Hej. Przed Wami kolejny rozdział. Dziękuję za komentarze. Widzę, że czasami zdarzą się drobne błędy, ale jak takie znajdziecie wypiszcie je to je poprawię w pliku. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania. :)
Przenośna lodówka i pojemniki do
przechowywania żywności stały równo ustawione na stole. Steven spakował jeszcze
dodatkowe koce i śpiwór. Starał się pozytywnie nastawić do tej wyprawy. Nawet
się nie zorientował, a już nadszedł dzień wyjazdu. Dwa tygodnie minęły bardzo
szybko. Podczas tych czternastu dni kilka razy chciał zrezygnować, lecz byłoby
to bardzo głupie posunięcie. Nie był tchórzem i powinien zachowywać się jak
dorosły facet. Poza tym należał mu się urlop, który jakoś trzeba wykorzystać.
Do tego czas spędzony na łonie natury pozwoli mu nabrać sił. W każdym razie
bardzo na to liczył. Do podręcznego bagażu, poza kosmetykami i kilkoma
ubraniami, wrzucił też książkę, z nadzieją, że znajdzie kilka chwil samotności
i poczyta. Nie był na tyle zdesperowany, aby non stop gapić się na faceta,
którego nie będzie miał. Ostatnio widział się z nim trzy dni temu, kiedy
przyjaciel zawiózł go do szpitala na zdjęcie szwów. Niby między nimi wszystko
było w porządku, ale od tamtej „szczerej” rozmowy coś się zmieniło. Przemiany
niewielkie, lecz on i tak zauważał nikły dystans Kierana. Steven nie dał mu
żadnego znaku, że coś do niego czuje. Wszelkie emocje i pragnienia starał się
dusić w sobie. Uważał na wszelkie gesty, by przy powitaniu nie przytrzymać jego
ręki zbyt długo, nie porwać w ramiona, gdy stali blisko siebie, nie patrzeć na
niego jak zakochany sztubak. To, niestety, budziło napięcie i być może to on
się izolował.
Sprawdził jeszcze, czy na pewno zabrał ze sobą
to, co miał zapisane na kartce. Każdy z ich grupy miał coś wziąć ze sobą,
chociaż szczególnie chodziło o rzeczy typu koce i poduszki. On dodatkowo
przygotował posiłki, które mogli odgrzać na miejscu podczas pierwszego dnia
pobytu, nie zawracając sobie głowy jeżdżeniem w dolinę do sklepu. Dobrze
pamiętał tamtejsze drogi, więc czym rzadziej będzie się nimi poruszał, tym
lepiej. Nie zapomniał spakować swojego napoju, od którego nie potrafił zacząć
dnia. Ostatnio kupił dość dobrą kawę, która z dodatkiem cukru i kilku kropel
mleka dawała połączenie wręcz idealne od względem smaku. Zaniósł wszystkie
rzeczy do samochodu i załadował nimi bagażnik, zostawiając trochę miejsca na
rzeczy Davida i Martina, któremu miała towarzyszyć jakaś nowa panna. David
koniecznie chciał namówić Elis, by z nim pojechała, lecz dziewczyna była
nieugięta i odmówiła. Pozostało mu jeszcze podjechanie po nich, wcześniej
zahaczając o dom Holly, by stamtąd mogli już wyruszyć razem.
– Po co tyle jedzenia? Wystarczy zejść do
miasteczka i kupić potrzebne rzeczy – marudziła Holly, starając się upchnąć
swoją walizkę pomiędzy innymi. Bagażnik był dość spory, a ona i tak miała z tym
problemy. Do tego, jako kobieta wyzwolona, nie zamierzała korzystać z męskiej
pomocy, gdy jej to zaproponowano. Dlatego Steven z Zackiem stali obok siebie i
patrzyli na jej walkę z bagażami.
– Ja natomiast nie wiem, po co ci tyle
rzeczy? Jedziemy tam na tydzień, nie na rok. – Steven wsunął ręce w tylne
kieszenie spodni i ledwie powstrzymywał śmiech, widząc biegającą dookoła
przyjaciółkę, która starała się teraz domknąć bagażnik. Jaka by nie była, gdzie
by nie jechała, zawsze musiała brać ze sobą multum rzeczy. Szafy pewnie
pozostawiła puste, ponieważ nie wiedząc, co ma ze sobą zabrać, brała wszystko.
– Zack, może powinieneś kupić ciężarówkę? – podrzucił przyjacielowi.
– Słyszałam. Oberwiesz zaraz po tym, jak
zamknę to cholerstwo. Poza tym przezorny zawsze ubezpieczony. Jestem
przygotowana na każdą pogodę.
– Na seks i jego brak też? – podsunął Zack.
– Tobie tylko jedno w głowie – oburzyła się
kobieta, zatrzaskując klapę bagażnika. – O, udało się.
– Wiesz, kochanie, ja na takie chwile biorę
tylko kilka ubranek do portfela i gotowe – powiedział Zack.
– Ktoś tu jest na głodzie. Holly, zaniedbałaś
swego faceta – zaśmiał się Steven, odganiając sprzed nosa natrętną muchę.
– Jeszcze o niego zadbam. Mam na to całe
życie. – Podeszła do narzeczonego. – Jeśli chcesz buziaka, to się pochyl.
– To ty powinnaś urosnąć.
– Kochanie, masz ze dwa metry, więc to nie
moja wina, że przy tobie jestem niska. Nawet Steven jest. Nie chcesz buziaka… –
Nie dokończyła, gdyż Zack skutecznie zamknął jej usta.
Steven uśmiechnął się pod nosem. Chciał, aby
ta para była ze sobą szczęśliwa. Komuś należał się uśmiech losu, więc jak nie
jemu, to przynajmniej im.
Stukot szpilek uderzających o chodnik zwrócił
jego uwagę. W ich stronę szła młodziutka dziewczyna z czarnymi, długimi włosami
usztywnionymi lakierem, który był nieodłączną i zawsze obecną częścią w jej
torebce. Czasami zastanawiał się, kiedy wypadną jej włosy od nadużywania
kosmetyku. To one wpierw rzucały się w oczy, później był kolczyk w nosie, a
potem cała postać dwudziestolatki, która potknęła się na wystającej płycie
chodnikowej i omal nie upadła, przygnieciona ogromnym plecakiem, jaki dźwigała
na barkach. Zobaczywszy ich, pomachała im i przyśpieszyła kroku.
