1 grudnia 2014

Nie powiem dobranoc - Rozdział 3



Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Jak każdą notkę wstawiam teraz z ustawioną godziną publikacji na parę tygodni wcześniej. Być może gdy to czytacie jestem jestem u rodzinki i na Wasze pytania odpiszę po powrocie do domu. Jeśli jestem w domu ten wstęp zostanie zedytowany. :)

 Zapraszam na 3 rozdział. :)



Zanim dotarli do mieszkania, Steven musiał wysłuchać kazania Kierana na temat swojej głupoty i tego, jakie czekają go konsekwencje, jeśli do rany wda się zakażenie. Przyjmował reprymendę całkiem spokojnie, nie zabierając głosu. Wolał się z nim nie kłócić. To, że był zdany na drugą osobę i to, że przepełniała go wieloletnia frustracja, działały na niego jak płachta na byka. Omal nie wybuchnął, kiedy zamiast do mieszkania, jego przyjaciel zawiózł go do szpitala. Kieran prawie siłą wyciągnął go z samochodu i zaprowadził na izbę przyjęć. Urządził pracownikom małą awanturę, o to, by przyjęli Stevena. Personel miał jakieś uwagi, jednak wygrała stanowczość mężczyzny i wytknięcie tego, że lekarze mieli właśnie ostry dyżur, a pacjentów o dziwo było mało. Po niewielkich bojach opatrzono zranioną stopę, a nawet założono dwa szwy, podając wcześniej jakieś znieczulenie. Steven dostał też zastrzyk przeciwbólowy i przeciw tężcowy, na widok których z całej siły zacisnął powieki, aby nie widzieć tego, jak igła wkłuwa się w ciało. Walczył ze sobą, by stamtąd nie uciec, jednak w obecnym stanie byłoby to utrudnione. Zwłaszcza, że nie czuł zdrętwiałej wciąż nogi. Najchętniej złapałby Kierana za dłoń, ale mężczyzny nie wpuszczono do gabinetu zabiegowego. Steven po raz pierwszy nie przejmowałby się, że publicznie trzyma faceta za rękę. Zrzuciłby to na strach przed wielką igłą trzymaną przez pielęgniarkę. W dzieciństwie zawsze bał się szczepionek. Kiedy miał dziesięć lat, musiał przez tydzień leżeć w szpitalu i przyjmować bolesne zastrzyki, które czuł do dziś.
Na szczęście jakoś przeżył wizytę w źle kojarzącym mu się miejscu i w końcu, z pomocą obiektu swych westchnień, dotarł do mieszkania. Pokuśtykał do kanapy, na której ciężko usiał, a właściwie opadł, puszczając silne ramię Kierana. Czuł się dość słabo i było mu niedobrze, więc położył się na wzdłuż mebla, kładąc głowę na podłokietniku. Zauważył, że przyjaciel rozgląda się z ciekawością po pokoju. Chłopaka z łatwością było stać na kilka takich mieszkań, a właściwie jego rodzinę. Ojciec był prawnikiem i to dość dobrym, więc zarabiał krocie. Mama zaś pracowała na lotnisku, jako rzecznik prasowy. Mimo pieniędzy i przepychu, jakie ich otaczały, byli zwyczajną rodziną, a nie jakimś wielkim państwem, do którego biedniejsi nie mogli się odzywać. Zawsze traktowali Stevena jak kogoś bliskiego. Nigdy nie zdobywali sukcesów czyimś kosztem, czego przykładem mogła być Holly. Ze swoją wiedzą i świetną prezencją mogła pracować w wielu miejscach, a przyjęła ofertę pracy w zwyczajnej perfumerii i to jeszcze u kogoś, choć sama śmiało mogła kupić taki sklep.  Kieran, wolna dusza, robił, co chciał. Właściwie, Steven nie wiedział nawet, czym mężczyzna obecnie się zajmował, ale teraz go to nie interesowało. Bardziej zajmowało go to, jak pozbyć się mężczyzny z mieszkania.
– Napatrzyłeś się? Możesz już iść.
– Nadal nie w humorze, co? Zostaję, wbrew życzeniom księcia, by podenerwować pana i władcę. – Kieran ukłonił się z rozbawieniem wypisanym na twarzy.
– Dla ciebie, kurwa, to jest zabawa?
– Książę się denerwuje, bo myśli, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Sądzisz, że cię nie znam? Zawsze tak było. Tak, jakby poproszenie o pomoc, czy skorzystanie z niej, było czymś poniżającym. – Chłopak wsunął ręce do kieszeni i patrzył na niego z góry.
– Nagadałeś się dziś po wszystkie czasy, więc milcz – przerwał Steven i przyszpilił go wzrokiem. Kieran nigdy nie uciekał od patrzenia ludziom w oczy, nigdy się nie wstydził, a Steven kochał te ciemne ślepia. Były jak głęboka, czarna otchłań. Miliony razy marzył o tym, by w nie patrzeć, widząc odbijającą się w nich miłość i rozkosz, kiedy klęczałby przed tym mężczyzną z jego kutasem w ustach. Druga opcja była taka, że to Kieran klęczy przed nim i ssie go z wielką przyjemnością - piekielnie interesująca wizja. Fantazja nie szczędziła mu szczegółów, więc właśnie wszystko sobie wyobraził, a przez całe ciało przeszedł elektryzujący dreszcz. Szlag, zupełnie jakby nie miał kiedy się podniecać. Odchrząknął, mając nadzieję, że przyjaciel nie zauważył, jak zadrżał.
