Druga sprawa. Ostatnio opuściłam się w komentowaniu i przepraszam, ale mam głowę pełną mich pomysłów i tekstów, by Wam dać coś do czytania na przyszłe tygodnie i miesiące. A potem mój mózg wysiada i mam dość jakiegokolwiek pisania. Z czasem nadrobię wszystko. To się tyczy też blogów do których podajecie adresy (A, wiele razy byłam u Ciebie, ale jeszcze się do czytania się zabrałam).
Jeszcze coś Moje fantazje to mój nowy blog. Dlaczego kolejny? Ponieważ na tym obecnym będzie publikowane opowiadanie, które doczeka się pewnie i zimy, a nie chcę z czymś nowym tak długo czekać. Utworzyłam nowy blog i na nim będą inne teksty. To co się pojawi jako pierwsze będzie... Zresztą poczytajcie sobie w notce. :D I jak macie jakieś pytania to pisać tam w komentarzach.
A teraz dziękuję za komentarze i w końcu zapraszam na rozdział. :D
Powieki
uniosły się w górę,
odsłaniając piwne oczy, które rozejrzały się powoli po suficie,
a po chwili przeniosły
się
na ściany i śpiącego obok mężczyznę. Wtedy do Jamesa dotarło,
gdzie był, u kogo i co wczoraj zrobił. Kochał się z mężczyzną
i było wspaniale. Przełknął ślinę,
zdjęty gdzieś w środku strachem, gdy zadał sobie pytanie o to,
co dalej. Przekręcił się na bok i podparł głowę na łokciu.
Cody spał w najlepsze na plecach z jedną nogą przełożoną na
kołdrę. Jamesa od razu nawiedziły myśli, że wczoraj całował i
dotykał to udo. Poczuł drgnięcie w kroczu, ale zignorował to.
Nadal przyglądał się Cody'emu i wyciągnął w jego stronę dłoń.
Pogłaskał palcem policzek kochanka. Kochanka? Byli kochankami?
Jakoś ta myśl nie wydała mu się zła, wprost przeciwnie,
serce zaczęło mu szybciej bić z podekscytowania.
Widział,
że Cody się budzi, coś mruczy, przeciąga
się,
zginając odkrytą nogę w kolanie, lecz kołdra skutecznie
zasłaniała jego krocze.
–
Dzień dobry –
przywitał się James, gdy Cody spojrzał na niego.
–
Hej. – Bał się
obudzić i stwierdzić, że to,
co się wczoraj stało, to tylko sen lub mężczyzna wyszedł w
środku nocy. Na szczęście poranek okazał się inny od jego
wyobrażeń. – Która godzina?
–
Nie wiem.
–
Mój telefon ma
ustawiony alarm na siódmą, więc jak jeszcze nie dzwonił,
to jest... – Nie dokończył, bo właśnie telefon zaczął
wygrywać ostrą,
rockową melodię. – No, jest siódma. Czuję się niezręcznie. –
Ignorował alarm, zaraz przestanie dzwonić.
–
Dlaczego?
Cody
schował nogę pod okrycie i poprawił się w łóżku.
–
Nie wiem. Nie wiem,
co dalej.
–
Też zadaję sobie to
pytanie, Cody. To,
co wczoraj zaszło, stało się tak szybko, że nawet sam siebie
zaskoczyłem.
–
Wierz mi, że ja siebie
też. Najpierw mówię, że seks nie wchodzi w grę, a potem co
robię? Wiesz,
co sobie uświadomiłem?
–
Hm?
–
To był twój pierwszy
raz.
–
Ej, z facetem, Cody,
z facetem.
–
Przecież o tym mówię.
– Chciałby wiedzieć,
na czym stoi, ale wolał się o to nie pytać, bo jeszcze mógłby tę
małą nić, jaka ich powiązała, zerwać. Zdawał sobie sprawę, że
nie byli razem, ale kim teraz dla siebie byli? Relacje szef-pracownik
już się zatarły, przynajmniej na płaszczyźnie prywatnej.
–
Odnoszę wrażenie, że
za dużo myślisz – stwierdził Harner i przysunął się do
mężczyzny. Pocałował go w szyję i przytknął usta do jego ucha.
