26 marca 2013

Połączeni - prolog

Przed Wami wiele tygodni  z tym opowiadaniem. Od razu zaznaczam, że wszelkie prośby o dodatkowe rozdziały, będą przeze mnie traktowane jakby ich nie było. Jeden tydzień, jeden rozdział. Nawet jakbym miała na dłużej wyjechać, to nie będzie żadnego nadrabiana. :D

Dziękuję Ay za sprawdzenie notki i ona będzie moją betą przez całe opowiadanie, chyba, że zrezygnuje. :DDD

Zapraszam na prolog, a pierwszy rozdział za tydzień.







– Mamo, mamo, zobacz, co znalazłem. – Dwunastoletni chłopiec o bardzo jasnych włosach, wręcz białych, przeplatanych z kolorem stali, mimo swojej ułomności w pełni swobodnie podbiegł do matki. Doskonale znał teren wokół pałacu. Każdy kamień, źdźbło trawy, brzeg strumyka, który nieopodal szumiał, nie były mu obce.

Kobieta siedząca na kocu wraz z nianią swego ukochanego syna wyciągnęła do niego ręce i usadziła go obok siebie. Wyjęła z jego ręki niebieski kwiat w kształcie gwiazdy z żółtym oczkiem w jej centrum i uśmiechnęła się.

– Jest piękny, synku, i bardzo rzadki w naszej krainie. To symbol nadziei i miłości.

– A jak się nazywa? – dopytał chłopiec.

– Tasartir. – Kobieta nagle posmutniała.

– Pani, co się stało? – zapytała młodziutka, osiemnastoletnia niania.

– Prawdopodobnie Aranel zerwał jedyny i ostatni taki kwiat u nas. Przed laty rosły ich całe łany. Potem nadeszła susza i kwiaty już nigdy nie wyrosły.

– Nieprawda, mamo. Chodź. – Pociągnął kobietę za rękę. – Tego jest więcej. Za tymi starymi drzewami.

– Poszedłeś tak daleko? – Wystraszona ukucnęła przed nim. Jej długa do ziemi suknia położyła się w okręgu na trawie. – Aranel, nie możesz tak daleko odchodzić od pałacowych ogrodów. Nie chcę, byś się zgubił.

– Nic mi nie będzie, mamo. Mimo tego, że moje oczy nie widzą, to doskonale znam drogę powrotną. Kieruję się słuchem, dotykiem i zapachem. Nie zdołam się zgubić w miejscu, gdzie nawet ptaki mówią mi, gdzie jestem. – Aranel miał szczególny dar do porozumiewania się z ptakami za pomocą śpiewu. Niejeden raz widziała, jak jej syn przysiadał w ogrodzie wśród drzew i śpiewał, a ptaki mu odpowiadały. Czasami łapała go na tym, że sam słuchał ptasich treli i się uśmiechał. Bywały momenty, kiedy ptak zawodził żałobną pieśnią. Aranel wtedy płakał, jakby wiedząc, czego śpiew dotyczył. Była dumna, że miała tak wspaniałego, ślicznego i dobrego syna.

– Wiem, synku, ale i tak się boję. – Spojrzała w puste oczy, które nie miały źrenic, tylko ciemniejszą plamę oddzielającą miejsce, które powinno widzieć, od białka oka. Poczuła ukłucie w sercu na to, że jej synek nigdy nie zobaczy piękna przyrody, którą tak bardzo ukochał. Zamiast ona jego, on pocieszał ją mówiąc, że widzi, ale inaczej. Nigdy nie skarżył się na swoje kalectwo, przyjął je naturalnie. W przeciwieństwie do niej. Kiedy medyk powiedział jej w parę tygodni po urodzeniu Aranela, że jej dziecko na zawsze pozostanie ślepe, przeklinała wszystkie bóstwa, jakie czcili mieszkańcy Elros. Jej jedyne, tak wyczekiwane potomstwo obdarzyli taką karą. Długo nie potrafiła zaakceptować takiej sytuacji, tym bardziej, że już nie mogła mieć więcej dzieci, a jej mąż odsunął się od obojga. Twierdził, że przyszły król nie może być naznaczony takim upośledzeniem. Władca, który nie widzi, nie może rządzić krainą. Przez to, że królowa po raz kolejny nie zaszła w ciążę, ktoś musiał przejąć władzę po śmierci króla. Nie było nikogo, kto miałby w sobie królewską krew i pochodził z rodziny Adantin. Król sam był jedynakiem. Martwiąc się o los swych poddanych, podjął ważną decyzję. Wtedy w dwa lata po urodzeniu się Aranela został zawarty pakt dwóch królów. Pakt, o którym królowa poznała prawdę dwie wiosny temu, a Aranel dopiero za kilka lat miał zaznajomić się z jego treścią.

– To nie bój się. Zawsze znajdę właściwą drogę, mamo. Gdziekolwiek będę.



Cała trójka dotarła do granicy strumienia, w którym krystalicznie czyta woda odbijała ich sylwetki niczym lustro. Szli wzdłuż brzegu. Aranel poruszał się tak jak widzący człowiek. Królowa tylko widziała, jak od czasu do czasu nasłuchuje płynących zewsząd dźwięków i idzie dalej. W pewnym momencie skręcili w prawo, tuż za szerokim murem z czarnego kamienia. Dotykając go palcami, szedł obok niego i nagle przystanął. Radosny śpiew skowronka powitał go w tym miejscu.

– To tutaj. Naprzeciw was są drzewa, które mogłyby opowiedzieć historię sprzed paru stuleci. Natomiast za nimi, na małej polance, znalazłem Tasartir.

Obie kobiety wyminęły chłopca i drzewa o szerokich pniach zaintrygowane odkryciem. Wstrzymały oddech na widok, jaki ukazał się ich oczom. Mała polanka była obsypana kwieciem tak, jakby ktoś zasiał go na niej. Ich łodygi sięgały im do kolan, a na nich kwitły niebieskie gwiazdy. Kobiety żałowały, że nie zapuszczały się w to miejsce. Nigdy nie wychodziły poza pałacowe mury. Tego też uczyły księcia, ale jak widać, poznawanie świata było silniejsze od zakazów matki i niani.