– Skoro masz ochotę mi służyć, to przynieś coś do picia. – Musiał się go na chwilę pozbyć, by ochłonąć. Dobrze, że nie dostał erekcji, ponieważ tego nie ukryłby ot tak. Koszulka, którą ubrał w samochodzie, była raczej zbyt krótka, by ukryć rosnącą w spodenkach wypukłość. Zacisnął dłonie w pięści, aż pobielały mu knykcie. Cholera, ten człowiek działał na niego jak nikt inny, a w połączeniu z tym, co do niego czuł, dawało to mieszankę iście wybuchową, doprowadzając Stevena do szaleństwa. I, do diabła, piekielnie podniecało. Właśnie dlatego nie chciał się z nim spotykać. Kiedy Kierana nie było w pobliżu, miał przynajmniej spokój od pożądania. W obecnych okolicznościach przez najbliższe dwa miesiące nie mógł na to liczyć. Przeklęte wakacje! Akurat na nie Kieran musiał wrócić do domu. Steven nie łudził się, że gdyby to się nie stało, to by o nim zapomniał. Nie zapomni i nie przestanie go kochać nawet za dwadzieścia lat. Znał siebie i swoje serce. Ono tak bardzo tęskniło i wołało do Kierana. Dlatego nie chciał się z nikim wiązać. Po co miał unieszczęśliwiać jakiegoś, Bogu ducha winnego, mężczyznę, wiedząc, że nigdy nie poczuje do niego miłości? Już wolał być sam, od czasu do czasu znajdując sobie kogoś na seks. Chociaż ostatnio zauważył, że powoli przestawało go to interesować. Nużyło go. Czasami lepsza była własna ręka, niż puste wyładowanie napięcia seksualnego z przygodnie poznaną osobą. Do tego dochodziło ryzyko chorób i innych niebezpieczeństw. Dla niego priorytetem był stały partner, którego by kochał i był przez niego kochany. Szkoda, że ten wybrany był nie do zdobycia.
– Sprzątnąłem po twoim śniadaniu.
Steven usłyszał głos, który wyrwał go z zamyślenia. Odwrócił głowę w stronę mężczyzny.
– Co?
– Zostawiłeś niedojedzone śniadanie, więc pozbyłem się tego i trochę ogarnąłem kuchnię – powiedział Kieran, stawiając kubek z wodą na prostokątnym, szklanym stoliku.
Steven zmrużył oczy, przypominając sobie, co zrobił z jajecznicą. No tak, teraz Kieran pomyśli o nim, że stał się niechlujem i bałaganiarzem, a do tego marnuje jedzenie, kiedy na świecie panuje głód. Chociaż to raczej była działka Holly, a nie jego. Ona już by mu zrobiła wykład na ten temat.
– Śpieszyłem się i dzięki za wodę.
– Przypomniałem sobie, że nie wykupiliśmy leków. Widziałem na dole aptekę, więc skoczę tam i załatwię wszystko. – Mężczyzna podrapał się po ramieniu, patrząc poważnie na Stevena.
– Dam ci kasę. – Poniósł głowę, lecz poczuł zawroty, więc z powrotem opadł na kanapę, leżąc na niej.
– Odpoczywaj, a pieniądze mam. Widzisz? Gdyby mnie tu nie było, nie miałby ci kto wykupić leków.
– Gdyby nie ty, nadal leżałbym plackiem na plaży i czytał – odparował.
– I byś się nudził. – Puścił mu oczko. – Zaraz wracam.
– A spadaj. – Chętnie rzuciłby w niego poduszką, ale jak na złość żadnej pod ręką nie miał. – Czuję się, jakbym nie spał tydzień.
– To śpij. Zastrzyk tak na ciebie działa. Gdzie ja posiałem tę receptę? – Mężczyzna zaczął przeszukiwać kieszenie. – Ty jej nie masz?
Steven obserwował przyjaciela spod wpółprzymkniętych powiek. Przez chwilę miał ochotę zaproponować mu, żeby sprawdził jego kieszenie, ale wolał nie ryzykować. Kieran na pewno by to zrobił i jeszcze uznał za zabawne, a bliskość jego rąk byłaby dość podniecająca. Czasami Stevena dziwiły dwie zupełnie odrębne osobowości drzemiące w Kieranie. Ten facet raz zachowywał się jak poważny dorosły, a czasami jak zwykły dzieciak.
– Zostawiłeś w samochodzie – przypomniał mu.
– Racja, panie „ja nie skorzystam z czyjejś pomocy, bo doskonale radzę sobie sam” – zakpił Kieran.
– Stul dziób, panie „ja pomogę”. Czemu tu ze mną jesteś? – pytanie samo wyleciało z jego ust.
– Bo chociaż długo się nie widzieliśmy, to zawsze uważałem cię za przyjaciela. Tak jak Davida, Martina i Zacka. Im też bym pomógł.
To wystarczyło Stevenowi za odpowiedź. Przyjaciele dla Kierana zawsze byli ważni i, jak się właśnie przekonał, nawet minione lata nic w nim nie zmieniły. Dla niego oznaczało to też, że mężczyzna byłby dobrym partnerem. Opiekuńczość jest ważna. Mimo wszystko odpowiedź go trochę rozczarowała. Czego ty się spodziewałeś, pacanie? Że odpowie „bo cię kocham”? Trzask zamykanych drzwi upewnił go, że mężczyzna wyszedł, więc mając chwilę na odsapnięcie, poddał się zmęczeniu. Gdy tylko ciężkie powieki przesłoniły oczy, Steven odpłynął w głęboki sen.

