29 kwietnia 2014

Potęga miłości - Rozdział 4

Bardzo dziękuję za komentarze. :)

____________________



– Eee... – Czuł się jak uczniak dumający przy tablicy nad rozwiązaniem zadania. – Przepraszam, że musiałeś czekać. – Tylko oddech w głośniku mówił mu, że po drugiej stronie ktoś jest, a i widok potwierdzał, że Justin go słucha. – Od kilku nocy miałem problem ze snem i dziś popołudniem położyłem się i... Sam się pewnie domyślasz, że przysnąłem. Ale mniejsza z tym. Cieszę się, że odebrałeś telefon i w ogóle przeczytałeś mój list. – Pięknie teraz włączyło mu się paplanie Christiana. Czuł tak wiele w związku z tą chwilą, że musiał usiąść, bo mu miękły nogi. Ha, jemu. Mięknie jak ciepłe masełko przy tym mężczyźnie. Och, ludzie on cieszy się jak głupek z tego, że gada przez komórkę. Tylko mówi nie do byle, kogo. – W liście wiele napisałem, ale nie tyle, co bym chciał ci powiedzieć. Trudno jest prowadzić monolog, ale ważne, że słuchasz. – Jak tu się zaś ma skupić na rozmowie, kiedy znów jest szaleńczo podniecony? Próbował tamować swój szybki oddech. Miał wrażenie, że tak wiele zdradziłby, a on nie chciał spłoszyć Justina.

~*~*~

Słuchał tego głosu jakby był kołem ratunkowym w tym, co ciągle go otaczało. Ten głos był światełkiem w ciemności. Dario z każdym słowem przechodził do delikatnego szeptu. Mówił, że chciałby z nim porozmawiać, przytulić i pomóc mu. Justin każde słowo chłonął jak gąbka wodę. To nie było to, że się nasłucha i zaraz pobiegnie do niego zapominając o wszystkim. To po prostu był początek czegoś, co dopiero mogło acz nie musiało nadejść. Być może Dario dopiero znalazł klucz do kajdan strachu, jakie go spętały, ale jeszcze nie miał możliwości użyć tego narzędzia. Możliwe, że Justin mu na to nie pozwalał. Przecież to, że rozmawiają nie sprawia, że się nie boi. On po prostu od dawien dawna odczuł spokój. W ten sposób mogą się kontaktować. Gdy mężczyzna będzie mówił, będzie dobrze, lecz nie wyobrażał sobie stanąć z nim twarzą w twarz. Ciągle ten wystraszony chłopiec krzyczał, że to może być coś złego. W tej chwili starał się nie słuchać innych głosów. Teraz czerpał z chwili przyjemności. Głos nie zrobi krzywdy.
– Chcę byś wiedział, że nigdy nie zrobię czegoś, czego nie zechcesz. Pragnę byś się mnie nie bał. Mam wrażenie, że we mnie widzisz większe zagrożenie niż w innych. Nie mam ci tego za złe, kochany i dam ci czas na wszystko. – Słowo „kochany” wylało lawinę niesamowitych przeżyć, które sądził, że już dawno minęły. Po raz pierwszy od lat nawet jego ciało reagowało. Czuł już zapomniane napięcie w kroczu i rodził się w nim głód. Chciał się odezwać. Kilka razy otwierał usta w czasie krótkich chwil milczenia, lecz jego struny głosowe były tak mocno ściśnięte, że wypowiedzenie słowa było cięższe niż pokonanie wpław Oceanu Atlantyckiego. W każdym razie takie odnosił wrażenie.
– Justin? – Imię zostało wypowiedziane w taki sposób, że jego właściciel miał wrażenie, że parna noc robi się bardziej duszna. Ogarnął go ogień w podbrzuszu. Słyszał, że partnerzy na siebie reagują zwierzęcym instynktem, ale on sądził, że nie jest już mężczyzną. Tymczasem okazało się, że jego członek nie nadaje się tylko do sikania. Koń by się uśmiał na te jego wszystkie myśli, ale taka prawda. Nie potrafił się podniecić. Zamknął się na wszystko, co dawała dusza, serce i ciało. Skrył się w swej skorupce i ta powoli dzięki jednemu słowu oraz głosowi zaczęła pękać. Lecz do rozbicia jej była daleka droga.

~*~*~

– Justin – powtórzył, kiedy usłyszał szybszy oddech mężczyzny. Bolało go to, że ten się nie odzywa, ale jeszcze bardziej to, iż nie może być tam przy nim. Usiadłby w drugim fotelu i po prostu był. Tak jak jest teraz. Powinien się cieszyć, że może mówić do niego i w ten sposób jakoś oswoić go ze sobą. Niestety każda dawka przyjemności woła o więcej. On chciałby więcej i dałby wszystko Justinowi. – Zależy mi na tobie. Z każdym dniem mocniej. Mam wrażenie, że wiążę się z tobą na odległość. Wiem, mogę wydawać ci się szalony, ale ostatnie dni jasno dały mi to do zrozumienia. Mimo że jesteś tak daleko ode mnie, to jesteś moim partnerem na teraz i na zawsze. Będę czekał na ciebie. Pamiętaj, że gdziekolwiek byś był, nawet najgłębiej skryty w koszmarze strachu, znajdę ciebie. Tego ciebie, jakim byłeś dawniej. Znalazłem cię raz i znajdę drugi raz. Potrzebuję tylko poszukać właściwego klucza. – Być może już go znalazł i wystarczy go tylko odpowiednio użyć. – Nie zrezygnuję, kochany.

~*~*~

Justin słuchał tego z mocno bijącym sercem. Ten głos, te słowa stawały się spokojną oazą na pustyni. Spojrzał w niebo, chmury przykrywały gwiazdy okrywając wszystko czarną pierzyną. Gdzieś w oddali, na horyzoncie błysnęło. Powietrze stawało się coraz bardziej duszne, co zwiastowało rychłą burzę. Po upałach każda burza w tym rejonie kraju, była groźna. Niosła ze sobą ulewne deszcze, potężne wiatry i masę wyładowań atmosferycznych. Zapowiadała się bardzo ciężka noc. Justin zaczął martwić się o Dario. Mężczyzna nie zdąży do domu przed burzą. Powinien już iść ze wzgórza. Chciał mu powiedzieć, że pragnąłby go słuchać długo, najlepiej do rana, ale martwił się, że Dario zmoknie. W dodatku rozmawia przez komórkę. Zmienni żyli długo, całe wieki, ale z łatwością można ich było zabić, więc nawet mały piorun mógłby... Och, nie powinien siać w swojej głowie czarnych scenariuszy. Powinien kazać mu stąd iść, lecz nie mógł wydobyć z siebie głosu. Znów zaczął się denerwować. Przez to wszystko podniecenie mijało. Jedyne, co mógł zrobić, to po prostu rozłączyć się.

