2 lutego 2015

Nie powiem dobranoc - Rozdział 12



Dziękuję za komentarze. :)

Wszelkie błędy jakie znajdziecie, wypisujcie. Ja je poprawiam w pliku, który w przyszłości opublikuję na chomiku i dam do pobrania jak i inne moje teksty. Czasami poprawiam błędy też na blogu, ale najczęściej zapominam to zrobić. :/



Powrót do pracy przyjął z wielką ulgą. Wpadł w wir obowiązków, przyjmując nawet nadgodziny i wykonując pracę za dwóch. Współpracownicy patrzyli się na niego, jak na dziwaka. Wyrabiał wszystko ponad normę. Zagniatał ciasto, dodawał odpowiednie składniki i brał się za następne niemal w mgnieniu oka. Do tego wymyślił dwa nowe rodzaje pizzy, które zostały bardzo dobrze przyjęte przez klientów. Od trzech dni pracował na pełny zegar, mając za nic przerwy. Do domu wracał wyłącznie po to, żeby się przespać, a o świcie już był tutaj z powrotem. Wychodził z pracy, gdy już zapadła noc. Nie spotykał się z nikim, nie odbierał telefonów, pragnąc tylko spokoju, bo inaczej rozniósłby wszystko w drobny mak. Chodził jak bomba zegarowa i w każdej chwili mógł wybuchnąć. Wyładowywał się właśnie dzięki pracy. Wszystko przez to, że upewnił się co do Kierana. Mężczyzna ani razu nie zadzwonił. W żaden sposób się z nim nie skontaktował. I niby dlaczego? Ponieważ odmówił mu seksu! Gdyby Kieranowi nie zależało tylko na jednym, nie obraziłby się. Miał go za dobrego przyjaciela, kogoś, na kogo mógłby liczyć, a ten okazał się być napalonym gówniarzem chcącym tylko skorzystać z nadstawionej mu dziury. Co gorsza, nie było ważne to, do kogo by należała! Natomiast on okazał się głupią, wystraszoną pizdą! Kurwa, był facetem! Chociaż nie chciał należał do osób, które seksem rozwiązywałyby swoje sprawy i problemy, przywiązując w ten sposób kogoś do siebie, tym razem mógł zrobić wyjątek i mieć Kierana przy sobie, przynajmniej jako seks kumpla. Na jakiś czas. Nie, to też nie był dobry pomysł. Przecież nie zadowoliłby się tym. Kochał go i chciał być po prostu przez niego kochany. Szkoda tylko, że tak nie będzie. O tak, wychodził z niego pesymista. Zamiast brać sprawy w swoje ręce, znów zaczynał jojczyć nad tym, jak bardzo by chciał, a nie może tego dostać. Powinien zacząć działać, na przykład samemu dzwoniąc do tego dupka, mówiąc mu, co o nim myśli. Wygarnąć, że miał rację i tak naprawdę Kieran pokazuje, jak bardzo ‘dobrym’ jest przyjacielem!
– Stary, zostaw to, bo zrobisz miazgę z pomidorów.
Głos Davida przedarł się przez jego furię. Gdy wszyscy inni unikali go jak ognia, kumpel tego nie robił. Wpierdalał się w jego życie z buciorami. Szkoda, że pracują razem, bo inaczej również i z nim nie utrzymywałby kontaktów. Tylko przez jakiś czas. Później wszystko wróci do normy. Spojrzał na małe kawałeczki pomidorów, z których pierwotnie miały być plasterki.
– Kurwa mać! – Rzucił nóż i oparł się dłońmi o blat.
– Co się z tobą dzieje? Jesteś strasznie nabuzowany. Brakuje ci seksu, czy jak?
– Zamknij się, David. Lepiej będzie, jak to zrobisz, zanim powiem lub zrobię coś, czego później będę żałował. – Wziął kilka głębokich oddechów i powrócił do pracy. Kawałki pomidora będą mu pasować do innej pizzy. Przerzucił je z deski do krojenia, na miskę i odstawił na bok.
– Steven, może na dziś wystarczy? Skończyłbyś już swoją zmianę – zaproponowała Mary. Tylko jej się nie odszczekiwał. – Wyglądasz na wykończonego. Powinieneś się rozluźnić i uspokoić.
Spojrzał na zegarek powieszony przy drzwiach. Dochodziła dwudziesta. Już dawno mógł być w domu i… Tak, znów siedziałby sam. Oczywiście, mógłby spotkać się z Holly lub Zackiem, ale nie o takie coś mu chodziło. W czasie ostatniej rozmowy z bratem uświadomił sobie, że lata lecą, a on czuje się coraz bardziej samotny. Brakuje mu drugiej osoby przy swoim boku. Jak dobrze byłoby nie wracać do pustego domu, gdy ktoś czekałby na niego albo to on by na kogoś czekał. Najgorzej, że tym kimś mógłby być tylko ten napaleniec. Ktoś, o kim wciąż myśli. Szczególnie w domu, przypominając sobie ich pocałunek w kuchni. To nie był dobry pomysł, by teraz tam wrócić. Z kolei siedzenie w pizzerii do dwudziestej drugiej też nagle przestało mu się uśmiechać. Do głowy wpadło mu miejsce, w którym od dawna nie był. Miał przestać zachowywać się jak staruszek?
– Wiesz co, Mary? Masz rację. I tak nie dostanę kokosów za nadgodziny. Dzięki za wywalenie mnie dziś stąd. – Pocałował zaskoczoną kobietę w oba policzki i poszedł do szatni, aby się przebrać. Po drodze doleciało do niego jeszcze, jak David się skarży.
– Sam mu to wczoraj mówiłem i mnie nie posłuchał.
– Dzieciaku, brak ci uroku, jaki jeszcze ja mam.
Nie musiał oglądać się za siebie, by widzieć jak Mary wypina dumnie bujną pierś i uśmiecha się szeroko. Sam też pozwolił sobie w końcu na mały uśmiech.

