29 września 2014

Prezent od losu - Rozdział 11


Dziękuję za komentarze i wyrażanie swojej opinii. :)


ROZDZIAŁ 11

Leżał z głową na piersi Alessia i przełożoną przez jego brzuch ręką. Cienka kołdra ledwie okrywała ich ciała, więc mógł bez przeszkód śledzić wzrokiem każdy kawałek skóry na piersi kochanka. Obudził się kilka minut temu i nie zamierzał się stąd ruszać. Nie chodziło o to, że był wykończony, ale z zadowoleniem stwierdził, że jest mu za dobrze, by zrezygnować ze słodkiego lenistwa. Do tego wspominanie namiętnych chwil z partnerem było niczym oglądanie super seansu w kinie. To, co działo się dzisiejszej nocy, mógł nazwać istnym szaleństwem, przerażającym, ale fascynującym i niesamowitym. Alessio był ognistym kochankiem, a on odkrył w sobie coś takiego, że najchętniej to z nim kochałby się przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chciał być blisko niego, dotykać, całować, rozmawiać i wciąż było mu mało. Nie żałował, że przyszedł do Alessio i pozwolił na tak wiele. Stali się kochankami oraz partnerami. Najlepszym było to, że nie czuł strachu przed tym, że związał się z mężczyzną. Tym bardziej, że tym mężczyzną nie był ktokolwiek. To był właśnie Alessio i tylko jego chciał.
Pocałował go w sutek nie omieszkując trącić językiem. Klatka piersiowa zmiennego uniosła się w głębokim wdechu, a ręce mężczyzny przycisnęły Luisa do swojego ciała.
– Od dawna nie śpisz? – zapytał zaspany Acardi.
– Obudziłem się chwilę przez tobą. – Pogładził go po nagim brzuchu. Lubił skórę Alessia. Całego go uwielbiał. Wciąż był nim nienasycony.
– Rób tak dalej, a nie wstaniemy do wieczora.
– Dobry pomysł. – Wyszczerzył się. Uniósł się i cmoknął delikatnie usta kochanka. – Cześć. – Położył się na nim wsuwając nogę pomiędzy jego. Alessio natychmiast ułożył dłonie na jego pośladkach głaszcząc je wolno, okrężnymi ruchami.
– Cześć. Pomysł może i dobry, ale mam dużo pracy i nie spędzę dnia w łóżku.
– Na pewno? Mnie się wydaje, że on jest przeciwnego zdania. – Luis wsunął rękę pomiędzy nich i złapał na wpół twardego członka Alessia. – On by chciał zostać. Ze mną.
– On będzie stał na każdy twój widok, więc nie zawsze mogę słuchać jego pragnień. – Poruszył sugestywnie biodrami.
Dla Luisa świadomość, że Alessio tak na niego reagował była oszałamiająca. Wkurwiłby się gdyby wiedział, że każdemu innemu mężczyźnie staje na jego widok. Nie przestał poruszać dłonią po penisie kochanka. Ten rósł w jego dłoni stając się twardy. Odsunął napletek z główki i rozprowadził kciukiem preejakulat. Uważnie śledził reakcje partnera, który nie przestawał go dotykać sunąc rękoma po jego ciele. Polubił sprawianie przyjemności Alessiowi mimo, że to on go więcej dotykał. Sięgnął do jego ust, nie przejmując się porannym oddechem i pocałował go głęboko, agresywnie coraz szybciej poruszając ręką, samemu ocierając się o niego. Alessio rozsunął nogi wpuszczając go pomiędzy nie. Luis ułożył się tak, żeby chwycić ich oba członki w ręce i trzeć jeden o drugiego obejmując je palcami. Robiło mu się coraz przyjemniej, a samo patrzenie w oczy kochanka jeszcze bardziej go pobudzało. Alessio był bardzo ekspresyjny. Poruszał biodrami wbijając się w jego dłoń, pieścił ciało mocno je ściskając, co bardzo się Luisowi podobało. W pewnej chwili kochanek zadrżał i stęknął ściskając go udami, a dłoń Luisa po chwili zrobiła się bardziej śliska, kiedy sperma wytrysnęła na nią i pomiędzy ich ciała. Popieścił jeszcze chwilę mężczyznę, żeby ten do końca doszedł i gdy tylko starszy z kochanków się uspokoił, wypuścił go, uniósł się do klęku wsuwając kolana pod jego uda i sam w kilku silnych ruchach doprowadził siebie do szczytowania dochodząc na brzuch mężczyzny. Jego ukochanego, cudownego mężczyzny. Idealnego.
Acardi obserwował to widowisko z zafascynowaniem. Scena jak Luis przeżywa orgazm, sam sobie dogadzając, będzie prześladować go cały dzień, a on powinien skupić się na pracy. Uniósł się podpierając na jednym ręku, a drugą złapał dłoń Luisa wyciskającą ostatnią kroplę spermy. Przysunąwszy ją sobie do ust zaczął wylizywać pobrudzone palce. Język otaczał każdy z nich, smakując siebie i chłopaka. Gdy były już czyste, Alessio włożył sobie każdy z nich do ust ssąc po kolei i mrucząc, jakby były najsmakowitszym smakołykiem, a to co je wcześniej pokrywało wyśmienitą polewą. Wypuścił je, pociągnąwszy za rękę tak, że Luis musiał się pochylić i ich usta spotkały się.
Jęknął czując smak nasienia, którego nie przełknął kochanek, tylko podzielił się z nim podając mu je językiem z ust do ust. Nie odsunął się, wbrew temu co myślał, że zrobi. Pogłębił pocałunek zażarcie chwytając czystą ręką włosy Alessia i klęcząc nad nim. Do tego wciąż znajdował się pomiędzy nogami siedzącego partnera licząc, że jeszcze się tu znajdzie robiąc coś zupełnie innego.
Alessio odessał się od niego, ale ich usta muskały się lekko kiedy powiedział:
– Chciałbym, żebyś kiedyś tymi słodkimi wargami wyssał do cna mojego kutasa. – Przeciągnął językiem po nich, by na końcu je cmoknąć.
Życzenie na wskroś przeszyło zaspokojone ciało Luisa. Bardzo chętnie to zrobiłby, ale mimo pozorów nie wydawało mu się to proste i obawiał się, że nie dogodzi kochankowi. Mimo, że pokaże teraz mniej pewności siebie – zresztą nie należał do osób typu „co ja to nie jestem, jestem cudownym kochankiem i wiem co mam robić, pomimo że robię to pierwszy raz w życiu, i nie zapytam co i jak” – odparł:
– Kiedy tylko zechcesz. Pod warunkiem, że mną posterujesz. No wiesz…
– Nauczę cię wszystkiego. – Objął klęczącego Luisa patrząc na niego w górę. – Nigdy nie wstydź się poprosić mnie o coś. Jestem dla ciebie, kochanie. Słuchaj swojego serca i pragnień. – Ucałował go w tors.
– Kurwa, zakochuję się w tobie. Co więcej chyba już jestem zakochany.
– I jesteś mój. Tak jak ja twój.
– Ale się romantycznie i lukrowo zrobiło. Wielki Alessio Acardi jest romantykiem.
– Nikomu o tym nie mów, to tajemnica. – Dał solidnego klapsa Luisowi. Och, najchętniej to by zajął się jego słodkim tyłeczkiem, ale pragnienia ciała to jedno, a mózg wołał do spełnienia obowiązków również wobec sfory. Zaśmiał się, kiedy żołądek partnera odezwał się burczeniem. – Prysznic, golenie i śniadanie. Gdyby nie czekające na mnie dokumenty, przyniósłbym ci je do łóżka potwierdzając moją romantyczną duszę. – Obiecał sobie, że zrobi to jak najszybciej. Spoważniał przytulając głowę do jego piersi. Już trochę bolały go nogi od tej dziwnej wpół leżąco-siedzącej pozycji, ale nie zamierzał narzekać. Dla niego liczyła się bliskość partnera i możliwość bycia z nim niezależnie co by nie robili, gdzie się znajdowali i w jakiej pozycji.
– Nie licz na prysznic ze mną, muszę wziąć go w swoim pokoju, tam mam czyste rzeczy, ale zobaczymy się na śniadaniu, co? – zapytał Alessia wciąż się nie ruszając, żeby zejść z łóżka.