~*~
Smakowity zapach unoszący się w całym mieszkaniu wyrwał Stevena ze snu. Mężczyzna ziewnął i uchylił powieki. Zarejestrował, że jest okryty kocem, a pod głową ma poduszkę. Zaczął przypominać sobie, co się działo przez ostatnich kilka godzin. Rozejrzał się po pokoju. Był sam, przynajmniej tutaj, z kolei z kuchni dochodziły jakieś odgłosy. Czyżby Kieran wziął się za gotowanie? To kulinarne beztalencie miałoby coś pichcić? Możliwe, że mężczyzna kogoś wezwał, na przykład Holly i to ona gotuje. Zapewne to właśnie kobieta przyniosła poduszkę z jego sypialni i podłożyła mu pod głowę. Myśl, że zrobił to Kieran, a on tego nie poczuł, przygnębiała go. Czyżby jednak mógł ze spokojem znosić troskę tego mężczyzny?
Usiadł, starając się nie postawić stopy na podłodze, by nie sprawić sobie bólu. Zauważył, że obok kanapy stoją dwie kule, a na jednej z nich wisiała kartka wyrwana z notatnika. Napis na niej sprawił, że miał ochotę się roześmiać: „Dla tego bęcwała, który musi się nauczyć, gdzie stawiać stopy. Tak, to dla ciebie nerwusie, byś mógł ruszyć tyłek z kanapy”. Steven zignorował część o nerwusie, ponieważ nim nie był. Zerwał wiadomość i położył ją na stoliku. Dzięki temu ujrzał drugą notatkę leżącą tuż przy szklance pełnej wody i dwóch małych tabletkach. „Masz to połknąć, bo inaczej…”
– Tak, inaczej siłą włożysz mi je do gardła – dokończył na głos Steven i natychmiast pożałował swoich słów, ponieważ od razu przyszło mu na myśl, że chciałby mieć w gardle coś zupełnie innego, na dodatek należącego do Kierana. Wariował. Naprawdę mu odbijało. Pragnął go wręcz obłąkańczo i chociaż starał się skupić tylko na uczuciach, a najlepiej na tym, jakby się ich pozbyć, nic nie mógł poradzić na to, że ten mężczyzna rozpalał go jak nikt inny. Tym bardziej wszelkie próby powstrzymania się od wyobrażania sobie, co by było, gdyby byli razem, jak by żyli, jak się kochali, jakimi ludźmi by się stali, stawały się coraz trudniejsze. Czuł się rozdarty. Serce mówiło jedno, ciało drugie, a rozum ostudzał entuzjazm. To on na pierwszym miejscu przywoływał w nim rozsądek. Reszta chciała tylko jednego: miłości Kierana i tego, żeby mieć go co noc w swoim łóżku.
Steven wziął do dłoni tabletki i wrzucił je do ust. Słodka powłoka zaczęła rozpuszczać się na języku, więc czym prędzej popił lek kilkoma łykami wody. Koniecznie musiał dostać się do toalety, a potem chętnie dowie się, kto rozgościł się w jego kuchni i co smacznego zrobi do jedzenia. Podniósł się jakoś z kanapy i stojąc na jednej nodze, wziął do rąk kule. Dwie podpórki pomogły mu utrzymać równowagę. Podpierając się na nich, przeszedł kilka kroków. Nie było to łatwe, ale musiał poćwiczyć przed jutrzejszym dniem, skoro i tak pójdzie do pracy. Niech lekarze sobie nie wyobrażają, że spędzi tydzień w domu. Nawet, jakby w pizzerii miał tylko siedzieć na krześle, to i tak musiał wszystkiego dopilnować. Oczywiście mógł się tym zająć drugi kucharz, tak samo jak inni pracownicy, ale wściekłby się, będąc sam w domu. Za dużo by myślał, a to nigdy nie było dla niego dobre.