– To są kwiaty nadziei. Nadziei na lepsze jutro – powiedziała królowa. Popatrzyła na syna, który stanął obok niej.

– Szkoda, że nie wiemy, co jutro przyniesie, pani – odezwała się niania.

– To nie ma znaczenia, bo nawet po złych dniach przychodzą te dobre. Zawsze w to, synku, wierz. – Położyła ręce na jego ramionach. – Ilekroć w twoim życiu napotkasz właśnie kwiat nadziei i miłości, to pamiętaj o tej chwili. Miej też w pamięci, że drogi nie zawsze usłane są kwieciem. Często są na nich liczne wyboje. Życie nie raz przynosi wiele smutku, ale staraj się nie tracić nadziei na to, że będzie dobrze.



I pamiętał. Pamiętał nawet bez nich. Pamiętał każdą chwilę spędzoną w ramionach matki, a najbardziej ten dzień, kiedy w wieku piętnastu wiosen musiał się z nią na zawsze pożegnać. Choroba, jaka zaczęła niszczyć jej ciało, nie pozwalała jej na długie życie. Walczyła rok, ale pewnego ranka poddała się i blask w jej oczach, jaki mimo cierpienia utrzymywał się, zgasł na zawsze. On tego blasku nie mógł widzieć, ale ukochana niania wszystko mu mówiła, tak jak o to błagał. Wiedział, że oszczędza mu drastycznych szczegółów, ale rozumiał to i nie nalegał na więcej. Chciał tylko wiedzieć, co się dzieje i jakie oczy ma jego matka.

Płakał, siedząc w samotności w swojej komnacie. Ojciec ani razu do niego nie przyszedł. W ogóle od śmierci królowej stał się zimny i oschły. Wcześniej choćby interesował się jego nauką, ale teraz tylko go ganił za samą obecność w pałacu. Wtedy Aranel chodził na niebieską polankę, gdzie każdej wiosny, jakby cudem, wyrastał Tasartir i spędzał tam całe dnie. Marzył, że kiedyś przyjdą dni, w których będzie się śmiał, a serce ogarnie radość.



Mijały tygodnie, miesiące, a on rósł i mężniał. Dużo się uczył, chcąc chociaż tym zadowolić króla. Mimo niewidzących oczu doskonale potrafił władać bronią i znał na pamięć księgi zarówno te, których wiedzę przekazywali mu nauczyciele, a do nich zaliczała się astronomia, historia, wiedza o liczbach, jak i te, których poznawać nie musiał, a znał z pomocą niani. Te księgi były inne. Opowiadały o przygodach, miłości, o której w wieku osiemnastu lat zaczął marzyć, lecz odsuwał te myśli na bok. Wiedział, że nie ma możliwości, by ktoś pokochał niewidomego księcia. Co z tego, że radził sobie czasami lepiej od widzącej osoby, bo potrafił poruszać się nocą po zamku, ale na co dzień potrzebował pomocy. Pomocy przy ubraniu się, nawet jedzeniu. Zawsze towarzyszyła mu niania i w czasie posiłku mówiła, gdzie leżą jakie potrawy, a przecież wiedział, że ją obarcza swoją osobą. Tym bardziej, że miała męża, któremu powinna także poświęcić czas. Nie chciał być ciężarem dla przyszłej żony. Chociaż czasami łapał się na tym, że czuje dziwny ogień w okolicach podbrzusza, kiedy niania opowiadała mu, że w ich świecie związki tworzą również osoby tej samej płci. Nie miał takiego odczucia, słuchając, jak czyta o kobiecie i mężczyźnie.

– To znaczy, książę, że mężczyzna łączy się z mężczyzną. – Pewnego wieczora odpowiedziała na jego pytanie. Siedziała obok niego w komnacie Aranela.

– Ale jak łączy? – pytał, zakładając nogę na nogę i biorąc ze stolika kielich z wodą.

– Duchowo i fizycznie. Zespalają się ze sobą zarówno przez uczucie, jak i ciała – tłumaczyła. – Tak samo kobieta może pokochać kobietę.

– A skąd się wie, co się czuje?

– Po prostu się wie. Tak samo, jak ja wiedziałam, co czuję, zakochując się w Solvim. Ale teraz, książę, pora zejść na kolację. – Zamknęła książkę. – Na dywagacje na temat miłości masz jeszcze czas. – Słyszał, jak wstaje i krząta się wokół niego, zbierając książki.

– Czas. Nianiu, ja i tak mogę tylko słuchać. Nie nadaję się do kochania. Nawet mój własny ojciec odrzucił mnie ze względu na mą ułomność. – Posmutniał.

– Aranelu, nadajesz się. Tym bardziej, że jako przyszły król na pewno spotkasz kogoś, kto z tobą zasiądzie na tronie.

– Nie będę królem. Wiesz o tym. Żadna z krain nie może mieć okaleczonego króla. A ja taki jestem. – Skierował twarz ku niej, jakby kierował na nią wzrok, gdyby go miał. Zawsze czuła dreszcze na ciele, widząc ten gest. Gdziekolwiek by nie była, on doskonale potrafił ocenić miejsce, w którym ona stoi lub siedzi. Tak, jakby widział. – Ojciec jest ostatnim Adantinem, jaki zasiada na tronie. Po jego śmierci, co mam nadzieję nie nastąpi szybko, mimo tego, że mnie nienawidzi, ziemie zostaną podzielone na inne królestwa, a mój ród zostanie zapomniany.

– Przecież możesz mieć żonę i spłodzić potomka...