Pół godziny później umyty, ogolony i ubrany zszedł na parter. Skierowawszy się do kuchni z zamiarem pochłonięcia olbrzymiej porcji jakiegoś dania i wypicia kawy, w oczy rzucił mu się dziewiętnastowieczny zegar wiszący w holu, nowy nabytek Daniela. Alfa kupił antyk kilka miesięcy temu, znajdując go na jednej z aukcji, na które pojechał. Czasomierz był prostokątną pięknie wyrzeźbioną skrzynką z ciemnego drewna, w której wnętrzu mieścił się cały mechanizm wraz z okrągłą tarczą i pozłacanymi rzymskimi liczbami oraz wskazówkami. Te wskazywały, że za pięć minut wybije południe. Własnym oczom nie wierzył. Chcąc się upewnić czy zegar jest sprawny przyjrzał się latającemu wahadłu. Cholercia, w łóżku  z Alessiem stracił poczucie czasu. Może to i dobrze, że nie jest to pora śniadania, kuchnia nie będzie oblegana przez zmiennych, którzy z miejsca, dosłownie, wyczują prawdę.
Przekroczył próg kuchennego pomieszczenia i jednocześnie serca tego domu. Wbrew oczekiwaniom ktoś w nim przebywał podjadając herbatniki. Christian od razu wbił w niego wzrok, przesunął nim po sylwetce Luisa, poruszył nozdrzami i wyprostował się na krześle z głupią, radosną miną.
– No co tak patrzysz, no? – Sięgnął po kubek z suszarki. Obok w dzbanku stała świeżo zaparzona kawa, więc nalał jej do naczynia.
– Mam ci pogratulować? Już myślałem, że nie wyjdziecie z sypialni.
Oparł się tyłkiem o szafkę. Schował twarz za kubkiem napełnionym kawą. Co miał mu powiedzieć? Wolał wszystko zostawić domysłom Christiana. Jakkolwiek by to nie było groźne. Przyjaciel naprawdę nie miał za grosz wstydu, więc trochę bał się jego zgadywanek, a raczej wyobraźni. Z drugiej strony co tu było do zgadywania? Znak po oznaczeniu rzucał się w oczy, a to oznaczało, że nie tylko sparował się z Alessiem, ale i się z nim kochał.
– Czyli pogratulować. Wiedziałem, że twój opór osłabnie, tylko jeszcze nie byłem pewny kiedy. – Christian odrzucił na plecy rozpuszczone włosy.
– Niech te twoje ślepka tak nie błyszczą z tej upajającej radości. – Zmoczył usta w czarnym, mocno pachnącym napoju natychmiast wyczuwając na języku cierpką nutę jakiegoś dodatku. Czegoś co mu nie posmakowało. Nie lubował się w tych wszystkich udziwnieniach wprowadzanych niby dla polepszenia smaku. Kawa, jak już ją pił, powinna smakować kawą, a nie czymś innym.  – Co w tym jest? – Patrzył na czarną maź w kubku jakby zaraz z niej miał wyskoczyć potwór i go pożreć.
– Nie wiem, ale dobrze rozgrzewa, aczkolwiek smak ma oryginalny. Karia, czy ktoś inny nie wiem, wypróbowała nowy przepis.
– Jak dla mnie może z niego zrezygnować. – Powąchał napój.
– Hahaha. No to siadaj i mów jak było.
Luis uniósł brwi. Oczywiście przyjaciel chciał znać każdy szczegół nie ważne, czego on dotyczył. Tym razem wszystko zatrzyma dla siebie. Głownie dlatego, żeby Chris płonął z ciekawości. Nic nie odpowiadając odstawił kubek, gdyż nie pod pasowała mu ta dziwna mieszkanka i otworzywszy lodówkę zaczął wybierać z niej składniki do przygotowania sobie późnego śniadania. Obiad w Arkadii zazwyczaj był o czternastej, do tej pory umrze z głodu, niż się go doczeka. Przez cały czas smarowania chleba z masłem i krojenia szynki na plasterki czuł wbijające się w niego źrenice zmiennego smoka. Miał z niego niezły ubaw. Niech poczeka i nauczy się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Słyszał jak Christian sapnął, a potem odgłos szurania nóg od krzesła o podłogowe płytki. Położył plasterki pomidora na szynce i posolił.
– Ale zajął się tobą dobrze? – zapytał Christian stając obok przyjaciela. – No ty wiesz wszystko o mnie, no.
– Wiem za dużo, a zachowujesz się jak rozkapryszony, ciekawski bachor, nie zważając na to, że jesteś już dorosłym facetem, masz tych swoich mężów, że tak powiem, i dzieci. Jesteś ojcem, kochany.  – Posłał mu buziaka. – Było bosko, nie żałuję i… no super było, no.
– Wiem, wiem. I dobrze, liczyłem, że cię nie skrzywdzi. To idealny kochanek na pierwszy raz.
– Przestań już okej? – zapytał zawstydzony taką otwartością Christiana.
– Tak jest, kapitanie. – Zasalutował mu Christian.
– Fajnie. – Puścił mu oczko po czym wyjął z szafki talerzyk i ułożył na nim kanapki. Dotarło do niego jak dobrze czuł się w tym domu i zdążył poznać go na tyle, że wiedział gdzie co się znajduje. Z niemałym strachem, ale uświadomił sobie, że to jest teraz jego dom. Oparł dłonie na blacie stołu z trudem przełykając ślinę. To był jego dom, co znaczy, że musi opuścić ten rodzinny. Zawsze sądził, że zrobi to w momencie kiedy zarobi na własne mieszkanie i to do niego się wyprowadzi. Dosłownie wszystkie plany uległy zmianie. Do tego musi to powiedzieć swojej rodzinie. Kurwa, co on im powie? Sonia, jak to ona, zrozumie i ucieszy się, ale rodzice…
– Co się stało? Jesteś blady.
– Ufff. – Wypuścił powietrze z płuc. Zastanawiał się jak wiele jeszcze do niego dotrze. Potarł dłońmi policzki, by nabrały kolorów. – To nic. Po prostu przyszło mi do głowy, że muszę jakoś to wyjaśnić swojej rodzinie. Pytanie co im powiem?
– To, że jesteś szczęśliwy? Coś się wymyśli. Będzie dobrze. – Poklepał go po ramieniu.
– Optymista jak zawsze.
– No ba! Pozytywne myślenie naprawdę pomaga w życiu. Nauczyłem się tego i staram wykorzystywać, kiedy tylko mogę. Pomogę ci z tym śniadaniem i zaniesiesz swojemu mężczyźnie. Martin z Danielem porwali go do gabinetu. Chyba Adam też tam jest.
– Jak chce to sam sobie przyjdzie i zje. – Zajął miejsce na krześle. – W innym wypadku pozostanie głodny. Nic mu nosił nie będę. Nie jestem jego żonką. O.
– Jesteś zły. Powinieneś nakarmić swojego samca.
– Karmić to ja go mogę w łóżku czymś lepszym, a to jest moje. – Kolejny raz puścił oczko Chrisowi przysuwając sobie talerzyk z kanapkami.
– Tak, swoją wartościową śmietanką. A wiesz, że sperma…
Nie słuchał wykładu, no bo przecież jadł, a to dla niego mimo wszystko wciąż temat tabu, tylko skupił myśli na czymś innym, a mianowicie na Alessio i na tym, co w nocy robili. Nic na to nie mógł poradzić, że obrazy wpadały mu same do głowy, pobudzając zmysły przez co czuł się ciągle nienasycony.

