Przypominam, że rozdziały wstawiam automatycznie. Rozdział pojawia się zawsze o północy z niedzieli na poniedziałek. Piszę to, ponieważ zdarzy się, że ktoś z Was czeka rano na rozdział, a jego nie ma, podczas gdy na blogu jest już od kilku godzin. Po prostu nie ma go w linkach. Dlatego, że tam automatycznie się to nie wstawia i ja to muszę zrobić. Zdarza mi się też o tym zapomnieć, a tym bardziej nie zrobię tego z samego rana. Wystarczy po prostu wejść na główną stronę bloga i rozdział się pokaże. :)
Z całego serca dziękuję Wam za komentarze. :*
Zapraszam na rozdział. :)
– Chyba was powaliło. Nie ma mowy –
powiedział Steven. Ledwie poczuł się lepiej po dwóch dniach umierania i
nadmiernej opieki Kierana, który prawie u niego zamieszkał, to Holly z Zackiem
zaproponowali mu, że urządzą imprezę w jego małym, przytulnym mieszkanku. –
Ostatnio nie poznałem mojej łazienki. O reszcie nie wspomnę. Nie ma mowy.
– Ależ, skarbie, ja tu nie mówię o wielkiej
bibie, jaka miała miejsce. Przesadziłam wtedy z ludźmi. Przepraszałam cię za
to. Chodzi mi raczej o kameralne spotkanie z naszymi przyjaciółmi. Proszę. –
Zrobiła usta w dzióbek i zamrugała kusząco powiekami. Brakowało tylko tego,
żeby złożyła ręce jak do modlitwy i uklękła. Była do tego zdolna, z czego
Steven doskonale zdawał sobie sprawę.
Założył ręce na piersi, opierając się
wygodniej o oparcie kanapy.
– Twój czar na mnie nie działa. Wiem, czego
chcesz. Bym pogodził się z Martinem. Dopóki się nie zmieni, nawet nie ma o czym
gadać. Chcę, by coś zrozumiał.
– Stary, ale on już to zrozumiał – wtrącił
Zack. – Zwyczajnie nie ma odwagi przyjść do ciebie, bo sądzi, że znów dostanie
w mordę.
– Jak trzeba, to dostanie. Poza tym,
spotkanie Kierana i Martina mogłoby się źle skończyć. – Natychmiast pożałował
tych słów, kiedy oczy Holly się zaświeciły jak dwie żaróweczki. – Nic nie mów.
– Kieran przebywa u ciebie dwadzieścia cztery
godziny na dobę. Czy wy…
Przeniósł wzrok na Zacka. Oczywiście
mężczyzna o wszystkim wiedział. Jakże jego narzeczona nie miałaby mu o tym
powiedzieć? Mówią sobie wszystko. W sumie nie miał nic przeciw temu. Tylko
teraz nieco zaskoczyły go wysoko uniesione brwi przyjaciela wskazujące na to,
że też czeka na odpowiedź.
– Przestańcie. Nie ma niczego między nami.
Uparł się tylko, że będzie mi pomagał, dopóki nie wyzdrowieję. Już nic mi nie
jest, więc wróci do domu.
– Wątpię – mruknęła pod nosem kobieta, ale
natychmiast zmieniła temat, powracając do poprzedniego. – To jak będzie z tym
kameralnym spotkaniem?
– Czemu to nie może być w mieszkaniu Zacka
lub u ciebie w domu?
– Stary, mam remont. Przerabiamy tam
wszystko. U Holly nadal mieszka Jessica. Daj się namówić. To tylko jeden
wieczór, dzisiaj lub jutro. Żarcie przyniesiemy sami.
– Wolę sam coś ugotować. I tak mam wolne
przez to choróbsko. – Pisk kobiety i duszenie go przez jej ręce były dosadnym
wyrazem podziękowania. Rzadko potrafił jej czegoś odmówić. Objął przyjaciółkę i
pocałował ją w czoło. – Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
– Ty już tego żałujesz. Ostatnio zrobiłeś się
jakiś mało imprezowy.
– Chyba wpadłem w melancholię, Zack. Zabieraj
ją ode mnie, bo jeszcze się we mnie zakocha. – Wskazał na nadal przylepioną do
niego przyjaciółkę. Od razu widać było, czyją jest siostrą, chociaż
zewnętrznego podobieństwa trudno było się doszukać. Zack roześmiał się i
odciągnął narzeczoną od niego. Natomiast Steven starał się nie myśleć, dlaczego
Jessica nadal mieszka u Atkinsonów. Prawdopodobnie miał tego nie wiedzieć,
sądząc po morderczym wzroku, jakim Holly obdarzyła ukochanego, gdy ten
powiedział, gdzie mieszka była kobieta Kierana.
Gdy wyszli, uzgodniwszy, że dziś zejdzie się
tu ich paczka, zamknął za nimi drzwi. Naprawdę stał się ostatnio jakimś takim
typowym domatorem, który ma ochotę usiąść w fotelu, najchętniej pod kocem, z
książką w ręce i filiżanką herbaty. Wszystko przez pewnego osobnika, a raczej
przez to, co do niego czuł i jak to na niego wpływało. Przyszła pora, by coś
zmienić, a nie tylko zamartwiać się, rozmyślać i bać się tego, co będzie. W
innym razie szybko przeistoczy się w staruszka jeszcze przed trzydziestką.
W kuchni wziął notatnik i zaczął spisywać
listę zakupów oraz jakie rzeczy ma do zrobienia. Wiedział, że nie musiał się
przejmować pieniędzmi, bo para przyjaciół odda mu wszystko. Niedługo też
powinien wrócić Kieran, który miał spotkać się z ojcem, to pomoże w
przygotowaniach. Nie chciał go o to pytać, ale przyjaciel nie był zbyt
zadowolony, że staruszek zadzwonił. Wyszedł tylko bez słowa, dając mu buziaka
na pożegnanie. Westchnął. Tych buziaków było mnóstwo. Na dzień dobry, na
dobranoc i jeszcze pomiędzy tym. Kieran zachowywał się dość normalnie, nawet
nie wpychał mu się do łóżka, grzecznie zajmując kanapę. Chyba chciał mu coś tym
udowodnić, tyle tylko, że teraz to Steven był tym, któremu zaczęło to
przeszkadzać. Z każdą chwilą, gdy czuł się lepiej, wyobraźnia coraz bardziej
szalała i nadchodziły pragnienia. Nie mógł ich nawet zaspokoić własną ręką,
bojąc się, że przyjaciel coś usłyszy. Odłożył długopis i ukrył twarz w
dłoniach. Naprawdę był popieprzony. Jak Kieran chciał, to on nie, bo to, bo
tamto. Teraz mężczyzna niczego nie próbował, zaś on z kolei chciał, by
spróbował.