– O to chodzi, że nie mogę. To znaczy, mogę mieć żonę, ale nasze prawo mówi... może ci zacytuję: „Żaden potomek księcia, który nigdy na tronie nie zasiadł i nie ogłoszono go władcą lub ma fizyczny defekt, nie ma prawa do dziedziczenia królewskiego tytułu. Na zawsze pozostanie zwykłym księciem bez praw do tronu. Tylko potomek króla może zasiąść na tronie, o ile pozwala mu na to zdrowie lub jeżeli król miał córkę, to tron obejmuje mąż kobiety. Wyznacznikiem jest także jego królewski rodowód”. Tym samym widzisz, że na tronie nie zasiądę z powodu ślepoty, a nie jestem kobietą, by ojciec połączył mnie z jakimś synem jakiegoś króla, który by miał prawo połączyć dwa królestwa i objąć władzę nad nimi.

– Ale dla ratowania Elros mógłbyś wyjść za przyszłego króla. Książę, ja czuję, że bycie z mężczyzną to twoja natura. Znam cię. Wychowałam.

– Nie wiem, ale nawet jakby... Mój ojciec nigdy się na to nie zgodzi. Nie ma możliwości, aby jakiś władca zgodził się na takie wyjście i to jeszcze z kimś, kogo bym kochał nad życie. Tak się nie stanie.

Jakże się wtedy mylił. Miał się o tym przekonać dwa lata później.

18 marca 2013

Połączeni - postacie

Jak obiecałam przedstawiam Wam krótki opis i postacie nowego opowiadania.



Pakt zawarty wiele lat temu zmienia życie dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich idzie przez życie z większymi trudnościami niż pozostali. Patrzy na świat przez dotyk, smak i słuch. Drugi kocha kobiety, rozległe przestrzenie i wolność. Los, a raczej decyzja ich ojców, królów dwóch krain, splata ich ze sobą. Łączy ich dłonie na wieki. Czy wraz z nimi zmieni się życie innych osób? Osób, które zostały wplątane w wir tej historii.















 MAPY
 Nie wiem którą wybrać, więc  niech będą obie. Każdy wybierze co kto woli. Po kliknięciu mapki się powiększą. :D








16 marca 2013

Informacja

Wstawiłam nowy szablon zapowiadający opowiadanie Połączeni. Szablon wykonany przez Sandrę Werner na Zaczarowanych szablonach. Wykonawczyni serdecznie dziękuję. Natomiast czytelników informuję, że za niedługo pojawi się opis, taka sobie mapka krain w których mieszkają bohaterowie opowiadania oraz ujrzycie też postaci. :D

EDIT: Musiałam na jakiś czas włączyć weryfikację obrazkową, jak wysyłacie komentarz, bo mam dość ataku spamujących botów.

12 marca 2013

Jeden krok do miłości - rozdział 13 ostatni

Dziś żegnamy się z bohaterami tej opowieści. Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze. :****

Prolog z Połączonych pojawi się 26 marca, ale wcześniej poznacie postacie i ujrzycie nowy szablon wykonany przez Sandrę Werner z Zaczarowanych Szablonów.

Przypominam, że w piątek ukaże się drugi rozdział opowiadania Zburzony mur. Piszę go razem z Yaoistą, muszę podkreślić, że On pisze 3/4 tekstu i to opowiadanie na pewno dobiegnie końca. Już mamy cały plan na niego. :D

A teraz zapraszam na ostatni rozdział. :D 

EDIT: Na moim chomiku Luana2012 pojawiła się całość tego opowiadania.


Cody był zły na siebie, że tak szybko wybaczył Jamesowi. Nie, nie wybaczył mu, po prostu go kocha i chce dać temu mężczyźnie jeszcze jedną szansę. Nie zastanawiał się długo nad powrotem do miasta, tym bardziej, że smutne psie oczy Jamesa działały na niego.

Co my tu robimy? Myślałem, że zawieziesz mnie do domu. – Nie rozumiał, dlaczego zajechali pod rezydencję Harnera. Powinni porozmawiać na spokojnie, a nie przy dzieciach.

Spokojnie, w domu nikogo nie ma – powiedział James, jakby czytając w myślach kochanka. Zaparkował prawie przed drzwiami.



Niedługo później James zamknął drzwi na klucz, kiedy weszli do domu.

Gdzie są wszyscy? – zapytał, Adison rozbierając się z kurtki.

Dziewczynki u Chloe, a Alex zapewne ze Stevenem.

Nie boisz się, że oni obaj pójdą na całość? – Trochę bawiło go, jak James chciał pilnować brata.

Obaj są rozsądni. Postanowiłem nie być mamą kokoszą. Nie mówmy o nich, chcę pogadać o nas. – Rzucił kluczyki na stolik w holu i od razu przyciągnął do siebie kochanka. – Chcę ci pokazać, że nie bawię się tobą. – Przesunął nosem po jego policzku pokrytym lekkim zarostem.

Seksem?

Nie tylko. Przyznaję, chcę się z tobą kochać i to kochać w tym domu i w moim łóżku.

Do tej pory... – Położył Jamesowi ręce na biodrach.

Dawno temu przysięgałem sobie, że będę się tam kochał z kimś, z kim spędzę życie. – Uwielbiał go przytulać.

Czyli nie dzieci... – Co on tak urywa zdania?

Nie. To ja byłem przeszkodą, żebyś tu nocował. Na całe szczęście ze wszystkim w porę się opamiętałem.

Cody wtulił nos w szyję mężczyzny i uśmiechnął się.

Mogę wziąć prysznic? – Kąpał się jeszcze wczoraj, więc już nie był za świeży, by móc się w pełni kochać, a chciał tego.

Łazienka w sypialni jest do twojej dyspozycji. Idź, a ja przygotuję coś do picia. – Rozumiał, że Cody wolał być sam, inaczej zaproponowałby mu wspólną kąpiel, jak zawsze.