– Cześć wszystkim.
– Grace, szpilki? Żartujesz chyba –
powiedziała Holly.
– No, coś ty. Taka głupia to ja nie jestem. –
Grace postawiła swój bagaż na trawniku i ukucnęła przy nim. Rozsunęła zamek
przedniej kieszeni, wyjmując z niej tenisówki. – Założę je już na miejscu. Nie
zamierzam paradować w nich teraz. Nie bójcie się. – Schowała buty z powrotem i
wyprostowała się, poprawiając i tak nienaganne, jasnobłękitne szorty. – To
gdzie mam to wrzucić? – zapytała.
Grace poznali dwa lata temu, kiedy Holly omal
nie potrąciła jej samochodem. Od tamtej pory brunetka spotykała się z nimi,
będąc najmłodszą w ich grupie. Wyglądała na słodką i głupią dziewczynę interesującą
się tylko i wyłącznie kosmetykami, która potrafi jedynie pokazywać swe ciało i
polować na facetów. Mimo że Steven nie poznał jej tak jak Holly, wiedział, że
Grace ma swoje wartości i bardzo silną moralność. Moralność, jakiej nie mógł
zaakceptować Martin, podrywając ją. Mężczyzna spasował dopiero wtedy, gdy
usłyszał, że nie jest zainteresowana kimś, kto nie potrafi uszanować kobiety, a
ona nie zamierza oddać swojej cnoty pierwszemu lepszemu, tylko mężowi, czyli
partnerowi, którego będzie kochać. Kazała mu spadać na drzewo i od tamtej pory
Martin traktował ją wyłącznie jako koleżankę. Grace kusiła mężczyzn, ale też
zawsze powtarzała, że nie będzie nosiła na sobie worka po kartoflach, byle by
tylko ukryć swoje ciało. Będzie się ubierała jak chce i w co tylko zapragnie,
jednak to wcale nie oznacza, że jest chętna na spędzenie z kimś nocy. Jeśli tak
jej wygodnie, może chodzić nawet nago i wszyscy mają się od niej odczepić.
Steven czasami zastanawiał się, co nią kieruje i jak odbierać tę mieszankę
charakteru i wprost przeciwny z nim wygląd.
– Zbieramy tyłki i ruszamy. Inni dojadą na
miejsce bez nas – powiedział Zack, pakując plecak Grace na tylne siedzenie.
– Po drodze musimy jeszcze wpaść po Davida i
Martina – przypomniał im Steven, obchodząc swój samochód. – Obdarliby mnie ze
skóry, gdybyśmy ich nie wzięli.
Mężczyźni razem wynajmowali mieszkanie,
dzieląc na połowę koszty utrzymania i opłaty, przy okazji nie pozwalając na to,
by lokum ciotki Martina stało puste i się niszczyło, kiedy kobieta wyjechała na
drugi koniec kraju, by być przy mężu pracującym na platformach wiertniczych.
– Od razu po nich podjedziemy. Grace,
wsiadaj. Steven weźmie chłopaków. Ja podzwonię jeszcze po ludziach, a moje
kochanie zajmie się prowadzeniem – rozkazała Holly, która zawsze była rozgadana
i najgłośniejsza.
Chciał zapytać o Kierana, ale powstrzymał
się. Przyjaciel miał przyjechać jutro z rana wraz z Jessicą i jej znajomą. Do
tej pory nie udało mu się poznać kobiety. Sam nie wiedział, czy to cud, czy
zwyczajnie tak pochłonęła go praca, że nie miał czasu na spotkania, a i Kieran
na to nie nalegał. W sumie rzadko się widywali.
Wsiadł za kierownicę i zapalił silnik.
Poczekał, aż Zack wyjedzie pierwszy i ruszył za nimi.
~*~
Dojazd w góry zajął im trzy godziny, wliczając
jeden przystanek na stacji benzynowej. Steven całą drogę słuchał planów Davida,
co do jego przyszłości i napatrzył się na parę całującą się na tylnym
siedzeniu. Miriam, nowa towarzyszka Martina, za każdym razem chichotała, gdy
mężczyzna szeptał jej coś do ucha. Nie chciał wiedzieć, co to było, jednak był
pewien, że dowie się tego podczas pierwszego pijackiego wieczorku z Martinem i
Davidem. Chyba będzie musiał zalać się w trupa, by się znieczulić, kiedy kumpel
obrzydzi mu wszystko. Nie to, żeby seks heteroseksualny go brzydził. Po prostu
nie lubił, jak ktoś opowiada o tym w ten sposób, jakby to był jakiś mecz, czy
zabawa. Jemu samemu zdarzało się rozmawiać o tym z Holly, a raczej o jego
seksie, lecz nigdy nie zwierzał się z tak intymnych szczegółów, jakich nie powstydzi
się Martin, a już na pewno nie chwalił się, że kogoś zaliczył. W
przeciwieństwie do kolegi, nie traktował partnerów seksualnych jak przedmioty.
Bóg mu świadkiem, chociaż w niego nie wierzył, że nieraz miał ochotę przestawić
szczękę kumpla. Jednak pokłady cierpliwości były w nim na tyle duże, że jeszcze
się nie skończyły. Z ulgą zaparkował tuż obok samochodu Zacka i wysiadł, mając
ochotę na rozprostowanie zasiedziałych kości.
– Cudnie tu. I to powietrze... Czujecie?
Można zaćpać się tą świeżością. Zero smogu, hałasu. Tylko my, cud, miód i las
oraz błękitne niebo – mówiła uradowana Holly, przy okazji obdzielając swoim
humorem pozostałe towarzystwo.
– Chyba zapomniałaś o orzeszkach – poprawił
ją Steven, wypakowując bagaże.