***

Ciśnienie Alessia wzrosło. Schodząc na dół nie spodziewał się takich wiadomości. Zawsze kiedy jest dobrze coś się dzieje, a jego dobry humor musi pozostać zepsuty. Jeszcze godzinę temu cieszył się z bliskości swojego partnera nie myśląc o problemach. W obecnej chwili gotowało się w nim. Zawarczał. Wiadomość jaką przekazał mu Adam skutecznie go wkurwiła. Do tego wkurwienie walczyło z przejmującym, zimnym, boleśnie kłującym strachem. Na chwilę zdołał zapomnieć z jakiego powodu Luis zjawił się w Arkadii i, że nie była to zwykła wizyta u przyjaciela. Niestety bardzo szybko mu o tym powiedziano. Kopnął krzesło tak mocno, że poleciało na środek pokoju. Zacisnął pięści niemal wbijając sobie wilcze pazury w skórę, te wysunęły się, ale równie szybko zmieniły w ludzkie.
– Gdzie znaleziono ciało? – zapytał patrząc wilczymi oczami to na Adama, to na swoje alfy. Chyba tylko dzięki nim się kontrolował nie zmieniając swojego kształtu, nie wyskakując przez okno, by pobiegać tracąc przy tym energię i wyładowując furię.
– W śmietniku, tuż przy kamienicy, w której miał mieszkanie – odparł Adam. – Prawdopodobnie chciał wrócić do niego, ale ci w jakiś sposób go dopadli.
– Znalazł się w dobrym miejscu o złym czasie. Niech to szlag! – Uderzył pięścią w ścianę. Ból rozlał się po jego ciele przeszywającą falą. Wyprostował palce ręki sprawdzając czy ich sobie nie połamał. Całe szczęście były całe. – Mogliśmy tam być i cały czas obserwować kamienicę. Czemu nikt o tym nie pomyślał?! Dlaczego akurat, kiedy ten Henry wracał do domu ktoś musiał go dopaść?
– Nasi z policji powiedzieli, że oberwał nożem i wygląda to jak zwykły napad. Za nic nie przypominając gangsterskiej akcji. – Adam podniósłszy krzesło jakie stało się ofiarą rozwścieczonego bety dostawił z powrotem do biurka. – Nie znaleziono przy nim pieniędzy, zegarka, o ile takowy miał. Wygląda to na rabunek. Sprawdziłem kamery w jego mieszkaniu. Nikt tam nie był od czasu naszej wizyty.
– To byłby naprawdę głupi ruch przeznaczenia – zabrał głos Martin. – Uciekał przed zbirami jacy go ścigali, a zabił go zwykły złodziej.
– O ile tak było. – Daniel otoczył ramionami swojego partnera.
Alessio, patrząc na ten gest, pomyślał o swoim partnerze. Co mu powie? Jakoś nie wierzył w zwykły napad. Naprawdę bał się o bezpieczeństwo Luisa. Tamci są zdolni zabić. Niby tutaj Luis był bezpieczny, to i tak w jakiś sposób mogą go odnaleźć. Co jak dopadną jego rodzinę? Ci nie mogą wiecznie przebywać na wakacjach. Kiedyś wrócą i mogą stać się przynętą na Luisa. Banda kryminalistów nie odpuści. Sądzą, że dokładnie ich widział, zna ich wizerunki, wyda ich i na pewno go szukają. Jeżeli go znajdą, to obroni kochanka nie patrząc na konsekwencje swoich czynów. Nikt nigdy nie skrzywdzi jego ukochanego, a ten kto to zrobi niech ma się na baczności!
– Trzeba sprawdzić kim naprawdę był Henry, teraz w końcu to się uda, i kiedy się tego dowiemy, poznamy prawdę, co ukradł i kto go ścigał. Niech żaden z was nic nie mówi Luisowi. Ja mu to powiem – dodał Alessio widząc, że Daniel chce się temu sprzeciwić. – Zrobię to kiedy się wyładuję. Wiecie, gdzie będę. – Gdy rozmówcy potwierdzili jego słowa skinieniem głowy opuścił gabinet. Przeszedł przez hol w szybkim tempie wyczuwając obecność swojego partnera w kuchni. Ciągnęło go, aby tam wejść, lecz opiekuńcza część zabroniła mu tego mówiąc, że Luis musi się posilić i powinien pobyć z przyjacielem. Otworzył drzwi obok schodów i postawił stopę na wąskich stopniach prowadzących w dół. Tędy wcześniej schodzono do piwnicy pod domem, która nadal tam była, ale wejście do niej wybudowano z kuchni i zmniejszono ją oddzielając od reszty ścianką działową. Natomiast ta droga prowadziła do przebudowanych pomieszczeń mieszczących w sobie siłownię, szatnię i łazienkę oraz małe pomieszczenie gospodarcze. To była ta część, w której Jackob znalazł Christiana. Daniel z Martinem ciągle prowadzili jakieś remonty starając się wprowadzić do domu jak najwięcej udogodnień i rozbudować go.
Przechodząc korytarzem Alessio nie martwił się o światło, w ciemności dobrze widział, ale i tak zamontowane na suficie lampy reagujące na ruch same się zapalały, oświetlając pomieszczenie. Otworzywszy drzwi siłowni od razu skierował się do szatni, gdzie stały rzędy szafek z przeróżnymi rodzajami strojów do ćwiczeń. Otworzył swoją – zarezerwował ją z miejsca, kiedy odkrył ten fragment budynku – i wyjął krótkie spodenki oraz sportowe buty. Poza bieżnią do szczęścia nic więcej nie potrzebował. To na niej lubił trenować, ewentualnie na rowerku. Tymczasem po przebraniu się, jego uwagę zwrócił wiszący worek służący do trenowania boksu lub kickboxingu. Uśmiechnął się z dzikością, przystępując najpierw do krótkiej rozgrzewki.