– Lecz się, Steven, lecz – burknął do siebie.
Komórka w drugim pomieszczeniu zaczęła
dzwonić. Poszedł tam żwawym krokiem, aby ją odebrać.
– Co tam?
– Masz ochotę na coś słodkiego? Jestem
właśnie koło cukierni – odezwał się Kieran.
– Koło tej przy bloku, czy innej?
– Tej przy bloku, a co?
– Poczekaj tam na mnie. Zaraz przyjdę. – Rozłączył
się i od razu zabrał z szuflady szafki portfel i klucze od mieszkania. Zamieniwszy
kapcie na sandały wyszedł.
Kierana zastał tuż przy niewielkiej cukierni.
Czasami kupował w niej kremówki i muffinki. Przyjaciel oblizywał właśnie loda
na patyku, a zobaczywszy go, uśmiechnął się szeroko.
– Kupiłeś jednego?
– Tobie nie wolno. Gardełko – przypomniał.
– Już mi przeszło, mamuśku. – Mimo wesołego
nastroju mężczyzny, dostrzegł, że coś jest nie tak. W oczach Kierana nie było
tego znajomego, figlarnego błysku. Uznał, że zapyta go, o co chodzi, nie liczył
na odpowiedź. – Stało się coś? Jak spotkanie z ojcem? – Przesunął dłonią po
karku.
– Ojciec mnie wkurwił i tyle. Nie chcę teraz
o tym myśleć.
– W porządku, ale pamiętaj, że zawsze możesz
ze mną pogadać.
– Wiem. To, co takiego chcesz kupić, że ja
sam bym tego nie załatwił? – Pochłonął resztkę loda, patyczek wyrzucając do
kosza.
– Powiem tak: twoja siostra, jej narzeczony i
małe spotkanko u mnie w mieszkaniu. Zaoferowałem się przygotować żarcie.
– Biedny ty.
– Żebyś wiedział. – Obrysował wzrokiem twarz
Kierana, a potem całe ciało. Mężczyzna był ubrany elegancko. Spodnie w kant i
biała koszula. Mógłby go schrupać, a najlepiej całego wylizać i wycałować.
– Co tak patrzysz?
– Brakuje ci krawata – wypalił Steven.
– Czemu? Tak jest w sam raz, nie?
– Uwielbiam rozwiązywać facetom krawaty –
szepnął, przechodząc obok niego. Może tego pożałuje, ale nagle nabrał ochoty na
mały flirt. Tylko przez chwilę. Jego ciało bardzo ochoczo na to zareagowało.
Nie wiedział jeszcze, jak daleko się posunie i co chciał tym osiągnąć, ale to
było silniejsze od niego. Usłyszał tylko, jak Kieran wciąga powietrze przez
nos, wzdychając głośno. Obejrzał się na niego. – To co, kupimy coś słodkiego?
Wspólne zakupy okazały się nie tylko dobrą
zabawą, ale i wyzwaniem. Po wizycie w cukierni odwiedzili kilka sklepików
spożywczych. On wrzucał do koszyka potrzebne mu rzeczy, a Kieran dodawał swoje,
wyjmując jego, mówiąc przy tym, że Holly nie musi jeść krewetek, bo na pewno
coś kombinuje. Przekomarzali się wzajemnie, niczym para nastolatków i śmiali,
zwracając na siebie uwagę klientów sklepu. Steven nareszcie poczuł się
rozluźniony i w pełni sobą. Łapał się na tym, że coraz częściej zawiesza wzrok
na przyjacielu, który często w tym samym czasie robił to samo. Nie wierzył, nie
chciał wierzyć, że Kieran naprawdę mógłby w przyszłości nauczyć się go kochać,
jako ktoś więcej niż przyjaciel. Chwilami Kieran patrzył na niego tymi swoimi
czarnymi źrenicami w taki sposób, że serce wraz z żołądkiem zaczynało wywijać
koziołki, ciesząc się z tego. Miał wrażenie, że przyjaciel czyta z niego jak z
otwartej księgi lub przewierca go na wylot. Nie miał już nic do ukrycia.
Wszystko mu powiedział. Swoją największą tajemnicę, która drążyła w nim dziurę.
Mógł, więc otwarcie okazywać mu swoje uczucia i gdyby miał tylko więcej odwagi,
nawet pocałować. Tak, na to też nabrał ochoty, chociaż nie zamierzał posuwać
się dalej, poza drobnymi dotykami i ocieraniem się, kiedy przechodził obok
niego między wąsko ustawionymi półkami.
Ich ręce dotknęły się, kiedy obaj chwycili za
pudełko makaronu. Po ciele Stevena przebiegł prąd.
– W końcu pomyśleliśmy o tym samym –
powiedział Kieran, nie zabierając ręki.
– Zrobisz to swoje słynne spaghetti. –
Zauważył kątem oka, że obok przechodzi jego sąsiadka. Odsunął dłoń i ukłonił
się jej. – Dzień dobry, pani Matisson. Gdzie pani uroczy piesek? – Nie miał nic
do psów. Kochał zwierzęta, ale nie miał możliwości trzymać psa u siebie. Nie
zniósłby tego, że biedak na cały dzień zostaje sam w domu, podczas gdy on jest
w pracy. Po prostu nie znosił wścibskiej, plotkującej sąsiadki i wolał żyć w
nią w zgodzie. – Chyba mnie nie lubi – rzucił do Kierana. – Prychnęła i sobie
poszła.
– Gdzie podział się ten Steven, który
marudził przez ostatnie dni?
– Chyba pora wyjść z tego durnego stanu.
Dobrze wiesz, że też czasami lubię zaszaleć. Przeszkadza ci to? – Uniósł brwi.
– Wcale a wcale. Przeciwnie, kręci mnie to. –
Oczy Kierana spoczęły na jego ustach.
