12 października 2012

Młody

Kochani, dzisiaj chcę Wam dać do poczytania i oceny pierwszy rozdział opowiadania pod tytułem Młody. Napisała go moja koleżanka Lady-Makbet, dla której jest to pierwsza próba pisania opowiadania yaoi. 
Obie prosimy o szczere opinie na temat tego rozdziału, porady, konstruktywną krytykę i... no sami wiecie co. :D
Opowiadanie nie było betowane.

I przypominam, że wczoraj wstawiłam 5 rozdział Spontanicznej decyzji.

****


Lady-Makbet 

Młody


Młody, nastoletni chłopiec szedł szybko ulicą. Chciało mu się płakać. A nawet wyć z rozpaczy. Jego świat już się zawalił, ale nie mógł tego pokazać. Niecałe dwa tygodnie temu, jego rodzice zginęli w wypadku. Szczęściem było to, że akurat jego siostry nie pojechały z nimi do znajomych. W takim wypadku zostałby sam na świecie. A tego nie chciał, za nic w świecie. Jednak teraz jego największym problemem, było to, że według prawa, nie był pełnoletni, więc nie mógł opiekować się swoimi siostrami. Także nie mając żadnych zarobków. A nikt nie chciał mu dać pracy. Ich prawo zabraniało tego do ukończenia pełnoletności. Pierwsze osiemnaście lat jest uważane za dzieciństwo, później dopiero kto chciał mógł iść do pracy na pół etatu. Dopiero po ukończeniu dwudziestego pierwszego roku można było pracować na cały etat. A to było aktualnie jego największym problemem. Nie mógł mieć żadnej pracy, a w przyszłym roku dopiero na pół etatu. Przez najbliższe cztery lata nie utrzyma sióstr z małej części odszkodowania o ile w ogóle im je przyznają. Zanim to nastąpi, dużo czasu minie, a jeszcze musi spłacać kredyty mieszkaniowy. A nie ma takich pieniędzy. Jeżeli by dostał odszkodowanie mógłby je spłacić w całości, ale wtedy nie wyżyje z siostrami. Gdy doszedł do parku rzucił się wręcz na ławkę i zapłakał. Nie wiedział jak to rozwiązać. Nie potrafił sobie tym poradzić. Fakt, rodzice przygotowywali go na różne ewentualności życiowe i jak ma sobie w nich radzić, do jakich urzędów iść i co wykonać. Jednak teraz przytłoczył go ten ogrom nieszczęść. Jeszcze musiał odebrać siostry ze szkoły. Ze swojej tymczasowo zrezygnował. A i tak najprawdopodobniej pójdzie do szkoły wieczorowej. Albo w ogóle z niej zrezygnuje. Po chwili płaczu uspokoił się i wrócił na właściwą drogę, którą szedł. Po chwili jednak stwierdził, że skróci sobie drogę przechodząc prze kilka ulic, których za bardzo nie znał, ale wiedział w jakim kierunku się udać. A to było w sumie najważniejsze. Gdy minął czwartą z kolei uliczkę, kątem oka zauważył duży neon, aktualnie nie dający światła zapraszający do nocnego klubu. W tym momencie młodzieniec stwierdził, że musi zajrzeć tam wieczorem jak dziewczynki pójdą spać. Był już gotowy na wszystko byle by je utrzymać. Nie chciał ich stracić. Mimo iż ubiegał się o usamodzielnienie, które było równe z prawem do pracy. A to teraz było mu bardzo potrzebne.