Został sam, więc poszedł do kuchni i wyjął z lodówki wino, a z szafki dwa kieliszki. Dziś pokaże Cody'emu, że jest tylko dla niego. Nie spieszył się. Sam wziął prysznic na parterze i założył na siebie tylko szlafrok, nie było potrzeby później męczyć się ze spodniami.



Na dworze już ściemniało, kiedy wszedł do sypialni. Pierwsze, co zauważył, to zasłonięte zasłony i zapalone, ale przyciemnione światło. Cody leżał na łóżku w samym ręczniku, a raczej był nim okryty.

Widzę, że nie tylko ja mam na coś ochotę – zamruczał James, kiedy odstawił wino i zawisł nad mężczyzną.

Nie potrafię sobie odmówić tak znakomitego deseru jak ty – odparł Cody. Złapał Jamesa za kark i przyciągnął do siebie, wpijając mu się zachłannie w usta. Biorąc prysznic, myślał o tym, co się będzie działo i był już bardzo pobudzony. Chciał się kochać. Rękoma rozwiązał pas od szlafroka i wsunął dłonie pod materiał, nareszcie dotykając skóry kochanka. Tęsknił za nim tak bardzo, że to bolało.

James odsunął się od jego ust po tym intensywnym doznaniu. Całowanie się z tym facetem było uczuciem fantastycznym i nie zamierzał tego zmieniać. Wyprostował się i nalał do kieliszka wina.

Mam ochotę cię upić.

Żebym był łatwiejszy? – Uniósł się na przedramionach.

Żebyś mnie błagał o więcej – szepnął Harner i wlał sobie do ust czerwony napój, po czym natychmiast odstawił kieliszek i pocałował mężczyznę, obejmując go jedną ręką.

Cody uchylił lekko usta, a płyn wlał się po prosto do środka. Tak mógł już zawsze pić. Po przełknięciu już nie pozwolił oderwać się do siebie kochankowi, również go obejmując i naciągając na siebie na tyle, że ich torsy przylgnęły ciasno jeden do drugiego. James całował wspaniale, odbierając mu oddech i dając w zamian masę przyjemności.

Badał językiem najmniejszy zakamarek ust Cody'ego, chcąc się zatracić do samego końca. Walczył z językiem mężczyzny, a zarazem sam do tego go zapraszał, oplatał i ssał, wciągając do swoich ust. To wszystko trwało sekundy, a może i wieki, jednak było bez znaczenia, bo musiał to przerwać. Chciał mu dać więcej. Pokazać, że go kocha i przeprasza. Oderwał się od warg mężczyzny, z lubością oglądając, jak bardzo zostawił je czerwone, nabrzmiałe.

Jesteś niesamowity, Cody. – Przesunął rękę wzdłuż klatki piersiowej, a kiedy się trochę odsunął, wzdłuż brzucha na jego krocze. – I twardy. – Pomasował jego penisa przez materiał ręcznika. Pamiętał, co czuł, jak dotknął go pierwszy raz. Przez cały kręgosłup przeszedł go dreszcz rozkoszy na to wspomnienie.

Cody stęknął na ten dotyk i poruszył biodrami.

Twardy dla ciebie.

I tylko dla mnie – zamruczał James, unosząc się i zaczynając pocałunkami oznaczać skórę kochanka. Kąsał ją delikatnie wzdłuż ramienia, schodząc niżej po to, żeby zabawić się przyciągającymi wzrok sutkami mężczyzny. Były małe, ale otoczone ciemniejszą obwódką. Zakreślił językiem kółeczka, trącając jeden z kamyczków. Słyszał, jak Cody wręcz mruczy z zadowoleniem, pozwalając mu na wszystko, a palce mężczyzny pieszczotliwie głaskały go po karku i głowie. Odrzucił ręcznik na bok i aż westchnął, widząc, że penis młodszego mężczyzny leży na jego brzuchu, a z czubka sączy się przeźroczysta nić. Chciał ją zlizać, ale się powstrzymał. Nie będzie dążył od razu tylko do jednego. Tak było za każdym razem, był tylko seks, a on chciał się kochać. Kochać w takim prawdziwym znaczeniu, włącznie z pieszczotami, pocałunkami i najdrobniejszymi muśnięciami palców, ust, a nie kroczyć tylko do spełnienia. Dlatego teraz zignorował penisa i pieścił ustami brzuch oraz biodro partnera. Dłonie też nie były spokojne, tylko badały, naciskały i masowały każdy kawałek skóry, do jakiej dosięgły.

Cody wzdychał, obserwując poczynania Jamesa. Pragnął go już mieć na sobie, ale to, co teraz mężczyzna robił, wprowadzało jeszcze intensywniejsze doznania. Samo oczekiwanie strasznie go nakręcało, więc nie chciał się spieszyć. Dla niego seks od zawsze nie był najważniejszy, ale kiedy jest z Jamesem i mają być ze sobą tak blisko, że bliżej już nie można, to taka intymność stała się wprost oczekiwana. Patrzył, jak James uklęknął i pozbył się szlafroka. Ciało mężczyzny nie pozbyło się jeszcze letniej opalenizny, a jego penis stał na baczność, w pełni gotowy do igraszek. Cody uwielbiał, jak ten mężczyzna na niego reagował. A jeszcze kilka tygodni temu tak się bronił przed tym. Teraz James otwarcie pokazywał, że jest podniecony i go pragnie. Poczuł się winny, że nie oddaje mu pieszczot i próbował wstać, ale Harner nacisnął dłonią jego klatkę piersiową i kazał leżeć.

Ja się tobą zajmę, ty tylko bierz – powiedział James, a jego oczy płonęły żywym ogniem pożądania. Odsunął się i uniósł jedną nogę kochanka. Pocałował kostkę mężczyzny i sunął dłońmi wzdłuż łydki, żeby zaraz za nimi wargami zaznaczać palący ślad. Zawędrował pod kolano i dosięgnął językiem cienkiej skóry, nie pozwalając sobie na ominięcie ani tego miejsca, ani żadnego innego. Cody miał wspaniałe nogi, szczupłe, długie i tym bardziej pieścił jedną z nich czule. Całował wewnętrzną stronę uda, kierując się ku strategicznym miejscom, a Cody tylko zaciskał pięści na pościeli.