~*~*~

Dario spojrzał na wyświetlacz zaskoczony przerwanym połączeniem. Czyżby powiedział za dużo i Justin wystraszył się słów? Zaczął przeszukiwać w głowie wszystko to, co wypaplał. Aż dziwił się sobie, że słowa przychodziły mu tak łatwo i nie kłamał, nie opowiadał bajek, by kogoś zaciągnąć do łóżka. To wszystko, co mówił płynęło prosto z serca. Chciał wykonać ponowne połączenie, ale wtedy przyszła do niego wiadomość tekstowa. Odczytał ją i na ustach wykwitł mu głupi uśmiech. „Burza idzie. Wracaj do domu. Dziękuję.” Kilka słów, chociaż niewypowiedzianych, ale napisanych nabrało ogromnego znaczenia stając się skarbem dla Daria. Doskonale zrozumiał, o co mężczyźnie chodziło, więc odpisał: „Dobrej nocy, kochany mój. Jestem dla ciebie, a ty jesteś dla mnie. Razem stanowimy całość. Pamiętaj o tym. Pisz, kiedy będziesz chciał.” Zapewne dla wielu było kiczem to, co mówił lub pisał, lecz nawet jakby ktoś się miał śmiać z jego słów to miał to gdzieś. Mógł, chciał i zamierzał traktować swego partnera jak bezcenny skarb. Okazywać, co czuje. Nie można wstydzić się uczuć. Choćby Daniel, taki poważny przywódca, a potrafi nie chować się z tym jak bardzo kocha swych partnerów. On też nie ma zamiaru udawać twardziela. Justin zbudził w nim nieznaną stronę i chciał, aby ta istniała.
Nie otrzymał odpowiedzi, a Justina nie było już na ganku, więc i on ruszył w stronę Arkadii. Nie zdążył wsiąść do zaparkowanego na poboczu samochodu, gdy grube krople deszczu zaczęły obmywać jego ciało robiąc mu z każdą chwilą deszczowy prysznic, a niebo, co rusz rozświetlały błyskawice.

~*~*~

Przedzierające się przez chmury, pioruny jeden za drugim uderzały w najwyższe szczyty i okolice miasteczka. Ulewny deszcz lał się z nieba, chwilami stając się nieprzeniknioną ścianą wody. Jakby ktoś zrzucił na Camas wodospad Niagara. Silny wiatr wzmagał szaleństwo nawałnicy. Noc w Arkadii była bardzo niespokojna. Wielu pozostało w swych domach, ale kilku zmiennych wolało ten czas spędzić w dużym budynku. Dario zdążył się już wysuszyć, ale nie poszedł spać, na wszelki wypadek gdyby coś złego się działo. Niespokojnie siedział w salonie i co rusz patrzył na telefon w swej dłoni. Nie wiedział jak Justin znosi taką pogodę. Na szczęście nie był sam. Udawał, że nie widzi pełnego ciekawości wzroku Christiana, który trzymał na kolanach swego syna o blond włosach. Dzieci się obudziły przestraszone teatrem, jaki rozgrywał się na dworze i ich ojcowie mieli teraz ręce pełne roboty próbując je uspokoić.
– Ile to już trwa? – zapytała jedna z kobiet.
– Z godzinę – odrzekł Martin. – Prawdopodobnie jutro drogi będą pełne mułu i błota. – Podszedł do Daniela i wziął z jego rąk Steffi.
– Rankiem trzeba będzie wziąć się za solidne sprzątanie – rzekł Daniel.
– O ile przestanie padać – dodał Robert odrywając wzrok od okna. – Z tego, co wiem, to z gór może poznosić masę ziemi i kamieni. Wicher łamie gałęzie. Okolice jeziora i północna strona lasu mogą wymagać oczyszczenia.
– Przejdę się jutro, jak zrobi się pogoda, i sprawdzę teren na południu – zaproponował Dario. Tęsknił za obowiązkami bety, więc chociaż tak pomoże sforze. – Wydaje mi się, że nawałnica minie i huraganu nie będzie. Pójdę się położyć. Jakby, co, to mnie budźcie. – Wstał. Chciał iść spać i chociaż na chwilę zagłuszyć tęsknotę.
– Najlepiej by było gdybyśmy wszyscy poszli spać. Jutro będziemy chodzić nieprzytomni – powiedział Martin. – Sądzę, że dzieci już się przyzwyczajają do szalejącej pogody. – Wskazał na zasypiającą w jego ramionach brązowowłosą dziewczynkę.
– Masz rację trzeba je położyć, ale najpierw pozwólcie, że chwilę porozmawiam z Dariem na osobności. – Christian energicznie poderwał się z kanapy zostawiając syna w ramionach młodej samicy. Dogonił Daria zanim ten wspiął się na schody. – Poczekaj.
Dario obejrzał się za siebie. Skąd on wiedział, że ciekawość nie pozwoli młodemu smokowi na czekanie do jutra, kiedy to zapewne spotka się z przyjacielem i wszystkiego dowie. Nie chcąc go męczyć, już i tak wystarczająco go przytrzymał w niepewności, powiedział:
– Odebrał. Jak przewidywałeś, nie odezwał się, ale słuchał. Potem, kiedy nadeszła burza, rozłączył się, lecz napisał smsa. – Wyszczerzył się jak głupi do sera na wzmiankę o tym. – To więcej niż sądziłem, że dostanę – mówił rozmarzonym głosem.
– Cieszę się z tego powodu i tego, że właśnie to ty okazałeś się być jego partnerem.
– Gdyby inny się nim okazał, może nie bałby się tak...
– Nie prawda. Tak samo wszystko by odczuwał. – Czasami ciężar tego, co spotkało Justina przytłaczał go, ale trzymał tajemnicę szczelnie zamkniętą. Tylko Justin miał prawo do mówienia o sobie takich rzeczy.
– Nie jestem miłym facetem – wycedził Dario.
– Pierdzielisz. Jesteś miły i sam o tym nie wiesz. Potrafisz pomóc, komu trzeba. Zawsze można na ciebie liczyć. Nie słuchaj tego, że mówią, iż jesteś agresywny. Przeszłość nie może ciągnąc się za tobą. Daniel mi mówił, jaki byłeś w wieku nastu lat. Co potem robiłeś. Jak ciężko panować ci nad sobą. Dałeś temu przykład ostatnio. – Dario odchrząknął i poruszył się niespokojnie, jakby w zawstydzeniu. – Lecz rozumiem, w jakiej jesteś sytuacji. Przeszłość, cierpienie, tęsknota – kontynuował Christian – wyzwala różne instynkty. Również te złe. Wiem, że jesteś ciepłym facetem. Szkoda, że nie widzisz siebie, tego jak mówisz o Justinie i jaką masz wtedy twarz. Jesteś zakochany po uszy. Dasz radę zdobyć jego serce. Kilka tygodni temu zrezygnowałeś i dobrze. – Podniósł rękę, by mężczyzna mu nie przerywał. – Dobrze zrobiłeś, gdyż nie byłeś gotowy do wytrwania. Dopiero teraz masz moc. Ona jest tutaj. – Christian położył dłoń w miejscu serca mężczyzny.
Dario nie wiedział, co powiedzieć. Czuł się podbudowany tymi słowami i miał jeszcze większą zachętę do walki o zdobycie Justina. Widział jak do holu wchodzi Daniel, ale nie podszedł do nich. Stał i czekał, aż Chris będzie wolny.
– Nadal mnie ciekawi, co takiego stało się, że jednak nie chcesz odrzucić Justina, mimo że to uczucie i wieź partnerska może być trudna do związania się w pełni.
– To była chwila – odpowiedział Dario. – Popchnięcie we właściwym kierunku zawdzięczam pewnej znajomej wampirzycy. Powiedziała, że o szczęście trzeba walczyć. Poddając się można stracić wszystko.
– Mądra kobieta. – Chciał jeszcze coś dodać, ale został przyciągnięty do boku Daniela, który uznał, że koniec tej rozmowy i nie zamierzał pozwalać na dalsze męczenie Daria.
– Daj Dariowi spokój, ty moje ciekawskie słoneczko. – Pocałował go z czułością w skroń.
– Ja chcę tylko pomóc miłości. – Przytulił się do partnera.
– Danielu, masz bardzo mądrego partnera – przyznał Dario.
– Wiem. Jest seksownym, uroczym i słodkim gadułą. – Odsunął się zanim dostał lekkiego kuksańca w bok, a potem pociągnął Chrisa do salonu mówiąc, że muszą wziąć dzieci do spania.
Dario westchnął. Miał wielką ochotę na kontakt z Justinem. Przez chwilę zastanawiał się czy napisać do niego smsa, bo bał się go obudzić, lecz zanim dotarł na piętro już wpisywał pierwszą literę.