– Co z tym śniadaniem do łóżka?
–
Nie może poczekać?
Tu,
gdzie wcześniej miałeś usta, było dość fajnie. – Wskazał
miejsce na szyi.
James
uśmiechnął się i powrócił we wskazanym kierunku. Przygryzł
skórę zębami i polizał.
–
Mmmnn, to mi się
podoba – zamruczał Cody. Zawsze był pieszczochem.
–
A mnie się podoba, jak
mruczysz. – Spojrzał mu w oczy.
Cody objął jego szyję ramionami.
–
James, co teraz? I nie
mów mi, proszę, że faceci się o takie rzeczy nie pytają, gówno
mnie to obchodzi. Ja to ja i nie jestem bez serca.
–
Nie wiem,
co dalej. – Ułożył się na plecach, ale przyciągnął do siebie
Adisona. – Nie jestem gotowy, aby pokazać innym... Wiesz,
tamten pocałunek to było co innego. Zakład i tak dalej, ale to...
–
Wiem, że nie jesteśmy
razem, ale powiedziałem, że nie będę czyjąś tajemnicą. Nawet
twoją. – Ucałował go w sutek.
–
Cody, ja ledwie mogę
przeżyć to, że jestem biseksualny. Złamałem się wczoraj, ale
nadal jeszcze walczy ze mną moja druga część. Nie z tobą, bo z
tobą czuję się naprawdę dobrze, jakbym nareszcie był sobą.
–
Nigdy nie interesowało
cię, to co inni mówią – stwierdził Adison.
–
Nadal tak jest, ale
zrozum mnie...
–
James, ja rozumiem.
Tylko jest mi trudno z paru powodów,
o których nie jestem gotów mówić. – Cody położył brodę na
jego piersi i popatrzył na mężczyznę poważnie. – Nie
powinniśmy o czymś takim mówić, nawet nie jesteśmy parą, ale
wiedz, że to,
co się wczoraj stało, miało dla mnie wielkie znaczenie.
–
Dla mnie też, to nie
było coś pustego. – Pogłaskał go po włosach. – Cody, przez
piętnaście lat nie miałem pojęcia,
kim naprawdę jestem. I to ty uświadomiłeś
mi
prawdę.
–
Obwiniasz mnie za to –
powiedział smutno i położył się na plecach.
–
Dlatego cię
przepraszam. – Zawisł nad nim,
opierając się na dłoniach po bokach jego głowy. – Za wszystkie
moje słowa, bo bardziej to one były skierowane do mnie. Wczoraj
był
taki moment, że uświadomiłem sobie, iż nie wolno tracić czasu.
Straciłem go już dużo. I nie wiem,
co się dzieje, ale to właśnie ciebie nie potrafię wyrzucić z
pamięci. Podejrzewam, że mógłbym spróbować być z tobą. Nie
proś mnie o otwarty związek,
zanim sam sobie wszystkiego nie poukładam.
–
A jak poukładasz i
mnie odtrącisz?
–
Coś mi się wydaje, że
nie zrobię tego. – Pochylił się,
zginając ręce w łokciach i pocałował. Kit z nieświeżym
oddechem.
–
Trzymam za słowo,
inaczej cię wykastruję – zażartował Adison po rozłączeniu ich
ust.
–
Żałowałbyś tego.
–
Pewnie, wczoraj
zrobiłeś mi nim dobrze. – Oplótł go rękoma i przyciągnął do
siebie tak, że James położył się na nim. – Miałbym jeszcze
raz i jeszcze raz na to ochotę, ale naprawdę musimy coś zjeść i
pójść do pracy.
–
Najpierw muszę jechać
do domu się przebrać.
–
Prysznic weź u mnie, a
ja w tym czasie przygotuję coś do żarcia. Moja mama doskonale
gotuje i mam w zamrażarce pyszności. Wrzucę na patelnię i gotowe.
–
Doskonały pomysł. –
Pocałował go jeszcze raz i wstał. Wiedział, że Cody obserwuje
jego nagie ciało. Pozbierał swoje ubrania. – To gdzie ta
łazienka?
–
Na prawo od sypialni.