Serwowane pieszczoty, czasami dawane na raty, kiedy James zwalniał, zamiast dążyć między jego nogi, wyrywały ciche jęki z jego ust. Rozpalał się z każdym muśnięciem warg i coraz bardziej potrzebował więcej. Miał ochotę żądać, żeby James przeszedł do rzeczy, ale gdy zaczynał to robić, znów czuł na sobie parzący język i odpływał w doznania, oblizując wargi.

Rozszerzył nogi kochanka i polizał powoli tak kuszące go jądra, przy okazji delektując się zapachem mężczyzny i jego podniecenia. Za każdym razem potrzebował więcej jego smaku, westchnień. Ignorował swojego penisa i zamierzał to robić najdłużej jak się da, tymczasem zabierając się za pieszczoty członka Cody'ego, a chłopak drgnął biodrami, nareszcie się tego doczekawszy. Oplótł trzon palcami i uniósł go.

Z twarzą przy nim wyglądasz jak orgazm – sapnął Adison.

Tak dobrze?

Nawet lepiej. Ach. – Odrzucił głowę do tyłu, nie będąc już nic w stanie dodać, bo James wziął główkę do ust i zrobił coś, przez co Cody omal nie dostał orgazmu. – Tak mi rób.

I robił. Całował, lizał i jednocześnie mruczał, mając go głęboko w ustach. Po praz pierwszy tak głęboko zdołał go włożyć i był z siebie dumny. Cody dygotał, zaciskając palce na jego włosach, a mięśnie brzucha pracowały pod skórą. Poruszał głową w górę i w dół, a ręką sięgnął do twarzy kochanka. Palcami odnalazł jego usta i wsunął mu je do środka, a Adison zaczął je oblizywać i ssać, oddychając płytko. Wypuścił penisa z ust, nadal go trzymając, takiego mokrego. Postukał końcówką języka w dziurkę na czubku. Wiedział, że Cody szaleje na takie drobne, podchodzące pod wibrację gesty.

Wyjął z jego ust nawilżone śliną palce i sięgnął pomiędzy pośladki. Zamierzał tylko go tam popieścić, nie chcąc robić nic więcej bez żelu i z powrotem pochłonął penisa.

Cody, czując koło swej dziurki ciekawskie i śliskie palce, pragnął nadstawić się, aby jeden z nich wsunął się do wewnątrz, lecz te jak na złość tylko krążyły wokół, naciskając go, drażniąc i mocniej pobudzając. Złapał mężczyznę za ramiona i przyciągnął na siebie.

Harner mu się poddał, z żalem żegnając się z penisem kochanka. Położył się na mężczyźnie, splatając z nim nogi i ucałował w usta.

Jesteś taki gorący, James. – Czuł jego członek na biodrze i udo pomiędzy swoimi nogami. Musiał się poruszać, ocierać, ponieważ rozpalone ciało tego potrzebowało. – Chcę cię i nie baw się ze mną.

James w tym czasie całował go po szyi, szczęce i uchu. Też już chciał być w nim, a szczególnie poczuł to, kiedy przylgnął do kochanka.

Odwróć się – szepnął zachrypniętym od podniecenia głosem. Uniósł się na rękach, dając trochę przestrzeni Cody'emu, po czym znów na niego opadł, a penis wcisnął się pomiędzy pośladki chłopaka leżącego na brzuchu, jakby wiedząc, gdzie niedługo się znajdzie. Ruszał biodrami, naśladując ruchy frykcyjne. Nie zaprzestał pieszczenia kochanka, nawet nasilił dotyk i pocałunki na karku oraz plecach, rozpalając go na tyle, że ten zaczął sam się ocierać o członek, prosząc o więcej.

Sięgnął po żel pod poduszkę - rano wszystko przygotował - i wylał go sobie na palce. Wycofał się trochę, by mógł przygotować na siebie Cody'ego.

Zagryzł wargę, kiedy James zaczął zajmować się nim tak, jak tego pragnął, a gdy poczuł w sobie pierwszy palec, z jego ust uciekło głośne:

Tak. – Nie przejmował się, że ktoś może ich usłyszeć. Byli sami i mógł w końcu poddać się w pełni. Kochał być na dole i nigdy nie ciągnęło go do tego, aby kogoś posiąść. Owszem, nie raz bywał na górze, ale chyba w końcu trafił na faceta, który go do tego nie zmusza. Oddanie kontroli w łóżku było jego pragnieniem, a James lubił go zdominować. Może kiedyś, czasem zamienią się rolami, o ile James pozwoli, ale w najbliższym czasie chciał tylko tego, co ma teraz, to była jego naturalna potrzeba.

Obserwował jego dziurkę, jak rozszerza się pod penetracją trzech palców. Te wsuwały się bez problemu, a Cody podparty na kolanach i rękach nabijał się na nie coraz szybciej. Wysunął palce, chcąc zastąpić je własnym członkiem, który już go bolał, a szczególnie napięte jądra. Rozszerzył sobie krąg mięśni kciukami i mokrym od lubrykantu penisem naparł na dziurkę. Ten wsunął się bez najmniejszych problemów, a rozluźniony i chętny Cody przyjął go w siebie całego. Gdy James był już w nim, ułożył ręce po bokach ciała chłopaka, przylegając torsem do jego pleców. Chciał być blisko. Poruszył się, nabijając bardziej Cody'ego na siebie.

Mmmnnn, James – zajęczał. – Kocham cię.

Wkrótce odnaleźli wspólny, spokojny rytm i kochali się powoli, z czułością, nie tylko zaspokajając swoje samcze potrzeby. Pokój pachniał zapachem seksu, gdy dwa ciała oddawały się ekstazie. Odgłosy westchnień roznosiły się wszędzie, odbijając się od ścian. Obaj byli bliscy spełnienia, a o tym świadczyło napięcie mięśni i przyspieszające oddechy.