***

Skończywszy śniadanio–obiad, pozmywał po sobie naczynia. W kuchni pojawiało się coraz więcej ludzi, a główny kucharz rozdzielał obowiązki co do przygotowania obiadu. Niektórzy gratulowali mu sparowania się z ich betą, a on czuł rumieniec wstępujący na policzki. Wolał więc uciec i poszukać swojego partnera oraz upewnić się, czy ceremonia zaślubin zmiennych ich też dotyczy kiedy on jest człowiekiem. Jedna z samic zaczęła o tym mówić i, że trzeba zawiadomić Starszyznę. Jeżeli tak, to chciał, żeby jego najbliższa rodzina też na tym była. Liczył, że będzie taka możliwość. Przecież można im powiedzieć, że to taki specjalny ślub. I tak wątpił czy rodzice zaakceptują jego związek z mężczyzną, więc odsunął od siebie te myśli.
Zajrzał do gabinetu gdzie miał pracować Alessio, ale tam zastał tylko Daniela otoczonego toną papierzysk. Alfa powiedział mu dokąd poszedł beta. Od początku pobytu tutaj zamierzał odwiedzić siłownię, ale jakoś się nie składało mimo, że się nudził jak mops.
Obawiał się, że będzie miał problem ze znalezieniem pod ziemią pokoju ćwiczeń, lecz gdy zszedł na dół drzwi na wprost były zamknięte, a te po lewej otwarte. Dolatywało z nich sapanie i głuche uderzenia o coś. Podkradł się do wejścia, a na usta, bez udziału jego woli, wpłynął uśmiech. Nie widział swoich oczu, ale mógłby przysiąc, że pojawił się w nich błysk, a wraz z nim nuta pożądania, bo sam widok był naprawdę podniecający.
Ciało Alessia lśniło od potu, mięśnie po skórą pracowały intensywnie, gdy uderzał nogą wysoko zawieszony worek. Cios wyprowadzał to z pół obrotu, to z pozycji stojącej, a raczej tańczącej mógłby powiedzieć, gdyż mężczyzna cały czas się poruszał tanecznym krokiem, niczym bokser, ale w tych ruchach była magia i gracja. Może tylko on to widział, nie był pewny, ale zaczął się ślinić. Do tego widoku, tej cudownej skóry, który dotyk już znał, dołączyły spodenki spadające z bioder odsłaniające kość miednicy. Wąskie biodra wyglądały w nich seksownie i gorąco, a z wiedzą, co one potrafią, przyprawiały go o zawrót głowy. Co się ze mną stało? Zmieniłem się w jednej chwili. Chcę, pragnę Alessia całym sobą, a moje ciało potrzebuje jego dotyku jak spragniony wody na pustyni. Czy tak działa sparowanie?
– Długo będziesz tam stał zamiast wejść?
Drgnął zaskoczony, że został nakryty na podglądaniu, zapominając, że kochanek wyczuje go wszędzie. Alessio właśnie wycierał twarz ręcznikiem i patrzył na niego z drapieżnością w tych swoich oczach. Doprowadzając do tego, że jego penis sam chciał zacząć nim sterować. W tej chwili nie mógł mu na to pozwolić. Odwrócił się na pięcie.
– Dokąd idziesz? – zapytał Alessio.
– Przyniosę ci wody. Zaraz wracam. Kurwa, kurwa, kurwa to najgorętszy widok jaki w całym swoim życiu widziałem.
To wróć, musimy porozmawiać. – Usłyszał za plecami pokonując schody w hiper szybkim tempie. Wróci. Z pewnością tu wróci.

22 września 2014

Prezent od losu - Rozdział 10



Mam nadzieję, że ten rozdział się wstawi, gdyż wczoraj ustawiłam wrzucenie go automatycznie. Zrobiłam to z takiego powodu, bo przez remont mogę nie mieć czasu lub dostępu do internetu przez kolejne dni, szczególnie przez cały dzień, więc nie chciałam Was zostawić bez rozdziału i bez jednego słowa, czy wrzucać go późnym wieczorem. 
 