Dotarł do niewielkiego pokoiku, w którym znajdowała się kabina prysznicowa i umywalka z wiszącym nad nią lustrem o drewnianej, ciemnej ramie. Lustro już tu wisiało, gdy się wprowadził. Pralkę stojącą obok drzwi kupił sam, tak samo sedes. Jemu w zupełności wystarczała wyposażona w ten sposób łazienka. Nie potrzebował salonów. Uważając, by nie zawadzić nogą o leżący na kafelkach maleńki dywanik w dziwne, zielone koła, jaki jego mama uparła mu się kupić, odstawił jedną kulę na bok i po chwili z ulgą opróżnił pęcherz. Spuścił wodę i poszedł umyć ręce. Każda z tych czynności nie była już tak prosta jak zazwyczaj, lecz starał się zachować spokój. Do czasu zdjęcia szwów jednak będzie zdany na małą pomoc. Pocieszał się, że to tylko tydzień. Po chwili pojrzał w lustro i poprawił zmierzwione włosy. Wyglądał na zaspanego, a to znaczyło, że przespał ładnych kilka godzin.
– Kurwa mać, szkoła bliźniaków – przeklął cicho. Na całe szczęście po sprawdzaniu godziny okazało się, że ma jeszcze dwie. Do tego czasu ogarnie się i wezwie taksówkę. Na nią jeszcze było go stać. Najwyżej po zebraniu pojedzie do rodziców autobusem i chętnie skorzysta z pomocy bliźniaków. Uśmiechnął się wrednie na tę myśl.
Po kilku minutach udał się do kuchni, chcąc w końcu zaspokoić swoją ciekawość. W przejściu stanął jak wmurowany, widząc, kto miesza bulgoczący ostro sos; to od niego dolatywały te cudowne zapachy, które sprawiały, że jego żołądek szalał. Osobą gotującą sos z pewnością nie była Holly. W dodatku na stole stały już talerze, a obok nich leżały sztućce owinięte serwetką. Na środku znajdowała się wielka miska makaronu.
– Ty gotujesz? – zapytał zdziwiony Steven. – Przecież ty przypalałeś nawet wodę na herbatę.
Najwyraźniej wiele się zmieniło od czasów kiedy widywali się prawie codziennie. Tak wielu rzeczy o nim nie wiedział. Spiął się, kiedy czarne oczy spoczęły na nim.
– Dobrze, że wstałeś. Miałem iść cię budzić, bo sos przed chwilą doszedł. – Gość zakręcił kurek i zdjął rondel z sosem do spaghetti. – Co do gotowania, to gdy wyjechałem, mieszkałem sam i musiałem się nauczyć przynajmniej kilku potraw. Rzygać mi się chciało od tych dań na wynos i restauracji. Zresztą, wiesz, jak uwielbiam domowe jedzonko. – Nałożył im obu makaronu i po chwili polał go sosem. – Będziesz tak stał, czy klapniesz sobie na krzesełku? Nie bój się, nie otruję cię. To jest nawet zjadliwe. Za pierwszym razem nie było, ale udoskonaliłem przepis.
Steven dopiero po tych słowach spostrzegł, że nadal stoi w drzwiach. Skierował się na miejsce bliżej okna, które zawsze zajmował.
– Wątpię, czy chciałbyś mnie otruć. Nie miałbyś się wtedy kim zajmować. – Rozwinął widelec i łyżkę z serwetki, którą położył obok talerza z parującym daniem.
– No właśnie. Smacznego.
– Smacznego. – Przez chwilę przyglądał się przyjacielowi, jak ten nakręca na widelec porcję makaronu, nie pomagając sobie łyżką. Odkąd sięgał pamięcią, Kieran zawsze jadł lewą ręką, co było zaskakujące, gdyż przeważnie używał prawej. W końcu sam zabrał się za makaron. Potrawa była gorąca, więc Steven podmuchał na to, co miał na widelcu, by choć trochę ostudzić spaghetti. Pierwszy kęs wywołał sensację jego zmysłów. Smak, jaki poczuł, wygrywał z zapachem. Trudno było mu rozróżnić, jakie przyprawy dodał Kieran, jednak był w stanie wymienić delikatny smak pomidorów, który zagłuszała ostra papryka i coś jeszcze. Prawie zamruczał, biorąc do ust kolejną porcję. Obaj lubili ostre potrawy palące w gardło i wypalające trzewia. Tylko często po ich skonsumowaniu potrzebowali paru litrów wody, by ostudzić płonący od wewnątrz ogień. Ten sos nie był tak ostry jak jego popisowe danie, którego nikt nie mógł zjeść poza nim i Kieranem, więc do posiłku wystarczyła herbata, którą chłopak zrobił mniej więcej w połowie obiadu.  Steven zauważył, że mężczyzna czuł się w jego kuchni jak ryba w wodzie.