– E tam, nie znasz się. Ruszajcie tyłki,
panie i panowie. Do wieczora musimy tutaj wszystko ogarnąć. Pójdę jeszcze
zobaczyć, czy tata z mamą wykosili trawę za domem, gdy byli tu ostatnio, więc
będzie tam można śmiało postawić namioty, jeżeli ktoś zechce. Ot, tak dla
prywatności. – Spojrzała wymownie na lepiącą się do siebie parę.
– Namioty? – zapytała zdezorientowana Miriam.
– Tak, śliczna, namioty. Chyba, że chcesz
spać pod śpiworem, czyli w domku, w towarzystwie reszty. Tam są tylko trzy izby
– wyjaśnił jej Martin. – Ale nie martw się, tam jest łazienka. Całkiem
luksusowa, jak na dzicz.
– Jak ja ci zaraz dam dzicz, kretynie, to
wybiję ci głupotę ze łba. – Holly podeszła do Martina i trzepnęła go dłonią po
głowie.
Steven przewrócił oczami, biorąc zestaw
pudełek z posiłkiem, które zaniósł do wnętrza drewnianego budynku.
Jednopoziomowe zabudowanie miało jedno duże pomieszczenie, w którym mieścił się
aneks kuchenny i coś w rodzaju pokoju wypoczynkowego. Mężczyzna ustawił
pojemniki na jasnoorzechowej szafce i otworzył lodówkę. Skrzywił się na myśl,
że najpierw muszą ją umyć, aby móc z niej korzystać. Rodzice Holly byli tutaj
wcześniej, ale wyjeżdżając, zawsze odłączali wszystko, co miało jakikolwiek
związek z elektrycznością. Było tak, jak przeczuwał. Zanim tu się rozgoszczą,
czeka ich zrobienie porządków.
– Włączyłem prąd – poinformował Zack,
przynosząc walizki swojej narzeczonej.
– Zajmę się kuchnią, a resztę zostawiam wam –
powiedział Steven. – Ciepłej wody na umycie tego pewnie też nie ma?
– Kochany, warunki polowe. – Wyszczerzył zęby
Zack.
– Nie świeć ząbkami, bo ci jeszcze coś między
nie wpadnie. Tutaj o to nietrudno. Włączę bojler. – Udał się do łazienki, która
była jeszcze mniejsza niż ta w jego mieszkaniu. Nie narzekał. Lubił tutaj
przyjeżdżać i miał nadzieję, że mimo obaw będzie się świetnie bawił.
~*~
– No, to gotowe. Teraz możemy się jakoś
rozlokować – mówiła Holly, kiedy skończyli sprzątać po dwóch godzinach i
dołączyło do nich kilka nowo przybyłych osób, których Steven nie znał. – Jak
ktoś chce ulokować się w namiocie, to za domem jest wyznaczony do tego teren. Inne
rozwiązanie jest takie, że panowie zostają w dużym pokoju, a my bierzemy
sypialnię.
– Czy ty zawsze i wszędzie musisz rozkazywać?
– zapytał Steven klęczący na podłodze i układający garnki na dolnej półce.
Kobieta kucnęła przy nim.
– A co? Ktoś musi rządzić. Mamy tutaj
piętnaście osób, więc sam wiesz, jak jest. Ale mniejsza z tym. – Machnęła ręką.
– Co tam u ciebie? Jestem tak zajęta przygotowaniami do wesela, że nie nawet mam
czasu z tobą porozmawiać.
Zamknął drzwiczki szafki, które zapiszczały, kalecząc
mu uszy. Od zawsze był wrażliwy na takie dźwięki. Usiadłszy na podłodze, oparł
się o mebel, a nogi zgiął w kolanach, na których oparł łokcie.
– Przyznam, że trochę się niepokoję poznaniem
Jessiki, jednak jestem dobrej myśli. – Od razu wiedział, o co pyta przyjaciółka.
Na pewno miała na myśli jego pracy, czy też zagojonej rany na stopie. – Na
razie nie żałuję, że tu przyjechałem.
– Mam nadzieję, że nie będziesz żałował. –
Wsunęła kosmyki włosów za ucho, gdy te próbowały dostać się do jej oczu.
– Dam sobie radę, Maleńka.
– Nie jestem…
– Tak, wiem.
Ryk silnika i światła, jakie odbiły się w
oknach domku, zapowiedziały kolejnych gości. Oboje byli tym zdziwieni, gdyż
tego wieczoru nie spodziewali się już nikogo więcej, a Kieran miał przyjechać
jutro. Podnieśli się i obeszli wyspę kuchenną, by skierować się do wyjścia. Po
drodze, Holly wyłączyła telewizor, mrucząc pod nosem, że musi wyrzucić to
cholerstwo, bo nie pozwoli nikomu siedzieć przed ekranem. Wszyscy mają się integrować
i aktywnie spędzić czas. Steven przyznał jej rację, sam mając wielką ochotę na
spacer pomimo później godziny. Wyszli na taras otoczony dziko rosnącymi
kwiatami, w pobliżu którego rosło kilka świerków. Serce mu omal nie stanęło,
gdyż widząc wysiadających gości, nie był przygotowany na to, aby dzisiaj ich zobaczyć.
Mieli przyjechać jutro. Patrzył, jak Holly podbiega do brata i rzuca się w
ramiona brata, a potem wita się ze śliczną brunetką oraz wysoką blondynką. Też
powinien tam podejść, ale nogi wrosły mu w ziemię i nie miał sił ich od niej
oderwać. Szczególnie wtedy, kiedy zobaczył jak Kieran obejmuje swą partnerkę w
pasie i przyciąga do swego boku. Znów powróciły te same uczucia. Zazdrość i ból.
Brunetka uśmiechała się słodko, rozmawiając z Holly, a Kieran spojrzał na
niego. Jedyny gest, jaki był mu w stanie pokazać, to uniesienie ręki w wymownym
„hej”. Wstrzymał oddech, gdy mężczyzna pocałował partnerkę w policzek i ruszył
w jego stronę. Dlaczego teraz nie dzieliły ich dziesiątki metrów, tylko dwa?
– Co tak stoisz, zamiast do nas podejść? –
zagadał Kieran. – Chodź, poznasz Jessicę.