~*~*~

„Wybacz, że pewnie cię obudziłem, ale nie potrafię powstrzymać się przed powiedzeniem ci dobranoc. Wiem, że jest już druga w nocy i już raz ci to mówiłem, lecz pragnę wyszeptać ci to do ucha. Dobranoc, kochanie.”
Odczytał wiadomość i lżej mu się zrobiło na sercu. W taką noc nie spał. Zresztą ostatnio mało sypiał. Wziął głęboki oddech i odpisał do niego.
„Nie spałem. Trudno spać, gdy za oknem burza. Też ci życzę dobrej nocy. Dotarłeś do domu bez szwanku? I czemu jeszcze nie śpisz?” Nie wiedział, czemu dopisał pytania do tego. Zrobił to podświadomie, jakby chciał podtrzymać konwersację. Przez chwilę zastanawiał się czy ich nie skasować, ale w końcu zrugał siebie za tchórzostwo i sms poleciał do adresata. Odpowiedź nadeszła po kilku minutach i na nią też odpisał. Rozmawiali w ten sposób przez godzinę. Dla Justina taka forma wymiany informacji, była najlepszą w takiej sytuacji. Po co dzwonienie jak i tak, by się nie odezwał. Tak to wymienili kilka informacji o tym jak minął im dzień, chociaż on był w tym bardziej powściągliwy. To wszystko ukoiło go na tyle, że po raz pierwszy od dawna spokojnie zasnął z telefonem w ręku.

~*~*~

Dario nie otrzymał odpowiedzi na kolejnego, smsa i tym razem domyślił się, że mężczyzna zasnął lub wyładowała mu się bateria. Sam nie zwrócił uwagi na czerwony migający wskaźnik baterii w swoim telefonie. Odłożył go na szafkę stojącą przy łóżku i zakopał się w pościeli zasypiając we wtórze oddalających się grzmotów.

~*~*~

Miał sen. Piękny sen, w którym był normalny. Potrafił kochać, wierzył w siebie, ufał innym i czerpał przyjemność będąc tulonym przez silne ramiona. We śnie nie był sam. Istniał wraz z partnerem u boku. Trwając przy nim. We śnie nie było strachu, bólu, tylko bezpieczeństwo i czułość.
Otworzył oczy i nadal wszystko pamiętał. W tym śnie nie było obrazów, lecz same odczucia, które przywoływały nikły uśmiech na usta Justina. Po raz pierwszy nie dręczyły go koszmary. To jakiś cud. Jego zmęczone życiem dusza i ciało potrzebowały impulsu, by żyć. Zawiesił wzrok na leżącym obok telefonie. Może tego cudu, impulsu dostarczył mu ktoś, z kim nocą wymieniał smsy? Te kilka wiadomości sprawiło, że coś w nim poruszyło inną strunę, tę odpowiedzialną za przyjemności. Wzniecały nareszcie coś dobrego. Po raz kolejny odczytał wszystkie wiadomości i zorientował się, że na ostatnią nie odpisał. Usiadł opierając plecy o ścianę za nim. Zastanowił się, co miał napisać.
Wystukiwanie na małej klawiaturze kolejnych liter, z których powstawały słowa coraz łatwiej mu przychodziło. Nie to, że nie umiał pisać. Umiał, tylko zwyczajnie nie wiedział, co. Do głowy jednak napływały mu odpowiednie myśli i przekazywał je na tekst. Zaraz jednak przyszła refleksja. Jakby jego druga strona zabrała głos. Jak długo Dario będzie zadowolony tylko z takiego kontaktu? Miał wierzyć w jego słowa, że mężczyzna będzie czekał? Co jak zmienny wilk nie miał, na co czekać? Co jak on nigdy się nie zmieni i nie pozwoli na bliski kontakt ze swym partnerem? Nawet nie był w stanie mówić do głupiego głośnika w telefonie, a co dopiero... Byłby kimś złym skazując partnera na cierpienie czekania. Nie mógł dawać mu nadziei.
Odrzucił telefon nie kończąc wiadomości. Tak będzie lepiej. Zero kontaktu oznacza brak nadziei i na pewno Dario zrezygnuje z niego rozumiejąc, że nie ma sensu starać się o kogoś takiego nijakiego jak on. Gdyby teraz był przy nim Christian i zastałby obecną sytuację nazwałby go głupcem. Miałby rację. Był głupi, beznadziejny, do niczego się nie nadawał. Nawet do kochania. Nie chciał męczyć Daria, więc lepiej od razu przerwać tę cienką nić ich wiązania. Dario może mieć wielu mężczyzn i każdy może mu dać bardzo dużo. Przede wszystkim siebie i miłość, bo on był pewny, że mu tego nie da. Co to za związek na odległość? To nie ma sensu. Przekonany o słuszności swojej decyzji, nie biorąc pod uwagę głosu tego, jaki gdzieś tam w nim wołał, że chce swojego partnera, ponownie ułożył się do snu pogrążając się w depresji i czarnych myślach. Przez chwilę jeszcze, kładąc głowę na poduszce patrzył smutnymi oczami na telefon. Niepewność, lęk, niepokój znów wróciły odpędzając chwilową radość tam, gdzie miała zostać ponownie zapomniana. Zamknął oczy i po kilkunastu minutach znów śnił. Tym razem to nie był piękny sen, ale znany mu koszmar. Obrazy wyświetlały się bardzo wyraźnie. Z tym, że on nie był obserwatorem. W pełni w tym uczestniczył, a kolejne baty odczuwał na swoim krwawiącym ciele. Wraz z tym dawny Justin, ten wesoły, szczęśliwy chłopak, znikał, a na jego miejscu pojawiała się wystraszona kukła z pokaleczoną duszą, której nic nie potrafiło uleczyć.