Dziękuję za komentarze i zapradzam na 10 rozdział. Przed Wami jeszcze 7 rozdziałów, a później odchodzimy od Wilczków co pewnie wiele osób ucieszy. :) W przyszłości będzie 4 część wilczków, historia o doktorku musi powstać, ale nie wiem kiedy i może nawet z rok trzeba będzie na nią poczekać, a może i mniej. :)



ROZDZIAŁ 10

Jedyną odpowiedź, jaką posłał Luisowi, było schwytanie go za rękę, wciągnięcie do pokoju i zamknięcie za nim drzwi. Przekręcił kluczyk w zamku, aby nikt im nie przeszkodził. Odwrócił chłopaka plecami do siebie, przyparłszy go do ściany. Polizał po szyi, pachnącej mydłem. Luis musiał się właśnie umyć zanim przyszedł do niego, wcześniej pachniał potem i perfumami. Przesunął ręką po jego boku.
– Masz sekundę, żeby stąd wyjść. Po tym czasie już jesteś mój.
– Nie mam zamiaru już uciekać – odpowiedział Luis z ochotą poddając się dotykowi Alessia. – Jestem twój, teraz i na zawsze. – Odwrócił głowę, by wyjść na spotkanie drugim ustom. Nie w delikatnym, strachliwym pocałunku, tylko namiętnym, rozpalającym trzewia, sprawiającym, że świat zaczyna wirować. Alessio wdarł się językiem do jego ust, całując go zachłannie, głęboko, robiąc to tak, jak nikt inny przedtem. Nie chciał się już przed nim i niczym bronić. Przychodząc tutaj podjął ostateczną decyzję. Oddał zachłannie pocałunek, splatając ich języki ze sobą i odwracając się powoli w jego ramionach. Objął Alessia jedną ręką wokół pasa, drugą chwycił go za kark przytrzymując przy sobie. Mokre włosy mężczyzny połaskotały jego dłoń. Ich wargi pożerały się we wzajemnej pieszczocie, a ciała sprasowały ze sobą na całej długości.
Słowa Luisa sprawiły, że nie zamierzał się już przed niczym powstrzymywać. Chciał tego chłopaka ponad wszystko inne. Całował partnera wygłodniale, przypierając go do ściany, wręcz ściskając go pomiędzy płaską powierzchnią a sobą. Rękoma błądził po jego ciele chcąc nacieszyć się tym odczuciem i zbadać każdy skrawek. Luis zgodził się być jego i tylko jego. Pokaże mu jak bardzo się z tego faktu cieszy, kocha i pragnie. Obecność chłopaka i jego zgoda, były bardzo kojące dla niego i jego bestii. Mruczał z zadowoleniem mając świadomość tego, że nie jest już sam.
Nie chciał, aby Alessio odsuwał się od niego, dlatego trzymał go mocno przylegając go mężczyzny, chcąc go czuć całym sobą. Serce biło mu jak oszalałe przepompowując litry krwi w jedno miejsce. Życia mu nie starczy, by na głos mógł opowiedzieć to, co teraz odczuwał. To była istna feeria uczuć tak przeróżnych, pozytywnych, że pławił się w nich biorąc wszystko i czekając na więcej. Nie bał się tego, co stanie się za chwilę, godzinę, chcąc tego całym sobą. Mając pewność co do swoich uczuć i pragnień nie było już nic, co mogłoby go powstrzymać. Gdyby teraz mężczyzna odsunął się, chyba by się rozpłakał. Fala namiętności przelewała się zbyt silnym nurtem po jego ciele, ukryte pragnienia wydostały na zewnątrz, żeby mógł teraz przestać. Chciał tego mężczyznę mieć blisko, najbliżej jak może się połączyć dwoje ludzi. Pragnął się z nim kochać oddając mu siebie, odsłaniając dla niego swoje pragnienia, duszę i równie dużo biorąc. Z pasją badał usta Alessia zsuwając ręce w dół, drapiąc jego ciało. Natrafił na przeszkodę owijającą biodra mężczyzny. Lekko przygryzł jego dolną wargę kończąc pocałunek. Roziskrzony wzrok partnera wypalał w nim dziurę, pobudzał zmysły i zabierał oddech. Przesunął wzrokiem wzdłuż jego szyi, popieścił pierś, by zatrzymać go na białym materiale, który nagle zaczął mu przeszkadzać w ujrzeniu mężczyzny w całej okazałości. Alessio odsunął się trochę od niego i nie robił nic tylko patrzył, jakby czekał na jego dalszy ruch. Ręcznik nie zakrywał tego, że był podniecony. Zresztą w czasie pocałunku doskonale go czuł na swoim biodrze. Nie wiedział skąd przyszła mu ochota, by kiedyś poczuć jak kochanek twardnieje w jego dłoni… ustach. Jęknął zagryzając wargę.
– Zdejmij – wyszeptał Alessio sam mając ochotę wtulić się nagim ciałem w gołe ciało Luisa. Koniecznie musiał się pozbyć jego ubrań.
Luis wsunął palce za materiał czując przebiegające po ciele dreszcze przyjemności. Wbiwszy spojrzenie w zamglone oczy Alessia rozsupłał ręcznik pozwalając mu opaść na podłogę. Położył dłonie na nagich biodrach mężczyzny. Przełknął ślinę odrywając oczy od drugich, skierował je ponownie w dół. Sapnął widząc proporcjonalnie zbudowane ciało i stojącego, grubego, ponad średniej wielkości penisa, którego główka wygięta lekko ku górze dotykała jego. Alessio uchwycił jedną z jego dłoni i powoli zaczął przesuwać w dół swojego biodra ku pachwinom. Wstrzymał oddech kiedy jego dłoń została nakierowana na twardego członka.
– Dotknij. Możesz mnie dotykać i robić co chcesz – szeptał Acardi liżąc Luisa po uchu. Kiedy gorące palce objęły go, instynktownie poruszył biodrami. Potrzebował tego tak samo jak mieć pod sobą Luisa i oznaczyć go.
To było dziwne uczucie, dotykać fiuta nienależącego do niego. Nie było to nieprzyjemne, przeciwnie podobało mu się to i chciał więcej. Już bez obaw przesunął dłonią po członku stwierdzając, że ten jeszcze urósł. Czuł każde jego drgnięcie. Jego własny penis także żył swoim życiem i pragnął zainteresowania. Zanim wypowiedział czego chciał, Alessio jakby czytając w jego myślach podwinął mu koszulkę do góry, a on pozwolił ją sobie zdjąć z trudem wypuszczając go w dłoni.