– Dlaczego to robisz? – zapytał niespodziewanie, ocierając usta serwetką.
– Hm?
– Czemu ugotowałeś obiad? Do tego zachowujesz się, jakbyś był dla mnie kimś więcej.
Partnerem, który troszczy się o kogoś, kogo kocha – dodał w myślach. Dziwnie się z tym czuł. Owszem, przyjaciele dbali o siebie, ale dla niego to partner powinien się szczególnie martwić, troszczyć i dbać o ukochaną osobę.
– Kim więcej miałbym dla ciebie być, jak nie przyjacielem? – podchwycił Kieran, unosząc na niego wzrok.
– Słucham? – Odłożył widelec na bok i zamieszał herbatę, dodając do niej łyżeczkę cukru.
– Powiedziałeś: „Do tego zachowujesz się, jakbyś był dla mnie kimś więcej.”. Co miałeś na myśli przez „więcej”?
– Eee… No, jak bardzo bliski przyjaciel, jak brat – wycedził, mając nadzieję, że jakoś wybrnął z krępującej sytuacji. Owinął palce wokół ucha od kubka i uniósł naczynie do ust.
– Steven, wiem, że nie widzieliśmy się długo. – Kieran wyprostował się na krześle. – Nie mieliśmy ze sobą styczności, chociaż to nie moja wina. Sam zrezygnowałeś z kontaktu ze mną, ale nadal uważam cię za przyjaciela. Nie ma nic, co mogłoby to zmienić. Pytasz, jakbyś mnie nie znał.
– Z mojej strony też nic się nie zmieniło. – To było prawdą. Ciągle był w nim beznadziejnie zakochany. Co więcej, już przy pierwszym spotkaniu coś poczuł i od tej pory nie potrafił go traktować jak znajomego. – A nie masz innych zajęć? – Dotknął ustami brzegu kubka i wziął łyk ciepłego napoju z dodatkiem soku z limonki.
– Mam wrażenie, że próbujesz się mnie pozbyć. Nie wiem, dlaczego, ale sądzę, że jesteś skrępowany. Spokojnie, to ciągle jestem ja. – Kieran wskazał na siebie. – A wszelkie dzisiejsze spotkania odwołałem pod hasłem „przyjaciel w potrzebie”.
– Ta twoja Jessica nie będzie zła? – Steven odstawił herbatę i powrócił do jedzenia.
– Rozumie to. Sama odwiedza swoich przyjaciół. Chciałbym, abyście się poznali. Pokochasz ją.
– Wątpię. Wystarczy, że ty ją kochasz.
– To polubisz.
W to też wątpił. Zdołał się już nastawić przeciw niej, bo odbierała mu Kierana. Był beznadziejny. Jak mógł być zazdrosny o kogoś, kogo nie znał i, do tego Kieran nie był jego.
Dokończyli posiłek w ciszy. Kiedy talerze były już puste, starszy o rok mężczyzna zabrał głos:
– Kiedy spałeś, dzwoniła twoja mama, aby przypomnieć ci o spotkaniu w szkole. Podwiozę cię tam.
– Chyba ci odbiło? – No tak, jeszcze chce się bawić w kierowcę. Nie pozwoli na to. Spojrzał na niego oburzony. – Nie ma mowy.
– Ależ podwiozę. Jestem zaproszony na kolację. – Kieran zebrał ze stołu talerze, nic nie robiąc sobie z jego sprzeciwu.
Steven po raz kolejny powstrzymał jęk frustracji. Czekało go następne kilka godzin u boku tego człowieka. Cud, że jego fiut nie stawał na baczność za każdym razem, gdy Kieran przypadkiem go dotykał lub się o niego ocierał, tak jak w chwili, kiedy odnosił porcelanę do zlewu. W liceum w Stevenie tak mocno buzowały hormony, że nie umiał nad tym panować. Gdyby wtedy Kieran dotknął go z podtekstem nacechowanym czymś więcej, niż przyjaźnią, rozpłynąłby się przy nim jak galaretka w największy upał. Był dumny z siebie, że w końcu nauczył się nad sobą panować. Oparł czoło o blat stołu. Powinien się leczyć z tej miłości, bo inaczej wykończy się, zanim skończą się wakacje.