~*~*~

Sheoni spojrzała z miłością w oczach na swego ukochanego. Wiedziała, że Jacob ma wiele zmartwień z powodu brata. Złapała go za rękę nie pozwalając dopiąć koszuli.
– Chciałabym z tobą chwilę porozmawiać.
– Już późno. Zaspaliśmy, a trzeba wziąć się za uprzątnięcie skutków nocnej nawałnicy.
– Nie zajmę ci dużo czasu. Nadal nie porozmawiałeś z Dariem – stwierdziła – dlaczego?
– Wybacz, kochanie, wiem, że obiecałem, ale mam masę pracy. Ostatnio wszystko spada na moją głowę. Justin spędza mi sen z powiek, nasz beta odchodzi i muszę znaleźć kogoś nowego, do tego odeszło kilku kupców i nie mam, komu sprzedać młodych ogierów. Może trzeba było zająć się bydłem nie hodowlą koni?
– Bzdury gadasz. Nie pierwszy rok się tym zajmujesz i nieraz były trudności, a wychodziliśmy na swoje. Utrzymasz sforę. Biedni nie jesteśmy, a ludzie pracują na utrzymanie grupy. – Nie mogła pozwolić, by i jemu udzielił się pesymizm. – Pierwsze, co zrób, to zadzwoń do Daria. Jak nie masz jego telefonu to skontaktuj się z alfą Alston on ci poda numer. Mam wrażenie, że rozmowa z Dariem Monahanem pomoże tobie przyswoić informację, że on będzie walczył o swojego partnera.
– Nie chcę, aby go skrzywdził. Wiem, co chcesz powiedzieć, moja miłości. – Objął ją delikatnie. – Że partnerzy więzi nie mogą skrzywdzić tej jedynej osoby. Chodziło mi raczej o to, że sama jego obecność doprowadza Justina do nastrojów, które mi krają serce.
– Nie uchronisz go przed życiem. Dario to porządny samiec. Zresztą sam mówiłeś, że Justin już nie reaguje jak wcześniej. Wtedy to dla niego była szokująca sytuacja. Nie spodziewał się, że znajdzie partnera. – Cmoknęła Jacoba lekko w usta i odsunęła się. – Posłuchaj mojej intuicji. Nigdy mnie nie zawiodła. Justin znalazł to, czego szukał i zrozumie, że to najlepsze, co go spotkało. Tylko Dario musi wiedzieć, że może się o niego starać.
– I tak to robi. Nie zapominaj o liście i telefonie.
– Mądry facet. – W elektronicznej niani dało się słyszeć płacz dziecka. – Ben się obudził. Zmykam do naszego syna, a ty...
– Tak, tak. – Był wielkim alfą, przywódcą, a bycie pod pantoflem tak mądrej kobiety nawet mu odpowiadało. Czasami.

~*~*~


Wybudził go dźwięk pracujących pił. Wstał z łóżka i wyjrzał przez okno. Na dworze już nie padało. Kilkoro zmiennych pracowało nad odsunięciem błota ze ścieżek pokrytych betonową kostką, a inni piłami łańcuchowymi cięli na niewielkie klocki powalone wiatrem konary drzew.
– Szlag – przeklął Dario. – Mogli mnie obudzić. – Zaczął krążyć po pokoju i naprędce się ubierać. Przysparzało mu to sporo problemów, gdy skakał po sypialni próbując założyć na stopę skarpetę i jednocześnie szukał reszty swego ubrania. Raz omal nie wywinął orła naciągając odnalezione czarne jeansy, a drugi raz chciał założyć koszulkę z długim rękawem tył na przód. Tak to jest w pośpiechu. Chcesz szybko, a i tak ci dłużej nad tym schodzi. Do tego dołączane przekleństwa także nie pomagały. Kiedy w końcu, jakimś cudem, był gotów do wyjścia złapał telefon od razu wsuwając go do tylnej kieszeni jeansów. Roztrzepał palcami włosy próbując je jakoś ułożyć i zbiegł na dół. Udał się prosto do kuchni po porcję czarnej kawy. Postawi go na nogi dając solidnego kopa.
– Hej – przywitał się z jedyną obecną w kuchni osobą. – Czemu nikt mnie nie obudził?
– Próbowaliśmy, ale spałeś jak zabity – odparł Christian karmiąc Felicję butelką wypełnioną mlekiem. – W sumie dopiero dziesiąta. Patrząc na to, o której poszło się spać...
– To żadne wytłumaczenie – burknął Dario nalewając sobie kawy z ekspresu. Lubił parzoną, a nie taką, lecz nie będzie grymasił. – Każda pomoc się liczy.
– Spokojnie, dopiero zaczęli. Rano jeszcze lało jak z cebra. – Odstawił butelkę na stolik obok komórki Daniela.
– To mnie pozostaje obejść teren wokół. Zacznę od południa jak w nocy wspominałem. Tam z gór mogło pościągać zwały błota.
– Podobno tam są osuwiska, więc uważaj. Fel, powiedz wujkowi, aby uważał. – Dziewczynka zapiszczała. – Widzisz? Rozumie.
– To zmienna, wszystko rozumie. Na mnie pora. – Odstawił niedopity napój.
– Nic nie zjesz?
– Nie jestem głodny.
– Widzisz wujcio żyje miłością. Kocha wujka, którego jeszcze nie znasz, ale poznasz. Dario znajdzie sposób by być z tym, kogo przeznaczył los – tłumaczył córeczce, gdy zostali sami. – Wujek najpierw się poddał, ale zmądrzał i zaczął walczyć. Chciałbym, oczywiście jak dorośniesz, żebyś spotkała takiego cudownego mężczyznę jak Dario. No albo kobietę – dodał po chwili. – Ech, po co ja ci to mówię?

Monahan nie chciał podsłuchiwać, lecz mimowolnie zatrzymał się, gdy wypowiedziano jego imię. Christian w niego wierzył. Zastanawiał się, jaki stosunek miały do tego alfy, chociaż znając ich kibicowali nowo rodzącemu się związkowi.

~*~*~

Chris usadowił córeczkę w wózku i okrył ją kocykiem. Reszta dzieci przebywała na piętrze z nianią. Jeszcze spały.
– To teraz... – przerwał, gdy rozdzwoniła się komórka Daniela. – O, to ktoś do tatusia. Zapomniał telefonu. Odbierzemy, bo to może coś ważnego. – Podszedł do stołu i wziął w rękę komórkę. Nacisnął klawisz z zieloną słuchawką i przystawił aparat do ucha. Zanim zdołał otworzyć usta, ktoś po drugiej stronie odezwał się pierwszy.
– Danielu, burza nie wyrządziła wam... – Dalej już nie słyszał, bo komórka wypadła z ręki Christiana, który czuł jak lodowaty dreszcz wspina się po jego kręgosłupie. Znał ten głos. Znał i pamiętał, aż za dobrze. Czując jak bliski jest omdlenia z trudem dotarł do krzesła i usiadł na nim ciężko. Wokół przestało wszystko istnieć, a czas się cofnął do tamtej nocy, kiedy go porwano.