Dziesięć minut później wsiadł do samochodu i pojechał do miejsca, jakie w swoim czasie często odwiedzał. Nie szukał tam przygód, lecz mógł posiedzieć i popatrzeć na ciekawe widoki, jakimi były męskie ciała. Do tego miał okazję napić się naprawdę dobrej whisky. Czasami lubił też potańczyć, ale akurat tego wieczoru chęci na to miał zerowe.
Zaparkował pod budynkiem, tuż przy ścianie, by jego auto nikomu nie przeszkadzało. Planował zabrać je stąd dopiero jutro, a jak będzie wychodził, wezwie taksówkę. Nigdy nie jeździł po alkoholu, co było ogólnie u niego znane. Raz zabrał kluczyki jakiemuś obcemu facetowi, kiedy ten wsiadał z żoną do samochodu, będąc po wpływem. Ona była trzeźwa i dała pozwolenie mężowi na coś takiego. Omal nie wdał się w bójkę z tym człowiekiem, ale miał nadzieję, że przetłumaczył kobiecie, co mogło spotkać ich lub jakąś niewinną ofiarę głupoty małżeństwa.
Zamknął samochód, uzbrajając alarm i skierował się do drzwi klubu gejowskiego o nazwie „Illusion”. Lokal istniał już od wielu lat. Z początku jego siedziba mieściła się w podziemiach wielkiego magazynu i tylko wtajemniczeni mieli do niej dostęp. Dopiero z czasem, w miarę otwartości wielu ludzi, stał się ogólnie dostępnym i bardzo popularnym miejscem. Klub miał obecnie trzy poziomy. Dwa z nich, parter i piętro, wyglądały na całkiem zwyczajne. Mieściła się tam restauracja czynna dwadzieścia cztery godziny na dobę i zwykły klub dyskotekowy z kilkoma barami i lożami, często oddzielonymi od siebie parawanami. Najbardziej oblegany był jednak najniższy poziom. Trzeba było zejść do piwnic, by tam poczuć atmosferę seksualnego napięcia. Muzyka płynąca z głośników była ciężka i rozpalająca. Pieściła każdy nerw w ciele, pobudzając i pochłaniając. Steven, po ostemplowaniu ręki przez bramkarza, od razu skierował się do tej części lokalu.
Dudnienie basów przeszyło na wskroś jego ciało. Czuł, jak włoski na rękach unoszą się, jakby zostały naelektryzowane, a zapach pomieszczenia i ludzi uderza w jego nozdrza. Gorąco zamkniętej sali zrosiło mu skórę wilgocią. Tego mu brakowało. Iluzji szczęścia, wszędobylskiego pożądania i wspaniałego przedstawienia, jakie dawało to miejsce. Przedstawienia, które trwało tylko tutaj. Tu każdy był pożądany, chciany i mógł się bawić do woli, kimkolwiek był.
Przeciskając się przez tłum rozgrzanych, półnagich ciał, poczuł, jak któryś z mężczyzn klepnął go w pośladek. Nie zamierzał nikogo opierniczać, jednak nie zamierzał tego zlekceważyć. Zwyczajnie wyciągnął rękę do tyłu i pokazał środkowy palec. Jasny znak, by ten ktoś trzymał łapy przy sobie. Byli tacy, którzy tego nie rozumieli, ale ochrona działała skutecznie, gdy zwracano się do niej o pomoc. Zdarzało się to wtedy, kiedy ktoś wypił za dużo i wszczynał burdę. Raczej nigdy nie miało to miejsca, gdy chodziło o seksualny aspekt. Będąc tu, pokazywało się, czego się chce. On był, ale nie chciał. Pragnął tylko się napić oraz popatrzeć na innych mężczyzn ocierających się o siebie w tańcu lub na tancerzy poruszających na specjalnych podestach i w zamkniętych klatkach.
Zajął miejsce na hokerze, przy dużym na całą ścianę, czarnym barze. U barmana z nagim torsem obsypanym czymś błyszczącym na srebrno, zamówił whisky z lodem i odwrócił się przodem do tłumu pląsających ciał. Byli to mężczyźni w różnym wieku. Niektórzy dopiero co ukończyli liceum i chcieli przeżyć swoją własną przygodę. Szkoda, że wielu się rozczaruje. Byli też zwykli robotnicy, szefowie firm, nauczyciele, lekarze, mężczyźni, którzy z powodzeniem mogliby być jego ojcami, a nawet starsi. Wiek, różnice społeczne, czy zawód, nie miały tutaj znaczenia. Każdy był równy, a spora większość była tu tylko po to, by kogoś zaliczyć. Nie znosił rozwiązłości. W swoim życiu, a seksualne rozpoczął późno, miał mało kochanków. Spotykał się z nimi przez jakiś czas i nie zaliczał kolejnych dup co wieczór. Tylko dwa razy zdarzyło mu się coś takiego, czego żałował i nie zamierzał powtarzać. Szczególnie obecnie.
Odebrał od barmana szklaneczkę alkoholu. Kostki lodu poruszyły się w płynie, którego część wlał sobie do gardła, wytrzymując ostre palenie.
– Nie byłem pewny, czy to ty, ale whisky mi to uświadomiła.
Poczuł jak jego udo, ochronione czarnymi jeansami, zostaje ściśnięte przez gorącą dłoń. Spojrzał na właściciela ręki. Zmrużył wściekle oczy na jego widok. Przychodząc tu, nie mógł liczyć na chwilę spokoju od tego dupka. Craig był stałym bywalcem klubu. Prawie tu mieszkał. Zbyt często odwiedzał dark roomy, pieprząc wszystko, co się ruszało, miało dwie nogi i fiuta.
– Zabieraj łapę, chuju.
– Ej, no, Stev. Nie dasz się skusić na mały numerek? Przecież było nam tak dobrze – przekrzykiwał muzykę, chuchając na niego alkoholowym oddechem.
Tak, to był jeden z dwóch błędów, o jakich chciał zapomnieć. Ten był popełniony pół roku temu.
– Dobrze było tylko tobie. Musiałem być pijany, ufając takiej szmacie, jak ty!
– To było zajebiste rżnięcie.
– Będziesz miał zajebiste, jak ktoś cię kiedyś przeora. Zabieraj tę brudną łapę z mojej nogi. Kto wie, gdzie ją wpychałeś! – Odepchnął go i wstał. Pochylił się nad nim. – Poleziesz za mną, to zawołam ochronę. Zrobiłeś tu wiele złych rzeczy. Cud, że cię tu wpuszczają, więc kilka rzuconych im, bajecznych słów, sprawi, że się ciebie pozbędą.