– To uspokój swoją chuć i kup te tajemnicze
składniki do sosu. – Pochlebiało mu to, że w jakiś sposób działał na Kierana.
Sam się dziwił tej swojej zmianie o sto osiemdziesiąt stopni, ale jak ma żyć,
to właśnie teraz.
~*~
Przyglądał się Grace, która paradowała po
pokoju w dziesięciocentymetrowych obcasach. Dziewczyna ani razu się nie
potknęła, nie poślizgnęła. Na jej miejscu już dawno wywinąłby orła. Znajomi
przyszli jakąś godzinę temu i rozlokowali się w salonie. Wśród nich nie było
Martina. Miał się spóźnić, chociaż Steven podejrzewał, że w ogóle nie
przyjdzie. Holly robiła za duszę towarzystwa, konsumując przy okazji krewetki,
które usmażył na patelni, dodając czosnek. Ta kobieta mogła pochłonąć całą
ciężarówkę jedzenia, a nadal miała nienaganną sylwetkę, zaokrągloną tylko tam,
gdzie potrzeba. Siedzący obok niej David trzymał w ręku piwo i rozmawiał z
Zackiem o motorze, jaki chciał sobie kupić, gdy się w końcu dorobi. O ile uda
mu się tego dokonać pracą w pizzerii. Steven chciał tam zostać, ale nieraz
radził kumplowi, żeby znalazł sobie lepiej płatną pracę. Jedyny mankament w
tym, że David nie usiedziałby w jednym miejscu. Lubił jeździć, kręcić się po
mieście, dlatego mimo wszystko bardzo pasowało mu stanowisko roznosiciela
pizzy. Odpowiadałaby mu jeszcze praca kuriera, na co też go namawiał.
– A wiecie, że nasz Steven jest bohaterem? –
zapytał znienacka David.
– Bohaterem? – Zainteresowała się Grace.
– Szefunio chciał zwolnić Mary, a ten stanął
w jej obronie. Ryzykowałeś, chłopie.
– Opłacało się. Skurwiel nie będzie
przyjmował kogoś z rodzinki, na miejsce któregoś z pracowników – powiedział
Steven.
– Super, ale masz jeszcze te cuda? – zapytała
Holly, wskazując na pusty talerz.
– Jak ty możesz jeść te robale? – Skrzywiła się
Grace.
– Pyszne są. Spróbowałabyś, a nie mówiła od
razu, że niedobre. W ogóle, czemu nic nie jesz? Jesteś coraz chudsza. Jeszcze
mi w anoreksję wpadniesz. Uwierz, faceci nie lubią mieć kości pod sobą.
Steven nie słuchał już tej reprymendy. To, że
Grace była od nich młodsza, nie znaczyło, że Holly musiała bawić się w
opiekunkę. Dziewczyna chyba ma swój rozum i wie, co robi. Z drugiej strony, kto
ją tam wie? W telewizji pokazują teraz tyle wieszaków, że durne dziewczyny
biorą z nich przykład, głodząc się i sądząc, że same kości powleczone skórą
mogą się podobać. W sumie zauważył, że Grace ostatnio jakby schudła. To nie
dobrze, bo już była chuchrem. W kuchni zastał Kierana, który kończył swój sos,
gdyż nie zdążył z nim wcześniej.
– Musisz mi zdradzić tajemnicę tego cuda.
– Chcesz skosztować?
Kieran podsunął mu pod nos łyżkę z odrobiną
sosu, który parował, więc Steven podmuchał lekko nim wziął go do ust.
– Co tak patrzysz? – zapytał, gdy przełknął.
Stali bardzo blisko siebie. Za blisko, jak na przyjaciół.
– Masz coś tutaj. – Przyjaciel dotknął
kciukiem kącika swojej wargi. Gdy Steven już miał się wytrzeć, Kieran pochylił
się i polizał jego usta, po czym musnął je lekko. – Smakujesz wybornie.
– Ty jeszcze nie wiesz, jak ja smakuję –
wypalił niespodziewanie i położył rękę na karku przyjaciela. – Pokażę ci, jak
smakuje mężczyzna. – Nie pozwolił mu nic powiedzieć, pożerając jego usta w
dominującym pocałunku. Gdyby miał taką możliwość, mógłby się uśmiechnąć, kiedy
przyjaciel oddał pocałunek i przyciągnął go do siebie, sprasowując ich ciała
razem. Wpierw chaotyczny pocałunek, z każdą chwilą przeradzał się w coraz
namiętniejszy. Ich wargi zaczęły ze sobą zgodnie współpracować, uwodząc się
wzajemnie. Przejechał językiem po wargach Kierana, a on wpuścił go do środka, by
mógł pogłębić ich bliskość. Trwali tak, złączeni, jakby nie istniało nic
więcej. Tylko oni dwaj, gorąco ich ciał, ręce obejmujące wzajemnie drugiego i
połączone wargi. Pragnął, żeby taniec ich warg trwał wiecznie. Jedna jedyna
chwila, kiedy prawdziwie oddał siebie i pokazał, jak bardzo w swym życiu
potrzebuje tego mężczyzny. Jęknął w jego usta, kiedy Kieran naparł na niego i
przycisnął do lodówki. Położył ręce na jego biodrach i unieruchomił
przyjaciela. Jeszcze gdzieś z tyłu w głowie kołatało mu się, że nie są sami,
ale korzystał z danej mu chwili. Ukąsił dolną wargę Kierana i zassał się na
niej. To jeszcze bardziej pobudziło mężczyznę, bo wpił się w jego usta z
nienasyconym głodem, całując go wręcz do bólu. Odwzajemnił to z rozkoszą.
– No i gdzie te krew…
Odskoczyli od siebie jak oparzeni, ciężko
dysząc. Ich stan nawet niewtajemniczonej osobie jasno pokazywał, co się tutaj
działo. Steven poprawił koszulkę, która uniosła mu się do góry i to bynajmniej
nie sama.
– To ty – mruknął do osoby, która im przeszkodziła.
– Ja. Aż żałuję, że się odezwałam. Chociaż,
gdyby on nie był moim bratem, bardziej bym żałowała. – Uśmiechnęła się Holly. –
Prawie uprawialiście seks na tej lodówce. Zdajecie sobie sprawę, że w drugim
pokoju są ludzie?