22 kwietnia 2014

Potęga miłości - Rozdział 3

Omal zapomniałam, że mam dzisiaj wrzucić rozdział. Te święta całkiem pomieszały mi w dniach. Życzę miłego czytania i dziękuję za każdy komentarz. ^^

_________________

Mając do dyspozycji cały czas świata i władzę nad nim, nie byłby w stanie sprawić, by ten wpierw biegł szybko do pewnej chwili, a potem się zatrzymał i ten kawałek nocy pragnąłby, aby trwał wieki. By mógł siedzieć przed domem, na swym stałym miejscu i czekać. Czekać na niego. Mężczyznę, który od tygodnia, co noc, o tej samej godzinie przychodził na wzgórze. W bezwietrzne noce nie czuł jego zapachu, ale i tak wiedział, że on tam jest. Te krótkie, zaledwie godzinne spotkania powodowały, że Justin zaczynał przyzwyczajać się, do partnera. Nie był gotów zbliżyć się do niego, lecz będąc z daleka, bezpieczny przy domu, strach przestał go paraliżować. Obecność Daria stawała się czymś naturalnym. Wiedział, że jego brat obserwuje go teraz przez okno siedząc przy stole w kuchni. Popijał gorącą czekoladę, której nie mógł sobie odmówić nawet w parną noc, udawał, że pracuje. Zapewne w wolnej ręce trzymał jeden z raportów, by stwarzać pozory zajętego. Justin bardzo dobrze znał swego brata.
Myśli tylko na chwilę skręciły z obranej drogi i ponownie powróciły do Daria. Przyciągnął nogi do swej klatki piersiowej i objął je rękoma. Brodę oparł na kolanach i wpatrzył się w ciemność. Pomimo że czuł się lepiej przez te ostatnie dni, nadal przeklinał siebie za to, jaki jest. Był taki głupi. Dario cierpiał, a on był zbyt słaby, by pokonać lęki. Tamto bolesne wycie ciągle słyszał w głowie i słowa Christiana z wczoraj: „On nie zrezygnuje z ciebie. Na jakiś czas się poddał, ale teraz tego nie zrobi. Widzę go codziennie i to jak bardzo jest zdeterminowany.”
Kiedy dam radę, by zrzucić te krępujące mnie okowy? Wiem, że nic mi nie zrobisz, nie będziesz taki jak on, lecz nie potrafię się przemóc. To wszystko siedzi we mnie i mnie niszczy. Tak bardzo się przeraziłem, gdy się pojawiłeś, a teraz... Teraz to chciałbym być inny. Mieć to, co maja inni. Partnera. Tylko jakbym teraz chciał pójść w twoją stronę nie dałbym rady. Wiem to. Innym się może wydawać, że łatwo jest postawić stopy na deskach, z jakich zbudowana jest podłoga ganku, zejść ze schodów i pójść do ciebie. Sama myśl o tym już napawa mnie trwogą. Moje ręce zaczynają się trząść. Jakbym teraz wstał uciekłbym, a tego nie chcę, więc wolę tu zostać i czerpać z tych ulotnych chwil. Sama świadomość, że jesteś, przychodzisz daje mi ukojenie. Chcę byś to robił, ale nie powinieneś, co noc tu wracać. Przez to bardziej cierpisz. Nie ważne jak cenne są dla mnie te chwile, ty i tak o tym nie wiesz. Powinieneś mieć partnera, którego mógłbyś dotknąć, z którym mógłbyś porozmawiać. Nie kogoś, kto dawno temu umarł. Nie mnie, który jest tylko wrakiem, wspomnieniem tego, co było. Nic nieznaczącą skorupą. Nic nieczującą poza znanym mu strachem.
Oparł czoło o kolana i ciężko westchnął. Wiedział, że użala się nad sobą. Był naprawdę żałosny.

~*~*~

Przychodził tu z nadzieją, że zdoła oswoić Justina ze sobą i w przyszłości ten pozwoli mu podejść do siebie. Wystarczyłoby mu tylko to, mimo że bardzo go pragnął. Mimo że za każdym razem jego penis sączył swoje soki i był tak twardy, że mógłby zrobić dziurę w spodniach, to ignorował go. Jak bardzo można ulec przemianie, żeby cielesne potrzeby, jakie zawsze rządziły Dariem, odrzucić i móc pragnąć tylko ujrzeć z bliska partnera? Wystarczyłoby mu tylko muśnięcie skóry na policzku. Zapewne oszalałby nie móc go posiąść i oznaczyć, lecz już to by wolał niż go skrzywdzić, niż zrobić coś wbrew ukochanemu.
Będę z tobą z daleka dopóki nie przyzwyczaisz się do mnie. Będę cię chronił, chociaż nie mogę sprawić, by moje ramiona owinęły się wokół ciebie i w ten sposób dały ci podporę w tym, co cię męczy. Mam ci tyle do powiedzenia i nie mogę tego zrobić.
Nagła myśl wkradła się w umysł i serce Daria sprawiając, że urosła w nim wiara na lepsze jutro. Jak mógł o tym nie pomyśleć? I on się miał za wykształconego człowieka? Tak łatwo może z nim porozmawiać.
Co ci powiem, jak już będę mógł to zrobić? Czy wystarczy mi odwagi, by się odezwać? Sprawiasz, że czuję się jak Robert w stosunku do Karii. Co teraz czujesz, kochany? Położyłeś czoło na kolanach. Boisz się, martwisz? Nie bój się, jestem tutaj, byś już nigdy nie był sam. Powinienem komuś podziękować, że znów wracam na dobrą drogę. Teraz już muszę iść, ale wrócę tu jutro, nocą. W dzień, mam nadzieję, że odbierzesz ode mnie wiadomość.