Nie zgubisz się, ślimak ma większe lokum. Ręcznik weź z półki
nad lustrem – poinformował go. Sam jeszcze przeciągnął się
ostatni raz tego ranka. Był dobrej myśli.
Jeżeli
James nie zwiał z krzykiem, to będzie dobrze.
~*~*~
W
pracy Cody pojawił się tuż przed Jamesem i już siedział przy
swoim biurku,
trzymając kubek herbaty i grzejąc sobie o niego dłonie. W
momencie, gdy James wszedł do ich pokoju,
kierując swe nogi do gabinetu, Cody widział tylko jego.
No,
spójrz na mnie, baranie,
prosił
w myślach Adison,
czując się jak odurzony miłością nastolatek. Odetchnął, kiedy
James go posłuchał. To była tylko chwilka, ale bardzo cenna dla
chłopaka. Kiedy Harner zniknął mu z oczu, Cody z radością
powrócił do pracy. Miał ukończyć wczoraj zaczęty rysunek i
właściwie mógł rozpocząć weekend. Zaczął nawet podgwizdywać
sobie pod nosem.
–
Królewna ma tak
zmienne nastroje, że się boję pytać,
co się zmieniło od wczoraj. – Uwadze Agnes nie uszedł radosny
humor kuzyna. – Czyżby moja terapia tak na ciebie podziałała?
–
Twoja terapia by tylko
wpędziła człowieka w depresję. Żartuję. Znalazłem innego
lekarza. – Oparł łokcie na blacie biurka i podparł brodę
dłońmi. – Nie mogę ci powiedzieć,
kim on jest, ale mam pewne nadzieje co do niego.
–
O czym plotkujecie? –
Claudia nie omieszkała się przyłączyć.
–
O lekarzach –
odpowiedział Cody.
–
Imbecyle i tyle. Byłam
wczoraj u okulisty i powiedział, że...
–
Panie Adison.
– Głos
Jamesa przedarł się przez opowieść Claudii.
–
Słucham?
–
Proszę do mnie, Cody.
– Harner zostawił drzwi otwarte.
Agnes,
widząc błysk w oczach kuzyna,
tylko zmarszczyła brwi,
odprowadzając go wzrokiem.
Cody
zamknął za sobą drzwi,
od razu podążając w stronę kochanka. Stanął przed nim,
nie wykonując żadnego ruchu, wszystko pozostawiając w rękach
Jamesa ze względu na to, że mężczyzna może nie chcieć mieć w
biurze zażyłych stosunków.
James
przysiadł na biurku i sam nie wiedział,
po co go tu zawołał. To był jakiś wewnętrzny przymus, by Cody
był blisko. Gdy tylko wyszedł od niego i wrócił do pustego już
domu, poczuł się samotny i spragniony bycia przy tym mężczyźnie,
dotykania go. Bał się tego, bo nie był pewny,
czy czasem nie można się uzależnić od kontaktów homoseksualnych.
Przecież było mu nadzwyczajnie przyjemnie, a Cody wyglądał
zachwycająco, kiedy był pod nim. O czym on myśli? Od rana o tym
samym.
–
Chciałeś mnie
widzieć? – zapytał Cody.
–
Możesz mi wyjaśnić,
dlaczego czuję się opętany myślami, że miałbym ochotę wziąć
cię tutaj, nawet pod ryzykiem, że ktoś nas nakryje?
–
Czujesz się,
jakbyś był na głodzie? – Zagryzł wargę i zbliżył się do
niego.
–
Dokładnie.
–
A jak się czułeś,
kochając się pierwszy raz z dziewczyną?
–
Nie pamiętam, chyba
chciałem to powtarzać dzień i noc.
–
Więc
to
jest takie samo. – Położył mu ręce na biodrach i cmoknął w
usta,
mimo wszystko obawiając się, że zostanie odepchnięty. Nie chciał
się bać, ale prawdą było, że się bał. – Wiesz, pierwsze
doświadczenie, które się podobało, ciągnie do drugiego,
zanim się wszystko nie unormuje. – Złapał go za krawat i
przyciągnął do siebie. Biodra się dotknęły, aż mężczyzn
przeszedł prąd. – A, żeby wszystko wróciło do normy, to trzeba
wiele razy powtarzać to i owo.