~*~

Wolał nie walczyć z upartym przyjacielem, kiedy ten chciał zawieźć go do liceum, w którym uczyli się Nancy i Lucas. W sumie powinien się cieszyć, że ten facet go nie ignoruje. Martin odwiózłby go do domu i zostawił samego. Przecież nie mógłby zrezygnować z polowania na panienki, jak nazywał swoje zdobycze. Dlatego Steven uspokoił się i po obiedzie postanowił skorzystać z okazji spędzenia czasu z Kieranem. Nie mógł zapanować nad uczuciem zadowolenia, gdy myślał o tym, że przyjaciel jest blisko niego, a nie narzeczonej. Co prawda ta nią jeszcze nie była, ale podejrzewał, że tylko to tylko kwestia czasu, kiedy się jej oświadczy. Doskonale wiedział, że przemawiała przez niego zazdrość, lecz jakoś nie starał się jej tłumić. Z drugiej strony, Kieran był tu teraz z nim, a nie z nią, więc o co miałby być zazdrosny?
– Odbija mi – mruknął do siebie.
– W jakim sensie? – zapytał Kieran, siedząc za kierownicą.
– Nie, nic. Po prostu głośno myślałem – odpowiedział Steven, obserwując znajomą okolicę i miejsca, które odwiedzali razem z paczką. Starał się nie patrzeć na mężczyznę, ponieważ do głowy przychodziły mu wtedy bardzo zbereźne myśli, jednak prym wiodły te, które można by nazwać pesymistycznymi: „Nigdy z nim nie będziesz. Nigdy nie zaznasz tego, czego potrzebujesz i tego, czego nikt inny nie może ci dać”. Sam już nie wiedział, co będzie dalej, skoro wariuje po paru godzinach przebywania z „ukochanym”.
– Słuchaj, ty masz jakąś kobietę?
– Hm? – Pytanie przyjaciela, który rozważnie prowadził samochód, zaskoczyło go. Co miał mu odpowiedzieć?
– No, pytam, czy masz jakąś partnerkę. – Kieran zerknął na niego szybko i powrócił do obserwowania drogi. – Jestem ciekawy, bo Holly nic o tobie nie mówi, a szczególnie o twoich podbojach miłosnych. W liceum nie widziałem, abyś z kimś chodził. Przyznaję, że było to dla mnie dziwne, lecz sądziłem po prostu, że nikt ci się nie podoba lub, że masz wysokie wymagania i  nikt nie był dla ciebie odpowiedni. Albo, że czekasz na kogoś wyjątkowego. Od razu widać, że masz duszę romantyka.
Steven starał się na szybko wymyślić jakąś odpowiedź. Nerwowym gestem potarł czoło. O ile łatwiej byłoby powiedzieć o sobie prawdę. Albo chociaż półprawdę. Przez kilka kolejnych tygodni Kieran będzie miał wiele okazji ku temu, by zadawać mu podobne pytania. Unikanie go nie wchodziło w grę, o czym zdążył się już przekonać. Do tego nie może przez cały czas udawać heteryka. W szkole jakoś mu to wychodziło, ale teraz chyba już nie miał na to ochoty. Był dorosłym mężczyzną i powinien tak się zachowywać. Poza tym, nie chciał udawać przed nim kogoś, kim nie był. Jeszcze musiał się nad tym zastanowić. Tym bardziej, że obecna chwila nie była właściwa do wyznań.
– Na razie jestem sam i nikogo nie szukam – odparł.
– Och, ty romantyczna duszo. Żebyś tylko do starości nie czekał na tę jedyną kobietę.
– Mhm. Uwierz mi, nie będę czekał. – Na pewno nie na kobietę. Ani na tę właściwą, ani żadną inną.
– Och, wow. – Po chwili ciszę przerwał zaskoczony głos Kierana, kiedy mężczyzna podjechał pod liceum, w którym, jak się okazało, dawniej uczyli się ze Stevenem. – To jest nasza stara buda? – Zaparkował, jak najbliżej wejścia.
– Zaskoczony? – Stev odpiął pas. – Nie wolno tutaj parkować.
– Jak się ktoś przyczepi, to z pogadam z tą osóbką. Mam swój urok. – Kieran wypiął dumnie pierś.
– Ta.
– Kurde, no, a my uczyliśmy się w starym, rozwalającym się budynku.
– Nie rozwalał się. – Steven wysiadł powoli z samochodu, omal nie uderzając głową o dach mazdy.
– Na takiego wyglądał. Miał popękane tynki i odrapane ściany, które jakiś artysta pomalował na zgniłozielono. Poza tym, z futryn okiennych odchodziła farba. Człowieku, to były czasy. – Obszedł samochód i stanął obok Stevena. – Teraz to jest pałac. Możemy cofnąć czas? Będziesz się tam ze mną uczył? – zapytał Kieran dziecinnym głosikiem.
– Wal się. – Szturchnął jego nogę kulą.
Stary, odrapany budynek rzeczywiście zamienił się w nowoczesne centrum nauki. Dwupiętrowa budowla została pokryta dwuspadowym dachem, na którym umieszczono kilka okien, gdy dobudowano parę pracowni na strychu. Ściany pokryto jasnym tynkiem mozaikowym, a olbrzymie okna zapewniały dużo świtała wewnątrz budynku.
– W zeszłe wakacje skończyli remont. Nie chcę nawet myśleć, ile poszło na to pieniędzy, jednak przyznaję, że efekt jest niesamowity. Mimo wszystko wydaje mi się, że poprzedni styl bardziej mi odpowiadał. Miał taki swojski klimat. Steven zamyślił się, wspominając i musiało minąć kilka minut, by się otrząsnął. – Idę na to spotkanie. Nie chciałbym, by ominęło mnie coś interesującego.
– Idę z tobą – powiedział Kieran.
– Gdzie? Tam? Po cholerę? – Zagrodził mu drogę kulą. Na coś przydawały te dwa kijki. – Zresztą, nie masz tam nikogo, więc i tak cię nie wpuszczą. Mają ochronę od czasu afery z narkotykami. Parę dzieciaków rozprowadzało kokainę wśród uczniów.
– Skurwiele. Zawsze dziwiłem się tym, którzy biorą. Po cholerę to robią? Nie mają innych rozrywek, niż pakowanie się w szambo, z jakiego w wielu przypadkach trafia się dwa metry pod ziemię? – Kieran oparł się o swój samochód.
– Mnie nie pytaj. – Gdyby Steven mógł, podniósłby ręce do góry. Był równie cięty na takie rzeczy, co przyjaciel. Nigdy nie zrozumie wielu nałogów. Sam pod żadnym pozorem nie tknąłby tego świństwa. Jedynym jego uzależnieniem była whisky, a i tak pił ją tylko od czasu do czasu, głównie w czasie imprezowania. Nawet gdy po wypadku ojca nadeszły ciężkie miesiące, to nigdy nie wziął pod uwagę tego, by upić się do nieprzytomności, czy naćpać. Przecież kolorowo było tylko przez chwilę, a potem świat znów robił się szary, brudny i nijaki, a często nawet i jeszcze gorszy. Nie należał do ludzi, który używkami zabijają cierpienie, choć to, jak ono smakuje, wiedział lepiej niż wielu jego znajomych.

