał się z piany i po wyjściu z wanny wytarł. Ta z kolei była na tyle duża, że śmiało mogły się w niej zmieścić dwie osoby, co chętnie wykorzystałby. Kiedyś, w przyszłości.
Wysuszył włosy, założył szlafrok i wyszedł z łazienki, po czym stanął jak wryty.
– A to co?
Na podłodze przed kominkiem, w którym mimo ciepłej wiosny wesoło płonął ogień, leżał zielony koc wyglądem przypominający trawnik. Obok stał wiklinowy koszyk z otwartym wiekiem. W tle z wieży dolatywała wiązanka romantycznych melodii instrumentalnych.
– Piknik – wyjaśnił Morgan. – Pomyślałem, że przeproszę cię jeszcze parę razy, a do tego zapewne jesteś głodny.
– Właśnie miałem się ubrać i zejść na dół.
– Nie musisz. Obiad przyszedł na górę. – Wpadł na ten pomysł w czasie szaleńczej jazdy do Aleca i poinformował telefonicznie Alfreda, czego będzie potrzebował.
Aleca przeszył lekki dreszcz. Czasami Morgan go bardzo zaskakiwał. Szczodry, pełen inwencji, sprawiał, że nie nudzili się w łóżku, a teraz jeszcze potrafił na szybko zorganizować ten improwizowany piknik.
Uśmiechnął się, ruszając w stronę koca i zamierzając na nim usiąść. Nie zdążył jednak tego zrobić, bo mąż złapał go za rękę, zatrzymując przed tym krokiem.
– Rozbierz się – polecił.
– Myślałem, że będziemy jedli. – Uniósł brwi do góry.
– Będziemy, nie ma ku temu przeszkód. – Złapał dół swojej koszulki, którą założył, żeby zejść na dół i zdjął ją, po niej pozbywając się spodni i bokserek.
– Piknik nago?
Morgan roześmiał się.
– Czy znasz coś lepszego? Poza tym robi się tu gorąco, więc ubrania jak najbardziej nie będą nam potrzebne. – Sięgnął do paska szlafroka Aleca i rozwiązał go. Poły białego materiału rozsunęły się, ukazując piękno ciała męża. Ślina napłynęła mu do ust, a serce zaczęło bić ze zdwojoną szybkością.
Młodszy z partnerów także z fascynacją obserwował swojego męża. Przesuwał wzrokiem po jego szerokich ramionach, w których tyle razy utonął. Po gładkiej, umięśnionej klatce piersiowej, płaskim brzuchu, wąskich biodrach. Na jego półtwardego penisa prężącego się bezwstydnie przed jego oczami. Ciekawiło go jak wyglądałby Morgan, gdyby stanął w drzwiach sypialni i wzniósł silne ramiona nad głowę, opierając się nimi o futrynę, jednocześnie patrząc na niego głodnymi oczami. Znów wstrząsnął nim dreszcz.
– O czym myślisz? – Zsunął szlafrok z ramion Aleca.
– Czy muszę odpowiadać na to pytanie? – Dowód na to, o czym myślał i jak na to reagował, Morgan doskonale widział.
Pozwolił pociągnął się Morganowi na koc. Usiedli, a raczej rozciągnęli się na nim obok siebie, udo przy udzie, biodro przy biodrze. Buzujący w kominku ogień jeszcze bardziej rozgrzewał ich ciała. Z zaciekawieniem spojrzał na kochanka, który przysunął do siebie koszyk i podniósł wieko.
Ze środka wyjął dwa udka z upieczonego kurczaka, krakersy i słoiczek miodu. W środku było coś jeszcze, ale Morgan nie zamierzał tego ujawniać.
– To na później – wyjaśnił, otwierając butelkę szampana. Nalał musującego wina do kieliszków, po czym jeden podał Alecowi. Popijali trunek, patrząc sobie głęboko w oczy, niczym zakochani. Morgan wyciągnął rękę i przesunął palcami po piersi męża.
– Wyśmienity – pochwalił Alec. Czuł mrowienie skóry w miejscu, po którym mąż wodził ręką.
– Mhm. Ale picie go z tobą sprawia, że staje się jeszcze lepszy.
Na słowa męża, Alec uśmiechnął się szeroko, promieniejąc w oczach partnera. Przymknął powieki i upił szampana, a poczuwszy swędzenie w nosie, kichnął.