Dochodzę – powiedział Cody, masturbując się, a wtedy James uniósł go do góry tak, że obaj klęczeli, a chłopak mógł się bardziej nie niego nabić. Odtrącił rękę chłopaka, złapał członek sączący swoje soki i poruszał ręką w rytm swoich pchnięć. Drugą rękę oplótł wokół pasa mężczyzny, prowadząc go drogą ku orgazmowi.

Cody zarzucił głowę na ramię Jamesa i krzyknął. Napięcie kumulujące się coraz mocniej w lędźwiach doszło do ostatecznego poziomu i z jego penisa wytrysnął biały strumień spermy, a całe ciało ogarnął niewyobrażalny orgazm. Jeden z najsilniejszych, jakie miał.

Oooch, Cody. – James dołączył do partnera, nie przestając go jednocześnie pieścić i pieprzyć. Podrzucał biodrami, dopóki ostatnia kropelka nasienia nie znalazła się wewnątrz kochanka. Wtedy odwrócił jego głowę do siebie i pocałował namiętnie w usta, oddając tym samym całego siebie. – Też cię kocham, zawsze o tym pamiętaj.

Zaspokojony Cody uśmiechnął się szczęśliwy na te słowa, marząc już tylko o jednym, śnie. Ale wątpił, żeby James pozwoli mu dziś spać.

Nie mylił się, nie pozwolił, bo ledwie co skończyli się kochać, nadeszły nowe pieszczoty i nie tylko, a zapomniane wino stało samotne na szafce, będąc świadkiem ich uniesień.





~*~*~





Nie możecie tam wejść.

Ale chcę obudzić Jamesa.

Nie, Sarah, nie możesz. Jest zmęczony, śpi – odezwał się Alex.

James poruszył się i otworzył oczy. Kochanek także się budził, gdyż w tym harmidrze, jaki był za drzwiami, trudno było spać.

Co się dzieje? – zapytał zaspany Cody.

Moje rodzeństwo. Alex chce zatrzymać Sarah przez wtargnięciem tutaj. Chyba musimy wstać i tam pójść.

Cody uniósł się na łokciach i ziewnął, nie kłopocząc się zasłanianiem dłonią ust.

Czy mam to rozumieć tak, jak wydaje mi się, że pojmuję tego sens w taki sposób... cholera, zaplątałem się w słowach. – Opadł na poduszki i zasłonił twarz dłońmi.

Dokładnie jest tak, jak myślisz. – Pochylił się nad nim i odciągnął dłonie. – Nie zasłaniaj się. Chcę na ciebie patrzeć. – Pocałował go lekko. – Teraz kąpiel i schodzimy na dół.

Powiesz...

Alex wie, wystarczy wytłumaczyć kilka rzeczy dziewczynkom. – James zsunął się z łóżka, nagi. Cody nie oparł się temu, aby nie popieścić go wzrokiem. Czuł go jeszcze w sobie po tej nocy.

Podoba ci się moje ciało? – zapytał James, idąc do łazienki.

Mam ochotę je pożreć. – W końcu tego ranka poczuł się naprawdę pewny tego, że James jest z nim. Dołączył do partnera w łazience, a potem pod prysznicem, kiedy Harner puścił już gorącą wodę. – Mogę cię o coś zapytać? – Wziął żel i rozlał go na dłoń, po czym zaczął wcierać w pierś Jamesa.

Zawsze możesz, co najwyżej nie odpowiem. – Zaśmiał się. Mokre włosy opadły na twarz mężczyzny, oklejając ją. Woda spływała po ich twarzach, dotykając ust oraz płynąc w dół, aby zmieszać się z pianą. Sam też nalał żelu na rękę, odwzajemniając czynność.

Ty i ja. Jesteśmy razem?

Tak, nie musisz pytać. Myślałem, że wiesz. – Przytulił go, przy okazji myjąc.

Wolę się upewnić. Chcę wiedzieć, na czym stoję, James. – Ułożył ręce na jego plecach, przesuwając nimi w górę i w dół. – Kocham cię. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to, że chcę to mówić i ukazywać swoje uczucia.

Prawdziwy mężczyzna zawsze jest w stanie pokazać, co czuje. Tylko... – zawiesił na moment głos, po czym kontynuował: – Ty mnie przyjmujesz do swego serca razem z moim rodzeństwem. Nie zostawię ich.

Nawet bym tego nie zażądał. Poza tym moi rodzice zawsze chcieli mieć wnuki, więc sądzę, że ta trójka na dole da im dobry substytut tego.

Uwielbiam cię, Cody. – Pocałował go czule. Jak mógł wcześniej odtrącić Cody'ego? Dobrze, że w porę oprzytomniał. Dziś jest pierwszy dzień jego nowego życia. Właściwie to życia ich wszystkich.



Zeszli na dół pół godziny później, odświeżeni i ubrani. Cody musiał założyć wczorajsze rzeczy, bo nie szli już po jego torbę do samochodu.

W kuchni siedziały dziewczynki wraz z Alexem i Chloe. Adison poczuł się dziwnie obserwowany przez brata swego faceta.

Cześć – odezwał się pierwszy.

Cody – krzyknęła uradowana Sarah, unosząc się z krzesła i przyklejając do przyjaciela. Ten poczochrał ją po głowie. – Co ty tu robisz? To znaczy, widziałam twoją kurtkę, ale sądziłam, że ją zostawiłeś.

Sarah, usiądź, Cody i ja musimy wam coś powiedzieć. – Przyciągnął kochanka do siebie, obejmując go w pasie. Sarah wróciła na miejsce.

To może ja pójdę, mam górę prasowania. – Chloe odstawiła kubek z herbatą.