– Nie udawaj, że nas chronisz. Oczka ci się
znów świecą. Chętnie powiedziałabyś innym, co tu się działo. – Potrzebował
ochłonąć. Spojrzał na Kierana walczącego o uratowanie sosu i zachowującego się
tak, jakby jego własna siostra nie przyłapała go na próbie usunięcia językiem
migdałków drugiemu facetowi.
– No, moi drodzy, z żalem zawiadamiam was, że
straciliśmy sos – powiedział dramatycznie Atkinson, udając, że płacze.
– A, co tam. Ważne, że mam krewetuńcie, a
reszta, jak nie lubi, zostanie przy chipsach. – Nałożyła sobie na talerz porcję,
a wychodząc z kuchni, obejrzała się na nich. – Zaczekajcie na mizianki, aż
będziecie sami.
Steven wyraźnie słyszał, jak jego szczęka z
trzaskiem opada na podłogę. Ona naprawdę im kibicowała. Mała, ruda
kombinatorka.
– Moja siostrunia jest w dechę. Naprawdę nie
wiem, do kogo jest podobna.
– Oboje jesteście w dechę. Przygotowała ten
wieczór, żebyśmy pogodzili się z Martinem, który miał to serdecznie gdzieś.
– Udało jej się coś innego. – Kieran
przesunął ręką po jego boku. – Dzięki temu utknęliśmy w kuchni i nareszcie
pocałowałeś mnie sam z siebie.
– Kieran… – Odetchnął, kiedy przyjaciel
pocałował go tuż pod uchem. Oparł czoło o jego ramię. – Boję się, że jeszcze
bardziej cię pokocham, a ty odejdziesz – powiedział swoje myśl na głos i szybko
się odsunął. – Lepiej wróćmy do nich, bo rzucę się na ciebie, drogi panie
Atkinson. – Tymi słowami chciał zamaskować wypowiedziane obawy. W ogóle, po
jakie licho mówił coś takiego?! Pojebało go. Zabrał z lodówki zgrzewkę piw i
chociaż sam nie chciał pić ze względu na leki i nie tylko, to mógł poczęstować
grupkę osób śmiejących się właśnie z wygłupów Zacka. Nie czuł, żeby Kieran
wyszedł za nim. Ciekawe, co go tak zatrzymało, a raczej, nad którym zdaniem
myślał.
~*~
Około północy, pozbywszy się przyjaciół,
zmęczony Steven udał się pod wymarzony prysznic. Oparł dłonie o ściankę kabiny
i pozwolił gorącej wodzie spływać swobodnie po swoim ciele. Potrzebował tego.
Każda taka chwila spokoju przynosiła mu odprężenie i oczyszczała umysł.
Niektórzy ludzie potrzebowali medytacji, by osiągnąć spokój, on zadowalał się
gorącym prysznicem i pachnącym żelem. Niestety, takie kontemplacje ostatnio
działały w całkiem inny sposób. Pobudzały go, wytwarzając w głowie różne
obrazy. Wtedy zaczynał się denerwować, tak jak i teraz. Miał potężną potrzebę
zaspokoić się i zasnąć, ale świadomość obecności współlokatora przebywającego
za ścianą uniemożliwiała mu to. Nie powinien się tym przejmować. W końcu był
mężczyzną i potrzebował tego, ale coś go przed tym powstrzymywało. Umył się
szybko i wytarł. Spodnie od piżamy ledwie ukrywały jego podniecenie, dlatego
musiał przez chwilę pochodzić po łazience, aby się uspokoić. To nie było takie
łatwe i to nie tylko ze względu na obrazy Kierana, jakie pojawiały się pod
przymrużonymi powiekami, ale również dlatego, że niewielkie pomieszczenie nie
zapewniało mu dogodnych warunków do relaksującego marszu. Dopiero po kilku
minutach był gotów na to, by upuścić łazienkę. Kieran musiał przysnąć na
kanapie, bo nawet się na niego nie obejrzał. Cóż, dla niego lepiej. W sypialni
położył się do łóżka i zgasił lampkę. Już przysypiał, kiedy poczuł, że ugina
się materac, a gorące, męskie ciało przysuwa się do jego pleców. Wilgotne usta
złożyły pocałunek we wrażliwym miejscu, a potem wargi chwyciły płatek ucha.
Przebiegł go dreszcz. Dawno już nie miał w łóżku mężczyzny, a świadomość tego,
kim jest ten, który właśnie dobiera się jego szyi i masuje mu tors, od razu go
pobudzała. Mógł się temu poddać, nawet bardzo chciał, lecz w tym przypadku nie
potrafił odłączyć swojego mózgu i dać się ponieść. Gorąca dłoń przesunęła się
na jego brzuch, parząc swym dotykiem. Chwycił za nią i odciągnął od siebie.
Stchórzył?
– Nie, Kieran.
– Co, nie?
Przekręcił się na plecy. Znów będą się powtarzać?
Czy ten człowiek musi być taki uparty?
– Powiedziałem ci, że nie ma mowy, by coś
między nami zaszło. Chyba jasno dałem ci to do zrozumienia, a ty znów swoje.
– Nie swoje, po prostu sądziłem, że chcesz
seksu… Chciałbym… – urwał.
– Sam widzisz, że nie wiesz, czego chcesz.
Odsuń się ode mnie i wracaj na kanapę lub do domu. Ja chcę spać.
– W kuchni dałeś mi wyraźną aluzję, że też
tego chcesz.
Steven usiadł, uprzednio odepchnąwszy
Kierana. Zapalił lampkę. Przetarł dłońmi twarz, po czym spojrzał na towarzysza.
Ten wyglądał jak zbity pies.
– Ile razy mam ci powtarzać, że chcę. Nie
zamierzam tego przed tobą ukrywać. Tak chętnie bym się z tobą kochał. Kochał
rozumiesz? Nie rżnął. Ale, nie o to chodzi.
– Zachowujesz się jak baba. – Kieran usiadł.
W tym momencie wyglądał na złego. – Każdy facet chce seksu. Masz okazję, by
skorzystać, a ty robisz przestawienie. Jesteś gejem, czy ciotą, która płacze,
bo nie będzie się pieprzyła z facetem, ponieważ się boi, że ten jej nie kocha i
odejdzie, i wcale nie jest ważne, że jej staje, patrząc na niego.