~*~*~*~

Wieczorem, gdy dziewczynki już zasnęły, po wieczornym płaczu za rodzicami, młody chłopak odetchnął spokojnie. Miał chwilę czasu by pomyśleć co jeszcze trzeba zrobić. Jutro musiał iść do jeszcze dwóch urzędów, a za trzy dni musiał iść na rozprawę do sądu. Jeszcze ten adwokat… Na szczęście nie żądał od niego wielkich pieniędzy. Mimo wszystko miesięczna wypłata ojca i matki razem wziętych, dla niego… Było to dużo. A on i tak był jednym z najtańszych. Ale pieniądze brał po wygranej sprawie. Jeżeli przegra bierze z tego połowę. Przynajmniej tyle miał szczęścia. Chociaż wolałby, żeby człowiek, któremu sowicie płaci, wygrał. Chłopak podliczył wszystkie koszty. Kremacja, wspólna płyta nagrobna, spłata mieszkania, adwokat, sprawa w sądzie o usamodzielnienie, jedzenie, opłaty. A pieniądze bardzo szybko wychodzą. Jego rodzice mieli dość spore oszczędności na czarną godzinę. Ale to co się teraz działo, przerastało siedemnastolatka. Nie jednego dorosłego by to przeraziło, a co dopiero jego. Wiedział, że przez najbliższe miesiące nie będzie spał spokojnie. To on musiał zidentyfikować zwłoki. Dziadkowie nie żyją. Może to i dobrze, że nie dożyli śmierci własnych dzieci. Rodzice byli jedynakami, a ich kuzynowie i wujkowie się nimi nie interesowali. Jego byli opiekunowie mieli przyjaciół, ale ci nie mogli im pomóc. Sami ledwo ciągnęli koniec z końcem, wychowując czwórkę dzieci. Chociaż przyjaciółka jego matki podrzucała mu co mogła i pomagała kiedy tylko miała chwilę czasu. Nie chciał ich obciążać. Po chwili stwierdził, że nie potrzebują domu, w którym jest tyle wspomnieć. Gdy go sprzedać, akurat powinno mu starczyć na małe dwupokojowe mieszkanko. Bardzo małe. Ale wolał mieć małe mieszkanie, którego nie musiał by spłacać niż duży dom, z wieloma wspomnieniami, który by im odebrali i wylądowali by w trójkę na bruku. Dlatego właśnie w przypływie impulsu odwagi, ubrał się i wyszedł do nocnego klubu, który dzisiaj widział. Po piętnastu minutach wszedł do środka. Był delikatnie mówiąc zszokowany. Po pierwsze nocny klub to zmyłka. Była to po prostu „agencja” męskich prostytutek. Po drugie był to klub/agencja GEJOWSKA. On to miał szczęście. Miał jakiegoś pierdolonego pecha, który go nie chciał opuścić od jakiegoś czasu. Nie potrafił się co pięć minut zbierać z podłogi, bo los mu co chwilę złośliwie podcina nogi. Był gejem. I co z tego? Już chyba wolałby obsługiwać kobiety, niż obleśnych typów, z wielkimi brzuchami i pocących się jak nie wiadomo co. Chociaż kobiety pewnie też się takie trafiają. Tylko to raczej one dbają o czystość ciała, a nie mężczyźni.
- Hej mały. Jak tu wszedłeś? Nie jesteś za młody by przebywać w takim miejscu? Dokumenty pełnoletniości poproszę. – Przed nim jak spod ziemi wyrósł ochroniarz. Wiedział, że nie może okazać nerwów.
- Chciałbym się spotkać z pańskim szefem. Jeżeli byłaby taka możliwość. Nawet w tym momencie. Zajmę mu góra pięć minut.
Ochroniarz zmierzył go wzrokiem. Widział tu różnych typków. Chcieli zrobić na nowe ciuchy, bo tysiące od tatusiów im nie wystarczały. Chcieli zrobić na złość rodzicom, spotykając w takich miejscach z ich znajomych. Chcieli więcej niż mieli. O wiele więcej. Jednak coś w spojrzeniu tego dzieciaka powiedziało mu, że taki nie jest. Kazał mu poczekać i sam poszedł do szefa. Wiedział, że może nie powinien go tam zostawiać, ale podświadomie wiedział, że chłopak nie ruszy się z miejsca. Zapukał kulturalnie do drzwi gabinetu szefa, po czym bez zaproszenia je otworzył. Mężczyzna wykrzywiał z rozkoszy twarz, a wystające gołe stopy, spod biurka aż za bardzo dawały znać, co ktoś mu robi pod stołem. I nawet przypuszczał kto.