Odrzucił koszulkę na podłogę, wpijając się ponownie w usta Luisa. Zamierzał mieć go nagiego, więc bez ociągania dobrał się do zamka od spodni. Chłopak pomógł mu w tym swoimi drżącymi rękoma. Gdy spodnie podzieliły los ręcznika stwierdził, że już nic nie dzieli ich ciał od siebie. Luis nie miał bielizny, to go upewniło jeszcze bardziej w tym co zamierzał zrobić. Przykleił ich ciała do siebie kładąc dłonie na pośladkach chłopaka i ściskając je mocno. Potrzebował go tak bardzo, że to aż bolało. Ich fiuty otarły się o siebie ściśnięte pomiędzy ciałami niemal elektryzując każdą komórkę w dwóch męskich ciałach. Przetoczył się przez nich ogień burząc krew w żyłach. Chciał mieć pod sobą Luisa i nie zamierzał na to dłużej czekać. Tym bardziej, że chłopak był bardzo chętny i ocierał się o niego chcąc czuć coraz więcej. Przerwał pocałunek zakładając sobie jego ręce na szyi i chwyciwszy pod pośladkami uniósł go.
Automatycznie zaplótł nogi wokół bioder Alessia, dając się podnieść. Mężczyzna przemieścił się w stronę łóżka, ostrożnie kładąc go na nim. Nie pozwolił mu się odsunąć nawet na milimetr, przytrzymując mężczyznę nogami. Zresztą nie wyglądało na to, że Alessio chce uciekać. Starszy kochanek dobrał się do jego szyi, kąsając każdy jej skrawek, a biodra przycisnął do jego, doprowadzając go do pasji. Odsłonił szyję dając mu do niej pełen dostęp. I cholernie mu się podobało to, co się działo. Jego ciało drżało, nigdy nie było tak gorące jak teraz. Miał wrażenie, że coś w nim zaczyna płonąć, pragnąc wybuchnąć, lecz to, co się działo było to zbyt mało, by dokonać takiej reakcji. Pragnął Alessia jak nigdy nikogo w swoim życiu. Miał świadomość, że to, co się stanie zmieni jego życie i chciał tego, bo bez niego i tak nie mógłby żyć. Dłonie mężczyzny badały każdy skrawek jego ciała. Pieściły go, a wraz z mokrą ścieżką jaką wyznaczył język od szyi ku sutkom sprawiały, że rozpadał się na miliony małych kawałeczków, a każdy z nich nosił w sobie piętno rozkoszy.
– Nie przestawaj mnie dotykać, proszę – wyrwało mu się, kiedy dłoń Alessia zawędrowała pomiędzy jego nogi, a palce głaskały jądra i miejsce tuż za nimi.
– Nie zamierzam przestać. Dam ci jeszcze więcej, kochanie – szept pełen pragnienia rozległ się przy uchu Luisa otaczając je gorącym oddechem.
Luis chwycił twarz swojego kochanka, bo tak już mógł go nazywać, całując chętnie te fantastyczne usta. Popchnął całym ciałem mężczyznę tak, że obaj znaleźli się na boku, a ich nogi splotły się ze sobą gdy ciała przylgnęły ściśle do siebie ocierając się, głaszcząc i pieszcząc coraz zachłanniej. Ręka Luisa sunęła w górę i w dół pleców, dotykając pośladków i biodra Alessia, badając gładką, męską skórę, wyczuwając poruszające się pod nią mięśnie. Był cholernie podniecony i chciał się kochać, ale także poznać ciało kochanka. Przekręcił się tak, że teraz on leżał na starszym partnerze. Otarł się biodrami o niego liżąc w zapomnieniu szyję Alessia. Zacisnął zęby na delikatnej skórze, ssąc ją. Mężczyzna pod nim jęknął, prawie unosząc go na sobie. Jego ręce masowały pośladki Luisa, a palce chwilami zakradały się pomiędzy nie.
– Żałuję, że nie możesz mnie oznaczyć – wysapał Acardi. Minus bycia z człowiekiem, ale pogodził się z tym. Wystarczy, że Luis będzie tak jak teraz chwytał zębami jego skórę doprowadzając go przy tym do gorączki pożądania, która wzmogła się jeszcze bardziej.
– Lubisz gryzienie co?
– Lubię wiele rzeczy i mam nadzieję, że z czasem je poznasz. – Oplótł nogi chłopaka i przerzucił ich obu tak, by to on był teraz na górze. Luis nie był uległym kochankiem i podobało mu się to. Chłopak ponownie chciał zmienić pozycję, więc zaczęli siłować się ze sobą tarzając się po i tak już zmierzwionej pościeli. W końcu przewrócił Luisa na brzuch i unieruchomił pod sobą. Gdy chłopak chciał go z siebie zrzucić wymierzył w jego pośladek solidnego klapsa. Po jego dłoni pozostał czerwony ślad obserwowany z lubością przez Alessia. Młody kochanek mimo tego nie pozostał grzeczny i posłuszny ponownie próbując wydostać się spod niego. Kolejny klaps rozszedł się mocnym dźwiękiem po pokoju, a wraz z nim jęczenie chłopaka, który nie zaprotestował wyglądając, jakby mu się to bardzo spodobało.
Oddychał ciężko przygnieciony przez ciało mężczyzny. Pośladek płonął żywym ogniem, co go jeszcze nakręcało. Jego kutas, ocierający się o pościel, pozostawiał po sobie mokre ślady, a gdy przez chwilę Luis mógł na niego spojrzeć ujrzał wręcz purpurową główkę. Jak tak dalej pójdzie, to nie wytrzyma z pożądania i dojdzie przez samo tarcie. Postanowił poddać się kochankowi i pozwolić mu zrobić ze sobą wszystko co tylko łączyło się z niesamowitą ekstazą.
– Jaki grzeczny. Zdany na mnie – mówił Alessio rozpalony do czerwoności. Uniósł biodra kochanka idealnie wpasowując swój członek pomiędzy jego pośladkami. Powoli poruszał biodrami uważnie obserwując reakcję Luisa. Jakkolwiek go nie potrzebował wziąć, tak równie mocno nie chciał go skrzywdzić wiedząc, że dla chłopaka to będzie pierwszy raz. Dlatego długo go pieścił, szczególną uwagę poświęcając pośladkom i rozmasowując jego dziurkę swoim penisem. Jego fiut zostawiał po sobie doskonałe nawilżenie, a za każdym razem jak czubek trafiał na pomarszczone ciało, Luis zaciskał palce na pościeli, a jego oddech przyśpieszał. Chciał mu dać jeszcze więcej. Zsunął się po jego ciele zostawiając drobne pocałunki na kręgosłupie Luisa. Chciał go tam zobaczyć. Pocałowawszy pośladek, który nadal miał odbitą jego dłoń, rozchylił oba, by ujrzeć różowy otworek, w który się niedługo wbije, śliski od jego preejakulatu. Wysunął język i trącił go samym czubkiem. Luis zareagował na to wypchnięciem bardziej w górę swoich pośladków. Zatoczył językiem kółko, po chwili zatracając się w oralno-analnej pieszczocie.