–
Weź się w garść. Weź się w garść – powtarzał sobie w myślach. – Tak jakoś. Nie
chciałem przeszkadzać.
– Pierdolisz. Chodź.
Kieran złapał go tuż nad nadgarstkiem i
pociągnął za sobą, nie mając pojęcia, że jemu żołądek wywraca się na wszystkie
strony. Po pierwsze, dotyk mężczyzny sprawiał, że włączał się w nim samiec,
który chce bliskości ukochanego i tego, żeby zagarnąć go dla siebie, a po
drugie, ten samiec prawdopodobnie miał poznać przyszłą żonę Kierana. Ostrożnie wysunął
rękę z uścisku i starał się zapanować nad swymi uczuciami.
– Kochanie, to jest Steven, mój przyjaciel, z
którym odnowiłem kontakt i mam nadzieję, że znów on się nie urwie. Przyjacielu,
a to Jessica – przedstawił ich sobie, stając ponownie u boku swojej dziewczyny.
– Cześć, miło mi cię poznać. Wiele o tobie
słyszałam – powiedziała uprzejmie młoda kobieta. Jej włosy falami spływały
wokół twarzy i lśniły w świetle lamp.
Jessica wyciągnęła dłoń w jego stronę. Na
każdym z palców miała jakiś pierścionek. Uścisnął drobną rękę, czując, jak
delikatną miała skórę. Nie to co jego, twarda, męska i pokryta odciskami od
zbyt mocno ściskanego w ostatnich dniach noża.
– Cześć. Też słyszałem o tobie co nieco i to
w samych superlatywach.
– Kochanie, mam nadzieję, że za bardzo mnie
nie wychwalałeś – zwróciła się do Kierana. – Nie jestem idealna.
– Dla mnie jesteś. – Mężczyzna pochylił się
nieznacznie i pocałował kobietę.
Na to Steven nie mógł patrzeć. Teraz tym
bardziej miał ochotę na spacer, ale zaraz miała być kolacja i chciał się nią
zająć, woląc niczego nie pozostawić w rękach Holly. Później wybierze się na
długą, nocną przechadzkę. Jezioro w czasie pełni musiało wyglądać pięknie.
– Przepraszam – wtrąciła się stojąca z tyłu
blondynka. – Jestem Nicki. Cześć.
– Cześć – odpowiedział, myślami błądząc gdzie
indziej.
– Chodźcie do środka, bo zaraz będzie
wyżerka. Podziękujcie za nią Stevenowi – zakomunikowała Holly, której wzrok
czuł na sobie przez cały czas wymiany zdań z Jessicą. Fakt, teraz miał ochotę z
nią porozmawiać i to bardzo, lecz wolał nie psuć jej nastroju swoim smutkiem. Chciał
pobyć sam, ale to dopiero później. Gdyby teraz zniknął, zaczęłyby się pytania,
a nie miał na nie w tym momencie ochoty. Dobry humor prysnął jak bańka mydlana.
Podczas kolacji panowała luźna i wesoła
atmosfera. Ci, którzy się nie znali, od razu złapali wspólny język z innymi. Osobami
spoza paczki byli znajomymi z pracy
Holly i Zacka. Jedna z kobiet, starsza od nich, zaproponowała jakąś zabawę, w
której Steven nie zamierzał uczestniczyć. Skończył swoją surówkę i wyrzucił
jednorazowy talerz do kosza. Zgrabnie omijając ludzi siedzących na kanapie i
podłodze, podszedł do swojej torby leżącej pod ścianą i wyciągnął z niej
dżinsową koszulę z długim rękawem. W tym roku było tu zdecydowanie za dużo
osób. Upewnił się w tym, lawirując między licznymi rzeczami porozstawianymi na
podłodze. Trzymając torbę w dłoni i wracając tą samą drogą, jednocześnie
starając się nikogo nie zdeptać, udało mu się jakoś opuścić domek. Zszedł z
tarasowego podestu i spojrzał na niebo. Doskonale je widział, gdyż wysokie
drzewa rosły w oddali i ich konary nie przysłaniały gwiazd, które usiały cały
nieboskłon. Na podkoszulek z krótkim rękawem, jaki miał na sobie od wielu
godzin, założył koszulę, nie zapinając jej jednak. Noc była ciepła. Podążył w
znanym sobie kierunku w stronę do jeziora, w którym czasami pływał. Kto wie?
Może w najbliższych dniach skorzysta z okazji i przepłynie na sztucznie
utworzoną wyspę umieszczoną na środku zbiornika wodnego. Jednak tego wieczoru
potrzebował chwili spokoju. Ścieżka, którą szedł była nieco zarośnięta, więc
wystające gałązki różnych krzaków smagały go po rękach i nogach. Holly opierdoliłaby
go za to, że szwenda się po zmroku. Szczególnie, że nie był tutaj od roku i
wiele mogło się zmienić. Naprawdę czasami traktowała go jak mama. To przywiodło
mu na myśl rodziców. Ostatnim razem był u nich podczas tej nieudanej kolacji.
Wolał nie denerwować ojca, który niekiedy ledwie panował nad sobą, a on mógłby mu
wykrzyczeć parę rzeczy. Szczególnie, kiedy ten nazywał go nieudacznikiem, bo
oczywiście nie zajął się pilotażem, tak jak tata oczekiwał, a w dodatku
pierworodny syn nie da mu wnuków i co będzie z jego nazwiskiem? Mówił tak,
jakby nie miał i nie widział drugiego syna. Lukasowi robiło się przykro z tego
powodu, że ojciec nie zwracał na niego uwagi, wciąż zajęty starszym i jakże
wkurwiającym synem. Postanowił, że po powrocie porozmawia z Lucasem. Chciał,
aby jego brat wiedział, że ma w nim oparcie.
Na rozmyślaniach upłynęła mu cała droga,
dlatego szybko dotarł do ogromnego jeziora, którego woda odbijała tarczę
księżyca. Otaczający je wokół las i dzikie krzewy tworzyły bajkowy krajobraz.