- Kurwa Araliel nie tee...- po gabinecie rozszedł się przeciągły jęk. Niczym nie skrępowany chłopak krzyknął także siedząc nadal pod biurkiem, a z dziury na nogi można było zobaczyć wychylające się prawie nagie pośladki z wibratorem w chętnej dziurce, który przed wypadnięciem powstrzymywały tylko cienkie springi. Mężczyzna poklepał swojego pupila po głowie, dał mu jego marżę po czym kulturalnie kazał mu wyjść. Czasem lubił także sam wykorzystywać swoje dziwki. – Araliel nie mogłeś lepszego momentu wybrać. – Jego szef miał skrzywioną minę.
- Diego. Jest sprawa. Poważna. Przyszedł tu pewien nastolatek. Prawdopodobnie nie jest pełnolet… - nim mężczyzna skończył mówić, jego przyjaciel spojrzał na niego gdy ten zaczął mówić „nie jest” i zaraz mu przerwał następne słowo.
- Odpada. Dobrze wiesz, że bierzemy tylko pełnoletnich. – Jednak coś w spojrzeniu Araliego kazało mu zapytać o co chodzi.
- Ma inne oczy niż wszyscy ci tutaj. On jest… zdesperowany. To chyba dobre określenie. Ma smutne spojrzenie. A to mi się nie podoba. Pogadaj z nim chociaż, co?
Diego wiedział, że jego przyjaciel nie zaprzątał by mu głowy niepełnoletnim chłopakiem, gdy nie uważał tego za ważne. A ta sytuacja wyraźnie oznaczała, że było to bardzo ważne. Araliel rzadko go o cokolwiek prosił. Po chwili stanął przed nim młody chłopaczek. Dawał mu góra szesnaście lat.
- Jak się nazywasz i ile masz lat? I czego szukasz w takim miejscu i u mnie? – Diego przybrał maskę zimnego drania. Jednak bardzo uważnie obserwował chłopaka, tak samo jak jego przyjaciel stojący za jego plecami. Chłopak skulił ramiona. Wiedział, że i tak nie ma szans.
- Nazywam się Farid. Mam siedemnaście lat. Niedawno je skończyłem. – Chłopak ponownie miał ochotę się rozpłakać. Jego rodzice zginęli dzień przed jego urodzinami. Już nigdy nie będzie ich obchodził. Będą mu się źle kojarzyć. Po powiedzeniu ostatniego słowa, szybko zamrugał oczami, by osuszyć oczy, co nie uszło uwadze dwóch mężczyzn. – Chciałbym u pana, znaleźć pracę. Wie pan, że można pracować dopiero od osiemnastego roku życia… A mnie na to nie stać. Nie mogę iść tak późno do pracy. Bo stracę już wszystkich, których kocham. – Ostatnie zdanie wyszeptał. Jednak mimo to mężczyźni usłyszeli to. Nie byli chamami, bez uczuć, którzy żerują na ludziach sprzedając ich ciała. Pozwolili po prostu tym co chcieli, robić to w legalny sposób. Nie oddawali swoich chłopców byle komu, bez sprawdzenia danego człowieka. A także mieli dość pokaźne wpisowe, przez co mogli z góry pozbyć się biednych, chcących zniszczyć takich młodych chłopców. Jednak każdy chłopak miał możliwość odmówienia danego zlecenia, jeżeli nie preferował takich zabaw. Zresztą mieli katalog swoich chłopców, który co z nich lubił. Były tam zamieszczone także ich zdjęcia. Dlatego rzadko kiedy zdarzały się przykre sytuacje. Mężczyźni spojrzeli po sobie, jednak to Araliel odezwał się pierwszy.
- Co się stało mały? Czemu miałbyś wszystkich stracić? – Chłopak przełknął ślinę. Wolał postawić wszystko na jedną kartę.
