26 lutego 2013

Jeden krok do miłości - rozdział 10

Już daję rozdział, wiem A i Nyu, że co chwilę odświeżacie stronę, jak pisałyście. Pozdrawiam. Ale nie ulegnę prośbie, aby dać rozdział 3 marca, bo wtedy każdy by chciał prezentów na urodziny. A tak się nie da rady, bo wtedy we wtorek nie będzie. Wiem, jest zła, ale i uparta. Sama jestem czytelniczką i wiem jak to jest. Dziewczyny dacie radę czekać. Naprawdę. ^^ W międzyczasie można poczytać coś innego. Jest wiele świetnych blogów i opowiadań. Jak coś zajrzyjcie do mnie do linków. :DD

Druga sprawa. Ostatnio opuściłam się w komentowaniu i przepraszam, ale mam głowę pełną mich pomysłów i tekstów, by Wam dać coś do czytania na przyszłe tygodnie i miesiące. A potem mój mózg wysiada i mam dość jakiegokolwiek pisania. Z czasem nadrobię wszystko. To się tyczy też blogów do których podajecie adresy (A, wiele razy byłam u Ciebie, ale jeszcze się do czytania się zabrałam).

Jeszcze coś Moje fantazje  to mój nowy blog. Dlaczego kolejny? Ponieważ na tym obecnym będzie publikowane opowiadanie, które doczeka się pewnie i zimy, a nie chcę z czymś nowym tak długo czekać. Utworzyłam nowy blog i na nim będą inne teksty. To co się pojawi jako pierwsze będzie... Zresztą poczytajcie sobie w notce. :D I jak macie jakieś pytania to pisać tam w komentarzach.

A teraz dziękuję za komentarze i w końcu zapraszam na rozdział. :D


Powieki uniosły się w górę, odsłaniając piwne oczy, które rozejrzały się powoli po suficie, a po chwili przeniosły się na ściany i śpiącego obok mężczyznę. Wtedy do Jamesa dotarło, gdzie był, u kogo i co wczoraj zrobił. Kochał się z mężczyzną i było wspaniale. Przełknął ślinę, zdjęty gdzieś w środku strachem, gdy zadał sobie pytanie o to, co dalej. Przekręcił się na bok i podparł głowę na łokciu. Cody spał w najlepsze na plecach z jedną nogą przełożoną na kołdrę. Jamesa od razu nawiedziły myśli, że wczoraj całował i dotykał to udo. Poczuł drgnięcie w kroczu, ale zignorował to. Nadal przyglądał się Cody'emu i wyciągnął w jego stronę dłoń. Pogłaskał palcem policzek kochanka. Kochanka? Byli kochankami? Jakoś ta myśl nie wydała mu się zła, wprost przeciwnie, serce zaczęło mu szybciej bić z podekscytowania.
Widział, że Cody się budzi, coś mruczy, przeciąga się, zginając odkrytą nogę w kolanie, lecz kołdra skutecznie zasłaniała jego krocze.
– Dzień dobry – przywitał się James, gdy Cody spojrzał na niego.
– Hej. – Bał się obudzić i stwierdzić, że to, co się wczoraj stało, to tylko sen lub mężczyzna wyszedł w środku nocy. Na szczęście poranek okazał się inny od jego wyobrażeń. – Która godzina?
– Nie wiem.
– Mój telefon ma ustawiony alarm na siódmą, więc jak jeszcze nie dzwonił, to jest... – Nie dokończył, bo właśnie telefon zaczął wygrywać ostrą, rockową melodię. – No, jest siódma. Czuję się niezręcznie. – Ignorował alarm, zaraz przestanie dzwonić.
– Dlaczego?
Cody schował nogę pod okrycie i poprawił się w łóżku.
– Nie wiem. Nie wiem, co dalej.
– Też zadaję sobie to pytanie, Cody. To, co wczoraj zaszło, stało się tak szybko, że nawet sam siebie zaskoczyłem.
– Wierz mi, że ja siebie też. Najpierw mówię, że seks nie wchodzi w grę, a potem co robię? Wiesz, co sobie uświadomiłem?
– Hm?
– To był twój pierwszy raz.
– Ej, z facetem, Cody, z facetem.
– Przecież o tym mówię. – Chciałby wiedzieć, na czym stoi, ale wolał się o to nie pytać, bo jeszcze mógłby tę małą nić, jaka ich powiązała, zerwać. Zdawał sobie sprawę, że nie byli razem, ale kim teraz dla siebie byli? Relacje szef-pracownik już się zatarły, przynajmniej na płaszczyźnie prywatnej.
– Odnoszę wrażenie, że za dużo myślisz – stwierdził Harner i przysunął się do mężczyzny. Pocałował go w szyję i przytknął usta do jego ucha. – Co z tym śniadaniem do łóżka?
– Nie może poczekać? Tu, gdzie wcześniej miałeś usta, było dość fajnie. – Wskazał miejsce na szyi.
James uśmiechnął się i powrócił we wskazanym kierunku. Przygryzł skórę zębami i polizał.
– Mmmnn, to mi się podoba – zamruczał Cody. Zawsze był pieszczochem.
– A mnie się podoba, jak mruczysz. – Spojrzał mu w oczy. Cody objął jego szyję ramionami.
– James, co teraz? I nie mów mi, proszę, że faceci się o takie rzeczy nie pytają, gówno mnie to obchodzi. Ja to ja i nie jestem bez serca.
– Nie wiem, co dalej. – Ułożył się na plecach, ale przyciągnął do siebie Adisona. – Nie jestem gotowy, aby pokazać innym... Wiesz, tamten pocałunek to było co innego. Zakład i tak dalej, ale to...
– Wiem, że nie jesteśmy razem, ale powiedziałem, że nie będę czyjąś tajemnicą. Nawet twoją. – Ucałował go w sutek.
– Cody, ja ledwie mogę przeżyć to, że jestem biseksualny. Złamałem się wczoraj, ale nadal jeszcze walczy ze mną moja druga część. Nie z tobą, bo z tobą czuję się naprawdę dobrze, jakbym nareszcie był sobą.
– Nigdy nie interesowało cię, to co inni mówią – stwierdził Adison.
– Nadal tak jest, ale zrozum mnie...
– James, ja rozumiem. Tylko jest mi trudno z paru powodów, o których nie jestem gotów mówić. – Cody położył brodę na jego piersi i popatrzył na mężczyznę poważnie. – Nie powinniśmy o czymś takim mówić, nawet nie jesteśmy parą, ale wiedz, że to, co się wczoraj stało, miało dla mnie wielkie znaczenie.
– Dla mnie też, to nie było coś pustego. – Pogłaskał go po włosach. – Cody, przez piętnaście lat nie miałem pojęcia, kim naprawdę jestem. I to ty uświadomiłeś mi prawdę.
– Obwiniasz mnie za to – powiedział smutno i położył się na plecach.
– Dlatego cię przepraszam. – Zawisł nad nim, opierając się na dłoniach po bokach jego głowy. – Za wszystkie moje słowa, bo bardziej to one były skierowane do mnie. Wczoraj był taki moment, że uświadomiłem sobie, iż nie wolno tracić czasu. Straciłem go już dużo. I nie wiem, co się dzieje, ale to właśnie ciebie nie potrafię wyrzucić z pamięci. Podejrzewam, że mógłbym spróbować być z tobą. Nie proś mnie o otwarty związek, zanim sam sobie wszystkiego nie poukładam.
– A jak poukładasz i mnie odtrącisz?
– Coś mi się wydaje, że nie zrobię tego. – Pochylił się, zginając ręce w łokciach i pocałował. Kit z nieświeżym oddechem.
– Trzymam za słowo, inaczej cię wykastruję – zażartował Adison po rozłączeniu ich ust.
– Żałowałbyś tego.
– Pewnie, wczoraj zrobiłeś mi nim dobrze. – Oplótł go rękoma i przyciągnął do siebie tak, że James położył się na nim. – Miałbym jeszcze raz i jeszcze raz na to ochotę, ale naprawdę musimy coś zjeść i pójść do pracy.
– Najpierw muszę jechać do domu się przebrać.
– Prysznic weź u mnie, a ja w tym czasie przygotuję coś do żarcia. Moja mama doskonale gotuje i mam w zamrażarce pyszności. Wrzucę na patelnię i gotowe.
– Doskonały pomysł. – Pocałował go jeszcze raz i wstał. Wiedział, że Cody obserwuje jego nagie ciało. Pozbierał swoje ubrania. – To gdzie ta łazienka?
– Na prawo od sypialni. Nie zgubisz się, ślimak ma większe lokum. Ręcznik weź z półki nad lustrem – poinformował go. Sam jeszcze przeciągnął się ostatni raz tego ranka. Był dobrej myśli. Jeżeli James nie zwiał z krzykiem, to będzie dobrze.