Wokół cykały świerszcze, szumiał wiatr grający w konarach drzew, a powietrze
pachniało wyjątkowo. Steven przeszedł po miniaturce mola i zdjął buty, podwijając
nogawki spodni. Usiadł na samym brzegu, zatapiając stopy w chłodnej wodzie, a
rękoma podparł się za plecami. Potrzebował wyciszenia, a to miejsce zawsze mu
to oferowało. Właśnie tutaj potrafił oczyścić swój umysł na tyle, aby zrozumieć
siebie, swoje postępowanie. Nie dotyczyło ono tylko tego, co się z nim obecnie
działo. Nieraz całe życie podlegało przemyśleniom, chociaż obecnie sen z powiek
spędzał mu tylko jeden człowiek. Zastanawiał się, czy jego miłość do Kierana nie
opiera się wyłącznie na pożądaniu. To, co się z nim ostatnio działo, te
wszystkie myśli i reakcje, mogły o tym świadczyć. W takim razie, co oznaczałaby
ta chęć troski o niego, czysta ochota to, by tylko się przytulić i nie liczyć
na nic więcej? Cóż znaczyło zbyt szybko bijące serce i ból w piersi, że straci Atkinsona?
Czym było to przytłaczające „coś”, co w nim tkwiło i sprawiało, że miał ochotę
płakać? Cieszył się, że Kieran jest, że wrócił na jakiś czas, a jednocześnie
przeklinał na to. Jak dotąd miał spokój, a teraz wszytko się popierdoliło!
Poczuł, jak wilgotnieją oczy mu, a w gardle rośnie gula. Nagle usłyszał za sobą
jakiś szelest, a potem odgłos butów stąpających po drewnianej kładce. Otarł
oczy i odwrócił się z rozmachem. W ciemności trudno było rozpoznać osobę, jaka
szła w jego stronę z zapaloną latarką w ręku, ale czuł, że nic mu nie zagraża.
Tym bardziej, że zarys sylwetki i odgłos znajomych kroków przypominał mu kogoś.
Kogoś, z kim dzisiaj nie miał chęci rozmawiać. Ponownie zatopił wzrok w jeziorze,
starając się wyglądać na pewnego siebie i wyluzowanego.
– Szukałem cię. – Kieran ukucnął przy nim i
podsunął mu pod nos butelkę piwa. – Zniknąłeś tak nagle, że nawet nie
zauważyłem twojego wyjścia.
Odebrał butelkę i od razu pociągnął z niej
solidny łyk alkoholu. Wolałby swoją whisky, ale to też może być.
– Byłeś
zajęty Jessicą. Nie miałem ochoty uczestniczyć w głupiej zabawie –
wytłumaczył się.
– Ja też.
Steven miał nadzieję, że wypiją razem po
piwie i Kieran sobie pójdzie, lecz kiedy mężczyzna także zdjął buty i usiadł
tuż przy nim, wszelkie szanse na pozostanie samemu przepadły.
– Zapomniałem, jak tutaj jest pięknie. Musimy
tu przyjść w dzień i wykąpać się nago.
Steven zachłysnął się piwem i zaczął kaszleć,
nie mogąc nabrać tchu.
– Ej, stary, ok? – pytał zaniepokojony Kieran,
klepiąc go po plecach.
– Tak i nie wal mnie tak mocno. – On i Kieran
nago? Razem? Nie ma mowy! To znaczy, bardzo chętnie, ale nie w takiej sytuacji.
Nie, kiedy on wariował na jego punkcie, kochał i pragnął tak mocno, że aż
bolało.
– Spoko.
Steven nie patrzył na przyjaciela, lecz
wiedział, że ten w tej chwili wlewał w gardło alkohol. Słyszał przełykanie,
które było wyraźnie słyszalne wśród cykad świerszczy. Zawsze fascynowało go to,
jak nocą dźwięki stają się wyrazistsze. Szept słychać tak, jakby ktoś mówił głośno,
a szuranie krzesłem i brzmienie kroków potęgowało się o wiele bardziej.
– To teraz powiedz mi prawdę. Co tu robisz
sam w nocy? Nigdy tu nie przychodziłeś o takiej porze – zagadnął Kieran po
chwili ciszy.
– Jedno wytłumaczenie ci nie wystarczy? Po
prostu chciałem pobyć sam. Holly przesadziła z listą gości. Całe szczęście, że
niektórzy mają namioty i w nich się rozlokują. Podłogi do spania by brakło. –
Zaczął bawić się prawie pustą butelką, zdrapując z niej etykietę.
– Ta. Moja siostrzyczka uwielbia towarzystwo.
Już widzę, jak jutro zabiera wszystkich na wycieczkę. Wieczorem planuje ognisko.
– Wiem.
– Pamiętasz imprezę na zakończenie wakacji,
tuż przed rozpoczęciem studiów?
– Nawet mi nie przypominaj. Nie upijam się do
nieprzytomności, jednak wtedy, ten jeden jedyny raz, schlałem się, jak nie wiem
co, a potem umierałem przez tydzień. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło. –
Może to, że widział, jak Kieran zabiera jakąś dziewczynę w ustronne miejsce, by
mogli…
– Obrzygałeś mi samochód – przypomniał meżczyzna,
trącając go łokciem.
– Zamknij się, bo cię zaknebluję. Taki wstyd.
– Przystawił szyjkę butelki do ust i opróżnił ją. Film mu się wtedy urwał, ale
akurat to przykre zdarzenie dziwnym trafem dobrze pamiętał. Na myśl o tym,
nadal czuł zażenowanie. Kieran widział go w tragicznym stanie i więcej nie
zamierzał pozwolić, by ukochany… by przyjaciel musiał po nim zmywać jego…
Wstrząsnęło nim na samą myśl. – Nie mów już o tym.
– Zgoda, ale pod warunkiem, że nie będziesz
miał już miny, jakby ktoś ci umarł.
Spojrzał na niego. Niemożliwe, że aż tak było
po nim widać, że coś jest nie tak. Skoro Atkinson to zauważył, to co z całą
resztą?
– Zmęczenie, to wszystko. – Znów zmyśla, lecz
co miał mu powiedzieć? ‘Kieran, kocham cię i cierpię, kiedy widzę, jak całujesz
i obejmujesz Jessicę, a nie mnie’?