- Trochę ponad dwa tygodnie temu, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nie mam żadnej rodziny, prócz dwóch sióstr, bliźniaczek dziesięcioletnich, a nie chcę ich stracić. Są moimi jednymi krewnymi na tym świecie. Rodzice mieli przyjaciół ale oni sami ledwo wiążą koniec z końcem. Do osiemnastki nie mogę dostać pracy, a później i tak nie utrzymam naszej trójki z połowy etatu. Po za tym nie wiadomo czy wypłacą nam ubezpieczenie, jeśli tak, to nie wiadomo kiedy. A za coś musimy żyć. Oszczędności rodziców poszły na pogrzeb, trzy miesięczną spłatę kredytu mieszkaniowego, żeby miał czas znaleźć pracę, na opłacenie prawnika , żebym mógł się usamodzielnić i znaleźć pracę oraz na życie. Zaczyna mi brakować. A chcę zapewnić dziewczynkom bezpieczny dom i przyszłość. – Farid mówiąc to wszystko, nie podnosił oczu na mężczyzn. Czuł się głupio, że im to powiedział. Ale może dzięki temu, go przyjmą. Mężczyźni popatrzyli na siebie. Araliel pokazał Diego pewną liczbę na palcach po czym ponownie spojrzał na chłopaka. Teraz to do jego przyjaciela, ale i szefa należała decyzja.
- Mogę dać ci dwa i pół tysiąca na miesiąc. Ale na razie nie będziesz u mnie pracował. Przyjmuję tylko osoby pełnoletnie. Jak już będziesz pełnoletni, bądź sądownie zostaniesz usamodzielniony będziesz musiał to odpracować. Jeżeli zaczniesz u mnie pracę, będziesz zarabiał siedem tysięcy miesięcznie minus to co ci pożyczę do tego czasu. Czyli co miesiąc będziesz miał mniej o dwa i pół tysiąca, do czasu spłaty. Oprócz tego będziesz miał premię od klientów, bądź prezenty. Ale to od nich zależy i od ciebie. Jeżeli jesteś zdecydowany, przyjdź tu za dwa dni o dwudziestej pierwszej. Podpiszę z tobą dokumenty.
- Tak. Jestem pewny. Dziękuję za pana dobre serce i chęć pomocy. Jednak… - Chłopiec zaczął lekko panikować jak oczy mężczyzny się zmrużyły niebezpiecznie. A Diego zaczęło chodzić po głowie, czy chłopak czegoś nie udaje, nie będzie go chciał jeszcze bardziej wykorzystać. Zastanawiało go czego jeszcze chce, skoro i tak patrząc obiektywnie dużo mu zaproponował. – Czy mógłbym przyjść o dwudziestej drugiej trzydzieści. Siostry od śmierci rodziców, mają problemy z zasypianiem. Raz zasypianie trwa dziesięć minut a raz trzy godziny. Nie przeszkadzałoby to panu?
Araliel wiedział jak uśmiech wpływa na usta jego przyjaciela. Też na początku myślał, że chłopak będzie chciał więcej. Jednak taka prośba, to było nic. Wiedział, że Diego da mu swój numer i każe napisać sms-a wieczorem kiedy przyjdzie. Jak na potwierdzenie swoich myśli, jego były kochanek wyciągnął swoją wizytówkę.
- Jak uśpisz siostry napisz mi sms-em o której będziesz. To nie jest taka zwykła spelunka. Mamy tu swoje wymagania. Będziesz musiał odpowiedzieć na kilka pytań. Ale to za dwa dni, będziemy musieli cię pomierzyć i zrobić zdjęcia. Nago. – Chłopiec się zarumienił. – Teraz jednak zadam najważniejsze pytanie. Jesteś prawiczkiem?
Farid nieśmiało kiwnął głową. Nigdy nie przypuszczał, że będzie się tak wstydził. Nigdy nie przypuszczał, że wstydziłby się tego, że jest czysty. Jednak teraz tak było. Był niedoświadczony, a przez to mogą go nie przyjąć.
Araliel jakby czytając w jego myślach powiedział do chłopaka.
- To dobrze. Powiedzmy, że działa to na twoją korzyść i nie ma się czego wstydzić. Zobaczymy się za dwa dni. Dobrze?
Nastolatek jeszcze tylko kiwnął głową, pożegnał się po czym pędem ruszył do domu. Mimo wszystko czuł się upokorzony. Nigdy by nawet nie przypuszczał, że sprzeda swoje ciało, czy tym bardziej swój pierwszy raz. Miał go zrobić z osobą, którą kocha. Jednak los zgotował mu niemiłą niespodziankę.