Zajęczał przeciągle oddając się z pełni Alessio. Było za dobrze, żeby chciał protestować. Jedyne czego chciał, to więcej tego co dostawał. Nawet nie wyobrażał sobie, jak teraz wyglądał, leżąc z twarzą wciśniętą w poduszkę, klatką piersiową spoczywającą na pościeli i wysoko uniesionymi biodrami. W głowie odzywał mu się głos, że taki podobał się swojemu partnerowi i tylko on go mógł takim widzieć, co go uspokajało. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co mu Alessio robi, a z każdą taką pieszczotą potrzebował znacznie więcej. Płonął, potrzebując, by ktoś zgasił ten płonący płomień. Tym kimś był kochanek, który był sprawcą rozniecenia ognia i tylko on mógł go ugasić. Język Alessia wyczyniał z nim cuda doprowadzając go niemal ku przepaści. Gdyby tylko mógł się otrzeć swoim nabrzmiałym fiutem o coś, natychmiast doszedłby. Z całej siły powstrzymywał się, aby nie wsunąć pod siebie ręki i chwycić za członka. Chciał dojść w inny sposób i gdyby ktoś mu jeszcze wczoraj powiedział, że będzie tego pragnął dostałby w pysk, a do tego kilka kopniaków. Dzisiaj, teraz był rozdygotaną lawiną żądzy bezwstydnie łaknącą swojego kochanka.
Z zafascynowaniem patrzył jak ciasny otworek otwiera się i zaciska. Przeciągnął jeszcze raz po nim językiem i pocałował. Wyciągnął się na całą długość dobierając się na chwilę do karku chłopaka. Na ślepo z szufladki obok wyjął nawilżenie. Muskał ustami skórę partnera na karku i plecach nabierając na palce żelu. Skutecznie drobnymi pieszczotami odwracał uwagę Luisa, by móc go przygotować na siebie. Zapewne nie oszczędzi mu pierwszego bólu, ale zawsze może go zmniejszyć. Zazwyczaj miał już doświadczonych partnerów, ale nie przeszkadzało mu, że dziewicza dziurka Luisa nie była jeszcze penetrowana. To go jeszcze bardziej podniecało i cieszyło. Luis jest i będzie jego, tylko jego, a on będzie jego pierwszym i jedynym mężczyzną. Wsunął w niego palec na co krąg mięśni zareagował zaciskiem, ale zaraz one puściły, gdy ciało Luisa się uspokoiło.
– Spokojnie, kochanie – szeptał czule rozciągając kochanka, a ten po chwilowej niedogodności rozluźniał się. Gdy po długich zabiegach Luis był już gotów, wyjął z niego palce i przystawił kutasa do jego dziurki. Nie wchodził w niego od razu. Główką masował wejście dopóki samo nie otworzyło się i nie pochłonęło go w siebie. Wtedy wepchnął się głębiej stękając głośno. Z całych sił kontrolował siebie, żeby nie wbić się w niego i nie wypieprzyć tak jak tego pragnął.
Poczuł ból rozchodzący się od odbytu do góry, a potem pochłaniającym całe ciało. Do tego nieprzyjemne rozciąganie sprawiało, że zacisnął zęby na poduszce nie chcąc wykrzyczeć swojego dyskomfortu. Niemniej nie chciał, żeby Alessio się wycofał. Próbował się uspokoić i dla większego komfortu rozsunął bardziej nogi. To zaś sprawiło, że nabił się na niego i krzyknął. Uczucie było dziwne, gdyby tak odjąć ból. Świadomość, że wypełnia go kutas Alessia bardzo mu w tym pomogła. I co najlepsze, nadal był twardy jak kamień.
– W porządku? – zapytał Acardi walcząc ze sobą, żeby się nie poruszyć. Dał mu chwilę na przyzwyczajenie się. Tak bardzo chciał, żeby Luisowi było dobrze i, aby chłopak później sam dążył do tego, nie czując strachu przez takim seksem.
– Daj mi jeszcze chwilę. Chyba. Nie wiem, co mam czuć, ale nie jest źle. – Podparł się na łokciach, by jakoś obejrzeć się za ramię. Alessio był wbity w niego i polegiwał na nim opierając się na rękach, w tej sposób twarz mężczyzny znalazła się blisko jego. Ujrzał w jego oczach nie tylko głód, ale i obawę. – Nie jest źle – zapewnił go. Jego ciało chyba przyzwyczajało się do intruza, bo ból powoli ustępował.
– Jesteś bardzo ciasny.
– A ty nie taki cienki jak palce – zaśmiał się i położył policzek na poduszce. Sam poruszył biodrami na próbę. Przecież nie był z porcelany i kiedyś muszą coś zdziałać.
To był znak dla Alessia, by mógł powoli zacząć się poruszać ustawiając się pod takim kątem, żeby nie sprawić dodatkowego bólu partnerowi, pamiętając o budowie anatomicznej odbytu. Luis znów się pod nim poruszył tak, jakby odpowiadał na jego ruchy. O tak, to jest idealny partner i kochanek. Nie lubił, gdy chłopak pod nim leżał jak kłoda. Luis taki nie był, o czym się właśnie przekonywał. Sam dążył do swojej satysfakcji, a ta - jak przewidywał - właśnie zaczęła nim władać.
Zaczęli się kochać powoli, kołysząc w jednym, spójnym rytmie. Rozgorączkowane ciała zlewały się w jedno. Pokój otoczył zapach seksu, potu, skrzypienie łóżka i odgłos westchnień oraz jęków współgrających ze sobą. Sekundy zamieniały się w minuty, kiedy dwaj kochający się ze sobą mężczyźni opętani przyjemnością pozwolili sobie na wszystko.
