29 czerwca 2012

Rozdział 4 - "Jak sądzisz, czy ja kogoś spotkam?"

Wrzucam późno rozdział, ponieważ moja skleroza sprawiła, że zapomniałam o zrobieniu tego. 

Dziękuję za wszystkie komentarze. :*


***

Zatrzymał się. Przed domem stał nie kto inny, jak Cedric. Przyjaciel wybrał sobie godzinę odwiedzin. Chciał być teraz sam, a nie tłumaczyć się ze swojego stanu. Otarł szybko oczy i przybrał na twarz wymuszony uśmiech, wiedząc, że i tak nie ukryje zaczerwienionych oczu i nerwów, które widoczne były w trzęsących się dłoniach. Zawsze tak miał. Dlatego dla wprawnego oka jego samopoczucie było łatwo rozpoznawalne.
- Cześć, Ced. Nie wiedziałem, że się dziś pojawisz - podszedł do niego.
- Hej. Już myślałem, że pomyliłem domy.
- Łatwo tu dojść - błądził wzrokiem po okolicy.
- Dla ciebie. Masz lepszą orientację ode mnie. Te wszystkie ulice i domy są takie same.
- No tak, orientację mam lepszą, co nie znaczy, że gardzę hetero - teraz to się Alain naprawdę uśmiechnął.
- Głupek.
- Alain - podbiegła do niego Charlotte. - Jak się czujesz?
Jeszcze jej tu brakowało.
- Dobrze.
- Bardzo się zdenerwowałeś. Nie przejmuj się Fabriciem.
- Na pewno nie będę - spakuje się i wróci do domu. Podjął decyzję. Niech ten dupek ma go za tchórza. Woli być tchórzem niż życiową ofermą.
- To ok. Zdecydowałeś się wpaść na imprezę? - dziewczyna nadal go męczyła.
- Nie. Mam już inne plany.
- Szkoda. To nic, my z Olim jedziemy do domu - rzuciła okiem na Cedrica i pożegnała się.
Alain patrzył, jak para odjeżdża. Skoro oni zrezygnowali ze spaceru, to Fabrice też pewnie niedługo wróci do domu.
- O czym ona mówiła? - zapytał Cedric.
- Chłopak, z którym dzielę pokój, mnie nie lubi - otworzył wejściowe drzwi i zaprosił przyjaciela do środka. - Właściwie od początku patrzy na mnie, jakby miał mnie zabić. Zrozumiałbym, gdyby mnie znał, w jakiś sposób uczyniłbym mu krzywdę, ale ja mu nic nie zrobiłem - złapał się za barierkę i wspiął po schodach. Cedric szedł z boku. - Przeszkadzam mu, a ja się naprawdę staram nie wchodzić mu w drogę. Nawet w jego pokoju nie spędzam czasu. Ma go dla siebie. Wchodzę tam tylko po to, żeby się przespać, chociaż to dopiero była jedna noc, i wziąć rzeczy do ubrania - poprowadził go korytarzem do pokoju Fabiego. - Ja wiem, że to nie jest mój pokój. Nie chcę go przejąć ani zabrać mu psa – syknął.
- Psa?
- Nieważne. Chcę wrócić do domu. Jestem dorosły. Mogę mieszkać sam. Pomożesz mi się spakować? - zapytał, kiedy znaleźli się w pomieszczeniu, do którego dążyli.
- Oczywiście, ale czy to rozsądny pomysł?
- Doskonały - sięgnął po swoja torbę sportową. - Nie powinienem był tu się w ogóle pojawiać.
- Dygoczą ci ręce. Denerwujesz się. Usiądź i przemyśl sobie wszystko.
- Myślę od wczoraj. Już rano chciałem stąd zniknąć, ale powiedziałem sobie, że nie dam mu tej satysfakcji. Zostałem.
- To co się zmieniło od rana? - przyglądał się chłopakowi.
- Nazwał mnie ofermą życiową, tak jak inni - zrezygnowany usiadł na swoim łóżku. - Co ja im wszystkim zrobiłem? No co?! - zacisnął powieki, żeby powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
- Po prostu jesteś inny. Spokojniejszy, wrażliwszy. Nie wszystkim to pasuje - usiadł obok niego. - Dlatego wyśmiewają się z ciebie. Nie pasujesz do ich wyobrażeń rozrywkowego kumpla.
- Do twoich też nie - popatrzył na niego zbolałym wzrokiem.
- Co ty mówisz?
- Cedric, ile razy w ciągu dwóch tygodni się spotkaliśmy? Ile razy gadaliśmy przez telefon?
- No... - zdał sobie sprawę, że widzą się dopiero drugi raz w ciągu tak wielu minionych dni. Podczas, gdy dawniej nie było dnia, żeby nie pogadali ze sobą.
- Właśnie. Ty też wolisz bardziej rozrywkowe towarzystwo. Tę dziewczynę... Nie jesteśmy już dziećmi, byś przebywał ze mną cały czas. Dziś jesteś tu tylko dlatego, że razem wychowywaliśmy się, inaczej nawet nie zwróciłbyś uwagi na moją osobę. A tym bardziej wiedząc, jaki jestem.
- Ale to, że jesteś gejem, nigdy mi nie przeszkadzało – odparł Cedric.
- Wiem. Nie jestem w najlepszym stanie psychicznym do rozmowy. Wolę zostać sam.
- Ej - złapał go za ramiona. - Nie znam tego chłopaka, ale nie pozwól mu się zdołować. Jesteś silny. Co się z tobą dzieje?
- Nic takiego - wstał i podszedł do okna. Było takie duże. Zawsze w domu chciał mieć takie, ale w ich mieszkaniu nie było możliwości na okno widokowe. - Ja... chyba chcę, żeby on mnie lubił. I dlatego tak boli mnie jego zachowanie - pociągnął nosem.
- Alain, czy ty aby się w nim nie zakochałeś? - stanął obok niego.
- Zgłupiałeś? Owszem, jest przystojny, ale nie zakochałem się - zignorował ten prąd, jaki przechodził pomiędzy nimi, gdy się dotknęli. Myślał o tym, kiedy szli do parku, ale teraz był pewny, że to nic nie znaczyło. Chyba. - Wiedziałbym o tym. Zresztą, nie można pokochać kogoś w ciągu paru godzin. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia.
- Mylisz się. Znasz historię moich rodziców. To było, jak grom z nieba. I też nie wiedzieli, co czują, aż jakiś chłopak nie zaprosił mamy na bal maturalny.
- Nie. Na pewno nie. On jest... – urwał, ponieważ zadzwoniła jego komórka.
- Hej, mamo - przywitał się po odebraniu rozmowy. - Jest dobrze, ale i tak wolę przenieść się do naszego mieszkania... Dlaczego? ... Nie mówiłaś mi o tym. ... Firma wujka? ... Dobrze. Pojadę do nich i dam mu klucze. ... Tak poza tym, co u was?
Cedric w tym czasie rozglądał się po pokoju. Od razu zorientował się, że przestrzeń została wydzielona i do kogo należy prawa strona. Pokój był duży, więc nie rozumiał, dlaczego Alain przeszkadza Chartierowi. On sam męczył się z bratem w jednym, małym pokoiku i jakoś dawali sobie radę. Chociaż oni nie mieli tak podłych charakterków, jakiego tylko domyślał się u chłopaka.
- Mój powrót do domu przez najbliższy miesiąc nie wchodzi w grę - powiedział Alain.
- Dlaczego?
- Mama wymyśliła sobie, że je wyremontuje pod naszą nieobecność. Musze jechać do wujka. Ma firmę, która to zrobi. Mam mu zawieźć klucze.
- Teraz?
- Niekoniecznie, ale zrobię to teraz - przynajmniej odetchnie od obecnej sytuacji.
- Pojedziesz linią trzydzieści pięć? - zapytał Cedric.
- Raczej tak. Prowadzi prosto pod dom babci.
- To pojedziemy razem. Wysiądę na swojej ulicy. Miałem wpaść jeszcze do Andre, ale zrobię to jutro.
- Dobra, to wezmę klucze. Powiem tylko Amelie, gdzie jadę.
- Amelie? Jest tu jakaś dziewczyna? - zainteresował się La Brun.
- Nie ekscytuj się. Ona ma trzynaście lat. Siedzi w swoim pokoju. Powiem jej tylko, co i jak i spadamy - wyszedł z sypialni, a za nim podążył przyjaciel. Zapukał dość głośno do drzwi nastolatki.
- Co tam? – zapytała, gdy jej postać ukazała się w drzwiach.
- Jadę do babci. Będę... Nie wiem, o której będę.
- A to kto? - dokładnie zlustrowała blondyna.
- A to Cedric, mój przyjaciel. To my wychodzimy.
- Ok.
- Nie zejdziesz zamknąć drzwi? - nie rozumiał tego, jak można tak otwarcie zapraszać złodziei.
- Tu jest spokój. Dość często kręci się tu policja. A niedługo i tak pewnie wróci Fabi. Nie dostałby się do domu - sugestywnie pokazała słuchawki, jakie teraz wisiały na jej szyi. - Idź, spokojna twoja głowa.
- Dziwna dziewczyna - powiedział Cedric, jak dziewczyna na powrót zniknęła w swoim pokoju.
- Fajna jest. Pospiesz się, bo nie zdążymy i będziemy musieli czekać dwadzieścia minut na kolejny autobus.

***

Fabrice spuścił psa ze smyczy, kiedy już wszedł do domu. Skierował się do kuchni, żeby nasypać suczce karmy i dać wody. Pogłaskał ją jeszcze i zaciekawiony panującą w domu ciszą udał się na górę. Był niemal pewny, że chłoptaś siedzi teraz w jego pokoju przy swoim laptopie. W łazience jeszcze skorzystał z toalety i po umyciu rąk przeszedł do swej sypialni. Nie spodziewał się, że nie zastanie w niej nikogo. Jego uwagę zwróciła torba leżąca na łóżku Alaina. Był pewny, że rano, jak opuszczał pokój, siatka leżała spokojnie na dnie szafy. Zmarszczył brwi. Czyżby chłopaczek chciał się wynieść? To była dobra wiadomość. Chociaż gdzieś po dnie serca tłukły się wyrzuty sumienia za to, co mu powiedział. Ale ignorował je, bo sumienie to on miał, ale tylko dla swoich bliskich, rodziny i przyjaciół. Inni go zwyczajnie nie obchodzili. No, nie wszyscy, tylko ci, co mieszali mu w życiu, które jakoś sobie poukładał i wprowadzali się do jego pokoju.
- O, brat, to ty - Amelie znalazła się obok niego. Musiał się zamyślić, bo nie słyszał jej kroków albo dziewczyna nauczyła się lewitacji. - Słyszałam, że ktoś przyszedł. Myślałam, że to Alain wrócił.
- A gdzie poszedł? – zapytał, udając obojętnego. Tak naprawdę bardzo był tego ciekaw. I tego, dlaczego torba jest wciąż pusta, skoro chłopak zamierzał się wyprowadzić.
- Był u niego jakiś chłopak i razem wyszli. Gdzie się udali, to nie wiem - niech brat myśli, dokąd udał się Alain, nie będzie mu wszystkiego tłumaczyć. Może się pomartwi albo co. - Idę do koleżanki. Wrócę późno.
Tego, jak siostra opuściła pokój, też nie zauważył, zastanawiając się, z jakim to kolegą wyszedł Lavelle i gdzie. Nie sądził, że chłoptaś ma znajomych. Z drugiej strony, co go to obchodzi? Zirytowany ciągłymi myślami o Alainie włączył komputer. Do tego wciąż nie umiał pozbyć się z głowy jego dotyku. Najpierw tego przypadkowego, a potem, jak chłopak sam złapał go za dłoń, oddając smycz. To było takie elektryzujące doznanie. Nigdy tego nie przeżył. I skąd to się wzięło? Słyszał, że czasami pomiędzy ludźmi potrafi pojawić się podczas dotyku jakiś prąd, ale to głównie wtedy, kiedy jest pomiędzy nimi jakieś zainteresowanie seksualne. Jakby ich ciała długo czekające na swoją połówkę w ten sposób rozpoznawały się. Dla niego to zawsze było śmieszne i nadal jest. Głównie dlatego, że jest gejem i los spłatałby mu niezłego figla, podsuwając mu do jego życia i pokoju kogoś, kogo nie chciał w nim mieć i ta osoba byłaby tej samej orientacji, co on. Poza tym rozpoznałby geja. W pewnym sensie. Jakoś nie miał tak zwanego gej radaru, Charlotte nie raz mu mówiła, że nie rozpoznałby geja nawet, jakby ten usiadł mu na kolanach i spotykał się głownie z tymi, o których już wiedział. Ale nie było ich wielu. Nie był wielkim podrywaczem. Tylko czasami lubił z kimś pójść na drinka czy do łóżka, jeżeli chłopak mu się podobał, ale to też było wieki temu. Nie szukał conocnych przygód. Chciał czegoś więcej. Nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio z kimś był. Dlatego dziś na imprezie chciał się umówić z Xavierem. Chłopak był w porządku i od pewnego czasu wolny. Obaj o sobie wiedzieli od dawna, ale jakoś nigdy nie spotkali się poza okazjonalnymi balangami. Raz czy dwa dotknęli się przypadkiem, ale nic dziwnego się nie działo. A tu z tym Alainem... Nie, to tylko głupia wyobraźnia. Po prostu go nie lubi, co z tego, że to niezłe ciacho i dlatego jego ciało tak reaguje? Zwyczajnie odpycha go. Poza tym, Lavelle nie jest gejem. Chyba. Nie, nie jest. Nie wygląda na takiego.
- A czy ja wyglądam? - powiedział sam do siebie. - Nie, on nie jest... A po cholerę o tym myślę i jeszcze gadam do siebie - zorientowawszy się, że wciąż siedzi i patrzy na obrazek samochodu, pod którym powinien wpisać hasło, miał ochotę przywalić głową w klawiaturę. Bezwolnie popatrzył na jego łóżko. – Ciekawe, gdzie on poszedł? I co mnie to, kurwa, obchodzi? - wpisał hasło i uruchomił ulubioną grę.

***

- A jedz, chłopcze. Wyglądasz mi na takiego mizernego. Jesz, jak wróbelek. Nie smakuje ci?
- Babciu, smakuje, ale już jestem pełen - jak zawsze, babcia musiała wmusić w niego tonę jedzenia. - Nie zmieszczę więcej. Mam limity - został u nich na obiedzie, ponieważ nie spieszył się do swego obecnego domu. Wujkowi dał klucze do mieszkania, aby od jutra zajął się remontem. Sam też wolał od czasu do czasu pojawiać się w domu i sprawdzać postęp prac malarskich. Ekipa wujka miała też położyć nowe płytki w łazience, które zostały kupione miesiąc wcześniej.
- To naleję ci jeszcze kompociku - babcia sięgnęła po dzbanek.
- Babciu, sam sobie naleję. Proszę, usiądź spokojnie. Nie jestem dzieckiem.
- Właśnie, mamo, nie traktuj go tak. To dorosły chłopak. Wystarczy, że Beatrice go tak traktuje - mówiła ciocia, popijając herbatę. - Pewnie będzie tak robić nawet, jak będzie miał żonę.
- Catherine, twoja siostra ma jedynaka, to chce trzymać go pod kloszem.
- Co nie zawsze wychodzi na dobre. Nie pozwoliła nawet chłopakowi mieszkać samemu.
- Mamusiu, nalejesz mi pić? - do matki podszedł najmłodszy kuzyn Alaina. Miał pięć lat.
- Przynieś ten swój zielony kubeczek, to dam ci kompotu.
- Ja chcę soczku.
- To będzie soczek. Chcesz ten w kartoniku? - chłopiec skinął głową. - To chodź ze mną, jest w spiżarni - wzięła syna za rękę i wyprowadziła z kuchni.
- I ona mówi, że Beatrice chroni cię, jak kwoka - odezwała się babcia. - A sama nie umie wychować swoich dzieci. Włażą jej na głowę. Dziewczyny już nią sterują, a mają po siedemnaście lat. Wyszły zaraz przed tobą i do tej pory ich nie ma, a chłopcy... lepiej nie mówić - machnęła ręką.
- Taka jest ciocia. A kuzynostwo nie jest złe. Dorasta. Babciu, ja już muszę iść - wstał z krzesła. - Państwo Chartier niedługo pewnie wrócą z pracy, nie chcę, by się martwili moją nieobecnością – małe kłamstewko nie zaszkodzi.
- Szkoda, że już musisz iść. I przykro mi, że musisz mieszkać u obcych, ale sam widzisz, ledwie nasza dziewiątka się mieści w tym domu.
- Nie martw się. Nie jest mi tam źle - prawdę mówiąc, wolał znosić Fabiego niż ciągłe podsuwanie mu pod nos jedzenia. Bardzo tego nie lubił. Doskonale wiedział, jak o siebie zadbać. I kochał swoją babcię, ale denerwowała go w takich sytuacjach. Zresztą, ciocia też. Nie daleko pada jabłko od jabłoni. Tylko mama była inna. Bardziej wdała się w swego ojca.
Pożegnał się z rodziną i spacerkiem poszedł w stronę przystanku. Wujek chciał go odwieźć, ale jakoś się z tego wymigał. Chciał jeszcze pójść w jedno miejsce. Dawno tam nie był, a wolał być wtedy sam. Zerknął na zegarek w telefonie. Autobus miał zaraz podjechać. Wysiądzie na następnym przystanku i będzie miał bliżej do dziadka. Nie spieszyło mu się z powrotem. Wiedział, że państwo Chartier długo pracowali w swoim sklepie, a wracać do tego chłopaka nie miał po co.
W autobusie zajął pierwsze wolne miejsce. Gdzieś z tyłu banda dzieciaków śmiała się z czegoś, a po drugiej stronie pojazdu siedziała dziewczyna i pisała smsa. Obok niej, prawdopodobnie jej koleżanka lub siostra, próbowała przeczytać wiadomość. Za nimi miejsce zajęła staruszka z reklamówką pełną zakupów. I inni bardziej lub mniej dziwni osobnicy obu płci i w różnym wieku korzystający z autobusu także jechali do miejsc, w jakie wiózł ich pojazd.
Wysiadł na kolejnym przystanku i od razu udał się tam, gdzie z daleka widział wysokie mury. Spojrzał w niebo. Zaczęły się na nim zbierać chmury, ale miał nadzieję, że nie będzie deszczu. Tym bardziej burzy. Nie miał ze sobą nawet bluzy, aby się chociaż trochę okryć. Mijał kolejne zabudowania, znaki drogowe, parking, kwiaciarnię i przystanął przed wysoką, żelazną bramą. Furtka była otwarta. Wszedł na teren cmentarza. Poczuł chłód i nie dlatego, że jego nagie ramiona owiał chłodniejszy wiatr. Nie lubił cmentarzy. Ogarniał go wtedy przejmujący smutek. Kiedyś w takim miejscu znajdą się wszyscy jego bliscy, on. A jak zwiąże się z kimś, to i ta osoba... Wziął się w garść i poszedł tam, gdzie leżał jego ukochany dziadek. Musiał się z nim pożegnać dwa lata temu. Dziadek znał go na wylot. Był bardzo otwartym człowiekiem i mimo wieku akceptował jego seksualność. W tym też mama była do niego podobna. Tylko on wiedział o nim. Babcia już nie, a tym bardziej reszta rodziny. Śmiało mógł ich zaliczyć do homofobów. Wiedział, że kiedyś będzie musiał im powiedzieć i liczył się z tym, że już nie przekroczy progu rodzinnego domu mamy.
- Cześć, dziadku - spojrzał na grobowiec. Stał na nim bukiet sztucznych kwiatów i samotny znicz. Żałował, że sam nie kupił jakiegoś. - Zanosi się na deszczowy wieczór - ukucnął przed pomnikiem. - Brak mi ciebie. Nie mam z kim porozmawiać. Tak szczerze od serca. Powiedziałbyś, że mam Cedrica, ale on ma już swoje życie. Dziś coś tam pogadaliśmy, ale nie chcę go męczyć swoimi sprawami. Wiesz, jak hetero reagują na zwierzenia homo, nawet, jak są przyjaciółmi. Tylko ty potrafiłeś mnie tak naprawdę wysłuchać i doradzić. Nie narzekam na swoje życie, na to, że jestem sam, a chciałbym móc kogoś pokochać i aby ta osoba odwzajemniła uczucie. Brak mi tylko kogoś, kto by mnie przytulił. Tak, dziadku. Brak mi chłopaka. Jak sądzisz, czy ja kogoś spotkam? - teraz nie wstydził się łez, który spłynęły po policzku. - Czym bardziej jestem starszy, to tym mocniej brak mi kogoś. A ostatnio szczególnie, kiedy rodzice wyjechali i nie mieszkam w znajomych czterech ścianach - spojrzał na swoje palce, którymi zaczął się bawić. - Mieszkam u przyjaciółki mamy. Fajna jest i jej mąż oraz córka też. Ale mają syna. On mnie nie znosi. Tak, dziadku, jest przystojny. Bardzo. Ma ładne oczy, takie błękitne, a w słońcu wydają się jeszcze jaśniejsze - dopiero, jak to mówił, dotarło do niego, ile szczegółów zapamiętał. Nie zdawał sobie z tego faktu sprawy. - Taa, ty byś jeszcze powiedział, żebym go sobie bardziej poobserwował. On ma podły charakter. Muszę uważać, żeby nie zdradzić się z tym, że jestem gejem. Nie wygląda na osobę tolerancyjną. Zresztą, nie chcę mu przeszkadzać. Postaram się, jak najmniej czasu spędzać w jego pokoju. Jest zły, że musi się nim ze mną dzielić. Chciałem nawet się wynieść do domu. W ciągu tych paru godzin chyba ze sto razy się wyprowadzałem. Dwa razy byłem blisko tego. Nawet wyjąłem torbę, żeby się spakować, ale zadzwoniła mama i powiedziała, że w mieszkaniu będzie remont. Muszę zostać w domu tego chłopaka. Dam sobie radę, dziadku. Jak zawsze. Szkoda, że cię już nie ma przy mnie - przesunął palcem wskazującym po brzegu płyty nagrobnej. - Przyjdę jeszcze do ciebie mimo że to mnie kosztuje wiele, ale przyjdę - pierwsze krople deszczu spadły na jego skórę. - Pada. Zawsze kochałeś deszcz w przeciwieństwie do mnie. A burz nadal się panicznie boję. Śpij sobie spokojnie.
Oddalił się wolnym krokiem od pomnika. Zanim dotarł na przystanek, był już cały mokry i było mu zimno. Objął się ramionami i usiadł pod dachem na ławeczce. Na dworze, gównie przez to, że pogoda się popsuła, zrobiło się szaro i wieczór zbliżał się wcześniej niż gdyby świeciło słońce.

***

Miał przed sobą przedostanie zadanie do wykonania. Jeszcze jeden wyścig i zdobędzie mistrzostwo. Uwielbiał się ścigać wirtualnymi autami. W prawdziwym życiu nie pozwoliłby sobie na to, ale na komputerze mógł rozwijać zawrotne prędkości. Ostatnia prosta i pierwszy z sześciu etapów kończony. Gra przełączyła go na menu, gdzie mógł naprawić swój pojazd i go ulepszyć. Jeszcze tylko pięć etapów i bitwa z mistrzem o samochód. Fabrice był w tym dobry, więc nie martwił się, że może przegrać.
Słyszał, jak drzwi się otwierają i ktoś wchodzi. Doskonale wiedział, kto. Chłopak wrócił późno. On niedługo będzie się zbierał na imprezę. Zerknął na niego i zdziwił się, jak Alain wygląda. Jego przemoczone ubrania kleiły mu się do ciała, a włosy oblepiały twarz. Przemknęło mu przez myśl, że chciałby wiedzieć, jak smakuje jego mokra skóra. Lavelle wyjął z szafy suche rzeczy i ponownie wyszedł. Fabrice mógł wrócić do tuningowania swego auta. Nawet go pomalował. A kiedy Alain wrócił do pokoju, ponownie zwrócił na niego uwagę. Chłopak był już przebrany i suchy. Schował torbę na swoje miejsce. Wziął laptop i wyszedł z pokoju. Fabi zmarszczył brwi. Zdenerwowało go to. Natychmiast wybiegł za nim.
- Ej, mój pokój już ci nie odpowiada?
Alain odwrócił się w jego stronę.
- Nie będę ci wchodził w drogę, wiem, gdzie mnie nie chcą - popatrzył mu w oczy, ale zaraz poszedł na dół.
Fabrice zacisnął zęby i trzasnął drzwiami. Wrócił do gry.
- "Wiem, gdzie mnie nie chcą". Głupi, obrażalski chłopaczek - włączył wyścig i poczekał na odliczanie do startu. Samochody przeciwników ruszyły, a on stał w miejscu, ponieważ zamiast myśleć o tym, co się dzieje, przed oczami widział postać niechcianego współlokatora. - Kurwa, przez niego przegrałem - zły wyłączył grę, a potem komputer. Cóż, będzie miał więcej czasu na przygotowanie się do wyjścia.

***

Słyszał trzaśniecie drzwi. Czyżby go wkurzył? Przecież Fabrice sam tego chce, więc o co się wnerwia? W salonie usiadł na kanapie tuż obok śpiącej Nelly, która pomachała ogonem i ponownie zasnęła i zamiast włączyć laptopa, odłożył go, przypominając sobie o książce. Podszedł do regału i wyjął tą, która go wcześniej zainteresowała. Pochłonięty czytaniem nie zauważył upływu czasu. Ocknął się dopiero wtedy, kiedy w przedpokoju zapaliło się główne światło, a on zobaczył ubranego w strój wyjściowy Fabiego. Chłopak wyglądał tak fantastycznie, że Alain przez chwilę wstrzymał oddech. Zagapił się na niego dłużej niż trzeba, ale co mógł na to poradzić, było na co popatrzeć. Czarny, doskonały na nocny wypad, strój chłopaka podkreślał jego sylwetkę, dodawał tajemniczości i czegoś jeszcze. Czegoś, czym emanował tylko Fabrice. Spuścił wzrok na tekst, kiedy Fabrice zajrzał do pokoju.
- Wychodzę i wrócę późno. Nie czekaj na mnie, złotko, bo niegrzeczni chłopcy bawią się o tej porze, o której dzieci już śpią. Powiedz moim rodzicom, że jestem na imprezie.
- Dobrze - ledwie wydusił z siebie to słowo, zauroczony chłopakiem. Też mógł iść na tą imprezę. Mógłby chociaż na niego patrzeć... ale zaraz, dlaczego miał na niego patrzeć? To, że Fabrice wyglądał, jak młody bóg, nie oznaczało, że nie miał serca z lodu. Powrócił do czytania, ale tym razem od czasu do czasu przerywał i, patrząc w okno, przywoływał obraz tego seksownego drania.

***

Głośna muzyka, alkohol lejący się strumieniami, prawie nagie dziewczyny, które lepiły się do niego, jak rzep do psiego ogona i mnóstwo niezdrowego żarcia oznaczało tylko to, że trafił pod właściwy adres. Multum gości, tych zaproszonych i nie zaproszonych kłębiło się w dużym pokoju, kuchni, holu i piętrze. Wszystkim chodziło o to, żeby schlać się do nieprzytomności lub zaliczyć nowy towar. Mógł się założyć, że trzy sypialnie w tym domu są solidnie okupowane przez cieszących się sobą ludzi. I nie tylko sypialnie. Ostatnio trafił na parę w niezamkniętej łazience. Myślał, że będzie miał traumę do końca życia, widząc heterycki seks. Na samą myśl do tej pory przechodziły go nieprzyjemne dreszcze. Nie rozumiał, jak można pragnąć kobiety. Lubił płeć przeciwną, ale nie wtedy, kiedy chodziło o stosunki intymne.
- Fabi, kochaneczku, jesteś - Ingrid uwiesiła mu się na ramieniu. Dziewczyna nie rozumiała, co to znaczy "nie". Im bardziej ją odpychał, tym ona wracała do niego, jak bumerang i była coraz bliżej. - Bałam się, że mój pysiulek nie przyjdzie.
- Nie jestem twoim pysiulkiem - wyrwał jej się. Była ładna, wręcz śliczna, ale pchała łapy tam, gdzie on nie chciał ich mieć. No chyba, że zmieniłaby płeć. Chociaż, gdyby jako chłopak zachowywała się tak, jak teraz, to też wolałby jej unikać.
- Ależ jesteś. Tylko o tym nie wiesz. To kiedy się ze mną umówisz?
- Nie umówię się z tobą. Ile razy mam ci to powtarzać? - zirytował się. Minusem imprez była właśnie Ingrid. A plusa wypatrzył tuż obok schodów. Xavier, szczupły szatyn rozmawiał właśnie z gospodarzem imprezy. - Możesz mi przynieść coś do picia?
- Tak, pysiulku. A co chcesz?
- Coś, co zajmie ci cały wieczór na przygotowaniu tego. Mint Serfer* poproszę.
- Mint... Mint co?
- Mint Serfer.
- A co to jest?
- Dowiedz się.
- Ok, pysiulku – odeszła, coś sobie mrucząc pod nosem.
Pokiwał tylko głową i już miał podejść do swego obiektu zainteresowania, kiedy spostrzegł, że chłopaka już tam nie ma. Złapie go później.
- Doskonale sobie z nią poradziłeś - obok pojawił się Pascal.
- Na godzinę mam spokój.
- Gdybyś się oficjalnie ujawnił...
- Tak mi dobrze, przyjacielu. Kto wie, ten wie.
- No, ale miałbyś od niej spokój. Chodź, napijemy się.
- Czegoś bez alkoholu. Lotte się na mnie pogniewała i musiałem przyjechać swoim autem - przeszli do kuchni.
- O, biedaczek, musi zachować post - Pascal zrobił smutną minkę.
- Nie cierpię z tego powodu. Wolę mieć trzeźwy umysł - wyjął z kubła z lodem butelkę wody. Na takich spotkaniach wolał używać czegoś, co było zamknięte. Za dużo ludzi, za dużo nielegalnych substancji.
- Cześć, Thomas - Pascal podał rękę gospodarzowi.
- No, hejka. A ty co, będziesz żył o wodzie? - Thomas, wysoki przystojniaczek, zwrócił się do Fabrica.
- Dziś tak.
- A dla ciebie co zrobić? - chłopak zajmował się prowizorycznym barkiem.
- Piwo. Bez mieszanek, jak ostatnio. Omal po tym nie umarłem – westchnął ciężko Durand.
- Spoko.
- Thomas, widziałem, jak gadałeś z Xavierem. Jest tu gdzieś? - zapytał Chartier.
- Wpadł na moment. Musiał wracać do domu. Pasci, masz piwko i dobrze się bawcie.
Gdy odeszli w jakiś zaciszny kącik, Pascal zapytał:
- Thomas nadal nie wie, że Xavier jest gejem? - upił dużego łyka z butelki.
- Gdyby wiedział, nie wpuściłby go tu. Mnie też. Xav się ukrywa i gdyby nie to spotkanie naszej czwórki z nim, kiedy się całował z pewnym osobnikiem, do dziś bym o nim nie wiedział.
- Taa. Pamiętam. Potem sobie pogadaliście.
- I nie polowałem na niego, dopóki był zajęty - odkręcił nakrętkę i zesztywniał. - O cholera, jak coś, to mnie nie ma.
- Ale co? - zaraz jednak zrozumiał. Ingrid przepychała się pomiędzy ludźmi z drinkiem w ręku, szukając kogoś. Zaśmiał się.
Wieczór i połowa nocy upływały w doskonałym nastroju. Ingrid w końcu upiła się i nieprzytomna została zaniesiona na piętro. Pojawili się też spóźnieni Charlotte i Olivier. Dziewczyna nadal boczyła się na przyjaciela. Nawet po jego próbach pogodzenia się. Nie przejmował się tym zbytnio, gdyż wiedział, że za kilka dni sytuacja wróci do normy. W końcu, kiedy większość gości nie miała pojęcia, gdzie się znajduje lub ciężko było ich przekonać, że trawnik to nie basen i pływanie nago nie wchodzi w grę, Fabrice postanowił się ulotnić. Pożegnał przyjaciół i wsiadł do auta.
W domu po cichu wdrapał się na piętro. Był już dorosły, ale wracanie o drugiej do domu i robienie hałasu mogłoby wzbudzić złość w rodzicach. Do sypialni też wszedł na palcach i zamknął drzwi. Zaświecił lampkę przy swoim łóżku. Alain smacznie spał. Kołdra okrywała tylko nogi, a rozpięta koszulka od piżamy odsłoniła tors, który przyciągał wzrok Fabrica.
- Nie powiem, bo ładniutki jesteś - przesunął wzrokiem ku smukłej szyi chłopaka. - Ech, ale i tak cię nie lubię.
Wziął piżamę i poszedł pod prysznic. Dziesięć minut później spał, jak zabity. A sny, jakie go nawiedziły, miały mu nie dać spokoju.



* - Mint Serfer: składniki: 50ml wódki, 20ml likieru melonowego, 20ml soku ze świeżej cytryny, 50ml soku jabłkowego i sprite. Przygotowanie: wszystkie składniki mieszamy ze sobą w shakerze, przelewamy do szklanki ze skruszonymi kostkami lodu, dolewamy do pełna sprite i dekorujemy np. cząstkami cytryny.

22 czerwca 2012

Rozdział 3 - „Byłeś bliski, dopóki nie znałem o tobie prawdy”

Burze, burze, burze jedna za drugą przychodzą, ale teraz się uspokoiło, na chwilę, i mogę wkleić notkę, zanim znów coś nie przyjdzie. W weekend mnie nie będzie, wyjeżdżam.

Dziękuję za komentarze. :D Każdy daje mi kopa, bo chęć na pisanie w ostatnim czasie całkiem zniknęła. :(

Powiedziałam sobie, że nigdy tego nie zrobię, ale zrobiłam, czyli zgłosiłam opowiadanie "Gdy muzyka w duszy gra"  do ocenialni Półeczka yaoi

***

Otworzył oczy i od razu zorientował się, że to nie jest sen. Spędził noc w tym domu. W tym pokoju, który nie był jego. A miał nadzieję, że to koszmar, z którego się obudzi. Popatrzył na stronę drugiego łóżka. Fabrice spał jak kamień. Zsunięta do pasa kołdra odsłoniła gładki tors chłopaka. Wyglądał na takiego spokojnego, a nawet miłego. Szkoda, że rzeczywistość była inna. Obejrzał sobie jego ciało. Często myślał, jak to jest wtulić się w męskie ciało. Obawiał się, że jeszcze długo tego nie doświadczy. A pewnie nigdy taki chłopak, jak ten, co spał, nie weźmie go w ramiona. Przez moment zrobiło mu się smutno, ale zaraz się pozbierał. Zerknął na zegar wiszący tuż przy drzwiach. Dochodziła siódma. Normalnie spałby jeszcze z dwie godziny, ale nie mógł. Nie mógł też wynieść się stąd z samego rana, bo obudziłby białowłosego. To zrobi później. Teraz może wstać, ubrać się i pójść pobiegać. Mieszkanie na przedmieściach w takim wypadku było dużym plusem. Przy okazji zwiedzi okolicę. Wstał, od razu zaścielając łóżko. Wyjął po cichu z szafy szorty i koszulkę na ramiączkach. Zsunął z siebie spodnie od piżamy i założył spodenki.
Fabrice zbudzony jakimiś szelestami otworzył jedno oko, chcąc zlokalizować źródło hałasu. I zrobił to. Jego niechciany gość właśnie zdejmował dół piżamy, ukazując ładne, lekko owłosione łydki i gładsze, prawie pozbawione włosów, uda. Niestety to, co powyżej ud, zostało zasłonięte przez za długą koszulkę od piżamy. Po chwili te głupie szorty też okryły... Fabrice skarcił siebie za te myśli. Co go obchodzi, co tam chłopak ma? Już miał zamiar się odwrócić na drugi bok, kiedy górna część garderoby pożegnała się z ciałem Lavella. Jego oczom przedstawiła się ładnie zbudowana klatka piersiowa Alaina, płaski brzuch, a od pępka w dół podążała cienka ścieżka włosów i chowała się pod spodniami. Prawie się oblizał na myśl, gdzie się kończyła. Ponownie powrócił do jego torsu.
- Nie jest chuchrem - pomyślał i kopnął się mentalnie w tyłek. Zły, że tak mu się przygląda i o czym myśli. Przecież go nie lubi. Odwrócił się twarzą do ściany.
Tymczasem Alain, założywszy koszulkę, spojrzał na chłopaka. Mógłby przysiąc, że czuł na sobie jego wzrok. Niemożliwe, bo ten był odwrócony do niego plecami. I dobrze, ponieważ nie chciał, żeby się na niego gapił i jeszcze śmiał się z niego. Od razu przypomniały mu się słowa z wczorajszego wieczoru: "Bo go tu, kurwa, nie chcę!". Odrzucił te smutne myśli i wziął swój telefon. Godzina na bieganie, później wróci, weźmie prysznic i znika stąd. A państwa Chartier przeprosi za swoją ucieczkę. Chociaż z drugiej strony wyjdzie na tchórza przed tym palantem. Co miał zrobić? Może świeże powietrze mu pozwoli wszystko sobie poukładać. Wyszedł z pokoju.
Wtedy Fabrice wstał i zaciekawiony, dlaczego chłopak ubrał strój sportowy, wyjrzał przez okno. Wychodziło ono na podwórko przed domem. Po jakimś czasie Alain wyszedł z domu i rozciągnął mięśnie. Po krótkiej rozgrzewce pobiegł w swoją stronę.
- A więc biegasz? A biegaj sobie. Możesz nawet nie wrócić. I kto widział, żeby wstawać o tej porze? W sumie, jak się idzie spać po dobranocce... Dzieciak - wrócił do łóżka i cały nakrył się kołdrą. W pokoju już było za widno przez dawno już wzeszłe słońce, a nie chciało mu się zasuwać rolet. Chciał spać do południa, dla niego dopiero wtedy był ranek. Nie dane było mu jednak pospać. Jego własny telefon zrobił mu pobudkę. Zawarczał.

***

Zgodnie z planem miał przebiec dziś godzinę. Tylko, że po dziesięciu minutach stracił chęć do tego. Zatrzymał się przy linii drzew i oparł o jedno. Wyłączył stoper w telefonie. Jak tak dłużej myślał o ucieczce do domu, tym bardziej był zdania, że powinien tu zostać. Głównie po to, by zrobić na złość swemu nowemu koledze. Chłopak chce się go pozbyć i dałby mu satysfakcję, opuszczając jego dom. Uśmiechnął się. Nie zrobi tego. Zniesie jego zachowanie i cięte słowa, jakimi pewnie nie raz go uraczy i nie wyjdzie na tchórza, a Fabrice będzie wściekły. Wróci teraz do tego domu, wykąpie się i zje śniadanie, a potem... potem samotnie spędzi kolejny dzień. Zawrócił.
Kiedy tylko znalazł się w domu, z kuchni dobiegł go odgłos tłuczonego szkła. Wszedł tam i zastał Amelie ostrożnie zbierającą szkło z jasnych płytek w ciemne wzory pełne kwadratów i zawijasów.
- Uważaj, nie pokalecz się.
- Spokojnie, mam wprawę - trzynastolatka większe kawałki wrzuciła do kosza, a do tych mniejszych wzięła zmiotkę i szufelkę. Mogła tak zrobić od razu, ale po co?
- Tak często sprzątasz rozbite szklanki? - Alain wziął papierowy ręcznik i starł rozlany płyn.
- Nie, aż tak często, to nie, ale wtedy, kiedy niosę coś gorącego, a nie wezmę sobie podstawki.
- Aha - teraz bez tych słuchawek i ciągłego nucenia piosenek wydała mu się bardziej spokojna. Wyrzucił papier do kosza. - Jadłaś śniadanie? Jak coś, to zrobię jakieś kanapki, jak się wykąpię.
- Nie jadam śniadań.
- Błąd, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.
- Taki jesteś mądry? - do kuchni wszedł Fabrice.
- Każdy to wie.
- Ty pewnie szczególnie - zlustrował go wzrokiem.
- Dlaczego? - zapytał niepewnie Alain.
- Pewnie masz tendencję do tycia i musisz takie rzeczy wiedzieć. Wiesz, co, kiedy i ile jeść oraz musisz biegać - nie to, żeby miał coś przeciw porannemu joggingowi. On chodził na siłownię. Nie po to, żeby pakować, ale aby utrzymać ładną sylwetkę.
- Biegam dla zdrowia, jeżeli to cię interesuje.
- Nie interesuje - Fabrice otworzył lodówkę, którą matka zapełniła po brzegi. Zastanawiał się, co ma zjeść.
- Zrób sobie zdjęcie i wtedy wybierz produkty - siostra zatrzasnęła mu drzwi chłodni. - Wpuszczasz ciepło. Alain, dziś chyba zjem śniadanie - chciała zrobić bratu na złość.
- To ja zaraz wrócę - miał zrobić kanapki dla nich dwoje czy dla tego chłopaka też?

***

- Co mu się tak podlizujesz, siostra?
- Fajny jest. Jakbyś popatrzył na niego pod innym kątem, to może byś to zobaczył - odpowiedziała trzynastolatka. - Nie wiem, czy wiesz, ale za tydzień jadę na obóz i wracam za trzy tygodnie.
- A co mnie to obchodzi? - znów sięgnął do lodówki.
- Masz mnie odwieźć.
- Ja? – prychnął, patrząc na nią. - Niech cię mama odwiezie albo tata.
- Oni nie mogą. Harują na nasze utrzymanie, o ile jeszcze tego nie wiesz - poprawiła swoją bluzkę.
- Gdzie mam cię odwieźć? - wyjął żółty ser i pomidory.
- Do Rion-des-Landes.
- Że co?! Gdzie? To około stu kilometrów stąd i to po prostej linii. Oszalałaś? Co to za zadupie? Nie możesz jechać pociągiem? - ponownie przyjrzał się wyjętym produktom, ale po tej wiadomości chyba stracił apetyt.
- Nie mogę, bo rodzice mi zabronili, a inni dostaną się tam też autami. Poza tym, mam kochanego brata i mi pomoże - uśmiechnęła się słodko.
- Niech będzie, przynajmniej na dzień będę miał z głowy... Wiesz, kogo.
- Poproszę go, by z nami jechał - uśmiechnęła się złowieszczo. - W drodze powrotnej będziesz miał towarzystwo.
Właśnie miał wielką ochotę zacisnąć swoje dłonie na tej delikatnej, dziewczęcej szyjce i ścisnąć z całej siły. Jeszcze czego. Nie i już. Ten chłoptaś nie pojedzie z nimi.
- Mama mówiła, żebyśmy nie pozwolili Alainowi samemu spędzać czas. Pojedzie z nami. Lubię go - mówiła dziewczyna. - Bo mama ci nie da kieszonkowego, będziesz musiał pójść do pracy i zarobić na studia, bo za nie też nie zapłaci – zagroziła.
- Mała wiedźma. Jak możesz lubić kogoś, kogo znasz od kilku godzin?
- A ty, braciszku, jak możesz nie lubić kogoś, kogo... - puściła mu oczko.
- Bardzo zabawne – przewrócił oczami. - Za godzinę będą tu moi znajomi - poinformował ją.
- No i?
- Masz nam nie przeszkadzać, mała.
- Nie jestem mała i zanim zjesz śniadanie, to pojedź do wujka po Nelly.
- Dlaczego on jej nie przywiezie? - z powrotem schował swoje śniadanie do lodówki.
- Musi zostać z bliźniakami, a są chore. To co, pojedziesz po nią?
- Pojadę - westchnął ciężko i wychodząc, w drzwiach minął się z Alainem. Nawet na niego nie spojrzał i z szafki na przedpokoju wziął kluczyki od auta. Jego przyjaciele będą tu za godzinę, to zdąży wrócić.

***

Levelle zmarszczył brwi zaskoczony takim całkowitym zignorowaniem go przez białowłosego chłopaka.
- Przeszedł obok mnie, jakbym był powietrzem. Nie wiem już, co lepsze - spojrzał na dziewczynę, która siedziała na stole i wymachiwała nogami.
- Trudno rozszyfrować, co siedzi w moim bracie. Wiem jedno, że ma dobre serce. Nie widać po nim tego, bo teraz przebija przez niego egoizm. Jakoś dawniej był inny. Jest zły, bo wtargnąłeś w jego świat, czyli do jego pokoju, który do tej pory dzielił sam ze sobą. To co zrobimy na śniadanko? Byleby nie jajka. Nienawidzę jajek.
Alain po raz pierwszy od przybycia tutaj prawdziwie się uśmiechnął i poczuł swobodnie.
- Powiedz mi, gdzie co jest, to zrobię takie kanapki, że ze smakiem zjesz, nawet jakby był na nich plasterek jajka.
Trzynastolatka naburmuszyła się i zeskoczyła na płytki.
- Spokojnie, nie będzie jajek - zaśmiał się.
- Ok. To pomogę ci.

Jakieś pół godziny później, już po śniadaniu i zmyciu naczyń, Amelie zajęła się swoimi sprawami, a on sam przeglądał regał z książkami, które zajmowały prawie całą ścianę w pokoju dziennym. Nieświadomie uśmiechał się, kiedy wpadały mu w oko tytuły, jakie zawsze chciał przeczytać. Dla niego to było rozrywką - usiąść w wygodnym fotelu, otworzyć książkę i pozwolić się wchłonąć w świat, który istniał na jej kartach. Nie potrzebował imprez, chodzenia bez celu po mieście, wyjść do kina... no, może tego ostatniego chciał, ale nie sam. Zawsze wyobrażał sobie, że idzie na seans razem ze swoim chłopakiem, lecz szybko to pragnienie w sobie tłumił. Był zbyt nudny, jak mówili w szkole, aby ktoś normalny się nim zainteresował. No dobra, ukrywał, że był gejem, ale dziewczyny też go nie chciały. Przesunął palcem po brzegu powieści o wielkiej miłości, która dała radę pokonać wszystkie przeszkody. Tak, czytał takie rzeczy. Żałował, że mówiła o uczuciu kobiety do mężczyzny, ale czasami oczami wyobraźni widział dwóch młodych mężczyzn, nie oszukując siebie, jednym zawsze był on, a drugim... jakiś aktor, piosenkarz. Miał swój ideał chłopaka pod względem charakteru: dobry, opiekuńczy, cierpliwy, o pięknym uśmiechu. O wyglądzie nigdy nie myślał, wiedząc, że i tak ludzie często zakochują się w osobach przeciwnych do tego idealnego kandydata. Wygląd dla niego nie miał znaczenia, liczyło się to, co kryło serce. Już miał wysunąć książkę z półki, kiedy warkot silnika samochodu sprawił, że zaciekawiony podszedł do okna. Nieznane mu auto zaparkowało na wjeździe, a po paru sekundach wysiadły z niego dwie osoby. Dziewczyna szybko podbiegła do chłopaka i uwiesiła mu się na szyi, całując go głęboko. Alain lekko zawstydzony spuścił wzrok na stojący na parapecie kwiat, aby po chwili zarejestrować wygrywający jakąś melodię dzwonek do drzwi. Przez chwilę miał nadzieję, że Amelie zejdzie z piętra, ale uświadomił sobie, że przy słuchawkach na uszach nic nie usłyszy. Trzynastolatka coś wspominała, że przyjadą przyjaciele Fabricia, ale sądził, że chłopak będzie wtedy w domu. Dlatego chciał wziąć książkę i poczytać w ogrodzie, żeby zejść mu z drogi. Teraz jednak drzwi musiał otworzyć on, co właśnie zrobił.
Roześmiana dziewczyna od razu spojrzała na niego z błyskiem w oku. Właściwie to przesunęła wzrokiem po całej sylwetce Alaina. Jej usta rozszerzyły się w uśmiechu. Na uszach miała ogromne kolczyki koła, a pod dolną wargą malutką, srebrną kulkę.
- O, cześć. Ty pewnie jesteś Alain?
- Tak - czyżby białowłosy mówił o nim? Pewnie, że mówił, a raczej Alain zgadywał, że żalił się na niechcianego osobnika w swoim domu. Przeniósł wzrok na stojącego za dziewczyną chłopaka. Miał duże, szare oczy i lekko fioletowe włosy, a nawet brwi. Wzrostem przewyższał zarówno dziewczynę, jak i jego.
- Cześć - obcy chłopak wyciągnął ku niemu rękę. - Jestem Olivier.
- Cześć - Alain zaskoczony miłym zachowaniem oddał uścisk dłoni. Chociaż takie zachowanie może być mylące, nie raz mu się to zdarzyło. Wiedział, że nie powinien tak osądzać wszystkich, lecz to było silniejsze od niego.
- Jesteśmy znajomymi Fabricia. Jest w domu? - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Nie ma, ale niedługo będzie - Amelie zeszła ze schodów. - Pojechał po Nelly.
Alain przepuścił parę i zamknął za nimi drzwi. Nie był pewien, co miał robić. Zaprosił ich więc do kuchni i zaproponował coś do picia. Czuł się lepiej, gdy nastolatka mu również towarzyszyła. Zrobił Charlotte kawę z kardamonem, którą po pierwszym łyku zachwalała, a Olivierowi podał sok pomarańczowy.
- Ładniutki jesteś - Charlotte nie wstydziła się komentować czyjegoś wyglądu, a i jej chłopak nie był zazdrosny. Wiedział, że go kocha. Planowali też wspólną przyszłość. Siedziała przy stole i mieszała kawę.
Alain nie wiedział, co odpowiedzieć poza cichym dziękuję. Sobie nalał wody, głównie dlatego, że nie miał co zrobić z rękoma, a tak, to przynajmniej trzymał szklankę. Popatrzył na nich.
- Może wybrałbyś się z nami wieczorem na imprezę? Nasz znajomy organizuje. Jego starzy wyjechali - powiedział Olivier. Stał oparty o szafkę tuż przy zlewozmywaku. Widać, że czuł się tutaj, jak w domu.
- Ja... raczej... - zająknął się. Mógł wyjść do pizzerii, kina, ale na imprezę nie. Był kilka razy i stał pod ścianą. Jego niby znajomi zabrali go i zostawili. Wszyscy wokół byli pijani, zaczepiali go, śmiali się z niego, że nie pije, że jest dziwakiem, bo on nie pije, nie pali, że pochodzi z innej planety... Teraz też wolał nie iść. Tylko nie wiedział, jak odmówić.
Nagle do kuchni wpadł duży Golden Retriever, od razu opierając się przednimi łapami o klatkę piersiową Alaina, zaskakując go przy tym. Serce mu mocniej zabiło, ale zaraz wyciągnął wolną rękę i pogłaskał psa po kremowej, lekko falującej sierści. Zadowolony pies zamachał radośnie ogonem.
- Nelly, co ty... - do kuchni wpadł Fabrice i zastał swoją ulubienicę wniebowziętą, że ten obcy pan ją głaszcze. Nelly, mimo że przyjazna dla ludzi, nie była tak ufna w stosunku do obcych, a tego chłopaka widziała pierwszy raz i zachowywała się tak, jakby znała go od zawsze. Podobno psy wyczuwają dobre i wartościowe osoby.
- To ty jesteś Nelly? - zapytał psa Alain i kucnął, bardziej tarmosząc sierść suki, która była bardzo rada z tych pieszczot. Machała ogonem na wszystkie strony i radośnie popiskiwała. - Śliczna jesteś - kochał psy i zawsze chciał jakiegoś mieć, ale rodzice nigdy się na to nie zgodzili.
Fabrice patrzył na tą czułą scenkę z zaskoczeniem. Przynajmniej młodziak lubił psy.
- Widzisz, poznała się na nim szybciej niż ty - szepnęła mu do ucha siostra, przez co musiała wspiąć się na palce i wyszła, zanim ją uderzył.