– Na zdrowie, mój piękny.
– To bąbelki.
– Cudne bąbelki.
Jestem szczęśliwy, pomyślał Alec. Szczęśliwy, że mogę być z tobą.
Morgan odłożył kieliszek i zaczął karmić męża kawałkami kurczaka. Nie musiał go długo namawiać, żeby poszedł w jego ślady. Kiedy Alec podsunął mu kąsek, wziął go w usta, przełknął, a potem do czysta wylizał jego place, dla żartu chwytając je lekko zębami.
Roześmiał się i przyciągnął twarz Morgana. Pocałował go delikatnie, jakby mąż był czymś kruchym, co rozpadnie się pod mocniejszym dotykiem.
Czas płynął leniwie. Morgan pilnował, żeby kieliszki nie pozostawały puste i już wkrótce Alecowi zaszumiało w głowie. Alec wiedział, że to nie alkohol był tu głównym winowajcą. Część tej winy spadała na kochanka, który działał na niego jak narkotyk. Przekonał się, że Morgan staje się dla niego kimś więcej, a do tego im częściej byli razem, tym on bardziej go pragnął. Zawierając układ, sądził, że jego zasady są proste. Stało się jednak inaczej. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że godząc się na jego propozycję, Morgan obudzi w nim niewyczerpane pokłady namiętności.
Zresztą nie chodziło tylko o seks. Prościej byłoby, gdyby mąż wyłącznie pociągał go swoją fizycznością, gdyby w grę nie wchodziło tyle emocji. Robił co mógł, by nie zagłębiać się w swoje uczucia, unikając zbadania nieznanego mu terytorium. Pomimo tego, czego Morgan zażądał za unieważnienie długu, zapłata, którą Alec mu dawał, była znikoma w porównaniu do tego, czym przez ostatnie tygodnie obsypywał go mąż. Zdawał sobie sprawę, że z wygaśnięciem umowy wszystko się skończy, a on chciał z tego powodu brać jak najwięcej, bo już nikt nigdy mu nic takiego nie da.
Kto tu kogo wykorzystywał? Czy na pewno Morgan jego?
Znieruchomiał, widząc, że po otwarciu słoiczka z miodem Morgan zanurzył z nim wskazujący palec. Wstrzymał oddech, gdy zaczął nim wodzić po zarysie jego ust. Potem dał mu krakersa, wsuwając kawałek do ust, tak, żeby ciasteczko otarło się o będący na nich miód. Alec poczuł grę słono słodkiego smaku rozlewającą się po jego języku. Krakersy i mód, niezwykłe połączenie, zapragnął tego jeszcze więcej. Tylko tym razem, kiedy kochanek nałożył mu na wargi lepką substancję, pocałował go, dosłownie zlizując miód z ust Aleca. Deser, bo tak to nazywał młodszy z kochanków, powtarzał się w ten sam sposób kilkukrotnie. Miód, krakers, miód i niesamowicie gorące usta męża i znów od nowa.
Alec odważnie zrobił to samo. Zanurzył palec w miodzie i przesunął nim po ustach, a także policzkach Morgana. Po chwili jęknął, kiedy zlizywał klejącą się, złotą substancję. Wstrząsnęła nim fala pożądania. Przyciągnął Morgana do siebie, wpijając się w jego wargi. Mężczyzna nie pozostał mu dłużny i zaczął go gorączkowo całować. Wsunął mu język do ust i zaczął badać ich wnętrze. Pieścił podniebienie, policzki, napierając twardymi wargami.
Ale nagle przerwał.
– Prawie zapomniałem.
– Hm? – mruknął nieprzytomnie Alec.
– Masz ochotę na deser?
– Przecież to był deser. – Rzucił okiem na połamane krakersy i do połowy pusty słoiczek miodu.
– To była zapowiedź deseru. – Przechylił się i przysunął do siebie koszyk, z którego wyjął miseczkę z czerwonymi owocami.
– Truskawki? – zapytał Alec.
– Podobno je lubisz.
– Uwielbiam.  Jest dopiero wiosna, gdzie je zdobyłeś?
– Mam od tego ludzi. Keith znalazł je w jednym z hipermarketów. Dobre, soczyste i słodkie. Chociaż nie tak słodkie jak ty.
– Pochlebca się znalazł.
– Częstuj się. – Podsunął Alecowi miseczkę, a on sięgnął po czerwony owoc.