– Sądzisz, że jesteś takim twardzielem?
– Tak, bo stać mnie na to, by nie rozkwasić ci mózgu. – Odsunął się od niego z obrzydzeniem, zapłacił za drinka i opuścił podziemie. Już wolał spędzić czas na parterze, siedząc w jednej z lóż, niż użerać się z Craig’em. Jego komórka zaczęła dzwonić, ale po sprawdzeniu, że to tylko Holly, odrzucił rozmowę. Odbierze tylko od Kierana. Sam mógłby do niego zadzwonić, ale jaki to miało sens? Prędzej czy później mężczyzna się odezwie. Chyba.
U skąpo ubranego kelnera zamówił kolejnego drinka i miseczkę orzechów. Nie śpieszyło mu się do domu. Porozglądał się wokół. Tutaj było ciszej i spokojniej. Idealne miejsce na rozmowę, czy nawet randkę. Z drugiej strony na randkę lepiej udać się na pierwsze piętro. Tam można było coś zjeść, a najgorzej nie gotowali. Po studiach szukał pracy nawet tutaj, ale się nie udało, ponieważ wolne miejsce było tylko na stanowisku kelnera, a on nie zamierzał chodzić pomiędzy ludźmi, mając na sobie tylko coś w rodzaju bielizny i muszkę na szyi.
Potarł nasadę nosa, przymykając na chwilę oczy. Niedobrze, zaczynał odczuwać zmęczenie. Powinien wrócić do domu i porządnie się wyspać. Podziękował uśmiechniętemu kelnerowi za drinka i orzeszki. Wziął do rąk szklankę, ale nie pił. Ostatni raz, nie licząc tego sprzed chwili, whisky miał w ustach przy ognisku. Sądził wtedy, że stracił przyjaciela. Zaczął sobie przypominać sytuację z jeziora i późniejsze sceny z Kieranem. Szczególnie zaczął analizować jego opowieść ze studiów o niby zadurzeniu, o ile tak to można nazwać. Czy to możliwe, że ktoś może tak bardzo wyprzeć się czegoś? Na ile prawdopodobnym jest to, by heteroseksualnemu mężczyźnie, chłopakowi, podobał się w ten szczególny sposób ktoś tej samej płci? Przecież to chyba niemożliwe. Nie znał się na tym. Odkąd poznał Kierana, widział jak on traktuje te wszystkie dziewczyny. Były przygodą na jedną noc, czasami nawet godzinę. Nigdy z żadną się nie związał. Nie był pewny, jak to wyglądało po wyjeździe. Istniała możliwość, że tylko Jessica zdołała go zatrzymać przy sobie na dłużej. Wątpił, żeby przyjaciel był niestały w uczuciach. On po prostu nigdy się nie zakochiwał. Tak jakby nie… mógł?
– O czym tak myślisz?
Drgnął. Nie zauważył, że ktoś się do niego przysiadł. Uśmiechnął się do tej osoby.
– Cześć Marcos. Kopę lat.
– Można tak powiedzieć.
Obrysował wzrokiem swojego towarzysza. Marcos Leandry, dwudziestojednolatek i były kochanek, dla którego był tym pierwszym. Nie, ten nie był błędem. Był najlepszym, co mu się przydarzyło. Chłopak miał rude włosy i zielone, niczym szmaragdy, oczy.
– Nadal tutaj tańczysz? – zapytał Marcosa.
– Tak. Lubię to, przecież wiesz. Zamknięcie w klatkach daje nam, że tak powiem, spore bezpieczeństwo przed niechcianym dotykiem. – Pokazał swoje białe zęby.
– Nadal uwielbiasz się uśmiechać.
– Bo i mam powód. Mam chłopaka, który mnie kocha, a ja jego. Też tutaj tańczy.
– To ten, dla którego mnie zostawiłeś? – Pochylił się w jego stronę.
– Tak, ten. – Chłopak wziął kilka orzeszków i wrzucił sobie do ust. – To o czym tak myślałeś?
– O pewnym heteryku, któremu się niby podobam.
– Poważna sprawa. – Rozparł się wygodniej na kanapie. – Heterycy na ogół uciekają od zbliżenia się do faceta. Są tacy, co chcą spróbować, jak to jest, gdy gościu robi loda, ale sami cię nie dotkną, bo parzysz. Nie, żebym sprawdzał na sobie. Po prostu obserwuję. Nie spotkałem się z tym, by to heteryk sam dobierał się do facetów. Jeśli jednak to robi, nie jest w pełni heteroseksualny. Takie jest moje zdanie. Być może to ukryty biseksualizm lub nawet homoseksualizm. Różnie z tym bywa. Jak miałem siedemnaście lat, na siłę spotykałem się z dziewczynami, żeby tylko ukryć przed sobą prawdę. Naprawdę, chujowa sprawa.
– A gdy ktoś mówi, że tylko jeden facet mu się spodobał? – Napił się swojej whisky.
– To moim zdaniem albo jest ślepy, albo świata nie widzi poza tym jednym. – Marcos zerknął na zegarek i się skrzywił. – Muszę spadać, mam występ. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. – Podniósł się. Jego ciało było bardzo szczupłe, ale nie był już takim chudzielcem, jakim pamiętał go Steven, gdy się poznali. – Czekaj. Zmieniłem numer telefonu. Stary telefon zgubiłem, jak to ja. Jak chcesz, to zapisz sobie nowy i kiedyś możemy się spotkać, pogadać.
– Ok, to dawaj. – Zapisał sobie jego numer.
– Poradzę ci coś. Jak masz hetero, który interesuje się tylko tobą i okazał to w różny sposób, nie stroniąc od ciebie, to go bierz. Los czasem rzuca nam pod nogi szansę na coś dobrego, więc korzystaj. Nie wymykaj się. Gdybym wtedy uciekł przed Peterem i jego… echem, zalotami, dziś pewnie byłbym samotnym, małym tancerzykiem.
– Dobra, dobra, mądralo, spadaj już do tej swojej klatki.
– Nie popatrzysz na mnie?
– Idę do domu. Potrzebuję się z czymś przespać. I pozdrów Petera, o ile mnie pamięta.
– Dobra, cześć. – Marcos zagryzł wargę, pomachał mu i odszedł.
Poprawił mu humor. Zawsze tak robił. Marcos był pełen życia. Nigdy mu nie przeszkadzało, że chłopak był bardziej kobiecy, delikatniejszy. Cieszył się, że jest szczęśliwy.
– Zapamiętam sobie twoje słowa – mruknął pod nosem i opróżnił szklankę.

~*~

Zapłacił taksówkarzowi, zostawiając mu suty napiwek. Po raz pierwszy spotkał kierowcę, który nie patrzył krzywo na miejsce, pod jakie go wezwano i na klienta. Obrączka na palcu i zdjęcie żony oraz dwójki dzieci przyklejone paskiem przeźroczystej taśmy na desce rozdzielczej, wskazywały na rodzinnego i tolerancyjnego człowieka. Mężczyzna był też bardzo rozmowny, podtrzymując konwersację przez całą drogę. Steven podziękował mu i wysiadł z samochodu. Zanim wszedł do bloku, odetchnął świeżym, nocnym powietrzem. Pokonał szybko schody, starając się stąpać jak najciszej, by nie narobić hałasu. Gdy tylko znalazł się na swoim piętrze, miał ochotę zawrócić, lecz już było na to za późno.
– Jak teraz uciekniesz, to marnie skończysz, łajzo jedna. Nigdy się już do ciebie nie odezwę.
– Mała strata. Spadam – zażartował Steven i udał, że zawraca ku schodom.
– Stój, kretynie.
Zack stojący nieco za rozwścieczoną narzeczoną roześmiał się.
– Wpuścisz nas do środka, czy będziemy rozmawiać tutaj? Założę się, że sąsiedzi lubią ploteczki.
Warknął na nią i wyjął klucze. Wierzył w powiedzenie, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. W jego przypadku za często się to sprawdzało. Otworzył szeroko drzwi i nacisnął włącznik światła tuż przy wejściu. Przepuścił przodem gości.
– Nie za późno na wizyty? – spytał.
– Uwierz mi, chciałem ją powstrzymać – rzekł Zack. – No, ale sam rozumiesz. Jej się nie da zatrzymać.
– W twoim przypadku odwiedziny są wskazane o każdej porze dnia i nocy, bo szanowny pan ostatnio unika tego jak ognia! – wydarła się, ignorując ich małą wymianę zdań. Rzuciła torebkę na stolik do kawy. – Naprawdę próbowałam dać ci spokój, ale mam, kurwa, tego dość! Mam dość was obu, o!
– Dlaczego masz dość Zacka? – spytał, zakładając ręce na piersi i patrząc na nią spode łba.
– Ty doskonale wiesz, o kogo mi chodzi. Tamten idiota zatrzymał się w hotelu. Nie powiedział, w jakim, a jak do niego dzwoniłam, to rzucił mi słowami, cytuję: „Kobieto, odpierdol się, bo ja tu myślę”. O czym on, kurwa, myśli?!
Jej przeklinanie upewniło Stevena, że była naprawdę rozsierdzona.
– Idę po wodę. Może zrobić ci herbatki uspokajającej? – Przeszyła go lodowatym wzorkiem, od którego się wzdrygnął. – Dobra, może, zrobię ci Earl Greya ze szczyptą cyjanku.
– Co się między wami wydarzyło, że tak się zachowujecie?! Nie mów, że nic. Nie oszukasz mnie. – Usiadła na kanapie, zakładając nogę na nogę. Poprawiła swoją krótką spódnicę. Położyła splecione dłonie na kolanie i czekała na odpowiedź.
– Ona i tak to z ciebie wyciągnie, więc lepiej jej powiedz, a w ten sposób zaoszczędzisz, mnóstwo, mnóstwo czasu. Swojego i naszego – wtrącił Zack, oglądając swoje paznokcie. – Planowałem romantyczny wieczór, a ona do ciebie zadzwoniła, z kolei ty po raz kolejny nie odebrałeś i odwaliło jej.
– Masz zakaz seksu przez miesiąc… Najlepiej dwa – powiedziała Holly do narzeczonego, po czym ze słodkim uśmiechem na ustach zwróciła się do Stevena. – Mimo wszystko on ma rację. Gadaj, to sobie pójdziemy.

Dziesięć minut później, obracając w palcach pustą butelkę, przeklinał los, że pokarał go tą kobietą. Opowiedział im wszystko, co się wydarzyło, nie pomijając żadnych szczegółów. W tym samym czasie nie omieszkał pokierować swoich myśli do tego, czego Holly dowiedziała się od brata. O czym niby Kieran musiał pomyśleć? Czy to oznaczało, że nie obraził się, tylko sam się odizolował, by mieć czas tylko i wyłącznie dla siebie? Jeżeli tak, to co to oznacza dla nich obu? Co będzie dalej? W sumie sam powinien się nad sobą zastanowić, bo ostatnie zachowanie, biorąc pod uwagę wiele dni, pozostawiało dużo do myślenia.
– Kochasz go? – padło pytanie przyjaciółki.
– Tak. Wiesz o tym.
– Ufasz mu?
– Ufam jak przyjacielowi. Kochankowi nie.
– W tym właśnie problem. – Wstała, wygładzając ubranie. Chwyciła torebkę i powiesiła pasek na ramieniu. – Zastanów się nad tym ostatnim. Liczę, że wkrótce porozmawiacie, nie ukrywając przed sobą niczego. – Pocałowała go w policzek. – Dobranoc.
Oniemiał. Co, już? Tylko tyle? Od razu mogła się o to zapytać, a nie wyciągać od niego intymne szczegóły, małpa jedna. Odprowadził ich do drzwi.
– Radzę ci odbierać ode mnie telefony. – Holly obejrzała się jeszcze za siebie.
– Dobrze, mamusiu. Cześć Zack.
– Trzymaj się.
Obaj podali sobie ręce, a po chwili Steven patrzył, jak znikają na klatce schodowej. Przez jakiś czas było słychać ich kroki, które szybko ucichły.

~*~

– Doskonale ciebie rozumiem, ale unikanie wizyt w domu nie jest dobrym rozwiązaniem – mówiła Lennora Duncan.
Ledwie rano zwlókł się z łóżka i ubrał, a już miał gościa. Bardzo się śpieszył do pracy, a musiał jeszcze podjechać taksówką po swój samochód i gdyby nie potrzebował litra kawy, aby jakoś funkcjonować, już by wyszedł. Zamiast tego rozmawiał z mamą w kuchni. Nie pamiętał już, kiedy ona u niego była. Chyba wieki minęły od ostatniego razu. Jakoś znosił strofowanie przez matkę, że ich nie odwiedza i znów robi sobie długie przerwy.
– Mamo, nie chcę denerwować taty, a zresztą nie mam czasu was ciągle odwiedzać. Sama pracujesz całymi dniami, więc wiesz, jak jest. – Obracał w dłoni pusty kubek.
– Nie mów, że nie masz wolnych dni. Nie wydaje mi się, że coś się w tym względzie zmieniło, chyba, że pracujesz gdzieś indziej, a nic mi o tym nie mówisz. – Westchnęła kobieta, mieszając zieloną herbatę. – Pojutrze jest niedziela i chcę cię widzieć na obiedzie. Zaprosiłam też Natalię z mężem i dziećmi, ciocię Klarise i Ediego. Jak chcesz kogoś przyprowadzić – spojrzała na niego znacząco – możesz to zrobić. Nie musisz uprzedzać, czy przyjdziesz sam, czy nie. Wiesz, że zawsze gotuję więcej niż trzeba, a dostawienie jednego nakrycia nie jest problemem.
Przyprowadzić? Narzeczonego, najlepiej z wyznaczoną datą ślubu. Niestety, w stanie, w jakim mieszkali, nie zalegalizowano jeszcze związków partnerskich, a na dodatek przecież był sam. Mama uparła się, że on kogoś ma, tylko ukrywa go przed nią. Czasami wydawało mu się, że ona wie więcej, niż się tego mógł spodziewać.
– Ciocia dostałaby zawału, gdyby zobaczyła faceta u mego boku. – Wstał z kubkiem w ręku i łyżeczką. Podszedł do zlewu. – Edi, kochany kuzynek, mamrotałby coś niestosownego pod nosem. – Odkręcił kran i zaczął myć kubek. – Jedynie Natalia i Jim nie patrzyliby na mnie, jak na dziwaka.
– Fakt, jedynie twoja kuzynka i jej mąż cię akceptują, ale reszta niech się przyzwyczaja.
– Ta.
– Jestem dumna z ciebie, że nie ukrywasz przed nami tego, że jesteś gejem.
– Mamo. – Zakręcił wodę i odstawił kubek na suszarkę. – Oni dowiedzieli się przypadkiem.
Do dziś pamięta jeden z proszonych obiadków mamy. Była cała rodzina, ta ze strony ojca również, kiedy odwiedził go Marcos, od progu rzucając mu się na szyję i wpijając w usta. Świadkami tego widowiska były właśnie ciocia Klarise i Natalia. Kuzynka uśmiechnęła się znacząco, ale ciocia od razu rozpowiedziała o nim reszcie rodziny. Wtedy też krewni od strony ojca wyszli i do tej pory nie utrzymują kontaktu z ‘chorymi’, jak się wyrazili, opuszczając ich dom. Od razu widać było, w jakiej rodzinie wychował się jego ojciec.
– Bardzo dobrze. – Uderzyła dłonią w blat. Zdaniem Stevena czasami zachowywała się zbyt energicznie, jak na swój wiek. Chociaż powinien się z tego cieszyć. – To jak, przyprowadzisz kogoś?
– Nie mam nikogo. – Wsunął ręce do kieszeni, górując nad rodzicielką.
– A Kieran? – zapytała i dopiła swoją herbatę.
– To przyjaciel.
– Czy ja mówię, że łączy was coś więcej? Zaproś go do nas. Będzie jego ulubione danie.
I tak jej nie wierzył. Ta kobieta była nieraz bardzo podstępną osobą. Czasami zachowywała się tak, jakby żyła w dziewiętnastym wieku, wierząc w te swoje zabobony, a czasami wyprzedzała wszystkich o wiele lat na przód i stawała się tolerancyjną, od czasu do czasu przebiegłą, kobietą dwudziestego pierwszego wieku.
– Mamo, znam cię. Po twojej głowie chodzą różne rzeczy. Jak przyjdę, to sam.
– Przecież wiem, co do niego czujesz. – Wzięła się za mycie kubka, chociaż Steven chciał to zrobić. – Stev, jestem twoją matką i chciałabym, byś był szczęśliwy.
– Szkoda, że wielu ludzi nie ma takiej mamy, jak ty. – Pocałował ją w policzek. – Wkurwiająca, potrafiąca opierdolić, jak podskakuję, ale i kochająca dziecko takim, jakie jest. A teraz wybacz, ale naprawdę śpieszę się do pracy. – Opuścił kuchnię, chcąc założyć buty. – Muszę jeszcze pojechać po swój samochód. Zostawiłem go pod „Illusionem”. – Matka doskonale wiedziała, co to za klub, więc nie musiał jej tego tłumaczyć.
– Podwiozę cię i będziemy mogli porozmawiać. – Lennora dołączyła do niego.
– A co właśnie robiliśmy? – Uniósł brwi. Nie odpowiedziała, zaciskając usta w wąską kreskę. – W porządku. Pogadamy, ale pod warunkiem, że tematem będzie Lucas. – Wypuścił mamę pierwszą z mieszkania i zamknął drzwi na klucz. – Rozmawiałem z nim kiedyś i chociaż wyglądał na spokojnego, udawał jak jest dobrze, to wątpię, by nie przejmował się ojcem. – Zaczęli schodzić po schodach.
– Właśnie dlatego chcę, byś wpadł do nas i spędził z nami więcej czasu. Lucas staje się moim zmartwieniem. Coraz częściej przebywa poza domem. Sam wiesz, że w jego przypadku to zły znak – mówiła kobieta. Dłonią trzymała się balustrady, schodząc ostrożnie po stopniach. – Nie chce ze mną rozmawiać. Jak jest w domu, to zamyka się w swoim pokoju i nawet z Nancy nie chce spędzać czasu. Do tej pory bliźniacy byli nierozłączni. – Wyszli na zewnątrz i Lennora zatrzymała się. Chwyciła syna za nadgarstek. – Nie uciekaj od razu po obiedzie. Inni pojadą, ale ty zostań. Lucas potrzebuje również ciebie. Jesteś jego starszym bratem i chcę, by odczuł, że przynajmniej ty z nim jesteś. Wiem, że było ci trudno, zanim w jakimś stopniu pogodziłeś się z tym, jak traktuje cię Andrew, ale twój brat potrzebuje jego akceptacji. – Ruszyła w stronę swojego samochodu.
– Dobrze, mamo, przyjdę do was, lecz nie oczekuj cudów. – Czy chociaż przez chwilę będzie miał spokój? Jak nie Kieran, o którym rozmyślał w nocy, tak tata i Lucas zaczynali spędzać mu sen z powiek. W sumie mama miała rację. To, że się wyprowadził, nie oznaczało, że ma pozostawić na jej barkach wszystkie troski, odsuwając się od nich. Rodzina zawsze pozostanie rodziną, nie ważne, gdzie i jacy są. – To, na którą mam przyjść?
– Na czternastą, synku.
– Będę. – Już miał wsiąść do samochodu mamy, ale jego komórka zaczęła dzwonić. Chciał ją zignorować, bo to zapewne była Holly, ale nie miał ochoty na jej kolejny najazd. Wyjął telefon i zdębiał, gdy na ekranie zobaczył to jedno, upragnione imię. Drżącą dłonią nacisnął przycisk z zieloną słuchawką, nie zwracając już uwagi na wgapioną w niego mamę.
– Tak?
– Przepraszam – odezwał się Kieran.
– Za co?
– Za to, że byłem dupkiem. Za to, że źle ci pokazałem, na czym mi zależy. Pogubiłem się i przepraszam.
– Kieran…
– Słuchaj mnie.
– Ok.
– Zachowywałem się jak napalony szczeniak, mając za nic to, czego ty chcesz.
– Nie do końca, to ja…
– Słuchaj. W ostatnie dni mój mózg zaliczył prawdziwą batalię. Uwierz, nigdy tak intensywnie go nie używałem. – Steven miał ochotę się roześmiać, ale słuchał Kierana uważnie. – Już wiem, czego, kogo i co tak naprawdę chcę. Zawsze to miałem przed oczami. Na wyciągniecie ręki, lecz byłem ślepy. – W głośniku zapadła cisza, a Steven wstrzymał oddech. Bał się tego, co ma usłyszeć. – Wiem, że chcę ciebie Stivi, ciebie i tylko ciebie. Nie tylko jako przyjaciela.
– Kieran… – Tak, strach znów go opanowywał, ale jednocześnie czuł ulgę i podekscytowanie.
– Dziś o dwudziestej będę czekał na ciebie na dachu restauracji „Ognisty smok”.
– Na dachu?
– Tak. Nie pytaj. Powiem ci o wszystkim, jak się spotkamy. O ile się spotkamy. Jeżeli przyjdziesz, będzie to znaczyło, że dajesz nam szansę na coś więcej niż przyjaźń. Będę na ciebie czekał do północy.
Steven stał jak zamurowany, jeszcze długo po tym, jak połączenie zostało zakończone. Czuł jak coś ciężkiego wspięło mu się na klatkę piersiową i ją bardzo mocno ściska. Nie tego się spodziewał. Co miał zrobić? Pójść tam i zgodzić się na wszystko? Czy zaś uciec, bo bał się, że zostanie porzucony? Przypomniał sobie słowa Marcosa. Los dawał mu w ręce to, czego zawsze chciał, więc czy okaże się taką pizdą, jak do tej pory, czy weźmie sprawy w swoje ręce i da się pochłonąć temu całym sobą? Bez obaw o jutro?



26 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Rozdział cudny, jestem ciekawa tego co będzie się działo na dachu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapewne seks. Mi sie nie chcialo juz komentowac...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle cudnie, mam jednak nadzieje że Kirana będzie trzymał na jakiś dystans. W końcu kara musi być ;) Oby Kiran naprawdę miał na względzie dobro przyjaciela i oby go nie zranił.
    Rozdział świetny i jak zawsze życzę dużo dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta rozmowa przez telefon była taka słodka (rozpływam się).
    Może nasz kochany Kieranek poszedł po rozum do głowy, albo rozum, w postaci Holly, przyszedł do niego.
    Mam nadzieję, że ich spotkanie dobrze przebiegnie. Tak samo rodzinne.
    Podsumowując, rozdział cudowny!
    Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale za chwile mam szkołę.
    Weny itp.
    NINJA

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny, w sumie jak zawsze :)
    Czytam Twoje opowiadania już od dawna, ale nie należę do osób komentujących .... Dziś nadeszła zmiana i zaczynam to robić :)
    Spotkanie na dachu ... Jak będzie to co sobie myślę, to będzie gorąco, bardzo gorąco hihi:-D
    Pozdrawiam bardzo serdecznie.... Życzę weny i inspiracji !! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Witam kolejnego już nie cichego czytelnika. :)

      Usuń
  6. Dlaczego w takim momencie? Nie masz serca, żeby tak dręczyć czytelników, oj ty niedobra.
    Cudowny rozdział, ale nie mogę doczekać się następnego i kolacji na dachu.
    Zainteresowała mnie historia Marcusa, myślę że też musiał wiele przejść.
    Stev przyprowadzi do domu swojego narzeczonego :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To opowiadanie okropnie przypomina mi pewną sytuację, z którą borykałam się w zeszłym roku... Wszystko toczyło się na innym torze, ale grały tam dokładnie takie same emocje, niepewności... Niestety jestem wredą i kiedy ten ktoś zadzwonił mówiąc, że będzie czekał tam a tam, że już jedzie busem itede, oznajmiłam, że wcale się tam nie zjawię. Dlatego własnie źle mi się będzie dalej czytać, bo Steven na 100% się tam zjawi :v

    OdpowiedzUsuń
  8. hm... rozdział mnie nie urzekł. Ech, liczyłam, że może w tym klubie Steven kogoś znajdzie...
    Błędów było znacznie mniej, niż ostatnio. Tak trzymać! :)
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział czytałam równo o północy (tak akurat mi się przypomniało, że wstawiasz :3) z zapartym tchem. Co prawda liczyłam, że albo Steve wyrwie sobie kogoś (yyy, nie oszukujmy się, ktoś jego xd), albo jakimś przypadkiem znajdzie się tam Kieran i akurat przyłapie go tam z kimś innym i będzie miał atak zazdrości hyhyyy ach te fantazje :D
    Polubiłam Stevena. Chłopak z początku beznadziejnie zakochany (przecież i tak wszystko dobrze się skończy :p), to jednak się szanuje, ma swój rozum, nie przespał się z przyjacielem, kiedy miał okazję - i to mnie w nim jakoś urzekło. Może to głupie, ale skoro przez tyle lat darzył tamtego takimi uczuciami, to bardziej szablonowe by było, gdyby faktycznie wtedy się z nim przespał. Prawda? Prawda? No nie wiem.
    Wiem jedno - nie mogę doczekać się następnego rozdziału i tego, co będzie miało miejsce na dachu (Kieran - samobójca, szantażuje Stevena, by się z nim przespał, bo inaczej skoczy... to zbyt romantyczne, wiem, ale mogłabyś rozważyć taki rozwój wydarzeń xd)
    No, co do błędów, to tutaj nie chce mi się wyłapywać, wczoraj-dzisiaj zauważyłam głównie przecinki, mogłabym co najwyżej powstawiać i wysłać na mejla czy coś. Ej, przecież Ty miałaś betę nie?
    No nic, dobrze napisany rozdział i dobrze rozpoczęty poniedziałek (w tym pierwszy dzień do szkoły po feriach). Tyle wygrać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nadal mam betę, Akemi. Ona już skończyła poprawiać to opowiadanie. Czasami to dobrze byłoby, aby ktoś wskazał, gdzie są jakieś błędy, źle postawione przecinki. Czasami jest też tak, że przecinek w innym miejscu zmienia sens zdania. I przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale ten tydzień mam wyjątkowo zajęty. :)