Tego już było za dużo dla Stevena. No tak,
czego by się mógł spodziewać? Zrozumienia? Kieran nie miał prawa tak do niego
mówić. I jeszcze wyraża się do niego w formie żeńskiej! Miał prawo mu odmówić!
To jasno świadczyło, na czym przyjacielowi zależy. Chciał go tylko zaliczyć i
nic więcej. Może to on był za bardzo sentymentalny i uczuciowy? Powinien dać mu
się przelecieć, a potem „wypierdalaj kochanie”? Nic z tego!
Zmierzył Kierana zimnym wzrokiem.
– Co ty sobie wyobrażasz? Opowiedziałeś mi
bajeczkę ze studiów, że niby podobałem ci się, ale nie potrafiłeś mi tego
powiedzieć i napisałeś list, który pewnie nigdy nie istniał. Nie znoszę
opowiadania fantazyjnych historyjek, byle tylko zdobyć to, na co ma się ochotę.
Chciałeś zaliczyć biednego pedałka, który cię kocha jak diabli i na pewno
zgodzi się na zabawę? Ze mną taki numer nie przejdzie. – Chciał krzyczeć,
jednak powstrzymywała go przez tym późna pora nocna. Ściany były dość cienkie, a
sąsiedzi nie są głusi. Teraz mówił już ciszej, coraz bardziej zaciskając pięści
i zgrzytając zębami. – Jeśli chcesz poczuć, jak jest ciasno w czyimś tyłku, to
namów na to jakąś dziwkę, nie mnie. – Zmarszczył brwi. – Może chcesz zapłaty za
opiekę nad chorym? Nie chciałem tego, więc się odpierdol. To, że cię
pocałowałem, nie oznacza, że chcę się od razu pieprzyć. – Co z tego, że chciał,
ale teraz i tak przeszła mu ochota na wszystko. Wstał, wkurzony i otworzył
drzwi. – Wynocha stąd.
– Jesteś strasznie zmienny. Najpierw całujesz
mnie w kuchni, wysysając ze mnie oddech, a teraz wywalasz z łóżka.
– Czasem tak musi być. – Przyglądał się, jak
Kieran wstaje i podchodzi do niego. Mężczyzna miał na sobie bieliznę, więc nie
musiał udawać, że patrzy gdzie indziej. W niektórych sytuacjach nagość była
szczególnie krępująca.
– Mylisz się, co do mnie. Fakt, chciałem się
trochę zabawić, spróbować czegoś, co pewnie straciłem, a mogłem mieć. To dla
mnie nowość, ale naprawdę rano nie żałowałbym tego, co by się stało. Byłbym w stanie
się z tobą kochać.
– Kochać ze mną? Słyszysz, co mówisz? Chyba
raczej mnie przelecieć. Ciągle tylko jedno ci w głowie. – Oparł się o drzwi.
Odczuwał coraz silniejsze zmęczenie. – Pamiętaj, mnie chodzi o coś więcej. Ile
razy mam ci to, kurwa, mówić?
W powietrzu zawisło napięcie. Mina Kierana
przez chwilę wyrażała nieme pytanie, coś w stylu, „ale, o co biega?”. Dopiero
po chwili zrozumiał słowa Stevena. Przestąpił z nogi na nogę.
– Wiesz, że zależy mi na tobie…
– Wiem, ale za mało, byś mógł mnie pokochać
jak partnera. Dlatego… – Spojrzał mu głęboko w oczy. – Wolę już mieć przygodny
seks z kimś innym, niż z tobą. Czemu? Może kiedyś to zrozumiesz i podziękujesz
mi za to, że powiedziałem „nie”. A teraz wypierdalaj.
Gdy zamknął za nim drzwi, zrozumiał, co
zrobił. Odepchnął kogoś, kogo pragnął każdą cząstką swojego ciała, serca i
umysłu. Bardzo chciał mieć go przy sobie, a zrobił coś takiego. Miał być z
siebie dumny? Raczej tak. Sam sobie odpowiedział na pytanie. Nie chciał
zadowolić się resztkami i pustym seksem bez znaczenia. Nie z nim. Gdy chodziło
o Kierana, pragnął mieć wszystko i tyle samo ofiarować. Jeżeli kogoś kochał,
potrzebował mieć w tej osobie nie tylko kochanka, lecz i partnera na stałe oraz
przyjaciela. Sęk w tym, że jedyną taką osobą był właśnie Kieran Atkinson, czego
czasami żałował. Nikt nie mógł mu zarzucić, że nie był lojalny. Najgorsze, że
to była jego zaleta, jak i wada. W ten sposób uczuciowo zawsze zostawał wierny
tej jedynej osobie i gdyby tylko mógł, gdyby był z Kieranem, seksualnie również
by tak było. Liczył się tylko on i nikt więcej. Dlatego nie mógł pokochać
nikogo innego.
Ciche puknie do drzwi sprawiło, że przerwał
rozmyślania.
– Wychodzę. Zamknij za mną drzwi. Nie
chciałbym, aby ktoś wlazł do mieszkania i cię okradł.
– W porządku. Nie przejmuj się.
– Przejmuję. Steven, ja…
Oczyma wyobraźni widział, jak przyjaciel
opiera czoło i dłonie o drzwi. Że stoi taki przygarbiony, potrzebujący tego, by
go objąć i zaprosić do łóżka. Przez jedną, maleńką sekundę pragnął to właśnie
zrobić. Już łapał za klamkę, ale się powstrzymał, przeklinając siebie pod
nosem. Nikt nie będzie go traktował jak rzecz. Nikt! Nawet ten człowiek.
– Idź już. – Osunął się po drzwiach i usiadł
na podłodze. Tak będzie najlepiej, jednak czy to go uszczęśliwi? Nie, to nie ma
znaczenia. Ważne, by Kieran wiedział, czego chce, a nie później go wyzywał,
albo, co gorsza, wypominał mu, że zrobił z niego geja. Podniósł się. Wziął z
półki laptopa i położył się na łóżku. Włączy jakąś durną grę i przez chwilę
skupi się na czymś innym, niż uczucie i magnetyczne przyciąganie do
przyjaciela. Przyjaciela, z którym mógł właśnie się kochać. Tyle lat czekania,
tyle nieprzespanych nocy z powodu fantazji. Mógł to mieć, a zdecydował inaczej.