~*~*~


W pracy Cody pojawił się tuż przed Jamesem i już siedział przy swoim biurku, trzymając kubek herbaty i grzejąc sobie o niego dłonie. W momencie, gdy James wszedł do ich pokoju, kierując swe nogi do gabinetu, Cody widział tylko jego.
No, spójrz na mnie, baranie, prosił w myślach Adison, czując się jak odurzony miłością nastolatek. Odetchnął, kiedy James go posłuchał. To była tylko chwilka, ale bardzo cenna dla chłopaka. Kiedy Harner zniknął mu z oczu, Cody z radością powrócił do pracy. Miał ukończyć wczoraj zaczęty rysunek i właściwie mógł rozpocząć weekend. Zaczął nawet podgwizdywać sobie pod nosem.
– Królewna ma tak zmienne nastroje, że się boję pytać, co się zmieniło od wczoraj. – Uwadze Agnes nie uszedł radosny humor kuzyna. – Czyżby moja terapia tak na ciebie podziałała?
– Twoja terapia by tylko wpędziła człowieka w depresję. Żartuję. Znalazłem innego lekarza. – Oparł łokcie na blacie biurka i podparł brodę dłońmi. – Nie mogę ci powiedzieć, kim on jest, ale mam pewne nadzieje co do niego.
– O czym plotkujecie? – Claudia nie omieszkała się przyłączyć.
– O lekarzach – odpowiedział Cody.
– Imbecyle i tyle. Byłam wczoraj u okulisty i powiedział, że...
– Panie Adison.Głos Jamesa przedarł się przez opowieść Claudii.
– Słucham?
– Proszę do mnie, Cody. – Harner zostawił drzwi otwarte.
Agnes, widząc błysk w oczach kuzyna, tylko zmarszczyła brwi, odprowadzając go wzrokiem.
Cody zamknął za sobą drzwi, od razu podążając w stronę kochanka. Stanął przed nim, nie wykonując żadnego ruchu, wszystko pozostawiając w rękach Jamesa ze względu na to, że mężczyzna może nie chcieć mieć w biurze zażyłych stosunków.
James przysiadł na biurku i sam nie wiedział, po co go tu zawołał. To był jakiś wewnętrzny przymus, by Cody był blisko. Gdy tylko wyszedł od niego i wrócił do pustego już domu, poczuł się samotny i spragniony bycia przy tym mężczyźnie, dotykania go. Bał się tego, bo nie był pewny, czy czasem nie można się uzależnić od kontaktów homoseksualnych. Przecież było mu nadzwyczajnie przyjemnie, a Cody wyglądał zachwycająco, kiedy był pod nim. O czym on myśli? Od rana o tym samym.
– Chciałeś mnie widzieć? – zapytał Cody.
– Możesz mi wyjaśnić, dlaczego czuję się opętany myślami, że miałbym ochotę wziąć cię tutaj, nawet pod ryzykiem, że ktoś nas nakryje?
– Czujesz się, jakbyś był na głodzie? – Zagryzł wargę i zbliżył się do niego.
– Dokładnie.
– A jak się czułeś, kochając się pierwszy raz z dziewczyną?
– Nie pamiętam, chyba chciałem to powtarzać dzień i noc.
Więc to jest takie samo. – Położył mu ręce na biodrach i cmoknął w usta, mimo wszystko obawiając się, że zostanie odepchnięty. Nie chciał się bać, ale prawdą było, że się bał. – Wiesz, pierwsze doświadczenie, które się podobało, ciągnie do drugiego, zanim się wszystko nie unormuje. – Złapał go za krawat i przyciągnął do siebie. Biodra się dotknęły, aż mężczyzn przeszedł prąd. – A, żeby wszystko wróciło do normy, to trzeba wiele razy powtarzać to i owo.
– Cody. – Ręce same oplotły Adisona w pasie.
– Lubię, jak wypowiadasz moje imię. Nawet, kiedy chcesz zaprzeczyć.
James pochylił się do ust mężczyzny i złapał zębami dolną wargę, pociągnął ją i gdy miał zabrać się za rozpalający pocałunek, zadzwonił telefon. Natychmiast odsunął się od jego ust, nadal zostawiając jedną rękę oplecioną wokół pasa mężczyzny i sięgnął za siebie, odbierając służbową komórkę.
– James Harner. … Tak, czekałem na ten telefon. … – Cody cały czas na niego patrzył. – Rozumiem. Do widzenia. – Rozłączył się.
– Nie mamy Beauty Cosmetics? – zapytał Adison.
– To oni, ale zarząd nie podjął jeszcze decyzji. Zrobią to w poniedziałek, muszą być pewni, na co wydadzą pieniądze.
– Nie dziwię im się. Wracając do nas, to wezwałeś mnie, żeby zapytać o tamto? – Zrobił nieokreślony ruch ręką w powietrzu.
– Nie. Po prostu chciałem cię pocałować. Ale, że w głowie mam burzę, to nie omieszkam jeszcze zadać w przyszłości stosu pytań.
– Mam nadzieję, James, że zaakceptujesz siebie do końca. – Poprawił mu krawat, który przekrzywił. James na to się nie odezwał, ale Cody postanowił zignorować milczenie mężczyzny. Nie chciał dopuścić do siebie, że James wolałby być hetero, ale jego pragnienia wygrywają z nim. Nie wiedział, co będzie, jeśli James wybierze kobietę zamiast niego, lecz tym także postanowił się nie przejmować. Będzie brał to, co mu dają, mając nadzieję, że jutro kochanek także od niego nie ucieknie.
Jeszcze rano nie miał tylu wątpliwości, teraz już też nie, ale kiedy nie widział Cody'ego, te tworzyły się niczym tornado. Chciałby być hetero, ale nie jest, to wiedział. Wiedział też, że coś się z nim dzieje i nie potrafił oderwać oczu od stojącego tak blisko niego chłopaka. Wiedział, że nie powinien odrzucać prawdziwego siebie, ale nie wiedział jednego - co przyniesie przyszłość? Z mężczyzną nie zapewni rodziny rodzeństwu.
– Wpadniesz dziś do mnie? – Uśmiechnął się szczerze Cody.
I jak James miał nie ulec temu uśmiechowi? Tego też nie rozumiał. Co się z nim działo? Kilka dni temu chciał rozszarpać tego faceta za to, że go pocałował, a teraz zrobiłby tak, jakby odmówił pocałunku. Cóż, będzie, co będzie, a teraz jest teraz, więc po co się zamartwiać na przyszłość? Te oczy Cody'ego widzi wciąż w wyobraźni, snach, może to coś znaczy. Tak szybko to się dzieje, że go to przeraża, a jednocześnie fascynuje. Życie jest takie krótkie, to może jak los daje, trzeba brać?
– Nie mogę, chyba że późno, chcę pobyć w domu z rodzeństwem. Ostatnio byłem jak zombie. A może ty wpadniesz do nas jutro? Sarah ciągle o ciebie pyta.
– A chciałbyś? Nie odpowiadaj, jak nie jesteś pewny...
– Jestem dorosłym facetem, powinienem wiedzieć, czego chcę, więc chcę, żebyś jutro przyszedł do nas i pobył z nami.
Żołądek Cody'ego wywinął kilka koziołków, serce odtańczyło kankana, a ciało ogarnął ogień na myśl, że cały dzień będzie u boku Jamesa. Dobrze, razem z jego rodzeństwem i będzie musiał udawać kolegę, ale to nie ma znaczenia. Ważne, że będą razem.
– Przyjdę. A teraz lepiej wrócę do pracy, bo szef mnie jeszcze pogoni – powiedział Cody.
– Czekaj, nie dostałem tego, po co cię zawołałem. – James złapał kochanka za głowę, przytrzymując ją i złożył na ustach szybki pocałunek. Dopiero wtedy go puścił. – Teraz możesz iść.
Cody uśmiechnął się głupio i zaczął cofać w stronę drzwi. Gdy do nich dotarł, wziął głęboki, uspokajający oddech i dopiero wtedy wyszedł, jak zwykły pracownik, który omawiał projekt, a nie właśnie całował się z szefem.
– O, Cody, chodź do nas – zawołała Diana.
– No, co tam? – Zignorował pytający wzrok kuzynki.
– Po pracy idziemy do pubu na piwo i nie wywiniesz się tym razem – odpowiedział Peter.
– Nie mam planów na wieczór. – W przeciwieństwie do jutra, ale tę myśl zachował dla siebie.