~*~*~

Daniel podniósł wzrok znad dokumentów, kiedy do gabinetu wszedł Christian z Felicją na rękach. Na ustach alfy pojawił się pełen ciepła i czułości uśmiech. Obszedł biurko i odebrał z rąk partnera swoją córkę.
– Chciała do taty Daniela. Nie interesowało jej to, co dzieje się w kuchni, to ile ma tam wujków i cioć. Adam i Steffi bawią się w Martinem i resztą. W każdym razie Martin próbuje ich nakarmić z małą pomocą. Fel zjadła wszystko. Kochanie, masz dużo pracy?
– Niewiele, a co?
– Mógłbyś...
– Przecież to moje dziecko z przyjemnością się nią zajmę. – Pocałował Christiana w czoło. – Masz plany na dziś?
– W sumie to nie wiem. Podobno Dario chce się ze mną spotkać i porozmawiać. – Poprawił spódniczkę Felicji. – Coś czuję, że to będzie rozmowa o Justinie.
– Martwisz się – stwierdził Daniel widząc zmarszczone brwi u swego słoneczka, jak go czasem nazywał. Felicja zacisnęła piąstkę na jego kciuku.
– Szkoda mi ich obu. Staram się spędzać czas z Justinem. Widzę, że to mu pomaga, otwiera się na innych, ale nie jestem w stanie sprawić, by coś więcej się zmieniło. Nie mnie potrzebuje. Nie potrafi zrozumieć, że partner dla zmiennego to lek na cierpienia duszy. Gdyby, chociaż pozwolił mu się do siebie zbliżyć, a on wpada w panikę, kiedy sama myśl o bliskości Daria nawiedzi go. Z partnerem u boku stałby się silny i wolny. – Nie chciał wiedzieć, jaki on miałby trudny powrót do normalności tuż po porwaniu. Bez Daniela i Martina jego świat stałby się tak samo pusty jak był przez pewien czas. Bez nich byłby wrakiem, niczym. Nie istniałby. Objął Daniela uważając na ich córkę i wtulił twarz w jego ramię.
– Ej, kochanie, co się dzieje? – Pogłaskał Christiana po głowie.
– Dobrze, że Martin i ty jesteście. Nie muszę mieć pałaców, klejnotów, złota, chcę mieć tylko was i nasze dzieci. To mi wystarczy. – Nie miał majątku po ojczymie, bo wszystko zabrał Stone, a i tak oddałby go dla potrzebujących zmiennych. Do pieniędzy po mamie dostanie dostęp po ukończeniu dwudziestu jeden lat. Te zostawi swoim dzieciom. On jedyne, czego chciał to być z tymi, których kocha. Ucałował Daniela w szyję, a zaraz potem swoją małą brunetkę w jej małe czółko. – Kocham was. Wiesz gdzie jest Dario?
– Odkąd nie pełni obowiązków bety, co rano przesiaduje w sadzie.
– Racja. Dziękuję, że daliście mu szansę. – Odwrócił się i ruszył do drzwi. Daniel miał doskonały widok na jego sylwetkę. Zmienny smok związał włosy w koński ogon, z powodu panującego upału nie lubił mieć rozpuszczonych. Miał na sobie krótkie, granatowe szorty, które więcej odsłaniały niż zasłaniały, ale Daniel darował sobie dyskusję z nim na temat tego jak się ubiera. Chris zawsze argumentował, że jak mu się nie podoba, to może chodzić nago, więc obaj z Martinem woleli już wersję, jaką dziś prezentował ich partner. Koszulka na ramiączkach odsłaniała cudowną opaleniznę, która taka sama była na długich, prawie kobiecych nogach. Lewa kostka ozdobiona była srebrną bransoletką, a stopy ładnie prezentowały się w japonkach. Wszystko to pokazywało jak jeszcze młodziutki i bardzo dziewczęcy był Christian. Chłopak miał w sobie pierwiastek kobiecości i nie to, że zachowywał się kobieco. On po prostu emanował czymś takim, że zwracał na siebie uwagę nawet hetero mężczyzn. Zwłaszcza, kiedy nie stronił od makijażu. Jakkolwiek by Christian nie wyglądał czy też ubierał się i tak obaj z Martinem będą go kochać. Ktoś by mógł powiedzieć, że facet w garniturze, dziewczęcy chłopak i mężczyzna w skórzanych spodniach, i koszulkach z dziwnymi nadrukami, z ciałem ozdobionym tatuażami, noszącym glany lub inne tego typu buty, nie będą do siebie pasować. Oni wbrew stereotypom pasowali do siebie i tworzyli pełen harmonii związek.
– No to, co, maleńka, robimy? Pomożesz mi w raportach finansowych czy poszukamy tatusia Martina? – Dziecko zapiszczało żywo na wypowiedziane imię. – Masz rację, szukamy tatusia. Jeszcze dziś go nie przytulałem.

~*~*~

Znalazł Daria w wielkim ogrodzie, który z jednej strony miał część orną i na niej rozwijały się teraz różne warzywa, a z drugiej był sad, a w nim rosło wiele drzew owocowych. Mężczyzna siedział pod jabłonią i jadł jabłko. Mimo tej postawy „mam wszystko gdzieś”, wyglądał na zamyślonego i stęsknionego.
– Co mogę ci dać, by dowiedzieć się, gdzie wędrujesz myślami? – Christian zerwał z niższej gałęzi jabłko o czerwono żółtej skórce. Otarł je w koszulkę i usiadł naprzeciwko Daria. – Szukałeś mnie.
– Chciałem z tobą porozmawiać, bo... Właściwie chcę cię o coś prosić, partnerze moich alf. – Poruszył się niespokojnie, jakby bał się, że jego prośba nie zostanie spełniona.
– Słucham, więc. – Wgryzł się w soczysty i słodki owoc. Na jego twarzy gościła powaga.
– Wiem, że pewnie proszę o niemożliwe, ale czy mógłbym dostać numer telefonu Justina? Ja nap... – urwał w pół słowa, gdy Christian podniósł rękę.
– Przykro mi, ale bez zgody Justina nie mogę tego zrobić. Chcę wam pomóc, ale sam wiesz jak jest.
– Wiem, dlatego nie wymuszam, żebyś to zrobił bez jego zgody i wbrew zasadom. – Uniósł biodra i sięgnął do tylnej kieszeni spodni. – Dlatego napisałem to. – Pokazał równo złożoną kartkę i podał ją zmiennemu smokowi.
– Rozumiem, że mam mu to dostarczyć? – Wziął wiadomość i zacisnął na niej palce. Zmienny wilk kiwnął głową. – Jeszcze dziś Justin dostanie to do rąk własnych. Nie bój się nie przeczytam listu. Nie mam w zwyczaju czytać czyjejś korespondencji. – Był podekscytowany tym listem. To pierwszy poważny krok ze strony Daria. I jeszcze ten telefon. Justin i Dario żyli blisko siebie, a musieli kontaktować się ze sobą jak ludzie mieszkający od siebie setki mil. Wszystko przez przeszłość, jaka zniszczyła delikatną i wrażliwą duszę.
– Nie tego się boję, tylko tego, że on nie przeczyta listu. Umieściłem tam prośbę o numer telefonu i podałem swój. Proszę... – Spojrzał z błaganiem w oczach na Christiana. Chłopak uznał, że w tej chwili ten potężny, zawsze silny Dario wyglądał jak słodziak.
– Dam mu to i resztę zostawię jemu. Ewentualnie zasugeruję, że dobrze by było jakbyś miał jego numer. Nie obiecuję, nawet jak będziesz mógł zadzwonić, że on się odezwie. Zaczął więcej mówić, ale dla niego jesteś...
– Obcym, zagrożeniem. Wiem o tym. Ty wiesz, co mu się przydarzyło?
Długa chwila milczenia dała Dario odpowiedź, a późniejsze słowa potwierdziły przypuszczenia.
– Wiem, ale tylko on może ci powiedzieć, co się wydarzyło. Postaram się dostarczyć mu ten liścik jak najszybciej. – Wstał i otrzepał się z trawy. Właściwie za chwilę dostarczy wiadomość. Musi tylko poszukać kogoś, kto by go zawiózł do Langstonów. Naprawdę musi zrobić prawo jazdy. Na zakupy do miasteczka mógłby sam pojechać. Czasami wybrać się do miasta. Nie był tam od czasu ucieczki przed Stonem. Mógłby się spotkać z Luisem i Sonią. Oboje podjęli pracę i nie mogą się wyrwać, by tu przyjechać. Dobrze, że były telefony i internet, to miał z nimi kontakt. – Czekaj na wiadomość. Nie obiecuję, że będzie dobra, lecz wszystko może się zdarzyć – dodał zanim odszedł.

~*~*~

Dario cieszył się w duchu jak dziecko i jednocześnie bał się reakcji Justina. Liczył, że mężczyzna nie wystraszy się. Przecież to tylko list. Przelał w liście małą część tego, co mu chciał powiedzieć. Resztę zamierzał wyznać mu przez telefon i osobiście jak będzie im dane się spotkać. Może powinien więcej napisać. Miał nadzieję, że się nie ośmieszy tym, co mu napisał. Nie ważne, żadne słowa nie powiedzą tego, co ma w sercu. Za mało jest słów na wypowiedzenie tego, co czuł. Na razie to i tak marzył, aby usłyszeć jego głos. Tak, bał się, że Justin może się nie odezwać, ale nawet wtedy będzie do niego mówił. Niech jego partner słucha. O ile będzie taka możliwość. Skończył do końca jabłko i wyrzucił ogryzek. Wykosi trawę, by się czymś zająć.