–
Cody. – Ręce same
oplotły Adisona w pasie.
–
Lubię, jak wypowiadasz
moje imię. Nawet, kiedy chcesz zaprzeczyć.
James
pochylił się do ust mężczyzny i złapał zębami dolną wargę,
pociągnął ją i gdy miał zabrać się za rozpalający pocałunek,
zadzwonił telefon. Natychmiast odsunął się od jego ust,
nadal zostawiając jedną rękę oplecioną wokół pasa mężczyzny
i sięgnął za siebie,
odbierając służbową komórkę.
–
James Harner. … Tak,
czekałem na ten telefon. … – Cody cały czas na niego patrzył.
– Rozumiem. Do widzenia. – Rozłączył się.
–
Nie mamy Beauty
Cosmetics? – zapytał Adison.
–
To oni, ale zarząd nie
podjął jeszcze decyzji. Zrobią to w poniedziałek, muszą być
pewni,
na co wydadzą pieniądze.
–
Nie dziwię im się.
Wracając do nas, to wezwałeś mnie, żeby zapytać o tamto? –
Zrobił nieokreślony ruch ręką w powietrzu.
–
Nie. Po prostu chciałem
cię pocałować. Ale, że w głowie mam burzę, to nie omieszkam
jeszcze zadać w przyszłości stosu pytań.
–
Mam nadzieję, James,
że zaakceptujesz siebie do końca. – Poprawił mu krawat, który
przekrzywił. James na to się nie odezwał, ale Cody postanowił
zignorować milczenie mężczyzny. Nie chciał dopuścić do siebie,
że James wolałby być hetero, ale jego pragnienia wygrywają z nim.
Nie wiedział,
co będzie, jeśli
James wybierze kobietę zamiast niego, lecz tym także postanowił
się nie przejmować. Będzie brał to, co mu dają, mając nadzieję,
że jutro kochanek także od niego nie ucieknie.
Jeszcze
rano nie miał tylu wątpliwości, teraz już też nie, ale kiedy nie
widział Cody'ego,
te tworzyły się niczym tornado. Chciałby być hetero, ale nie
jest, to wiedział. Wiedział też, że coś się z nim dzieje i nie
potrafił oderwać oczu od stojącego tak blisko niego chłopaka.
Wiedział, że nie powinien odrzucać prawdziwego siebie, ale nie
wiedział jednego
-
co przyniesie przyszłość? Z mężczyzną nie zapewni rodziny
rodzeństwu.
–
Wpadniesz dziś do
mnie? – Uśmiechnął się szczerze Cody.
I
jak James miał nie ulec temu uśmiechowi?
Tego też nie
rozumiał.
Co
się z nim działo? Kilka dni temu chciał rozszarpać tego faceta za
to, że go pocałował, a teraz zrobiłby tak, jakby odmówił
pocałunku. Cóż, będzie,
co będzie, a teraz jest teraz, więc po co się zamartwiać na
przyszłość? Te oczy Cody'ego widzi wciąż w wyobraźni, snach,
może to coś znaczy. Tak szybko to się dzieje, że go
to
przeraża, a jednocześnie fascynuje. Życie jest takie krótkie, to
może jak los daje,
trzeba brać?
–
Nie mogę, chyba że
późno, chcę pobyć w domu z rodzeństwem. Ostatnio byłem jak
zombie. A może ty wpadniesz do nas jutro? Sarah ciągle o ciebie
pyta.
–
A chciałbyś? Nie
odpowiadaj, jak nie jesteś pewny...
–
Jestem dorosłym
facetem, powinienem wiedzieć,
czego chcę, więc chcę, żebyś jutro przyszedł do nas i pobył z
nami.
Żołądek
Cody'ego wywinął kilka koziołków, serce odtańczyło kankana, a
ciało ogarnął ogień na myśl, że cały dzień będzie u boku
Jamesa. Dobrze, razem z jego rodzeństwem i będzie musiał udawać
kolegę, ale to nie ma znaczenia.
Ważne, że
będą razem.
–
Przyjdę.
A
teraz lepiej wrócę do pracy, bo szef mnie jeszcze pogoni –
powiedział Cody.