Co najlepsze, nie żałował tego. Włączył drugą część Assassin’s Creed, mając
nadzieję, że niedługo zmęczą mu się oczy i będzie mógł zasnąć. Już słyszał w
głowie głos Holly, że przed snem powinien się wyciszyć, a nie ekscytować,
jednak i tak był dość pobudzony, więc z dwojga złego wolał to. Odrzucając
rozsądny głosik przyjaciółki, dał się pochłonąć zadaniu, jakie miał wykonać w
grze.
~*~
Następnego dnia, koło południa, wybrał się na
plażę. Czuł się już dobrze, nie licząc tego, że nie wyspał się przez grę, i
późniejsze użalanie się nad sobą, a raczej rozmyślanie. Nawet rozważał
przedwczesny powrót z urlopu. Zwolnienie miał do jutra, ale kochał swoją pracę
i chętnie do niej wracał. Jego życie toczyło się głównie wokół gotowania,
przyjaciół i rodziny. Zapomniał jeszcze o Kieranie. Miał ochotę się z tego
śmiać. Był beznadziejnie zakochanym dzieciakiem, pomimo że miał już swoje lata.
Nie zamierzał do niego dzwonić, czy przepraszać, że go wczoraj wyrzucił.
Przyjaciel powiedział kilka słów za dużo, więc pierwszy powinien się odezwać.
Był pewny, że Atkinson to zrobi. Ten cholernik rzadko się gniewał. No, chyba,
że teraz zrobi wyjątek.
Siedział właśnie na skale, pozwalając na to,
by wiatr bawił się jego ubraniem i pieścił skórę swymi podmuchami, próbując
przewracać mu strony książki, którą może w końcu Steven skończy. Dając oczom
chwilę na odpoczynek od tekstu, ujrzał tuż na brzegu znajomą postać.
Szesnastolatek kłócił się z jakąś dziewczyną, a potem pozwolił jej odejść.
– Czyżby pierwszy miłosny zawód?
Wyciągnął telefon i napisał smsa do brata.
Ten od razu go odczytał i odwrócił się w stronę skał. Pomachał Lucasowi, by
chłopak mógł go szybciej ujrzeć. Nadarzyła się znakomita okazja do spokojnego
porozmawiania z bratem. Ciągle to odkładał. Obserwował nastolatka, jak idzie wolnym
krokiem w stronę skał. Głowę miał opuszczoną. Definitywnie przeżywał zawód
miłosny. Czy był gotów z nim o tym porozmawiać? Może powinien wysłać go do
Holly? Od razu wyobraził sobie jej porady. Wystarczyło, że jego męczyła. Już z
samego rana dzwoniła i pytała się czy ich nie obudziła. Tylko głupi by się nie
domyślił, co i kogo miała na myśli. W jej wyobraźni oni spędzili ze sobą gorącą
noc. W tamtej chwili przywitał się z nią uprzejmie i powiedział, że brata
zapewne znajdzie w domu. Rozłączył się, kiedy padały pytania, na które nie
zamierzał odpowiadać. A niech się rudzielec pomęczy rozważaniem, dlaczego
Kieran wrócił do domu.
– Cześć.
– Hej, Lucas. Co się tam stało? – Skinął w
stronę miejsca, gdzie ujrzał brata.
Chłopak przysiadł naprzeciwko niego i zaczął
się bawić materiałem od swoich bermudów.
– Nawet nie chce mi się o tym gadać.
Wystawiła mnie. Dziś idziemy na urodziny do Thomasa i chciałem z nią iść, a ta
się umówiła z Grantem Parkinsonem. Tym bufonem z trzeciej klasy. Co z tego, że
on ma więcej mięśni, ale mózgu w ogóle nie ma. Tak jak ona. Nie znoszę, jak
ktoś patrzy na wygląd innych osób. Czy wnętrze już nie ma znaczenia?
Stevena na chwilę zatkało. Ze wstydem musiał
przyznać się przed samym sobą, że on w tym wieku patrzył tylko na wygląd. Co go
tam obchodziło wnętrze? Co z tego, że mając szesnaście lat, nie interesował się
nikim na poważnie? Mógł pogratulować mamie, że wychowuje rozsądnego syna.
– Wygląd to pierwsze, co się rzuca w oczy, a
dopiero później przychodzi reszta. – Kieran, według niego, był zabójczo
przystojny i od pierwszej chwili pociągało go jego ciało, ale z czasem zaczął
widzieć inne aspekty mężczyzny. Przede wszystkim przyjaciel był dobrym
człowiekiem. Do tego upartym. Jak go wyrzucali drzwiami, wracał oknem. Nie
przejmował się zdaniem obcych ludzi. Nie raz zachowywał się jak dzieciak, lecz
zawsze można było na niego liczyć. Spostrzegł, że Lucas macha mu przed nosem
ręką.
– No, co?
– Co, co? Odleciałeś. Powiedz, skąd ten
rozmarzony uśmieszek? – zapytał chytrze nastolatek. Ponury nastrój jakoś szybko
mu przeszedł.
– Spadaj.
– Ok. – Chłopak wstał.
– Siadaj.
– Ok.
– Czemu mnie tak nie słuchałeś, gdy
mieszkałem z wami? – Steven uniósł prawą brew.
– Bo wtedy nie powiedziałbyś mi, czy masz
kogoś. Byłbym gówniarzem, który ma się nie wpierdalać w twoje życie. Jesteś z
kimś, prawda?
Przewrócił oczami. Cieszył się, że nie było
tutaj Nancy. Ta uwiesiłaby się na nim i wyciągnęła z niego każdą tajemnicę. Był
dla nich zbyt pobłażliwy. Nie mógł im powiedzieć o Kieranie. Zresztą i tak nic
ich nie łączyło. Nadal był sam. Sam. Cholera, jak długo jeszcze będzie sam?
Bywały chwile, że to go przerastało.
– Chciałem porozmawiać o czymś innym –
próbował zmienić temat.
– Ale masz kogoś, czy nie?
– Nie. Posłuchaj mnie przez chwilę. Chciałem
porozmawiać o ojcu.
Lucas zrobił naburmuszoną minę, co od razu
nie spodobało się Stevenowi. Na jego miejscu pewnie sam nie chciałby rozmawiać
o staruszku, lecz był starszy i chciał jakoś przegadać bratu, by spróbował
zacieśnić więzy z ojcem. Obaj mieli te same pasje, więc to ich jakoś powinno
łączyć.