~*~*~

Prywatny samolot wylądował na niewielkim lotnisku za miastem, przywożąc jedyną pasażerkę na pokładzie, która wyjrzała przez okno, by sprawdzić, czy już podstawiono limuzynę. Kobieta czekała na ten powrót bardzo długo i wyczekiwała go każdego dnia. Nareszcie będzie mogła spełnić swą przysięgę. Długo trwało zanim załatwiła wszystko, by mogła dokonać tego, co planowała. Była dumna z siebie, że powoli osiągała zamierzone cele, a one prowadziły do tego wielkiego. Zadowolona odpięła pas i wstała ze skórzanego fotela.
– Panno, Lacosta mamy nadzieję, że jest pani zadowolona z naszych usług. – Do części pasażerskiej wszedł kapitan z szerokim uśmiechem na ustach.
– Jak najbardziej. Mniemam, że będą państwo do mojej dyspozycji?
– W dzień i w nocy. Proszę tylko zadzwonić i zawsze dla pani zostanie podstawiony, któryś z samolotów – odparł szpakowaty, średniego wzrostu mężczyzna.
– Bardzo panu dziękuję. – Położyła rękę na jego piersi uśmiechając się zalotnie. – Niewątpliwie podróż należała do tych najlepszych. – Sugestia tego, co robili, gdy samolot był w powietrzu wyraźnie przebijała w jej głosie i z pewnością nie dotyczyła wyłącznie niewinnego lotu. – Miło było z panem podróżować.
– Przyjemność po mojej stronie.
– Proszę mi wierzyć, że po mojej również – rzekła muskając jego usta swoimi. Jaka szkoda, że miał żonę i dzieci, przydałby jej się do łóżka, bo wiązać się nie zamierzała. Pożegnawszy się z kapitanem opuściła samolot. Gdy szła w stronę limuzyny jej obcasy głośno stukały po asfaltowej płycie. Kobieta równo stawiała kroki, poruszając swobodnie biodrami. Cała jej postawa sugerowała pewność siebie i niezłomność. Wiedziała, czego chce i to dostanie.
– Witam szanowną panią. Jak minęła podróż?
– Dzień dobry, Edwardzie. Tak jak planowałam. Mam nadzieję, że tu wszystko w porządku.
– Tak. Wszyscy czekają na przyjazd swojej nowej szefowej – poinformował kierowca. – Jedziemy do domu?
– Najpierw na cmentarz, muszę kogoś odwiedzić. Zatrzymaj się przed pierwszą lepszą kwiaciarnią. Potrzebuję dużego bukietu. Nie pójdę w odwiedziny z pustymi rękoma.
– Jak pani sobie życzy. – Otworzył jej drzwi i mogła zająć wygodne miejsce z samochodzie. Nie przejmowała się swoim bagażem. Zajmą się nim odpowiedni ludzie.

~*~*~


– Co to jest?
– List od twojego partnera. Wraz z prośbą czy mógłbyś dać mu swój numer telefonu. Chciałby, chociaż w ten sposób być z tobą. Zanim podejmiesz decyzję i powiesz „nie”, bo wyglądasz jakbyś miał to zrobić, to przeczytaj ten list.
Justin drżącą dłonią wziął kartkę i zrobił to tak jakby była to najcenniejsza rzecz na świecie lub miała go zaraz pożreć. Oszołomienie i niedowierzanie zapanowało nad uczuciami zmiennego wilka. Dario do niego napisał i on miał to przeczytać. Serce mu mocniej zabiło i z ulgą stwierdził, że nie było w tym nawet nuty lęku. To było coś, czego się nie spodziewał, ale trudno mu było określić, co to za uczucie. Zapomniał już jak smakuje szczęście, ale i reszta pozytywnych emocji.
– Chcę to przeczytać w samotności. Bądź niedaleko – powiedział. Minął stojącego w pobliżu brata idąc do swego pokoju. Nie słyszał jak Christian mówi do Jacoba:
– Nie można im przeszkadzać. Są dorośli. Dwaj partnerzy powinni być razem, więc nie rób nic, aby im to utrudnić, dlatego, że boisz się o brata. On już ma swojego anioła stróża, musi tylko się przemóc.

Justin usiadł na łóżku i zanim rozłożył list, długo patrzył na to, co trzymał w dłoni. Przesunął palcem po kartce i w końcu zdecydował się na ostateczną decyzję. Rozłożył kartkę. Od razu rzuciło mu się w oczy ładne i równe pismo. Litery pochylone były lekko w prawo, a duże „J” z imienia, którym zaczynał się list, miało fantazyjny zawijas u dołu. Pierwszy raz spotykał się z czymś takim. Wziął głęboki oddech i zaczął czytać. Jeszcze dwa miesiące temu nie zrobiłby tego. Wszelki kontakt z Dariem uznałby, jako zagrożenie i schowałby się w piwnicy.

Justin
Właściwie nie wiem, od czego zacząć. Po raz pierwszy jestem w takiej sytuacji. Moje serce chciałoby ci tak wiele powiedzieć i nie wiem czy zdołam przynajmniej w małym stopniu przekazać moje uczucia. Bardzo pragnę się z tobą spotkać, lecz wiem, że to niemożliwe. Niemniej zaczekam, aż będziesz na to gotów. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Będę czekał nawet do końca życia na choćby jakiś mały znak od ciebie. Muszę ci powiedzieć, że chcę cię chronić i nie tylko, dlatego że jesteś moim partnerem. Zaczęło mi na tobie zależeć tak ogólnie na osobie, jaką jesteś, mimo że cię nie znam. Przychodzę na wzgórze, gdzie zawędrowałem przypadkiem, by, chociaż tak być blisko ciebie. Z radością spijam te kilka kropel szczęścia, kiedy tam jestem. Chciałbym ci pomóc, kochany. Ukryć w swych ramionach przed tym, co cię dręczy i sprawić, byś się uśmiechał. Nie robisz tego, prawda? Widzę cię z tego wzgórza, wiesz o tym. Cały czas patrzysz w miejsce gdzie stoję, gdy siedzisz na ganku. Ja jestem skryty w ciemności, ciebie oświetla światło lampy, która wisi na budynku. Nie mogę dojrzeć twojej twarzy, lecz sama twoja postać pokazuje mi jak bardzo jesteś splątany sidłami strachu, obaw i nieufności. Nie proszę cię, abyś mi zaufał, lecz błagam o choćby jedną szansę na bycie z tobą. Na to byśmy byli razem. Nawet jakby miała dzielić nas odległość.
Daję ci mój numer telefonu. Jest tylko mój i nikt inny go nie odbierze. Czuję, że pierwszy nie zadzwonisz. Dlatego jeżeli dasz mi szansę bym mógł zdobyć twe serce i sprawić, że się uśmiechniesz pozwól Christianowi podać mi twój numer komórki. Dziś, gdy będę na wzgórzu zadzwonię. Mam cię o to błagać na kolanach, kochany? Chyba już to robię.
Dario. Twój Dario, jeżeli mi na to pozwolisz.