–
Czekaj, nie dostałem
tego,
po co cię zawołałem. – James złapał kochanka za głowę,
przytrzymując ją i złożył na ustach szybki pocałunek.
Dopiero
wtedy go puścił. – Teraz możesz iść.
Cody
uśmiechnął się głupio i zaczął cofać w stronę drzwi.
Gdy
do nich dotarł, wziął głęboki, uspokajający oddech i dopiero
wtedy wyszedł, jak zwykły pracownik, który omawiał projekt, a nie
właśnie całował się z szefem.
–
O, Cody,
chodź do nas – zawołała Diana.
–
No, co tam? –
Zignorował pytający wzrok kuzynki.
–
Po pracy idziemy do
pubu na piwo i nie wywiniesz się tym razem – odpowiedział Peter.
–
Nie mam planów na
wieczór. – W przeciwieństwie do jutra, ale tę
myśl zachował dla siebie.
~*~*~
W
pubie panował tłok, hałas i wszystko to,
czego zazwyczaj Cody unikał
jak
ognia, jednak dzisiaj chętnie się wybrał na drinka. Z drugiej
strony, nie mógł wiecznie uciekać przed spotkaniem po pracy. Tym
razem nie zamierza zrobić z siebie głupka i tańczyć na stole, a
wtedy to był zakład. Ale jak postanowił,
z zakładami definitywny koniec.
Rozsiadł
się na wygodnej kanapie przy kilkuosobowym stoliku, a obok niego
miejsce zajęła Diana, której buzia od rana się nie zamykała.
Peter wraz z Agnes poszli po piwa i przekąski, natomiast Claudia
flirtowała z nowo poznanym mężczyzną. W ostatniej chwili
dołączyła do nich nieśmiała i milcząca Lilly. Cody nie raz
zastanawiał się,
dlaczego dziewczyna, właściwie kobieta,
która
była starsza od niego o rok, nadal nie potrafiła się z nimi
odnaleźć. Lilly usiadła po jego drugiej stronie,
nerwowo odgarniając swoje kręcone włosy z czoła.
–
Nie zastanawiacie się,
gdzie podziewa się Madson? – zapytała Diana, która przerwała
swą wypowiedź na temat swojego męża, który nie rozumiał jej
pasji tworzenia. – Od wtorku się nie pokazał, a miał jeszcze do
przyszłego tygodnia pracować jako nasza urocza sprzątaczka.
–
Tak przeuroczo
wyglądała jego wykrzywiona w złości twarz – dodał Cody i
uśmiechnął się radośnie na widok zbliżającego się piwa.
–
O czym plotkujecie? –
zapytał Peter. Dziś nie spieszył
się do domu. Żona wyjechała z dziećmi do matki i miał luz.
–
O naszej uroczej
sprzątaczce. – Cody odebrał swój kufel.
–
Nie pojawia się w
pracy od wczoraj. – Diana od razu porwała garść orzeszków.
Kochała chrupać wszystkie rodzaje,
jakie wpadły jej w rękę.
–
Ma urlop do przyszłego
tygodnia – odpowiedział Peter,
siadając na siedzisku.
–
Nic nie wspominał. –
Agnes także umościła się wygodnie ze szklanką soku, później
miała wszystkich odwieźć. Wciąż nie dawało jej spokoju
zachowanie kuzyna. Wczoraj wpadał w depresję, a dziś miał stan
euforyczny.
Co
więcej,
połączony z rumieńcami, gdy wyszedł z gabinetu Harnera. Możliwe,
że on i szef kręcą ze sobą? Koniecznie musiała go zmusić do
rozmowy. Wesoły Cody nie zwierzał się tak łatwo.
–
Miał wyjechać czy
coś.
–
Peter, a skąd o tym
wiesz? – spytała Claudia, która raczyła zostawić potencjalnego
kochanka.
–
Jesteś za bardzo
wścibska. Sam podpisywałem zgodę na urlop, Harnera nie było, nie?
–
Aaaa, racja. Dobra,
chłopaki i dziewczyny, to za co pijemy? – Claudia podniosła
szklankę z bursztynowym napojem i masą bąbelków.
–
Za nie mówienie o
pracy? – zaproponował Cody.