Niech pani zostanie. Chloe, jesteś jak rodzina. – Zatrzymał ją James, patrząc na kobietę ciepło. – To, co powiemy, jest tak ważne, że musimy się tym podzielić.

Co takiego? – Spytała Vicky, uważnie patrząc na rękę brata umieszczoną na biodrze młodszego mężczyzny.

Cody i ja jesteśmy ze sobą, razem, jak para – rzekł James.

Co to znaczy? – Sarah była zdezorientowana.

To znaczy, że czasami mężczyzna kocha mężczyznę i to nie jest nic złego.

Tak jak tatuś mamusię?

Tak – odpowiedział Cody.

To będziecie spali ze sobą jak mama z tatą? – Padło proste pytanie Vicky.

Nie tylko. Wasz brat i ja po prostu się kochamy i chcemy być razem, jak inne pary. – Czuł się taki oceniany i bał się, iż oni go nie przyjmą do rodziny.

To znaczy, głupie dziewuchy, że teraz będziemy Cody'ego widywać tutaj o wiele częściej i niech żadna się nie waży wpadać z rana do sypialni Jamesa – rzekł Alex. On odważył się zajrzeć tam rano. Widział ich, jak razem śpią i dobrze mu z tym było. – Znaczy też to, że w naszym domu nie pojawi się już jakiś głupi babsztyl. – Alex podszedł do obu mężczyzn. – Naprawdę nienawidziłem tych piskliwych, pustych s... kobiet. – Zmienił ostatnie słowo, widząc karcący wzrok Jamesa. – Teraz w końcu masz kogoś, kto jest naprawdę w porzo. Cody, jak skrzywdzisz mojego brata, to obdzieranie żywcem ze skóry będzie najlepszym, co cię spotka, gdy wpadniesz w moje ręce – powtórzył słowa brata, które ten jakiś czas temu skierował do Stevena, a potem roześmiał się. – Witaj w rodzinie. Idę do szkoły. – Nagle, zamiast ich ominąć, odwrócił się do sióstr. – Może to dla was za dużo, ale Steven jest moim chłopakiem. – Koniec z ukrywaniem się w rodzinie. Oczywiście w szkole tego nie powie, nie miałby tam życia i jego chłopak także, ale tu mógł przestać udawać. I jak dobrze, że James w końcu się otworzył.

James tylko przewrócił oczami na to, co mówił Alex i stanął za plecami Cody'ego

Witaj w rodzinie – szepnął mu do ucha.

Słysząc to po raz drugi, Adison uśmiechnął się szeroko, a po nim dziewczynki i Chloe. Ciekaw był, jak pójdzie w pracy. Przed wyjściem z sypialni James powiedział, że dziś będzie ich wielki coming out w agencji, a to znaczyło, że mężczyzna myśli o nim naprawdę poważnie. Chciał spędzić z nim życie. Chciał wierności, miłości, szacunku i przyrzekł sobie, że da to samo Jamesowi.





~*~*~





Agnes, będąc już pewna, że jej kuzyn się odnalazł, przyszła do pracy w doskonałym humorze i miała zamiar obdzielać nim wszystkich. Nawet Madsona, który po raz kolejny prowadził wojnę z programem do grafiki.

Robię kawkę, kupiłam drożdżówki, kto chce? – Postawiła kartonowe pudełko na biurku.

Potrzebuję cukru – jęknęła Diana, podchodząc do kobiety. – O, Cody i szef razem przyszli.

Na to stwierdzenie wszystkie głowy, te zapracowane, jak i leniuchujące, odwróciły się w stronę wchodzących mężczyzn.



Cody miał tremę i chciał się wycofać, ale nie zrobił tego. Teraz, już przebrany w świeże ubranie, bo po drodze wpadli do jego mieszkania, u boku swego mężczyzny pokonał próg. James nie powiedział mu, co dokładnie planuje, ale gdy już wszyscy na nich patrzyli, wszak przyszli razem, co zdarzało się rankami raz na ruski rok, Harner chwycił go za nadgarstek, przyciągnął do siebie i pocałował. I to jak pocałował. Odebrał mu oddech. Cody mógłby już nigdy nie odrywać się od tych namiętnych ust. Wargi Jamesa doskonale wiedziały, co robić, jak pieścić, by nie wzbudzić pożądania, ale jedynie szybsze bicie serca. Pozwalał mu się całować, sam oddając to, co było mu dawane. W tym czasie, gdy jedna z dłoni spoczęła płasko na plecach Adisona, druga ręka ułożyła się wzdłuż ciała i palce obu mężczyzn splotły się ze sobą.

Dla nich obu wszystko zaczęło się od pocałunku i James postanowił nowy etap życia również rozpocząć w ten sposób. Całował Cody'ego przy wszystkich i czuł się fantastycznie. Nareszcie był sobą i miał najwspanialszego mężczyznę pod słońcem. Dla niego taki właśnie był Cody, najwspanialszy. Zakończył pocałunek ostatnim szybkim cmoknięciem i obaj już mogli zajrzeć w oczy obserwujących. Jedni byli zdegustowani, ale większość wyrażała zadowolenie.

Chciałbym powiedzieć, że mam dość ukrywania tego, kim jestem, nawet przed samym sobą – przemówił Harner. – Cody jest kimś, kogo kocham i jeżeli komuś się to nie podoba i nie zamierza nas szanować, to bardzo chętnie otrzyma ode mnie wypowiedzenie z pracy lub już teraz może zrezygnować.

Stella wstała zza swego biurka.

Nie będę pracować z pedałami. Odchodzę.

Papa. Niech się pani zgłosi do mnie za godzinę z prośbą o zwolnienie za porozumieniem stron. Innej opcji nie widzę.

A żebyś wiedział, że się zgłoszę – rzekła i porywając swoją kanciastą torebkę, wyszła oburzona usłyszanymi wiadomościami.