Pozostawiając Kierana samego, wszedł do środka. Ochrona znała go, gdyż był tutaj kilka razy - często na wywiadówkach - więc wpuścili go bez problemów. Całe szczęście sala numer siedemnaście znajdowała się na parterze, więc wystarczyło tylko przejść wzdłuż korytarza po dość śliskich kafelkach. Jednak nie było mu dane nawet chwilowe pobycie samemu, gdyż zaraz został napadnięty przez bliźniaków, którzy zaczęli mówić jednocześnie.
– Co ci się stało? – zapytał chłopak.
– Z kim przyjechałeś? – zainteresowała się dziewczyna.
– Jak się czujesz?
– Kto to jest?
– Mogę wypróbować kule?
– Przystojny jest?
Steven najchętniej zatkałby sobie uszy. Oboje byli dziś wyjątkowo pobudzeni. Sam by był, gdyby lada moment miał ukończyć szkołę, a potem mieć dwa miesiące wolnego. Spojrzał na nich, próbując jakoś dotrzeć do odpowiedniej sali. O ile pamiętał, wisiała przy niej ogromna tablica z ogłoszeniami i różnymi informacjami. Nancy była dziś skromnie ubrana, biorąc pod uwagę to, co zwykle miała na sobie. Gdzieś w domu zostawiła kusą spódniczkę i bluzeczkę odsłaniającą więcej, niż trzeba. Szkoła nie prowadziła restrykcji, co do stroju ucziów. Nie wmuszała mundurków, tak jak inne licea, więc dzieciaki ubierały się, jak chciały. Dziś siostra Stevena założyła na siebie zwyczajne dżinsy z szerokimi u dołu nogawkami i długą, czerwoną koszulkę. Wyglądała na porządną i niewinną nastolatkę. Oceniając ją tak, poczuł się staro. Nie znosił tego, gdy wobec niej zamieniał się w nadopiekuńczego brata. Cóż, chciał chronić Młodą przed takimi chłopaczyskami jak Martin. Z kolei jego brat, Lucas, miał rozpuszczone jak zawsze włosy, które chętnie by mu ściął. Na jasny podkoszulek założył rozpiętą koszulę i nieodłączne spodnie z klinem do kolan. Steven zastanawiał się, jak chłopak w nich biega, jednak jak dotąd nie zaplątał się w nie i nie rozwalił kolan, czy głowy.
– Jak on ma na imię?
– Złamałeś nogę?
– Zamknijcie się wreszcie! – krzyknął, tym samym zwracając na siebie uwagę kilku rodziców będących już w sali, do której wreszcie dotarł. – Nic mi nie jest. Miałem mały wypadek. Lucas, gdybym złamał nogę, byłaby w gipsie i na pewno by mnie tu nie było. Nie macie zajęć? Powinniście jakieś mieć. Jak nie, to po co na mnie czekacie?
– Czekamy, bo musimy cię zabrać do domu – oznajmiła nastolatka, poprawiając plecak na ramieniu.  – Rzadko nas odwiedzasz.
– Nie pytaj. To był jej pomysł. – Lucas wskazał na siostrę. – I mamy. Obie wymyśliły, że skoro musisz tutaj przyjść, to nie będzie problemu, jeśli poczekamy godzinę, a później cię porwiemy.
– Jesteś tak samo podstępny jak one – Steven zwrócił się do młodszego brata. – Nie udawaj niewinnego.
– Ta. Tylko szkoda, że te podstępy jakoś nie działają, ponieważ zawsze o nich wiesz – burknęła niezadowolona Nancy. – To kto z tobą przyjechał?
– Przywiózł mnie dawny przyjaciel. Bywał u nas, jak byliście dzieciakami. Nazywa się Kieran Atkinson.
– Coś sobie przypominam. Przywoził nam cukierki. Zawsze się z nami wygłupiał. To brat Holly. Idziemy do niego – rzekła dziewczyna.
– Nie! Wy. Tu. Zostajecie. Tutaj! – rozkazał Steven, wskazując na dwie ławki ustawione pod ścianą. – I nie ważcie się stąd ruszać, bo tak wam nakopię do… – Nie dokończył, gdyż jakiś stanowczy, kobiecy głos przerwał mu wypowiedź.
– Przepraszam pana.
– Tak? – Zatrzymał wzrok na przeszkadzającym mu osobniku płci żeńskiej. Kobieta była młoda, może tuż po trzydziestce i wyglądała jak typowa pani nauczycielka ze snów wielu heteroseksualnych mężczyzn. Nasłuchał się o nich od kumpli i to mu wystarczyło, aby wyobraźnia sprawiła, że czuł jak robi mu się niedobrze.
– Pan na spotkanie?
– Chyba tak.
– Jeśli do nas, to zapraszam. Może panu w czymś pomóc? – Nauczycielka uśmiechnęła się, a po plecach przebiegły mu nieprzyjemnie ciarki. Dlaczego tak na niego patrzyła? Jakby chciała go zjeść, zamknąć w klatce i nigdy nie wypuścić. Chociaż wiedział, że to mogło mu się wydawać - i tej myśli się trzymał.
– Macie tu czekać, zrozumiano? – dopytał rodzeństwa, a oni grzecznie pokiwali głowami. – Będę chciał z wami pogadać, zanim spotkacie się z waszym świętym Mikołajem od słodyczy. To moje młodsze rodzeństwo – wyjaśnił zaciekawionej nauczycielce, zanim wszedł do pomieszczenia, w którym odbywało się spotkanie. Cieszył się, że nie został sam na sam z tą kobietą, gdy drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem. Przedstawicielki płci pięknej adorowały go wiele razy i chciały się z nim umówić, a on uprzejmie im odmawiał. I przeważnie nie miały mu tego za złe, chociaż wolał, aby seksualnie trzymały się od niego z daleka. A już zwłaszcza ta nauczycielka, od której biła władza, jaka go odstraszała. Ostrożnie usiadł jak najdalej od niej, zajmując jedną z ostatnich ławek i wsłuchał się w to, co kobieta miała do powiedzenia. Później będzie musiał zdać mamie całą relację. Oby tylko pani profesorka nie przynudzała.

14 komentarzy:

  1. Biedny Steven. Jeszcze Kieran go wypytuje, czy ma kobietę. Jestem ciekawa, czy Steve powie mu, że jest gejem i w jakich okolicznościach ten się dowie. W ogóle jestem strasznie ciekawa, jak akcja dalej się potoczy.
    Jestem dla ciebie pełna podziwu, że masz parę rozdziałów do przodu.