Smak truskawki był cierpki i słodki zarazem, więc delektował się nim, czując się jak w niebie. Po chwili wziął drugą, trzecią, a z kącika ust wypłynęła stróżka soku.
Morgan z pociemniałymi od podniecenia oczami pochylił się i zlizał sok koniuszkiem języka.
– Wspaniałe – zamruczał. Wziął owoc i zamaczał go w miodzie. Podał go mężowi, patrząc jak na twarz Aleca wpływa błogi wyraz. W ten sposób nakarmił go jeszcze kilkoma truskawkami, po czym szepnął: – Połóż się. Nie będziesz żałował.
Wiem, że nie będę żałował, pomyślał Alec, kładąc się tak jak o to prosił mąż.
Morgan ponownie uniósł słoiczek miodu i wsadził w niego dwa palce.
– Znowu miód?
– Znowu.
Wciągnął gwałtownie powietrze, bo tym razem palec nie rozsmarowywał bursztynowego płynu na jego ustach, a opadł na sutek. Morgan bez pośpiechu zaczął go masować, szybko zajmując się drugą brodawką. Następnie sięgnął po nieużywaną do tej pory łyżkę i nabrał nią słodkiej substancji. Wlał miód w sam środek pępka. Mięśnie brzucha Aleca spazmatycznie zadrgały. Ich właściciel poruszył niecierpliwie nogami.
– Leż spokojnie. Musisz zaczekać aż skończę.
Przełknął ślinę i skinął głową. Nie umiał opanować oszalałego bicia serca, tym bardziej, że nie wiedział, w którym miejscu znajdzie się miód. Ta niewiedza, co jeszcze zrobi Morgan, podniecała go. Chwilę później otrzymał odpowiedź, kiedy mąż polewał jego ciało miodem, znacząc je kółkami. Złoty płyn wylądował także na jego przyciętych włosach łonowych i penisie, który z każdą upływającą sekundą twardniał coraz mocniej. Mężczyzna dygotał, gdy kochanek bawił się nim, podniecał, rozgrzewając bardziej niż ogień w kominku.
Szeroko otworzył oczy, gdy zobaczył, że Morgan sięga po truskawki, a potem układa je po jednej w zagłębieniu każdego z kręgów. Ostatnie dwie położył tuż nad członkiem i na pępku. Kiedy skończył, popatrzył na niego z satysfakcją.
– Teraz – odezwał się niskim, ochrypłym głosem – moja kolej na deser. – Pochylił się i rozpoczął swoją ucztę, używając wyłącznie warg i języka.
Bezwolny Alec pozwalał mu zlizywać z siebie miód, czując, że zaraz oszaleje z podniecenia, które sięgało zenitu, kiedy Morgan wyznaczył drogę do pępka, skąd zjadł owoc i wetknął w niego język, by wylizać miód.
Pogrążonemu w zmysłowych doznaniach Alecowi wirowało w głowie, a przed oczami widział czerwone, błyskające plamki. Wstrząsany dreszczami, na oślep wyciągnął rękę, aby dotknąć kochanka, który nie przestawał go lizać, całować i lekko kąsać zębami.
W pewnej chwili Morgan ześliznął się niżej. Wsunął dłoń pomiędzy jego nogi. Pochwycił ostatnią truskawkę i rozsunął Alecowi uda. Szeroko uśmiechnięty spojrzał na rozedrganego męża, a potem zanurkował w dół. Przeciągnął językiem po jądrach, odnotowując, że tutaj również spłynął miód. Sunął językiem od nich do penisa, którego dokładnie oczyścił, by ponownie wrócić, wtulając nos w mosznę.
Alec tym razem krzyknął, zrobiło się jeszcze bardziej gorąco, krew w żyłach wrzała, a słodkie tortury przyprawiały o szaleństwo. Nagle to szaleństwo zostało wzmocnione, gdy Morgan rozszerzył mu bardziej nogi, unosząc jego biodra wysoko, a potem pierwszy raz dotknął go ustami i językiem w miejscu, gdzie nikt wcześniej go nie całował, nie lizał. Oszołomiony i zawstydzony Alec wyciągnął rękę, zamierzając go od siebie odsunąć, ale kiedy tylko dotknął głowy kochanka, jego postanowienie osłabło i gdyby tylko mógł, to jeszcze bardziej przycisnąłby jego twarz, a szczególnie ten dobry język, do siebie. Tylko jak miał to zrobić, skoro Morgan i tak pieścił go głęboko, wciskając twarz pomiędzy jego pośladki, wyrywając z jego ust dźwięki, których, gdyby siebie słyszał, wstydziłby się?