Jeszcze ktoś? – James przesunął wzrokiem po wszystkich, ale nikt nie zamierzał odchodzić. – Doskonale i mam nadzieję, że nadal będzie nam się razem pracowało tak dobrze, jak do tej pory. I to, że Cody jest ze mną, też nie zmieni waszego stosunku do niego.

Co pan mówi? Cody jest ekstra. – Diana uśmiechnęła się, a inni pokiwali głowami.

Widzicie, mówiłem wam, że są razem – wypalił Harry. – Miałem nosa. A chodzili wokół siebie od kilku miesięcy i nie widzieli tego, co ja. – Uderzył się w pierś.

Co widziałeś? I skąd to wiesz, że wpadliśmy sobie w oko już dawno? Sami tego nie wiedzieliśmy – powiedział Adison.

Moja siostra i jej partnerka też się tak zachowywały. W sumie ten zakład, który miał cię stąd wywalić Cody, na coś się przydał.

To znaczy, że nie masz nic przeciw nim? – Agnes wskazała palcem na parę.

Nie. Jestem dupkiem, ale muszę się przyznać, że nie homofobem. Siostra by mnie zabiła. Chciałem tylko wygrać w konkursie i pozbyć się konkurencji. – Puścił oczko do Cody'ego. – Sorry, to zawodowe sprawy, Adison.

Masz kobietę? – zapytała Madsona Agnes.

Nie, a co?

Dziś, osiemnasta u mnie. – Zawsze jej się podobał, ale nie zamierzała umawiać się z kimś, kto nie lubi jej kuzyna za to, że ten jest gejem. Ich rywalizację w pracy jakoś przecierpi.

A będzie coś dobrego do żarcia?

Będzie, zamierzam...

Cody już jej nie słuchał. Pociągnął kochanka do jego gabinetu i tam rzucił mu się w ramiona.

Wszystko gładko poszło.

Bardzo gładko – przyznał James, całując go w skroń. – To co teraz?

Powiemy moim rodzicom.

Nie lubią mnie. – Harner się skrzywił.

Mówiłeś. Polubią, zobaczysz.

To co, dzwonimy do nich i umawiamy spotkanie?

Cody, cały szczęśliwy, wyjął telefon, czując się tak, jakby był w innym, piękniejszym świecie. Mógł góry przenosić.





~*~*~





Sarah biegła, potrącając mamę Cody'ego, a za nią pałętał się dwuletni owczarek szkocki, Aris.

Uważajcie. – Kobieta w ostatniej chwili uniosła wazę z zupą.

Przepraszam, ciociu – krzyknęła ośmiolatka.

Pani Adison tylko pokiwała głową i zaniosła zupę do jadalni. Postawiła wazę na stole i przyjrzała się zgromadzonym. Jej mąż i Harry Madosn zajmowali się rocznym chłopcem. Od trzech lat znała trójkę wspaniałych dzieci, które teraz wychowywał jej syn wraz ze swym partnerem. Przyjęła to dobrze, jak również wiadomość, że Cody jest z kimś, kto go skrzywdził, ale nie mogła wiecznie chronić syna. Nie od początku ufała Harnerowi, ale teraz pokochała go jak swego syna, a jego dzieci chętnie mówiły do niej ciociu i faktycznie zastąpiły jej wnuki. Natomiast od dwóch lat bywała w tym domu, w którym teraz wraz z Vicky, Agnes oraz Chloe przygotowywały kolację.

Alex, pomóż przynieść nam resztę dań. – Kobieta zwróciła się do dziewiętnastolatka.

Dobrze, ciociu. – Pocałował Stevena, z którym był od paru lat. Z małą, miesięczną przerwą, gdy rozstali się z własnej głupoty. – Zaraz wrócę, rudzielcu. – Mijając brata, dał mu kuksańca. – Co tak stoisz i obserwujesz?

Wiesz, że tworzymy rodzinę?

Obudził się.

Widziałeś Cody'ego?

Wyszedł na dwór podziwiać jesienne niebo. Idę do tej kuchni.

James odprowadził brata wzrokiem i ruszył na poszukiwania partnera. Byli razem już od trzech lat, a od dwóch mieszkali razem w rezydencji. Wiodło im się dobrze. Agencja prosperowała, a wspólne życie układało im się wyśmienicie. Owszem, nie obywało się bez konfliktów, ale szybko je rozwiązywali, szczerze ze sobą rozmawiając.

Zastał kochanka przed domem. Ten faktycznie podziwiał wieczorne niebo. Objął go od tyłu.

Zaraz będzie kolacja – powiedział, kładąc mu brodę na ramieniu.

Wiem. Patrzę tylko i wspominam to, co działo się dawno temu. Pamiętasz, dzisiaj jest rocznica naszego pocałunku w agencji. Tego z zakładu.

Gdyby nie on, tak wiele byśmy stracili.

Prawda? – Odwrócił się w jego ramionach. – Teraz jesteśmy szczęśliwi. Tak samo, jak moi rodzice, Agnes z Harrym i ich dzieckiem, Alex ze Stevenem.

Wszystko pięknie się ułożyło, ty mój romantyku. – James złożył kilka pocałunków na szyi partnera. – A teraz chodź, nie rozmyślaj. Będziesz miał na to czas przez najbliższe pięćdziesiąt lat. Jestem głodny, a z kuchni lecą takie smakowite zapachy.

Ty mój żarłoku. – Roześmiał się Cody i razem weszli do domu. Do ich domu. Domu, do którego zawitał trzy lata temu, żeby popracować nad projektem i małymi kroczkami już został, dając ostateczny krok po roku bycia z tym mężczyzną. Człowiekiem, którego kochał nad życie i który dał mu miłość.

Jesteście w końcu, ile mamy czekać? Już po was szedłem. – Z wnętrza budynku dobiegł głos Alexa, zanim ostatecznie zamknęły się drzwi, otulając zgromadzonych wnętrzem ciepłego domu i palącego się prawdziwego ogniska domowego.



KONIEC