To co się działo było nierealnie, cudowne, genialne i pochłaniające go w pełni. Już zapomniał, co to ból zapoznając się z tak niezwykłymi doznaniami, jakich nawet nie potrafił sobie wcześniej wyobrazić. Sama świadomość, że kocha się z Alessiem, ma go w sobie, przynosiła mu na myśl, że jest tak fantastycznie, bo łączy ich coś więcej niż tylko żądza ciał. Połączyli się duchowo i uczuciowo, co tylko wzmagało seksualne przeżycia.
– Nie przestawaj. Pieprz mnie. Mnnn – prosił Luis splatając swoje place z palcami Alessia.
– Już ci mówiłem, że nie przestanę. – Objął przedramieniem brzuch kochanka nie powstrzymując się przez mocnymi i szybkimi pchnięciami. Poczuł jak wysuwają mu się kły i ich czubkami pokąsał skórę ukochanego chłopaka. Ochota na oznaczenie go była tak ogromna, że już wbiłby w niego kły i wpuścił w ciało Luisa esencję partnerstwa, na zawsze znacząc go jako swojego. Luis wił się pod nim stękając, jęcząc. Instynkt podpowiadał mu jak ma się z nim kochać, by dać mu rozkosz, która była zarazem jego rozkoszą.
– Nie wy… wy… wytrzymam już – krzyknął Luis. Chciał dojść. Niewiele mu do tego brakowało. Gdyby tylko mógł się dotknąć, ale Alessio z pełną premedytacją mu to uniemożliwiał. Do tego czuł kły kochanka w miejscu łączenia szyi i ramienia, co go jeszcze bardziej nakręcało. Chciał, by ten to zrobił. – Oznacz mnie. Jestem twój.
Słowa sprawiły, że zawirowało mu w głowie. Silny prąd uderzył w jego jądra. Nie czekał już na nic wykonując pchnięcia i wywołując przy tym głośne plaskanie. Palcami ręki, jaką do tej pory owijał brzuch partnera oplótł jego fiuta, co spotkało się z przychylnym sapnięciem Luisa. Wbił się w niego mocniej i, gdy chłopak zaczął dochodzić, zatopił swoje kły w jego ciele, tym samym potęgując jego orgazm i dochodząc w nim.
Doszedł tak mocno, że zaczął trząść się jakby miał gorączkę. W oczach mu pociemniało, miejsce obok szyi zabolało, by zaraz rozlać się przyjemną falą iskierek po całym ciele i posłać impulsy do jego jąder i członka, co tylko przedłużyło szczytowanie.
Usatysfakcjonowany wysunął kły zlizując cienką strużkę krwi i zamykając swoją śliną ranę. Luis już był jego i nikt mu go nie odbierze. Tak samo jak chłopak jemu, on mu też darował swoje życie i mimo braku od niego znaku również należał do młodego kochanka. Wysunąwszy się z niego pomógł swojemu partnerowi zmienić pozycję. Zatopił się w jego szczęśliwych oczach kładąc się tuż obok i nie przestając go dotykać. Głaskał go po twarzy, szyi obdarzając czułością. Obaj jeszcze ciężko dyszeli, ale z każdą chwilą ich oddechy się normowały.
Upojony przeżyciami i szczęśliwy jak nigdy w życiu uśmiechnął się do Alessia. To co przeżył, co się stało, było naprawdę dobre i nie miał tu na myśli tylko seksu. Delektował się dotykiem ich ciał, samą obecnością mężczyzny. Popełniłby błąd gdyby go odrzucił. Dobrze się stało, że w jednej chwili zmądrzał i ujrzał w jasnym świetle przyszłość.
– Jesteś bardzo zmęczony? – zapytał Alessio.
– Trochę, czemu pytasz? – Sam wyciągnął do niego dłoń powoli pieszcząc palcami jego ramię.
– Zmienni mają duży temperament i mija trochę czasu zanim w pełni zaspokoją swoją chuć tuż po sparowaniu – wyjaśnił.
Luis patrzył na niego przez chwilę, zanim zabrał głos:
– Myślę, że wytrzymam jeszcze jedną rundkę jak dasz mi chwilę odpocząć.
– Czyżby spodobał ci się seks ze mną? – Alessio uniósł jedną brew.
– Tak. Szczególnie to jak mnie ugryzłeś. Cholera, w życiu nie przeżyłem takiego orgazmu. – Zaśmiał się i przekręcił trochę na bok. Chcąc się przytulić.
– To specjalny dodatek mając zmiennego wilka za partnera. – Z radością go przytulił sam się sobie dziwiąc, że miał takie pokłady czułości i miłości w sobie. – Nie oznaczyłbym cię gdybyś o to nie poprosił.
– Wiem. – Ucałował go w szyję. – Dziękuję ci za to. Chciałem tego, mimo że znam konsekwencje swojej decyzji.
– Masz na myśli swoją rodzinę. – Odsunął się od niego, ale tylko na tyle by móc spojrzeć mu w oczy. Powinien był najpierw z nim porozmawiać zanim sparował go ze sobą. Nie chciał, żeby Luis stracił swoją rodzinę. On sam był wyrzutkiem, samotnym wilkiem nawet wśród tych, którzy powinni być jego rodziną i nie chciał, żeby coś podobnego spotkało partnera. W razie czego on będzie jego rodziną, tak jak sfora Martina i Daniela zastąpiła miejsce tamtej. I chociaż ci nie byli z krwi i kości złączeni z nim to stali się bliżsi niż ci, co zostali we Włoszech.
– Moja siostra zawsze będzie ze mną. Wiem, że kiedyś ją stracę, nadal wszak pozostanę młody, a ona będzie się starzeć. Nie patrz tak, czytałem wiele o konsekwencjach związania się człowieka ze zmiennym. Wiedziałem na co się piszę. Kiedyś i tak bym ich stracił lub oni mnie. Będę z nimi tak długo jak będę mógł. Dam radę, kocham ich, ale wybrałem ciebie.
– Jeżeli Daniel wyrazi zgodę to będziesz mógł im powiedzieć… – Wsunął się na jego ciało. Wcisnął nos w szyję Luisa. Pławił się w tym, że jego partner nosi teraz jego zapach.
– Wiem, ale na razie wolę zachować jak najdłużej w tajemnicy, że obok normalnego świata istnieje jeszcze inny, którego nie znają – stęknął czując cudowny ciężar na sobie. – Czy tobie znów stanął? – Nie uzyskał odpowiedzi, bo sam ją doskonale czuł na swoim brzuchu. Zanim zdążył coś powiedzieć jego ustami zawładnęły drugie, ponownie głodne i chciwe. Nie miał zamiaru się opierać przed tym czego tak bardzo sam chciał i potrzebował. Coś czuł, że tej nocy się nie wyśpi i jakoś nie było mu tego żal.