~*~*~*~

Diego został sam z Aralielem w gabinecie. Zastanawiał się czy to co zrobił nie było szaleństwem. Według niego było. Naprawdę dużym szaleństwem. Mimo tego, uważał, że zrobił dobrze. Pomógł chłopakowi i jego siostrom przeżyć. A to, mimo prowadzenia burdeli i tego, że z czasem sprzeda ciało chłopaka jakimś mężczyznom, liczyło się jako dobry uczynek. Gdyby tego nie zrobił, młody, jak zaczął nazywać go w myślach i jego siostry wylądowali by pod mostem. Nie było ich winą, że rodzice zginęli, czy tym bardziej, ze posiadali kredyt na dom, w którym żyli. Wolał im pomóc, niż gdyby mieli wylądować u rodziny, która by ich nie chciała. Albo w domu zastępczym. W najgorszej z możliwych wersji rozdzielono by ich, siostry trafiłyby do domu zastępczego, a on do sierocińca, ponieważ nie wiele czasu brakowało mu do pełnoletniości, a takich osób się nigdy nie adoptuje, by nie robić sobie kłopotów. Nie był aż takim egoistą, żeby nie ochronić tych dzieciaków. Jeżeli miał taką możliwość. Zrobił to. Po chwili, poczuł ciepłą dłoń na ramieniu. Wzdrygnął się mimowolnie, ponieważ nie przypuszczał, że jego były kochanek tu jeszcze jest.
- Dobrze postąpiłeś Diego. Jestem z ciebie wyjątkowo dumny pod tym względem. – Poczochrał mu ciepłą ręką włosy, na co rok starszy mężczyzna prychnął. – Ale nie wykorzystuj naszych chłopców do swoich celów. Bardzo cię proszę. Mimo wszystko, jesteś ich szefem.
Mężczyźni zmierzyli się wzrokiem. Diego nadal nie wiedział, że Araliel odszedł od niego przez zdrady, których dokonywał regularnie. Miał go przecież przy sobie, a i tak ciągle go zdradzał. A on nie chciał być dodatkiem do seksu z chłopcami. Zresztą nie chciał by Diego ich wykorzystywał.
- A co mam zrobić, jeżeli ty mnie nie chcesz? Muszę czasem się jakoś zaspokoić, a nie chciałbym mieć ciągłego zapalenia mięśni, stawów czy czegoś tam jeszcze, w ręce. Ale skoro ty nie chcesz mnie znać, poza kontaktami zawodowymi czy przyjacielskimi, jakoś muszę sobie radzić.
- Jesteś wielkim kretynem Diego. Myślałem, że masz w sobie chociaż trochę inteligencji. Jednak jak widać, myliłem się. Wiesz czemu cię zostawiłem, a ty nadal robisz cały czas to samo…
- A skąd niby mam wiedzieć czemu mnie zostawiłeś, skoro nie raczyłeś mi tego wyjaśnić do kurwy nędzy. I co niby robię?
- Wykorzystujesz ich do tego, co widziałem pół godziny temu. A przekazałem ci to w liście, gdy odchodziłem. Zostawiłem go na stole. Napisałem ci tam dlaczego znikam i na ile.
Starszy z mężczyzn popatrzył w szoku. Fakt, że nadal od trzech lat byli przyjaciółmi, ale nigdy nie poznał powodu, dla którego jego kochanek go zostawił. A teraz dowiedział się o tym liście, którego nie było w domu. Ale wtedy… Był u niego ten smarkacz po ostatnią wypłatę. Ten…
- Co za spierdolony syn starej kurwy. Jak go spotkam to mu urwę ten przeklęty łeb przy samej dupie. Ten bękart diabła, wziął ten list jak przyszedł po wypłatę, w tym samym czasie, w którym wróciłem do domu. Kurwa. Zajebie go. Radzę mu się nie pojawiać. – Oparł łokcie na biurku i wsadził palce między włosy. Teraz wyglądał jakby go podłączyli pod co najmniej 220V. Każdy kosmyk włosów sterczał pod innym kątem, tworząc dość interesujący widok. Araliel zaśmiał się z udręki byłego kochanka. Był mu go odrobinę żal, ale mimo tego, uważał, że należało mu się. Diego nie dbał o niczyje uczucia, bawił się nimi, a teraz okazało się, że ktoś zabawił się nim. Pociągnął za jeden z niesfornych kosmyków przez co mężczyzna spojrzał na niego. Gdy tylko odwrócił twarz z pytaniem w oczach, Araliel przycisnął mocno swoje wargi do karminowych ust przyjaciela. Wiedział, że mają taki kolor zawsze, gdy mężczyzna jest zdenerwowany. A jest to też powiązane z tym, że zawsze wtedy przygryza swoje usta, żeby nie wrzeszczeć. Nie zmuszał, go by otworzył usta do pocałunku, jednak sam Diego tak długo nie czuł tych ukochanych warg na swoich, że chciał wykorzystać ten moment jak najbardziej. Od razu uchylił usta, by język partnera, mógł zbadać to tak znane, ale delikatnie zapomniane miejsce. Po dość krótkim, ale intensywnym i namiętnym pocałunku, mężczyźni odsunęli się od siebie. Mimo, że był młodszy to on w tym związku kontrolował sytuację. Diego był mężczyzną, który miał w pracy wszystko pod kontrolą, jednak w domu, wolał odpocząć od tej roli. W domu kontrole mógł mieć ktoś inny. Jego partner, stały kochanek, miłość. Araliel nadal pochylony nad mężczyzną, pogłaskał go delikatnie po policzku.
- Teraz kochany dostałeś przedsmak tego co możesz odzyskać. Do ciebie należy wybór czy tego chcesz czy nie. Ale tym razem to nie ja będę się starał.
Po tych słowach mrugnął mu okiem i wyszedł pilnować chłopców. Wiedział, że nie powinni mieć zamontowanych kamer w pokojach, jednak nagrywali na bieżąco sytuację, by im chłopcom nic się nie stało. Po wyjściu klienta, gdy chłopcom nic się nie stało kasowano materiał. Jednak jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony. Jednemu z chłopców uratowało to życie. Okazało się, że mężczyzna, który go zamówił jest fetyszystą. Lubił nakładać na twarz poduszki w trakcie stosunku, jednak przyjemność zaślepiała mu wszystko i nie widział gwałtownych ruchów kochanków, gdy chcieli się uwolnić spod poduszki z powodu braku tlenu. Nigdy więcej nie miał do nich wstępu mimo sowitej wpłaty pierwszej i regularnego dokładania się do ich majątku. Jednak nie mogli sobie pozwolić na to, by ich chłopcy cierpieli jeżeli tego nie chcieli. Chłopiec nie poszedł na policję, ale nie pracował przez kolejny miesiąc. Mimo to dostał standardową wypłatę i sporo nadwyżki, za przeżyte szkody i na pokrycie kosztów leczenia. Araliel wrócił myślą do pocałunku. Dawno nikogo nie miał, ale podświadomie wiedział, jak postąpi Diego. Wiedział, że będzie chciał go zdobyć i prawdopodobnie przestanie wykorzystywać chłopców. Ale mimo tego chyba zamówi na swój koszt umiejscowienie jeszcze jednej kamery w gabinecie „szefa”, ale dostęp do widoku będzie miał tylko on i to na swoim laptopie. To nie jest zła myśl. Nie chciał go kontrolować. Ale chciał mu całkowicie zaufać, a do tego potrzebuje dowodu. Wiedział, że Diego cztery razy w miesiącu bierze do siebie, któregoś z ich chłopców. Teraz będzie wiedział na pewno co się wydarzy. Jednak miał czasem przeczucia, a dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich się sprawdzało. Dlatego właśnie wiedział, że odzyska człowieka, którego kocha.

~*~*~*~

Farida nie było tylko godzinę w domu, obawiał się jednak, że siostry się obudziły, mogły się przestraszyć, wezwać ciotkę. Dochodząc do domu, wiedział, że nic się nie stało. Świadczyły o tym pogaszone światła d strony ulicy. A to tam zawsze toczyło się całe życie rodzinne. Prawdopodobnie tak jak w każdym innym domu. Po cichu przekręcił klucz, wszedł do domu i udał się do łazienki. Napuścił do wanny gorącej wody, więcej niż zamierzał, jednak ta, z dodatkiem kropelki olejku lawendowego, dała niesamowity efekt dla jego ciała. Po zanurzeniu karku rozluźnił się cały. Wolał nie myśleć o tym co zrobi za dwa dni. Jakby nie było podpiszę z tymi ludźmi umowę, w której sprzeda swoje ciało. A ono miało dla niego duże znaczenie. Był delikatnie mówiąc przerażony, dlatego próbował wyrzucić z głowy te myśli. Jednak zapomniał o jednej podstawowej zasadzie, im bardziej chcesz o czymś zapomnieć, tym bardziej o tym myślisz. Dlatego właśnie w tej chwili, gdy był najbardziej rozluźniony od kilku dni, nagle wszystkie problemy dały o sobie znać. Przy siostrach nie mógł sobie pozwolić na okazywanie słabości, dlatego właśnie wyhamowywał wszystkie swoje reakcje. Nie pozwalał sobie na płacz, złość, rezygnację czy nie zadowolenie. Nie obarczał dziewczynek problemami. Wszystko spadło na niego, a jemu nie miał kto pomóc. No może ciotka Sarihi, jednak wiedząc, że i ona sobie nie radzi z tym, że jej przyjaciele zginęli, a oprócz tego opiekuje się swoimi dziećmi. Potrzebował się wypłakać. Potrzebował tego jak nigdy wcześniej. Nie miało sensu dalsze tłumienie emocji, gdy był sam i mógł sobie na to pozwolić. Jego ciałem już i tak wstrząsał szloch, dlatego w ostatnim momencie zdążył jeszcze wziąć ręcznik i zakryć nim usta by dziewczynki nie usłyszały jego rozdzierającego serce szlochu. Musiał odreagować ostatnie dwa tygodnie. Znajomi rodziców dziwili się, gdy nie płakał na ich pogrzebie tylko dzielnie tulił zapłakane siostry do siebie. Po stypie poprosił by Sarihi wzięła do siebie dziewczynki na godzinę. Ta nie pytając o nic zrobiła to. Ona wiedziała dlaczego chłopiec nie płakał, dlaczego sobie na to nie pozwalał. Potwierdziła swoją teorię, gdy po półtorej godzinie przyprowadziła dziewczynki i zobaczyła jego spojrzenie. Może po oczach nie było widać, że płakał. Być może dziewczynki tego nie zauważyły. Ale ona widziała ten przejmujący smutek w jego oczach i świadomość odpowiedzialności oraz ciężaru jaki na niego spłynął. Miał tylko siedemnaście lat, ale właśnie w tym momencie zachowywał się jakby miał ich co najmniej trzydzieści. I było to dla niej przerażające jak z dnia na dzień wszystko może się zmienić. Wystarczy sekunda. No może dwadzieścia, gdy ktoś puka do drzwi, ty biegniesz ucieszony do drzwi, że twoi bliscy wracają, otwierasz drzwi i widzisz policjantów z wiadomością „ Pan Farid Jang? Bardzo nam przykro, pańscy rodzice nie żyją. Mieli wypadek.” I nagle cały twój świat sypie się, bez możliwości poskładania go. Ze skał, które miały przetrwać tysiące lat, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zostaje pył. Ulotność życia. Po pół godzinie przeraźliwego płaczu, który wstrząsał jego ciałem niczym fale statkiem, w końcu mógł się szybko umyć i położyć do łóżka. Po wyjściu dziewczynek do szkoły musiał uporządkować rzeczy rodziców do końca. Wszystkie dokumenty odnalazł od razu, ponieważ rodzice od zawsze pokazywali mu gdzie co może znaleźć. Teraz czekało go uporządkowanie ubrań, pamiątek rodzinnych. A to była najgorsza część ze wszystkich. Wiedział, że dziewczynki mają pod poduszkami ubrania rodziców. Nie zabronił im tego. Miał świadomość, że dzięki tym rzeczą czują się bezpieczniejsze. A to było dla niego najważniejsze. Nie wiedział co jednak zrobić z rzeczami. Czy oddać je komuś, komu się mogą przydać, czy zapakować je szczelnie w pudła. Przypuszczał, że posiadanie ich w pudłach na strychu będzie go podnosić na duchu. Będzie to jego ostatnia pamiątka po rodzicach. Dowód na to, że istnieli i że żyją w jego sercu. Po położeniu się do łóżka wtulił twarz w poduszkę. Lekarz przepisał mu leki na sen. Ale nie mógł ich zażyć, gdyby dziewczynkom coś się stało, gdy on spałby pod wpływem tabletki… Nie wybaczyłby sobie tego. Wiedział, że jest to mało prawdopodobne. Jednak od śmierci rodziców miały często koszmary, budziły się z płaczem, a wtedy musiał je przytulać i pocieszać do czasu ponownego zaśnięcia. Czytał im bajki by szybciej usnęły. Mimo tego, że jego ciało potrzebowało snu, mózg nie potrafił przyjąć tego do świadomości. Od kilku dni spał tylko po dwie, może trzy godziny. Wiedział, że długo tak nie pociągnie, ale nie potrafił się zmusić do sny, a też nic nie skutkowało. Tabletki zbyt długo działały, a dziewczynkom też ich nie może podać. Dlatego właśnie czuwał większą część nocy i zasypiał dopiero nad ranem, gdy musiał po niewielkiej ilości snu wstać i przygotować dziewczynkom śniadanie do szkoły po czym je do niej odprowadzić. Przed śmiercią rodziców chodziły same, teraz same go prosiły by szedł z nimi. A on nie potrafił im odmówić. Oprócz tego za trzy dni musi iść z nimi do psychologa na kolejną wizytę. Potarł zmęczone oczy. Musiał się tylu rzeczy nauczyć, opanować od podstaw w tempie bardziej niż przyspieszonym. Jutro musiał także iść do swojej szkoły wypisać się z niej. Nie poradzi sobie z tym wszystkim ucząc się dziennie przez osiem godzin później zajmując się dziewczynkami, pomagając im w nauce i jeszcze z pracą w nocy. Po tych dwóch tygodniach czuł, że jego organizm przyzwyczaił się, do intensywnego trybu dnia i że czuł się co raz mniej zmęczony po dwóch czy trzech godzinach spania. Jednak nie zapanuje nad wszystkim w tak krótkim czasie. Skończy szkołę zaocznie, jak tylko będzie miał taką możliwość. Ale to za kilka lat. A takie miał plany… Czemu los pozbawił życia jego rodziców? Tak bardzo chciałby się teraz przytulić do mamy… Wtulił głowę w poduszkę i gorzko zapłakał. Nie wiedział nawet kiedy zasnął. A jego ostatnią myślą tego dnia było „Mamo, brakuje mi was. Czemu nas opuściliście…”

~*~*~*~

Dwa dni minęły Faridowi bardzo szybko. Dyrektor nie dziwił się, że chce zrezygnować ze szkoły i nie utrudniał mu tego. Załatwienie wszystkiego poszło nad wyraz szybko. Poukładał kolejną część rzeczy rodziców. Nie był w stanie zrobić tego w całości. Rozklejał się przy drobnostkach znalezionych w kieszeniach rodziców, przy pudełku po butach, w którym znajdowały się wszystkie laurki, liściki z życzeniami, czy ręcznie zrobione prezenty. Te rzeczy miały bardzo dużą wartość sentymentalną. Przy każdej z tych rzeczy płakał. Jego siostry już nigdy nie obdarują mamy stosem rysunków na urodziny, zrobioną lalką z papieru czy orgiami. Gdy to sobie uświadomił postanowił, że mimo tego, iż nie zastąpi rodziców, będzie się starał jak najlepiej wychować siostry i jeżeli będzie w stanie będzie pomagał im w ich troskach. Miał świadomość, że to on będzie musiał poinformować siostry o miesiączce czy o tym, że nie powinny iść z pierwszym lepszym do łóżka. Mimo, że wpoi im tą zasadę, albo przynajmniej ma taką nadzieję, sam odda ciało pierwszemu lepszemu, a później kolejnemu i kolejnemu, każdej nocy. Dzień po dniu. I chyba to go najbardziej przerażało. Będzie dziwką. Daną do rżnięcia tylko tym najbogatszym. Ale jednak dziwką. Od razu przypomniał sobie scenę z filmu „Moulin Rouge”. Będzie jak ta Roxenne. Oddająca się każdemu, pod przykrywką tańca erotycznego. Kto zapłaci więcej. Pan po prawej czy po środku. Dzisiaj miał podpisać umowę z diabłem. Diabłem w ciele człowieka. Wszedł do salonu. Puścił muzykę najgłośniej jak się dało. Szyby zaczęły się trząść w szybach, a on zaczął wrzeszczeć. Nie krzyczeć. Wrzeszczeć zdzierają sobie głos, pozbywając się tego bólu z ciała, tej wielkiej kuli w żołądku, płucach i gardle. Wrzeszczał aż zabrakło mu sił i tchu. A potem jeszcze raz i jeszcze raz. Będzie jak ta Roxenne.


EDIT: Opowiadanie Młody można znaleźć pod tym adresem:  http://mlody-lady-makbet.blogspot.com/