–
Zgoda, omówimy twoje
życie seksualne, Cody, a raczej tego, którego nie masz –
powiedziała Diana. – Masz na oku jakiegoś faceta?
–
Pierwsza byś wiedziała
– odparł. Miał nie tylko na oku, ale i w sercu.
To
drugie nie było rozsądne, ale czy w uczuciach rozsądek się liczy?
Głos w mózgu podpowiadał mu, że angażowanie się w coś
niepewnego może go później boleć, ale ignorował go. Liczył na
to, że da sobie radę, a i James w pełni siebie zaakceptuje.
–
Trzymam za słowo,
kumplu. – Wśród myśli przebił się głos Diany. Naprawdę
tworzyli zgraną grupę. Może byli tylko kumplami z pracy, nie
przyjaciółmi, ale to właśnie im się zawsze dobrze
współpracowało, a spotkania na gruncie prywatnym także wypadały
wyśmienicie.
~*~*~
Ledwie
wszedł do domu, a już usłyszał dolatującą z piętra muzykę.
James nie słyszał własnych myśli, a co dopiero biegnącej
ku niemu Sarah. Ukucnął
przed nią i przytulił.
–
Czy twój brat ogłuchł?
– zapytał.
–
Nie wiem. – Wzruszyła
ramionami.
–
Mam dla ciebie
niespodziankę.
–
Jaką? –
Rozpromieniła się.
–
Cody jutro przyjdzie.
–
Aaaaa. Powiem Chloe. –
Dziewczynka zapiszczała i objęła go,
całując przy okazji w policzek. Potem pobiegła na tyły domu,
zapewne do Chloe. Musiał dać podwyżkę tej kobiecie.
Wstał,
rozwiązał krawat i wspiął się po schodach na górę.
Czuł
się taki lekki jak nigdy. Pozbył się dręczącego go napięcia i
głupich myśli. I jakoś dziwne był podniesiony na duchu, wiedząc,
że chociaż Sarah lubi Adisona.
Na
piętrze huk rocka był jeszcze głośniejszy, więc rzucił trzymaną
w ręku marynarkę na szafkę i zapukał do pokoju brata. Odczekał
chwilę,
drapiąc się po głowie i nacisnął klamkę. Ledwie otworzył
drzwi,
a
jego oczom ukazał się jednoznaczny widok. Alex siedział na łóżku,
a jego usta były pożerane przez wargi Stevena w... musiał
przyznać, w dość gorącym pocałunku. Wiedział, że powinien
wyjść i zostawić chłopaków samych, ale do licha,
jego brat miał dopiero szesnaście lat! A ten pocałunek nie
wyglądał na całkiem niewinną rzecz. On tak całował Cody'ego
wczoraj i... no, wcześniej, no. W trakcie też.
Wkroczył
do pokoju,
od razu kierując się do wieży
i
nacisnął przycisk Power. Wszędzie wokół nastała cisza. Spojrzał
na chłopców z uniesionymi brwiami. Ci odskoczyli od siebie na dwa
krańce łóżka i obaj patrzyli na niego,
będąc zarówno w szoku, jak i przerażeniu. Ale Alex pierwszy
doszedł do siebie,
a
jego policzki pokrywała czerwień.
Stanął
naprzeciw brata i zaatakował go słowami:
–
Jak śmiesz wchodzić
bez pukania?!
–
Pukałem, ale książę
nie słyszał,
będąc zajęty połykaniem języka tego tutaj pana. – Wycelował
palec w Stevena, który wbrew jego nadziejom nie uciekł, ale
podszedł, jak mniemał James, do swego chłopaka.
–
A gówno cię to
obchodzi,
co robię ze swoim chłopakiem! Tak, to mój chłopak, brachol!
–
Trudno tego nie
zauważyć. – James przeniósł spojrzenie prosto na
chłopaka o rudych włosach. – Jak skrzywdzisz mojego brata, to
obdzieranie żywcem ze skóry będzie najlepszym,
co cię spotka, gdy wpadniesz w moje ręce – syknął wprost w
twarz Stevena.
Alex
nie wierzył w to,
co słyszy. Jego brat grozi jego chłopakowi, ale nie wyzywa żadnego
z nich? Nie tego się spodziewał. Zawsze uważał go za pieprzonego
homofoba. Zamrugał szybko powiekami z niedowierzania.