Przeczytał list dwa razy i każde słowo rysowało się w jego sercu. Wyczytał jak bardzo mężczyzna potrzebuje z nim kontaktu, a to, co działo się do tej pory, włącznie z tym rozpaczliwym wyciem, pomogło mu podjąć decyzję. Na drżących nogach opuścił pokój, wcześniej starannie składając i chowając list. Christiana znalazł w salonie, a jego pytający wzrok mówił wiele.
– Podaj mu numer, ale niech się do mnie nie zbliża. – Chciał dodać „jeszcze”, ale, po co miał robić Dariowi nadzieję? Tak jakby właśnie jej nie zrobił. A może sobie dał szansę na coś lepszego niż powolne umieranie?

~*~*~

Bukiet czerwonych lilii spoczął na czarnym marmurze. Kobieta, która je zostawiła spojrzała na napis na płycie nagrobnej. Oprócz daty urodzenia, która była fałszywa z oczywistych przyczyn, i daty śmierci widniało na niej: Gabriel Stone żył lat 40, był prawym obywatelem, dobrym przyjacielem. Zginął brutalnie zamordowany przez nieznanego sprawcę.
– Wróciłam, najmilszy. Pomszczę twoją śmierć tak jak ci przysięgłam. Mam teraz środki na wypełnienie obietnicy. Pewnie nie spodziewałeś się, że biedna Star zajmie twoje miejsce i stanie na czele stada taurenów? Napracowałam się, by móc być tym, kim obecnie jestem. Ten, co cię zabił odpokutuje za wszystkie czasy. Pożałuje, że się urodził. – Spojrzała w niebo, z którego lał się żar. – Nienawidziłeś upałów. Ja je kocham. Dlatego mieszkałam tu, gdzie zimy prawie nie ma. Wracając do tematu, zdradzę ci, co planuję. – Doskonale wiedziała, kim jest zabójca jej szefa i kochanka. Dobrze mieć dłużników pracujących w różnych kręgach. Chciała działać szybko, ale musiała się uzbroić w cierpliwość. Nie ma, co się śpieszyć. W ten sposób mogła zniszczyć swój plan. Czasami czekanie odnosi większy skutek. – Uderzę w odpowiednim momencie. Bardzo liczę na pomoc naszego starego przyjaciela – skończyła opowieść o tym, jaką zemstę zaplanowała. – Wrócę, jak będzie po wszystkim.
Rzuciła jeszcze okiem na grób Stone'a, zanim nie poszła wąską alejką w stronę samochodu, by udać się do jej nowego domu. Domu, który stanie się ostatnim przystankiem Daria Monahana.

~*~*~

Gdy Christian przekazał mu tę wspaniałą wiadomość nie wierzył własnym uszom. Kazał się uszczypnąć, a potem z radości złapał Christiana i wyściskał.
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję – powtarzał.
– Ależ nie ma, za co. – Ledwie dotykał placami stóp podłogi w salonie. – Ale mnie puść, bo mnie udusisz i... – Zanim dokończył zdanie w pokoju dało się słyszeć warczenie. Bardzo znajome warczenie. – Ups. Lepiej mnie wypuść. – Dario odstawił go ostrożnie i cofnął się. Natomiast Christian podszedł do stojącego w przejściu Martina i zarzucił mu ręce na szyję.
– Co moje oczy widziały? – zapytał Coleman.
– To jak twój beta jest szczęśliwy i mi dziękuje.
– To nie może trzymać łap z dala od ciebie?
– No, wilczku tylko bez zazdrości mi tu. – Zaczął składać pocałunki wzdłuż szczęki związanego z nim partnera.
Martin uspokoił swego wilka, który zareagował dość nieprzychylnie na takie czułości. Dario nie był związanym mężczyzną i nie lekarzem, by mógł dotykać Chrisa. Teraz tylko się droczył z ukochanym obejmując go mocno.
– Tylko zostawić cię samego i zaraz wyczyniasz dziwne rzeczy.
– Oj tam. No już spokojny? Nie zagryziesz Daria?
– Pomyślę nad tym, mamuśka. – Wiedział jak bardzo tym słowem denerwuje Chrisa.
– Jak jeszcze raz powiesz mamuśka to nie przekroczysz progu sypialni przez następny miesiąc. I ty też. – Wskazał na Daniela, który przechodził obok i roześmiał się słysząc groźbę.
– Ciekawe czy wytrzymałbyś tyle. – Martin chwycił Christiana za pośladki i podniósł go do góry. – Zabieram, co moje. – Puścił oczko do stojącego z dala Daria i wyniósł Christiana z salonu.
Mężczyzna poczuł niewyobrażalną tęsknotę za partnerem. Za tym, co mogliby mieć. Siłę, by teraz nie wybiec, nie przemienić się, aby wyżalić się światu przez wycie, dodawała mu świadomość dzisiejszej nocy. Za kilka godzin będzie mógł szeptać do ucha Justina. O ile ten odbierze telefon, ale gdyby miało być inaczej nie dawałby mu numeru.

~*~*~

Minuty ciągnęły się niczym godziny, a godziny jak wieczność. Naprawdę chciałby być władcą czasu. Kiedy jednak słońce zaszło, a nad Camas nadciągnęła noc Justin pragnął, żeby znów był dzień. Niemniej jednak nie poddał się zostawiając telefon w pokoju lub sam chowając się przed tym, co miało być. I tak już był na tyle żałosny, że nie powinien dokładać do tego cierpienia Daria. Usiadł i objął się ramionami. Cokolwiek się wydarzy znajdzie w sobie moc, aby odebrać telefon. Chociaż na razie ten mały aparat, który położył na stoliczku wydawał mu się czymś, co mu zagraża. Cały czas powtarzał sobie, że Dario to nie tamten... Dario to partner, który cierpi nie mogąc być z nim. Partner, który chce go chronić, nie sprzedać. Ten list bardzo pomagał mu, by tu siedzieć i czekać.
Minęło kolejne pięć minut, gdy Dario pojawiał się na wzgórzu, teraz nie czuł jego obecności, a telefon milczał. Justin powoli zaczynał czuć tęsknotę i wątpić, że mężczyzna się pojawi. Zaczynał rozumieć jak wiele dawały mu te spotkania i gdy nagle miałoby ich zabraknąć równie dobrze mógłby już nigdy nie wstać z łóżka. Podskoczył, gdy telefon zaczął dzwonić w chwili, kiedy do głowy zaczęły mu przychodzić czarne myśli. Kiedy sięgał po komórkę spostrzegł, że jego ręka dygocze. Na wyświetlaczu pojawiło się to wyczekiwane imię. Przez chwilę miał ochotę nie odebrać, ale kim by się stał, jakby tego nie zrobił? Telefon uparcie dzwonił zmuszając go do naciśnięcia przycisku odbioru. Przyłożył aparat do ucha, ale się nie odezwał. Nie potrafił wypowiedzieć słowa. Jak się okazało chwilę później Dario nie potrzebował słów powitania, bo jego męski, lekko zachrypnięty głos posłał prąd przez każdy kawałek ciała Justina i młody mężczyzna poczuł, że żyje.