Nie przestawaj, błagam, nie przestawaj, myślał gorączkowo. Ale Morgan nie miał zamiaru przestać go lizać. Obecnie uważał, że mąż był najsmaczniejszym kąskiem na świecie. Doznanie było boskie, niesamowite, ogłuszające. Ogarnięty rozkoszą Alec zapomniał o zahamowaniach, wijąc się i tracąc nad sobą kontrolę.
Morgan ostatni raz zatoczył kółeczko wokół odbytu męża i pocałunkami powrócił na jego jądra, penisa, a potem ku włosom łonowym błyszczącym od miodu. Polizał je, żeby, przeciągając językiem wzdłuż ciała rozedrganego Aleca, wspiąć się na niego i wygodnie ułożyć pomiędzy tymi smakowitymi udami. Dotarł do ust męża, wcałowując się w nie, a potem powoli wszedł w niego, wyrywając z jego ust okrzyk bólu i przyjemności. Sapnął, kiedy paznokcie Aleca rozorały mu plecy, a nogi owinęły się wokół bioder, przyciągając go do siebie jeszcze bardziej. Zaczął rytmicznie się w nim poruszać, nie przestając go całować, zanurzając się w nim po same jądra.
– Kochaj się ze mną – wyspał Alec, a potem dodał: – Pieprz mnie. – Ostatnie słowa utonęły w krzyku oznajmiającym, że jest mu dobrze, że pragnie więcej, potrzebuje tonąć w seksualnych doznaniach. Z trudem otworzył oczy i spojrzał na napiętą twarz Morgana i zaciśnięte szczęki zdradzające stan jego podniecenia. Czuł jego ruchy w sobie i to, jaki jest twardy jak kamień. Jak pieści jego wnętrze swoim penisem, doprowadzając go do silnego odurzenia. Poruszał się razem z nim, kołysząc. Unosił biodra, wychodząc mu na spotkanie i odczuwając przelewające się przez niego fale niesamowitej rozkoszy. Zadygotał, kiedy silny dreszcz wstrząsnął jego ciałem.
– Tak, Morganie. Tak. – Oddychał coraz ciężej. – Nie przestawaj. Tak. Mnnnn – krzyknął, tym razem odrzucając głowę do tyłu, kiedy przeszyła go fala orgazmu, a potem szczytował, pragnąc w tym trwać, z całej siły ściskając kochanka.
Morgan dołączył do niego, również nie powstrzymując się przed krzykiem. Chaotycznie poruszał biodrami, pchając w niego, dopóki orgazm nie dobiegł końca, a on wyczerpany osunął się na męża starającego się odzyskać oddech i w miarę trzeźwą świadomość.
Dopiero po długiej chwili pocałował Aleca, nadal nie odsuwając się. Leżąc tak, półżywi ze zmęczenia, patrzyli na siebie szczęśliwi. Naprawdę nie chciał myśleć o tym co sprawiało, że dla Aleca był gotów na wszystko. Nigdy z nikim tak się nie kochał. Nie pieścił. Cholera! Nigdy nikomu nie zafundował pikniku przed kominkiem. To nie wróżyło dobrze. Nie zamierzał się zakochiwać. No, ale takie zagrożenie nie istnieje. Lubi Aleca, to wszystko. Poza tym pragnie go i im częściej się z nim kocha, tym ono bardziej rośnie. Alec jest namiętnym, miłym mężczyzną. W jego towarzystwie się nie nudził. Rozmowy z nim sprawiały mu przyjemność. Z poprzednimi kochankami nie mógł odnaleźć wspólnego języka, może przez to, że to były jednonocne przygody, nic więcej. Mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy wiedział, że sam nie wierzy w swoje hipotezy. Czuł, że z Alekiem jest inaczej. Czy kiedy się rozejdą, seks nadal będzie pociągał Aleca? Czy znajdzie sobie dobrego partnera, kochanka? Na samą myśl, że Alec miałby być z kimś innym, żołądek Morgana zawiązywał się w supeł. To nie znaczyło nic dobrego. Ponownie odrzucił irytujące myśli, woląc rozkoszować się tym, co ma tu i teraz.