      Usuń
    2. Ale tekst jest naprawdę w porządku, kilka przecinków wstawionych niekoniecznie tam, gdzie trzeba, w tym wypadku niczego nie zmienia. Chcę przez to napisać, że beta swoje zrobiła i to należy docenić :)
      I nie przepraszaj, przecież szybko odpisałaś na komentarze.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Coraz ciekawiej się zapowiada. Podobał mi się ten rozdział. Cieszę się, że Kieran w końcu poszedł po rozum do głowy, przemyślał sobie wszystko i zadzwonił do Stevena. Zaciekawiła mnie historia Marcosa, z chęcią dowiedziałabym się więcej o jego życiu.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Tak więc do następnego poniedziałku. Życzę weny i dużo czasu podczas pisania nowego opowiadania (bo mam nadzieję, że piszesz nowe opowiadanie).
    Levi ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szanowna Luano, dlaczego musisz być taką sadystyczną zołzą? My wpadniemy w paranoję i będą nam się śnić dachy i... ekhem. Reszta lepiej niech się nie śni ;-)
    On serio powiedział na niego “Stivi“ czy to tylko taka literówka? Awww, zmieniłam stan skupienia na drżącą galaretę =^.^=
    Mam madzieję, że Kieran na serio się ogarnął i że Steven przestanie się bać.
    Weny i do poniedziałkowej godziny zero ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię być zołzą. :D Tak, serio powiedział do niego Stivi. :)

      Usuń
  12. Czemu zawsze w najciekawszym momencie, aghhhr

    OdpowiedzUsuń
  13. Mały spam :)

    Chciałabym zaprosić na swojego bloga, który jeszcze nie wiem kiedy ruszy bo jak na razie szukam sobie bety.
    W każdym razie miło mi będzie, jeżeli odwiedzisz mojego bloga :)
    http://zepsuta-lalka-yaoi.blogspot.com/

    Przepraszam za spam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj, mam pytanie. Czy dodasz dodatkowo rozdział także 14.02 tak jak to zrobiłaś z historią "Jeden krok do miłości"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie dam. Powiedziałam na samym początku przy zakładaniu tego bloga lub podczas któregoś opowiadania, że kończą się dodatkowe rozdziały, również te na życzenie, bo każdy chciał nowych notek w urodziny kota, swoje, imieniny i inne takie uroczystości. Także rozdziały są tylko te planowane i nic dodatkowo nie będzie.

      Usuń
  15. Kolejny cichy czytelnik ujawnia się :)

    Znam twoje opowiadania od dawna. Odnoszę wrażenie, że "Nie powiem dobranoc" jest nieco słabsze od poprzednich pod względem fabularnym, natomiast stylistycznie jest coraz lepiej :) Lubię postać Stevena, jest nieszablonowa, jednak od pierwszego rozdziału było wiadome, że zostaną z Kieranem parą. Bardzo się zdziwię, jeśli jednak tak nie będzie :) Oczywiście najlepsza jest Holly, bezkonkurencyjnie :3

    Zastanawiam się, czy skończyłaś już jakieś kolejne opowiadanie, lub jesteś w trakcie pisania? Ponieważ do końca "Nie powiem dobranoc" jest niedaleko, jestem ciekawa, jak długo będziemy musieli czekać na następne :)

    Pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  16. I jestem w końcu by przeczytać.
    Kochana jesteś naprawdę cudowna że tak wspaniale pokazujesz ich historię.
    Aj tamtem Craig to zwyczajny dupek normalnie nakopalabym mu w tyłek ale podoba mi się Marcus.
    Szkoda że nie wyszło im ze Stevenem w sumie stworzyliby niezła parę.
    I nawet lubię mamę Stevena.
    Chociaż ona jedna zachowuje sie normalnie i akceptuje jego orientacje.
    Niestety szkoda że nie wszyscy sa tacy jak powinni.
    Na szczęście jest jeszcze szansa dla niego i Kierama.
    Tymczasem pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja bym chciała, żeby Kieran wyciął jakiś numer Stevenowi.

    Chwilowo Anonimowa

    OdpowiedzUsuń
  18. Witam,
    hhah Holly ma ich po dziurki w nosie, obu, czyżby Kieran w końcu zrozumiał i chce być ze Stevenem, ale już tak naprawdę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  19. nie wiem czemu ale mam wrażenie że te spotkanie nie wyjdzie. mam nadzieję że się mylę bo ile mogą koło siebie tak krążyć? tak jestem niecierpliwą osobą a Ty nas z tygodnia na tydzień torturujesz coraz bardziej niecierpliwym(?) zakończeniem. mam nadzieję że w końcu się zejdą i wszystko powoli zacznie się układać ^^ mnóstwa weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Postanowiłam skomentowac, to chyba dopiero 2 raz, czytam tw opo na telefonie od samego oneta rzadko jestem zalogowana a jestem trochę leniwa xD tak czy siak fajny rozdział, osobiście wole opowiadania fantasy ale no cóż, jak ty piszesz to nie mam prawa marudzić, mam nadzieje, że wrócisz do fantasy, pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny rozdział! :D
    Jak mogę pobrać Twoje opowiadania z chomika?

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)