–
Wpadło ci coś do oka?
– zapytał brata James i wyszedł z pokoju.
–
Hej, a dokąd to?! –
krzyknął Alex. – Steven, czekaj tu i się nie ruszaj. James! –
Wybiegł za bratem. Złapał go za rękę i zaciągnął do
pierwszego z brzegu pokoju. – Teraz pogadamy poważnie.
–
Dlaczego mi nie
powiedziałeś, że jesteś gejem? Bo jesteś,
tak? Czy może to tylko mała przygoda? – pytał James,
opadając na fotel. Akurat byli w jego sypialni. Rozpiął mankiety
rękawów przy koszuli. Liczył, że spędzi spokojny wieczór z
dzieciakami, a tu czekała go rozmowa na tematy, których tak bardzo
unikał. Nie tylko tematu homoseksualizmu.
–
Przygoda? Chyba kpisz!
A w ogóle to nie będziesz mi prawił morałów,
jak to pedalstwo jest złe?
James
wstrzymał się z podwijaniem rękawów koszuli do łokcia i
popatrzył na brata z zaskoczeniem. Miał go za homofoba? Przecież
nigdy nie dał mu powodu do takiego myślenia.
–
Dlaczego tak sądzisz?
–
Dlaczego? – Alex
usiadł na stoliku,
jaki stał w pobliżu fotela. – Wystarczyło, że pamiętam
przeszłość. Mam już swoje lata, nie tak jak dziewczynki.
Pamiętam, jak nie raz zdarzało ci się mówić wyzwiska. Wtedy nie
wiedziałem,
o co chodzi, ale teraz już wiem. I możesz mnie sobie tak nazywać,
jestem kim jestem i dobrze mi z tym. Kocham Stevena, a on mnie i
wiedz, że nigdy nie zwiążę się z dziewczyną! – Wykrzywił
twarz w złości.
Pewnie
jeszcze tydzień wcześniej, nawet mniej, próbowałby wmówić bratu
to,
co wmawiano jemu. Krzyczałby na niego, ale teraz sam był blisko z
mężczyzną i pomimo że nie wiedział,
jak daleko ich to zaprowadzi, jakoś nie potrafił oderwać od niego
myśli. Skoro Alex mówi, że kocha tego chłopaka, to nie miał
prawa tego zmieniać. Nurtowało go jedno:
–
Uprawiasz seks?
–
Nie, ale to nie twoja
sprawa. – Wstał z zamiarem opuszczenia pokoju. – Obaj ze
Stevenem uznaliśmy, że jestem na to za młody i poczekamy, ale to
nie znaczy, że żyję jak mnich.
–
Nie złość się,
chciałem tylko przypomnieć o zabezpieczeniu, to naprawdę ważne.
–
Wiem. – Nagle coś do
niego dotarło. – Czekaj no. – Podszedł do brata i obwąchał
go.
–
Co ty robisz? – James
skrzywił się z niesmakiem. Brat ma jakiś fetysz czy co?
–
Wącham,
czy czasem nie piłeś. Naprawdę spodziewałem się awantury, a
ty...
–
Nie jestem taki,
za jakiego mnie miałeś. Wracaj do... chłopaka.
Alex
najpierw zmarszczył brwi,
a
po chwili wzruszył ramionami i opuścił pokój.
Dobrze,
James nie do końca porozmawiał z nim na tematy intymne, ale
przypomniał o zabezpieczeniach.
A
teraz nie potrafił ukryć radości, że brat jednak nie spieszy
się z pełnym stosunkiem. Może dobrze, że tak się skończyła ta
rozmowa, bo co miał mu jeszcze przekazać? James nie zamierzał
mówić bratu o tym,
co się z nim teraz dzieje, jakie obudziły się w nim pragnienia.
Tym
bardziej nie był gotów mówić, że Cody stawał się kimś więcej.
Przed
samym
sobą nie potrafił tego przyznać.
Oparł głowę na
oparciu fotela i przymknął oczy. Od razu w wyobraźni zobaczył
Cody'ego. I bardzo mu się ten widok podobał.