~*~*~



W pubie panował tłok, hałas i wszystko to, czego zazwyczaj Cody unikał jak ognia, jednak dzisiaj chętnie się wybrał na drinka. Z drugiej strony, nie mógł wiecznie uciekać przed spotkaniem po pracy. Tym razem nie zamierza zrobić z siebie głupka i tańczyć na stole, a wtedy to był zakład. Ale jak postanowił, z zakładami definitywny koniec.
Rozsiadł się na wygodnej kanapie przy kilkuosobowym stoliku, a obok niego miejsce zajęła Diana, której buzia od rana się nie zamykała. Peter wraz z Agnes poszli po piwa i przekąski, natomiast Claudia flirtowała z nowo poznanym mężczyzną. W ostatniej chwili dołączyła do nich nieśmiała i milcząca Lilly. Cody nie raz zastanawiał się, dlaczego dziewczyna, właściwie kobieta, która była starsza od niego o rok, nadal nie potrafiła się z nimi odnaleźć. Lilly usiadła po jego drugiej stronie, nerwowo odgarniając swoje kręcone włosy z czoła.
– Nie zastanawiacie się, gdzie podziewa się Madson? – zapytała Diana, która przerwała swą wypowiedź na temat swojego męża, który nie rozumiał jej pasji tworzenia. – Od wtorku się nie pokazał, a miał jeszcze do przyszłego tygodnia pracować jako nasza urocza sprzątaczka.
– Tak przeuroczo wyglądała jego wykrzywiona w złości twarz – dodał Cody i uśmiechnął się radośnie na widok zbliżającego się piwa.
– O czym plotkujecie? – zapytał Peter. Dziś nie spieszył się do domu. Żona wyjechała z dziećmi do matki i miał luz.
– O naszej uroczej sprzątaczce. – Cody odebrał swój kufel.
– Nie pojawia się w pracy od wczoraj. – Diana od razu porwała garść orzeszków. Kochała chrupać wszystkie rodzaje, jakie wpadły jej w rękę.
– Ma urlop do przyszłego tygodnia – odpowiedział Peter, siadając na siedzisku.
– Nic nie wspominał. – Agnes także umościła się wygodnie ze szklanką soku, później miała wszystkich odwieźć. Wciąż nie dawało jej spokoju zachowanie kuzyna. Wczoraj wpadał w depresję, a dziś miał stan euforyczny. Co więcej, połączony z rumieńcami, gdy wyszedł z gabinetu Harnera. Możliwe, że on i szef kręcą ze sobą? Koniecznie musiała go zmusić do rozmowy. Wesoły Cody nie zwierzał się tak łatwo.
– Miał wyjechać czy coś.
– Peter, a skąd o tym wiesz? – spytała Claudia, która raczyła zostawić potencjalnego kochanka.
– Jesteś za bardzo wścibska. Sam podpisywałem zgodę na urlop, Harnera nie było, nie?
– Aaaa, racja. Dobra, chłopaki i dziewczyny, to za co pijemy? – Claudia podniosła szklankę z bursztynowym napojem i masą bąbelków.
– Za nie mówienie o pracy? – zaproponował Cody.
– Zgoda, omówimy twoje życie seksualne, Cody, a raczej tego, którego nie masz – powiedziała Diana. – Masz na oku jakiegoś faceta?
– Pierwsza byś wiedziała – odparł. Miał nie tylko na oku, ale i w sercu. To drugie nie było rozsądne, ale czy w uczuciach rozsądek się liczy? Głos w mózgu podpowiadał mu, że angażowanie się w coś niepewnego może go później boleć, ale ignorował go. Liczył na to, że da sobie radę, a i James w pełni siebie zaakceptuje.
– Trzymam za słowo, kumplu. – Wśród myśli przebił się głos Diany. Naprawdę tworzyli zgraną grupę. Może byli tylko kumplami z pracy, nie przyjaciółmi, ale to właśnie im się zawsze dobrze współpracowało, a spotkania na gruncie prywatnym także wypadały wyśmienicie.