– To zamiast spędzać tutaj noc na
rozmyślaniach, bierz dupę w troki i wracamy. Pora pójść spać. Założę się, że
jutro czeka nas intensywny dzień. – Kieran wstał i podał mu rękę. – No, już.
– Dobrze, tatuśku. – Chwycił jego dłoń i
pozwolił się pociągnąć w górę.
Zawsze tak robili. Gdy któryś pierwszy
wstawał, pomagał drugiemu. To było u nich tak naturalne jak jedzenie czy
spanie. Często nieświadomie działali w ten sposób, ale Steven rejestrował każdy
taki gest Kierana skierowany do niego. Teraz, kiedy stanął pewnie na nogach, zauważył,
że znajduje się zbyt blisko przyjaciela. Kieran puścił jego dłoń, co ledwie
zarejestrował. Jego umysł skupiał się na zupełnie czymś innym. Czuł ciepło
pochodzące z ciała Atkinsona i intensywny zapach dobrej wody kolońskiej. Tak
bardzo zapragnął pochylić się i go pocałować, że wstrzymał oddech, by ten nie
przyśpieszył i nie zdradził podenerwowania. Tylko jeden pocałunek, nic więcej.
Połączenie dwóch par warg, zespolenie języków… Och, jak tego pragnął. Przysunął
się bardziej, pochylił, i… Mgła z jego umysłu rozpłynęła się. Co on robi? Na
zawsze go straci. Odsunął się, jak oparzony i ponownie zaczął oddychać. Pospiesznie
założył buty, nie przejmując się tym, że miał jeszcze wilgotne stopy. Robił
wszystko, by nie patrzeć na przyjaciela. Wyprostował nogawki spodni i chciał
już iść, ale silna dłoń chwyciła go w łokciu.
– Co się dzieje, Steven? Wiem, że coś jest
nie tak. To przed chwilą… Co to było?
– Nic nie było. Puść mnie, dobrze? Puść,
zanim zrobię coś, czego będę żałował – powiedział stanowczo i w taki sposób, że
Kieran natychmiast uwolnił jego rękę. Wiedział, że jutro zaczną się pytania, a
przyjaciel będzie go obserwował, lecz on do jutra się zdoła się uspokoić i
wymyślić jakąś wymówkę. Cholera, niewiele brakowało, aby go pocałował. – Panuj nad sobą, napalony debilu! – krzyczał
na siebie w myślach, idąc w stronę domku. Czuł się jak szmata, jak nic. Jak
głupi pacan, którym kieruje pożądanie. Straciłby przyjaciela przez jeden głupi
pocałunek. Przed nim była perspektywa zapomnienia o wszystkim podczas snu. Och,
już on to widział, jasne. Pewnie nie zmruży oka, męczony przeróżnymi obrazami i
myślami oraz przeklinaniem siebie.
~*~
Zabije ją! Zabije, ożywi i jeszcze raz zabije
za poranną pobudkę bladym świtem. Ledwie zasnął, a Holly urządziła im alarm,
włączając muzykę tak głośno, że bębenki w uszach omal mu nie pękły. Słyszał,
jak ktoś ją przeklina i miał ochotę bić brawo tej osobie. Rozsunął śpiwór i
usiadł, przecierając dłońmi twarz. Wczoraj zasnął w ubraniu, nie mając już
ochoty na to, aby przebrać się. Potrzebował prysznica, a w szczególności umycia
zębów. Był jeden problem - nie chciało mu się wstać, a łazienka zapewnie była
zajęta. Jedyne, co mógł zrobić, to napić się pysznej, aromatycznej kawy.
Powinna postawić go na nogi, a dopiero potem zajmie się sobą. Odetchnął, gdy nareszcie
wyłączono muzykę. Holly mogła puścić coś ludzkiego, a nie jakieś piszcząco-wyjące
badziewie, które nijak nie pasowało do jakiegoś gatunku.
– Ludziska, podnosić tyłeczki. Umawialiśmy
się, że rankiem wyruszamy na szlak. – Jak nie muzyka, to głos Holly przedzierał
się spomiędzy rozmów. – Jemy śniadanko i w drogę.
– Chcesz żeby cię ktoś ukatrupił? – zapytała
Grace, wlokąc się do łazienki. Ktoś chciał wejść przed nią, ale pierwsza
dopadła do drzwi. – Muszę siusiu.
Minutka i wychodzę.
– Niech ktoś obudzi tych w namiotach. Trzeba
jeszcze tak wiele przygotować – kontynuowała Holly.
– Z pewnością ten hałas, jaki zrobiłaś,
obudził nawet ludzi w miasteczku – burknął pod nosem Steven. Nadludzkim
wysiłkiem zmusił się do wstania i ziewnął, zasłaniając usta dłonią. Zwinął
śpiwór i położył tak, by nikomu nie przeszkadzał, po czym poszedł zaparzyć kawę.
Zauważył, że Kierana nigdzie nie było, gdyż nocował w namiocie wraz z Jessicą.
Na samą myśl, co mu wczoraj strzeliło do głowy, robiło mu się niedobrze.
Postąpiłby głupio, zdradzając się i tracąc przyjaciela oraz przysparzając im
obu problemów. Co się, kurwa, z nim działo? Zachowywał się gorzej, niż napalony
nastolatek. Mieszanka uczuć i pragnień, jaka w nim była, robiła z jego mózgu
wybuchowy cocktail.
– Zrób
kawci dla wszystkich – poprosiła Holly. – Pomogę ci. – Sięgnęła po kubki.
– Wstawię wody w garnku. Czajnik jest za mały
na tyle osób.
– Dobra. Idziesz z nami, co nie? – zapytała,
wsypując do garnuszków po dwie łyżeczki kawy.
– Chyba cię popierdoliło.
– Oho, nasz Steven ma kiepski humorek.
– Nie mam z rana „humorku” tak dobrego jak ty,
kiedy ktoś mnie budzi po dwóch godzinach snu. – Odpalił gaz i postawił na
palniku garnek z wodą.
– To coś ty robił w nocy? – spytała
zaciekawiona, patrząc na niego oczami jak dwa spodki.