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju <3 Cudowny rozdział! Nie ma to jak do geja przyczepia się babka <3 I jak tutaj ją zniechęcic? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Steven ma fajne rodzeństwo^^ Ciekawe, czy będą grzecznie czekać, czy jednak pobiegną do Kierana^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś mi się wydaje że rodzeństwo palnie coś przy kolacji hehehhe.
    Nie mogę się już ogólnie doczekać. Jestem Twoją fanką od niedawna więc nie jestem przyzwyczajona do czekania tydzień na rozdział grrr ale dla Twoich opowiadań wartoooo

    OdpowiedzUsuń
  5. ,,Pokuśtykał do kanapy, na której ciężko usiał, a właściwie opadł, puszczając silne ramię Kierana." - ,,usiadł"
    ,,Ściany pokryto jasnym tynkiem mozaikowym, a olbrzymie okna zapewniały dużo świtała wewnątrz budynku.
    – W zeszłe wakacje skończyli remont. Nie chcę nawet myśleć, ile poszło na to pieniędzy, jednak przyznaję, że efekt jest niesamowity. Mimo wszystko wydaje mi się, że poprzedni styl bardziej mi odpowiadał. Miał taki swojski klimat. Steven zamyślił się, wspominając i musiało minąć kilka minut, by się otrząsnął. – Idę na to spotkanie." „światła" i brakuje przed ,,Steven zamyślił się,..." myślnika.
    Nie moge sie doczekac spotkanka z Jessica i kiedy Kieran sie o wszystkim dowie.
    Ciekaw jestem czy rodzenstwo Steva wie o jego orientacji. Nie pamietam czy o tym wspominalas. Mam skleroze ;-;
    Czytalem ten rozdzial przez dobre 4 godziny lekcyjne. Masakra;-;
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    Błędów malutko, tylko kilka jakichś mniej ważnych.

    A to cwaniaczek z Kierena. Tak biednego chłopaczka do szpitala ciągnąć, choć widać, że ich nie cierpi. Facet zachowywał się jak nadopiekuńczy partner. Nawet jakby Stieven nie był w nim zakochany to by świrował.

    Od pierwaszego momentu po prostu pokochałam bliźniaki. Ich pytania są bardzo podobne do tych,które ja kieruję do mojej starszej siostrzyczki.

    Mam czuja, że pod tym wypytywaniem o partnerkę coś się kryje. JA TO WIEM!!

    Życzę wieeeelkiej weny i miłego tygodnia w tym szarym, nudnym świecie.

    Pozdrawiam,
    NINJA

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem ciekawa jak się rozwinie akcja, czekam na wiecje. ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tam nadal mam ogromna nadzieje, ze spotka jakiegos fajnego mezczyzne I sie w nim zacznie zakochiwac. Fajnie byloby jakby ten facet o niego zabiegal
    Moja fantazja wariuje!
    Ale uwielbiam Stevena, ale Kieran mi nie przypadl do gustu
    Czekam na rozwoj wydarzen :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przy kolejnym (o ile Luana pozwoli :D) opowiadaniu będę mogła lepiej sprawdzać... to znaczy, przez większe "sitko". :D Nie chcę się tłumaczyć - zresztą głupio mi, że jednak błędy są. Po prostu będę mała okulary, hehe :D Tyle lat oczy były w porządku, a teraz przypałętał się astygmatyzm. O_o

    OdpowiedzUsuń
  10. Aj Steven znalazł się nieco w patowej sytuacji i naprawdę mi go szkoda.
    Mam nadzieję, że do siebie dojdzie.
    Ogólnie ta cała rozmowa między nimi wydawała mi się dziwna.
    Zwłaszcza, gdy w grę wchodzą uczucia Stevena.
    Czy mi się wydaje czy pod wieloma względami Kieram przypomina mi Andersona?
    Sama w sumie nie wiem ale jakoś tak pomyślałam, chociaż może nie jest homofobem i wydaje mi się iż jest naprawdę w porządku.
    Widzę że spotkanie rodzinne również zapowiada się ciekawie
    Pozostaje czekać niecierpliwie i przeprosić za opóźnienia

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdział, ale jak na razie trochę mało akcji. Kieran słodki do bólu, Steven beznadziejnie zakochany, bliźniaki urocze, ale nic tak naprawdę się nie dzieje. Pozostaje mi czekać na jakiś element zaskoczenia, może w następnym rozdziale~ :3

    OdpowiedzUsuń
  12. boski rozdział . jestem ciekawa reakcji Kierana na wieść o tym że Steven jest gejem. bliźniaki są zabawne i fajnie by było gdyby przez przypadek coś powiedziały przy kolacji ;P trochę zastanawia mnie ta nauczycielka. pewnie się mylę ale zastanawiam się czy to nie jest przypadkiem Jessica xd

    OdpowiedzUsuń
  13. Czemu wszyscy tak narzekają, przecież wiadomo, że zanim rozpocznie się jakakolwiek akcja, potrzeba nam trochę nudnego wprowadzenia, dla zaostrzenia smaku :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam,
    Kieran jest wspaniałym przyjacielem, dba o przyjaciół troszczy się o nich, zawsze pomoże, bliźniaki są urocze....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy komentarz. :)