– Tata pokazał, gdzie mnie ma. Teraz liczy
się dla niego tylko Nancy. Wiesz, co powiedział po tym, jak wyszedłeś?
– Co?
– Że, nie jestem mu potrzebny, skoro pewnie
tak samo będę… gejem. Mniejsza, co on powiedział. Wolę tego nie powtarzać, bo
jak widać płodził takie…
– Lepiej nie kończ. – Uniósł do góry rękę. –
Słuchaj, on jest zły sam na siebie.
– Traktuje cię gorzej niż psa, a ty go
bronisz? – Zdenerwował się chłopak.
– Nie chcę udawać, że mnie to nie boli, ale
co mam robić? Ojciec zawsze pozostanie ojcem, nawet jeśli jest skończonym
kretynem.
– Nieważne. Ja nie zamierzam prosić się o
jego zainteresowanie mną, czy też tym, by traktował mnie jak syna i mi pomógł.
Sam sobie poradzę. Pójdę do szkółki dla pilotów i w przyszłości będę latał.
Jego sprawa, czy będzie ze mnie dumny, czy nie. Muszę już zmykać. – Podniósł
się ze skały. – Zgadamy się jeszcze, kiedyś tam. Cześć.
Steven chciał mu jeszcze coś powiedzieć, ale
nastolatek już go nie słuchał. Nie miał mu tego za złe. Obawiał się tylko, żeby
kiedyś nie było za późno.
Pierwsza! Super sie rozwija wątek, przecztałam na jednym oddechu
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaa, to było takie, takie... brak mi słów.
OdpowiedzUsuńPoza tym, że shippuje Stev x Kier, to dobrze się stało, że S. niepozwolił mu się wykorzystać. Nie wiem, może będą razem, a może S. Znajdzie sobie jakiegoś miłego przystojniaka, co nawet bymi się spodobałodo. Doszłm do wniosku" że uwielbiam dramatyczne zwroty w akcji. To nadaje opowiadaniu takiego smaczku. No i Lucas, on będzie hetero czy gejem? Może to właśnie on znajdzie sobie jakiegoś starszego chłopaka, przez co S. się wkurzy? (Tak wiem, mam za bujną wyobraźnię)
No nic, życzę weny i natchnenia :*
NINJA
Lucas jest i będzie 100% hetero. :)
Usuń,,To nie dobrze, bo już była chuchrem. W kuchni zastał Kierana, który kończył swój sos, gdyż nie zdążył z nim wcześniej." nie powinno byc ,,to niedobrze"?
OdpowiedzUsuń,,Ciche puknie do drzwi sprawiło, że przerwał rozmyślania." ,,pukanie"
Szkoda mi Lucasa. Nie ma wsparcia od ojca, mimo tego, ze syn chce robic to samo, co on. Ja mam az za duzo tego wsparcia. Moj ojciec mnie tak przyciska do malarstwa, ze.czasami mam dosc..
Dobrze tak Kieranowi. Zasluzyl na to. Nie dosc, ze chcial go przeleciez tylko to jeszcze tak obraza kogos, kto go bezgranicznie kocha. Mam nadzieje, ze Steven znajdzie sobie kogos lepszego...
Nie obrazisz sie jak nazwe swojego psa Kieran? xD
Pewnie, że się nie obrażę. Lubię to imię. :D
UsuńDzięki za te błędy. :)
Czasami tak jest z rodzicami. Jedni będą naciskać inni będą mieli swoje dziecko i to co robi gdzieś.
Pojawiło się całkiem sporo błędów interpunkcyjnych :/ Parę razy chyba straciłaś władzę nad klawiaturą - ale to już Damiann zauważył :D
OdpowiedzUsuńMam też parę życzeń:
Śmierć w męczarniach dla Kierana i CAŁEJ jego rodziny. Pierwsza ma spłonąć jego siostra.
Porządny facet dla Stevena - chłop zasługuje na coś lepszego, niż niedojrzałego debila.
Jessica - błagam Cię, niech ona coś rozpęta, aby coś się działo ciekawego!
Lucas - a niech sobie żyje, dzieciakom w jego wieku się zawsze tak przewraca w dupach, wiem po sobie :)
Chyba koniec moich życzeń...
Opowiadanie ma mieć 18 rozdziałów, prawda? Podejrzewam, że następne rozdziały przeczytam na raz, gdyż nie wytrzymuję czytania pojedynczych wpisów. 70% rozdziału - dupa Maryni, która mnie nie interesuje, 30% - coś, co mnie baardzo intryguje. Lepiej będzie przeczytać hurtem, coby mnie te 70%nie męczyło :D
Kurczę, mam nadzieję, że Steven będzie szczęśliwy... w tym rozdziale zyskał moją sympatię :3 Bardzo go lubię <3
Tak, będzie 18 rozdziałów. No ja to bym od razu na całość czekała. :D
UsuńLiterówki zdarzą się każdemu, a interpunkcja - ona i ja się nie lubimy. Nie wiem ile bym uczyła się na ten temat i tak przecinki zrobią swoje.
ohoho wreszcie Steven sam z siebie pocałował Kierana. w sumie trochę to jednak wygląda jakby Kieran chciał się zabawić. moze coś czuje do Stevena ale jednak go nie kocha... jeszcze ;PP ojciec Stevena jest niesprawiedliwy. nie lubie takich ludzi. ok, nie moze chodzić ale ile ludzi też nie moze ? Steven dobrze robi że mówi mu to co ma na myśli, moze w końcu staruszek zmądrzeje. tylko oby nie było za późno.
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle boski, nie moge się doczekać następnego. dużo wenyy ;*** ♥
Jeszcze nie kocha. Kieran to Kieran, sądzi, że seksem się wszystko załatwi. Tak robił całe życie. Ojciec Stevena lubi użalać się nad sobą. Niestety.
UsuńPoczątek opowiadania... Szczerze przyznam, że było trochę nudnawe (nie bij!) - i tak bywało nie tylko tutaj. I zawsze, zawsze jak już myślę, że to jednak nie będzie dobre, to Ty następnym rozdziałem sprawiasz, że akcja nabiera rozpędu - jak Ty to robisz??
OdpowiedzUsuńJeej, czytam od dawna Twojego bloga, a jeszcze nie komentowałam.