***

- On jest fajniutki - Charlotte klapnęła na kanapę, kiedy cała trójka weszła do pokoju Fabricia. - Nie rozumiem, czego ty od niego chcesz. Jest nieśmiały, ale niezłe z niego ciacho.
- Nie jesteś zazdrosny, jak Lotte tak mówi o innym? - Fabrice zapytał jej chłopaka.
- Nie mów do mnie Lotte - oburzyła się dziewczyna.
- Ufam jej. Wiem, że mnie kocha, a poza tym ma oczy. Widzi, jak facet jest przystojny. Nie zabraniam jej patrzeć. I ma rację, co do twego współlokatora, on jest spoko. Zaprosiłem go do Thomasa - rozsiadł się wygodnie na obrotowym krześle tuż przy biurku.
- Co zrobiłeś? Sądzisz, że pójdzie? - Fabrice sięgnął do zamykanej półki przy szafie po filmy, jakie miał im pożyczyć. Kupował je od lat i miał ich bardzo duży zapas. Zastanawiał się, gdzie podziały się niektóre z nich.
- Sam mówiłeś, że twoja stara chce, abyś go gdzieś wyciągnął. Imprezka jest dobra.
- Ale, Oli, ja nie mam zamiaru opiekować się nim. Chcę się zabawić. Zabawić - powtórzył. – Rozumiesz, co to znaczy?
- Pewnie lecisz na tego Xaviera. Sądzisz, że da ci się przelecieć? - zapytała dziewczyna, rozglądając się wokół. Zjadłaby orzeszków. Czasami Fabi miał jedno opakowanie w pokoju.
- Nie chcę go przelecieć. Chcę się z nim umówić. Podoba mi się i nie chcę, by ten... Alain to zobaczył. Jeszcze ucieknie z krzykiem, że mieszka z pedałem - wyjął kilka płyt i podał przyjacielowi. - Z drugiej strony, w ten sposób pozbyłbym się go - zamyślił się przez chwilę.
- Nie wierzę, że tego nie widzisz - Lotte podeszła do swego chłopaka i zabrała mu filmy, które powoli przejrzała, przy okazji rzucając okiem na opisy.
- Czego znowu? Co ci się uroiło w tej rudej głowie? - Fabrice czasami miał dość jej pomysłów. Nie raz niewiele z tego rozumiał. Cieszył się, że faceci są mniej skomplikowani od kobiet.
- Jak to, czego? On jest w twoim typie. Pamiętam, jak opisywałeś mi swój ideał.
- To było ze dwa lata temu i wcale nie jest w moim typie. Bierzecie te filmy, czy dać wam inne? - skrzyżował ręce na piersi.
- Tych nie widzieliśmy. Co z tego, że dwa lata temu?
- Nawet, jakby pod względem wyglądu przypominał mi ideał, to po pierwsze, - zaczął wyliczać białowłosy - jest nieśmiały, a nie mam zamiaru żyć z takim w celibacie i czekać, aż jaśnie pan pozwoli na coś...
- Pfi - prychnęła dziewczyna. - Nieśmiali w łóżku są super słodcy, a jak się nakręcą, to potrafią być gorący. No, Oli, nie patrz tak, Diane mi mówiła, jak to było z jej chłopakiem. Przecież wiesz, że byłeś pierwszym i jedynym - cmoknęła w czubek nosa swoją miłość, wcześniej wspinając się na palce. Była od niego niższa o dwadzieścia centymetrów.
- Po drugie, - Fabrice ponowił swoją wyliczankę zirytowany, że mu przerwała - nie lubię go, po trzecie, najprawdopodobniej nie jest gejem...
- A skąd możesz to wiedzieć? Twój gej radar właściwie nie działa - ponownie mu przerwała. - Ty byś nie rozpoznał geja, nawet jakby miał na sobie tęczową flagę i wielki napis...
- Dobra, stop, zaraz zaczniecie się kłócić - przerwał im Olivier. Znał ich na wylot i wiedział, że od czegoś takiego się zaczynały ich kłótnie. - To co, idziemy na miasto? Pascal nam będzie zazdrościł. Niech siedzi w tej swojej pracy.
- On ma ambicje zawodowe, chce sam zarobić na siebie, a my mamy ambicje, aby się bawić - Charlotte schowała płyty do torebki, która była tak duża, że mogła śmiało pomieścić kilka książek, mały stosik gazet i jeszcze miejsca by zostało na inne kobiece drobiazgi.
Zeszli na dół. Alain i Nelly nadal przebywali w kuchni obecnie wraz z Amelie, która pokazywała chłopakowi kilka sztuczek, jakie potrafiła zrobić suczka.
- Alain, miło było cię poznać - Charlotte wyciągnęła do niego rękę, ale nie puściła jej zaraz po uścisku. - Idziemy połazić po mieście. Zjemy pizzę, zobaczymy, co grają w kinie, chodź z nami.
- Właśnie, idź. Nelly potrzebuje spaceru, to pójdziecie do parku - uśmiechnęła się trzynastolatka.
Alain, nie wiedzieć czemu, popatrzył na Fabricia i na jego ustach ujrzał kpiący uśmieszek. Cóż, do parku z psem może iść. Białowłosy pewnie tego nie chce, ale on zrobi mu na przekór. Miał trzymać się od niego z daleka, ale nie zrobi tego. Chłopak go osądził, nie poznając go, a on chciał, żeby jakoś go zaakceptował. Mieszkanie z kimś pod jednym dachem i do tego w jednym pokoju nie jest łatwe, kiedy ten ktoś tobą gardzi. Dobrze, że Fabrice nie wie, że jest gejem. Wtedy na pewno by go stąd wyrzucił, nie patrząc na swych rodziców.
- W sumie czemu nie. Ale tylko do parku.
- Ok, jak chcesz. Fabrice, gdzie Nelly ma smycz? - zapytała Lotte.
- Ta nowa pewnie została u wujka - podrapał się po karku. – Amelie, przynieś tą starą.
- A dlaczego twój pies był u wujka? - zaciekawił się Olivier.
- Dotrzymywała towarzystwa moim sześcioletnim kuzynom - cały czas patrzył na Alaina drapiącego po uchu psa. - Lubi tam być.
- Trzymaj - Amelie podała mu zielono-czerwoną smycz.
Fabrice podszedł do zainteresowanych wyłącznie sobą, człowieka i psa. Ukucnął i przypiął smycz do obroży. Robiąc to, przypadkiem dotknął palców Alaina. Między nimi przebiegła iskra wyładowania elektrycznego. Obaj popatrzyli na siebie i zabrali ręce, które były blisko siebie. Za blisko. Alainowi serce zbiło szybciej i nie wiedział, czemu, a Chartier natychmiast podniósł się i przyciągnął psa do siebie.
- Nelly, idziemy na spacer.
- Mogę ją poprowadzić? - zapytał Alain, spoglądając mu w oczy i tylko on wiedział, ile to go kosztowało. I dlaczego jego serce tak szybko bije? Pewnie ze strachu. Przecież to było tylko przypadkowe dotknięcie, więc to na pewno nie z tego powodu i tego prądu... Co to w ogóle było?
- Pewnie, że możesz - Charlotta wyjęła smycz z dłoni przyjaciela i podała nowo poznanemu chłopakowi. - To ruszajmy cztery litery, bo do jutra tam nie dotrzemy.
- Kochanie, to tylko dziesięć minut drogi stąd. Nie idziemy do centrum - Olivier objął ją i wyprowadził z kuchni.
Nelly, ciągnąc za sobą Alaina, wybiegła uradowana za parą. Natomiast Fabrice z niewyraźną miną, że nie jest głównym obiektem zainteresowania swego psa, powlókł się za nimi.

W parku, nieczęsto odwiedzanym przed południem przez ludzi, spacerowało tylko kilka osób, głównie starszych. Trzech chłopaków, dziewczyna i skaczący wokół nich pies szli alejką pomiędzy starymi drzewami Buków Płaczących, których korony rzucały wokół gęsty cień. Charlotte bez przerwy mówiła, nie dopuszczając nikogo do głosu. Przy rzędzie ławek usiadła na kolanach swojego chłopaka i popatrzyła na Alaina, który był jakiś przygaszony. Wydawało jej się, że widzi błysk w jego oku, kiedy zgodził się wyjść.
- Alain, masz rodzeństwo?
Lavelle uklęknął na trawie przy psie. Miał spodnie nad kolan, także nie bał się, że zazieleni ubranie.
- Jestem jedynakiem - próbował odsunąć od siebie pysk Nelly, która usilnie starała się go pocałować.
- Nie brak ci rodzeństwa? - dopytywała dziewczyna.
- Myszko, znów przeprowadzasz jakiś wywiad? - odezwał się Olivier. - Nie męcz go.
- Nie ma sprawy, to nie są pytania, na które nie mogę odpowiedzieć. Nie wiem, jak to jest mieć rodzeństwo, więc za tym nie tęsknię.
- Mogę ci pożyczyć kogoś z mojej rodzinki. Mam trzy starsze siostry. Dwóch braci, też starszych i już żonatych oraz sześcioletnią siostrę – mówiła dziewczyna.
- Fajnie jest mieć tak dużą rodzinę? - zastanawiał się, dlaczego Fabrice dziwnie na niego patrzy. Tak, jakby mu coś zabrał.
- Na każde święta mam ruch w domu taki, że po tym marzę tylko o wyciszeniu się przy dobrym filmie - zaśmiała się. - Ale fajnie jest, wesoło.
Fabrice nie przysłuchiwał się tej krótkiej rozmowie, ponieważ coraz bardziej zaczynało w nim wrzeć. Na spacerach Nelly zawsze bawiła się z nim, a teraz stał się dla suczki niewidzialną osobą. Co ten chłoptaś miał w sobie, że jego rodzice, siostra, a nawet Lotta, nie licząc już psa, tak się nim interesowali, pomagali? Nie dość, że zabrał mu wolną przestrzeń, zmusza go w domu do ukrywania swej seksualności, czego coraz bardziej ma dość w swoim życiu, to teraz kradnie mu psa. Niezupełnie kradnie, ale on tak to odczuł. Podszedł do Alaina.
- To mój pies. Daj mi smycz.
- Słucham? – wstał, otrzepując z trawy kolana.
- Głuchy jesteś? Nie wiedziałem. Będę mówił głośniej. Daj mi smycz. Nelly to mój pies, nie twój.
- Przecież wiem.
- Wiesz? To dlaczego wciąż siedzi przy tobie, a ty ją miziasz, jakby była twoja?
- A co, miałbym ciebie miziać? - zarumienił się, kiedy dotarło do niego, co powiedział.
Fabricia na moment zatkało, a pozostała dwójka wstrzymała oddech.
- Posłuchaj, młody. W moim domu jesteś gościem tylko dlatego, że rodzice tak chcieli. Wielcy samarytanie - mruknął Chartier. - Zajmujesz połowę mojego pokoju, mieszasz mi w życiu, a teraz...
- Czy ty sugerujesz mi, że zabieram ci również psa? - Alain nie wytrzymał. Ten chłopak był nie do wytrzymania. Mimo swego spokojnego charakteru, Lavelle czasami potrafił pokazać pazury i teraz był taki moment. - Zrozum, że nie pojawiłem się tutaj, by ci wszystko zabierać. Nie chciałem mieszkać w TWOIM domu! Nawet nie wchodzę tobie w drogę...
- Nie masz jak, jesteś tu od wczoraj.
- Nawet, gdybym siedział tu od miesiąca, to i tak wolałbym cię unikać, bo jesteś egoistycznym dupkiem! Nie widzisz nic poza czubkiem własnego nosa, baranie!
- A ty, panie Levelle, jesteś ciapowatym chłopaczkiem, który nic nie potrafi. Dzieciak z ciebie i to taki, który nie potrafi sam mieszkać. Co, boisz się ciemności? - zaszydził. - Założę się, że ktoś taki, jak ty, nie ma przyjaciół. Bo kto by mógł przyjaźnić się z taką ofermą życiową?
Alain otworzył i zamknął usta. Wiedział, że tak będzie. Znów te same słowa tnące do głębi samotne serce. Nie pasuje kolejnej osobie to, jaki jest. Może i był ofermą życiową, ale miał przynajmniej serce, w przeciwieństwie do stojącego naprzeciw białowłosego chłopaka. Opuścił wzrok, chcąc ukryć ból, jaki się w nich krył. Zbliżył się do chłopaka. Złapał go za rękę, co zaskoczyło Fabricia, bo ponownie poczuł przepływający w tym dotyku prąd. Alain teraz tego nie zauważył. Włożył mu do ręki smycz i powoli odszedł. Słyszał, że Charlotte go woła, ale przyspieszył kroku, a w końcu zaczął biec przed siebie. Ponownie chciało mu się płakać i był zły. Nie, był wściekły. Wściekły na Chartiera, na siebie i cały świat.

***

Tymczasem Fabi pomasował swoją dłoń, nadal odczuwającą ciepło palców Alaina.
- Jesteś głupi - Lotte uderzyła go w ramię. - W czym on ci przeszkadza?! Jest bardzo miły, spokojny. Przecież nie ukradnie ci psa, idioto! Nic ci nie weźmie! Jak mogłeś go tak potraktować? Nawet go nie znasz! Uprzedziłeś się do niego na początku, ale teraz to jest wprost kretyńskie! - ponownie go uderzyła, a on stał niewzruszenie i słuchał jej wrzasku, którym zwracała uwagę innych ludzi. - Jesteś moim przyjacielem, ale nigdy nie spodziewałam się po tobie takiego zachowania! Dobra, egoistyczna z ciebie świnia, ale nie bez serca! Dlaczego tak go zraniłeś? Kurwa, masz z nim kontakt od paru godzin i tak bardzo on ci przeszkadza? W czym, do licha? To, że jest? Istnieje? Na trochę zamieszkał w twoim pokoju, domu? Olivier, idziemy, nie mam ochoty dziś patrzeć na tego dupka - pod koniec zwróciła się do swego chłopaka, który udawał, że ich nie zna i ruszyła przodem do domu Fabricia, gdzie zostawili auto.
Olivier tylko położył na ramieniu Fabiego dłoń i ścisnął je lekko.
- Idź za nią, inaczej i tobie się dostanie - on wiedział, że nie oberwał za darmo. I wiedział, dlaczego tak się zachowuje. Gdy został sam, ukucnął przy suce, która siedziała spokojnie obok ławki. Objął ją. Po prostu nie chciał mieć kogoś w pobliżu, przywiązać się, a potem dostać kopa w tyłek, gdy komuś nie spasuje to, jaki jest. Nie dopuszczał do swego życia nikogo poza znaną trójką. Owszem, byli inni znajomi, nie był sam, ale po tamtym... Tak wiele dał z siebie... Myślał, że Gilbert jest jego przyjacielem, akceptuje go, a tymczasem pewnego razu:

- Gil, nie pij więcej. Wiesz, że nie możesz - to pierwszy raz, kiedy przyjaciel się upił. - Oli i Pascal czekają na nas na zewnątrz. Chodź - pociągnął go w górę za ramię. Gilbert podniósł się ze stołka barowego i wyrwał rękę.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić - mimo tego wyszedł z pubu.
- No wreszcie. Ile mamy czekać? Mykamy do domu - zajęczał Pascal. Jutro miał od samego rana zajęcia.
- Gil, pomogę ci. Lepiej, żebyś się w domu nie pokazywał. Przenocujesz u mnie, a jutro odwiozę cię do domu - mówił Fabrice. Dochodziła już północ, ulice opustoszały i tylko w pubie za nimi nadal słychać było gwar.
- Nie jadę do ciebie. Jeszcze mnie zgwałcisz - odsunął się się Glibert.
- Co?
- Jesteś pedałem, więc lubisz facetów. Ja jestem facetem, a to znaczy...
- Że się rzucę na ciebie? Co ty gadasz? Jesteś pijany, chodź, taksówka czeka - Fabrice ponownie złapał go pod ramię.
- Zostaw - wyrwał się. Olivier i Pascal cały czas patrzyli na nich. - Nigdzie z tobą nie idę. Myślisz, że nie widzę, jak na mnie patrzysz? - popatrzył na niego. Zimne powietrze, była późna jesień, otrzeźwiło go.
- Patrzę, jak na przyjaciela. O co ci chodzi? - Fabi rozłożył ręce na boki.
- O twoje pedalstwo. Byłeś w porządku, dopóki nie wyznałeś mi prawdy.
- Ale to było dwa miesiące temu - Fabrice czuł się coraz gorzej. - Nie przeszkadzało ci to.
- Przeszkadzało, ale nie wiedziałem, jak mam powiedzieć ci, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - Gilbert oparł się o ścianę, nie mogąc ustać na nogach.
- Ta, i dopiero po pijanemu język ci się rozwiązał. Teraz, na środku ulicy, po tym, jak ci pomagałem. Jak omal sam nie straciłem miejsca na studiach, żeby uratować ci tyłek przed wywaleniem z nich, jak dałem ci swoją przyjaźń, dom, kiedy twoi rodzice się kłócili, a ty stawałeś się ofiarą kłótni, ty postanowiłeś mi wbić nóż w serce? I to dlatego, że boisz się o to, abym się do ciebie nie dobierał? Nawet o tym nie pomyślałem!
- I dobrze, bo rzygać mi się chciało, jak byłeś blisko mnie. Pedały powinny być zamykani w obozach, a tam... – urwał, gdy mocne uderzenie powaliło go na ziemię.
- Nie chcę cię więcej widzieć, Gilbercie - Fabrice rozprostował bolące palce. Facet miał twardą szczękę.
- Fabi, on jest pijany - próbował uspokoić przyjaciela Palscal.
- Udaje. Jest trzeźwy bardziej niż ja czy ty - to go bolało najbardziej. Gilbert musiał udać, że jest pod wpływem alkoholu, żeby w końcu wyrzucić z siebie, jak bardzo go nienawidzi. - Byłem ci potrzebny, to nie chciałeś się mnie pozbyć. Wykorzystałeś mnie. Pedał, który potrafi wybłagać u twoich profesorów, żebyś nadal studiował lub dał ci dach nad głową, podzielił się z tobą wszystkim, był przydatny. Ale teraz już możesz się go pozbyć. A ja miałem cię za kogoś bliskiego.
- Byłeś bliski, dopóki nie znałem o tobie prawdy – mężczyzna, który miał dwadzieścia cztery lata, podniósł się. - Potem faktycznie cię wykorzystałem.
Fabrice odwrócił się pełen smutku w swoich oczach. Nikomu nie można ufać.

Dał się wykorzystać i zbliżyć komuś spoza osób z przeszłości i dzieciństwa tylko raz. Tą osobą był Gilbert. Przyrzekł sobie, że już nigdy nikomu nie zaufa. Stał się egoistą, ale w ten sposób bronił siebie i tego, co należy do niego przed zniszczeniem lub bolesnymi ciosami. Wolał ranić pierwszy niż być zraniony.
- Chodź, Nelly, pójdziemy na ten spacer - tylko przed nią mógł pokazać swoją prawdziwą twarz.