Alec pogłaskał męża po policzku. Odgarnął jego włosy ze spoconego czoła. W czasie kiedy się kochali ogień w kominku na szczęście zgasł, bo inaczej roztopiliby się tu z upału. Morgan był niesamowity. Tylko on potrafił doprowadzić go do tak skrajnych odczuć. Wzbudzał głód, a potem go zaspokajał. Jego mąż, jego kochanek, jego partner. Szkoda tylko, że na te kilka miesięcy, ale czas tak szybko nie biegł, w każdym razie życzył sobie tego, bo potrzebował być z nim jak najdłużej. To znaczyło tylko jedno. Kocha go. Po tych słowach otworzył szeroko oczy. Ciepło rozchodzące się w jego piersiach świadczyło o tym, że pomyślał prawdę. Nie wiedział kiedy i jak pokochał Morgana Latimera.

  

10 komentarzy:

  1. Myślę, że zakochał się przypadkiem jak to zwykle bywa i na peno przy okazji ale trzymam kciuki by wszystko nie zrobiło wielkiego bum.:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny boski rozdział. Widzę tu odnośniki do spontanicznej decyzji i jednego kroku do miłości. Dawno nie czytałam takiego ognia i pasji. Jedna uwaga. Miód duper w zabawach erotycznych ale z truskawkami to lekko obrzydliwe. Do truskawek śmietana :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgodzę się. Truskawki z miodem są bardzo dobre. Ale co kto lubi. :)

      Usuń
    2. Lu, sorki za literówke :-P Super nie duper :-D

      Usuń
  3. Rewelacja :) Nigdy nie mogę się powstrzymać i zaczekać z przeczytaniem notki do przyjścia z pracy.
    Alec pokochał Morgana... To było oczywiście do przewidzenia, zastanawiałam się tylko kiedy. Morganowe "Lubi Aleca, to wszystko..." rozbawiło mnie. Aha, lubi... Jasne :P "Kołek" nie chce przyznać, że się zakochuje...
    Ok, zmykam. Pozdrawiam i dużo weny. I czasu na tworzenie. Dla mnie jesteś wielka

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział,Morgan jak rycerz na białym koniu uratowła Aleca przed tym obślizgłym typem o nieczystych intencjach.A potem to już poezja,takie przeprosiny ,to dopiero coś.Morgan jest w fazie wyparcie się rodzacego w nim uczucia,Alec odważniejszy -przyznał się na razie przed soba ,że kocha.Gorące było to ich popołudnie,wspaniale opisałaś.Weny życzę i oczywiście czekam - nawet do listopada na nowości na Beezar.Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy pomysł na spędzenie czasu. Piknik przy kominku... Ach jak romantycznie! Kiedy sobie kogoś znajdę - ta jasne, ciekawe kiedy - to trzeba będzie wypróbować te truskawki z miodem. (takich jeszcze nie jadłam). Ale mi się podobało jak Morgan wparował do tego hotelu. Świetne.
    No w końcu! Wreszcie, chociaż jeden z nich, zdał sobie sprawę, że kocha drugiego! Jeszcze tylko czas na Latimera. Ta namiętność normalnie się z nich wylewała i zalała mi pokój.
    Weny Lu!

    OdpowiedzUsuń
  6. Okej, to już oficjalne - ta seria jest moją ulubioną ❤ Ta intryga, rodzące się powoli uczucia, problemy... Takie romanse lubię :D
    Dobrze, że jutro nie mam zajęć na uczelni, bo zainspirowałaś mnie, żebym sama napisała jutro rozdział swojego opowiadania. Dziękuję ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja Kasia zdecydowanie nie ma gustu jeśli chodzi o jedzonko (gdybyś słyszała co ona lubi xp) pewnie zabije mnie później za ten komentarz.
    Ale swoją drogą super.
    podobał mi się pomysł z piknikiem.
    Nie ma co Latimer wie jak zadbać o męża.
    Boję sie że to cisza przed burzą.
    Z wrogami Morgana nigdy nic nie wiadomo!
    czekam i kocham mocno wiesz o tym <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    pięknie, Margan i to jego nagłe uczucie zazdrości, Alec nie ufa Garettowi tak jak ten myśli, a piknik rewelacja...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)