– Nie to, o czym właśnie myślisz. – Dał jej
prztyczka w nos. Lubił, jak po czymś takim zawsze go zabawnie marszczyła. – Nie
mogłem zasnąć i tyle. Poza tym, nie mogę iść. Ktoś musi przygotować ognisko.
Trzeba narąbać drewna, a nie widziałem, by za domem jakieś było.
– Ja narąbię.
Tuż koło niego z nikąd pojawił się Kieran.
Omal nie upuścił cukiernicy na wibrujący dźwięk jego głosu. Ciało naprężyło
się, a włoski na rękach stanęły, jakby ktoś je naelektryzował. Na dodatek
mężczyzna stanął za nim i sięgnął przez jego ramię do szafki, w której
znajdowały się płatki kukurydziane. Dla Kierana było to najnormalniejsze w
świecie zachowanie. Zawsze był bardzo dotykalski, niczym się nie przejmował, a
gdy czegoś chciał dosięgnąć, to nie poczekał aż ktoś się odsunął, tylko sięgał ponad
tę osobę. Jednak dla Stevena ta sytuacja stała się wyjątkowo krępująca, a ponadto
zdawał sobie sprawę, że potrzebuje kąpieli.
– Mógłbyś poczekać, aż się odsunę na bok? –
zawarczał.
– Przecież dostanę. Nie wypiłeś kawki i nie
masz pozytywnego nastroju, co?
– Wal się. – Skulił się tuż pod jego
ramieniem i odszedł na bok. Odstawił cukiernicę. – Pilnujcie wody.
Zanim oddalił się od nich, usłyszał pytanie
Kierana:
– Siostra, nie wiesz, co się z nim dzieje?
Jakiś taki ponurak z niego wychodzi.
– Po prostu czasem mu odwala. Znasz go.
– Mam wrażenie, że już go nie znam –
odpowiedział jakimś dziwnym, przytłumionym głosem.
Zrobiło mu się smutno. To, co w nim było,
odsuwało go od Kierana i mężczyźnie było z tym najwyraźniej źle. Nie
wyeliminuje miłości ze swego serca, tak samo pożądania, Już nie potrafił tego
zrobić. Przekonywał się o tym przed ostatnie dni. To nie Kieran trzymał
dystans, bo to Steven był temu winien, a przyjaciel wyczuwał, że on nie chce się
częściej spotkać, dlatego nie namawiał go do tego. Widocznie Atkinson uznał, że
tutaj poprawią się ich stosunki i próbował to naprawić, lecz nic z tego nie
wychodziło. To nie była jego wina, choć sytuacja z pewnością przedstawiała się
przed nim niezwykle prosto. Nie wiedział, że każda jego bliskość to dla Stevena
istna tortura, przez co ten nie był w stanie być tak dobrym przyjacielem, jak miało
to miejsce w liceum. Zwłaszcza, że teraz czuł o wiele więcej, niż dawniej i nie
mógł sobie z tym poradzić. Lata chowania się ze wszystkim chyba właśnie traciły
swój termin ważności lub zwyczajnie robił się za stary na takie coś. Przetrzyma
ten wypad na łono natury, a potem… Potem nie wie, co zrobi. Przygnębiony, udał
się do łazienki, trzymając w ręce szczoteczkę do zębów i świeże ubrania.
Lubię Grace, ma podobny stosunek do siebie, jak ja.
OdpowiedzUsuńJessica... Cały czas mam przeczucie, że wyjdzie z niej taka suka i będzie działała Stevenowi na nerwy.
Wyczuwam kolejną poważną rozmowę między chłopakami. Naprawdę jestem ciekawa tego opowiadania, bo wydaje się być nieco inne od poprzednich.
Weny życzę i pozdrawiam!
Bardzo współczuję Stevenowi biedak na tej wycieczce ma ciężko, a zapowiada się że będzie jeszcze gorzej. Ogólnie cala historia jest strasznie interesująca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam F :)
,,Ostatnio kupił dość dobrą kawę, która z dodatkiem cukru i kilku kropel mleka dawała połączenie wręcz idealne od względem smaku." ,,pod"
OdpowiedzUsuń,,Co tam u ciebie? Jestem tak zajęta przygotowaniami do wesela, że nie nawet mam czasu z tobą porozmawiać." ,,nie mam nawet czasu"
Rozdzial wydawal sie byc strasznie krotki. Ale byl smutny. Na koncu sie poplakalem. Szkoda mi Stevena tak samo jak Kierana - sam przeciez nie wie dlaczego jego przyjaciel tak sie zachowuje.
Myslalem, ze troche wiecej sie rozpiszesz o Jessice, ale poczekam kolejny tydzien. Moze wtedy sie dowiemy jaka dziewczyne wybral na zone Kieran.
Pozdrawiam
Damiann
Co by było gdyby Steven go pocałował? Widzę różne scenariusze, a najbardziej podoba mi się ten, w którym Kieran oddaje pocałunek.
OdpowiedzUsuńNie wiem co myśleć o narzeczonej Kierana, wydaja się spoko, ale nie może być z nim, bo panów ma połączyć wielka miłość :)
Ciekawe co się wydarzy, gdy zostaną sami?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Trochę mało o dziewczynie Kierana, miałam nadzieję lepiej ją poznać, ale pewnie będą jeszcze okazje. Stevenowi współczuje, na pewno nie ma łatwo. Kierana też mi żal, ich przyjaźń się sypie, a on nie wie nawet dlaczego. Eh... co ta miłość robi z ludźmi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny :*
Wah, odkąd Kieran dowiedział się o sekrecie Stevena, zaczyna się dziać coraz więcej. Liczę na to, że jeszcze nas zaskoczysz czymś na tej wycieczce :3
OdpowiedzUsuńRaaany biedny Steeev, biedny Kieraaaaan! Oni tak w okół siebie krążą... A Jassica tylko zawadza. mam nadzieję ze jednak Kieran nie kocha jej aż tak bardzo ;/... rany, ale ja jestem dla niej wredna a nawet jej jeszcze nie znam. Ech nic nie poradzę, chcę żeby oni byli razem. Ciekawe co będzie się dziać na ognisku.... i podczas przygotowywania go. Mam nadzieję że Stev, nie zrobi sobie znowu krzywdy XD.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale tyle się działo, i ten prawie pocałuneeek, i to Kieranowe podkreślanie słowa "przyjaciel" w stosunku do Stev'a, auć ;/ i to pływania nago.... aż się zastanawiam czy to na pewno była tylko przyjacielska propozycja XD
Nie wiem jak ja wytrzymam do następnego tygodnia, teraz będą się takie ważne rzeczy dziać! Czemu tydzień musi mieć aż 7 dni... skróćmy to maksymalnie do 3!