~*~*~


Ledwie wszedł do domu, a już usłyszał dolatującą z piętra muzykę. James nie słyszał własnych myśli, a co dopiero biegnącej ku niemu Sarah. Ukucnął przed nią i przytulił.
– Czy twój brat ogłuchł? – zapytał.
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami.
– Mam dla ciebie niespodziankę.
– Jaką? – Rozpromieniła się.
– Cody jutro przyjdzie.
– Aaaaa. Powiem Chloe. – Dziewczynka zapiszczała i objęła go, całując przy okazji w policzek. Potem pobiegła na tyły domu, zapewne do Chloe. Musiał dać podwyżkę tej kobiecie.
Wstał, rozwiązał krawat i wspiął się po schodach na górę. Czuł się taki lekki jak nigdy. Pozbył się dręczącego go napięcia i głupich myśli. I jakoś dziwne był podniesiony na duchu, wiedząc, że chociaż Sarah lubi Adisona.
Na piętrze huk rocka był jeszcze głośniejszy, więc rzucił trzymaną w ręku marynarkę na szafkę i zapukał do pokoju brata. Odczekał chwilę, drapiąc się po głowie i nacisnął klamkę. Ledwie otworzył drzwi, a jego oczom ukazał się jednoznaczny widok. Alex siedział na łóżku, a jego usta były pożerane przez wargi Stevena w... musiał przyznać, w dość gorącym pocałunku. Wiedział, że powinien wyjść i zostawić chłopaków samych, ale do licha, jego brat miał dopiero szesnaście lat! A ten pocałunek nie wyglądał na całkiem niewinną rzecz. On tak całował Cody'ego wczoraj i... no, wcześniej, no. W trakcie też.
Wkroczył do pokoju, od razu kierując się do wieży i nacisnął przycisk Power. Wszędzie wokół nastała cisza. Spojrzał na chłopców z uniesionymi brwiami. Ci odskoczyli od siebie na dwa krańce łóżka i obaj patrzyli na niego, będąc zarówno w szoku, jak i przerażeniu. Ale Alex pierwszy doszedł do siebie, a jego policzki pokrywała czerwień. Stanął naprzeciw brata i zaatakował go słowami:
– Jak śmiesz wchodzić bez pukania?!
– Pukałem, ale książę nie słyszał, będąc zajęty połykaniem języka tego tutaj pana. – Wycelował palec w Stevena, który wbrew jego nadziejom nie uciekł, ale podszedł, jak mniemał James, do swego chłopaka.
– A gówno cię to obchodzi, co robię ze swoim chłopakiem! Tak, to mój chłopak, brachol!
– Trudno tego nie zauważyć. – James przeniósł spojrzenie prosto na chłopaka o rudych włosach. – Jak skrzywdzisz mojego brata, to obdzieranie żywcem ze skóry będzie najlepszym, co cię spotka, gdy wpadniesz w moje ręce – syknął wprost w twarz Stevena.
Alex nie wierzył w to, co słyszy. Jego brat grozi jego chłopakowi, ale nie wyzywa żadnego z nich? Nie tego się spodziewał. Zawsze uważał go za pieprzonego homofoba. Zamrugał szybko powiekami z niedowierzania.
– Wpadło ci coś do oka? – zapytał brata James i wyszedł z pokoju.
– Hej, a dokąd to?! – krzyknął Alex. – Steven, czekaj tu i się nie ruszaj. James! – Wybiegł za bratem. Złapał go za rękę i zaciągnął do pierwszego z brzegu pokoju. – Teraz pogadamy poważnie.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś gejem? Bo jesteś, tak? Czy może to tylko mała przygoda? – pytał James, opadając na fotel. Akurat byli w jego sypialni. Rozpiął mankiety rękawów przy koszuli. Liczył, że spędzi spokojny wieczór z dzieciakami, a tu czekała go rozmowa na tematy, których tak bardzo unikał. Nie tylko tematu homoseksualizmu.
– Przygoda? Chyba kpisz! A w ogóle to nie będziesz mi prawił morałów, jak to pedalstwo jest złe?
James wstrzymał się z podwijaniem rękawów koszuli do łokcia i popatrzył na brata z zaskoczeniem. Miał go za homofoba? Przecież nigdy nie dał mu powodu do takiego myślenia.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Dlaczego? – Alex usiadł na stoliku, jaki stał w pobliżu fotela. – Wystarczyło, że pamiętam przeszłość. Mam już swoje lata, nie tak jak dziewczynki. Pamiętam, jak nie raz zdarzało ci się mówić wyzwiska. Wtedy nie wiedziałem, o co chodzi, ale teraz już wiem. I możesz mnie sobie tak nazywać, jestem kim jestem i dobrze mi z tym. Kocham Stevena, a on mnie i wiedz, że nigdy nie zwiążę się z dziewczyną! – Wykrzywił twarz w złości.
Pewnie jeszcze tydzień wcześniej, nawet mniej, próbowałby wmówić bratu to, co wmawiano jemu. Krzyczałby na niego, ale teraz sam był blisko z mężczyzną i pomimo że nie wiedział, jak daleko ich to zaprowadzi, jakoś nie potrafił oderwać od niego myśli. Skoro Alex mówi, że kocha tego chłopaka, to nie miał prawa tego zmieniać. Nurtowało go jedno:
– Uprawiasz seks?
– Nie, ale to nie twoja sprawa. – Wstał z zamiarem opuszczenia pokoju. – Obaj ze Stevenem uznaliśmy, że jestem na to za młody i poczekamy, ale to nie znaczy, że żyję jak mnich.
– Nie złość się, chciałem tylko przypomnieć o zabezpieczeniu, to naprawdę ważne.
– Wiem. – Nagle coś do niego dotarło. – Czekaj no. – Podszedł do brata i obwąchał go.
– Co ty robisz? – James skrzywił się z niesmakiem. Brat ma jakiś fetysz czy co?
– Wącham, czy czasem nie piłeś. Naprawdę spodziewałem się awantury, a ty...
– Nie jestem taki, za jakiego mnie miałeś. Wracaj do... chłopaka.
Alex najpierw zmarszczył brwi, a po chwili wzruszył ramionami i opuścił pokój.
Dobrze, James nie do końca porozmawiał z nim na tematy intymne, ale przypomniał o zabezpieczeniach. A teraz nie potrafił ukryć radości, że brat jednak nie spieszy się z pełnym stosunkiem. Może dobrze, że tak się skończyła ta rozmowa, bo co miał mu jeszcze przekazać? James nie zamierzał mówić bratu o tym, co się z nim teraz dzieje, jakie obudziły się w nim pragnienia. Tym bardziej nie był gotów mówić, że Cody stawał się kimś więcej. Przed samym sobą nie potrafił tego przyznać.
Oparł głowę na oparciu fotela i przymknął oczy. Od razu w wyobraźni zobaczył Cody'ego. I bardzo mu się ten widok podobał.




19 lutego 2013

Jeden krok do miłości - rozdział 9

Bardzo dziękuję za komentarze. Miło mi, że odzywają się osoby, które do tej pory czytały, ale nie komentowały. Witam też nowych czytelników i wszystkich zapraszam na rozdział. :D



– Że co? – Cody zrobił wielkie oczy na to nieoczekiwane wyznanie. James był pijany czy jak? – Słuchaj, jak przyszedłeś znów pierdolić od rzeczy, obrażać mnie, to lepiej spadaj stąd czym prędzej, bo nie jestem gotów na wysłuchiwanie słodkich słówek, po których idą te gorzkie! – krzyczał Cody. – Zabieraj się stąd!
Nie wiedział, co ma mu odpowiedzieć, jak zareagować. Przemógł się, by tu przyjechać i zawzięcie szukał mieszkania Adisona, a teraz wysłuchiwał go krzyczącego na niego i przyznawał mu rację. Mógł zrobić w takiej sytuacji tylko jedno. Zanim Cody roztrzaskał mu nos drzwiami, złapał mężczyznę za ramiona, przyciągnął do siebie i wpił mu się w usta niczym pijawka. Popchnął go lekko do tyłu, przez co mógł wejść do mieszkania i zatrzasnąć stopą drewnianą deskę. Objął go mocno, wymuszając na Cody'm drapieżny pocałunek i nie pozwalając mu się wywinąć.
Gdy poczuł jego usta na swoich, te ramiona wokół niego, miał ochotę rozerwać tego faceta na strzępy, udusić go, pobić, ale z każdą chwilą zaczynał szybko poddawać się temu buszującemu mu w ustach językowi. Ależ był głupi. Naiwny, głupi i zakochany. Uniósł ręce w górę i wsunął je we włosy Jamesa, mrucząc mu do ust. To było takie przyjemne, takie dobre... Nie, to było złe. Nie ulegnie mu, aby potem zostać zmieszanym z błotem. Koniec poddającego się i miękkiego Cody'ego Adisona. Złapał go za te czarne kudełki i odciągnął te cudowne, ssące narządy od jego warg.
– Podobno dotykanie mnie sprawia, że chce ci się rzygać! – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Jak masz zamiar to robić, to wypierdalaj. – Odepchnął go od siebie i poprawił szlafrok, który niebezpiecznie zsuwał się z ramion.
James oblizał ze smakiem usta. Cody miał prawo się wściekać.
– Cody, posłuchaj mnie.
– Słucham! – Założył ręce na piersi. Ten bezczelny typek był tak bardzo w tej chwili wkurzający, że miał ochotę walnąć go w te bielutkie zęby, aż ręce go swędziały.
James, będąc w domu, wiele sobie przemyślał. W sumie ten, na całe szczęście, niedoszły wypadek pozwolił mu zrozumieć, że życie jest kruche i w każdej chwili może zniknąć jak pęknięta bańka mydlana.
– Cody, dla ciebie to jest proste. Żyjesz z tym od lat, ja od kilku dni. – Gdy mijał Adisona, ten złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę.
– Mówisz tak, jakby to była choroba, wirus, który zasiał się w tobie i nie zamierza wyjść!
– Tak się czułem. – Wyrwał mu się i wszedł głębiej do pokoju. Przesunął wzrokiem po nieurządzonym wnętrzu. – Jakby zagnieździło się we mnie coś, czego nie chcę. Ale wracając do tego, co mówiłem, to przeklinam siebie, że taki jestem. – Podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Widok go rozczarował. Tylko same bloki wokół. Przeniósł wzrok na coś lepszego, a tym obiektem był stojący nieopodal mężczyzna. – Powiedziałem dzisiaj... – Nie lubił się uzewnętrzniać, zawsze wszystko chował dla siebie. Poza tym takie zwierzanie się uznawał za mało męskie. – Powiedziałem coś, czego nie powinienem był mówić. – Cody odwrócił głowę w bok i patrzył na jakiś punkt na kanapie. Nadal stał z założonymi na piersi rękoma. – Żałuję tych słów. Nie są prawdą. Jest wprost przeciwnie i to mnie przeraża, nawet nie wiesz, jak bardzo. – Przyglądał się jego włosom. Zawsze uważał, że mężczyźni z długimi włosami są nieciekawi, często mieli je naprawdę brzydkie, ale te wyglądały na takie miękkie i geste. Zapragnął ich dotknąć, powąchać.
Cody na milczenie ze strony Harnera, zdecydował się na niego spojrzeć i to, co ujrzał sprawiło, że w ustach poczuł suchość i zapragnął, by język mężczyzny nawilżył tę pustynię. Otrząsnął się z tego, ale nie jego penis. Ta część jego ciała postanowiła myśleć w tych właśnie kategoriach i nie przyjmowała sprzeciwów.
– Mogę powiedzieć, że te kiepskie przeprosiny zostały przyjęte, ale nadal nie rozumiem, co tu robisz, James? – syknął.
– Jak wróciłem do domu, nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Coś rozrywa mnie od środka i muszę dopuścić do głosu pewne sprawy, bo oszaleję. Jeszcze dzisiaj... – urwał. Cody nie musi wiedzieć, że prawie się zabił. – Coś dało mi do myślenia i doszedłem do wniosku, że życie jest za krótkie, aby uciekać przed samym sobą, a raczej prawdą o sobie. Wystarczy piętnaście lat tej ucieczki.
– I do jakiego wniosku doszedłeś? – Cody usiadł na sofie, zarzucając ramię na oparcie.
James długo milczał, od czasu do czasu przecierając dłońmi twarz lub przeczesując włosy palcami. Wyglądał tak, jakby jeszcze walczył z samym sobą. W końcu popatrzył poważnie na drugiego mężczyznę.
– Naprawdę nie potrafię o tobie zapomnieć. Cały czas stoisz mi przed oczami, taki ładny, pachnący, taki pociągający. I nie mogę przejść obok tego obojętnie. – Usiadł blisko niego, położył mu rękę na kolanie. – Uwierz, że w domu dziś przeszedłem piekło i doszedłem do jednego wniosku, że ty i ja...
– Nie będę twoim eksperymentem! Zapomnij! – Odsunął kolano, chociaż ta dłoń była tak ciepła, a jemu już zdążyło zrobić się zimno. – Mam dość bycia obiektem doświadczalnym lub kimś, kto ma wzbudzić w innym zazdrość!
– Nie o to mi chodzi. Zaczynam rozumieć, jaki jestem oraz to, że chciałbym być z tobą bliżej.
– W jaki sposób? Seks? Nie licz na to. Jak bliżej, James? Przedstawisz mnie jako swego faceta innym? A może będę twoją małą tajemnicą? Tego chcesz? – Pochylił się w jego stronę. – Jeżeli tak, to znajdź sobie innego frajera, bo jak chodzi ci tylko o pieprzenie się z mężczyzną, to jest ich cała masa. Dlaczego ja? Bo wiesz o mnie i masz do mnie dostęp? – To bolało, bo ta wiedza, nad którą wcześniej się nie zastanawiał, nagle wydała mu się najważniejsza. Co, jeśli facet nie może o nim zapomnieć tylko z tego powodu? Przecież się nie zakochał, tak jak on.
Cody w tej chwili był zdecydowanie za blisko. Musiał się postarać, żeby patrzeć mu w oczy, a nie na przykład na usta lub nagą pierś, którą odsłoniły poły szlafroka.
– Nie. Właśnie o to chodzi. Nie, źle to powiedziałem. Chodzi o to, że to ty jesteś w mojej głowie i nie wiem, czemu. Nie ma to nic wspólnego z naszym pocałunkiem czy z tym, że jesteś dostępny. Jakimś dziwnym trafem wiem, kto jest gejem, a kto nie w całym budynku, w jakim jest agencja. Widzę, jak na mnie patrzy chłopak od ksero czy czego tam. Mógłbym go mieć, ale nie chcę, bo... – zaciął się – chcę ciebie, Cody. Nie wiem, co będzie jutro, ale na teraz pragnę cię całować, dotykać... – Przysunął się tak blisko, że stykali się swoimi ciałami i bez problemu, chociaż z obawą, dotknął jego włosów. Przesunął długie pasmo pomiędzy palcami i, pochylając się bardziej, wtulił w nie nos. Wciągnął powietrze. Pachniały lawendą.