Jak tak pomyślę, to trochę tęsknię za Wilczkami. Oczywiście na początku nie byłam wielką fanką, ale potem... :3
Jestem zaskoczona stanowczością Stevena. Bohater nabrał autentyczności (a i owszem!), ponieważ jako nieszczęśliwy zakochaniec od wielu lat i po ostatnich wydarzeniach ma prawo być ostrożny, ma prawo mieć wszelakie obawy i teraz - jako ten targany przez ambiwalentne emocje - podoba mi się coraz bardziej.
Zszokowana jestem jednak słowami Kierana. Ja rozumiem, że facet niekoniecznie myśli głową, ale żeby tak potraktować najlepszego przyjaciela? Intryguje mnie to.
I tak zdaniem podsumowania - piszesz wspaniale i dziękuję za to, że to robisz i tutaj wstawiasz :)
Pozdrawiam! :)
PS. Podziwiam, że rozdziały wstawiasz tak regularnie... *.* Musiałaś się nieźle wcześniej napracować. Pamiętaj - to jest Twój blog, Twoje opowiadanie i o ile konstruktywna krytyka jest pożądana, to nie zmieniaj niczego na siłę, wbrew sobie. Masz swój styl i trzymaj się go. Tak piszę, bo zauważyłam, że na każdym takim blogu wcześniej czy później pojawiają się głosy niezadowolenia... :)
Dlaczego miałabym bić? Ja spotkałam się z opowiadaniem, gdzie początek był bardzo ciekawy, akcja itp, ale później... No cóż, tego nawet nudnym nie można było nazwać.
UsuńKieran myśli nie tą głową, bo zawsze tak myślał. Musi przyjść moment, który pozwoli mu kierować się inną głową.
Konstruktywna krytyka jest dobra. Ale mimo wszystko to jest tak, że autor będzie chciał się poprawić, pisać lepiej, lecz nie może pisać pod dyktando czytelników. Wiadomo, nie każdemu się dogodzi.
Kieren oby przejżał na oczy, ja tam na miejscu Steva dała mu w twarz za takie słowa. Wiadomo Kierenem kieruje chęć sprawdzenia, wypróbowania jak to jest ale przy tym może zranić swojego przyjaciela. Rozdział jak zwykle świetny.
OdpowiedzUsuńKieran nie myśli, że może zranić, ale myślę, że w końcu zmądrzeje.
UsuńPocałunek w kuchni BOSKI ;) Ciekawe co by się stało, gdyby Holly nie weszła, ale podejrzewam, ze Stev przerwałby pocałunek. Podziwiam Steva, że ma takie zasady. Nie pozwoli się wykorzystać i bardzo mnie to cieszy. Kieren powinien przemyśleć swoje zachowanie, czy czuje coś do Steva czy nie. Zastanawia mnie, co była Kierena robi w jego rodzinnym domu? Czy ojciec chce go zmusić, aby ją poślubił? I co zrobi Kieren?
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, jak ojciec może traktować tak swoje dzieci. Czy w ogóle nie kocha Steva i Lukasa?
Ogólnie cudowny rozdział, czekam na kolejny :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Stev przerwałby pocałunek, ma jeszcze trochę rozsądku w głowie i chociaż pragnie to pozwala myśleć mózgowi w głowie. Myślę, że na swoje pytania znajdziesz odpowiedź w pozostałych rozdziałach.
UsuńKieran to kurde chuj...
OdpowiedzUsuńKtóry nic nie rozumie...myśli tylko o seksie i zaspokojeniu siebie samego...tak mi się wydaje bo nawet nie pomyślał że tymi słowami mógł zranić Stevena...
Mam nadzieję że między nimi będzie dobrze...
Ojciec Lucasa jest okropny i ma zero wsparcia dla swojego syna !
Ja mam jej dosyć sporo...albo aż za dużo?
Życzę żeby Lucasowi się udało zostać pilotem i żeby pokazał ojcu że potrafi!
Pozdrawiam
Kieran całe życie kierował się pożądaniem i trudno mu to zmienić. Tak naprawdę to on sam nie wie czego chce.
Usuńhmm trochę nie rozumiem Stevena.
OdpowiedzUsuńOkey boi się ryzykować swoich uczuć ale czy nie jest od tego życie?
To jak gra w karty, kto nie ryzykuje nic nie ma.
Dlatego uważam że powinien się odważyć.
Zagrać w otwarte karty.
Czyż nie tak postępują prawdziwi mężczyźn?
Z drugiej strony rozumiem jego obawy.
Miłość jest tak cholernie skomplikowana nawet miłość dwojga mężczyzn.
czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.
Może narażę się tym komentarzem, ale Steven jak dla mnie nie jest wystarczająco ... "męski". To zdecydowanie nie jest mój typ bohatera książkowego. Nie o to chodzi, że Steven się waha, ale w tym wahaniu jest taki ... przepraszam za określnenie "rozmemłany". Z drugiej strony Kieran również nie przypadł mi do gustu. Być może nastąpi rozwój psychologiczny tej postaci, ale na tym etapie, Kieran bardzo prosto postrzega rzeczywistość i nie jest jakoś szczególnie fajny. Jednakże faktem jest, że autentycznie ciekawi mnie jakie jest podłoże zachowania ojca Stevena. Być może w opowiadaniu z biegiem kolejnych odcinków będzie się więcej wyjaśniać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Chwilowo Anonimowa
Steven jest dla mnie bardzo niezdecydowany. Osobiście bardzo go lubię i super, że nie chce tylko seksu, ale... w tym rozdziale zachowywał się dla mnie dziwnie, bo nawet ja tak naprawdę nie zrozumiałam o co mu chodzi ;/
OdpowiedzUsuńTak naprawdę liczyłam na to, że pojawi się jakiś trzeci facet. No bo Kieran nie jest wcale postacią pozytywną, przynajmniej nie dla mnie. Był niby przyjacielem, a powiedział Stevenowi coś takiego... Całkowicie stracił w moich oczach ;/
Czekam na dalszy rozwój sytuacji, a tymczasem nominuję Cię do Liebster Blog Aword: http://hurricane-rehab-e.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-aword-ii.html
Witam,
OdpowiedzUsuńKieren trochę mnie wkurzył z tym swoim zachowaniem.. traktuje to tak jakby ważne było tylko zaliczenie, a nie interesuje się uczuciami Stevena...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia