17 sierpnia 2015

Dług - Rozdział 5



Na samym początku przypominam, że w sprzedaży ukazał się mój kolejny ebook, drugi tom "Obrazów miłości"  Zapraszam do zakupu: http://www.beezar.pl/ksiazki/klucz-do-serca  
W dalszym ciągu zapraszam do kupienia pierwszego tomu: http://www.beezar.pl/ksiazki/znalezione-na-strychu


Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. :)



Budził się powoli, obracając w łóżku z boku na bok, słysząc przy tym szelest pościeli. Wtulił twarz w poduszkę, by zaraz przekręcić się na plecy. Jego ciało było obolałe, ale odprężone jak nigdy. Ziewnął, otwierając oczy i przeciągając się. W pierwszym odruchu nie pamiętał wydarzeń, które poprzedzały najlepszy od lat sen, ale zaraz wszystko do niego wróciło. Poczuł ucisk w sercu, które zaczęło bić ze zdwojoną prędkością. Uzmysłowienie sobie tego, co działo się w nocy, poruszyło nim do głębi. Przez ostatni tydzień bardzo się bał tego, co się wydarzy, ale okazało się, że strach ma wielkie oczy. Obcy mężczyzna okazał więcej zainteresowania, szacunku, niż jego pierwszy chłopak, a do tego Morgan zajął się nim tak, że na samą myśl o tym czuł przebiegające po kręgosłupie przyjemne dreszcze i bardzo chętnie powtórzyłby tę noc jeszcze wiele razy. Nawet będąc sam w sypialni, na samą myśl o ich stosunku zarumienił się po końce uszu.
Biorąc ślub z Latimerem i spędzając z nim pierwszą z wielu nocy, poświęcał się dla swojej rodziny, a przy tym obawiał się upokorzenia. Jednak to, co się stało, nie odbierał już teraz jako poświęcenie się, bo Morgan z każdym dotykiem, pocałunkiem, odkrywał przed nim nieznany dotąd świat. Zamiast poniżenia zyskał rozkosz, pobudzenie zmysłów i akceptację tak widoczną w oczach męża. Zadrżał na to wspomnienie.
Spojrzał w bok. Morgana nie było, pewnie wyszedł do pracy, tak jak mówił. Usiadł, czując mały dyskomfort w dole ciała, ale stwierdził, że to jest nawet przyjemne. Przypominało mu o najwspanialszej nocy, którą przeżył. Na nocnej szafce zobaczył niewielki elektroniczny budzik i prawie zachłysnął się powietrzem. Dochodziło południe.
– Szlag. – W życiu tak długo nie spał, nawet po nocce.
Zerwał się z łóżka, wciąż będąc nagi i nic go to nie obchodziło. Musiał zająć się poranną toaletą, ubrać i wyjść z tego pokoju. Sama myśl o tym, że ktokolwiek, kto jest w domu, zobaczy go i będzie wiedział, co robił w nocy, przewróciła mu żołądek do góry nogami. Kolejnym problemem stało się to, w co ma się ubrać. Jego rzeczy zostały przecież w samochodzie. Założy to, co miał na sobie wczoraj, a później się przebierze. Rozejrzał się za swoimi ubraniami, stwierdzając, że te leżały nie na podłodze, jak to było kilka godzin temu, ale na krześle. Morgan mówił, że nikt nie wchodzi do tego pokoju, kiedy ktoś w nim jest, więc to on musiał mu poukładać ubrania. Zszedł po stopniach i dopiero wtedy zobaczył swoją torbę stojącą przy drzwiach. Czyżby znów robota męża? W takim razie musiał znaleźć kluczyki i pójść do samochodu, chyba, że dał je lokajowi, a później… O czym on myśli? Potarł twarz dłońmi i wyjąwszy z bagażu swoje kosmetyki, udał się do łazienki.
Po skorzystaniu z toalety i szybkim prysznicu, głównie po to, żeby do końca się obudzić, podszedł do lustra, obserwując na swojej szyi malinkę. Morgan go sobie oznaczył. Nie chciał, żeby ktoś to zobaczył, więc postanowił dzisiaj nie wiązać włosów. Umył zęby, ogolił się, uczesał tak, jak planował, a po użyciu dezodorantu wrócił do pokoju, gdzie ubrał się w pierwsze lepsze rzeczy. Zanim wyszedł z pomieszczenia, podszedł do ślubnego garnituru i wyjął z kieszeni spodni telefon. Jęknął, widząc na ekranie kilkanaście nieodebranych połączeń od Darlin.
– Pomyśli, że Latimer mnie zabił. – Oddzwonił szybko. – Hej, maleńka – odezwał się, kiedy przyjaciółka odebrała.
– Ty mi tu nie hecuj... hejuj – poprawiła się. – Miałeś zadzwonić – jej głos ociekał jadem, ale i troską. – Już miałam dzwonić na policję. Nie potrafisz, do kurwy nędzy, odebrać telefonu?!
– Spałem, a wczoraj wyciszyłem dźwięk. – Podszedł do okna i uchylił firankę. Widok, który ujrzał, zaparł mu dech w piersiach. Przepiękne ogrody, pełne kwiatów, które już zdążyły zakwitnąć na wiosnę, sprawiły, że chciał przejść się ścieżkami pomiędzy nimi. Nic nie mógł na to poradzić, że uwielbiał przyrodę i najchętniej zamieszkałby na wsi.
– Słyszysz mnie?
– Tak.
– No, to?
Doskonale wiedział, o co Darlin pyta.
– Nie skrzywdził mnie, było genialnie… On się kocha… Gdybyś wiedziała, jak się on się kocha… – Po jego skórze przebiegły drażniące iskierki na wspomnienie tej nocy i ledwie powstrzymał się przed westchnięciem. – Więcej ci nie powiem.
– To chociaż tyle. Powiedziałeś mu?
– Tak jakby. O tym skurwielu powiedziałem, gdy było po wszystkim, ale wcześniej wiedział, że… Wiesz zresztą.
– Spadł mi kamień z serca, bo twój strach udzielił się mnie. Jak tam ślub? – spytała już spokojniej.
– Spotkajmy się popołudniu, co? Dopiero się obudziłem, jestem głodny jak wilk, nie wiem nawet, gdzie znajduje się kuchnia. Ten dom jest wielki.
– Mogę do ciebie przyjechać?
– Chyba tak. Skoro to przez rok jest również mój dom, to myślę, że mogę przyjmować gości, a jeśli nie, to ja już się z Morganem policzę.
– Dobra, to podaj adres i będę o piętnastej, może wcześniej, co?
– W porządku.

*

Po nieudanych negocjacjach trwających nieprzerwanie pięć godzin, Morgan wrócił do swojego gabinetu. Już w progu poluźnił krawat i odpiął górny guzik białej, eleganckiej koszuli. Położywszy na biurku teczkę z dokumentami, zdjął marynarkę i opadł na skórzaną kanapę, odchylając głowę na jej oparcie. Czuł się wypompowany rozmową z chińczykami. Cholerni skośnoocy nie rozumieli, że chciał wejść na rynek azjatycki, budując u nich fabrykę, ale nie za takie koszty, jakich żądali za wykup placu pod budowę. Próbowali go zmanipulować, mówiąc, że podobno już mają kupca, który oferuje im zawrotną sumę. Stać go na to, ale musi myśleć racjonalnie. Wydanie dodatkowych kilku milionów dolarów, na, jak się okazuje, niepewną inwestycję, to nawet dla niego zbyt duży koszt. Jeszcze raz musi rozważyć wejście do Azji. Możliwe, że taniej i bezpieczniej będzie wybudować nową fabrykę w Europie, choćby we Francji. Z badań rynku widział, że francuzi uwielbiają coraz to nowsze elektroniczne zabawki, wykupują lepsze komputery, procesory, a ostatnio furorę robią bezzałogowe statki powietrzne, popularnie nazywane dronami, w produkcji których wiedzie prym. Koniecznie musi zwołać zebranie zarządu i przedyskutować to, czy warto pchać się do Azji, skoro pojawia się tyle problemów. W sumie ma na oku jeszcze jeden teren w Chinach – Japonii nawet nie brał pod uwagę, bo od razu odrzucili jego propozycję – ale ostatnio nie może skontaktować się z właścicielem, czyli już na jego drodze stanęła kolejna przeszkoda.
Uniósł głowę, kiedy ktoś zapukał do drzwi gabinetu.
– Wejść.
– Zrobiłam panu kawę, tak jak pan prosił – odezwała się jego sekretarka i asystentka w jednym, wchodząc do pomieszczenia z tacą. – Jest czarna i gorąca, nie ta z maszyny, która stoi na korytarzu. – Drobna, krótkowłosa brunetka postawiła na stoliku cukiernicę i filiżankę napełnioną czarnym, aromatycznym napojem.
– Dziękuję, Megan. To jest mi w tej chwili niezbędne do życia.
– Gdyby pan jeszcze czegoś potrzebował, to proszę dać znać.
Teraz chyba najbardziej pragnąłby pójść do domu i znaleźć relaks w ramionach swojego męża. Na myśl o nim zadrżał. Wyobraził sobie, że ma go pod sobą, rozgrzanego, wijącego się i błagającego o więcej. Cholera, ten facet tak na niego działał, że najchętniej to by go z łóżka nie wypuszczał. Wolał przestać o tym myśleć, bo miał jeszcze dzisiaj multum pracy, a podniecenie uśpione po tej nocy, skutecznie mogło mu w tym przeszkodzić. Sam jest zaskoczony sobą, lecz nie tym, co się dzieje, ale swoimi reakcjami na Aleca. Szczególnie dziwił się temu, że gdy mężczyzna opowiedział mu o swoim byłym chłopaku, który go skrzywdził, miał ochotę zemścić się na tym całym Paulu, za czyn, który uważał za gwałt. On sam jest, jaki jest, ale nigdy nie dopuściłby się czegoś takiego. Nie ma satysfakcji, kiedy partnerowi jest źle, broni się i mówi „nie”. Co może być w tym podniecającego, nie rozumiał i nie chciał zrozumieć.
Pochylił się i wsypał do kawy dwie łyżeczki cukru. Zamieszał czarny płyn, delektując się zapachem. Megan doskonale wiedziała, jaką mu robić kawę, po takich sytuacjach jak dzisiaj, kiedy wypompowany ze wszystkiego ma ochotę tylko na odpoczynek.
Nagle drzwi rozwarły się z rozmachem i sprężystym krokiem wszedł do środka Rafe Caningham. Jego szeroki uśmiech i pewna postawa wskazywały, że również miał udaną noc, a może coś jeszcze. Przyjaciela dzisiaj nie było w pracy, ponieważ miał załatwić dla niego kilka ważnych spraw powiązanych z jego planem.
– Morgan, przyjacielu, powiem ci, że jesteś mistrzem. – Podszedłszy do barku, który stał w gabinecie głównie po to, żeby móc poczęstować gości, nalał sobie Martini. – To, co zaplanowałeś jest genialne. Wszystko idzie zgodnie z planem.
– Mógłbyś nie pić w pracy? Czeka cię dzisiaj jedno ważne spotkanie i masz na nie dojechać.
– Zawsze potrafiłeś zepsuć humor. – Rafe ze zrezygnowaniem odstawił niewypity alkohol na pobliską tacę. – Lepiej powiedz jak udała się noc i czy młody małżonek dobrze się sprawował.
– Może najpierw powiesz mi, co tam zdziałałeś w sprawie naszego ptaszka?
– Rzekłbym muszki, która wpadła w sieć i nawet o tym nie wie. – Rafe uniósł kąciki warg, rozsiadając się wygodnie naprzeciwko przyjaciela.

*

Zszedł ze schodów i stanął w holu, rozglądając się, i myśląc gdzie ma teraz pójść. Czuł się nie na miejscu, znajdując się w tym wielkim domu, który go trochę przytłaczał. Wszystko tutaj było takie inne od tego, co znał – w sumie pracował w hotelu i powinien być przyzwyczajony do przepychu, ale to co innego, tam nie mieszkał. Ich rodzinny dom też nie jest mały, ale przy tej willi wyglądał jak mrówka stojąca obok słonia. Z wielkiego holu wiódł korytarz, którym szedł na pierwszą rozmowę z Morganem, a w nim znajdowały się drzwi prowadzące do różnych pomieszczeń. Salon otwarty na dom nie interesował go w tej chwili, gdyż po jego drugiej stronie dostrzegł jadalnię, która bardziej przyciągała wzrok – głównie ze względu na wzmagający się głód. Wszedł do niej i od razu w oczy rzucił mu się długi stół, obok którego stało ze dwadzieścia krzeseł. Duże okna wpuszczały do środka światło słońca, co sprawiało, że pokój tonął w promieniach słonecznych, a kryształowe wazony postawione na stole wraz z wypełniającymi je przepięknymi bukietami mieniły się i rzucały refleksy na ściany. Podobało mu się tutaj.
Ujrzawszy drzwi na lewo od wejścia, przeszedł przez jadalnię i trafił do malutkiego pokoiku z kredensami zastawionymi zastawą stołową, zapewne przeznaczoną na wyjątkowe okazje. Tam znalazł kolejne drzwi, a zza nich dobiegały go jakieś odgłosy i brzęk naczyń oraz krajania, więc chyba odnalazł to, czego szukał. Zapukał, nie chcąc wtarabanić się do czyjejś kuchni i kiedy drzwi się otworzyły, przywitał go lokaj:
– Dzień dobry, panu. Proszę wejść, od dzisiaj to pańska kuchnia. Czego pan sobie życzy?
– Ja…
– Alfred, jak to czego panicz może sobie życzyć? Śniadania jeszcze nie jadł – wtrąciła się korpulentna kobieta w średnim wieku z dwoma siwymi pasmami włosów na lewej skroni, po czym zwróciła się do Aleca: – Jestem Anna i gotuję w tym domu od niemal zamierzchłych czasów. Siadaj, młodzieńcze. – Już podobał jej się ten chłopak, kiedy wszedł tu taki niepewny.
– Tak w ogóle to dzień dobry, jestem Alec i tak, chętnie bym coś zjadł. – Usiadł przy dużym kwadratowym stole zastawionym miskami z owocami oraz talerzami z pokrojonymi warzywami.
– Usmażę ci jajecznicy z jajek pochodzących od kur z własnej hodowli.
– Sam mogę…
– Nie, nie. To moja kuchnia, a ty jesteś mężem pana tego domu. Poza tym lubię karmić ludzi, młodzieńcze. Siedź sobie spokojnie, a ja zajmę się nakarmieniem ciebie – mówiła, myjąc jajka.
Alec podrapał się z zakłopotaniem po karku, nieprzyzwyczajony do takiego traktowania. W domu sam sobie robił śniadania, a często i całej rodzinie. Nigdy nikt mu nie usługiwał, z tego też powodu czuł się dość specyficznie. Do tego przerwał kucharce przygotowywanie obiadu, więc jutro koniecznie musi wstać wcześniej.
– Cieszymy się, że nasz pan w końcu znalazł kogoś, kto wypełni tę jego samotność. – Kucharka wybiła jajka do szklanej miseczki i roztrzepała je. – Aż żal na niego patrzeć, kiedy przesiaduje wieczorami w swoim gabinecie i pogrąża się w pracy. Ostatnio rzadko się z kimś spotykał. Przychodziły tylko te żmije, na widok, których jeży się włos na głowie. – Ścisnęła mocniej rączkę od patelni.
– Jakie żmije? – zapytał Alec, z ulgą stwierdzając, że jego niepewność powoli mija, jednocześnie odkrywając, że dobrze się tutaj czuje, tak swojsko. Do tego zapach roztapiającego się masła, ziół przygotowanych do obiadu, jak i tych rosnących w doniczkach równo ustawionych na parapetach okiennych, uspokajał go.
– Dwie bogate paniusie, Clarice Hurst i Rebeka Bein, jedna gorsza od drugiej. – Wlała jajka na patelnię, zaczynając energicznie mieszać.
– Anno – upomniał ją Alfred. Przecież nie znali nowego pana, a ona już zaczęła plotkować.
– Co Anno, Anno? Taka prawda. Obie polują na majątek pana Morgana. Pierwszy raz w życiu cieszę się, że nasz pan jest homoseksualistą, inaczej jedna z nich zawróciłaby mu w głowie do tego stopnia, że zostałaby panią tego domu. Wtedy to bym odeszła, bo nie zniosłabym rozkazów od żadnej z nich. Francowate jędze – burknęła pod nosem. – Kara dla każdego mężczyzny, który się z nimi zwiąże. – Usmażoną jajecznicę wyłożyła na talerz i postawiła go przed Aleciem. – Na pewno, młodzieńcze, je poznasz. Już ci współczuję. Nie daj im się. Z pewnością dowiedzą się o ślubie. Jeszcze żadna tu nie przyszła, to pewnie nie przeczytały rubryki towarzyskiej lub boją się wściekłości pana, że naruszają spokój jego domu. Zabronił im tu przychodzić. Pewnie męczą naszego pana w biurze. Zołzy jedne. – Uśmiechnęła się szczerze do Aleca. – Smacznego, chłopcze. Wszyscy się cieszymy, że pan ciebie poślubił.
– Mnie? – zapytał zaskoczony Alec. – Nie znacie mnie. I tylko wy tutaj jesteście? – Wziął widelec do ręki.
– Dobrze ci z oczu patrzy i czuć od ciebie dobrą aurę, chłopcze. Poza nami jest jeszcze pokojówka, Doroty, ogrodnik Marcus i szofer Keith. Czasami jest wynajmowana firma sprzątająca i taka zajmująca się ogrodem, bo Keith, chociaż w wieku naszego pana i silny, sam by sobie nie poradził, ale na ogół jest nasza piątka i pan.
– A ochrona? – Przełknął najlepszą jajecznicę, jaką jadł w życiu.
– Marcus i Keith też robią za ochronę, ale na ogół jej nie potrzebujemy – wyjaśnił Alfred. – A gdyby coś, to jeden przycisk i zaraz się pojawią.
Alec pokiwał głową, kończąc swoje spóźnione śniadanie. Najadł się do syta. Teraz tylko marzył o późniejszym spacerze po imponujących ogrodach i kawie, która nagle pojawiła się przed nim dzięki rękom Anny. Spodobałoby się tutaj jego mamie, a szczególnie pani Anna przypadłaby jej do gustu. Ta myśl trochę zepsuła mu nastrój. Jak on powie rodzicom, że wziął ślub i to z takiego powodu? Nie, nie mógł wyjawić przyczyny, bo mama będzie się zadręczać, a tata… Jego to już nie jest pewny. Mężczyzna przestał myśleć. Jakikolwiek sposób wybierze na przekazanie im tej wiadomości, zrobi to dopiero jutro, tak jak postanowił wcześniej. Dzisiaj i tak ma się spotkać z Darlin, co mu przypomniało, żeby powiadomić Alfreda o gościu. Nie chciał, aby dziewczyna miała jakieś kłopoty przy bramie.
– Dzisiaj około piętnastej ma przyjechać moja przyjaciółka Darlin Stark. Chciałbym, żebyś ją wpuścił. – Popatrzył na siedzącego dwa miejsca dalej Alfreda obierającego jabłka.
– Dobrze, proszę pana. Panienka zostanie na obiedzie?
– Nie, raczej nie. Nie wiem. – Wzruszył ramionami.
– To nie problem, zawsze gotuję więcej, bo panowie Caningham i Lockerby często wpadają bez uprzedzenia – rzuciła kucharka. – Gdyby nie oni… Ech. Nie mówię, że pan Morgan jest idealny, bo nie jest, ma swoje za uszami, to trochę taka szatańska dusza, ale dobrze nas traktuje i bywają chwile, że matkuję mu jak synowi. Sądzę, że ktoś dobry i kochający przy jego boku może go zmienić. Chociaż ja tam nie wierzę, że faceta da się zmienić, ale cuda się zdarzają. Miłość, chłopcze potrafi wszystko. Gdzie ja posiałam nóż?
– Ma go pani w ręce. – Uśmiechnął się do niej Alec, kończąc swoją kawę. – Co z rodziną Morgana? – Zauważył, że kucharka i lokaj obrzucili siebie wzrokiem z dziwnymi minami. Nie skomentował tego, więc chyba faktycznie powinien po prostu zapytać o to męża.
– Niech on ci powie. Ze swojej strony mogę tylko rzec, że to bardzo smutna historia – powiedziała kobieta, zabierając się do krajania ziemniaków w kostkę.
– Na pewno zapytam. Pójdę się przejść po ogrodzie – dodał, podnosząc się.
– Tędy będzie pan miał najbliżej. – Alfred wskazał wyjście z kuchni prowadzące na tyły domu. – Ja wracam do swoich obowiązków.
– Al, znajdź mi Doroty. Gdzie ta dziewczyna się podziewa, to ja nie wiem – mruczała pod nosem kobieta.

*

Odstawił pustą filiżankę na stolik, uśmiechając się wrednie. Rafe przekazał mu naprawdę dobre wiadomości. Jego plan działa w stu procentach, a nawet w dwustu, biorąc pod uwagę tego, kto czeka na niego w domu.
– Kiedy wraca Brian?
– Chyba jutro, ale nie jestem pewny – odpowiedział Rafe.
– W porządku. Na razie wszystko zostawimy tak jak jest i będziemy obserwować, jak to się samo rozgrywa.
– Czasami się ciebie boję, ale tylko czasami.
– Uczestniczysz ze mną w moim akcie zemsty i bardzo ci się to podoba, tak samo jak Brianowi.
– Lockerby lubi zabawę, bo to tym dla niego jest. Bezwzględność to raczej twoja broszka. – Założył nogę na nogę.
– Każdy musi zapłacić za grzechy przeszłości, a ten człowiek popełnił jeden największy. – Morgan zamyślił się, na sekundę powracając do przeszłości i tego, co mu powiedziano kilka lat temu, lecz nie zagłębiał się w to wspomnienie, bo jak zawsze z pomocą przyszedł mu przyjaciel, który nie potrafił usiedzieć w ciszy nawet paru minut.
– Powiedz mi lepiej jak tam twój mężuś? – spytał Rafe, chcąc zmienić temat. Nie było mu jednak dane usłyszeć odpowiedzi, bo drzwi do gabinetu prawie wyleciały z zawiasów, kiedy wpadła przez nie rozsierdzona Rebeka Bein, rzucając gazetę na kolana Morgana.
– Co to, do kurwy nędzy, jest?! – wrzasnęła.
– Przepraszam pana, ale nie słuchała, gdy mówiłam, że nie wolno tu wchodzić – powiedziała skruszona Megan, drepcząc tuż za kobietą.
– Spokojnie, możesz wyjść, Megan – rzekł Morgan, biorąc do ręki gazetę i z satysfakcją widząc ogłoszenie, oznajmiające, że wczoraj wziął ślub. Zajął się tym zaraz po przysiędze. Brakowało tylko zdjęcia, ale dbał o swój wizerunek i jak pozwalał na to, aby ukazywały się informacje o nim, oczywiście te, które chciał pokazać światu, tak pilnował, aby nie szły z nimi w parze zdjęcia, a miał na to swoje sposoby. Pieniądze potrafią czynić cuda.
– Co to jest?!
– Informacja o moim ślubie.
– Jakim, kurwa, ślubie?!
– I to się nazywa dama – burknął pod nosem Rafe, z zainteresowaniem obserwując scenkę.
– Wczoraj wyszedłem za mąż. – Wstał, odrzucając gazetę na stolik. Ciekawiło go to, czy Alec już to widział. – Tobie nic do tego.
Rebeka nadęła policzki, poczerwieniała ze złości i wymierzyła Morganowi siarczysty policzek. W każdym razie zrobiła to w wyobraźni, bo w rzeczywistości mężczyzna złapał jej dłoń, zanim ta dotknęła jego twarzy.
– Masz taką kruchą rączkę, Beko. Jeden mój ruch i twój nadgarstek pęka – wysyczał jej prosto w twarz. Nie znosił jej wymalowanych na krwistoczerwono ust, oczu oblepionych czarnym tuszem, różu na policzkach i sztucznej opalenizny. Obrzydzała go cała postać i charakter tej kobiety. Zresztą Clarice nie była lepsza, ale Rebeka przechodziła samą siebie. Do tego ten jej ubiór, w którym piersi prawie wyskakiwały spod sukienki tak wąskiej, że tylko jakimś cudem jeszcze chodziła, nie rozrywając materiału. – Czego nie rozumiesz? Mam męża. Jestem homoseksualistą, zawsze nim byłem.
– Ale możesz się wyleczyć i to zmienić, i być ze mną.
Z całej siły odepchnął ją od siebie i tylko silna wola spowodowała, że zapanował nad sobą, i jej zwyczajnie nie uderzył.
– Bardziej tępej od ciebie kobiety jeszcze nie widziałem! Nie mam zamiaru się leczyć, bo nie jestem chory! Ty i Clarice spieprzajcie z mojego życia, bo i tak nie dostaniecie nawet szczątków mojego majątku! Brzydzę się tobą, Beko. Nie masz klasy, gracji, niczego.
– A co ma ten twój, pożal się Boże, mąż? – ostatnie słowo wymówiła z odrazą.
– Ma wszystko to, czego pragnę i kutasa między nogami.
– Cham i grubianin!
– Co, nigdy nie słyszałaś słowa kutas? Twój były mąż chyba go ma, chociaż sądząc po tym, że ożenił się z tobą i nadal, nawet po rozwodzie, zabiega o ciebie, oznacza, że jest albo głupi, albo nie ma jaj, by się od ciebie uwolnić. – Zamaszystym ruchem otworzył drzwi i wskazał jej wyjście. – Wynoś się i nigdy nie wracaj.
– Pożałujesz tego – wysyczała mu prosto w twarz. – Zobaczysz, że cię zniszczę i będziesz mnie błagał, żebym cię przyjęła, ale wtedy już będzie za późno. Wykończę cię, Morganie Latimer.
– To groźba, czy twoje marzenie? – Uniósł wymownie brwi, czekając, aż żmija się stąd wyniesie.
Kobieta zawarczała niczym zwierzę i unosząc brodę do góry, dumnym krokiem opuściła pomieszczenie.
– Oto co potrafi zazdrosna kobieta – powiedział Rafe.
– Raczej taka, której pieniądze uciekły sprzed nosa.
– Jak bardzo może ci zaszkodzić? – zapytał poważnie.
– Ona nam nic nie zrobi, gorzej z Clarice i jej ojcem prokuratorem. Gdyby dowiedział się o moim planie, moglibyśmy mieć kłopoty.
– Wątpię, aby się dowiedział. Brian i ja nic nie powiemy, a Rebeka i Clarice zbyt mocno, jak teraz ciebie, nienawidzą siebie nawzajem, aby ze sobą współpracować.
– Wspólny wróg łączy ludzi – szepnął jakby do siebie Morgan, przenosząc wzrok za okno. Rebeka Bein skutecznie wyprowadziła go z równowagi. Nie sądził, że mu zaszkodzi, ale i tak wolał uważać, bo zazdrosna i odrzucona kobieta może naprawdę wiele zdziałać.

*

Spacer po ogrodzie nie tylko zachwycił go feerią barw, ale i zapachów. Zaskoczyło go to, że w kwietniu zakwitło już tyle roślin, ale z drugiej strony robiło się coraz cieplej, co tylko cieszyło. Kochał lato, upał. Zawsze miał wtedy tyle energii. Zimą robił się ospały, zniechęcony do wszystkiego, a szarość dnia nieraz go dobijała.  Przynajmniej przyszłą zimę spędzi tutaj, a nie włócząc się ulicami miasta pokrytego błotem pośniegowym. Nawet zimowe ogrody mają coś w sobie, a czysto biały śnieg jakoś lepiej na niego wpływał. Z tego też względu zazdrościł mieszkańcom wsi, którzy mogli patrzeć na pola i łąki zawsze pokryte krystaliczną bielą. Ten widok na pewno bardziej podnosił na duchu, niż wizja brzydkiej nawierzchni pokrytej czarną mazią.
Przeszedł ścieżkami pomiędzy krzewami i rabatkami kwiatów, wchodząc do sadu lub raczej ogrodu pełnego drzew, których cienie poruszały się na trawie, kiedy gałęziami bawił się przyjemny wiaterek. Kochał las, a to jest taka namiastka tego, zresztą tak jak wszystko wokół, co dostarczało mu energii i ukojenia.
Nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w takim miejscu z takiego powodu. Po prawie jednym dniu bycia mężem Latimera nie mam co narzekać, chociaż nie widziałem go dzisiaj i nawet nie wiem jak zachowuje się w domu. Co innego wczoraj lub podczas naszego pierwszego spotkania, a co innego w taki najzwyklejszy dzień. O czym ja myślę, może dobrze, że go nie ma. Mogę w spokoju odpocząć i przemyśleć sobie, co powiem rodzicom. Mógłbym zająć się swoją książką, ale laptop zostawiłem w domu, myślał. Wziął ze sobą tylko kilka najważniejszych rzeczy i dopiero jutro chce spakować resztę.
Komórka obudziła go z zadumy. Spojrzawszy na wyświetlacz stwierdził, że dzwoni jego przyjaciółka. Bał się, że zrezygnuje ze spotkania z nim, a naprawdę potrzebował się wygadać. Tylko ona wiedziała o nim wszystko.
– Przyjechałam do ciebie. Gdzie jesteś? Ten miły pan powiedział, że godzinę temu poszedłeś na spacer.
– Dobra, zaraz będę, straciłem poczucie czasu.
– Czekam.
Rozłączył się, zawracając w powrotną drogę. Tym razem wszedł od frontu, nie chcąc przeszkadzać pani Annie. Samochód przyjaciółki stał obok jego, a kobieta wyszła z domu, zbiegając po schodach i rzucając mu się w ramiona. Uścisnęła go mocno, a potem odsunęła od siebie na odległość ramion i uważnie badała wzrokiem.
– Jestem cały, jak widzisz. Nie zjadł mnie.
– Chcesz pogadać, co nie?
– Chcę. Przejdziemy się… – urwał, usłyszawszy dźwięk otwieranej bramy i silnik samochodu. W ich stronę kierowało się czarne Lamborghini Diablo, które po pokonaniu kilku metrów zatrzymało się przy nich z piskiem opon.
– Co to za świr? – pisnęła Darlin, odskakując na bok.
– Chyba mój mąż.
Morgan wysiadł z samochodu, nadal wzburzony po spotkaniu z tą głupią kobietą i ujrzawszy swojego męża, podszedł do niego. Tylko przelotnie zwrócił uwagę na obcą mu kobietę, aby po chwili w pełni skupić się na mężu. Położywszy dłoń na jego głowie, wpatrzył mu się głęboko w oczy, widząc w nich zaskoczenie, a następnie gwałtownie przywarł ustami do ust Aleca. Nie pytał o nic. Pragnął jedynie, żeby oddał mu się całkowicie, a jednocześnie zachęcał, by przed niczym się nie wahał, aby brał to, co zechce. Po raz pierwszy od bardzo dawna chciał znaleźć w kimś ukojenie, odpocząć po ciężkim dniu i jeszcze trudniejszej rozmowie z Rebeką.
Uległ mu z głośnym westchnieniem, czując rozchodzące się po nim fale uniesienia. Rozchylił usta, z których wyrwał się jęk, a mąż wsunął język pomiędzy jego wargi. Morgan smakował wspaniale, jak gorący mężczyzna, przy którym nogi robią się niczym z galarety, a serce próbuje nie wyskoczyć z piersi.  Oddając pocałunek, przesunął językiem po języku partnera i sam pogłębił taniec ich zetkniętych ze sobą warg, czym, zaskoczył samego siebie. Zaczął całować go z takim zapałem, że zupełnie zapomniał, gdzie jest i, że obok stoi wgapiona w nich Darlin. Zapragnął go do siebie przyciągnąć i powtórzyć to, co działo się w nocy. Oddać mu się i pozwolić kochać tak długo, aż nie padną wyczerpani. Ten mężczyzna działał na niego jak najlepszy narkotyk, uzależniał. Gdy go nie było, nie myślał o tym, ale kiedy tylko Morgan się pojawił, ciało zareagowało nutą podniecenia, która tylko wzmagała się, gdy czubki języków ocierały się jeden o drugi, a zęby zderzały ze sobą. Chciał się z nim kochać, teraz, tutaj i nic innego go nie obchodziło.
– Ekhem. – Darlin przestąpiła z nogi na nogę, nie wierząc w to, co widzi. Sytuacja robiła się za bardzo intymna. Na jej policzki wstąpił rumieniec wstydu, czego jeszcze nikt nigdy nie dokonał. Pewnie gdyby była na miejscu Aleca, też by uległa takiemu mężczyźnie, bo o ile nie akceptowała tego niby związku i mężczyzny, o tyle Morgan Latimer i w niej wzbudził pożądanie. Tak jak mówił Alec, mężczyzna miał niesamowity magnetyzm, którym przyciągał do siebie ludzi, a oprzeć mu się było niesłychanie trudno. – Przepraszam, panowie, ale… Halo. Halo, ludzie, no.
Dopiero po chwili do uszu Aleca zaczęły docierać jej słowa, a świadomość tego gdzie są, kto na nich patrzy, wylała na niego lodowaty prysznic. Przerwał pocałunek, zabierając ręce spod marynarki męża i paląc się ze wstydu, próbował dojść do siebie. Oblizał jeszcze wargi i przedstawił ich sobie:
– Morganie, poznajcie się. To jest moja najlepsza przyjaciółka Darlin, Darlin to jest…
– Tak, doskonale wiem, kto to jest. Chyba gdyby nie był twoim mężem, to nie chciałbyś mu wyjąć językiem migdałków lub sprawdzać stanu uzębienia. He? – Oparła rękę na biodrze, a drugą wyciągnęła w stronę Morgana, prawie wbijając mu palec w pierś. – Jeżeli pan skrzywdzi mojego przyjaciela, to tak panu skopię tyłek, że już nigdy pan na nim nie usiądzie.
– Już mi się pani podoba. Zje pani z nami obiad? – Burza w nim ustąpiła miejsca ubawowi, jakie niewątpliwie było dziełem przyjaciółki jego męża. Dobrze, że wrócił wcześniej do domu.
Alec odetchnął, chociaż najchętniej wyrzuciłby Darlin i zaciągnął Morgana do sypialni. Zażenowany swoimi myślami pierwszy ruszył do budynku. Nie jego wina, że mąż tej nocy obudził w nim pragnienia, zmysły, emocje, których nie spodziewał się poczuć.
– Spokojnie, tej nocy też będziesz mój – szepnął Alecowi do ucha, doskonale wyczuwając jego stan. Bardzo mu się to podobało, bo już nie ma oporów przed wzięciem go, gdzie będzie chciał, spełniając swoje erotyczne fantazje. Powoli seksualnie uzależniał od siebie Aleca, ale i chłopak robił to samo z nim, a tego nigdy nie miał w planach.

 

9 komentarzy:

  1. Cudo, totalnie moje klimaty. Uwielbiam to opowiadanie i wręcz odliczam dni do niedzieli.

    Wiem, że nie dasz się ubłagać o częstsze rozdziały co rani moją duszę ale nie naciskam Twój wybór.

    Cudo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham nic dodać nic ująć <3<3<3
    Aleksandra
    (złyomen19)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę doczekać się następnego poniedziałku. Żmije? To za mało powiedziane :) A Anna już mu się podoba. Hmm, "biedny" Morgan z taka kucharką... :P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. No boskie! Zgadzam się z przedmówcą: Żmiję? To za mało powiedziane. Wredne suki! Zaczynam się irytować, (z natury jestem w gorącej wodzie kąpana), bo chcę wiedzieć jak najszybciej co takiego zaplanował sobie pan i władca. Ależ mnie to denerwuje gdy zaczynają gadać o planie a ja nie wiem o co chodzi. Wyobrażam sobie o co może w tym wszystkim chodzić, ale... cholera!
    Mówiłam to już? Chyba nie, więc powiem teraz. Uwielbiam twoje postaci żeńskie. Te kobiety są świetne. Żadna nie da sobie w kasze dmuchać. Nie było takiej, której bym nie lubiła.
    Weny, weny i weny Luano!

    OdpowiedzUsuń
  5. No no Luana szalejesz.
    Becka to wredna baba. Aż boje się że może zaszkodzić Morganowi i ucierpi na tym Alec. Oj coś mi podpowiada że tak będzie. Podoba mi się rownież przyjaciółka Aleca Darlin. Takie nietypowe imię. Wiesz o czym pomyślałam? Że można by ją zestwatać z Rafem. Nie wiem czemu ale uznałam że do niego pasuje idealnie. Będę czekać na kolejny rozdział! I podoba mi się pomysł z konkusrem. Trzeba będzie coś zorganizowac.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta końcówka mnie rozwaliła na łopatki.. zakochałam się po prostu <3 Aż mnie się zrobiło gorąco, kiedy czytałam fragment o pocałunku :D Fenomenalny rozdział, czekam na więcej :3
    N.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Twoje opowiadania, ale ,,Dług" to wg mnie jest po prostu mistrzostwo. Dzięki, że tak świetnie piszesz i życzę dalszej weny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    cudo, coś mi się wydaje, że jeszcze coś się tutaj kryje, szczególnie jak kiedyś padły słow „że ojciec Aleca ma jeszcze coś na sumieniu” i chyba ta zemsta jest na nim, ca za charpie z tych bab....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)