– Czemu mnie wąchasz? – zapytał Adison, chociaż sam nie potrafił powstrzymać się od wciągnięcia zapachu cedru, jakim pachniał mężczyzna.
– Podobno zapach działa na zmysły – wyszeptał James, trącając nosem jego ucho, a po chwili szyję.
– Też tak słyszałem. – Miał pozwolić sobie na zapomnienie? Odchylił głowę na tyle, by pozwolić mężczyźnie na muskanie nosem skóry szyi. – James, masz jeszcze szansę, żeby stąd wyjść. Jak tego nie zrobisz, uznam, że chcesz być ze mną i nie wyjdziesz stąd do rana. Będę się chciał z tobą kochać. Słyszysz, co mówię?
– Słyszę. – Ujął jego twarz w obie dłonie i pogładził policzki kciukami. – Ty też masz teraz szansę się wycofać, gdy powiem, że chcę spróbować, ale na razie wolałbym, aby to pozostało tajemnicą. – Tak, złamał się całkowicie, ale nie jeżeli chodzi o to. Nie był gotów tak od razu, kategorycznie, zmieniać swego życia. I tak strasznie bał się tego, co czuje, nawet w tej chwili. Gdyby nie silne pragnienie pocałowania tego mężczyzny, dotykania go, pieszczenia, to by zwyczajnie zwiał, gdzie pieprz rośnie. Co prawda, nie miał o tym wszystkim żadnego pojęcia, ale chyba pod tymi względami nie różniło się to niczym od tego, jak sprawia się przyjemność kobiecie, pomijając anatomiczne szczegóły. Odgarnął mu włosy i pocałował go w szyję, po czym chwycił skórę pomiędzy przednie zęby.
Na co miał się godzić? Na bycie sekretem? W sumie czy byłoby w tym coś złego? Miałby Jamesa całego z pominięciem jego serca, ale to Adisona nie odstraszyło. Jęknął, gdy poczuł na swojej skórze lekkie szczypanie zębami.
– Jestem głupi, że się na to zgadzam – szepnął Cody. Chciał wiele, ale wiedział, że wszystkiego nie dostanie, więc na ten czas zadowoli się tym, co ma. Poza tym jego podniecenie rosło, gdy James wyczyniał jakieś cuda językiem na jego szyi lub ją kąsał.
Ucałował ostatni na tę chwilę kawałek skóry i pocałunkami zaczął wytyczać drogę do jego ust, a gdy już ich sięgnął, nie potrafił się oprzeć tym rozchylonym zapraszająco wargom. Porwał w swoje objęcia Cody'ego, prawie naciągając go na siebie, torując sobie drogę do środka. Zaczynał rozumieć, że pocałunki tego mężczyzny robią się uzależniające.
Wspiął się na niego, siadając okrakiem na kolanach Jamesa i nie odrywając ust od siebie, a tym samym nie przerywając tańca ich splatających się i liżących się języków. Z przyjemnością zaczął niszczyć mu tą idealnie poukładaną fryzurę, a biodra docisnął do jego, poruszając nimi zapamiętale.
Wyczuł, że Cody nie jest już taki miękki, a przez to jego penis zaczął jeszcze żywiej reagować. Do głowy wpadł mu obraz, jak dotykał go tam i sam to otrzymywał. Rozplątał pasek od tego przeklętego szlafroka i wsunął pod niego ręce wprost na plecy. Dotyk skóry posłał sygnały z komórki do komórki, informując każdą o przyjemności, jaka zaczęła się od palców i potoczyła dalej. Przesunął ręce w górę pleców, a później zgiął palce i sunął nimi w dół, drapiąc skórę mężczyzny, co wywołało drżenie Cody'ego.
Uwielbiał drapanie, a linia kręgosłupa była u niego szczególnie wrażliwa. Oderwał się od jego ust, by przylgnąć do tego dotyku jak spragniona głaskania kotka. Jego ręce podążyły do guzików koszuli i zaczęły z niecierpliwością rozpinać każdy z nich. Najchętniej to by je pourywał, szarpiąc materiał. Ukończył swoją pracę i zsunął koszulę z ramion mężczyzny, kiedy ten się lekko odchylił od oparcia kanapy. James przycisnął go mocno do siebie, gdy i on był już nagi powyżej pasa. Ich skóry dotknęły się, co doprowadziło ich do głośnego westchnienia.
– Cody. – Czucie na swym torsie płaskiej, ewidentnie należącej do mężczyzny piersi sprawiło, że pchnął biodrami w górę. – Nie wiem, co robić – przyznał się.
– Robisz dokładnie to, co trzeba. Resztę ci pokażę. – Pocałował go gwałtownie, gryząc i ssąc na przemian jego wargi. Nie zależało mu nigdy na seksie na tyle, żeby to było najważniejsze, ale teraz począł pragnąć tego mężczyzny całym sobą. Zaczął ocierać się zmysłowo o to ciało pod sobą. – Zobaczysz, jak to przyjemnie być z mężczyzną – szeptał zmysłowo Cody, przesuwając usta do ucha Jamesa. – Jaki to cudowny widok widzieć go z rozłożonymi nogami, czekającego tylko, aż w niego wejdziesz. A gdy to zrobisz, otoczy cię aksamitna ciasnota, będziesz miał ochotę równocześnie dojść i poruszać się przez wieczność. – Kusił i podniecał tym mężczyznę. – Chcę kochać się z tobą, James i pieprzę to, co będzie jutro. – Chwycił jedną z jego rąk, jaka masowała mu uda i położył sobie na pośladku. – Nie myśl, tylko dotykaj mnie, jak chcesz i gdzie chcesz.
Słuchał tego i twardniał z każdym słowem, a wyobraźnia podsuwała mu różne obrazy. Wiedział, jak kochają się geje, jak i wielu innych heteroseksualnych ludzi, ale sam nigdy tego nie robił. Zacisnął palce na okrągłym, jędrnym pośladku, po chwili decydując się włożyć ręce pod cienki materiał spodni. Pomasował pośladki, a jego oddech przyspieszył. Nie miał wątpliwości, że go chce.
– Chodźmy do sypialni, tam mam wszystko, co potrzebne – powiedział Cody po paru chwilach ocierania się i całowania. Zsunął się z kolan mężczyzny, od razu pozbywając spodni, tylko mu przeszkadzały. Poza tym wiedział, że wygląda dobrze i miał zamiar mu się pokazać.
James patrzył jak zahipnotyzowany na stojącego członka, a po chwili, gdy Cody się odwrócił, by zapewne przejść do sypialni, ujrzał idealne pośladki. Żadna z jego kobiet takich nie miała.
– Będziesz tam siedział i czekał, aż sam się sobą zajmę, czy idziesz ze mną? – Cody zatrzymał się i obejrzał przez ramię na mężczyznę, który w końcu wstał. Skierował wzrok na jego krocze i ujrzał pokaźne wybrzuszenie.
– Patrzę na ciebie. – Dotarł do niego i przycisnął się do jego pleców. Obsypał pocałunkami kark Cody'ego i ramiona. Przejechał paznokciami po jego bokach. Miał gdzieś, że to wszystko dzieje się tak szybko. Kierował się pragnieniem i to mu na teraz wystarczyło.
– Sypialnia. – Nie miał zamiaru dać się wziąć na środku pokoju. Z niedoświadczonym kochankiem wolał uważać.
– Mhm. – Z trudem go wypuścił i podążył za nim. Nie interesowało go, jak urządzony jest pokój, miał przed sobą o wiele bardziej interesujący widok.
Cody wszedł na łóżko i uklęknął na skraju, po czym złapał Jamesa za pasek spodni i przyciągnął zdecydowanie do siebie. Rozpiął sprzączkę, aby zaraz wysunąć pas ze szlufek, a potem dobrać się do zapinki i zamka.
James patrzył na to, co robi mężczyzna i nie umiał go sobie wyobrazić inaczej niż w taki sposób. Klęczący przed nim i rozbierający go. Poczuł chłód na swoim ciele, kiedy spodnie wraz z bielizną opuściły swoje miejsce i zsunęły się w dół. Pocałunki i lizanie na jego brzuchu pozostawiały parzące miejsca, a krew zamieniały w lawę. Odnosił wrażenie, że zrobił się jeszcze twardszy, a do tej pory żaden dotyk, poza pocieraniem się ich bioder na kanapie, nie pojawił się na jego penisie.
Całował go po napiętym brzuchu z ekscytacją. James nie był zbytnio owłosiony, dlatego gdy zjechał ustami na jego podbrzusze, dopiero natrafił na szorstkie owłosienie łonowe i wtulił w nie nos.
– Cody. – Zaczął bawić się jego włosami, nie nakierowując mężczyzny w żadem sposób. Nie chciał go do niczego zmuszać, gdyż sam nie był gotów, żeby coś takiego zrobić. Lecz gdy poczuł gorący język na wrażliwej i spragnionej pieszczot główce, nie potrafił powstrzymać się przed krzykiem i odrzuceniem głowy na kark.
Już on mu pokaże, że usta mężczyzny na członku są o wiele lepszą sprawą niż te kobiece. A musiał sam przed sobą się pochwalić, że umiał pieścić oralnie penisy. Zaczął od polizania samego czubeczka, tam, gdzie jest dziurka i wbił w nią język, drażniąc stymulująco. Spodobała mu się reakcja Jamesa, więc tylko śmielej zaczął sobie poczynać. Wylizywał każdą kropelkę wypływającą z dziurki na czubku, jaka miała na celu nawilżyć główkę i sprawić, by dotyk był o wiele bardziej rozkoszny. Delektował się smakiem i zapachem mężczyzny, sam pragnąc coraz bardziej mieć ten członek w sobie i czuć, jak się w nim porusza, doprowadzając go do pasji, jęków i sprawiając, że ich ciała pokryłby pot. Otworzył wargi i wsunął sobie pierwszy centymetr członka do ust, zaciskając je i trąc nimi o delikatną skórę, pracując przy tym intensywnie językiem.
Tego oczekiwał. Na to czekał od pierwszej chwili, gdy te usta znalazły się tak blisko jego członka. Chciał więcej. Pragnął ocierać się o jego podniebienie, zagłębić w gardle i dojść. Aż zadygotał od tych myśli. Spojrzał w dół i ujrzał tak podniecający widok, że omal nie wystrzelił wprost w te seksownie zaciśnięte na nim wargi. Teraz już nie umiał oderwać od niego oczu. Zebrał mu jeszcze z czoła włosy i przytrzymał, aby nie leciały na twarz ruszającemu głową mężczyzny.
– Popatrz na mnie, Cody.
Cody spełnił jego życzenie na ile mógł, by nie przerwać oralnych pieszczot. Penis w jego ustach był niczym skała i drgał przy każdym ruchu języka, który dzielnie pracował wraz z ustami. Wsunął go sobie aż do gardła na kilka sekund, ponownie wywołując krzyk mężczyzny i w końcu wypuścił z głośnym plaśnięciem. Cały członek lśnił od śliny i soków, jakimi obdarowywał go James. Cody oblizał się jeszcze i ponownie zatopił swoje oczy w piwnych.
James nie wytrzymał, pozbył się butów i reszty ubrania, aby zaraz zacząć całować te nabrzmiałe usta, które robiły mu tak dobrze. Tak strasznie był rozpalony, że sam w to nie wierzył. Odeszły wszystkie wątpliwości i teraz był facetem, który pragnął drugiego faceta z siłą godną huraganu. Popchnął Adisona na łóżko, aby sam się wspiąć na mężczyznę i położyć na nim, nie przerywając całowania.
Cody bardzo dobrze czuł, jak rozpalił tego mężczyznę. Żar gorącego ciała, jakie na sobie poczuł, jasno na to wskazywał. Westchnął, czując ciężar na sobie. Kochał to. Kochał mieć na sobie i w sobie mężczyznę. Czuł, jak jedna ręka Jamesa, podczas, gdy drugą się podpiera, aby go za bardzo nie przygniatać, głaska jego biodro, przechodzi na udo i chwyta je w stalowym uścisku. Cody lubił mocny dotyk, więc tylko się temu poddał. Jego penis ocierał się o brzuch mężczyzny, a członek Jamesa wsunął się tak, że podrażniał miejsce za jądrami i czasami przesuwał się wzdłuż rowka.
– James, chcę ciebie. – Zacisnął dłonie na ramionach Harnera.
– Powiedz mi, co mam robić? – Obcałowywał mu szyję i obojczyk. Zabrał rękę z biodra i kciukiem potarł jeden z sutków Adisona.
– Wszystko ci pokażę. W szufladzie od twojej strony jest żel i prezerwatywa.
James z ociąganiem uniósł się z niego. Takie ocieranie się było fascynujące, zwłaszcza, że czuł członek Cody'ego blisko. Cody skorzystał z okazji i wstał, by od razu dobrać się do jego szyi. Nie dane mu jednak było zabawić się nią dłużej, naznaczyć, że James jest jego, bo zaraz leżał rozciągnięty na łóżku z rękoma nad głową. O tak, tego chciał. Dominującego faceta, w którym się zatraci. James, jak na takiego pewnego siebie typka, w tych swoich ruchach był raczej nieśmiały, ale zapewne z czasem to się zmieni.
– Weź na palce trochę żelu i wsuń jeden do mego odbytu. Ale powoli, dawno nie miałem kochanka. Lecz wpierw mnie pocałuj.
James spełnił ostatnią prośbę z wielkim zaangażowaniem, pochłaniając jego wargi, bezczeszcząc je swoim językiem, zębami i ustami. Miał wrażenie, że w pokoju panował tak wielki upał, że jego ciało spłonie. Myśl, że zaraz znajdzie się w ciasnym tunelu, o dziwo seks analny go nie brzydził, jeszcze bardziej go nakręcała. Przerwał pocałunek i wypuścił ręce kochanka. Nalał sobie żelu nawilżającego o zapachu brzoskwiniowym na palce. Roztarł go po nich.
Cody, widząc to, złapał się pod kolanami i tym samym otworzył na widok oczu partnera. Nie było tak, że się nie wstydził, ale pragnienie ukazania Jamesowi wszystkiego zwyciężyło.
James wstrzymał oddech, kiedy zobaczył, jaki widok się przed nim rozpościera. Przełknął ślinę, która zaczęła się produkować w ogromnych ilościach. Klęcząc na piętach, czystą ręką dotknął leżącego na brzuchu Cody'ego penisa. Chwycił go w dłoń i postawił do góry, nie potrafił oderwać oczu od widoku. Podniecało go to coraz bardziej, a w głowie, sercu, ciele zaczęły krążyć dodatkowe pragnienia. Oblizał się, pochylił do jego członka. Polizał go od nasady do czubka.
Cody nie spodziewał się tego. Przyjął do wiadomości, że nie dostanie tam nawet jednego dotyku języka, ust, a teraz ciepłe wargi smakowały go powoli. Otworzył oczy, które nawet nie wiedział, kiedy zacisnął. Oczy Jamesa wpatrywały się w niego i biło z nich nie tylko pragnienie, ale i zdecydowanie. Poczuł, jak nawilżony palec kochanka odnajduje odbyt, a po chwili masuje wejście. Usta cały czas pieściły lekko penisa, oczy patrzyły na niego, a wtedy palec wsunął się do środka i Cody jęknął. Niewiele brakowało, aby doszedł.
To nie było złe, smakowanie członka innego mężczyzny. Nie, to był penis Cody'ego, a to było ważne. Nie zdecydował się pochłonąć go do ust, ale wsunął sobie główkę i pocierał językiem o jej spód. Pieścił palcem wnętrze kochanka, czując, jak ścianki odbytu rozluźniają się.
– Wsuń drugi. Wysuń pierwszy, dołóż do niego drugi i oba... O tak. – Cody wygiął się w łuk. – Zegnij je, rozszerz, pieprz mnie nimi. Chcę być gotowy na ciebie, James.
I pieścił go, długo, całując po udach i pachwinie. Trzeci palec wsunął się bez problemu, a Cody sam starał się na nie nabijać, będąc coraz bardziej bliski szaleństwa z rozkoszy. James pomasował swego penisa, który dumnie stał i czekał na zapoznanie się z tym miejscem, w którym teraz były palce.
– James. – Cody puścił swoje nogi. – Wejdź we mnie. Po prostu wejdź. Nie dam rady dłużej czekać.
Widok, jaki przedstawiał podniecony Cody, kodował się w głowie Jamesa. Pragnął go takiego zapamiętać. Wysunął palce i otworzył opakowanie kondoma. Wtedy usłyszał głos Cody'ego, który usiadł przed nim.
– Daj, nałożę ci. Połóż się na plecach.
James uniósł brwi, ale nie oponował. Oddał mu prezerwatywę i ułożył tak, jak Adison kazał. Cody uklęknął nad nim okrakiem i naciągnął gumę na członka. Obficie nawilżył prezerwatywę i ustawił się biodrami nad penisem mężczyzny. Sam był rozluźniony, gotowy, chętny i do tego mokry w środku od żelu. Trzymając trzon kochanka, opuścił się wolno, biorąc go w siebie i zatrzymał dopiero wtedy, kiedy cały twardy penis był w nim. Oparł dłonie na klatce piersiowej Jamesa, wpatrując mu się uważnie w oczy.
– Czuję cię w sobie, James – sapnął i zaraz uniósł się, a potem opuścił.
James złapał go za biodra, wręcz odlatując z rozkoszy. Cody był tam strasznie ciasny i pochłonął go w siebie całego. Patrzył na niego głodnym wzrokiem, pomagając mu się poruszać na nim. Cody sapał, jęczał, kręcąc biodrami kółka i pieprząc się na nim coraz szybciej. James, zginąwszy nogi w kolanach, ruszał biodrami, podrzucając tym samym mężczyznę na sobie na tyle, by się także samemu w niego wbijać.
Cody wygiął się do tyłu, kładąc ręce na jego udach, nie przestając dostarczać im obu niezwykłych wrażeń. Z trudem łapał powietrze, a jego długie włosy opadały mu na mokre plecy. Zdaniem Jamesa wyglądał nieziemsko, był naprawdę ładny. Po kilku minutach Harner górną połowę ciała kochanka przyciągnął do siebie tak, że Cody leżał klatką piersiową na jego. Ich usta się spotkały w żarłocznym, pełnym uniesienia i pasji pocałunku. Języki nawzajem smakowały wnętrza i siebie, jakby były wygłodniałe i spragnione zmysłowego tańca oraz wzbierającej coraz bardziej ostatecznej kumulacji.
James pragnął dać kochankowi jeszcze więcej, a zarazem samemu dążyć do orgazmu, który wzbierał się w nim od dłuższego czasu. Przekręcił ich powoli tak, że teraz to Cody leżał na plecach, zaciskając nogi wokół jego bioder, a on, mając ręce ułożone po bokach jego głowy, wchodził w niego głęboko, idealnie trafiając w prostatę mężczyzny, o czym kochanek go zapewniał swoimi krzykami, drżeniem nóg i wzrokiem.
Kochali się przyciśnięci do siebie, obdarowując się pocałunkami i zachowując tak, jakby tylko oni na tym świecie istnieli i ich dążące do spełnienia ciała. Nie było wokół nich nic, nawet tego pokoju, łóżka. Były tylko oczy kochanka głęboko wpatrujące się w te drugie, biodra uderzające o biodra, ręce błądzące po plecach Jamesa, pięty wbijające się w pośladki Harnera i penis Cody'ego ściśnięty pomiędzy ich brzuchami.
Cody jęknął, będąc już wyczerpanym, gdy pierwszy strumień spermy utorował sobie drogę na zewnątrz, ciągnąc za sobą następne i tym samym doprowadzając mężczyznę do silnego, wstrząsającego orgazmu.
James czuł, jak ich brzuchy pokrywa gorąca i lepka substancja, a jego członek jest ściskany mocno przez mięśnie i chociaż uwielbiał trwać na skraju orgazmu, to teraz nie potrafił tego zrobić. Widok, jaki przedstawiał Cody i odczucia pociągnęły go na krawędź przepaści i skoczył ku spełnieniu, wtulając twarz w szyję Adisona. Jego biodra robiły ostre pchnięcia, a ciało drżało w konwulsjach, dopóki fala przyjemności nie dobiegła końca, wysysając z niego wszystkie siły.
Cody tulił mężczyznę do siebie i pozwalał mu na ostatnie już pchnięcia, zanim James całkiem nie znieruchomiał w jego ramionach. Nawet będąc w poorgazmowym błogostanie, Cody martwił się o to, co będzie dalej. Harner wyjdzie? Zostawi go w pustym łóżku i zmierzwionej pościeli noszącej ich ślady? Nieświadomie zacisnął ręce wokół szyi Jamesa zbyt mocno.
– Cody, dusisz mnie.
– Przepraszam. – Puścił go, a wtedy kochanek uniósł się na łokciach.
– Nie patrz na mnie tak, jakbym miał teraz ci przyłożyć. – James pocałował go delikatnie.
– Nie patrzę.
– Patrzysz, Cody. – Uśmiechnął się James. – To było nieziemskie.
– Zostaniesz na noc? – Zaryzykował pytanie.
– Pod warunkiem, że dostanę rano śniadanie do łóżka. – Zaśmiał się.
– To ty masz mi przynieść śniadanie. – W Cody'ego wdarła się ulga. Jest szansa na coś więcej?
– Razem zjemy w łóżku. – Wysunął się z niego, podtrzymując koniec prezerwatywy i zdjął ją. Uniósł się i zawiązał koniec, aby zaraz zawinąć ją w podaną przez Cody'ego chusteczkę.
Obaj wytarli się ze spermy Adisona nawilżającymi chusteczkami, które przyniosły pytanie Jamesa:
– Jak często się masturbujesz?
Cody popatrzył głęboko zawstydzony na kładącego się obok kochanka.
– Czemu pytasz?
– Masz tu tyle pod ręką potrzebnych rzeczy.
– Rzadko. Seks nie jest dla mnie najważniejszy, ale mam potrzeby...
– Nie tłumacz się, gwiazdeczko. – Uśmiechnął się James, obejmując mężczyznę w pasie i przyciągając go do siebie. Pocałował go w skroń. Nie wiedział, skąd wzięły się w nim te czułości. – Nie mam ochoty się z łóżka ruszać.
– Nie zadzwonisz do domu, że nie wracasz?
– Już im powiedziałem, że jak mnie nie będzie, to mają nie czekać. Jest Chloe, to dadzą sobie radę.
– Planowałeś to? – Cody zmarszczył brwi.
– To, co się wydarzyło nie, ale rozmowę i wspólną popijawę tak.
– Popijawę?
– W aucie mam coś mocniejszego, ale wolałem nie brać, abyś nie rozwalił butelki na mojej głowie.
– Zasłużyłeś na to, ale zdecydowanie wolę takie zakończenie wieczoru – szepnął Cody, kładąc się tyłem do Jamesa.
– Ja też. – Cmoknął go w ucho i przykrył ich obu. Objął go w pasie, przytulając się do jego pleców. – Dobranoc.
– Dobranoc.
Obaj jutro pomyślą o tym, co się stało i czy to ma szansę na to, aby było z tego coś więcej.