P.S. a teraz czas na moje czepialstwo :P. Tak wiem, jestem wredna
"Nie zapomniał spakować swojego napoju, od którego nie potrafił zacząć dnia."- chyba miało być "bez którego..."
"tóra z dodatkiem cukru i kilku kropel mleka dawała połączenie wręcz idealne od względem smaku." - od zamienić na "pod" i będzie idealnie :P
"że nie nawet mam czasu z tobą porozmawiać."- kolejność trochę nie ta
"Na pewno miała na myśli jego pracy'- ktoś był głodny i zjadł "nie"
"Patrzył, jak Holly podbiega do brata i rzuca się w ramiona brata,"- za dużo brata, może "i rzuca mu się w ramiona"
"Poczuł, jak wilgotnieją oczy mu,"- mu oczy
"lecz on do jutra się zdoła się uspokoić"-wyrzuć jedno "się"
"Przekonywał się o tym przed ostatnie dni."- przez
Oj szykuje się poważna rozmowa, ciekawi mnie czy Kiran połączy fakty i zorientuje się o miłości Steva do niego.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Hejka,
OdpowiedzUsuńRozdzialik cudowny. Uśmiech nie zchodził mi przez cały czs, gdy czytałam.
Co do fabuły:
1. Jessica niby wydaje się miła, ale coś mi w niej nie pasuje. Jest taka słodziutka i idealna, że aż wariuję. Coś mi się wydaje, że ona może wykorzystywać Kierana.
2. Ta koleżanka Jessici, Niki. Czy ona będzie podrywać Stievena? Pasowałaby mi do roli nieszczęśliwie zakochanej w geju dziewczyny.
3. Pobudka jaką urządziła Holly bardzo przypominała mi tę, którą sama miałam po jednej grze terenowej. Samo zło!!!!!
4. Prawdę mówią, bardzo przypominam naszego, głównego bohatera z rana. Moje mordercze spojrzenia powalają wszystkich, oprócz moich najlepzych przyjaciółek, które już się do nich przyzwyczaiły.
Podsumowując, kocham Cię za to jak fantastycznie piszeszi trzymaj tak dalej. Życzę weny i mega natchnienia.
NINJA
Żal mi Stevena. Jessica wydaje mi się jakaś taka fałszywa. Pewnie niedługo okaże się jaka jest naprawdę, chociaż mogę się mylić. Widać że Kieranowi też jest ciężką z tą sytuacją, ale gdyby był na miejscu Stevena pewnie też postąpiłby tak samo. Rozdział jak zwykle super i nie moge sie doczekać następnego. Wenyy
OdpowiedzUsuńWyczuwam depresje...bo do rozwinięcia historii wciąż daleko xD
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe opowiadanie, coś nowego.
Mam swoje wizje jak to pięknie ta dwójka się zejdzie bo Steven pozna jakiegoś boya ( żeby przestać myslec o nim) a on będzie zazdrosny(?!) Troche oklepane ale trzeba jakos wytrzymywac do kolejnych rozdziałów ;)
Kurde no! A ja już takie: zaraz go pocałuje, zaraz go pocałuje i takie buuuu T.T
OdpowiedzUsuńRazem, nago, w wodzie @.@ toż to była jawna sugestia! Jessica się wydaje spoko, ale taka zbyt perfekcyjna i w sumie niewiele o niej było. Utożsamiam się z Holly, też tak kiedyś znajomym zrobiłam. Skończyło się to co prawda zemstą z pająkiem i drącą się mną w roli głównej, ale warto było ^.^
Niecierpliwie czekam na poniedziałek i weny :*
Droga Luano,
OdpowiedzUsuńchyba ze sto razy zabierałam się za napisanie, ale zawsze wolałam czytać dalej, szkoda mi było czasu. Ale jestem Ci winna komentarz. Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania na jednym i drugim blogu i jestem ZACHWYCONA. Kocham Twój styl i uważam, że masz świetne pomysły. Myślę, że nadal powinnaś rozwijać się w tym kierunku. Zresztą z opowiadania na opowiadanie jesteś coraz lepsza.Więc jedyne co mogę powiedzieć to Kontynuuj!!!
Wierna fanka Twojej twórczości :)
PS: A to najnowsze opowiadanie jest ekscytujące i nie mogę się doczekać ciągu dalszego, choć mam niejasne przeczucie, że początkowo nie będzie różowo
Szkoda mi Stevena.
OdpowiedzUsuńlkochać kogoś bez wzajemnści jest naprawde trudno.
Mam nadzieję że en wyjazd coś zmieni chociaż obecność Jessici nie jest im zbytnio na rękę.
Mimo wszystko czuje że coś się kroi i to znacznie większego niż dotychczas.
Czy w ogóle tylko mi się wydaje czy to opowiadanie jest o wiele poważniejsze niż poprzednie?
Nie wiem jakoś tak wydaje mi się że dojrzewasz wraz z nowymi historiami a z każdą pokazujesz jak bardzo się rozwijasz.
j będę czekac na nowy rozdział i przepraszam że tak późno komentuje ;)
Nie wiem czy poważniejsze. Po prostu jest inne. Każde opowiadanie jest pisane inaczej, zależy od postaci, samej historii. :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńnaprawdę jest mi żali Stevena, cierpi coraz bardziej, a teraz jeszcze ten wyjazd będzie mu ciężko, Kieren chce odnowić ich przyjaźń aby było tak jak dawniej, ciekawe co by było jak by coś usłyszał przypadkowo...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia